Szach mat 24
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 17 2011 20:09:35
Tego dnia wstali bardzo wcześnie, zostawili bliźnięta pod opieką opiekunek i wydawszy mnóstwo poleceń, udali się w drogę.Kiedy dojechali na miejsce, zobaczyli na pałącowym dziedzińcu jeden wielki harmider. Kaoce podjeżdżały, służacy starali się szybko i sprawnie zaprowadzić gości do komnat i przenieść bagaże, a zaproszeni na przyjęcie kręcili się rozmawiając miedzy sobą, albo popędzając służących. Tych bardziej znamienitych gości witał osobiście król, który kręcił się po dziedzińcu zupełnie nei zwracając uwagi na kłaniających się przed nim poddanych.
- Lantar! Sanus! – wykrzyknął król radośnie kiedy ich zobaczył zaraz po tym jak wysiedli z powozu. Podbiegł do nich i zanim zdążyli zareagować uściskał obu.
- Wasza wysokość, to dla nas zaszczyt – powiedział Sanus klękając z pochyloną głową.
- Oj, co wy tak oficjalnie – mruknął król – wstawajcie, wstawajcie. Zapomniałes już Lantar, że możesz do mnie mówic po imieniu?
- Nie zapomniałem, wasza wysokość, jednak jeszcze nie mogę się do tego przyzwyczaić – wybąkał dziwnie zmieszany żołnierz.
- Jeszcze się przyzwyczaisz – król machnąl lekceważąco ręką i odwrócił się do Sanusa. – Całkiem nieźle wyglądasz, biorąc pod uwagę, że urodziłes bliźnięta. Może pójdziesz do Kirima? – skinął ręką na stojącego w pobliżu służącego. – Jako świeżo upieczone mamuśki będziecie mieli o czym porozmawiać – zachichotał – a ja porwę twojego małżonka na chwilę.
- Oczywiście, wasza wysokość – Sanus skłonił głowę i odszedł za służącym.
- A ty chodź ze mną – Akirin wziął Lantara pod ramię i pociągnął. – Hrabia de La Feyne też już przybył, więc będziemy mogli sobie usiąść przy kielichu wina i porozmawiać spokojnie. Strasznie nie lubię tego harmideru, poczekamy u mnie w komnacie, aż uczta się rozpocznie.

***

Służący zaprowadził Sanusa do królewskiej sypialni, a potem przez szklane drzwi do ogrodu, do którego wstęp miał tylko król i jego małżonek. Kirim siedział na osłonietej od słońca baldachimem z pnączy, ławce, trzymając w objęciach niewielkie zawiniątko.
- Sanus! – wykrzyknął zobaczywszy kogo prowadzi do niego służący.
- Wasza wysokość… - Sanus klęknął i skłonił głowę.
- Co ty jesteś taki oficjalny? – spytał z niezadowoleniem Kirim. – Jakbyśmy się wcześnie nie znali.
- Nie mogę się teraz zwracać inaczej do waszej wysokości – odparł Sanus.
- Możesz, możesz, ja ci pozwalam. No chyba, ze chcesz żebym się na ciebie obraził?
-Ależ skąd – odparł Sanus wstając i podchodząc bliżej. Jego wysokość stwierdził, że ucieszysz się na mój widok – powiedział i usiadł obok królewskiego małżonka
- A żebyś wiedział – Kirim uśmiechnął się i kazał służącemu przynieść coś do picia. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Jakoś tak czas szybko zleciał. To twoja córeczka? – zapytał zaglądając do zawiniątka.
- Śliczna, prawda? – zapytał Kirim z dumą.
- Oczywiście – Sanus uśmiechnął się. Ciekawe do kogo będzie podobna. – Do ciebie czy do jego wysokości…
- Oczywiście, że do mnie – odparł z całą stanowczością królewski małżonek.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – bąknął ze śmiertelnie poważną miną Sanus. – Jeśli odziedziczy twój charakterek, to odstraszy wszystkich adoratorów.
- No wiesz… - zaczął Kirim, ale widząc uśmiechającego się Sanusa powiedział: - nieważne jaka będzie, będę ją zawsze kochał najbardziej na świecie. Ją, Solana i Akirina.
- Zmieniłeś się.
- Jak to?
- Złagodniałeś. Może to przez tą ciążę?
- Może, kto wie? A jak tam twoje dzieci? Podono masz chłopca i dziewczynkę? –zainteresował się.
- Bliźnięta – Sanus rozpromienił się. – Rosną jak na drożdżach. Akirin…
- O, dałeś chłopcy na imię Akirin?
- To po jego wysokości – mruknął zawstydzony Sanus – Za to co dla nas zrobił i…
- Myślę, że Akirin się ucieszy – Kirim przerwał wywody przyjaciela.
- Tak myślisz?
- Oczywiście – pokiwał twierdząco głową. – On cały czas się przejmuje, że nie jest dostatecznie dobrym władcą. A skoro poddani nadają swoim dzieciom jego imię, to znaczy iż uważają, że jednak dobrze żądzi. Jak myślisz, ile dzieci dostało imię po poprzednim królu?
- Szczerze mówiąc, to nie słyszałem o żadnym takim przypadku – bąknął Sanus.
- No właśnie. Lamer dziwiąty rządził na tyle długo, że nawet dwa pokolenia mogłyby nadawać swoim dzieciom jego imię, a mimo to o żadnym takim przypadku nie słyszeliśmy, a Akirin jest naszym królem dopiero od dwóch lat i już zdobył serca ludzi, a ty nazwałes swojego syna jego imieniem. Takie coś może tylko cieszyć.
Sanus uśmiechnął się.
- Widzę, że po ciąży trochę ci się przytyło.
- Niestety – westchnął Kirim. – Konas już marudzi i układa mi specjalną dietę, a Akirin trzyma jego stronę.
Sanus roześmiał się.
- Jakoś to wytrzymasz.
- Mam nadzieję – westchnąłKirim rozdzierająco. – To opowiadaj co tamu ciebie słychać.
I Sanus zaczął opowiadać jak im się żyje, jak na początku jeszcze długo nie mogli się przyzwyczaić do tego, ze nie muszą już tak wcześnie wstawać, co wywołało szczery śmiech Kirima, jak dzieci rosną jak na drożdżach i o wielu innych sprawach.

