Wojownik 2 4
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 14 2011 12:37:27
Następnego dnia Nava wstał w doskonałym humorze. Szybko zjadł śniadanie i zabrał się za robienie naszyjników dla Tuana. Był w tak dobrym humorze, że, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, podczas pracy nucił jakąś melodię. Kiedy przyszło południe naszyjniki były gotowe. Skończywszy pracę podniósł oba na wysokość oczu i patrzył najpierw na jeden, potem na drugi. Oba były równie wspaniałe. Uśmiechnął się zadowolony. Odłożył naszyjniki na bok i wziął się za przygotowywanie obiadu. P skończonym posiłku wziął się za skórę antylopy. Na szczęście wszystko szło dobrze. Jeszcze jeden dzień i skóra będzie gotowa do użycia. Chcąc mieć pewność, że nic się nie zepsuje natarł skórę jeszcze raz wcześniej przygotowaną specjalną miksturą. Potem wrócił do robienia ozdób. Tak był zajęty pracą, że nawet nie zauważył chowającej się wśród drzew postaci, która obserwowała go uważnie przez cały czas aż do zapadnięcia zmroku. Wtedy Nava zagasił ognisko i poszedł do jaskini spać. Przez kilka kolejnych dni wstawał co rano i po skończonym porannym posiłku zabierał się za pracę. W południe szedł do wioski, gdzie razem z kobietami Tuana jadł posiłek, wybierał kości, które mogłyby się przydać do zrobienia ozdób, czasami pomagał kobietom w pracy i szybko wracał do jaskini robić dalej ozdoby. W końcu nadszedł dzień, gdy stwierdził, iż zrobił ich już wystarczająco dużo, żeby pokazać je wszystkim kobietom w wiosce. Z samego rana wziął jakąś starą skórę i zrobił z niej tobół, w którym ostrożnie pochował ozdoby i ruszył do wioski.
- Witaj - powiedziała Mukura, kiedy już doszedł do chaty Tuana. - Dzisiaj też nam pomożesz?
- Nie wiem jeszcze. Przyniosłam dzisiaj wszystkie ozdoby, które zrobiłam.
- Poważnie? - Kobieta wyraźnie zainteresowała się. - Pokaż.
Nava ostrożnie położył tobół na ziemi i rozwiązał go. Potem zaczął rozkładać ozdoby tak, żeby wszystkie były doskonale widoczne. Rozdzielił je na dwie części.
- Zrobiłam też trochę ozdób dla wojowników. Wprawdzie nie są z kłów, tylko z mniejszych kości, ale są wygodne do noszenia, no i mam nadzieję, ze się spodobają.
Mukura bez słowa oglądała wszystko biorąc każdą sztukę do ręki. W pewnym momencie wstała i krzyknęła na cały głos:
- Ajajajajaj!! - Odczekała pięć minut i powtórzyła: - Ajajajajaj!!
Nie trzeba było długo czekać jak wokół niej zaczęły się zbierać kobiety nadchodzące z różnych części wioski.
- Co się stało? - Wypytywały jedna przez drugą.
- Cisza! - Wrzasnęła Mukura, a gdy kobiety ucichły dodała: - Navati zrobiła trochę ozdób dla was i waszych wojowników. Jeżeli jesteście zainteresowane, to możecie obejrzeć i kupić.
Słysząc to kobiety otoczyły Navę i zaczęły oglądać ozdoby przekrzykując się.
- Ile za to? - Zapytała w pewnym momencie jakaś nieznana Navie kobieta.
Chłopak zrobił niepewną minę. Cena, to było coś, nad czym się jeszcze nie zastanawiał.
Mukura widząc jego niezdecydowanie powiedziała szybko:
- Trzy kali.
- Tylko tyle? - Zdziwiła się kobieta. - Biorę.
Chwilę potem kobieta odeszła z naszyjnikiem w ręku, a zdumiony Nava siedział ściskając w ręce trzy kali.
- A to za ile? A to? - Kobiety przekrzykiwały się jedna przez drugą.
Mukura cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania, za co Nava był jej ogromnie wdzięczny. Harmider, jaki wywołały kobiety, z lekka go oszołomił, tak, że zupełnie nie wiedział co robić. Nagle wszystkie kobiety ucichły i rozstąpiły się robiąc miejsce nadchodzącemu wojownikowi.
Wojownik w końcu podszedł i kucnął tak, że mógł spojrzeć Navie w oczy.
- Podobno zrobiłaś tez ozdoby dla wojowników?
Nava, wciąż oszołomiony, tylko skinął twierdząco głową.
- Pokaż mi je.
Chłopiec bez słowa wskazał ręką. Wojownik zaczął uważnie oglądać ozdoby przebierając miedzy nimi.
- A coś ty się tak nagle zainteresował ozdobami, Moek? - Zapytała zadziornie Mukura.
- Nie twój interes - mruknął wojownik nie odrywając wzroku od naszyjników.
- A może masz ochotę na Navati, co? - Kobieta była coraz bardziej buńczuczna.
Wojownik w końcu odniósł wzrok i zmarszczywszy groźnie brwi powiedział:
- Ty mnie lepiej nie denerwuj, bo zapomnę, że nasze matki miały tego samego ojca i coś ci zrobię - i wrócił spokojnie do oglądania ozdób. - Ile za to? - Zapytał Navę podnosząc jeden z naszyjników.
- Pięć kali - odpowiedział szybko chłopak. - Ale uważam, że tobie lepiej pasowałby ten naszyjnik. Też za pięć kali - podał Moekowi inną ozdobę. - Ale to tylko moje zdanie, wcale nie musisz go brać pod uwagę - dodał szybko widząc zmarszczone brwi wojownika.
