Nothing Hill 1
Dodane przez Aquarius dnia Lutego 11 2012 13:54:23
Nothing Hill to małe miasto, które leży we Wschodnich Stanach. Jest to miasto tętniące swoim, małym życiem. Pomimo małej ilości mieszkańców, istniały tutaj trzy szkoły: podstawowa, gimnazjum i liceum.

Większość miasta była tak naprawdę terenem rolniczym, tylko niedawno Nothing Hill uzyskało status miejski. Wszechobecna w całych Stanach rewolucja kulturalna spowodowała, że wsie szybko ubiegały się o status miasta. Państwo podnosiło się powoli z niedawnej Wielkiej Wojny, toteż fundusze szybko były rozprowadzane do miasteczek
i wsi.

John był młodym chłopakiem. Urodził się w kochającej, religijnej rodzinie. Jak to każdy chłopak, uczęszczał do nowoutworzonej Nothing Hill High School. Miał czarne włosy i chudą twarz. Ubierał się jak to chłopak – biała koszulka, czapeczka w stylu beretu oraz krótkie spodenki. W Nothing Hill bardzo rzadko było zimno.

Zajęcia w gimnazjum były typowe, ot, literatura, matematyka czy znajomość języków obcych. Szkoła była bardzo typowa, tylko był jeden problem: w tej samej szkole było liceum. A to już prowadziło do częstych sprzeczek między licealistami i gimnazjalistami, przy czym to ci pierwsi dręczyli młodszych kolegów. John także padał ofiarą takich żartów, szantaży a nawet niekiedy pobić – niestety dyrektor obu placówek, pan Jah Smith raczej nie zwracał uwagi na, jak to sam określał, “drobnostki”.

Jak było wspomniane, John nie był inny od reszty gimnazjalistów. Nie był gorszy w nauce czy ćwiczeniach fizycznych, nie był też agresywny, chociaż zdarzało się, że brał udział w bójkach. Nie różnił się niczym od innych. Miał tylko jedną słabość – nie był zainteresowany dziewczynami w innym celu niż rozmowa, czy przyjaźń. Zakochał się w pewnym licealiście, chłopaku zwanym przez resztę Ghost.

Ghost naprawdę nazywał się Hanoi Suxi, pochodził z byłego Cesarstwa Kong, jednakże z powodu powojennych problemów w swoim kraju, musiał się przeprowadzić z rodzicami do Stanów. Jego rodzice, jak i duża ilość ludzi uciekających stamtąd była przeciwna komunistom, którzy walczyli o władzę. To było jednak spowodowane tym, że tacy ludzie nie byli większością w Kong.

- Witaj Hanoi! – powitał go na początku przerwy John. Ten tylko uśmiechnął się i dał mu kartkę.
– To zadania z matematyki, o które mnie prosiłeś.
- Och! Dziękuję – ucieszył się chłopak i uśmiechnął się szeroko do niego. - Masz może czas po południu? Chciałbym z tobą popracować nad literaturą.
- Chętnie John. Nie sądzę, bym miał obecnie jakieś zajęcia w tym czasie – odrzekł i rozejrzał się, po czym zapalił ukradkiem papierosa.

Stali tak chwilkę w milczeniu.
- Jak tam u ciebie? - odrzekł po chwili akelijczyk (Akela, kontynent w tym uniwersum, odpowiednik Azji), to jest Ghost.
- A... Dobrze, a u ciebie? - odpowiedział cicho John i spojrzał na swoje nogi.
- A jakoś leci... Nie mam zbyt wielu zajęć obecnie, przygotowuję się do zdania do kolejnej klasy. Wiesz, Maj jest i tak dalej.
- A jak ci idzie Język Stanowy? - wypalił od razu chłopak i spojrzał do góry.
- Cóż... - Hanoi wyglądał, jakby podsumowywał w swoich myślach to, co umie. - Tak naprawdę to nie rozumiem tylko paru stwierdzeń gramatycznych.
- No wiesz - stwierdził John - tak samo miałbym problemy w rozróżnaniu poszczególnych literek w twoim języku.
- Znaków.
- Oj wiem, że znaków - zachichotał chłopak - tylko się z tobą droczę.

Ghost rozejrzał się jeszcze, po czym rzucił i rozdeptał papierosa na ziemi.
- Masz teraz jakieś zajęcia? - zapytał.
- Nie... A ty? - spojrzał pytająco na niego John.
- Och? To dlaczego tutaj przyszedłeś?
- Cóż...
- Ej! Słonko, nie przedrzeźniaj mnie! - roześmiał się Hanoi.
- Nie robię tego! - zarumienił się mocno chłopak i zrobił naburmuszoną minę. - Tak naprawdę to jestem tutaj bo mam ochotę się pouczyć!
- Przyszedłeś dla mnie.
- C-co?
- Przyszedłeś, by mnie zobaczyć. Wiesz, że teraz mam okienko - stwierdził z westchnięciem Ghost.
- Ale... No cóż, zgadłeś - odpowiedział z rezerwą John.
- Pójdziemy na pola? - zapytał Ghost i uśmiechnął się w ten dziwny, prawie lisi dla Johna sposób.
- Zgoda! - dodał z entuzjazmem chłopak.

