Słońce za chmurami 9
Dodane przez Aquarius dnia Marca 24 2012 09:37:26
13. Początek końca

Uśmiechała się beztrosko, spoglądając na niego. Przekrzywiała głowę na bok, zadając jakieś niezwykle głupie pytanie. Wyciągała dłoń, żeby zmierzwić mu włosy w czułym geście. Pochylała się, żeby złożyć pocałunek na jego nieogolonym policzku. Obejmowała go, wdychając jego zapach i powtarzając, że śmierdzi papierosami. Mówiła, że palenie jest niezdrowe i nie chce, aby coś mu się przez to stało.
A on?
A on ledwo co to wytrzymywał. Nie odpowiadał na jej czułe gesty, pocałunki, nawet nie obejmował jej, gdy ta go przytulała. Miał ochotę złapać ją za ramiona, potrząsnąć i kazać obudzić się z tej sielanki.
Wiedziała, że jest zdradzana. Możliwe również, że podejrzewała, że wcale jej nie kocha. Że to, co razem tworzą, jest tylko fikcją. Jakimś chorym wymysłem dwójki ludzi, którzy boją się samotności.
Może byłoby inaczej, gdyby tamtej nocy nie podzieliła się z nim swoimi obawami. Może, gdyby tamtej nocy nie było, jej zachowanie wcale by go nie denerwowało.
Ale noc była. I podzielenie się z nim swoimi obawami też było, nie mógł wymazać tego z pamięci.
Dopiero teraz widzi, jak ważne jest dla niej to małżeństwo, jak próbuje to wszystko jeszcze odratować, obracając w niepamięć. Dlatego może i on powinien żyć jak dawniej? Udawać, że ona nie wie o zdradach. Udawać, że ją kocha.
Udawać. Całe życie udaje, więc jest już w tym naprawdę dobry. Jest mistrzem udawania, dlatego może się jeszcze przemęczyć. Może wieść podwójne życie, okłamywać i Mateusza, i Martynę, i… siebie.
- Miśku, myślałam, że jesteś głodny. – Spojrzał na nadgryzionego hamburgera z Mcdonald’s i aż coś go ścisnęło w żołądku na te czułe słówka. Ostatnio, od tamtej nocy, tych słówek było coraz więcej. Miśku, koteczku, myszko, słoneczko. Rzygać mu się chciało na widok tej rozpaczliwej próby odratowania czegoś, co już dawno się rozpadło.
Ale przecież on robił to samo. Może nie próbował niczego odratowywać, ale próbował utrzymać i tak już poniszczoną kurtynę zakłamania, za którą chował się przed Martyną.
Wgryzł się w hamburgera, przeżuwając go niechętnie.
- Właśnie, kochanie – jego żołądek znów ścisnął się z obrzydzenia - miałam przekazać tobie od mamusi, że mamusia zaprasza Gracjana na niedzielny obiad. Dawno go nie widziała.
Spojrzał na nią, zgniatając w dłoni papierek po hamburgerze, po czym sięgnął do mcdonaldsowej papierowej torby i wyciągnął z niej frytki.
Marianna była bardzo pokojowo nastawiona do Gracjana-geja. Oczywiście wiedziała o jego orientacji. Jego brat nigdy się z tym nie chował, chociaż też nigdy się z tym specjalnie nie obnosił.
Do dzisiaj pamiętał minę Marianny na wiadomość, że Gracjan, brat jej zięcia, jest gejem. „Homoseksualista? To ktoś taki, co lubi swoją płeć? A nie wygląda… No, teraz to już inne czasy. Ważne, że chłop szczęśliwy.”
- I tak chciałem dzisiaj do niego jechać – odparł, w zastraszającym tempie pożerając frytki. - Przekażę mu.