Moek bez słowa odłożył trzymany naszyjnik i wziął ten, który proponował mu Nava. Z zawieszonego na szyi woreczka wyjął walutę, podał chłopakowi i bez słowa odszedł. Dopiero wtedy kobiety wróciły do oglądania ozdób i wzajemnego przekrzykiwania się. Nava jeszcze przez chwilę siedział jak skamieniały wpatrując się w plecy odchodzącego wojownika. Czuł się dziwnie. Przez jedną krótką chwilę miał wrażenie jakby rozmawiał z Alkanem. To samo przeszywające na wylot spojrzenia, ten sam głęboki głos i ten sam spokój zarówno w ruchach, jak i w zachowaniu. Szybko otrząsnął się i skupił się na kobietach. Nie minęło wiele czasu, gdy wszystkie kobiece ozdoby zniknęły, a Nava stał się posiadaczem sporej kupki kali. Kiedy kobiety już odeszły, wciąż trajkocząc i przechwalając się między sobą nowymi ozdobami, do Navy podeszło kilku wojowników. Chłopak z lekka przeląkł się. Niektórzy z nich sprawiali wrażenie groźnych. Zaczęli oglądać ozdoby. W przeciwieństwie do kobiet robili to w ciszy i spokoju. I o wiele szybciej niż kobiety zdecydowali się na konkretną ozdobę. Niektórzy z nich próbowali negocjować cenę. Wtedy z pomocą Navie przychodziła Mukura, która doskonale wiedziała przy którym wojowniku może sobie pozwolić na ostrzejsze słowa, a z którym lepiej nie dyskutować.
W końcu wszystkie ozdoby zostały sprzedane. Wojownicy odeszli. Nava siedział oszołomiony wpatrując się w leżącą przed nim kupkę waluty. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. Miał nadzieję na sprzedanie chociaż kilku ozdób, a tu, nie dość, że sprzedał wszystko, to jeszcze umówił się z niektórymi kobietami na ponowne spotkanie na najbliższym targu. Tak był zajęty własnymi myślami, ze nawet nie zauważył jak nadszedł zmierzch, a z nim Tuan i jego synowie. Dopiero szturchnięcie w ramię przywróciło go do rzeczywistości.
- Przestań się tak gapić i chodź na posiłek - to była Nabane.
Nava bez słowa schował walutę do niewielkiego woreczka, który dostał od Mukury i usiadł razem z pozostałymi.
- No to opowiadaj - powiedziała Momori spoglądając na Navę.
- Ale co? - Zdziwił się chłopak.
- Jak ci poszło. Mukura mówiła, że przyniosłaś dzisiaj zrobione przez siebie ozdoby. Nie było nas w wiosce, więc teraz jesteśmy ciekawe jak ci poszło.
- Sprzedałam wszystko - Nava westchnął i smętnie zwiesił głowę.
- Brawo! - Krzyknęła Nabane klepiąc chłopaka po plecach. - Wiedziałam, że ci się uda.
Nava tylko pokiwał głową.
- Więc dlaczego masz taką smętną minę? Nie rozumiem tego. Powinnaś się cieszyć - powiedziała Momori.
- Cieszę się - Nava westchnął ciężko - tylko, że...
- No?
- Pierwszy raz coś takiego robiłam i nie były za specjalnie ładne. Myślałam, że sprzedam zaledwie kilka z nich, a tu okazało sie, że poszły wszystkie i na dodatek niektóre kobiety zapowiedziały się, że chcą jeszcze więcej! - Nava jęknął rozdzierająco.
- Bardzo dobrze! - Klepanie po plecach było chyba nawykiem Nabane, bo znowu to zrobiła, jednak tym razem na tyle mocno, że nieprzygotowany na to Nava poleciał do przodu i gdyby nie Mukura to pewnie wylądowałby na ziemi. - Zrobisz ich jeszcze trochę i w końcu kupisz tą krowę!
- Powiedziałaś im - szepnął Nava z wyrzutem w pierś Mukury.
- A co w tym złego? - Zdziwiła się kobieta.- Przecież to naturalne, że chcesz mieć krowę. To tylko znaczy, że dbasz o to co twoje, o twojego wojownika i starasz się być jak najlepszą kobietą dla niego.
- Zgadza się - poparła ją Momori.
Nava tylko uśmiechnął się niepewnie.
- Przy okazji, zupełnie zapomniałam. Zrobiłam ten naszyjnik dla Waru, ale zapomniałam go zabrać ze sobą. Więc jakbyście mogły mu przekazać, żeby przyszedł jutro go odebrać...
- Oczywiście - odparła Mukura.
- Świetnie - Nava uśmiechnął się. - To ja już będę wracać do siebie. Jeżeli mam zdążyć na najbliższy targ to muszę się wziąć za robotę.
- Zaczekaj chwilę - powiedziała Momori i zniknęła w chacie. Wyszła po chwili niosąc zawiniątko z liści nerkowca i dziwnie pękaty worek na wodę.
- A to co? - Zainteresował się Nava.
- Mleko.
- Ależ nie potrzeba. W zupełności wystarczy mi woda i soki z owoców.
- Bierz i nie marudź - mruknęła kobieta. - Mamy wystarczająco mleka, więc od czasu do czasu możemy ci trochę dać.
- Jesteś kochana - Nava rzucił się kobiecie na szyję i mocno ją uściskał.
