Szach mat 16
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 29 2011 12:21:28
***

Dojecha艂 na miejsce po godzinie. Kiedy pokaza艂 pismo przygotowane przez Kirima, zosta艂 powitany jak cz艂onek rodziny, zw艂aszcza przez pewn膮 ma艂膮 dziewczynk臋 imieniem Samila. Ju偶 pierwszego dnia ta 艣liczna sze艣ciolatka zaabsorbowa艂a ca艂膮 jego uwag臋 i nie pozwala艂a nikomu z doros艂ych na zaj臋cie go d艂u偶ej ni偶 na chwil臋. Ka偶dego kolejnego dnia, po porannym posi艂ku, bieg艂a do komnaty Sanusa i nie wypuszcza艂a go z r膮k a偶 do momentu gdy musia艂a i艣膰 spa膰. I chocia偶 rodzice codziennie j膮 za to strofowali, ona uparcie nie opuszcza艂a Sanusa. On sam nie mia艂 nic przeciwko temu. Zabawy z dziewczynk膮 i uczenie jej otaczaj膮cego 艣wiata, sprawia艂y mu rado艣膰 i pozawala艂y zapomnie膰 o troskach i zmartwieniach. Tylko wieczorami, kiedy ju偶 k艂ad艂 si臋 spa膰, my艣la艂 o Lantarze. Zastanawia艂 si臋 jak on si臋 czuje, czy jest bezpieczny i kiedy znowu b臋dzie go m贸g艂 zobaczy膰. Czasami te my艣li 艣ciska艂y mu serce tak bardzo, 偶e po policzkach ciek艂y mu 艂zy. Teraz, gdy w ko艅cu odnalaz艂 swoje szcz臋艣cie… Dlaczego to si臋 tak potoczy艂o? Dlaczego nie mo偶e by膰 ze swoim ukochanym?
Min臋艂o kilka dni. Sanus w艂a艣nie siedzia艂 z dziewczynk膮 w ogrodzie i uczy艂 j膮 nazw kwiat贸w, gdy nagle us艂ysza艂 jak kto艣 m贸wi za jego plecami:
- Widz臋, 偶e 艣wietnie sobie radzisz z dzie膰mi.
Odwr贸ci艂 si臋.
- Kirim? – zdumia艂 si臋.
- Wujek! – wykrzykn臋艂a dziewczynka i rzuci艂a si臋 w stron臋 przybysza.
- Witaj m艂oda damo – Kirim u艣miechn膮艂 si臋 i u艣ciska艂 dziecko. – Mam nadziej臋, 偶e nie zam臋czy艂a艣 za bardzo mojego przyjaciela?
- By艂am grzeczna wujku. A wujek Sanus jest bardzo mi艂y i wie du偶o ciekawych rzeczy.
- Ciesz臋 si臋, 偶e tak go lubisz, ale teraz chcia艂bym z nim porozmawia膰. Oddasz go mi?
- Nie! – dziewczynka wyd臋艂a usta. – Bo jak b臋dziecie rozmawia膰, to wujek Sanus nie b臋dzie chcia艂 si臋 ze mn膮 bawi膰.
- Wiesz, kochanie, nie w膮tpi臋, 偶e wujek Sanus te偶 chcia艂by si臋 z tob膮 bawi膰, ale czasami musi te偶 porozmawia膰 z innymi doros艂ymi.
- A niby dlaczego?
- Bo s膮 takie specjalne zabawy, w kt贸re mog膮 si臋 bawi膰 tylko doro艣li. No i wujek Sanus musi w艂a艣nie teraz pobawi膰 si臋 razem ze mn膮 w tak膮 zabaw臋.
- Nie lubi臋 doros艂ych zabaw – dziewczynka wyd臋艂a usta w niezadowoleniu. – Ja nigdy nie b臋d臋 doros艂a.
- To jak? Mog臋 zabra膰 wujka Sanusa?
- No dobrze – odpar艂a wci膮偶 naburmuszona dziewczynka.
Kirim postawi艂 dziecko na pod艂odze.
- My艣l臋, 偶e tatu艣 ch臋tnie si臋 z tob膮 pobawi – powiedzia艂, a kiedy dziewczynka znikn臋艂a w domu, podszed艂 do Sanusa.
