Odkochaj nas
Dodane przez mordeczka dnia Lutego 25 2012 02:57:51
Flabra
„Odkochaj nas”
Obraz rzeczywistości
G



Krzysztof prowadził już wiele spraw rozwodowych.
Ale to, co właśnie rozgrywało się na jego oczach było wręcz zaskakujące. Choć tak naprawdę rozwodem nie było. Po prostu rozchodziła się pewna para. Byli ze sobą jednak wystarczająco długo by zatracić poczucie „moje” na rzecz „nasze”. W mieszkaniu pełnym „nasze” ciężko zdecydować, co wkładasz do walizki ty, a co wkładam do walizki ja. Krzysztof przyszedł tu w zasadzie jako mediator. Teoretycznie, żeby powiedzieć, co mógłby kto wziąć, gdyby potraktować ich jak małżeństwo. A w praktyce, to po to, żeby ktoś zapanował nad Michałem, który w przypływie zdenerwowania, nie chcąc podzielić się serwisem z porcelany, wytłukłby go. Michał zawsze w sytuacjach stresowych zachowywał się dość… nieobliczalnie.
Kto jak kto, ale Piotr doskonale o tym wiedział. Powziął więc odpowiednie środki ostrożności. A w pewien sposób obecność Krzysztofa była zupełnie naturalna. Był przyjacielem. Najpierw Michała, potem ich obu. I towarzyszył każdemu etapowi ich związku. Początkowej euforii, kiedy to zakochani nie mogą wytrzymać bez siebie kilku dni. U nich ta euforia trwała dwa lata. Potem chcieli być… normalni, dorośli, odpowiedzialni. Skończyli szkołę, zamieszkali wspólnie, poszli na studia, znaleźli pracę. I cieszyli się codziennością, i denerwowała ich codzienność i kupili psa i kota. Kota bardziej kochał Michał, ale kot bardziej kochał Piotra. Co w obecnej chwili stanowiło sedno sprawy. Niewiele brakowało, by Michał wystąpił do sądu o przyznanie mu opieki nad kotem. I po to właśnie był Krzysztof.
- Michał, zabierzesz kotka do domu. – Zapewnił przyjaciela spokojnym głosem, takim, którym stara się coś wyjaśniać wściekłym kobietom i desperatom zamierzającym skoczyć z okna.
- Ale on… no patrz! – Wskazał na rude zwierzątko ocierające się o kostki. Jego ogonek owijał się wokół łydki Piotra. Który nie był tym zachwycony. Nie, nie dlatego, że nie lubił kota. Pan Kot budził szczerą sympatię, lubiło się go głaskać, przyglądać się, gdy grzał się przed kominkiem. Piotr chętnie zająłby się panem Kotem, gdyby nie strach przed Michałem. I gdyby nie pewność, że Michałowi bardziej się należy. Tak jak można było uznać, że Piotrowi bardziej należy się pies, z którym wychodził na spacery, którego zabierał na tresurę. Michał co najwyżej narzekał, że Brahms zostawia zbyt dużo futra na dywanie, ślini mu nogi, gdy zwisają z kanapy i obgryza kwiatki.
- Może ustalić wam podział obowiązków? Wiesz, widzenia w czasie weekendu… - próbował zażartować Krzysztof. Żartowanie chyba jednak nie było najlepszym pomysłem, bo spotkało się z niezadowoloną, obrażoną wręcz miną Michała, którego nawet zbyt łatwo dało się urazić.
- Sugerujesz, że za bardzo się przejmuję? – Spytał, podejrzliwie mrużąc oczy. Przy nim nawet pan Kot był mało koci.
- Nie, nie, zupełnie nic takiego – zapewnił go od razu Piotr, łagodnie. Trochę zmęczonym, trochę zabarwionym politowaniem głosem, tak typowym dla Piotra. Nieco flegmatycznego, co zarzucał mu Michał. Zapewne nie mając pojęcia, że właśnie ta statyczność zapewnia im wspólne lata. Bo, nie oszukujmy się, kto inny wytrzymałby z przesadnie dynamicznym, cholerycznym wręcz Michałem.
- Ustaliliście co z mieszkaniem? – Odważył się w końcu zapytać Krzysztof. Takie tematy były zazwyczaj najtrudniejsze. Zazwyczaj. Jednak tej pary nie dało się uznać za zwyczajną. O ile kwestia kota (która od początku była oczywista) zajęła im pół godziny ( głównie z powodu tego, że Michał obraża się, że kot „bardziej kocha” Piotra), o tyle kwestii mieszkania poświęcili jedno zdanie.