Wziął zawiniątko i mleko i ruszył w stronę swojej jaskini. Szedł zadowolony nie zwracając uwagi na otoczenie. Zresztą nie było takiej potrzeby. Drogę znał już na pamięć i nawet z zamkniętymi oczami wiedziałby jak trafić. Szedł więc zadowolony, nucąc jakąś bliżej nieokreśloną melodię, a zarobione kali miło brzęczały w woreczku zawieszonym na szyi. Nagle poczuł ból w prawym ramieniu. Zdziwiony przystanął i złapał się za bolące miejsce. Rozejrzał się w koło i zobaczył leżący na ziemi spory kamień. Zdziwiony podniósł go i uważnie obejrzał. Czyżby to ten kamień go uderzył? Ale jak to możliwe? Przecież kamienie to nie ptaki, nie mogą same latać. Stał i wpatrywał się w niego obracając go we wszystkie możliwe strony. Nagle usłyszał szelest. Podniósł wzrok i zobaczył wychodzącego z zarośli nieznanego mu wojownika. Groźna mina i trzymany w ręku ogromny nóż wyraźnie wskazywały, ze wojownik nie ma przyjaznych zamiarów. Przerażony Nava cofnął się parę kroków. Ze zdenerwowania nie patrzył pod nogi i zaplątał się w wystający korzeń, co spowodowało, iż poleciał do tyłu. Odruchowo zacisnął ręce chroniąc mięso i mleko, więc upadek okazał się dość bolesny dla jego siedzenia. Jednak nie miał czasu się skrzywić. Obcy wojownik podszedł do niego i wyciągnął rękę po woreczek na szyi Navy i zanim chłopak zdążył zareagować zerwał go.
- To należy do mnie! - Warknął i chciał się oddalić, lecz Nava uniemożliwił mu to. Kiedy dotarło do niego, że właśnie traci szansę na szybsze kupno krowy, rzucił się intruzowi na plecy i mocno złapał go za szyję.
- Oddawaj! To moje! Moje! - Krzyczał kopiąc napastnika po nogach i coraz bardziej zacieśniając ucisk.
Zaskoczony wojownik w pierwszej chwili się nie bronił, jednak już następnej próbował złapać natręta i ściągnąć go z pleców. Nava, czując, że w każdej chwili może przegrać, rozluźnił trochę uścisk i ugryzł napastnika z całej siły w bark. Ten zaskoczony wrzasnął i szarpnął się. Jednak Nava z powrotem ciasno oplatał ręce wokół jego szyi. Wojownik czując, że zaraz może stracić oddech zmienił taktykę. Stanął spokojnie i kiedy tylko nadarzyła się okazja, złapał chłopaka za nogę i mocno pociągnął. Szarpniecie było na tyle mocne, że Nava rozluźnił uchwyt i zleciał z pleców wojownika. Ten odwrócił się i podniósł nóż szykując się do uderzenia. Nava odruchowo zasłonił twarz rękoma. Jednak cios nie nadszedł. Chłopak ostrożnie otworzył oczy, przez cały czas zasłaniając twarz rękoma. I zobaczył innego wojownika trzymającego napastnika za rękę z nożem. Serce zabiło mu mocniej. Jeszcze jeden, który chce go skrzywdzić?! Tymczasem ten drugi wojownik wykręcił rękę pierwszego zmuszając go do wypuszczenia noża, następnie przyparł tamtego do drzewa.
- Trzeba wiele odwagi, żeby napaść kobietę - warknął. - Co do niej masz?
- Nie twój interes! - Odszczeknął napastnik.
- Gadaj! - Wybawca złapał intruza za gardło i zacisnął pięść.
- Puść! Powiem! - Wycharczał tamten.
Wojownik zabrał rękę z gardła, ale nie przestawał przyciskać napastnika do drzewa. Ten przez chwilę rozcierał gardło.
- Więc? - Kolejne warknięcie.
- Ojciec mi kazał.
- Gunru? Czego on chce od tej kobiety? - Zdziwił się wojownik.
- A jak myślisz? - Warknął napastnik posyłając rozmówcy wściekłe spojrzenie. - Sprzedawała w wiosce ozdoby pozbawiając ojca zarobku.
- Jakby twój ojciec obniżył ceny, to ona nie miałaby szans na sprzedanie czegokolwiek. Powiedz Gunru, że jest sam sobie winien. A jeżeli spróbuje jeszcze raz czegoś przeciwko tej kobiecie, to wódz się o wszystkim dowie. A ja sprawię, że ukaże nie tylko Gunru, ale także wszystkich jego synów. Jak myślisz, jaką karę zasądzi?
- Nie zrobisz tego - w głosie wojownika można było usłyszeć strach.
- To zależy tylko i wyłącznie od Gunru - wojownik w końcu puścił napastnika. - Przekaż mu to. I oddaj co nie twoje - wyciągnął rękę, na której intruz położył woreczek zabrany Navie. - A teraz wynoś się, zanim się rozmyślę.
Wojownik zabrał nóż i pobiegł w stronę wioski. Wybawca przez chwilę stał nieruchomo patrząc na uciekającego, aż w końcu, kiedy tamten całkiem zniknął mu z oczu, podszedł do Navy. Kucnął i wyciągnął do niego rękę z woreczkiem.
- To zdaje się należy do ciebie - uśmiechnął się ciepło.
Nava szybko złapał woreczek i przycisnął do piersi.
- Dziękuję - wyszeptał pełnym napięcia głosem, a gdy w końcu dotarło do niego, że jest bezpieczny, rozpłakał się.
- Ej, nie płacz, jesteś już bezpieczna - zaskoczony takim obrotem sprawy wojownik nie wiedział co robić.
Nava jeszcze przez chwilę chlipał, aż w końcu całe napięcie zeszło z niego. Wytarł oczy z łez i dopiero wtedy przyjrzał się swojemu wybawcy.
- Ja cię znam! - Powiedział zdumiony. - Ty jesteś Moek, Kupiłeś ode mnie naszyjnik.