***

W końcu nadeszło południe. Głosy trąb oznajmiły wszystkim przybyłym iż czas na ucztę. Sanus postanowił odszukać Lantara, a Kirim oddawszy dziecko opiekunce zaczął przebierać się na ucztę.
Nie majac pojecia gdzie król mógł zabrać jego małżonka, Sanus założył, że skoro już obwieszczono początek uczty, to najprawdopodobniej spotka tam Lantara. Kiedy dotarł na miejsce, okazało się iż sala tronowa jest wypełniona po brzegi i trochę mu zajęło zlokalizowanie Lantara.
- I jak, co słychać u królewskiego małżonka? – zainteresował sie Lantar, kiedy już Sanus przecisnął się do niego.
- Wszystko dobrze – doradca uśmiechnął się – zreszta opowiem ci jak wrócimy do domu.
W tym momencie na salę wszedł król,Aza nim królewski małżonek z dzieckiem na ręku.
- Zaprosilismy was tutaj, szlachetni panowie i panie, byście wraz z nami świetowali ten szczegłony dla nas dzień – odezwał się król – Dzień narodzin księżniczki Anaji.
W tym momencie zebrani zaczęli wiwatować, a kiedy już się uspokoili, zaczęli po kolei podchodzić i skąłdać prezenty dla księżniczki oraz wygłaszać górnolotne przemówienia, w których głównym motywem było życzenie księżniczce zdrowia, mądrości i długego życia.
- To chyba nie był dobry pomysł z tą kołyską – szepną Sanus do Lantara.
- Dlaczego tak uważasz? – zaniepokoił się żołnierz.
- Zobacz na te wszystkie prezenty – skinął głową w stronę służących którzy przez cały czas wynosili z sali tronowej prezenty urodzinowe. – One wszystkie są takie wspaniałe i drogie. Nasza kołyska wygląda przy nich jak jakiś śmieć.
- To prawda, że przy wszystkich pozostałych prezentach wygląda niepozornie i nijako, ale to nie chodzi oto żeby prezent kapałodzłota, tylko żeby był dany z sercem.
- A jeżeli jego wysokości się nie spodoba? – Sanus wciąż był pełen wątpliwości.
- Przekonamy się jak przyjdzie nasza kolej.
Przekonali się dość szybko. Jeszcze tylko dwóch szlachciców zostawiło swoje prezenty i przyszła kolej na Sanusa i ntara. Służący postawili przed królem kołyskę. Wśród tlumu rozszedł się szmer. Sanus wyraźnie słyszał szelpty oburzenia, jak śmie dawać królewskiej córce tak marny prezent. I to go zabolało, ale czujął dłońLantara zaciskajacą się na jego własnej i widząc jego uśmeichnietą twarz, powstrzymał cisnące się do oczu łzy i klęknąwszy wraz z Lantarem przed królem, odezwał się:
- Narodziny dziecka zawsze są największym skarbem dla rodziców i żaden, nawet najdroższy na świecie prezent nigdy nie będzie w stanie przyćmić tego faktu. Wszystkie prezenty stają się miernościami w obliczu uczuć towarzyszących temu cudowi. Mimo to jednak będziemy zaszczyceni, jeśli księżniczka zechce przyjąć ten skromnu prezent jako dowód naszego oddania.
Król podszedł do Sanusa i kładąc mu rękę na ramieniu powiedział:
- Kolejny raz potwierdzasz, iż król słusznie uczynił powierzając ci stanowisko królewskiego doradcy, a ja żałuję, że pozwoliłem ci odejść – westchnął. – Nie ważne jak drogi prezent dasz, ważne jakie są twoje intencje. – podszedł do kołyski i kucnąwszy zaczął wodzić palcami po rzeźbieniach na bokach. – Piękna kołyska. Czasami nawet najskromniejsza rzecz może cieszyć bardziej niż złoto i drogie kamienie, jeżeli jest dana z sercem. – Podniósł się i wciąż uśmiechając się dodał: - zaiste, to najwspanialszy prezent jaki księżniczka dzisiaj otrzymała.