- Ty te偶 ca艂kiem dobrze sobie radzisz z dzie膰mi – powiedzia艂 z uznaniem Sanus.
- Tylko z ni膮. I to pewnie tylko dla tego, 偶e pomaga艂em przy jej wychowywaniu dop贸ki mog艂em. Jak si臋 czujesz?
- Dobrze. Dzi臋kuj臋, 偶e pozwoli艂e艣 mi si臋 tu zatrzyma膰. To wiele dla mnie znaczy.
- Drobiazg – Kirim u艣miechn膮艂 si臋.
- Zrobi艂e艣 sobie urlop od obowi膮zk贸w g艂贸wnego doradcy?
- Nie – pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. – Przyjecha艂em do ciebie. W imieniu kr贸la.
- W imieniu kr贸la? – zdumia艂 si臋.
- Tak. Prosi艂 偶ebym ci臋 przeprosi艂 za to co pr贸bowa艂 zrobi膰.
- Nie rozumiem – wyszepta艂 zdumiony.
- Ja te偶 nie. Ale prosi艂 偶ebym ci臋 przeprosi艂 w jego imieniu. Wygl膮da na to i偶 naprawd臋 tego 偶a艂uje. Kiedy si臋 dowiedzia艂, 偶e ukrywasz si臋 przed nim, by艂 spokojny, mia艂em wra偶enie, 偶e nawet smutny.
- Naprawd臋?
- No c贸偶, mog臋 si臋 myli膰. To tylko moje osobiste odczucia.
- Wi臋c mo偶e by膰 tak, 偶e jego przeprosiny nie s膮 szczere?
- Nie s膮dz臋 – Kirim pokr臋ci艂 przecz膮co g艂ow膮. – Uwa偶nie go obserwuj臋 i widz臋, 偶e jest on zupe艂nie inny ni偶 Lamer dziewi膮ty. Nie wpada tak 艂atwo w gniew i potrafi przyzna膰 si臋 do b艂臋d贸w. Dlatego te偶 my艣l臋, 偶e szczerze 偶a艂uje.
- Wi臋c co proponujesz? Mam wr贸ci膰? Co ty by艣 zrobi艂 na moim miejscu?
- Zaryzykowa艂 bym i wr贸ci艂.
- A je偶eli to si臋 znowu powt贸rzy? – Sanus spojrza艂 z niepokojem na rozm贸wc臋.
- Wtedy zostanie ci tylko jedno: ucieczka za granic臋.
- To wcale nie jest 艣mieszne, Kirim – mrukn膮艂 Sanus.
- To nie mia艂o by膰 艣mieszne. Nie mog臋 ci nic obieca膰. Jego Wysoko艣膰 jest z nami zbyt kr贸tko, 偶ebym m贸g艂 przewidzie膰 jego zachowanie. Poza tym czasami zachowuje si臋 zupe艂nie nieobliczalnie, przez co nie mog臋 odgadn膮膰 co my艣li ani co planuje zrobi膰. Masz dwa wyj艣cia: albo ukrywa膰 si臋 nie wiadomo jak d艂ugo i czeka膰 a偶 jego wysoko艣膰 zainteresuje si臋 kim艣 innym, albo zaryzykowa膰 i uwierzy膰 w szczero艣膰 jego s艂贸w i wr贸ci膰. Ale je偶eli wr贸cisz i oka偶e si臋 i偶 k艂ama艂 wtedy b臋dziesz bezpieczny jedynie za granic膮. Decyzja nale偶y do ciebie.
Sanus westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Musz臋 si臋 zastanowi膰. – Przez chwil臋 spacerowali po ogrodzie w ca艂kowitym milczeniu. – Co bym nie zrobi艂, to i tak w najgorszym wypadku b臋d臋 musia艂 si臋 ukrywa膰.
- Pami臋taj, 偶e cokolwiek zdecydujesz, pomog臋 ci ile tylko b臋d臋 m贸g艂.
- Wiesz Kirim, zaskakujesz mnie. Wychodzi na to, 偶e ci臋 nie zna艂em.
Kirim u艣miechn膮艂 si臋.
- Jeszcze du偶o rzeczy o mnie nie wiesz, ale nie przejmuj si臋 tym.
- D艂ugo tu zostaniesz? – Sanus szybko zmieni艂 temat.