- Zgadza się - wojownik uśmiechnął się. Dopiero teraz Nava zobaczył, że nosi on kupiony naszyjnik.
- Wiedziałam, że będziesz w nim dobrze wyglądał - chłopak uśmiechnął się.
- Masz rację. Dziękuję za niego.
Nava zaczerwienił się.
- Nie musisz dziękować. To nic takiego.
- Mam nadzieję, że Muzu nie zrobił ci krzywdy? - Chłopak pokręcił przecząco głową. - W takim razie, może już wstaniesz? No chyba, że chcesz tu spędzić całą noc...
- Nie! - Nava przestraszył się i szybko wstał. Naprawił rzemyk od woreczka i zawiesił go z powrotem na szyi. Potem odszukał zawiniątko z mięsem i worek z mlekiem. Na szczęście były całe. Odetchnął z ulgą.
- Mam nadzieję, że Muzu nic już dzisiaj nie wymyśli - mruknął Moek. - Jednak dla pewności odprowadzę cię, dobrze?
Nava pokiwał twierdząco głową. Bez słowa ruszyli w kierunku jaskini. Kiedy doszli na miejsce Nava szybko rozpalił ognisko.
- Chcesz żebym przygotowała ci jakiś posiłek? - Zapytał niepewnie.
- Z chęcią coś zjem - odparł Moek siadając na ziemi tuż przy ognisku.
Nava przyniósł ze spiżarki mięso i placki durum. Odgrzał wszystko na paeli i podał wojownikowi, a do tego miseczkę mleka.
- A ty nie jesz? - Spytał Moek widząc, że Nava siedzi i nic nie je.
- Nie jestem głodna - odparł chłopak.
- Myśle, że lepiej będzie jak zostanę tu na noc - powiedział Moek kiedy już skończył jeść.
- Nie możesz! - Nava przeraził się.
- Dlaczego? - Zdziwił się.
- No bo... - jak miał mu wytłumaczyć, że boi się, że jeżeli Alkan jutro wróci i zastanie obcego wojownika, to każe Navie odejść, a tego by Nava nie przeżył.
- Nie bój się - Moek widocznie źle zrozumiał niepewność Navy. - Nic ci nie zrobię. Będę spał przy ognisku. Chcę mieć pewność, że Muzu nie wróci, żeby skończyć to co zaczął.
- Dlaczego chcesz mi pomóc? - Zdziwił się Nava.
- Bo jesteś kobietą Alkana - odparł Moek - i nie mogę pozwolić żeby coś ci się stało zanim on wróci.
- Ale to Tuan ma się mną opiekować dopóki Alkan nie wróci... - bąknął niepewnie Nava.
- Tuan musi, bo ma dług wdzięczności u Alkana, a ja nie muszę, tylko chcę.
- Dlaczego?
- Alkan jest moim starszym bratem.
Nava rozszerzył oczy ze zdumienia. Nigdy mu przez myśl nie przeszło, że Alkan może mieć rodzeństwo.
- To dlatego jesteś taki podobny do niego - szepnął zdumiony.
- Tak myślisz? - Moek roześmiał się. - Jesteś pierwszą osobą, która powiedziała coś takiego.
Nava zarumienił się zawstydzony.
- Jednej rzeczy nie rozumiem...
- Jakiej?
- Skoro jesteś bratem Alkana, to dlaczego nie poprosił ciebie, tylko Tuana?
Moek zasępił się i umilkł na chwilę. Widząc to Nava dodał szybko:
- Wybacz, nie chciałam być wścibska.
- To nie o to chodzi. Po prostu... - umilkł na chwilę wpatrując się w ogień. - Od początku było wiadomo, ze Alkan zostanie następnym wodzem plemienia, przecież był pierwszym synem obecnego wodza. Chociaż zanim nie zdobył rytualnych blizn zdarzało się, ze poniektórzy poddawali w wątpliwość ten fakt. Po rytuale przejścia, kiedy Alkan zmężniał i pokazał jaki dobry z niego wojownik, wszystkie te głosy ucichły. Nikt już nie wątpił, że będzie godnym następca wodza. Zazdrościłem mu tego wszystkiego, podziwu ojca, kobiet, które się za nim oglądały, nawet zwierzyny, którą łapał. Zazdrościłem już od najmłodszych lat. Zazdrościłem tak bardzo, że często byłem dla niego niemiły i zwalałem na niego wszystkie moje przewinienia. Chociaż prędzej czy później wszystko zawsze wychodziło na jaw, ale dla mnie nie miało to znaczenia. Ważne było, że mogę sprawić przykrość Alkanowi. Tak byłem tym wszystkim zaślepiony, że kiedy sprzeciwił się woli ojca, stanąłem po stronie ojca, chociaż w głębi serca zgadzałem się Alkanem. Nic wtedy nie powiedział, ale widziałem żal w jego oczach. Od tamtego czasu nie odezwał się do mnie ani słowem.
- To takie smutne - szepnął Nava. - I nie ma nadziei, żebyście się pogodzili?
- Nie wiem - Moek westchnął. - Obaj jesteśmy zbyt dumni żeby zrobić ten pierwszy krok.
- Mam nadzieję, że wam się uda...
Zapadła niezręczna cisza.
- No dobrze, dosyć tych smutków. Lepiej chodźmy już spać - odezwał się w końcu Moek.
- Jesteś pewien, ze chcesz tu spać? A co na to twoja kobieta?
- Nie mam kobiety - Moek roześmiał się. - Jeszcze nie znalazłem takiej, która by mi się spodobała. Mieszkam sam.
- Rozumiem. Poczekaj chwilę - nie czekając na reakcję wojownika Nava pobiegł do jaskini. Wrócił po chwili niosąc jakieś skóry.
