Bo to twój dobry kumpel 2
Dodane przez Aquarius dnia Listopada 19 2011 10:30:03
***

Leżysz w swoim pokoju i klniesz pod nosem, przerzucając któryś ze starych numerów „Auto Świata”. Życie jest do dupy, stwierdzasz po raz chyba tysięczny dzisiejszego dnia, gdy patrzysz z nienawiścią na gips na swojej prawej nodze. Spaść ze schodów przed własnymi drzwiami wejściowymi do domu, bo się człowiek spieszył do budy, bo zaspał, to się nazywa cholerny pech. Jeszcze większy pech to złamać sobie nogę w klasie maturalnej, gdy jest się wreszcie pełnoletnim, i na początku października, gdy za oknem jeszcze taka ładna pogoda.
Masz gips dopiero od tygodnia, a już dostajesz kręćka od ciągłego leżenia i odcięcia od świata.
Diabelska Monika wyszła z pół godziny temu. Od dziś jest Diabelską Moniką, bo to, co zrobiła, było wredne, a to, czego nie zrobiła, było jeszcze gorsze.
Diabelska Monika przyszła wcześnie, bo w piątek miała tylko cztery lekcje; ani twoich rodziców, ani brata nie było w domu, a babcia siedziała na dole, w dużym pokoju, i oglądała jedną telenowelę za drugą, więc byłoby super, gdyby nie ten cholerny gips. Monika przyniosła ci czekoladę, sporego, niebieskiego misia z różową poduszką, na której białymi literami odcinał się napis „I love you” oraz - siebie. Gdy już się wyżaliłeś nad swoim pechem, przekręciła żaluzje w oknie, zgasiła górne światło i zapaliła jedynie lampkę na biurku.
Powiedziała, że ma coś na poprawę twojego marnego humoru.
A potem powoli rozpięła bluzkę i zsunęła ją z ramion.
Gdy zobaczyłeś ją w samym czarnym staniku, mocno odcinającym się od jasnej skóry, myślałeś, że zaraz wyskoczysz z własnego łóżka, gipsu i gaci. Monika pozwoliła ci się na siebie nagapić, podała ci w tym bezbluzkowym stroju sok, usiadła na brzegu łóżka i wdzięczyła się tak, że gdybyś nie miał gipsu, już byś na nią skoczył.
Spytałeś z pretensją, czy nie mogła tego zrobić, zanim złamałeś nogę, na co odpowiedziała z wrednym uśmiechem, że właśnie teraz jest najlepszy moment, bo jesteś unieruchomiony, więc nie stwarzasz zagrożenia.
- Warto sobie złamać nogę, żeby cię zobaczyć bez bluzki - mruknąłeś, na co Monika tylko wygładziła nogawki dżinsów i odparła: „No widzisz”.
Zacząłeś ją namawiać, powołując się na swój nieszczęśliwy stan i tak dalej, do ściągnięcia stanika, ale ona tylko pokazała ci język. Cholera, przy braku bluzki ten język wyglądał... zachęcająco.
- Monia - zapytałeś po chwili z determinacją - co mam sobie złamać, żebyś ściągnęła stanik?
Monika wybuchnęła śmiechem i wstała.
- Kości by ci na to nie starczyło, Pawełku - oświadczyła z diabelskim uśmiechem, po czym podniosła bluzkę z podłogi i założyła.
Gdy wychodziła, powiedziałeś jej, że jest diablicą, skończoną diablicą. I że ją kochasz. I że jak ci zdejmą ten gips...
- Zobaczymy - odparowała z tym diabolicznym uśmieszkiem. Pozostał ci po niej zapach perfum i wspomnienie jej w połowie tylko okrytych materiałem piersi.
Wzdychasz głęboko i odkładasz „Auto Świat”; leżysz tak jeszcze parę minut, zdołowany, aż słyszysz dzwonek do drzwi. Chwilę później na schodach rozlegają się szybkie kroki i w drzwiach staje Michał.
- Żyjesz jeszcze? - pyta, zdejmując plecak. - Doceń swój gips, dziś cię chciała pytać geografica, historyca i baba od niemca, a praca klasowa z matmy była powalona. A ty bezpiecznie sobie leżysz z gipsem.
- Ocipieć z nim można - informujesz go, gdy siada na łóżku i wyciąga z plecaka kilka zeszytów.
- Wolałbyś, żeby cię Helga pytała z trybu warunkowego? - pyta podstępnie.
Stwierdzasz, że byś wolał.
- Ciekawe - mruczy Michał, wertując podręcznik do geografii. - Zacząłeś odróżniać „ich möchte” od „ich mache” czy gips ci się rzuca na mózg?
- Zaraz tobie się rzuci, na żebra - ostrzegasz go groźnie. Michał tylko się uśmiecha wyrozumiale i podaje ci czyste ksero ślepej mapy z geografii.
Potem siada w nogach łóżka, opiera się plecami o ścianę i tak, bokiem do ciebie, opowiada, co w szkole. Słuchasz go i cieszysz się, że przyszedł, bo chyba byś zwariował bez jego codziennych odwiedzin. Gdy temat szkoły zostaje skończony, zamawiacie sobie pizzę przez telefon i włączacie mały telewizor, który rodzice wstawili ci do pokoju, żebyś miał co robić; facet z pizzą przyjeżdża jakieś pół godziny później, więc wysyłasz Michała, żeby kazał babci zapłacić - i rechoczesz wrednie, kiedy Michał wraca, co prawda z pizzą i colą w ręku, ale zły jak diabli, bo twoja babcia jest dosyć trudna do wytrzymania i ciężko się z nią dogadać.
- Jakbyś nie miał tego gipsu, to byś dostał w mordę - burczy Skała i zabiera ci pilota. Przesuwasz się trochę pod ścianę, żeby miał miejsce, więc Michał siada obok ciebie, kładzie pizzę na waszych nogach i zaczynacie jeść.
Kiedy wychodzi, pytasz, czy przyjdzie jutro. Przyjdzie. W końcu jest twoim kumplem. I chętnie zeżre kolejną pizzę na twój koszt.

