Yuuki 1
Dodane przez Aquarius dnia Pa糳ziernika 09 2011 01:24:21
Czu艂em otaczaj膮ce mnie zewsz膮d zimno. Nie czu艂em b贸lu, przynajmniej nie tak, jak m贸g艂bym si臋 spodziewa膰. Nienawi艣膰 do Niego wyp艂ywa艂a ze mnie wraz z krwi膮, powoli wyciekaj膮c膮 z moich nadgarstk贸w. Czy 偶a艂uj臋? Nie, nigdy nie b臋d臋. Nie 偶a艂uj臋 naszego spotkania, nie 偶a艂uj臋 wsp贸lnie sp臋dzonych chwil, poca艂unk贸w, upojnych nocy... Nie 偶a艂uj臋 tego, 偶e by艂em przy Nim, a najbardziej nie 偶a艂uj臋 tego, 偶e mog艂em Go kocha膰. Ale nic nie trwa wiecznie. Nasza "mi艂o艣膰" sko艅czy艂a si臋 tak szybko, jak si臋 zacz臋艂a.
Odszed艂, rzucaj膮c mi na po偶egnanie osch艂e "przepraszam", kt贸re mia艂o za艂atwi膰 spraw臋. Nie rozumia艂em dlaczego to zrobi艂, p贸ki miesi膮c p贸藕niej nie zobaczy艂em Go z jak膮艣 kobiet膮, jak si臋 p贸藕niej dowiedzia艂em, Jego 偶on膮. Czy bola艂o? Tak, i to bardzo. Zaszy艂em si臋 w domu i nie wychodzi艂em z niego przez tydzie艅. Schud艂em. Nie by艂em w stanie je艣膰, kiedy ca艂y czas przed oczami mia艂em jego rozpromienion膮 twarz, kieruj膮c膮 u艣miech do Niej, a nie do mnie.
Le偶a艂em ci膮gle w 艂贸偶ku. 艁zy ju偶 dawno mi si臋 sko艅czy艂y, po nich nadszed艂 etap wpatrywania si臋 pustym wzrokiem w sufit. Mimo up艂ywu czasu, po艣ciel nadal pachnia艂a Nim. Tyle wspomnie艅, tyle szcz臋艣liwych, smutnych chwil. Czy to si臋 nie liczy艂o? Czy Jego mi艂osne wyznania, szeptane do mojego ucha podczas stosunku, moje imi臋 na Jego ustach podczas szczytowania, czu艂o艣膰 z jak膮 na mnie patrzy艂 i troska okazywana w ka偶dym Jego ge艣cie, by艂y k艂amstwem? Nie mog艂em zrozumie膰, dlaczego wybra艂 J膮 i nadal nie mog臋. Ale to ju偶 nieistotne. Nic ju偶 nie jest wa偶ne.
Postanowi艂em to wszystko zako艅czy膰. Przera偶aj膮ce by艂o to, z jak膮 艂atwo艣ci膮 przysz艂o mi podj臋cie tej decyzji. Ale to chyba po prostu 艣wiadczy o mnie, jak strasznie s艂aby jestem. Mo偶e w艂a艣nie dlatego odszed艂? Czu艂, 偶e by艂 dla mnie wszystkim, by艂 moim powietrzem. Okazywa艂em to na ka偶dym kroku, nie zwa偶aj膮c na Niego. Mo偶liwe, 偶e zacz膮艂 si臋 dusi膰 w tym zwi膮zku. Ale ju偶 nie b臋dzie dane mi pozna膰 prawdy. Kolejny dow贸d mojego tch贸rzostwa. Ba艂em si臋 nawet z Nim porozmawia膰. Cierpia艂em, ale nie zatrzyma艂em Go. Mia艂em nadziej臋, 偶e do mnie wr贸ci, 偶e po prostu sobie 偶artuje. Jak wida膰, myli艂em si臋.