Ruszyli razem z wyłożonego cegłą placu szkolnego w stronę miasta, które było puste o tej porze - jeszcze! Następnie skręcili w którąś ulicę, by znaleźć się w samym środku lasu, graniczącego bezpośrednio z domostwami w miasteczku.

- Pamiętasz? - wypalił cicho Hanoi.
- Co?
- No rok temu... - chłopak chwycił rękę Johna.
- Ktoś nas zobaczy - jęknął chłopak, ale Hanoi tylko pokręcił głową.
- Nie dbam o to.
W odpowiedzi John zacisnął mocniej rękę na dłoni starszego chłopaka. Szli tak w milczeniu dłuższy czas.
- Tak, pamiętam... - odezwał się w końcu John.
- No wiesz, to było nasze pierwsze spotkanie - mruknął Hanoi - tak długo rozmawialiśmy, że spóźniłeś się na obiad.
- Ten jedyny raz.
- A to, kiedy wróciłeś nocy po...
- Tak! Pamiętam! - zarumienił się John. - To było drugi raz. Dostałem takie manto, że do dziś z bólem wspominam to. To nie jest śmieszne! - warknął chłopak i zabrał rękę, gdy Hanoi zaczął się śmiać.
- Mały foszek? - zachichotał jeszcze raz Hanoi i szedł obok niego, po czym objął go ramieniem. John nie miał wyboru, musiał się przytulić.

- Kochasz mnie? - zapytał cicho.
- No pewnie, czemu miałbym cię nie kochać? - szepnął mu w ucho akelijczyk. - Przecież... Wiesz... Że...
- Doszliśmy! - John wyrwał się z objęć chłopaka i ruszył na małe pole, leżące w środku lasu. Hanoi tylko westchnął i poszedł za nim.

Oboje usiedli na trawie, patrząc na chmurki. Po chwili zmienili pozycję i położyli się na niej. Słuchali, jak owady wybzykują różne rzeczy na polanie. Ptaki też nie były bezczynne, hałasowały aż mogły uszy zaboleć. Hanoi objął bezgłośnie Johna i lekko go pocałował po policzku. Ten tylko spojrzał na niego pytająco, po czym oddał pocałunek, tym razem na usta.

- Kochasz mnie? - szepnął John.
- Tak.
- Ale ja ciebie bardziej - mruknął chłopak i wyłożył się wygodniej na trawie. - Pragniesz mnie?
- Słucham? - mruknął Hanoi i chciał coś powiedzieć, ale chłopak zniknął mu z pola widzenia. - John? Co ty kombinujesz?

Ghost chciał wstać, ale usłyszał odgłos rozsuwanego zamka. Gdy coś chciał powiedzieć, poczuł lekki chłód poniżej pasa, po czym sam zacisnął palce na trawie i westchnął głośno. Uczucie, które doznawał w dolnej części ciała było bardzo przyjemne, nie przeszkadzał mu nawet chłód nieco mokrej trawy. Zamknął oczy i rozluźnił się, kładąc rękę na głowie swojego kochanka.

Gdy miłe uczucie minęło, usłyszał odgłos spodenek zsuwanych na trawę. Otworzył oczy i spojrzał, jak jego kochanek wisi nad nim, patrząc mu w oczy. Nic nie mówili, tylko wymienili uśmiechy i złożyli sobie pocałunek. Inny, głębszy.

Po chwili John usiadł na nim i jęknął cicho, żaś Hanoi chwycił jego uda. Po chwili nadał mu rytm i nadal trzymając go za uda zamknął ponownie oczy. Ciężar Johna nie był niczym przykrym, przeciwnie, Hanoi lubił to uczucie. Delikatnie zagryzając wargę pozwalał na bezgłośną jazdę, pomijając ciche stęknięcia i urywane oddechy.

Przez chwilę byli jakby na prostej drodze, po czym wyjechali na drogę wiejską. Z coraz głośniejszymi oddechami i jękami wyjechali na drogę bardzo wyboistą, by skończyć w morzu przyjemności. Szybki oddech rozbrzmiał w miejscu urywanych oddechów przyjemności. Hanoi wplótł ręce w dłuższe włosy chłopaka.
- Kochasz mnie? - zapytał cicho.
- Tak.
- Ale ja ciebie bardziej - uśmiechnął się pod nosem Ghost.
- Nie przedrzeźniaj mnie - mruknął cicho John i pocałował go bardzo głęboko. Zamknęli oczy i leżeli wtuleni w siebie, wsłuchując się w odgłosy natury.