- Tą możesz położyć na ziemi - podał jedną wojownikowi - a tą możesz się przykryć jak będzie ci za zimno.
- Dziękuję - Moek uśmiechnął się biorąc od chłopaka skóry.
- To ja powinnam ci podziękować za pomoc - nie wiadomo dlaczego, Nava zarumienił się. - Lepiej pójdę już spać.
I poszedł do jaskini. Wstał wczesnym rankiem. Wyszedł przed jaskinię, a kiedy zobaczył, że wojownik wciąż jeszcze śpi przy wygasłym już ognisku, szybko poszedł do jeziorka i oczyścił się. Potem podszedł do ogniska i starając się nie obudzić śpiącego wziął się za przygotowywanie posiłku z mięsa, które dostał poprzedniego dnia. Nadmiar mięsa, jak zwykle przygotował do spiżarki. Kiedy mięso skwierczało na paeli poszedł do lasu po owoce. Kiedy wrócił okazało się iż Moek już nie śpi.
- Mam nadzieję, że się wyspałeś? - Nava uśmiechnął się do wojownika.
- Teraz już rozumiem dlaczego Alkan nie chce wracać do wioski.
- Dlaczego? - Zdziwił się chłopak.
- Cisza i spokój i to przyjemne powietrze... - Moek wziął głęboki oddech. - Spałem jak zabity.
Nava uśmiechnął się zadowolony.
- Posiłek zaraz będzie gotowy. Może w międzyczasie odświeżysz się w jeziorku? - Zaproponował nieśmiało.
- Z chęcią - wojownik poszedł we wskazanym przez Navę kierunku.
W czasie, kiedy Moek moczył się w wodzie, Nava kończył przygotowywanie posiłku. Świeżo przygotowane mięso, placki durum, owoce i mleko... porozkładał wszystko na liściach nerkowca i czeka na wojownika. Ten w końcu nadszedł i bez słowa zabrał się za jedzenie.
- Szkoda, ze już należysz do Alkana - westchnął Moek po skończonym posiłku.
- Dlaczego? - Nava przestraszył się.
- Bo wtedy mogłabyś zostać moją kobietą. Bardzo dobrze gotujesz.
- Przesadzasz - mruknął Nava zakłopotany tym komplementem.
- Nie. Dobrze wiem, co mówię. Wprawdzie potrafię przyrządzić upolowaną zwierzynę tak, żeby nadawał się do zjedzenia, ale to tylko zaspokaja głód. Żeby mieć przyjemność z jedzenia potrzebne są kobiece ręce i te wszystkie czary, które tylko wy potraficie zrobić z jedzeniem.
Nava roześmiał się słysząc te słowa.
- A przy okazji, nie powinieneś przypadkiem iść na polowanie?
- Masz rację - Moek podniósł się.
W tym momencie z lasu wyszedł Waru. Podszedł bliżej i popatrzył niezbyt przychylnie na Moeka.
- Witaj - Nava uśmiechnął się. - Pewnie przyszedłeś po swój naszyjnik?
- Zgadza się - mruknął przenosząc na chwilę wzrok na chłopaka.
- Zaczekaj chwilę - Nava zniknął w jaskini. Wyszedł bardzo szybko niosąc naszyjnik.
- Proszę. Mam nadzieję, że będziesz wspaniale w nim wyglądał.
- Dziękuję - mruknął Waru i znowu spojrzał wilkiem na Moeka. Widać było, że chce coś powiedzieć, jednak nie zrobił tego. Założył naszyjnik i szybko odszedł.
- Lepiej już idź, bo cała zwierzyna ci ucieknie - powiedział Nava do Moeka.
- Masz rację - wojownik zaśmiał się i odszedł.
Żaden z nich nie zauważył czającej się wśród drzew postaci. Wrogo patrzącej postaci.
Nie mając nic innego do roboty Nava wziął się za robienie ozdób. Tak go to wciągnęło, ze nawet zrezygnował z wizyty w wiosce, przygotowując posiłki ze zgromadzonych zapasów. Kiedy nadszedł wieczór zobaczył jak w jego kierunku idzie Moek z antylopą na ramionach. Wojownik bez słowa zrzucił zdobycz na ziemie obok Navy.
- To dla mnie? - Zdziwił się chłopak. - Nie potrzebuję aż tyle mięsa. Poza tym dostaję świeże mięso od kobiet Tuana.
- To dla mnie - odparł wojownik. - Chciałem cię prosić, żebyś je dla mnie ususzyła.
- A kto do tej pory robił ci zapasy??
- Sam sobie robiłem. Ale już ci mówiłem, że o wiele lepiej smakuje jak kobieta się tym zajmuje.
- No ja nie wiem... - chłopak wahał się. - Co Alkan na to powie? Co ty byś powiedział gdyby twoja kobieta przygotowywała mięso dla innego wojownika?
- W takim razie potraktuj to jako handel.
- Handel?
- Powiedz mi co potrzebujesz. Ja ci to dam, a jako zapłatę przygotujesz mi raz na jakiś czas mięso. Co ty na to?
- Skoro tak, to chyba Alkan nie powinien mieć nic przeciwko... - mruczał niepewnie Nava. No dobrze - w końcu zdecydował się. - Za taką antylopę chcę sześć ptaszków piri.
- Nie za dużo?
- A moje mięsko smaczne było? - spojrzał z ukosa na wojownika.
Moek westchnął ciężko.
- No dobrze, dostaniesz ptaszki piri.
Nava uśmiechnął się szeroko.
- To ja zabieram się za mięso.