- Zostawiam je Michałowi – odpowiedział swoim spokojnym tonem Piotr. Przez chwilę jeszcze Krzysztof zastanawiał się, czy to kwestia tego, że Piotrowi jest to zupełnie obojętne i zrobi wszystko, odda wszystko, by tylko mieć z głowy wybuchową mieszankę emocji, jaką był Michał, czy może to kwestia przyzwyczajenia – przez cały związek dbał o Michała, troszczył się i dawał mu wszystko, czego mężczyzna tylko sobie zażyczył.
- No raczej. To dzięki mojej mamie dostaliśmy kredyt – przypomniał Michał. Takim pełnym pretensji głosem, jakby ktoś chciał go z czegoś obrabować, a nie właśnie mu coś dawał.
- Który ja spłacałem – dodał cicho, nieco niepewnie Piotr. Na chwilę powietrze stało się gęstsze, zawisła w nim burza. Tuż nad głową biednego, niewinnego Krzysztofa i odrobinę winnego Piotra. O tyle winnego, że w ciągu tych lat jego lista rzeczy, których nie należy mówić, zbyt mało się powiększyła. Początkowo nie wiedział nawet, że należy pominąć takie uwagi jak „nie za bardzo mi smakuje”, „chyba trochę się przypaliło”, „w tych spodniach nie wyglądasz dobrze”. Ale zawsze się godzili. Na początku – po kilku zdaniach, wykorzystując do tego ostry, namiętny seks na dowolnej płaszczyźnie. Z czasem Piotr musiał zacząć kupować drogie wino, kwiaty, czekoladki. Musiał zacząć przepraszać, po kilka razy, chociaż po każdym razie Michał był coraz mniej czuły na to „przepraszam”. W tej chwili już żadne „przepraszam” nie miało dla niego znaczenia. Żaden z nich, ani Piotr ani Krzysztof nie wiedział, co zrobić z nadchodzącą burzą.
- Ty spłacałeś, tak? – Zmarszczył brwi, podszedł do niego o krok. – Tak, nie zarabiałem za dużo. Ale zawsze dokładałem się, na ile mogłem. Może nie do rat, no ale do rachunków, zawsze coś dawałem – syczał. – Na tyle, na ile mogłem. – Powtórzył. – Próbowałem zrobić karierę, tak się składa.
- Próbowałeś… tak, to dobre słowo. – Mruknął Piotr. Kiedy Piotr mruczał, a zwłaszcza, gdy mruczał coś chłodnego, nieco cynicznego, czy sarkastycznego, znaczyło to, że ma już dosyć. W ten sposób próbował się dystansować. Pokazywać, że nie rusza go to. Krzysztof rozumiał go – czasem bycie zbyt blisko Michała bolało. Zwłaszcza, gdy wyładowywał swoją złość.
- Przynajmniej chciałem robić to, co kochałem. A ty? Spójrz na siebie. Poznałem cię jako kogoś, kto chciał podróżować, kogo fascynował świat. I najdalej zajechałeś do Zakopanego na jakieś doszkalanie, żeby móc jeszcze dłuższej i lepiej siedzieć za biurkiem – prychnął. Mówił to, by zranić Piotra. Miał wtedy szczególnie do tego celu stworzony, buńczuczny wyraz twarzy. – To twoja wina – powiedział po chwili, nieco łagodniej, smutniej. – To twoja wina, to, co się z nami stało.
Piotr nie zaprotestował. Nie koniecznie dlatego, że się z tym zgadzał. Był zbyt dojrzały, by wierzyć w to, że tylko jedna strona może być czemuś winna. Zwłaszcza czemuś takiemu, jak wypalenie się związku.
Krzysztof pamiętał ich początek. Wtedy myśl, że to mogłoby się skończyć, była dla żadnego z nich niedopuszczalna. Ale… tak, byli wtedy zupełnie inni. Michał przesiadywał z gitarą, co wydawało się Piotrowi – a w zasadzie wtedy jeszcze Piotrkowi, bardzo pociągające. Artysta, nieco ekscentryczny, pewny siebie, ale równocześnie – poukładany, ze swoimi zasadami. Piotrek był mniej pewny siebie, z zewnątrz – spokojniejszy. Od środka chyba jeszcze bardziej hardy niż Michał. Ale i skryty. Dopiero, gdy zbliżyli się do siebie Michał dowiedział się o tym, co jest w Piotrku. O jego marzeniach o dalekich podróżach, o doznaniu czegoś niesamowitego.