Po komnacieł się szmer. Król przywołał służącego i kazał wymienić kołyskę księżniczki na tą podarowaną przez Sanusa i Lantara.
- Widzisz – szepnął Lantar do ukochanego – a ty się obawiałeś, ż się nie spodoba. Wychodzi na to, ze niepotrzebnie.
- Masz rację – Sanus odwzajemnił uśmiech.
- A teraz czas zasiąść do uczty – oznajmił król i zaklaskał w dłonie, na co wbiegli służący i wprawnie poustawiali stoły, a na nich jadło.
Orkiestra zaczęła grać. Służący podprowadzili część gości do królewskiego stołu. Sanus ze zdziwieniem stwierdził, ze oprócz jego i Lantara siedzą przy nim jeszcze tylko hrabia De La Feyne i hrabia Harumov.
Po spożyciu pierwszego dania król wraz z małżonkiem odtańczyli pierwszy taniec. Zgodnie z tradycją pierwszy taniec na każdej uczcie należał do królewskiej pary. Tańczyli więc, a wszyscy wszyscy koło się przyglądali. Kiedy orkiestra umilkła w końcu, król skinął ręką i poddani rozpoczęli tańce. Do królewskiego stołu podszedł jakiś szlachcic i po obowiązkowym okazaniu szacunku królowi poprzez ukłon, zwrócł się do Sanusa:
- Czy zaszczycicie mnie, panie kolejnym tańcem?
Sanus niepewnie spojrzał na ukochanego, a widząc jego uśmiech i przyzwalające kiwnięcie głową wstał od stołu i poszedł z nieznajomym.
- Nie jesteś zazdrosny, Lantar? – odezwał się nagle król.
- O co? – zdziwił się żołnierz.
- Ktoś zainteresował się twoim ukochanym – Akirin wskazał głową na tańczących.
- To jeszcze nic nie znaczy – burknął żołnierz, chociaż w głębi serca czuł ukłucie zazdrości.
- Jak na razie, mój drogi – roześmiał się król. – Sanus jest przystojnym mężczyzną, do tego mądrym. Niejeden szlachcia, albo szlachcianka mogą mieć na niego ochotę. Poza tym ród Amarni, to podobno bardzo stary szlachecki ród i skoligacenie się z nim czy to przez małżeństwo, czy tez w inny sposób, stanowi dla niektórych nielada chrapkę.
- To akurat nie wypali – mruknął Lantar popijając wino.
- Jak to? – król spojrzał z zainteresow3aniem na rozmówcę.
- Sanus został wydziedziczony przez amtkę i wymazany z drzewa genealogicznego rodu Amarni.
- Dlaczego?! Co takiego zrobił, ze aż posunęli się do tego?! – wzburzony król aż podniósł się z siedzenia.
Orkiestra umilkła, a wszyscy z wyczekiwaniem spojrzeli na swojego władcę. Ten widząc, że jest w centrum zainteresowania machnął uspokajająco ręką i nakazał powrót do zabawy.
- No cóż, jego matka jest bardzo konserwatywna jeśli chodzi o pewne sprawy i uważa iż ślub z kimś, kto nie pochodzi ze szlacheckiego rodu jest dostatecznym powodem do wykluczenia z rodziny.
- Głupia stara rura – mruknął król siadając. Lantar spojrzał na niego zdziwiony, lecz nic nie powiedział. – Będę musiał sobie z nią porozmawiać.
- Ależ nie trzeba.
- Jak to?
- Sanus już się z tym pogodził. Zresztą i tak nie utrzymywał z nią kontaktu. Oczywiście było mu przykro, ale nie dlatego, że go wydziedziczyła, trylko dlatego, że nie potrafi uszanować tego iż jest on szczęśliwy.
- Rozumiem – król uśmiechnął się i spojrzał na tańczącego Sanusa. – Wygląda na słabego, ale dzięki tobie ma siłę. Ciszę się, że cię spotkał. Wciąż go lubię i chciałbym żeby był szczęśliwy.
- Jest szczęśliwy – Lantar uśmiechnął się patrząc na ukochanego.
- Ale musisz na niego uważać.
- Jak to?
- Hrabia Manasti to znany podrywacz. Złamał już niejedno serce, obu płci.
- Poważnie? – Lantar spojrzał w stronę tańczących i zmarszczył brwi widząc jak Sanus śmieje się w odpowiedzi na coś co powiedział mu partner.