***

Otwiera ci ciotka Michała; jest dość wysoka, ma długie, nieco jaśniejsze od niego włosy, splecione w gruby warkocz, i niebieską sukienkę do kolan. Uśmiecha się do ciebie, mówiąc, że Michał jest u siebie, a jej duże, jasnozielone oczy wydają się bardzo młode.
Wchodzisz do pokoju Skały i pierwsze, co widzisz, to ściana po twojej prawej stronie. Kremowa ściana zapisana szeregiem linijek; czerwony flamaster wydaje się krwią i przez chwilę masz wrażenie, że patrzysz na pochlastaną tapetę. Dopiero po pierwszym szoku uświadamiasz sobie, że przed oczami czerwieni ci się pełen tekst „End Of All Hope” Nightwisha.
- Robi wrażenie, nie? - słyszysz. Przenosisz spojrzenie na Michała, który z szerokim uśmiechem i dumną miną siedzi po turecku na podłodze pod parapetem i głaszcze palcami prawej dłoni grzbiet kota, a w lewej trzyma książkę.
- Robi - przyznajesz, zamykając za sobą drzwi. - Oczojebne wrażenie.
Michał śmieje się, gdy podajesz mu rękę na powitanie i siadasz koło niego. Kot spogląda na ciebie tak jak zawsze, jakby nie mógł się zdecydować, czy cię wyniośle olać, czy brutalnie ofuknąć.
- Lubię na to patrzeć, jak się budzę - wyjaśnia. - Dlatego wybrałem ścianę naprzeciwko łóżka.
- Ciotka ci na to pozwoliła? - pytasz z podziwem i zazdrością. Wyobrażasz sobie, jak zareagowaliby twoi rodzice, gdybyś zrobił coś takiego.
- Powiedziała, że to mój pokój i jak mnie to uszczęśliwia, to mogę sobie tam nawet kocie kłaki powiesić - odpowiada wesoło. - Tylko uznała, że mam spaczone wyczucie kolorów, bo ściana wygląda, jakby się pocięła.
- Bo wygląda - zgadzasz się.
- Czerwony pasuje do treści. - Michał wyciąga nogi przed siebie, poprawiając podwiniętą nogawkę luźnych szarych spodni, a kot siada i próbuje zahipnotyzować cię spojrzeniem. - Czarny też by pasował, ale to by wyglądało, jakbym miał pijawki na ścianie.
Kot wstaje, przeciąga się z bezgłośnym ziewnięciem, po czym znów przysiada na tylnych łapach i zaczyna dokładnie myć różowym językiem swoje biało-rude futro.
Zabawne, przemyka ci przez głowę, w tym domu wszyscy lokatorzy są rudzi.
- Patrz, jaki wredny kocur - mówi Michał urażonym głosem. - Najpierw leży przy mnie przez godzinę i domaga się głaskania, mnie już ręka omdlewa, ale ona dalej chce, a teraz się po mnie myje, jakby wybrudziła swoje jaśniepańskie futro moją plebsową ręką. Spadaj, Oriana, jak jesteś taka, to myj się gdzie indziej. - Odpycha lekko kota, który odchodzi wyniosłym krokiem, dumnie wyprężając ogon. Michał odkłada książkę na bok i patrzy na ciebie wyczekująco, więc wyjaśniasz, po co przyszedłeś.
Urządzacie imprezę, urodzinowo-studiową, żeby oblać urodziny i pierwszy zdany rok. Po ostatnich słowach nagle przerywasz i patrzysz na kumpla przepraszająco. Cholera, on tego pierwszego roku nie skończył, on rzucił filologię na początku drugiego semestru.
- Daj spokój - ucina krótko twoje przeprosiny. - Rzuciłem, to rzuciłem, przynajmniej ja filologię, a nie filologia mnie. Sesję zimową zdałem bez problemu, więc to mogę świętować. No i urodziny - dodaje z uśmiechem.
Skoro to jest wyjaśnione, możesz mówić dalej. Impreza obejmie trzyosobowe urodziny: Michała, twoje i Mateusza, bo Michał miał pod koniec maja, ty miałeś pod koniec czerwca, a Mateusz ma na początku sierpnia, więc jak zrobicie za dwa tygodnie, w połowie lipca, to będzie sprawiedliwie.
Obgadujecie wspólnie listę gości, listę zakupów, rozkład obowiązków.
- Ja cię podziwiam - mówi Michał, gdy po krótkim wyskoczeniu do kuchni wraca z dwiema szklankami z zimnym sokiem i z miską ciastek. - Masz łeb do organizacji, aż się kurczę z podziwu.
- Jak będziesz niższy ode mnie, to zacznę cię lubić - odcinasz się. No fakt, zazdrościsz mu trochę tej przewagi sześciu centymetrów. Śmiejecie się, pijecie sok i zagryzacie ciastkami, patrząc na ścianę z piosenką, a potem wracacie do omawiania szczegółów. Z Mateuszem nie ma co gadać, bo on woli dostać konkretne polecenia, co kupić i co przynieść, zamiast zastanawiać się i przeliczać, więc Michał nie ma wyjścia i musi ruszać trochę tym swoim rudym łbem, nieważne, jak bardzo ten łeb jest humanistyczny i nie lubi matmy.
- Jeżeli ktoś mnie kiedyś zapyta, dlaczego nie poszedłem na logistykę, to każę mu z tobą zaplanować imprezę, od razu zrozumie - mruczy Skała z rozpaczą, szukając w szufladach biurka kalkulatora, żeby podliczyć wasze zakładane zakupy. Szybko zabierasz mu urządzenie, bo ta humanistyczna ciamajda co chwila się myli.
Potem obaj patrzycie na ostateczną sumę z mało przyjaznymi minami.
- Zróbmy składkową - proponuje Michał. - Przynajmniej częściowo. Niech nam nie przynoszą prezentów, przeżyjemy bez nich, niech zamiast tego każdy przyniesie coś z listy z żarciem.
Zwracasz mu honor. Humanistyczna ciamajda może nie umie liczyć, ale za to umie kombinować, że i student logistyki by się nie powstydził.
Robicie więc dodatkową listę, każdemu z gości dopisujecie „wymagany prezent”, przy czym tak to rozkładacie, żeby po kilka osób przyniosło takie same rzeczy, w ten sposób nawet jeśli ktoś nie przyjdzie, nie będzie katastrofy.
Po wszystkim Michał obraca tę normalną listę gości w palcach i ma trochę dziwną minę.
- Co? - pytasz, szturchając go w ramię.
- Nie, nic - odpowiada spokojnie, ale w twarzy ma coś, co mówi, że jednak nie takie „nic”.
Naciskasz jeszcze trochę, aż w końcu Michał wyjaśnia, choć z oporami:
- Zastanawiałem się, czy dałoby się zaprosić jeszcze jedną osobę.
- No spoko - odpowiadasz, wyjmując mu listę z rąk. - Dopiszemy jej też napoje, przyda się. Kogo wpisać?
Michał patrzy na ciebie przez chwilę bez słowa.
- Ja się nie upieram - zastrzega się wreszcie. - Jak powiesz, że nie chcesz, to zrozumiem, możesz przecież... dziwnie się czuć - kończy niezdarnie.
- Weź nie pierdol, tylko powiedz, kogo - mówisz zmęczonym głosem, bo to kombinowanie z listami i zakupami cię wykończyło. - No? - ponaglasz go. Michał przygryza wargę, ale wreszcie odpowiada krótko:
- Mojego chłopaka.
Przez moment czujesz się jak dwa lata temu, gdy w McDonaldzie powiedział ci, że jest gejem, a ty nie wiedziałeś, czy się roześmiać, czy zakląć. A potem przypominasz sobie te następne dwa lata. Przecież to twój kumpel.
- A jak on się nazywa? - pytasz spokojnie.
- Karol - odmrukuje Michał, najwyraźniej zbyt zaskoczony twoją reakcją, by na razie mówić cokolwiek więcej. Bez mrugnięcia okiem wpisujesz na listę: „Karol (Michała) - napoje” i odkładasz kartkę z długopisem na podłogę.
- To ty mu powiesz, co ma przynieść? - upewniasz się. Michał kiwa głową i patrzy na ciebie, jakby chciał ci się przewiercić wzrokiem do tchawicy.
- Dzięki - odzywa się wreszcie, znów opierając się plecami o ścianę. Masujesz sobie kark, bo trochę cię boli od tego pochylania się nad kartkami. - Nie chciałem cię stawiać w głupiej sytuacji...
- Szczerze? - przerywasz mu. - Jak ja mogę zaprosić moją dziewczynę, a Mateusz jakąś laskę, którą ledwo co wyrwał w klubie, to ty możesz zaprosić swojego chłopaka, w końcu to też twoje urodziny.
Michał po prostu się uśmiecha.