- Niestety nie mog臋, chocia偶 bardzo bym chcia艂. Musz臋 wraca膰 i mie膰 oko na kr贸la. Ale ty zosta艅 tu jeszcze tak d艂ugo jak chcesz.
- Dzi臋kuj臋 – u艣miechn膮艂 si臋.
- Wujku! Wujku! – do ogrodu wbieg艂a Samila.
- Tak, kochanie? – Sanus u艣miechn膮艂 si臋 i kucn膮艂 czekaj膮c a偶 dziewczynka podbiegnie do nich.
- Mamusia prosi na posi艂ek.
- To ju偶 ta godzina? – zdziwi艂 si臋 Sanus. – Widzisz, tak dobrze si臋 z tob膮 bawi艂em, 偶e nawet nie zauwa偶y艂em jak szybko mija czas.
Dziecko u艣miechn臋艂o si臋 promiennie. Sanus wsta艂 i z艂apa艂 dziewczynk臋 za r臋k臋, a drug膮 r臋k臋 dziecko poda艂o Kirimowi.

Kiedy Sanus le偶a艂 ju偶 w 艂贸偶ku czekaj膮c na sen, przez jego g艂ow臋 przebiega艂o tysi膮ce my艣li. A wszystkie dotyczy艂y jednego: wraca膰 czy nie? Niestety sen nie przyni贸s艂 odpowiedzi, a tylko wi臋cej b贸lu i t臋sknoty. Kiedy rano wsta艂 postanowi艂 wr贸ci膰 do pa艂acu. Po porannym posi艂ku uda艂 si臋 razem z Kirimem w drog臋.
Kiedy wje偶d偶ali na pa艂acowy dziedziniec Sanus mia艂 dusz臋 na ramieniu. Gdyby nie Kirim, kt贸ry trzyma艂 go za r臋k臋, to z pewno艣ci膮 by uciek艂.
Na szcz臋艣cie Kirim rozumia艂 co m艂ody doradca prze偶ywa i kiedy tylko m贸g艂 pociesza艂 go i podtrzymywa艂 na duchu. Stara艂 si臋 te偶 dawa膰 mu takie zadania by mia艂 jak najmniejsz膮 styczno艣膰 z kr贸lem. Sanus by艂 mu za to wdzi臋czny i stara艂 si臋 wype艂nia膰 soje obowi膮zki najlepiej jak tylko mo偶na. Uwa偶a艂 i偶 tylko w ten spos贸b mo偶e si臋 odwdzi臋czy膰 Kirimowi za to co tamten dla niego robi.

***

Lantar u艣miecha艂 si臋 od ucha do ucha. W艂a艣nie le偶a艂 na wozie pe艂nym siana, kt贸ry powoli toczy艂 si臋 w stron臋 stolicy. Kilka dni temu, w czasie walki z wyj膮tkowo opornymi bandytami, odni贸s艂 ran臋. Osobi艣cie uwa偶a艂 i偶 to nic wielkiego i dalej mo偶e walczy膰, ale dow贸dca doszed艂 do wniosku i偶 powinien wr贸ci膰 do stolicy i wykurowa膰 si臋. Tak wi臋c wraz z innymi rannymi le偶a艂 na pe艂nym siana wozie prowadzonym przez jakiego艣 ch艂opa z pobliskiej wioski i z niecierpliwo艣ci膮 wyczekiwa艂 chwili kiedy znowu we藕mie ukochanego w ramiona. I chocia偶 w 艣rodku wszystko a偶 wrza艂o w nim, to na zewn膮trz stara艂 si臋 zachowa膰 spok贸j. Nie mia艂 ochoty wys艂uchiwa膰 g艂upich dowcip贸w i przytyk贸w.