***

- Wybaczcie panie – odezwał się nieśmiało Sanus, kiedy już pląsali w takt muzyki – ale nie potrafię sobie was przypomnieć.
- Och, to może dlatego, że dosyć długo przebywałem za granicą. Wróciłem dopiero niedawno. Jestem hrabia Tantare von Manastri.
- Ja jestem Sanus Sonusa – odparł doradca przy którymś z kolei obrocie.
- A wydawało mi się, że Amarni – rzucił niedbale hrabia Manastri.
- Już nie. Z rodem Amarni nie mam nic wspólnego.
- Rozumiem.
- A cóż was, panie hrabio, wygoniło na obce ziemie? – Sanus szybko zmienił temat. – Oczywiście, jeśli można wiedzieć.
- Ależ to żaden sekret – hrabia roześmiał się. – Po prostu młodzieńcza ciekawość świata.
- Rozumiem. Skoro wróciliście, panie, do kraju, to czyżby to oznaczało iż została ona zaspokojona?
- Powiedzmy, że słyszałem iż w kraju też można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy.
- No cóż – bąknął Sanus – ostatnio faktycznie trochę się u nas działo. – Ale to chyba nic ciekawego w porównaniu z tym co widzieliście za granicą?
- Na dobrą sprawę to wszędzie jest to samo. Wszystko zależy od ludzi. Wprawdzie za granica spotkałem wielu interesujących, ale podobno w kraju też jest ich niemało. A kiedy przyjechałem, okazało się iż można znaleźć nie tylko interesujących, ale również całkiem przystojnych – ostatnie zdanie wyszeptał kuszącym głosem , co spowodowało wyraźne zmieszanie Sanusa.
W tym momencie orkiestra przestała grać.
- Mam nadzieję, panie hrabio, iż będę miał jeszcze zaszczyt tańca z wami? – zapytał hrabia Manastri trzymając dłoń Sanusa.
- No cóż, przyjęcie jeszcze się nie skończyło – odparł dyplomatycznie zapytany.
- W takim razie nie mogę się doczekać – hrabia uśmiechnął się, ukłonił i odszedł czarować jakąś szlachciankę.
Sanus wrócił do stołu.
- Widzę, że dobrze się bawisz – stwierdził Lantar.
- A owszem – Sanus uśmiechnął się – hrabia Manastri to całkiem interesujący człowiek.
Lantar spojrzał krzywo na małżonka zajętego nakładaniem na talerz jedzenie. I zobaczył jego uśmiechniętą minę. Potem spojrzał w stronę hrabiego Manastri, który właśnie uśmiechał się do hrabiny Nagari, wyjątkowo brzydkiej kobiety, która owdowiała. I widział jak hrabina śmieje się i kryguje, jakby hrabia prawił jej komplementy.Zacisnął zęby. Wiedział, że na pewno nie polubi tego bawidamka.
Przez resztę przyjęcia hrabia Manastri jeszcze nieraz porywał Sanusa do tańca, co strasznie denerwowało Lantara, zwłaszcza jak widział śmiejącego się radośnie Sanusa. Niestety nie chciał żeby ten dupek miał nad nim przewagę, więc za każdym razem kiedy hrabia zwracał się do niego o pozwolenie porwania małżonka, zgadzał się z uśmiechem na twarzy, chociaż w środku aż się w nim gotowało. Za każdym razem obserwował ich uważnie, bezwiednie zaciskając palce na trzymanym kielichu. Tak był tym pochłonięty, że nie zauważał uważnych spojrzeń rzucanych na niego przez króla.
Kiedy wieczorem, po skończonej uczcie wracali do domu, Sanusowi nie zamykały się usta. Z wypiekami na twarzy opowiadała Lantarowi o wszystkim co usłyszał od hrabiego Manastri. Lanatar przez cały czas uśmiechał się i udawał zainteresowanie, ale w głębi ducha był przerażony. Czyżby miał stracić miłość swego życia na rzecz tego cholernego bubka?


CDN