***

Dotychczasowe dwie imprezy - pomaturalna i sylwestrowa - też odbyły się u ciebie, ale zapraszaliście mniej ludzi, a tańczyliście w dużym pokoju na dole. Teraz jest trochę inaczej: razem z bratem i ojcem odnowiłeś stary, nieużywany garaż, który stał się pomieszczeniem do tańca, natomiast duży pokój na parterze wyłączyłeś z imprezy, tak jak dotąd wyłączałeś piętro. Dzięki temu nie musisz się obawiać, że matka znów niemal dostanie zawału na widok wielkiej dziury w ścianie, wydłubanej nożem przez któregoś wstawionego przygłupa, nie będziesz też musiał prosić gości o zdejmowanie butów, żeby ojca nie trafił szlag z powodu porysowanych paneli.
Stary garaż to nieduży prostokąt, ale pomalowany na biało wydaje się większy. Na podłodze położyliście z bratem nieużywane od kilku lat dywany, a drzwi na dwór okleiliście srebrną folią. Kolorowe balony, przyczepione do ścian, pewnie wkrótce pospadają, na razie jednak się trzymają i wyglądają całkiem fajnie. Najbardziej podoba ci się wielki, pomarańczowy napis na ścianie naprzeciwko drzwi: „RYGIPS PARTY 2004”, choć Michał na jego widok wymruczał, że chyba powinno być „rigips”. Uznałeś, że to nieważne, nikt tu nie będzie ganiał jak nawiedzony ze słownikiem, chyba że Michał przyniósł swój.
Razem z bratem rozstawiasz alkohole i napoje; twój brat przestał już być dupkowatym gimnazjalistą, teraz, gdy zaczyna drugą liceum, można z nim nawet pogadać. Zapowiedziałeś małemu, że jak go zobaczysz z alkoholem, to ma w mordę, ale jak się będzie zachowywał, to dasz jemu i jego dziewczynie po puszce Żubra. Na szczęście rodzice nocują u dziadków, więc smarkacz przestanie zajeżdżać piwem, zanim wrócą.
Mateusz siedzi w garażu i ustawia sprzęt; przeniosłeś tam swój komputer, a on podłącza własne, wielgaśne głośniki i dyskotekową kulę, której pochodzenie okrywa tajemnica. Podejrzewasz, że w jakiś sposób rąbnął ją z któregoś klubu, bo spędza w nich połowę życia.
Michał wsypuje chipsy do misek i paluszki do szklanek, a jego chłopak kroi kiszone ogórki, które teoretycznie mają być do zagryzienia upieczonych później kiełbas, a w praktyce, jak znasz życie, będą do przegryzania wódki.
Mateusz podłączył głośniki, co oznajmia, puszczając na całą parę Britney Spears. Patrzycie na siebie z Michałem z niedowierzaniem.
- Skąd on ma ten chłam? - pyta Michał, a ty kręcisz głową. Mateusz wchodzi do kuchni z zadowoloną miną, a na wasze pytania odpowiada, otwierając sobie piwo:
- Kable sprawdzam, nie? Jak wytrzymają to gówno i nie wyskoczą, to wytrzymają wszystko.
- Jak puścisz to przy gościach, to wszyscy zwieją - ostrzega Skała, próbując upchać całą paczkę chipsów w za małej misce.
- Zostanie więcej piwa dla nas - odpowiada Mateusz i śmieje się do puszki.
Jest... normalnie. To wcale nie było takie oczywiste, w każdym razie nie zakładałeś, że atmosfera tak szybko się unormuje. Co prawda Mateusz, twój brat, który wreszcie używa mózgu, chociaż jeszcze na zwolnionych obrotach, i kilku twoich lepszych kumpli już od paru miesięcy wie, że Michał jest gejem i już się tym nie podniecają, jakby im ktoś w dupę młotek wsadził, ale mimo wszystko... No, mimo wszystko co innego u siebie w domu pokiwać głową „jest, no to jest”, a co innego bawić się z nim na imprezie, a jeszcze co innego bawić się na imprezie z nim i z jego chłopakiem. Radkowi co prawda zapowiedziałeś, że jak wyskoczy z czymś głupim pod adresem Michała czy jego faceta, to mu wszystkie ukochane gry komputerowe przerobisz na trumnę, ale na Mateusza czy innych wielkiego wpływu nie masz.
Gdy Michał przyszedł, zaledwie kilka minut po Mateuszu, przez parę pierwszych chwil było trochę sztywno; Skała przedstawił swojego chłopaka krótko, „To jest Karol”, przywitaliście się, odetchnąłeś z ulgą, bo ten Karol też wyglądał całkiem normalnie - no tak, tak z ręką na sercu to nadal na słowo „gej”, jeśli nie odnosi się ono do Michała, przypominają ci się te wszystkie stereotypowe rzeczy, może po prostu facetom trudniej się od tych stereotypów uwolnić? - a potem zrobiło ci się tego Karola żal. Bo facet wyglądał na mocno spiętego i chyba nawet oddychać starał się możliwie najciszej.
Weszliście do kuchni i rozdzieliłeś robotę, Karolowi podając ogórki i nóż; niech się chłopak poczuje pewniej z ostrym narzędziem w ręce. Michałowi zagroziłeś, że jak będzie wyżerał chipsy, to je potem z niego wyciągniesz, obojętnie, którym końcem. Pięcioosobowy wybuch śmiechu chyba trochę rozluźnił atmosferę.
Mateusz siedział przy stole i przeliczał wyciągane z kartonów piwa, bo na niego przypadł zakup podstawowej partii alkoholu. Napoje od Karola wstawiliście na razie do lodówki, przynajmniej te, które się zmieściły, a Michał upierał się, że skoro przytachał tyle chipsów, to zdecydowanie możecie zjeść jedną czy dwie paczki przed gośćmi.
- Skała, ty jak zwykle nie pijesz? - zapytał naraz Mateusz znad piw. Michał pokręcił głowę. - Lubię cię, chłopie - zarechotał tamten. - Doliczam piwa na twój łeb, a ty nie pijesz i jest więcej dla mnie.
Masz wrażenie, że to właśnie wtedy naprawdę się rozluźniliście.
Teraz, gdy już skończyliście swoje przygotowania, siedzicie w pięciu na narożnej kanapo-ławce, jak się ją u ciebie w domu nazywa, przy zastawionym stole, i trochę wyżeracie. Mateusz żłopie swoje piwo i kończy opowieść o jakiejś wczorajszej awanturze w Hormonie, twój brat wychodzi, żeby przestawić muzykę, bo tej Spears jest już zdecydowanie za dużo, a ty pytasz Karola, co robi.
Studiuje socjologię, jak się okazuje, skończył drugi rok. Tak na niego patrzysz dyskretnie; jest wzrostu Michała, szatyn, niebieskie oczy, dżinsy i ciemna koszulka z krótkim rękawem, duże usta i trochę nerwowy uśmiech. Ale coraz mniej nerwowy. Michał, w ciemnozielonych bojówkach i ciemnozielonej koszuli, siedzi obok, ale nie jakoś zbyt blisko, nie pchają wam swojego „razem” prosto w oczy. To dobrze, jak na pierwszą imprezę, i tak będą drażnić niektórych samą obecnością.
Przychodzi ci jeszcze do głowy, że chociaż młodszy, to Michał wydaje się dominować, a może to po prostu kwestia tego, że Karol jest wśród zupełnie obcych ludzi? Z drugiej strony, jak znasz Skałę, on by w takiej sytuacji nie dał sobie gęby zamknąć.
Duża grupa gości pojawia się o dziewiętnastej; całujesz Monikę, komplementując świeżo pofarbowane na wiśniowo włosy, i przedstawiasz jej Karola, a laska Mateusza, której imienia nie możesz zapamiętać, wyciąga z torebki butelkę wódki Sobieski. No, fajnie.
Impreza rozkręca się szybko i wedle znanego ci już schematu: część gości wytrwale siedzi wyłącznie w kuchni i na balkonie, na którym też przygotowaliście stół z otrzymanego żarcia, część krąży między kuchnią, balkonem a garażem, a część najwięcej siedzi w garażu i tańczy. Ty krążysz, w końcu jesteś gospodarzem; Monika ze swoimi trzema bliskimi koleżankami jeszcze z liceum szaleje na parkiecie, twój brat wcisnął się ze swoją dziewczyną w kąt balkonu i jeśli nie chcesz za chwilę zostać ojcem chrzestnym, lepiej, żebyś im dał te piwa, to zajmą się piciem. Muzyka huczy, alkohol się leje, gęstnieje dym i powiększają się kupki popiołu z palonych na balkonie papierosów. Wypijasz trochę piwa, zapalasz jednego peta i siedzisz na balkonowej ławce, gadając z paroma osobami, zjadasz trochę chipsów, a potem wracasz do garażu. Monika okręca się z Michałem, a jego chłopaka dorwała Magda, poznajesz ją po długiej spódnicy w tej ciemności rozświetlanej chwilami dyskotekową kulą. Włączasz się w tańczącą gromadę, za tobą przychodzi jeszcze parę osób i wkrótce wszyscy jesteście mokrzy, czerwoni, zdyszani, podskakujecie, część dziewczyn już bez butów, kręcicie się, obejmujecie, unosisz Monikę na rękach i wirujesz z nią dookoła, a ona nawet nie ma siły krzyczeć.
Między kuchnią a balkonem poustawiałeś kilka plastikowych krzeseł, na które teraz padacie: ty z Moniką na kolanach, Gośka z Magdą, Karol obok nich, przy nim Dominika, która sprawdza, czy nie podarła sobie rajstop. Drzwi łazienki przy garażu otwierają się, zamykają i Michał dwoma susami przeskakuje sześć schodków prowadzących do przedpokoju.
- Spojrzałem na siebie w lustrze - mówi, podchodząc i podpierając się łokciami o oparcia krzesła Karola oraz Dominiki. - Powinienem dostać medal za odwagę.
Śmiejecie się; rzeczywiście ma zaczerwienioną twarz, ale ty też, a Monika ma mokre włosy, Magdzie natomiast rozmazał się trochę tusz, gdy próbowała przemyć w kuchni twarz.
Gośka stwierdza, że zazdrości ci mieszkania w domku jednorodzinnym z takim wielkim tarasem - ty to zawsze nazywasz balkonem - a Mateusz przynosi dziewczynom drinki. Michał pije sok, trochę cię bawi to jego uparte „nie” dla alkoholu, ale to nie twoja sprawa. Muzyka gra dalej, z garażu słychać, jak parę osób próbuje śpiewać ze Łzami, a ty zauważasz, że Michał wystukuje delikatnie rytm piosenki na ramieniu Karola. Obejmujesz Monikę mocniej w talii i nim spojrzysz za siebie, by sprawdzić, czy w kuchni niczego nikomu nie brakuje, przechodzi ci przez głowę prosta myśl, że to jest fair, to, że ten chłopak też tu przyszedł.