Jechali dwa dni zanim w ko艅cu dotarli do stolicy. Wojskowy medyk opatrzy艂 jego rany i zaleci艂 siedem dni odpoczynku. Rado艣膰 Lantara si臋gn臋艂a zenitu, siedem dni! Siedem dni szcz臋艣cia z ukochanym! Si臋gn膮艂 do swojego kufra i wyci膮gn膮艂 stamt膮d jeden z pergamin贸w, kt贸ry dosta艂 od Sanusa do 膰wiczenia pisania, a kt贸rego nie zd膮偶y艂 uzupe艂ni膰 oraz buteleczk臋 z atramentem. Przeszed艂 do s膮siedniej izby i usiad艂szy przy stole zacz膮艂 pisa膰 list do ukochanego. Niestety r臋ka odwyk艂a od pi贸ra i sz艂o mu to strasznie opornie, a stawiane literki by艂y ko艣lawe. Kiedy sko艅czy艂 spojrza艂 na ca艂o艣膰 i skrzywi艂 si臋. Wygl膮da艂o to koszmarnie, niestety nie mia艂 ju偶 wi臋cej pergamin贸w. Westchn膮艂 ci臋偶ko i wr贸ci艂 do swojego kufra. Kiedy艣, przez przypadek, w jego r臋ce wpad艂a ca艂kiem spora laska laku. Nie wiedzia艂 czy przyda mu si臋 ona czy nie, jednak na wszelki wypadek zachowa艂 j膮. Teraz by艂a idealna. Powoli i dok艂adnie z艂o偶y艂 pergamin tak jak to zwykle widywa艂 na pismach przychodz膮cych do pa艂acu i zapiecz臋towa艂 go lakiem. Kiedy sko艅czy艂 popatrzy艂 krytycznie na swoje dzie艂o i u艣miechn膮艂 si臋, z daleka wygl膮da艂o jak jedno z tych pism z zagranicy. U艣miechn膮艂 si臋 zadowolony. Schowa艂 list za koszul臋 i ruszy艂 w stron臋 zamku. Jednak kiedy dotar艂 na miejsce, ogarn臋艂o go zw膮tpienie. Czy Sanus jeszcze go kocha? Nie by艂o go p贸艂 roku i Sanus m贸g艂 si臋 znudzi膰 czekaniem i znale藕膰 sobie kogo艣 innego. No bo niby dlaczego mia艂by czeka膰 na takiego zwyk艂ego 偶o艂nierza jak on skoro codziennie mia艂 do czynienia z tyloma m膮drzejszymi od niego i lepiej urodzonymi m臋偶czyznami? Tak, z pewno艣ci膮 znudzi艂o mu si臋 ju偶 czekanie. Lantar westchn膮艂 i zawr贸ci艂 w stron臋 koszar, jednak przeszed艂 tylko kilka krok贸w i przystan膮艂. A je偶eli jednak on czeka, a to wszystko to po prostu cisn膮ce si臋 do g艂owy g艂upie i absurdalne my艣li? Wszak偶e kiedy si臋 偶egnali widzia艂 艂zy w jego oczach i b贸l na twarzy. Musi to sprawdzi膰! Musi si臋 przekona膰 czy to co mu przysz艂o do g艂owy to prawda czy tylko g艂upie, bezsensowne i pozbawione przyczyny my艣li! Ruszy艂 w stron臋 zamku i z艂apa艂 pierwszego lepszego s艂u偶膮cego. Da艂 mu list z poleceniem przekazania kr贸lewskiemu doradcy, Sanusowi Amarni i po艣piesznie wr贸ci艂 do koszar. Chc膮c mie膰 pewno艣膰, 偶e s艂u偶膮cy dostarczy przesy艂k臋, nie omieszka艂 doda膰 i偶 jest to bardzo wa偶ne pismo z zagranicy, na kt贸re jego mi艂o艣膰 czeka z niecierpliwo艣ci膮 i je偶eli go nie dostanie, to s艂u偶膮cy b臋dzie mia艂 powa偶ne k艂opoty. Tak jak si臋 spodziewa艂, s艂u偶膮cy strasznie si臋 przej膮艂 jego s艂owami i gorliwie zapewni艂 i偶 Jego Mi艂o艣膰, kr贸lewski doradca, Sanus Amarni, na pewno dostanie ten list. Jak mo偶na by艂o si臋 spodziewa膰 s艂u偶膮cy zupe艂nie nie zna艂 si臋 na przesy艂kach i nie zwr贸ci艂 uwagi na piecz臋膰, kt贸rej czego艣 brakowa艂o.
Lantar niecierpliwie czeka艂 na koniec dnia, kt贸ry strasznie mu si臋 d艂u偶y艂. Chc膮c jako艣 zape艂ni膰 czas jaki mu pozosta艂 wzi膮艂 si臋 za sprz膮tanie koszar. Im bli偶ej terminu spotkania tym robi艂 si臋 coraz bardziej nerwowy, powtarza艂 dwukrotnie te same czynno艣ci. W ko艅cu nadszed艂 wiecz贸r. Lantar przebra艂 si臋 w zwyczajne ubranie i wyszed艂 z koszar.