Rzeczywistość obeszła się jednak z nimi dosyć okrutnie. Michał nie został gwiazdą, garażowy zespół rozpadł się, gdy jego członkowie poszli na studia. Michał – na marketing i zarządzanie. Jedyne, na co dał radę, po poświęceniu całego liceum na wariacką miłość do Piotrka i koncertowanie, dopłacając do tego, by gdzieś wystąpić. Mając nieco chorobliwą potrzebę bycia lepszym, w każdej kwestii, Michała drażniło to, że Piotr dostał się na wymarzony kierunek – prawo. Drażniło tym bardziej, im więcej Piotr osiągał. Gdy założył własną kancelarię, niespełniony muzyk kilka nocy pod rząd nie przespał, wściekły. Nie potrafił ukrywać swoich emocji, co z kolei bolało Piotra. Robił to wszystko dla nich – żeby coraz bardziej materialistyczny Michał mógł sobie kupić nowe spodnie, nowe buty, żeby miał na perfumy od Diora i torbę od Dolce Gabanna. Był dobry, dochodził do czegoś swoją pracą – a w zamian za to dostawał karcące, zimne spojrzenie, obwiniające o to, że osiągnął sukces. W tym domu odnoszenie sukcesu było wręcz przestępstwem, gdy nie był to sukces Michała.
Nie można jednak powiedzieć, by Piotr był szczęśliwy – z marzyciela stał się kimś, kto wiecznie czuł, że daje za mało swojej drugiej połówce i że to, czego chce druga połówka jest najistotniejsze ( przez co wściekał się, że nie ma ani trochę uwagi dla siebie, a potem wściekał się o to, że myśli tylko o sobie). Nie podróżował – Michał miał rację. Siedział za biurkiem, albo w sądzie, nad kolejnymi sprawami, przynosząc pracę do domu, zostając dłużej w kancelarii, a jego misją było „zarobienie na rodzinę”. Zarabiał na nią z taką desperacją, jakby była to żona z piątką dzieci, a nie jeden, rozpieszczony przez Piotra Michał, który, mając coraz większe możliwości, finansowany przez swojego faceta, zamieniał glany na Armaniego.
- Nawet nie zaprzeczysz. W ogóle wiesz jeszcze, jak się to robi? – Spytał, krzywiąc się niemiłosiernie w wyrazie głębokiego zniesmaczenia. Pogardy wręcz. Pogardy dla Piotrowej uległości, którą sam na nim wymuszał.
- Krzysiek, możesz powiedzieć, co zrobić z ratami za telewizor, co zrobić z kwestią wspólnej lokaty, która kończy się za rok? – Spytał Piotr, z wyuczonym chłodnym dystansem, choć widać było, że zaciska zęby, że go to boli.
- Chyba nie wyjaśniliśmy jeszcze poprzedniej kwestii… - nie odpuszczał Michał, z tym swoim pełnym zawziętości wyrazem twarzy. Michał nigdy nie wiedział, kiedy należy skończyć temat. Rozgrzebywał go ciągle i ciągle. W domu, przy znajomych, wracał i wracał. Aż doprowadzał do eksplozji zupełnie uśpiony wulkan, jakim były emocje Piotra.
- Michał, przestań – powiedział ostro, dużo głośniej niż do tej pory. – Przestań to robić.
- No co? Co robić? – Pytał, przewracając oczami. To sprawiało, że Piotrowi tylko coraz bardziej puszczały nerwy, a żyłki na jego czole zaczynały drgać.
- To, że się rozchodzimy, to też twoja wina. Twoja i tego, że nigdy nie wiesz, kiedy skończyć. Że potrafisz każdego zamęczyć, zadręczyć pretensjami, ciągle o to samo – głos Piotra był mocny i zdecydowany, ale widać było, że mówi to pod wpływem mocnych emocji. – Przykro teraz to wszystko rozdzierać, a ty nie możesz odpuścić. Może zabierzesz mi prawą rękę, bo często nią głaskałem cię po włosach? – Jego głos przeszedł w niskie, gardłowe warczenie. Michał się spłoszył, cofnął o krok. To było źle. Bardzo źle. Krzysztof właśnie takim sytuacjom miał zapobiegać, choć nie od tej strony się ich spodziewał.
- Piotrek, spokojnie, chyba chcesz, żeby to się zakończyło bez awantury, żebyście, mimo wszystko się dobrze… - jednak Piotr przerwał Krzysztofowi machnięciem ręki.
