Fatalne zauroczenie
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 21:40:08
dedykuję mojej fenomenalnej siostrze Aleksandrze w podziękowaniu za wszystkie wykręcone yaoiowate sesje RPG






Harry skradał się cicho w kierunku dormitorium Slytherinu. Mijał wszelakie czyhające na amatorów mocnych (i nocnych) wrażeń przeszkody sobie tylko znanymi sposobami, w ogólnie znanym celu. Byłby zapewne cel swój osiągnął gdyby nieszczęśliwym trafem nie potknął się o coś. A konkretnie o Panią Norris, tak mu się przynajmniej wydawało gdyż ostatnim razem pani Norris była kotem. Teraz przybrała postać psa. Nie żeby było to coś dziwnego, wszak w skutek zapału pierwszoklasistów (lub szeroko pojętej miłości do zwierząt) biedna kotka zyskiwała najprzeróżniejsze formy i kształty, ale psem jeszcze nie była. Co to, to nie. Harry podniósł się z posadzki i spojrzał na stworzenie z wyższością istoty myślącej. Z dołu odpowiedział mu wzrok pełen złośliwej inteligencji. Na tym świecie do myślenia zdolnych jest wiele istot, do złośliwości - tylko ludzie...
"Animag. Ale wtopa." - zdążył pomyśleć Harry. Ciemny kształt zafalował i po chwili młody czarodziej stał twarzą w twarz ze swoim ojcem chrzestnym.
- Syriusz...
- Dobrze, że chociaż w tej formie mnie poznajesz. Nie masz za grosz instynktu samozachowawczego. Gdyby to był Voldemort już byś nie żył.
Harry westchnął. Wolał Voldemorta. Przynajmniej w tym momencie. Nie to, żeby nie lubił Blacka. Nic z tych rzeczy. Po prostu miał awersję do niespodziewanych spotkań z dwa razy starszymi od siebie, zabójczo przystojnymi magami i to w środku nocy. Syriusz nachylił się nad chłopakiem. Czarne kosmyki muskały jego twarz. Harry przykleił się do ściany i zacisnął oczy.
"No nie tylko nie to... Jeśli mnie dotknie to coś mu zrobię..."
Minęła długa, bezgłośna chwila.
- Harry? - ciepła dłoń dotknęła jego ramienia.
"Sam się o to prosił "
Cicha inkantacja, błysk, głuchy odgłos ciała uderzającego o posadzkę. Harry uśmiechnął się do siebie i otworzył oczy by rzucić jednym z nich na swe dzieło. Mina momentalnie mu zrzedła.
- O cholera, Wood...


* * *

- NIE!!! Nie chcę trzymać zwłok pod łóżkiem!!! Zrozumiałeś?!? - wrzasnął Ron strasznym głosem.
Harry rzucił Hermionie rozpaczliwe spojrzenie. Sytuacja wyglądała niewesoło. Nie miał bladego pojęcia jakie zaklęcie rzucił na Olivera, ale ten ostatni wyglądał na niezdatnego do jakiegokolwiek użytku.
- Posłuchaj Ron, to nie są ZWŁOKI, tylko kapitan drużyny Gryffindoru, kapujesz? On żyje, jest tylko...hmmm...nieprzytomny. I nikt nie ma zamiaru trzymać go pod twoim łóżkiem. Zresztą by się tam nie zmieścił...taki tam burdel... - Hermiona uśmiechnęła się złośliwie.
Ron spojrzał podejrzliwie na bezwładne ciało. Mimo dzielącej go od niego odległości czuł promieniujące z Wooda zimno. Jego skóra wydawała się niemal przezroczysta, prawie nie oddychał.
- Co z nim... - Ron urwał zastygając z rozdziawioną buzią. Harry wytrzeszczył oczy. Hermiona westchnęła.
Ciało Olivera uniosło się lekko nad łóżkiem. Po chwili do uszu trójki młodych magów doszedł dźwięk rozdzieranego materiału. Wood drgnął i odrzucił głowę od tyłu. Oczy miał zaciśnięte. Jego blade usta poruszały się bezgłośnie. Na jasnej koszulce wykwitły rdzawe plamy.
- O nie...Harry to jest pół-przeniesienie...
- Że co???
- Wysłałeś jego świadomość na wycieczkę...i jak widzisz....
Zduszony jęk Olivera przerwał Hermionie w pół zdania. Chłopak zadrżał i wykonał ruch jakby chciał się skulić, ale najwyraźniej coś mu w tym przeszkadzało. Krwawe pręgi pojawiły się na jego przedramionach.
- ...niezbyt mu się tam wiedzie... - dokończyła czarodziejka.
- Czy jeśli go tam zabiją... - Harry bał się dokończyć.
- Taa...jak najbardziej.
- Aha.
- Cóż mój drogi ty go w to wpakowałeś to i ty go wyciągniesz.
- Ale jak?!?
- Nie martw się jest na to sposób. Po prostu zajmiesz jego miejsce...