Stanął pod klatką, spoglądając na domofon i na nazwiska lokatorów. Szukał przez chwilę własnego nazwiska, gdy nagle drzwi otworzyła mu jakaś starsza kobieta. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, wychodząc z klatki.
Odpowiedział jej lekkim wykrzywieniem warg, przechodząc przez próg i już po chwili wspinając się po betonowych, blokowych schodach. Stanął pod drzwiami mieszkania brata, uświadamiając sobie, że dawno go nie widział. A przecież lubił z nim rozmawiać.
Tylko on go rozumiał, nawet jeżeli nie znał jego sytuacji. Przez to wszystko czuł się jeszcze bardziej z nim związany.
Nacisnął na dzwonek i odczekał chwilę. W końcu klamka się przekręciła, a drzwi uchyliły, ukazując mu nieco potarganą fryzurę Gracjana. Rafał uniósł jedną z brwi w geście zdziwienia, ale nic nie powiedział, przekraczając próg.
- Cześć, jesteś zajęty? – zapytał, mierząc go uważnym spojrzeniem piwnych oczu. Śmieszne, jak bardzo Gracjan był do niego podobny. Można było go nazwać kopią jego samego kilka lat wstecz.
Młodszy z braci obejrzał się nagle, a wzrok Rafała powędrował na blondyna stojącego w progu salonu. Nie znał go, czyżby Gracjan w końcu sobie kogoś znalazł?
Chłopak podszedł do nich bliżej, uśmiechając się z zakłopotaniem, gdy młodszy z braci objął go ramieniem.
- Filip, to mój starszy brat, Rafał – zwrócił się do blondyna. – Rafał, Filip jest moim chłopakiem – powiedział całkowicie spokojnie, a Rafał poczuł nagły przypływ zazdrości. On potrafi sobie ułożyć życie. On może sobie ułożyć życie tak jak chce, nie musi martwić się, że kogoś zrani, nie musi udawać. Jest po prostu sobą. Nie ma żadnych problemów, jest zwykłym, szczęśliwym gejem, który bez obawy przez cały dzień może pieprzyć się ze swoim kochankiem i na tym pieprzeniu spędzić całe życie.
Odetchnął, uśmiechając się wymuszenie. Nie, nie może zazdrościć bratu, nie Gracjanowi.
Rafał wyciągnął dłoń w stronę nowopoznanego, na co ten ją uścisnął, również się uśmiechając.
- Miło mi poznać – powiedział starszy z braci, po czym schylił się i zaczął ściągać buty.
- A tak właściwie, stało się coś? – zapytał Gracjan, nie spuszczając wzroku z brata.
- Chciałem porozmawiać – odparł, gdy już się wyprostował. Filip spoglądał to na swojego kochanka, to na Rafała ze zrozumieniem, uśmiechając się przy tym przepraszająco.
- To ja już pójdę – rzucił, sięgając do swoich butów i je zakładając. Rafał w tym momencie miał czas, aby bardziej przyjrzeć się chłopakowi. Był przystojny i wyraźnie niższy od Gracjana, ale musiał przyznać bratu, że niezły mężczyzna mu się trafił.
Chociaż i tak Mateusz bezapelacyjnie był przystojniejszy. Chyba nie było w mieście kogoś, kto by mu się bardziej podobał.
Nie minęła chwila, a Filipa już nie było.
- W końcu sobie kogoś znalazłeś – powiedział Rafał, utrzymując radosny ton głosu. Weszli do salonu i usiedli na kanapie. – To coś na poważnie? – zapytał, spoglądając na brata kątem oka.
Ten jedynie uśmiechnął się jakby z rozmarzeniem.
- Czyli na poważnie – odpowiedział na swoje pytanie, po czym poklepał Gracjana po ramieniu. – Ale zachowuj się, masz trzydziestkę na karku, bo ten twój wyraz twarzy mnie przeraża. – Zaśmiał się, bardziej się do tego przymuszając, niż z faktycznego rozbawienia. Zazdrościł bratu i nie potrafił tego przed sobą ukryć.

