Chocolate & mint 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 22:05:33
Part Two


O godzinie ósmej wieczorem cała rodzina Weasleyów zebrała się w niedużym, ale przestronnym salonie, aby umilić czas oczekiwania Harremu. Oczywiście Molly była niepocieszona, że przyjaciel jej syna - Rona, którego traktowała jak pełnoprawnego członka rodziny, teraz zabraknie. Parę razy już wspomniała, że zjazd rodzinny bez Harrego to nie to samo. Na szczęście darowała sobie inne zbędne komentarze, za co młody czarodziej był jej wdzięczny. Bliźniaki wykorzystały okazję i gdzieś się zaszyli, więc pani Weasley zapomniała o całym zamieszaniu, które miało miejsce rano. Jedyna córka państwa Weasley była dzisiaj bardziej cyniczna niż zwykle i we wszystkich jej wypowiedziach dało się wyczuć sarkazm. Natomiast Ron od czasu do czasu tracił kontakt z rzeczywistością i tylko Molly znała temat rozmyślań swojego syna. Zastanawiała się wtedy, dlaczego Ron nie porozmawia z Hermioną, żeby wyznać jej swoje uczucie. Pani Weasley zdawała sobie sprawę z tego, że jej dzieci są już dorosłe, więc nie wtrącała się do ich poczynań. Lecz pomimo tego wysłała pannie Granger wiadomość, żeby wpadła do nich z wizytą jak tylko będzie miała czas.

-Mamo, myślę, że powinnaś otworzyć sobie swoje własne konto, a nie mieć wspólne z ojcem. -Bill uparł się, żeby przekonać rodzicielkę do niezależności finansowej.

-Bill, przestań, zachęcasz mamę do feminizmu. -oburzył się Charlie, który z zaangażowaniem przerzucał strony porannej gazety.

-Wcale, że nie. -zaprotestował Bill. -Uważam po prostu, że nadeszła taka pora, kiedy małżeństwo powinno pokrywać osobno każde swoje wydatki. Na przykład, dlaczego mama ma się zgodzić, żeby ojciec kupił sobie sprzęt do nurkowania?

Ginny usiadła na oparciu fotela i spojrzała uważnie na swojego żywo gestykulującego brata.

-Bill, właśnie po to ludzie się pobierają. -westchnęła. -Biorąc ślub chcą pokrywać wszystkie swoje wydatki razem, dlatego właśnie mają wspólne pieniądze. To ma ich zjednoczyć, zbliżyć do siebie, scementować związek i ... wbić przysłowiowy gwóźdź do trumny.

Charlie odłożył gazetę, która mimo wszystko nie pozwalała mu brać udziału w dyskusji. Zawsze coś na białej kredowej stronie musiało przyciągnąć jego uwagę.

-Zgadzam się z tobą Ginny całkowicie, pomijając to ostatnie porównanie. -zastanowił się przez chwilę. -Choć było trafne.

-Ale teraz żyjemy w innych czasach! Mama musi w końcu pójść z falą nowości i zadbać o swoje interesy. -drążył dalej Bill.

-Już teraz rozumiem, dlaczego jego dziewczyna zastanawia się czy wyjść za niego za mąż. -stwierdziła Ginny, na co Charlie parsknął śmiechem.

-Jak tak dalej pójdzie, to będziesz Bill znakomitą kopią Perciego. Boże chroń nas przed tym. -załamał w teatralnym geście ręce.

Pani Weasley postanowiła w końcu przyłączyć się do konwersacji w pięknym stylu.

-A co chcesz od Perciego? -zapytała.

W tym czasie przed kominkiem Harry i Ron grali w szachy i zupełnie nie zwracali uwagi na to, co się wokół nich dzieje.

-Harry, coś ci powiem. -zaczął Ron niepewnie.

Harry spojrzał na przyjaciela najpierw zdezorientowanym wzrokiem, który szybko przeszedł w pytający. Po paru minutach ciszy Harry postanowił ją przerwać.