Mężczyzna bez słowa odszedł. Ponieważ było już ciemno Nava stwierdził, że za antylopę zabierze się z samego rana. Chcąc mieć pewność, ze żadne dzikie zwierzę nie dobierze się do niej, postanowił zabezpieczyć ją. Z lasu przyniósł naręcze liści palmowca, którymi dokładnie przykrył zwierzynę, a z jeziorka powyciągał wszystkie kamienie, którymi poobkładał mięso, żeby dzikie zwierzęta miały utrudniony dostęp. Jeszcze tylko przeniósł ogień na ognisko wewnątrz jaskini i poszedł spać.
Przez następne dni Nava intensywnie wyrabiał ozdoby. Do wioski zachodził tylko po nowy materiał i na posiłki z kobietami Tuana. Co jakiś czas przychodzi do niego Moek na "handel". A że najczęściej łapał antylopy, to wkrótce Nava miał mnóstwo różnokolorowych piór, dzięki czemu mógł zrobić więcej tych droższych ozdób.
W końcu nadszedł dzień targu. Dwa dni wcześniej do jaskini Nany przyszła Mukura wraz z Moekiem.
- Gotowa? - Spytała kobieta.
- Na co? - Zdziwił się chłopak.
- Na targ.
- Przecież to dopiero za dwa dni.
- Tym razem targ odbywa się w wiosce plemienia Buntu. Od nas to jest jakieś półtora dnia drogi. Jeżeli chcesz coś sprzedać musisz iść tam odpowiednio wcześniej, żeby zająć dobre miejsce.
- Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej?! - Nava zaczął panikować. Jestem w ogóle nieprzygotowana!
Kobieta tylko westchnęła.
- Mówiłam ci kilka razy, ale ty w ogóle nie słuchałaś, tak byłaś zajęta robieniem tych ozdób.
Chłopak zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć. Racja! Przez ostatnie kilka dni, jak przychodził do wioski, to Mukura coś tam do niego mówiła, ale pochłonięty pracą zupełnie nie zwracał na to uwagi.
- To co teraz? - Zapytał niepewnie, a głos zaczął mu podejrzanie drgać. Nie po to się tyle namęczył z tymi ozdobami, żeby teraz wszystko poszło na marne.
- Po prostu zbierzesz się i pójdziecie - Mukura wzruszyła ramionami.
- Jak to "pójdziecie"?
- Moek idzie z tobą.
- Ale dlaczego??
- A coś ty myślała kochana, że puszczę cię samą? Ty wiesz ile niebezpieczeństw czycha po drodze? Dzikie zwierzęta, obcy wojownicy... Dlatego Moek pójdzie z tobą i będzie cię chronił.
Nava popatrzył uważnie na wojownika. Ten uśmiechnął się i powiedział:
- Ja nie mam nic przeciwko. I tak miałem iść na targ kupić nowy nóż i trochę strzał, więc równie dobrze możemy iść razem.
- A co na to Tuan? On się mną opiekuje, i to raczej on powinien iść ze mną...
- A ty myślisz, że ja sama pójdę? Tuan idzie ze mną. A że ja nie muszę iść tak wcześnie jak ty, więc niestety Tuan nie może iść z tobą. On też się ze mną zgadza, więc nie dyskutuj już, tylko zbieraj się. Pomogę ci.
Nava bez słowa wszedł do jaskini. Wyszedł chwilę potem niosąc dużą skórę, która podał kobiecie.
- Zawiń w to wszystkie ozdoby, tylko ostrożnie. A ja przygotuję jakiś prowiant.
Poszedł do lasu nazrywać liści palmowca i nazbierać trochę owoców. Wróciwszy wyciągnął ze spiżarki trochę mięsa i placków durum i wszystko razem pozawijał w liście nerkowca, a potem zapakował do tobołka z ozdobami. Na koniec napełnił wodą worek.
- Możemy ruszać - powiedział zarzucając pakunek na plecy.
- No to idźcie - powiedziała Mukura. - Bogowie, miejcie ją w swojej opiece i sprawcie by wszystko sprzedała - szepnęła, gdy Nava wraz z Moekeim odeszli na tyle, że nie mogli już jej nie słyszeć.
Szli już pół dnia gdy nagle Moek przystanął. Patrzył uważnie na idącego powoli Nawę. Widział jak chłopak ciężko łapie powietrze. Zaczekał aż zrówna się z nim i wtedy wziął od niego tobół. Zdziwiony chłopak podniósł wzrok.
- Co robisz?
- Pomagam ci. Widzę, że już się zmęczyłaś, a jeszcze kawał drogi przed nami.
- Nie musisz, jakoś dam sobie radę - mruknął zawstydzony Nava. - Poza tym noszenie ciężarów t rola kobiety, nie wojownika.
- Jeżeli chcesz dobrzeć na targ na czas to nie mam wyjścia. Nie mamy czasu na odpoczynek. Odpoczniemy jak się ściemni - odparł wojownik i nie czekając na reakcję chłopaka ruszył przed siebie.
Nava przez chwilę stal jak skamieniały. W końcu uśmiechnął się i podbiegł szybko do oddalającego się wojownika.
- Dziękuję. - Odpowiedziała mu cisza. - Wiesz, jesteś zupełnie taki sam jak Alkan. - Zdziwiony Moek przystanął i popatrzył uważnie na Nawę. - On też pomógł mi nieść rzeczy jak szliśmy na ostatni targ.
Mężczyzna uśmiechnął się i ruszył dalej.
- Alkan zawsze był dobry dla kobiet. Nigdy nie odmawiał żadnej pomocy - powiedział łagodnie uśmiechając się lekko. - Zawsze mu tego zazdrościłem, tych wszystkich kobiet, które zwracały się do niego po pomoc.
- Ale mimo to kochasz go, prawda?
- Oczywiście, przecież jest moim bratem.
- Więc dlaczego nie pogodzisz się z nim?