Pół godziny później siadasz na balkonie obok paru osób, zapalasz papierosa, słuchasz rozmów. Krecha nagle siada obok ciebie, dopija swoje piwo i pyta cię cicho, czy to prawda, że Skała jest ciotą i przyprowadził ze sobą drugą ciotę.
Patrzysz na Krechę z niechęcią; jego końska, pryszczata gęba i śmierdzący zawsze oddech działają odpychająco. Nieźle się już wstawił, słychać to po niewyraźnym sposobie mówienia; nie zaprosilibyście go, gdyby nie to, że ostatnio pożyczył Mateuszowi forsę i czuliście się zobowiązani do podziękowania. Tym bardziej że Mateusz jeszcze nie oddał.
Krecha lubi się awanturować, ale tylko wtedy, gdy druga strona się go boi, więc robisz groźną minę i odpowiadasz, że Michał jest gejem i przyszedł ze swoim facetem, a jak to dla Krechy taki problem, to możecie pogadać inaczej. Tylko niech Krecha pamięta, że rozmawiać z nim będziesz nie tylko ty, ale i Michał, który przywalić w mordę potrafi, i twój brat, który cię przerósł, i Mateusz, którego sto trzydzieści kilogramów żywej wagi przy dwóch metrach wzrostu samo w sobie stanowi niezłą broń. Poza tym za chłopaka Gośki też nie ręczysz, a on chodzi na judo.
Krecha coś tam mamrocze czy raczej bełkocze, drapie się po ostrzyżonym na zapałkę łbie, po czym wstaje, siada na drugiej ławce, przy barierce, otwiera sobie kolejne piwo i wlewa je w siebie. Jak go znasz, a niestety od tej strony już go trochę poznałeś, to szybko mu się film urwie i jak zwykle resztę imprezy prześpi gdzieś na podłodze. Wracasz do garażu.
Po kolejnych kilku piosenkach ściszacie muzykę i otwieracie drzwi na podwórko, żeby przewietrzyć pomieszczenie. Świeże, zimne, nocne powietrze chłodzi was niesamowicie, wychodzicie na zewnątrz; nie jest jeszcze zbyt ciemno, więc robicie sobie zdjęcia w mniejszych i większych grupach. Bierzesz Monikę na ręce, na ramionach uwieszają ci się Dominika i Magda, a twój brat uwiecznia cię jako właściciela haremu. Powiesisz sobie to zdjęcie na ścianie.
Wracacie do domu, zostawiając jeszcze otwarty garaż. Po chwili chcesz zapytać o coś Michała, ale nie widzisz go w kuchni, w przedpokoju też nie, na balkonie też nie, łazienka przy garażu i na piętrze jest pusta. Zaglądasz do własnego pokoju, ale i tam pusto; w drugim pokoju twój brat w najlepsze migdali się ze swoją dziewczyną, więc ich wyganiasz, bo obiecałeś ojcu, że nie dasz Radkowi wrobić go dziś w bycie dziadkiem. W dużym pokoju na dole nie ma co sprawdzać, bo drzwi zamknięte na klucz, a klucz ma matka. Tak na wszelki wypadek.
Kurde, pusto.
Nachodzi cię niepokojące podejrzenie związane z rozmową sprzed kilkudziesięciu minut, więc zaglądasz jeszcze raz na balkon i przynajmniej pod tym względem się uspokajasz: Krecha śpi, wyciągnięty na ławce przy stoliku. Jedzie od niego wódką i piwem, chyba wylał sobie część alkoholu na koszulę, a Damian z Rafałem robią mu zdjęcia, dusząc się ze śmiechu. No tak, Krecha tylko z tych zdjęć dowiaduje się, jak się bawił na imprezach.
No to już nie wiesz, gdzie go szukać.
Może wyszedł na chwilę. Swoją drogą, Karola też nie widziałeś.
Pytasz Monikę, która z dziewczynami siedzi na schodach prowadzących na piętro. Monika nie wie, reszta też.
Kręcisz głową - bez jaj, pewnie zaraz się znajdzie - i idziesz do garażu, by go zamknąć. Chłodno się zrobiło, fajnie, będzie można znów tańczyć. Gdy chwytasz uchwyt pierwszego skrzydła drzwi, widzisz zarys jakiejś sylwetki za rogiem domu. Podchodzisz cicho; światło z kuchennego okna oświetla trochę dwóch stojących pod nim chłopaków: Karol, oparty o ścianę, trzyma ręce na tylnych kieszeniach spodni Michała, który jedną ręką obejmuje go w pasie, a drugą gładzi po karku. Całują się ostro i przez chwilę wyobrażasz sobie minę laski Mateusza -Weroniki chyba - która na twoje wyjaśnienie, że tak, Michał jest homo i ten drugi też, pisnęła radośnie: „O Jezu, super, ja uwielbiam gejów!”. Nie masz pojęcia, co ją tak napala w gejach. Chociaż jak sobie wyobrażasz dwie całujące się laski, robi ci się gorąco. Może u dziewczyn też tak to działa, tylko z gejami? W każdym razie gdyby Weronika teraz wyjrzała przez okno, pewnie by zaśliniła parapet.
Dotąd przez cały czas pilnowali się jak cholera, myślisz, uśmiechając się krzywo; jak się na nich patrzyło, to by się zbyt łatwo nie zgadło, że łączy ich coś innego niż przyjaźń. Ale każda z obecnych tu par nie krępowała się z przytulaniem, całowaniem, twój brat to już w ogóle przebił wszystkich, ciekawe, jak zdejmie stanik Grażyny z żyrandola, więc nic dziwnego, że oni też potrzebowali. Doceniasz fakt, że robią to tu, a nie pod waszym okiem, bo mimo że Michał to twój dobry kumpel, to byś nie wyrobił, patrząc, jak się obmacuje z innym facetem. Co prawda nie brzydzi cię to aż tak bardzo, jakbyś się spodziewał, ale i tak nie jest jakieś rajcujące.
- Zamykam garaż - mówisz głośno i z rozbawieniem patrzysz, jak Michał odsuwa się od Karola, a tamten chyba próbuje wcisnąć się w budynek. Ale Michał nie stara się zniknąć, po prostu opiera dłoń o ścianę, tuż przy głowie Karola, drugą rękę wsadza do kieszeni spodni i mówi wesoło:
- Puka się.
- Chyba bym z armaty musiał wystrzelić, żebyście usłyszeli - odcinasz się z kpiną. - Chodźcie, zamykam garaż. A Krecha już ululany - dodajesz, na co Michał tylko prycha, jakby chciał powiedzieć, że niczego innego się nie spodziewał.
O północy robicie przerwę na grillowane w piekarniku kiełbasy z ogórkami. Część opycha się na balkonie, część w przedpokoju, ty z Moniką, Magdą i Dominiką, Michałem, Karolem i Mateuszem z Wiolettą, nie Weroniką, zajmujecie kuchnię. Po chwili na narożnik wciska się jeszcze Gośka ze swoim Darkiem i kuchnia jest zapchana.
Michał dostaje tę najbardziej przypieczoną kiełbasę, bo jest porąbany i lubi, jak kiełbasa jest czarna i zwęglona. Monika dostaje niemal surową, kolejna szalona. Gośka swoją oddaje Darkowi, zjada tylko kilka ogórków i przysypia z głową na jego kolanach. Siadasz wraz z Moniką na ławce dostawionej do stołu i widzisz, że Karol też przysnął, wsparty ramieniem o ramię Michała, który tłumaczy Dominice, że tylko kiełbasa spalona jest upieczona.
Fajnie jest. O sprzątaniu, które cię czeka, wolisz nie myśleć.
O czwartej impreza się kończy. Gośka, która pożyczyła od rodziców samochód, odwozi parę osób, Krzysiek wypił tylko na początku jedno piwo, bo w południe musi być na chodzie, więc polonezem swojego ojca zabiera resztę, w kilku turach. W mieszkaniu zostajecie w czwórkę: ty, siedząca z podwiniętymi nogami na krześle Monika oraz Michał z Karolem, stojący obok ciebie. Obiecali pomóc w sprzątaniu, tylko najpierw chcą się przespać. Na szczęście rodzice zapowiedzieli, że niemal całą niedzielę przesiedzą jeszcze u dziadków, żeby nie oglądać tego syfu, więc nie musicie tak od razu rzucać się do roboty.
Kładziecie się u ciebie w pokoju: ty z Moniką na łóżku, Michał z Karolem na dużym, wygodnym materacu, na którym zwykle w domu układacie gości. Monika zasypia z miejsca, z twoją ręką na swoich piersiach. Zapadasz w drzemkę, z której budzisz się po jakimś czasie, wtulony w dalej śpiącą dziewczynę.
Dobiega cię cicha rozmowa; Michał z Karolem nie śpią. Nie widzisz ich, słyszysz jedynie, bo materac leży po drugiej stronie pokoju, pod oknem, więc żeby coś dostrzec w tym bladym świetle księżyca, musiałbyś unieść głowę. Rozmawiają o imprezie, Karolowi się podobało. Ma trochę zaspany głos, chyba niedawno się obudził.
- Fajnych masz kumpli - mówi i ziewa.
- Fajnych - potwierdza Michał. Słychać lekki szelest.- Jedziesz piwem - mruczy twój kumpel z wyraźnym rozbawieniem.
- A ty mi leżysz na ręce - odpowiada Karol. - Czekaj, weź podnieś głowę, bo mi zdrętwiała.
Potem słyszysz ciche pomruki. Masz nadzieję, że się tylko całują i nie będą robić niczego więcej... w końcu głupio by się czuli, gdybyś ty pod ich nosem dobierał się do Moniki, nie? Nawet gdyby spali.
Ale nie, nie przeginają, po chwili znów słyszysz szelest i dwa spokojne oddechy.
- Śpisz? - pyta naraz Michał cicho. Przez moment nie wiesz, czy to do ciebie, czy do Karola, ale ten ostatni odmrukuje właśnie groźnie:
- Próbuję.
- A mnie się już nie chce - stwierdza Skała.
- A mnie się jeszcze chce - odcina się Karol.
- Bardzo? - upewnia się Michał.
- Cholernie - warczy jego chłopak. Łączysz się z nim w bólu, bo Michał potrafi być upierdliwy, pamiętasz, jak w drugiej klasie na szkolnej wycieczce obudził w środku nocy cały pokój, chodząc od jednego łóżka do drugiego i pytając, czy bardzo wam się chce spać, bo jemu już nie.
- Ale tak naprawdę bardzo? - dopytuje Skała.
- Myhym.
- Poważnie?
- No.
- Ale naprawdę?
- Jezu, Michał - odpowiada zgnębionym głosem Karol. - Kocham cię, ale jak nie zamkniesz gęby i nie dasz mi spać, to cię walnę.
- A ja mu pomogę - odzywasz się groźnie z łóżka, bo jak znasz Michała, on nie przestanie, dopóki człowiek nie wrzaśnie: „Tak! Już nie śpię!”. - Stul mordę i daj ludziom spać.
Chwila martwej ciszy, a potem słyszysz dwa z trudem tłumione śmiechy i sam zaśmiewasz się w poduszkę, starając się nie obudzić Moniki.