Mateusz z rozbawieniem spoglądał na skwaszoną minę Rudego podłączającego wzmacniacze i co chwilę przeklinającego pod nosem.
Rudy był najlepszym obiektem do denerwowania, a jak już się zdenerwował to nic tylko popcorn brać i oglądać.
- Nie boisz się o tyłeczek? – zażartował, podchodząc do niego i klepiąc go w wypięte pośladki. Mężczyzna obejrzał się z chęcią mordu w oczach, na co uśmiech Mateusza tylko się powiększył.
- Zamknij się, już wystarczą mi te spojrzenia pedałów – warknął, rozglądając się po klubie, na co Mateusz tylko przewrócił oczami. Nie mógł brać słów Rudego do siebie, bo gdyby tak robił, to już dawno miałby ochotę obicia mu tej piegowatej twarzy.
- Uważaj jak będziesz szedł do toalety – zaśmiał się, również się rozglądając i szukając wzrokiem Rafała, który mu powiedział, że specjalnie przyjdzie zobaczyć „koncert”. – Niektórzy z nich lubią jak ofiara się opiera – dodał, zauważając w końcu swojego kochanka. – No, miłego pobytu w Przystani – powiedział jeszcze, schodząc z małej sceny prosto na parkiet, gdzie mała grupka osób bujała się w takt muzyki. Przeszedł obok nich aż do stolika, przy którym samotnie siedział mężczyzna.
- Cześć – powiedział, uśmiechając się szeroko. Rafał, wyrwany z zamyślenia, spojrzał na Mateusza ze zdziwieniem i dopiero po chwili odpowiedział na uśmiech, a także również na pocałunek. Objął młodszego od siebie chłopaka za kark, całując szybko i aż wzdychając. Dawno się z nim nie widział i musiał przyznać, że mu go brakowało. Nie tylko pod względem seksu, ale też towarzystwa, co sobie boleśnie uświadamiał, spędzając czas z Martyną.
- Jezu – westchnął Mateusz, opadając na sąsiednie krzesło. – Uwielbiam ten twój zarost – powiedział całkowicie nieskrępowany.
- I pewnie tylko dla niego się ze mną spotykasz – odparł Rafał, mimo wszystko się uśmiechając. Nie był to jednak sztuczny uśmiech, jakim karmił wszystkich dookoła przez ubiegły tydzień.
- No, a co ty myślałeś? – zaśmiał się, mrużąc zabawnie oczy, po czym przysunął się bliżej mężczyzny. – Przyjdziesz do mnie na noc? – zapytał, spoglądając na niego tym swoim łóżkowym wzrokiem, że Rafał nie potrafił mu odmówić.
- A co zamierzasz robić? – odparł. Kochał gry słowne z nim.
- Jak to co? W warcaby grać – powiedział całkowicie poważnie, jednak po chwili zdradził go uśmiech. – Chyba powinienem już iść – mruknął, spoglądając w stronę sceny. – Tylko nikogo mi tu nie zarywaj. – Puścił mu oczko. – Tego wieczora jesteś mój – dodał jeszcze na odchodnym.
Mateusz spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze jakieś dziesięć minut do rozpoczęcia całej szopki, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby szybko wypić piwo na rozgrzewkę i rozluźnienie. Musiał przyznać, że mu także nie podobała się idea koncertu i utworów, jakie mieli zagrać, ale gdy pomyślał o kasie… No właśnie. Nigdy im nie płacono za występy, w ogóle bardzo rzadko koncertowali. Trochę obawiał się, że jak już zaczną, to na zawsze wylądują w tego typu klubach, czy też – o zgrozo – na weselach.
Znał kilka zespołów, ponoć rokowych, które z braku funduszy zaczęły grywać na weselach i tam już pozostały.
Westchnął, zamawiając piwo. Musi teraz szybko je wypić i lecieć na scenę, bo już teraz dostawał znaki od Kędziora, że ma się pospieszyć.
Wziął dwa duże łyki zimnego napoju alkoholowego i aż odetchnął z ulgą, gdy nagle ktoś pacnął go w ramię. Odwrócił się zdziwiony, spoglądając na znajomego mężczyznę z burzą rudych, krótkich i pokręconych włosów.
Niemal od razu poznał w nim byłego kochanka Rafała i coś nieprzyjemnie ścisnęło go w brzuchu. Nie darzył go sympatią już przy pierwszym spotkaniu.
- Masz chwilę? – zapytał mężczyzna, wbijając w niego przeszywające spojrzenie, którym jednak Mateusz się nie przejął. Chłopak wyprostował się, pewniej ujmując w dłoni kufel piwa.
- Trzy minuty, nie dłużej – mruknął, znów biorąc kilka dużych łyków bursztynowego napoju.
- Pakujesz się w niezłe bagno – odparł w końcu tamten, opierając się o blat baru i ani myśląc o spuszczeniu wzroku z Mateusza.
Chłopak zmarszczył brwi, powodując, że kolczyk, który znajdował się w jednej z nich, poruszył się nieco.
- Tak? Jakie niby bagno?
- Rafał nie jest tym, z którym da się stworzyć związek – odpowiedział, dudniąc palcami w blat stołu, a jego uporczywe spojrzenie ani na chwilę nie odpuszczało. – Musisz na niego uważać, bo w końcu możesz się bardzo rozczarować.
Usta Mateusza wygięły się w kpiącym uśmiechu. No tak, mógł się tego spodziewać.
- To żałosne – odparł po chwili. – Jesteś aż tak zdesperowany, że próbujesz mnie nastraszyć, kiedy spokojnie piję sobie piwo przy barze i za kilka minut mam koncert? – zapytał, a jedna z jego brwi, ta z kolczykiem, uniosła się nieco w grymasie politowania. – Chcesz odzyskać Rafała, okej, rozumiem, ale to przed chwilą było żałosne. – Dopił piwo, odstawiając je na blat za sobą i jakby nigdy nic ruszył w stronę sceny, nawet nie oglądając się przy tym na mężczyznę.