* * *

Mogło być gorzej. Mógł przecież wylądować w jaskini smoka. Mógł trafić do Azkabanu na prywatną audiencję u Dementorów. Mógł znaleźć się w uroczej sali tortur, którą szczyci się dom Malfoyów. Mógł, ale nie miał takiego pecha. Dysponował za to pechem zupełnie innego rodzaju. Pechem, który sprawia, że zamiast trafić do miejsca, o którym wszyscy boją się mówić, trafiasz do takiego, o którym boją się nawet myśleć.
- Harry Potter. Co za niespodzianka. Muszę przyznać, że tym razem naprawdę mnie zaskoczyłeś.
"Dlaczego zawsze mnie to spotyka..." - pomyślał młody czarodziej. W sumie miał rację bo "to" zawsze spotykało wyłącznie jego. Przez "to" w owym wypadku definiowany był młody człowiek o czarnych, sięgających kolan włosach i spojrzeniu, które pochłaniało wszelkie światło.
- Voldemort... - Harry nie dodał, że nie spodziewał się tego spotkania, gdyż jeśli w jego życiu coś szło nie tak to mógł być pewien, że Voldemort maczał w tym palce.
- We własnej osobie. Mam nadzieję, że dostarczysz mi takiej rozrywki jak twój kolega... miło mi się nad nim znęcało...
- Jasne. - mruknął Harry i rozejrzał się wokół. Chyba naprawdę źle życzył Syriuszowi. Dotychczas myślał, że to sala tortur wybudowana przez antenatów Draco jest czymś, czego nie powinno się oglądać zaraz po jedzeniu i tuż przed. Mylił się. Ta świadomość była tym bardziej bolesna, gdy czuło się żelazne obręcze krępujące dłonie i stopy.
- Cieszę się, że ci się podoba - rzekł Voldemort siadając na brzegu kamiennej płyty, do której przykuty był chłopak.
Harry poczuł na policzku dotyk jego chłodnej dłoni. Palce maga powoli przesunęły się po skroni, czole, aż dotarły do blizny.
- Naznaczyłem cię kiedy jeszcze byłeś dzieckiem. Jesteś mój już od urodzenia. Wystarczyło trochę poczekać...
Voldemort zatopił wzrok w oczach Harrego zbliżając twarz do twarzy chłopaka. Napotkał spokojne, zielone spojrzenie.
- Przecież wiem. - młody czarodziej uniósł lekko głowę i złożył na wargach swojego wroga namiętny pocałunek.
W tym momencie wszystko zawirowało mu przed oczami, czuł jeszcze przez chwilę jak Voldemort odwzajemnia pocałunek, a po chwili stał na korytarzu nos w nos z Syriuszem Blackiem.
- Eeeeee...
- Co za erudycja Harry, w porównaniu z tym co mogłem zaobserwować przed chwilą...
- Co?!?
- Nic takiego. Po prostu mały teścik. Chciałem się przekonać jak się zachowasz w takiej sytuacji.
- Chcesz przez to powiedzieć, że...
- Tak, to wszystko to była tylko symulacja. Tak naprawdę Wooda tu wcale nie było, a Ron i Hermiona grzecznie śpią (nikt nie twierdzi, że razem; to ma być w końcu yaoi ;)). Poradziłeś sobie całkiem nieźle. - Black uśmiechnął się kpiąco. - Nawet lepiej niż się spodziewałem...
- Syriusz... - w oczach Harrego błysnęła stal. Hartowana i nierdzewna.
- Daj spokój Harry. Wściekasz się tak o jeden pocałunek. Harry...HEJ!!! Co ty robisz, natychmiast przestań !!!
Harry!!!
Cicha inkantacja, błysk, odgłos ciała uderzającego o posadzkę. Harry z satysfakcją spojrzał na swoje dzieło.
- Może rano ktoś się tobą zajmie. Miłych snów Syriuszu.


* * *

Voldemort ostatni raz spojrzał w zwierciadło. Tak, wyglądał idealnie. Lekki uśmiech zatańczył na jego wargach.
- Wybacz, że nie dotrzymam ci towarzystwa Syriuszu, ale na dzisiaj jestem umówiony z kimś innym.
Black zaklął, bo była to jedyna rzecz jaką mógł w tym momencie zrobić. Żelazne obręcze nie pozwalały mu na jakikolwiek inny ruch.
- Jej, jak ty brzydko mówisz... - westchnął mag i po chwili zniknął.
"Ciekawe, kto się umawia z taką żmiją jak on." - pomyślał Black. A im dłużej o tym rozmyślał, tym bardziej nieprawdopodobne hipotezy wysnuwał. A na myślenie miał całą, długą noc...


* * *

Ciemne, nie odbijające światła oczy zatonęły w zielonych źrenicach. Chłodne dłonie zaplątały się w niesfornych, czarnych kosmykach. Zmysłowe, drapieżne usta spotkały drżące delikatne wargi. Tym razem naprawdę, tym razem na długo...


* * *

Gdy poranną porą Ronald Weasley podążał w ogólnie znanym kierunku, w celu znanym jeszcze ogólniej *, to, co ukazało się jego oczom wprawiło go w stan lekkiego szoku. Ujrzał oto Syriusza Blacka lewitującego parę stóp nad ziemią z wyrazem nieopisanej udręki na twarzy.
- Czemu się tak gapisz, Ron? - Młody czarodziej aż podskoczył na widok wyłaniającego się z nicości Harrego.
- Nie...No...Bo on tak tu wisi....
- Nie "wisi" tylko "lewituje" to taka forma relaksu.
- Aha...
- No chodźmy, lepiej mu nie przeszkadzać. Niech się porelaksuje, dobrze mu to zrobi, w jego wieku...


* * *


The End


* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

* dla niekapiastych : w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej, w miejsce gdzie król chodzi piechotą ( w końcu Ron to porządny chłopak i nie szlaja się po nocach w innych celach ;))

* * *

by Yaoi-chan
kwiecień 2003