***

Skała wpada do ciebie na początku kwietnia. Siedzicie na łóżku w twoim pokoju i gadacie - wiesz już, że w tym roku też rzucił studia, tym razem historię, i tak się zastanawiasz, czemu facet, który w czwartej klasie niemal wyskakiwał z gaci, żeby już być na uniwerku, teraz nie może się na nim utrzymać. I to przecież nie tak, że go wywalają - on sobie radzi, tylko nagle uznaje, że to nie jego kierunek, nie jego przedmioty, nie jego sposób na życie.
- Ja po prostu szukam czegoś, co mi będzie całkowicie pasowało i jak najmniej mnie ograniczało - tłumaczy ci, po swojemu gwałtownie gestykulując. Dobrze, że wypił już sok, masz tylko nadzieję, że nagle nie wypuści szklanki podczas tego machania łapami.
- I pasuje ci teraz targanie kartonów w Netto? - pytasz sceptycznie.
- Jako sposób na życie, nie - odpowiada bez mrugnięcia okiem. - Jako przejściowe zajęcie, które zajmuje mnie całkowicie fizycznie i pozwala albo zupełnie nie myśleć, albo właśnie myśleć za trzech, i jako coś, co będę robił, dopóki nie znajdę swojego sposobu na życie, tak.
W zeszłym roku, gdy rzucił polonistykę i pracował w Castoramie, też to słyszałeś. Kurwa, myślisz, to dopiero będzie chore, jak on nie skończy studiów, a jakiś pierwszy lepszy dupek skończy.
- Jesteś popieprzony - mówisz mu z irytacją. - W końcu niczego nie skończysz, wylądujesz na stałe w jakimś supermarkecie i ci odwali.
Michał przez chwilę przesuwa palcami po krawędzi pustej szklanki. Naraz unosi głowę, a w oczach ma coś dziwnego, zawziętego, surowego.
- Nie - mówi cicho. - Zobaczysz, ja będę robił w życiu tylko i wyłącznie to, co kocham. Tylko muszę to znaleźć.
Milczysz. Masz nadzieję, że tak będzie.