- Już ci mówiłem, że to nie takie proste. Obaj jesteśmy zbyt dumni żeby zrobić ten pierwszy ruch.
- Są chwile kiedy wojownik powinien zapomnieć o swojej dumie. Pomyśl jakbyś się czuł gdyby Alkna nagle umarł, a ty nie mógłbyś się z nim pożegnać. Poza tym sam powiedziałeś, że przestał się do ciebie odzywać po tym jak stanąłeś po stronie ojca, kiedy Alkan mu się sprzeciwił, więc to właściwie twoja wina. Pomyśl, jak musiał czuć się Alkan widząc, że nawet jego brat odwrócił się przeciwko niemu i teraz jest już sam.
Moek gwałtownie zatrzymał się w miejscu i uważnie spojrzą łan Nawę, który zajęty oglądaniem ziemi pod stopami nie zauważył co zrobił wojownik i wpadł na niego. Zdziwiony podniósł głowę i napotkał zmarszczone brwi i gniewny wzrok. Przeraził się i nerwowo przełknął ślinę.
- Przepraszam, nie chciałam cię rozgniewać - powiedział drżącym głosem. Bał się reakcji wojownika.
Ten jeszcze przez chwilę patrzył gniewnie aż w końcu wzrok mu złagodniał i powiedział cichym głosem.
- Wiesz, jesteś pierwsza osobą, która mi to powiedziała. Wszyscy w wiosce mówili, ze postąpiłem słusznie, że nieposłuszeństwo wobec wodza powinno być ukarane. Było mi z tym wygodnie, nie musiałem się z tego tłumaczyć, ani robić nic innego. Przez cały ten czas myślałem tylko o swojej wygodzie, a ani razu nie pomyślałem o uczuciach Alkana. Dlaczego dopiero kobieta musiała mi to uświadomić?
- Może dlatego, że kobiety patrzą na świat zupełnie inaczej niż wy, wojownicy. Widzimy wszystko w innym świetle. A przy okazji światła - nagle Nava zmienił temat - może byśmy tutaj przenocowali? Ściemnia już się.
- Dobry pomysł - odparł Moek i położył tobół na ziemi. - Pójdę nazbierać drzewa na ognisko - i odszedł.
Nava już chciał się odezwać, ze przecież to on powinien to zrobić, ale nagle przyszło mu do głowy, że może Moek potrzebuje przez chwilę pobyć sam, żeby pozbierać myśli. Nic więc nie mówił czekając aż wojownik sam zdecyduje się odezwać. Czekając na drewno rozwiązał bagaż, wyciągnął pożywienie i ostrożnie sprawdził ozdoby. Na szczęście nic się nie uszkodziło. Odetchnął z ulgą. Wprawdzie był pewny, ze wszystko zrobił wystarczająco mocne, jednak nigdy nic nie wiadomo. Następnie wziął się za jedzenie. Rozwinął liście nerkowca i porozkładał wszystko, a kiedy w końcu Moek wrócił rozpalił ognisko i odgrzał mięso. Posiłek jedli w milczeniu. Widać było, że wojownik jest nieobecny duchem
- Moek... - zaczął niepewnie Nava kiedy już skończyli jeść.
- Tak?
- Ja przepraszam, nie chciałam żebyś przeze mnie...
- To nie twoja wina. Po prostu nigdy o tym nie myślałem i teraz dziwnie się z tym czuję. Może faktycznie powinienem na chwilę zapomnieć o swojej dumie i odezwać się pierwszy? Musze to jeszcze przemyśleć. Ale nie przejmuj się już tym - uśmiechnął się. Myślę, ze powinniśmy już iść spać, żeby wcześniej wstać i zdążyć na czas.
Nava bez słowa rozwiązał bagaż i wyciągnął z niego dwie skóry, które rozłożył na ziemi po obu stronach ogniska.
- Która wolisz? - spytał.
Moek bez słowa położył się na skórze, która była bliżej, a obok skóry położył broń.
- Odkąd pamiętam zawsze zazdrościłem Alkanowi - powiedział w pewnej chwili. - Nawet teraz mu zazdroszczę.
Leżał odwrócony do Nawy plecami, więc chłopak nie mógł widzieć jego smutnej twarzy.
- Dlaczego?
- Przygotowujesz dobre posiłki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłem tak dobrze przygotowane mięso.
- Przesadzasz, to nic takiego - mruknął zakłopotany Nava. - Po prostu już tak długo jesz to co sam przyrządzisz, że zapomniałeś jak smakuje prawdziwe jedzenie.
- Chyba masz rację - Moek roześmiał się.
- A wiesz co to oznacza?
- Wiem, wiem. Muszę sobie w końcu znaleźć jakąś kobietę.
- Może na targu jakaś wpadnie ci w oko. Jeżeli chcesz to mogę ci pomóc...
- Niby jak? Nie mów, że masz zamiar zabawiać się w swatkę.
- Ależ skąd! - Nava gwałtownie pokręcił głową. - Chodzi mi o to, że jakbyś nie miał śmiałości to ja mogę porozmawiać z nią za ciebie.
- To miło z twojej strony, ale nie ma takiej potrzeby. Doskonale sobie poradzę.
-To dobrze - Nava uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć wspaniałą kobietę.
- Ja też - westchnął Moek.
Nastała chwila milczenia przerywana tylko miarowymi oddechami i trzaskiem płomieni. Chwilę potem obaj już spali. Wstali zanim jeszcze słońce wychyliło się zza horyzontu. Szybko zjedli posiłek i ruszyli dalej. Doszli na miejsce kiedy słońce stało już wysoko na niebie. Tuż przed samą wioską Moek oddał Navie tobołek. Weszli na główny plac. Nava zaczął się rozglądać w poszukiwaniu najlepszego miejsca.