***

Sanus w艂a艣nie siedzia艂 w bibliotece nad ksi臋g膮. Tak si臋 w niej zaczyta艂, ze nawet nie us艂ysza艂 jak do 艣rodka wszed艂 s艂u偶膮cy. Dopiero g艂o艣ne chrz膮kniecie przywr贸ci艂o go do rzeczywisto艣ci. Podni贸s艂 nieprzytomny wzrok i spojrza艂 uwa偶nie na s艂u偶膮cego.
- Prosz臋 o wybaczenie, wasza mi艂o艣膰, ale przysz艂o bardzo wa偶ne pismo zza granicy do waszej mi艂o艣ci.
- Jeste艣 pewien, 偶e do mnie, a nie do g艂贸wnego doradcy? – zdumia艂 si臋 Sanus.
- Tak powiedzia艂 ten 偶o艂nierz, wasza mi艂o艣膰.
- Jaki 偶o艂nierz?
- Ten, kt贸ry da艂 mi to pismo – odpar艂 s艂u偶膮cy. – Powiedzia艂, 偶e wasza mi艂o艣膰 czeka na nie i je偶eli go nie dostanie szybko, to b臋d臋 mia艂 powa偶ne k艂opoty. Mam nadziej臋, wasza mi艂o艣膰, 偶e dobrze zrobi艂em? – zaniepokoi艂 si臋 s艂u偶膮cy.
- Tak, tak – odpar艂 Sanus z roztargnieniem, zastanawiaj膮c si臋 o co mo偶e chodzi膰 z tym pismem. – Daj mi je szybko.
S艂u偶膮cy odda艂 doradcy pergamin i wyszed艂. Sanus przez chwil臋 uwa偶nie go ogl膮da艂. By艂 z艂o偶ony tak jak zwykle sk艂adane s膮 wszystkie pisma, jednak偶e piecz臋膰 r贸偶ni艂a si臋 od zwyk艂ych piecz臋ci. Nie by艂o w niej odci艣ni臋tego 偶adnego herbu. Zdziwi艂 si臋. Zaciekawiony prze艂ama艂 piecz臋膰 i roz艂o偶y艂 pergamin. Po chwili serce zacz臋艂o mu bi膰 jak oszala艂e. Chocia偶 literki by艂y bardzo ko艣lawe i napisane nier贸wno, to jednak tre艣膰 listu nie pozostawia艂a w膮tpliwo艣ci, kto jest jego autorem.

Kochany!
W艂a艣nie wr贸ci艂em do stolicy. Tak bardzo za tob膮 t臋skni臋 i chcia艂bym ci臋 zobaczy膰 jak najszybciej. Je偶eli w twoim sercu wci膮偶 jest dla mnie miejsce, spotkajmy si臋 prosz臋 w jednej z nieu偶ywanych pa艂acowych komnat gdy zapadnie wiecz贸r


W dalszej cz臋艣ci listu nast臋powa艂 opis komnaty, kt贸r膮 Lantar wybra艂 na potajemna schadzk臋. Na ko艅cu listu, 偶eby nie by艂o w膮tpliwo艣ci, kto jest autorem pisma, widnia艂o jedno s艂owo, a w艂a艣ciwie imi臋: „Lantar”. Widz膮c je Sanus a偶 pop艂aka艂 si臋. Nie m贸g艂 uwierzy膰 w to co widzi. Mia艂 wra偶enie, 偶e to jest pi臋kny sen, z kt贸rego zaraz si臋 obudzi i wr贸ci do brutalnej rzeczywisto艣ci.
Jednak im d艂u偶ej siedzia艂 i wpatrywa艂 si臋 w pergamin, tym wi臋ksze ros艂o w nim przekonanie, 偶e to jednak nie sen, a rzeczywisto艣膰 i ju偶 nied艂ugo zobaczy swojego ukochanego.
Nie wiedzia艂 jak wytrzyma reszt臋 dnia. Pr贸bowa艂 jako艣 zape艂ni膰 up艂ywaj膮cy czas, ale ni m贸g艂 si臋 skupi膰, ani na czytanych ksi臋gach, ani sprawach pa艅stwowych. Jego my艣li zaprz膮ta艂 Lantar. By艂 tak rozkojarzony, 偶e a偶 Kirim si臋 na niego dziwnie patrzy艂.