***

- Jest świetnie - oświadcza Michał tonem małego dziecka, które dostało upragnioną zabawkę. - Uwielbiam je.
Siedzicie u ciebie na balkonie; jak na początek listopada, jest dość ciepło, a ty musisz zapalić. Odkładasz zapalniczkę na stół i patrzysz na swojego kumpla, który ma tak jak ty narzuconą na ramiona kurtkę i który pożera kolejną kanapkę z dużego talerza z takim zapałem, jakby z miesiąc nie jadł.
- Ciotka cię głodzi? - pytasz z rozbawieniem. Rude kosmyki włosów podskakują, gdy właściciel kilkakrotnie kręci głową.
- Jestem od rana bez śniadania - tłumaczy Skała, strzepując okruchy chleba z czarnych bojówek na posadzkę. - Nie miałem czasu, najpierw miałem zajęcia, potem wpadłem do Lambdy, potem do trzech bibliotek, a dopiero teraz przylazłem do ciebie i wyżebrałem jedzenie.
Uśmiechasz się lekko. Może i umierający z głodu, ale wygląda, jakby wygrał w totka.
- Więc? - zachęcasz, strącając dym do leżącej między wami na ławce popielniczki.
- Jest wspaniale - odpowiada, sięgając po kolejną kanapkę. - Zajęć mam niedużo, mam kiedy czytać dodatkowo i chodzić do teatru, włączyłem się do Lambdy, piszę, chociaż na razie to dalej o kant dupy potłuc. Mam genialne przedmioty, na ćwiczenia z interpretacji sztuk teatralnych muszę napisać trzy interpretacje trzech spektakli, ostatnio siedziałem z połową mojej grupy w Szafie i kłóciliśmy się o „Panią Dulską” Augustynowicz, kłóciliśmy się w sumie, odkąd wyszliśmy ze Współczesnego, w sobotę... - Przerywa tę ekspresową wyliczankę, odgryza wielki kęs kanapki i przez chwilę je z miną zadowolonego kota. Przypomina ci się jego kocur.
- A jak twój futrzak? - pytasz.
- A dobrze - dopowiada po przełknięciu. - Uznała, że książki o kulturze starożytnej są świetnym legowiskiem i co dwa dni staczamy o nie bój, bo ja chcę je czytać, a ona chce na nich leżeć. I znów przytyła, ciotka ją przekarmia. - Dwoma wielkimi kęsami pożera resztę kanapki. - Więc w sobotę - podejmuje - poszliśmy z Ewką i jej dziewczyną do muzeum, chyba jeszcze raz tam pójdę, bo obrazy były niesamowite. Szczecińskie malarki - dodaje i sięga po szklankę z sokiem. - Szkoda, że nie masz grejpfrutowego - mruczy. Nie pamiętasz, w którym momencie on zaczął mieć taką obsesję na punkcie soku grejpfrutowego. - W drugim semestrze będę miał wiedzę o sztukach plastycznych - chwali się, a gęba tak mu promienieje, że boisz się porażenia słonecznego.
Siedzi na twoim balkonie, zżera twoje kanapki, wypija twój sok i ekscytuje się na wszystkie strony swoimi nowymi studiami. Cieszysz się i liczysz, że tym razem już ich nie rzuci, że tym razem, na tym kulturoznawstwie, wreszcie znalazł swój sposób na życie. Bo to twój dobry kumpel, więc chcesz, żeby był zadowolony.