Nie było tak źle, stwierdził Mateusz składając swoją gitarę do futerału i uśmiechając się do samego siebie. Właściwie, gdy zaczęli grać swoje utwory albo covery ulubionych, rockowych kawałków, było bardzo dobrze. Wbrew temu, co mówił właściciel o niechęci społeczności klubu do tego typu muzyki, ludzie nieźle się bawili, więc i im chciało się grać kolejne kawałki Opusa, Bon Joviego, czy AC/DC.
A przy ich utworze, Anyway you want it*, który również został zagrany na MuszlaFest i nie spotkał się z zachwytem publiczności, poczuł się najpierw niepewnie, wygrywając pierwsze akordy. Wystarczyło tylko, że zobaczył entuzjazm ludzi, a automatycznie poczuł się szczęśliwy. I wiedział, że nie tylko on. Morale wszystkich członków podskoczyły i chyba nawet Rudy pogrzebał swoją niechęć do „pedalskiego klubu, w którym przyszło mu grać równie pedalskie kawałki”.
Odetchnął, wsłuchując się w standardową muzykę Przystani puszczaną z płyt. Większość klubowiczów już poszła, gdyż zegarek wskazywał niezbyt wczesną godzinę, ale zabawa trwała dalej. Na parkiecie tańczyło jeszcze kilka osób, reszta oblegała stoliki flirtując, pijąc piwo czy po prostu odpoczywając.
- Zabierasz się z nami? – spytał Grzechu, wbijając w niego swoje empatyczne spojrzenie szarawych oczu.
- Nie – odparł, uśmiechając się kątem ust, na co jego rozmówca zareagował westchnieniem.
- To pamiętaj o gumie – mruknął, rozglądając się po klubie. Mateusz przewrócił oczami, podając Rudemu swoją gitarę. Mężczyzna był dzisiaj swoim nowo zakupionym, dosyć sporym samochodem i obiecał, że zabierze ich sprzęt, tak aby ci, którzy nie mieli pojazdów, nie musieli się cisnąć z instrumentami w autobusie.
- Ja już spadam, nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć – mruknął. – Idziemy po kasę i zwiewam.

Rudy tak jak powiedział, tak zrobił. Zbiegał po schodach, aż się za nim kurzyło, obiecując wcześniej chłopakom, że to był ich ostatni raz w tego typu klubie. Grzechu i Kędzior nie byli tak negatywnie nastawieni, przynajmniej ich niechęć nie była tak wielka, żeby zrezygnować z piwa na koszt klubu. Razem zgodnie stwierdzili, że wypiją obiecane piwo i pójdą w ślady Rudego.
Mateusz za to zaczął szukać Rafała. Po tym ich małym sukcesie miał ochotę na seks. Długi i namiętny seks z Rafałem. Nawet nie obchodziło go teraz, czy znowu wyląduje na dole, choć, oczywiście, chciałby go zdominować, ale… Do szczęścia był mu teraz potrzebny tylko Rafał, jego szorstkie dłonie, spojrzenie piwnych oczu i kłujący, kilkudniowy zarost.
Jego wzrok wyłapał brązową czuprynę mężczyzny przy jakimś stoliku. Uśmiechnął się, dłużej zapatrując w, jego zdaniem, idealny profil Rafała. Dopiero po chwili spostrzegł, że koło jego kochanka siedzi jakiś facet.
Oczy Mateusza zwęziły się podejrzliwie, gdy facet ten odpowiedział na jego spojrzenie, a pod jego nosem wykwitł dziwny, niepogodny uśmiech.
Tym mężczyzną był Marcin, co Mateusz rozpoznał niemal od razu i wcale mu się to nie podobało. Nie po scenie zazdrości, godnej nastolatki, jaką kilka godzin wcześniej rozegrała ta ruda żmija.
Ruda żmija, jak ochrzcił go w myślach Mateusz, przybliżyła się nagle do Rafała nieświadomego, że jest obserwowany, a jej dłoń znalazła się na policzku mężczyzny. Nie minęła chwila, a zaczęli się całować. Tak po prostu. Namiętnie i bez zahamowań.
Szczęka Mateusza zacisnęła się, co widać było nawet po jego pobielałych od nacisku wargach.
Nie byli parą. Nie obiecywali sobie wierności. Byli tylko przyjaciółmi od seksu, którzy wyjątkowo dobrze się dogadywali, tyle. Nie miał prawa być zły. Nie miał, a jednak był.
Westchnął, odwracając się i idąc w stronę baru z nadzieją, że jeszcze zastanie przy nim Grzecha i Kędziora, że wypiją kilka piw, a później znajdzie Rafała i pojadą do jego domu.
A on o niczym nie wspomni, nie chcąc zachowywać się jak zazdrosna baba.

*Anyway you want it z repertuaru Rise Against

Administrator informuje iz publikacja tego opowiadania zostaje wstrzymana. albowiem zostanie ono wkrótce wydane w formie papierowej. Wszystkich zainteresowanych kupnem zapraszam na stronę naszego wydawnictwa