- Sanus, co si臋 dzieje? - zapyta艂 w pewnym momencie g艂贸wny doradca, kiedy Sanus po raz kolejny nie odpowiedzia艂 na jego pytanie.
- Nic takiego, wszystko w porz膮dku.
- Jeste艣 pewien? Wydajesz si臋 jaki艣 niespokojny. Czy偶by znowu... - nie sko艅czy艂 zdania maj膮c nadziej臋, 偶e Sanus zrozumie o co mu chodzi. Nie m贸g艂 zapyta膰 otwarcie czy przypadkiem kr贸l znowu nie pr贸bowa艂 mu czego艣 zrobi膰, wszak偶e nie byli sami w komnacie, a pozostali doradcy nic nie wiedzieli o problemach Sanusa.
- Ale偶 nie! Nie! – pokiwa艂 uspokajaj膮co r臋k膮. – Z tamtym wszystko w porz膮dku. Po prostu jest co艣 co musz臋 zrobi膰 i troch臋 za bardzo mnie to absorbuje.
- By艂bym wdzi臋czny gdyby艣 swoje prywatne sprawy zostawia艂 za drzwiami sali obrad – stary, z艂o艣liwy Kirim. – Nie wymagam chyba zbyt wiele prosz膮c o chwil臋 uwagi?
- Ale偶 sk膮d. Postaram si臋 skupi膰.
- Mam nadziej臋 – mrukn膮艂 Kirim i wr贸ci艂 do omawianego wcze艣niej problemu.
Do ko艅ca narady Sanus nie spuszcza艂 wzroku ani uwagi z Kirima. A kiedy nadszed艂 wiecz贸r…
Coraz bardziej spanikowany Sanus zapali艂 lampk臋 naftow膮 i wyszed艂 z komnaty. Pa艂acowe korytarze opustosza艂y ju偶, jednak dla pewno艣ci, kiedy ju偶 dotar艂 na miejsce spotkania, przystan膮艂 i uwa偶nie rozejrza艂 si臋 w ko艂o. A kiedy upewni艂 si臋, 偶e nikogo nie ma w pobli偶u, wszed艂 do 艣rodka. Postawi艂 lampk臋 na stole.
- Lantar? – odezwa艂 si臋 cicho rozgl膮daj膮c w ko艂o, a w jego g艂osie s艂ycha膰 by艂o niepok贸j.
Niestety lampka nie roz艣wietla艂a ca艂ej komnaty.
- Jestem – us艂ysza艂 za plecami, a kiedy si臋 odwr贸ci艂, z ciemno艣ci wysun臋艂a si臋 posta膰.
Kiedy zobaczy艂 t膮 tak ut臋sknion膮 twarz, nie m贸g艂 wytrzyma膰 i ze 艂zami w oczach rzuci艂 si臋 w ramiona ukochanego.
- Wr贸ci艂e艣 – wyszepta艂. – Nawet nie wiesz jak bardzo za tob膮 t臋skni艂em.
- Naprawd臋? A ja ba艂em si臋, 偶e ju偶 o mnie zapomnia艂e艣.
- Dlaczego tak m贸wisz? – spojrza艂 oburzony na Lantara.
- Nie by艂o mnie p贸艂 roku. Pomy艣la艂em, 偶e mog艂e艣 si臋 znudzi膰 czekaniem i znalaz艂e艣 sobie kogo艣 innego.
- Jak mog艂e艣 pomy艣le膰 co艣 takiego?! – spyta艂 z b贸lem w g艂osie. – Ja nie jestem taki p艂ytki.
- Wybacz, ale ja wci膮偶 nie mog臋 uwierzy膰, 偶e odwzajemni艂e艣 moje uczucie. Ca艂y czas mam w ra偶enie, 偶e to tylko cudowny sen, z kt贸rego si臋 obudz臋 i wr贸c臋 do tego szarego i nudnego 偶ycia bez ciebie.
- Dla mnie to te偶 jest jak sen, ale nie mam zamiaru si臋 z niego budzi膰. I ty te偶 powiniene艣 w ko艅cu uwierzy膰 we mnie.