***

Na sylwestrowej imprezie dwa tysiące sześć nie ma Moniki. Jest Lala.
Pełne imię Lali brzmi Eulalia. A nazwisko Schabowska. Tak, wiesz, jak to brzmi. Do dziś się zastanawiasz, jak bardzo trzeba nie mieć wyczucia, by przy takim nazwisku, kojarzącym się wprost ze schabem, nadać dziecku tak pretensjonalne imię. Eulalia Potocka, Piłsudska, Poniatowska - no, to by uszło. Przy historycznym nazwisku takie imię wydawałoby się nawet dość na miejscu. Z kolei nazwisko Schabowska nie kłułoby tak, gdyby łączyło się ze zwykłym imieniem: Marta, Emilia, Dorota, Krystyna. Monika. Zwykłym, bo spotykanym wśród twoich znajomych przynajmniej w jednym egzemplarzu i nieprzywodzącym na myśl prapraprapraprababci z osiemnastego czy siedemnastego wieku.
Eulalia Schabowska. Jak to pierwszy raz przeczytałeś na Naszej Klasie, bo Lala wrzuciła ci przez gadu adres swojego konta, wyłeś ze śmiechu.
Fizycznie Eulalia jest bardzo podobna do Moniki: ten sam wzrost, mniej więcej te same wymiary, pofarbowane na wiśniowo włosy, jasna cera. Na tym podobieństwo się kończy, bo charakter Lala ma zupełnie inny.
Rozstałeś się z Moniką w październiku. Kończysz studia, zaraz zrobisz licencjat, masz pracę, służbowy samochód, co z tego, że z logo „Coca-Cola” na bagażniku i po bokach, zarabiasz. Od jakiegoś czasu czujesz, że potrzebujesz stabilizacji i - no właśnie, i spokoju. I dziewczyny, która ma dla ciebie zawsze czas, która ci coś ugotuje, która ci przytaknie. Monika miała coraz więcej roboty, angażowała się w tę swoją pedagogikę resocjalizacyjną jak szalona, w wakacje pojechała na jakiś obóz, zamiast wyjechać z tobą, spieraliście się często, poza tym po prostu byłeś nią zmęczony.
Poza tym sama ci odmówiła. Bo zaproponowałeś jej małżeństwo.
Spojrzała na ciebie wtedy, na początku października, dziwnie i powiedziała, że chcesz się z nią ożenić, bo liczysz, że dzięki temu ją sobie podporządkujesz. Bo ona widzi, jak reagujesz ostatnio na jej studia, na jej praktyki, na jej plany. A ona za mąż nie zamierza przed trzydziestką wychodzić, jeżeli w ogóle. A przede wszystkim od pewnego czasu nie czuje w tobie oparcia dla swoich ambicji.
No i się skończyło.
Byłeś wściekły, na nią i na siebie - a potem uznałeś, że zwyczajnie musisz sobie znaleźć odpowiednią dziewczynę. Taką, która zajmować się będzie tobą, a nie tylko swoimi studiami.
Pod koniec października zacząłeś się spotykać z Lalą. Śmieszyła cię, chwilami nieco drażniła, ale jak się z nią pierwszy raz przespałeś, to rano zrobiła śniadanie do łóżka. I zawsze się z tobą zgadza.
Jedyny moment, gdy naprawdę miałeś ochotę wykopać ją ze swojego mieszkania i ze swojego życia, to gdy skrzywiła się z obrzydzeniem na wieść, że Michał jest gejem. To już taki twój test środowiskowy: ludzie, którym przeszkadza orientacja twojego kumpla, tracą na wejściu dziesięć punktów. Albo dwadzieścia, zależy od reakcji. Lala straciła piętnaście, a potem odrobiła pięć, bo po tygodniu dała sobie wreszcie wytłumaczyć podstawy. Oczywiście po poznaniu Michała powiedziała ci, niebotycznie zdumiona: „Ale on wcale nie wygląda jak ciota!”.
Przypomniałeś sobie śniadanie do łóżka, ciasto na rocznicę pierwszego wspólnego miesiąca i to, że Lala wyprasowała ci wszystkie koszule, kiedy zmieniałeś opony w samochodzie, wziąłeś głęboki wdech i odparłeś tylko: „A widzisz?”.
Michał nie wydawał się Lalą zachwycony i nadal się nie wydaje, widzisz to, gdy siedzicie w kuchni i pijecie, ty piwo, on sok, a Lala kroi pizzę i podaje na talerzach dziewczynom. Magda z Gośką i Dominiką zmierzyły ją na wejściu uważnym, niezbyt pochlebnym i nieźle kpiącym spojrzeniem, ale zachowują się uprzejmie. Pewnie jutro dokładnie obrobią Lali tyłek przed Moniką. Trudno, przyjaciółki. Cieszysz się, że przyszły, bo obawiałeś się, że po zerwaniu z Moniką stracisz kontakt i z nimi, a przecież je lubisz. Należą do stałego zestawu twoich gości.
Michał patrzy na Lalę, jakby rozbierał ją na części pierwsze i żadna z tych części mu się nie podobała. Twoja dziewczyna kończy z pizzą i siada ci wreszcie na kolanach. Jej bladoróżowy top i biała, krótka spódnica zasłaniają Michała, może to i lepiej, bo masz dość wyrazu jego twarzy. Trzeba było go poznać z Eulalią wcześniej, to by już to przetrawił - ale trochę się obawiałeś, jakoś z góry wiedziałeś, że Lala się Skale nie spodoba. Nie wiesz, czemu wiedziałeś, ale wiedziałeś i, jak widać, miałeś rację.
Impreza jest udana, jeśli nie liczyć nachalnego namawiania Lali, żeby Michał wypił trochę szampana.
- Zamykam się w kiblu, żeby twoja dziewczyna przestała mnie dręczyć, zapukaj, jak będę mógł wyjść - oświadcza ci Michał, niby ze śmiechem, ale wiesz, że jest zirytowany; nie cierpi, gdy ktoś przeżywa jego niepicie alkoholu, a cholery dostaje, kiedy ten ktoś próbuje mu wepchnąć butelkę do gardła. Monika abstynencję Michała przyjęła krótkim „dobra, jemu dajemy sok”, Lala w kuchni nadal powtarza, jakie to dziwne i tak dalej, i czy on był alkoholikiem, i że przecież w Sylwestra trzeba choć łyczek wypić. Dominika, która stoi w progu kuchni, wzrusza ramionami.
Ostatni goście wybywają koło szóstej. Zostajecie w trójkę, jeśli nie liczyć twojego brata, który padł już po drugiej i teraz śpi w swoim pokoju. Lala, nucąc coś, co chyba jest piosenką Dody, zbiera puszki i butelki z kuchni, balkonu, garażu i przedpokoju. I z łazienki. I, cholera, klniesz pod nosem, z twojego pokoju, ciekawe, kto się tu władował. Masz nadzieję, że Magda, Dominika i Gośka, żeby pogadać, a nie któryś z chłopaków na numerek. Oglądasz podejrzliwie swoje łóżko, ale nie ma tam żadnej niemiłej niespodzianki.
Lali kleją się oczy, więc mówisz, żeby się u ciebie położyła, wy z Michałem sobie poradzicie. Połechtany jej szczebiotem, że jesteś taki niesamowicie męski, wyrozumiały, kochany i czuły, schodzisz na dół. W kuchni Michał zmywa naczynia, więc bierzesz ścierkę i na bieżąco wycierasz.
Milczycie. Nie podoba ci się to, brak słów odbierasz jako napaść na swój nowy wybór, więc stwierdzasz dobitnie:
- Lala jest super, nie?
Michał odmrukuje tylko coś, co nie znaczy ani „tak”, ani „nie”, i spłukuje duży, zielony talerz.
- Lala w ogóle jest świetna - podejmujesz, odbierając ten talerz i wycierając go z zapamiętaniem. - Ładna, zgrabna i - nie przejdzie ci przez gardło „inteligenta”, więc zastępujesz to innym, pasującym określeniem - i bardzo ciepła. I troskliwa. Po pierwszym miesiącu naszego chodzenia upiekła mi ciasto. - Michał nie wydaje z siebie zachwyconego okrzyku, więc powtarzasz: - Rozumiesz, ciasto, z okazji takiej małej rocznicy. Sama je zrobiła - podkreślasz. - Z jabłkami. Pyszne było. A ostatnio odkurzyła mi pokój, jak byłem zmęczony - dorzucasz, niech Skała wie, jaką masz fajną laskę.
Ale Skała milczy i ostrożnie myje szklanki. Masz z pracy całą furę szklanek z logo coca-coli, z nich głównie piliście.
- No? - naciskasz. - Co o niej myślisz? - Teraz już będzie musiał się odezwać.
Michał podaje ci umytą szklankę i mówi, patrząc na te brudne:
- Myślę, że jest zabawna. I miła.
Mało entuzjastyczne.
- Jest bardzo miła - podkreślasz. - I wesoła. I ogląda ze mną westerny, chociaż ich nie lubi. A na mecze obiecała robić biało-czerwone ciastka, na pewno się wszyscy na nie rzucimy.
Rozpływasz się dalej nad Lalą, wycierając umyte przez Michała naczynia. Potem sprzątacie resztę kuchni, potem ogarniacie garaż. Po uprzątnięciu balkonu siadacie na ławce, ty zapalasz, a Michał dopija ostatni karton z sokiem grejpfrutowym. Znów milczycie.
- Nie no, kurde - mówisz z irytacją, strzepując popiół do pustej puszki po piwie. - Odezwij się, co? Co tak siedzisz, jakbyś sobie język odgryzł?
Michał odstawia szklankę i patrz na ciebie uważnie.
- A mam być szczery? - pyta.
- No wal - odpowiadasz, chociaż to pytanie niezbyt ci się spodobało.
- Myślę, że sam się oszukujesz - oświadcza Skała spokojnie. - Nawet całkiem nieźle wychodzi ci wierzenie w to, co mówisz. Nie, czekaj - dodaje szybko, unosząc ręce. - Daj dokończyć. - Opuszcza dłonie i opiera je na kolanach. - Zgadzam się, ona jest miła, całkiem sympatyczna, pewnie ciepła i wesoła, ale jest taka... mdła. No wiesz - wyjaśnia, gdy patrzysz na niego osłupiały - Monika była konkretna, miała swoje zainteresowania, pasje, cele, sympatie i antypatie, a Lala... Lala jest bardzo... - Zastanawia się przez chwilę. - Ona jest typem dziewczyny, która chce mieć dom, męża i dzieci - mówi wreszcie powoli - i nic więcej. Znaczy, ona poza to nie umie wyjść, nie ma jakichś swoich pasji poza dbaniem o wygląd i może czytaniem o gwiazdach filmowych.
- No to co? - odburkujesz, zgniatając papierosa na puszce.
- No to nic - odpowiada Skała spokojnie. - Nic w tym złego. Są takie dziewczyny i są tacy faceci, jak się dobiorą, to jest im fajnie. Ale ona nie stymuluje, nie? - Patrzy na ciebie spod opadającej na oczy rudej grzywki. - W sensie psychicznym, bo fizycznie to na pewno. Nie prowokuje cię do sięgania wyżej i po więcej, nie dla zysku materialnego, tylko dla własnej satysfakcji, wygrania z samym sobą, nie? Pod jej wpływem nie zrobiłbyś kursu przewodnika po mieście, prawda? Albo nie siedziałbyś pół nocy i nie rozmawiał z nią przez telefon o rzeczach, z których forsy nie ma, ale za to pozostaje coś w tobie samym. Myślę, Dzida, że przechodzisz coś w rodzaju kryzysu wieku dwudziestoparoletniego - stwierdza po krótkim namyśle. - Wywracasz całe swoje postrzeganie dziewczyn do góry nogami i wybierasz to, co łatwe, wygodne i nijakie kosztem tego, co wymagające, trudniejsze, ale pobudzające, bo na to ostatnie jesteś na razie wkurzony. Za jakiś czas ci minie - opiera łokieć na stole, a policzek na pięści i patrzy na ciebie uważnie - a wtedy nie będziesz rozumiał, co widziałeś w Lali. Lala jest miła - powtarza. - I bezproblemowa - pointuje, prostując się.
- I dobrze - odpowiadasz agresywnie. - Problemowej Moniki mam po uszy.
Odnosisz wrażenie, że w oczach Michała widać współczucie.
- Jasne - mówi spokojnie, ale w jego tonie jest coś, przez co przez moment masz ochotę zdzielić go pięścią w zęby. - Pójdę już - stwierdza, wstając. - Pomogłem ci sprzątnąć, więc nie czuję się jak świnia.
- Podwieźć cię? - pytasz ponuro; ostatni raz piłeś o północy, podejrzewasz, że o dziewiątej rano możesz spokojnie usiąść na chwilę za kółkiem.
- Nie, dzięki - odpowiada Michał, stając w progu balkonu. - Spacer dobrze mi zrobi.
Gdy zamykają się za nim drzwi, nachodzi cię myśl, że i tobie spacer by dobrze zrobił. Jesteś jednak zmęczony, więc wracasz na górę, do swojego pokoju, i kładziesz się obok głęboko śpiącej Lali.
W zasadzie, co ten Michał wie.