-Ron, nie musisz nic mówić. -powiedział zbijając kolejną figurę należącą do Rona. -Ja i tak już wiem.

Chłopak z zaciekawieniem obserwował jak twarz przyjaciela na początku pobladła, a później zrobiła się cała różowa, by przejść z tego koloru na ładny czerwony odcień. Ron nie wiedział, co ma powiedzieć, czy też Harry zaakceptował jego wybór. Bał się po prostu, że zaraz Harry wstanie i zrobi mu karczemną awanturę. Lecz gdy nic takiego się nie stało z trudem odlepił wzrok od szachownicy, by spojrzeć w intensywnie zielone oczy.

-Czyli... -zaczął niepewnie.

Harry pochylił się w jego stronę.

-W końcu ją zauważyłeś. Myślałem już, że do starości będę słuchał żalów Hermiony, że jej nie zauważasz. -westchnął.

-I nie powiedziałeś mi o tym! -syknął ze złości Ron.

Harry wzruszył ramionami, wydał polecenie swojej czarnej wieży, by znów popatrzeć na przyjaciela przenikliwym wzrokiem, który mówił sam za siebie.

-A jak sobie to wyobrażałeś? -spytał cicho. -Że podejdę do ciebie i powiem - hej Ron, słuchaj Hermiona mi ciągle mówi, że usycha z miłości do ciebie. Może byś ją zauważył a później gdzieś zabrał, co? Dzięki stary.

Harry zdążył sobie nawet wyobrazić scenę, jakby to, co powiedział wyglądało oraz zdezorientowaną minę Rona, który podczas trwania piątego roku nauki w Hogwarcie dowiedział się, że Hermiona darzy go uczuciem o wiele silniejszym niż przyjaźń. Dlatego też niekontrolowanie parsknął śmiechem, Ron zresztą też ledwo się powstrzymywał, żeby Harremu nie zawtórować.

-Masz rację, prawdopodobnie uciekłbym wtedy gdzie pieprz rośnie. -stwierdził rozbawiony.

Akurat, kiedy panowała sielska atmosfera ogień w kominku przybrał interesujący zielony kolor i po chwili z płomieni wyszedł nauczyciel eliksirów, profesor Snape. Wszyscy automatycznie zamilkli wpatrując się z wyczekiwaniem w gościa, który uważnie rozejrzał się dookoła. Powitanie jego z domownikami ograniczyło się do kiwnięcia głowami, tylko pani Weasley i Ginny zdobyły się na zdawkowe - dzień dobry, gdyż tak wypadało. Molly wstała z ciemnozielonej sofy i z wrodzoną uprzejmością spytała czy Snape nie napiłby się herbaty. Harry, który był przekonany, że po śmierci Voldemorta i rozpadzie Zakonu Feniksa nie zobaczy już nigdy więcej na oczy znienawidzonego nauczyciela, miał ochotę głośno przekląć boga. Tymczasem Snape odmówił napicia się czegokolwiek i swój zmęczony wzrok przeniósł na znakomitość świata czarodziejów - Harrego Pottera.

-Zbieraj się. -rzucił sucho w jego stronę. -Musimy się pospieszyć.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie, poszedł w stronę drzwi wejściowych i wyszedł na ganek. Harry wstał i pożegnał się ze wszystkimi, po czym dołączył do profesora.

-A już myślałem, że nie wyjdziesz. -stwierdził ironicznie Snape i zdziwił się ogromnie, kiedy młody czarodziej nie powiedział nic odnośnie jego zbędnego komentarza.

-Jak mamy podróżować? -spytał Harry najbardziej obojętnym tonem, na jaki go było stać.

-Pomyśl chwilę, Potter.