- Wierz臋. Wybacz, 偶e w og贸le przysz艂o mi co艣 takiego do g艂owy. Ju偶 wi臋cej nie b臋d臋 – odpar艂 Lantar i przytuli艂 ukochanego.
- Tak si臋 ciesz臋, 偶e wr贸ci艂e艣 – wyszepta艂 Sanus tul膮c si臋 do piersi 偶o艂nierza, jednak gdy zobaczy艂 wystaj膮cy spod koszuli banda偶, przestraszy艂 si臋: - jeste艣 ranny!
- Uspok贸j si臋, to nic takiego.
- Jak to nic takiego! – wykrzykn膮艂 Sanus. – Mo偶esz si臋 wykrwawi膰 i umrze膰!
- To niezbyt gro藕na rana. Dla 偶o艂nierza rany to normalna rzecz. Poza tym gdyby nie rany to nie m贸g艂bym wr贸ci膰. A tak zosta艂em odes艂any na odpoczynek, dop贸ki rany si臋 nie zagoj膮.
- Wi臋c troch臋 czasu b臋dziemy mogli sp臋dzi膰 razem?
- Oczywi艣cie.
- Ale to b臋dzie strasznie trudne – zasmuci艂 si臋 Sanus.
- To nic, zawsze jako艣 sobie z tym radzili艣my, poradzimy sobie i teraz.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co?
- O kr贸la.
- Co on ma z nami wsp贸lnego? – zdziwi艂 si臋 Lantar.
- Bo widzisz, on…
- No, wykrztu艣 to wreszcie.
- On pr贸bowa艂…
- Nie m贸w 偶e co艣 ci zrobi艂! Zabij臋 drania!
- Nie! Prosz臋, nie r贸b nic nierozwa偶nego! Je偶eli zabijesz kr贸la to zostaniesz stracony. A tego bym nie prze偶y艂. Serce by mi p臋k艂o z 偶alu.
- Jeszcze go bronisz? Nie rozumiem ci臋. Po tym co ci zrobi艂? Jak mo偶esz?
- On nie jest takim z艂ym kr贸lem. Poza tym nic mi nie zrobi艂. Powstrzyma艂 si臋 w ostatniej chwili. Ostatnio jest nawet mi艂y dla mnie, ale boj臋 si臋, 偶e kiedy艣 znowu to zrobi, 偶e nie b臋d臋 w stanie mu sie oprze膰. Ojciec zawsze wpaja艂 mi szacunek dla kr贸la. M贸wi艂, 偶e bez wzgl臋du na wszystko zawsze musz臋 go s艂ucha膰, bo jest moim w艂adc膮. Boj臋 si臋, 偶e kt贸rego艣 dnia sko艅czy to co zacz膮艂.
- Wtedy go zabij臋 i uciekniemy razem do innego pa艅stwa, gdzie nikt nas nie b臋dzie zna艂 i b臋dziemy mogli 偶y膰 razem d艂ugo i szcz臋艣liwie – przycisn膮艂 Sanusa mocno do piersi i wtuli艂 twarz w jego w艂osy
- Chcia艂bym 偶eby to by艂o mo偶liwe tu i teraz. Ale dop贸ki pochodzimy z tak r贸偶nych klas spo艂ecznych to nigdy nie b臋dzie mo偶liwe.
- Dlatego te偶 musimy si臋 cieszy膰 ka偶d膮 chwil膮 jak膮 mo偶emy ze sob膮 razem sp臋dzi膰. Wi臋c nie my艣li ju偶 o niczym innym tylko o mnie.
- Ca艂y czas my艣l臋 tylko o tobie. Ju偶 nawet Kirim marudzi, 偶e nie przyk艂adam si臋 do swoich obowi膮zk贸w bo ci膮gle chodz臋 z g艂ow膮 z chmurach.
- Kirim? – zapyta艂 zdziwiony.
- G艂贸wny doradca kr贸lewski.
- Ach, rozumiem. Mam nadziej臋, 偶e nie b臋dzie ci臋 za to kara艂? – zaniepokoi艂 si臋.
- Ale偶 sk膮d – Sanus u艣miechn膮艂 si臋. – Wbrew pozorom to bardzo sympatyczny facet. Ale nie m贸wmy teraz o tym. Tak d艂ugo ci臋 nie widzia艂em, 偶e my艣l臋 teraz tylko o jednym.