Najbardziej zaskoczy艂o mnie to, 偶e zaakceptowa艂em Jego wyb贸r. Mimo 偶e Go nienawidzi艂em, w g艂臋bi serca nadal Go kocha艂em, chcia艂em Jego szcz臋艣cia. Ale to w艂a艣nie przez t臋 mi艂o艣膰 musz臋 odej艣膰. Nie potrafi臋 偶y膰 bez niego i nic na to nie poradz臋. Jestem tch贸rzem, s艂abym, nic nie wartym 艣mieciem, kt贸ry nie potrafi nawet walczy膰 o swoje szcz臋艣cie. Ale to ju偶 i tak jest bez znaczenia, podj膮艂em decyzj臋...
Dzie艅 by艂 mro藕ny, z nieba spada艂y p艂atki 艣niegu, pokrywaj膮c grub膮 warstw膮 ulice, chodniki i dachy dom贸w. Ogo艂ocone z li艣ci drzewa w parku, zanurzone w lekkiej mgle poranka, nadawa艂y miejscu mroczny klimat. Idealny nastr贸j do samob贸jstwa. Jakby sama natura chcia艂a mi przekaza膰, 偶e post臋puj臋 s艂usznie, 偶e nie mam prawa 偶y膰. U艣miechn膮艂em si臋 do siebie gorzko. Pora to sko艅czy膰...
Odnalaz艂em nasz膮 艂awk臋, t臋, na kt贸rej mnie pierwszy raz poca艂owa艂. Wspomnienia wycisn臋艂y z moich oczu pojedyncz膮 艂z臋. Na wi臋cej nie mia艂em ju偶 si艂y. Usiad艂em, opieraj膮c si臋 o pokryte 艣niegiem oparcie, niegdy艣 soczy艣cie zielone, pozostawione samemu sobie zmarnia艂o, teraz ukazuj膮c 艣wiatu 艂uszcz膮c膮 si臋 farb臋, wspomnienie dawnej 艣wietno艣ci. Park by艂 pi臋kny, p贸ki nie opanowa艂 go jaki艣 okoliczny gang, nie daj膮c mo偶liwo艣ci wst臋pu innym ludziom. A偶 dziw, 偶e nie spotka艂em 偶adnego z jego cz艂onk贸w. Mo偶e oszcz臋dziliby mi k艂opotu i sami mnie wyko艅czyli.
Wyj膮艂em z po艂贸w kurtki n贸偶, kt贸ry przed wyj艣ciem zabra艂em z kuchni. Spojrza艂em jeszcze na szare niebo, na przelatuj膮ce pod nim stado wron i jednym mu艣ni臋ciem przeci膮艂em 偶y艂臋 na nadgarstku lewej d艂oni. Po chwili to samo uczyni艂em z drug膮 r臋k膮. Widzia艂em jak str贸偶ki karmazynowej cieczy wyciekaj膮 z powsta艂ych ran, 艣ciekaj膮 na ziemi臋, barwi膮c czyst膮 biel 艣niegu na czerwono. Ponownie unios艂em g艂ow臋 i przymkn膮艂em oczy. Czu艂em otaczaj膮ce mnie zewsz膮d zimno. Nie bola艂o, przynajmniej nie tak, jak m贸g艂bym si臋 spodziewa膰. Nic nie r贸wna艂o si臋 z b贸lem zadawanym przez ciernie, owijaj膮ce si臋 ciasno wok贸艂 mojego serca. Ogarnia艂a mnie b艂oga nie艣wiadomo艣膰, powoli zapada艂em si臋 w nico艣膰. Na moich ustach zago艣ci艂 u艣miech. W ostatnim przeb艂ysku 艣wiadomo艣ci s艂ysza艂em jeszcze czyj艣 krzyk, ale nie mia艂o to ju偶 znaczenia. W ko艅cu nadszed艂 upragniony koniec. Prawda?






CDN