- Myślę, że tam powinno być dobrze - wojownik wskazał ręką.
Nava podążył za nią wzrokiem i zobaczył rachityczne i strasznie pokrzywione drzewko, które dawało niewielki cień. Akurat dla jednej osoby.
- Masz rację - powiedział i ruszył w tamta stronę, bojąc się, że ktoś może go ubiec i zająć jego miejsce.
Nava nie był jedynym, który przybył tu sprzedać swoje towary. Wokół kręciło się mnóstwo kobiet i starych wojowników, którzy prawdopodobnie nie mogli już zapewnić utrzymania swojej rodzinie chodząc na polowania, wiec postanowili zrobić to w inny sposób. Kucnął pod drzewem i zaczął wyciągać ozdoby z tobołka. Był już w połowie, gdy podszedł do niego jakiś obcy wojownik i zapytał:
- Zamierzasz tu handlować?
- tak - potwierdził zdziwiony chłopak.
Wojownik wyciągnął w stronę chłopaka rękę.
- Dziesięć kali.
- A za co? - Zdumiał się Nava.
- Za zgodę na handel w naszej wiosce.
- Ale ja nie mam - powiedział płaczliwym głosem.
- W takim razie nie możesz handlować - wojownik był nieustępliwy.
- Ale dlaczego? - Głos Nawy zaczął drgać niebezpiecznie, a oczy zaszkliły się
- Taki są zasady.
- To co ja mam zrobić?
- To już nie mój problem - wojownik wzruszył ramionami. - Płacisz czy nie?
A więc nic z tego? Pomyślał Nava. Na darmo się tyle narobiłem. Nagle go olśniło. Przecież Moek powiedział, że ma zamiar kupić nowy nóż i kilka strzał, więc powinien mieć jakieś kali. Może jak go ładnie poprosi to mu pożyczy?
- Możesz chwilę poczekać? Może będę miała na zapłatę.
- Może być, tylko szybko - mruknął wojownik.
Nava pobiegł w stronę chaty dla wojowników. Ponieważ nikt jeszcze nic nie sprzedawał, więc Moek pewnie wraz z innymi wojownikami odpoczywa we wspólnej chacie.
- Moek! - Krzyknął, kiedy już dobiegł na miejsce. Odpowiedziała mu cisza. - Moek!! - Powtórzył, tym razem głośniej.
Chwilę potem w wejściu do chaty ukazała się głowa wojownika.
- Coś się stało?
- Potrzebuję pomocy.
- Co jest? - wojownik podszedł bliżej.
- Powiedziano mi, że nie mogę handlować dopóki nie zapłacę dziesięć kali. A ja nie mam tyle - oczy Nawy zrobiły się wilgotne, a głos wyjątkowo płaczliwy.
- I to jest ten problem? - zdumiał się wojownik. - Mogę ci dać te pieniądze.
- A za co ty kupisz nóż i strzały?
- Poczekam aż coś sprzedasz. Wtedy oddasz mi i będę mógł kupić co potrzebuję.
- Dziękuję - Nava uśmiechnął się najszerzej, jak tylko potrafił i chwilę potem biegł z powrotem ściskając w dłoni kali. - Proszę - wysapał oddając wojownikowi zapłatę. Ten bez słowa wyciągnął zza paska kawałek kory z namalowanymi na niej znakami i podał Navie.
- To na dowód, że zapłaciłaś i możesz handlować. Nie zgub tego. - I odszedł bez słowa.
Nava wziął się za wykładanie ozdób. Kiedy już skończył zauważył jak podchodzi do niego Moek.
- Wszystko w porządku? - Spytał wojownik.
- Tak. Mogę handlować - chłopak uśmiechnął się.
- To dobrze - odwzajemnił uśmiech. - Jakbyś mnie potrzebowała, to będę w chacie dla wojowników.
- Moek... - odezwał się Nava, kiedy wojownik już odchodził.
- Tak?
- Może chcesz coś zjeść? Zostało jeszcze trochę mięsa i kilka owoców.
- Nie trzeba. W chacie mamy wystarczająco jedzenia. Zostaw to dla siebie. - I odszedł.
Nava usiadł na ziemi i oparł się plecami o drzewko. Chociaż było małe, to jednak wystarczająco mocne i dawało dosyć cienia. Siedział i cierpliwie czekał na pierwszych kupujących, a wokół niego kręcili się inni sprzedający rozkładając swoje towary i pokrzykując na siebie nawzajem. Nava z zainteresowaniem patrzył na ich towary. Było tu wszystko czego dusza zapragnie: od ubrań poprzez naczynia i skóry aż do broni. Było tego tyle, że Nava zaniepokoił się. A co jeżeli ktoś inny też będzie sprzedawał ozdoby i on nic nie sprzeda? Może to jednak nie był najlepszy pomysł? Zastanawiając się tak siedział wpatrując się tępo przed siebie, aż w końcu przyszedł pierwszy klient. To był wojownik tak potężny, że w pierwszej chwili Nava zupełnie stracił głos. Jednak szybko się pozbierał i chwilę potem wojownik odszedł z dwoma naszyjnikami, a on siedział wpatrując radośnie się w trzymaną walutę. Ludzi zaczęło przybywać i coraz więcej, zarówno kobiet, jak i wojowników, zatrzymywało się przed nim.





SŁOWNIK

Kali - podstawowym sposobem handlu jest handel wymienny, lecz w przypadku gdy strony nie są w stanie ustalić ceny satysfakcjonującej obie strony, używane są tzw. "kali" czyli niewielkie i cienki metalowe blaszki o kwadratowym kształcie.





CDN