- Ja te偶 - wyszepta艂 Lantar i poca艂owa艂 ukochanego.
Kiedy Sanus poczu艂 te cudowne usta, kt贸rych tak t臋sknie wyczekiwa艂, poczu艂 jak 艣wiat wok贸艂 niego zaczyna wirowa膰. W tym momencie nie istnia艂o nic, tylko Lantar, jego cudowne usta, r臋ce 艂apczywie wdzieraj膮ce si臋 pod szat臋 i to cudowne cia艂o z kt贸rych pragn膮艂 zespoli膰 si臋 jak najszybciej. I nie obchodzi艂o go i偶 w tej komnacie nie ma 艂o偶a, tylko strasznie niewygodna kanapa. Got贸w by艂 znie艣膰 najwi臋ksze niewygody, aby tylko znowu poczu膰 t膮 niewys艂owion膮 rozkosz jak膮 dawa艂o rozpalone po偶膮daniem cia艂o ukochanego. I w ko艅cu poczu艂 j膮, poczu艂 jak rozlewa si臋 po ca艂ym ciele doprowadzaj膮c serce do szale艅czego galopu, poczu艂 jak uwalnia jego w艂asne po偶膮danie odbieraj膮c wszystkie zmys艂y.
I by艂 szcz臋艣liwy.
- By艂e艣 cudowny – wyszepta艂 Lantar, kiedy wyczerpani opierali si臋 o kanap臋 pr贸buj膮c uspokoi膰 oddechy,
- Ty tak偶e – wyszepta艂 Sanus i poca艂owa艂 偶o艂nierza nami臋tnie w usta. – Mam nadziej臋, 偶e mimo odniesionych ran znajdziesz jeszcze si艂y na kolejn膮 rud臋 przyjemno艣ci.
Lantar za艣mia艂 si臋.
- Jeste艣 strasznie nienasycony.
- Oczywi艣cie. Tak d艂ugo ci臋 nie widzia艂em, 偶e musz臋 to teraz nadrobi膰. No chyba, ze nie jeste艣 ju偶 w stanie – b膮kn膮艂 niby od niechcenia.
- Ja nie jestem w stanie?! – oburzy艂 si臋 Lantar. – Zaraz si臋 przekonasz – i wpi艂 si臋 w usta ukochanego jednocze艣nie bior膮c w d艂o艅 jego m臋sko艣膰.
- Zaczekaj – Sanus odepchn膮艂 od siebie 偶o艂nierza.
- Co jest? Czy偶by艣 ju偶 rezygnowa艂? – spyta艂 kpi膮co.
- W 偶adnym wypadku – obruszy艂 si臋. – Po prostu pomy艣la艂em, 偶e lepiej b臋dzie jak przeniesiemy si臋 do mojej komnaty. Tam przynajmniej mam mi臋kkie 艂贸偶ko, a od tej kanapy bol膮 mnie kolana i plecy.
- Dobrze.
Szybko ubrali si臋 i, rozgl膮daj膮c si臋 przez ca艂y czas na wszystkie strony, ruszyli w stron臋 komnaty Sanusa. Na szcz臋艣cie nie spotkali nikogo po drodze. A kiedy ju偶 doszli na miejsce, zamkn臋li drzwi na klucz i dali si臋 ponie艣膰 nami臋tno艣ci.
Nadszed艂 ranek i zm臋czeni zakochani w ko艅cu zasn臋li. Przez nast臋pne dni zaj臋ty ukochanym Sanus zupe艂nie zrezygnowa艂 z ulubionych ksi膮g i wszelkich spotka艅 towarzyskich. Nie wiedzia艂 jak d艂ugo b臋dzie m贸g艂 cieszy膰 si臋 swoim szcz臋艣ciem i na jak d艂ugo przyjdzie im si臋 znowu rozsta膰, wi臋c chcia艂 wykorzysta膰 danym im czas maksymalnie. Tak偶e Lantar zupe艂nie zrezygnowa艂 z zabaw z innymi 偶o艂nierzami, a w koszarach pojawia艂 si臋 jedynie na posi艂ki i wtedy gdy Sanus zaj臋ty by艂 sprawami pa艅stwowymi. I tak mija艂y im kolejne dni. A偶 nadszed艂 dzie艅, kt贸ry to wszystko zmieni艂.




CDN