***

Skała przyjechał, tak jak prosiłeś. Siedzicie na łóżku w twoim pokoju, a właściwie on siedzi, bo ty co chwila wstajesz, idziesz w tę i z powrotem, wracasz, siadasz, znów wstajesz... Michał słucha, nie przerywa, a przede wszystkim, za co jesteś mu wdzięczny, ani nie mówi, ani nie ma wypisanego na twarzy „A nie mówiłem?” albo „Miałem rację”.
Chociaż, cholera, miał rację.
Pod koniec stycznia rozstałeś się z Lalą. Rzeczywiście, teraz już nie rozumiałeś, co w niej widziałeś. A raczej rozumiałeś, ale ci nie wystarczało. Było miło, niewymagająco, zawsze po twojemu i ty miałeś rację, ostatnie słowo oraz pilota od telewizora - i nic więcej. W pewnej chwili zacząłeś się czuć tak, jakbyś zapadał się powoli w ruchomych piaskach, z wierzchu wyglądających jak ukwiecona łąka. Kiedy Michał słyszy to porównanie, kiwa z uznaniem głową.
- Tylko wiesz, nie demonizuj Lali - zaznacza. - Dziewczyna była miła, sympatyczna i nic ci złego nie zrobiła, po prostu pasowaliście do siebie jak pięść do nosa. Ona miała inne priorytety, a ty inne, i tyle.
- Tak, tak - odpowiadasz nieuważnie i powracasz do tematu Moniki. Moniki, której ci cholernie, diabelsko, jak w mordę strzelił brakuje.
Michał wytrzymuje dwie godziny, a potem z jękiem pada na łóżko. Patrzysz na niego ze zdziwieniem, stojąc pod ścianą naprzeciwko.
- Mam dość - oświadcza Skała. - Będziesz gadał, gadał, gadał, produkował się tak, że mi szczęka opada, i nic z tego nie będziesz miał, bo produkujesz się przede mną, nie przed Moniką. A ja, Dzida - dodaje z rozbawioną miną, siadając - nie zamienię się w pofarbowaną na wiśniowo szatynkę ze sporym biustem.
- Koszmarnie byś wyglądał w mini - odcinasz się odruchowo i parskasz śmiechem, gdy uświadamiasz sobie, co powiedziałeś.
- Tego nie wiesz - ripostuje. - I nie chcesz wiedzieć, więc bierz kurtkę, klucze od samochodu i forsę, idziemy.
- Gdzie? - pytasz. Skała patrzy na ciebie jak na inteligentnego inaczej.
- Do samochodu, do kwiaciarni i do Moniki - wyjaśnia. - Dokładnie w tej kolejności. Rusz dupę.
Protestujesz bardzo słabo i wkrótce lądujesz w samochodzie. Jako pasażer, bo przy otwieraniu drzwiczek miałeś tak roztrzęsione ręce, że Michał bez słowa wyjął ci kluczyki z dłoni, posadził po lewej stronie, a sam usiadł za kierownicą. Kwiaty też kupił za ciebie, wielkie, białe róże. Trzydzieści. Podejrzewasz, że twój portfel jest goły jak święty turecki, ale to cię nie rusza. Trzymasz bukiet, a Michał prowadzi. Odzywasz się tylko raz, gdzieś w połowie drogi, mówiąc, żeby zawrócił, bo to nie ma sensu.
- A w mordę chcesz? - pyta Michał ze szczerym zainteresowaniem, nawet nie zaszczycając cię spojrzeniem. Nie chcesz, więc milczysz i dajesz się wieźć dalej.
Kiedy parkujecie przed wieżowcem Moniki, jesteś już tak nabuzowany nerwami, tęsknotą i złością na siebie, że wyskakujesz z samochodu bez słowa, ściskając róże, aż jakiś kolec wbija ci się w mały palec u lewej ręki.
Monika otwiera ci drzwi z mało zachwyconą miną. W porządku, nie spodziewałeś się wiwatów. Ale spławić się nie dasz.
I nie dajesz. Rozmawiacie chyba przez godzinę i chociaż sam temat nie jest zbyt przyjemny, to czujesz się tak dobrze, bo to znów jest rozmowa z Moniką. Wasz wspólny świat, przed paroma miesiącami rozbity w drobny mak, daje się zbudować na nowo.
Chryste, jak ty się stęskniłeś za zapachem jej perfum, za smakiem jej szminki na całowanych ustach, za jej miękkimi, wiśniowymi włosami i za naporem jej piersi na twoje ramię. Właśnie tych piersi, żadnych innych.
Całujecie się długo, wolno, czule. Monika wyraźnie nie ma na razie ochoty na nic więcej - założysz się, że wie o Lali - ale najważniejsze, że jest, że chce od nowa i że cię mocno obejmuje.
Z trudem zduszasz siarczyste przekleństwo, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. To nie rodzice Moniki, za wcześnie; wstajesz, by spławić natręta. Po otwarciu drzwi widzisz na wycieraczce rudy łeb i czarny glan. Michałowi znów rozwiązał się but.
Skała wstaje, patrząc na ciebie uważnie, po czym uśmiecha się szeroko.
- No, gratulacje - mówi, klepiąc cię w ramię i zanim zdążysz się odezwać, dodaje: - Cieszę się, że moja ulubiona para znów jest razem i że znów będziesz miał problemową dziewczynę. Ale, cholera, ja się kiszę w tym samochodzie już trzy godziny, wy serca nie macie. Trzymaj. - Wyciąga z kieszeni spodni kluczyki od auta i podaje ci je. - Muszę iść w końcu do domu. Pocałuj ode mnie Monikę - dorzuca przez ramię. - Tylko wiesz, ode mnie to w policzek, nie szarżuj w moim imieniu! - zaśmiewa się przy windzie.
- Spadaj - odmrukujesz radośnie do pustego już korytarza. Wracasz do Moniki.
Wróciłeś do Moniki.

***

CDN