- Odkochaj nas i chodźmy stąd – powiedział z rezygnacją. Przez chwilę trwało milczenie. Milczenie, które uświadamiało Krzysztofowi, że w tym mieszkaniu jeszcze nic nie jest skończone. W tym mieszkaniu nie leży zimny, już dawno pozbawiony życia trup. To zmasakrowane, obficie krwawiące ciało, u Piotra skrzętnie przykryte dopasowaną marynarką, a u Michała przerobione na rekwizyt, przypominające teraz tylko zrobiony z farbki efekt specjalny, a nie prawdziwe strumienie krwi, lejące się z porozdzieranych tkanek ich miłości. Chcieli, by ich dobić. Błagali o to. By raz na zawsze pozbawić ich wszystkiego, czym wciąż byli ze sobą związani. Gdy ciało wciąż drga w konwulsjach, wciąż można się łudzić, że przeżyje. Ich już bolały i męczyły te złudzenia.
- Raty niech przejmie osoba, która zatrzyma telewizor, po prostu – odezwał się. – Tak chyba będzie najsprawiedliwiej. Możecie też po prostu płacić po połowie, albo sprzedać telewizor i z niego pokrywać koszta… - mówił Krzysztof, a w jego głowie działo się coś zupełnie innego. Czy naprawdę należało im pomóc to skończyć? Czy to wszystko co dało się dla nich zrobić.
- My się rozstajemy, a dla ciebie najistotniejszym tematem jest telewizor? – Spytał Michał, starając się rozładować na kimś swoje napięcie i emocje.
- Przecież o to wam chodziło. – Spróbował się obronić Krzysztof, chociaż wiedział, że nie posiada umiejętności, które pozwoliły by mu się obronić. Że zupełnie nie o to chodzi.
- A skąd ty wiesz, o co nam chodziło? Takim jesteś specjalistą od ludzi? Przychodzisz i jak sęp rozdzierasz na części to, co było czyimś życiem – syknął wściekły. Bynajmniej nie na Krzysztofa.
- Jezu, Michał, ty musisz wiecznie być tak histeryczny? – Spytał więc Krzysztof, tym razem to on wywrócił oczami, powoli mając dosyć Michała.
- Nie obrażaj go – powiedział Piotr, mrużąc oczy, jakby jeszcze przed chwilą sam nie mówiło tym, że jego były jest nieznośny. Teraz wręcz go bronił. – Michał wcale taki nie jest.
- Właśnie. Robisz ze mnie jakiegoś potwora – dodał od siebie Michał, zakładając ramiona na piersi. Odległość między nim a Piotrem jakoś tak zmalała.
- Może chociaż odrobina wrażliwości, Krzysiek. Przecież wiesz, że on jest delikatny – ciągnął dalej linię obrony. Ich wspólną.
- Rozumiesz w ogóle, co znaczy wrażliwość? – dorzucał Michał. Odległość ciągle się zmniejszała. Krzysztof był przekonany, że cały czas stali jak najdalej od siebie. A teraz, choć nie zrobili ani jednego kroku, prawie stykali się ramionami. Lekko przymknął oczy, uśmiechnął się delikatnie.
- Weźcie nie zawracajcie mi głowy bez potrzeby– powiedział. Machnął ręką. – Dajcie znać, jak naprawdę będziecie chcieli się rozejść – stwierdził. – Piotrek nie został podróżnikiem. Trudno, zdarza się, że nie wszyscy chłopcy, którzy o tym marzyli, są strażakami czy policjantami. Problem w tym, że zapomniałeś, że można oderwać tyłek od fotela i zabrać swojego faceta gdzieś indziej, niż do Spa. A ty, wypieszczony pudlu, masz problem, jak ci się ubrudzą buty, a kiedyś potrafiłeś tygodniami łazić z namiotem w tych samych, ubłoconych glanach. Nie zostaniesz artystą. I nie musisz, żeby być wyjątkowym i innym niż reszta. Amen. Możecie się pocałować – rzucił, idąc do drzwi. – No już, całować się – ponaglił ich zniecierpliwionym głosem. Popatrzyli na siebie z zaskoczeniem, jakby odkryli dopiero, że stoją obok siebie. I nie wiedzieli co zrobić. Zdezorientowani, ale bynajmniej nie źli. Nie zrobiliby nic, gdyby nie to, że dostali konkretne polecenie. A gdy nie wie się, co robić – wykonuje się rozkaz. Więc grzecznie zrobili to, co trzeba. Piotr pochylił się nieco, objął Michała ramieniem, dotknął ustami jego, już lekko rozchylonych, czekających warg.
Krzysztof, zadowolony z siebie, wyszedł. Nie musiał się już o nich martwić. Nie wiedział, że się przyda. Nie domyślał się nawet, że w taki sposób. Wystarczyło naprawdę ich od siebie odsunąć, żeby zauważyli, jak bardzo im się nie podoba bycie daleko od siebie.