Snape wyciągnął z szaty różdżkę i mrucząc coś niewyraźnie pod nosem nonszalancko machnął nią dwa razy uginając przy tym lekko nadgarstek. Z końca drewnianego, jakby na to nie patrzeć, patyka poleciało kilka kolorowych iskier, które zmieniły się w ciągu sekundy z różnobarwny dym. Harry spojrzał się pytająco na nauczyciela unosząc przy tym sceptycznie brew, lecz kiedy tylko zawiał wiatr jego oczom ukazał się ładny, mały i niewątpliwie zwinny samochód. Musiał przyznać, że czar Snapa zrobił na nim ogromne wrażenie a sądząc po zadowolonym wyrazie twarzy profesora on sam był sam był z siebie bardzo dumny.

-Załaduj swoje walizki do bagażnika, Potter. -rozkazał sadowiąc się za kierownicą.

Harry zrobił tak jak mu kazano, a że akurat wtedy wyszła cała rodzina Weasleyów przed dom, żeby pożegnać się jeszcze raz i zajęło im to bardzo dużo czasu. Pan Weasley zapragnął zrobić zdjęcie do rodzinnego albumu, lecz Ginny stanowczo odmówiła wzięcia udziału w jego 'projekcie'. Snape zaczął już tracić cierpliwość, więc wyszedł z samochodu podszedł do Ginny podniósł ją bez najmniejszego problemu i sam nawet ustawił ją do zdjęcia. Kazał Arturowi się streszczać i zaczął krzyczeć na wszystkich i każdego z Weasleyów osobno. Kiedy wreszcie ruszyli spod domu ze złowieszczym piskiem opon, odetchnął z ulgą. Harry w tym czasie próbował powstrzymać się od niemiłego komentarza, więc żeby zająć czymś swoje myśli zaczął podziwiać widoki przez okno. Jednakże to, co widział bardzo odbiegało od określenia piękne, nawet nie można było powiedzieć, że było to interesujące. Cisza w samochodzie stała się też wręcz namacalna, co zaczęło przeszkadzać Harremu, ale Snapowi najwidoczniej ona nie przeszkadzała, gdyż od jego ostatniego stwierdzenia - ci cholerni Weasleye minęło prawie pięćdziesiąt minut.

-Przepraszam. -zaczął uprzejmie Harry nie zrażając się zaciętą miną nauczyciela. -A dokąd my właściwie jedziemy?

-Nie wiem. -rzeczowo powiedział Snape.

-Jak to: pan nie wie? -Harremu coraz mniej podobała się ta podróż, a towarzystwo mistrza eliksirów było coraz bardziej uciążliwe.

Tym razem Snape darował sobie udzielenia odpowiedzi i przez najbliższe kilka minut znów siedzieli w absolutnej ciszy. Właśnie, kiedy Harry chciał otworzyć ponownie usta, żeby o coś zapytać, samochód zaczął zwalniać. Ponieważ jechali jedną z mniej uczęszczanych dróg, Snape bez najmniejszych obaw mógł się zatrzymać na poboczu i mieć przy tym pewność, że nie zostaną zauważeni.

-No, Potter, tutaj kończy się twoja wycieczka ze mną. Moje miejsce zajmie twój opiekun. -powiedział profesor i zanim Harry mógł cokolwiek powiedzieć, wysiadł z samochodu zamykając za sobą z trzaskiem drzwi.

Harry przez chwilę siedział z otwartymi lekko ustami starając się połapać w zaistniałej sytuacji. Kiedy już podjął decyzję o wyjściu z samochodu usłyszał dźwięk otwieranych drzwi od strony kierowcy.

-Nie wychodź. -usłyszał niski szept.

Harry spojrzał z zaciekawieniem na swojego opiekuna, którego twarz skrywał kaptur. Było to dobre posunięcie, gdyż tylko rozbudziło ciekawość chłopaka.

-Kim jesteś? -zapytał zakapturzoną postać, która zaśmiała się cicho.

-A jednak spotykamy się ponownie.

Właśnie w tym momencie kaptur zsunął się i pierwszym, co Harry zobaczył, były duże o intensywnie szarym kolorze oczy oraz długie, srebrzysto- blond włosy. Osobą, z którą spędzi kilka bądź kilkanaście najbliższych tygodni okazał się nikt inny, tylko Draco Malfoy.