Jakiś lepszy świat
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 20:49:12
Tokyo Babylon / X - 1999 fan-fic nr 2: No cóż, rozkręciłam się... uwaga, zawiera yaoi!

Dedykowane dziewczynom z forum JPF





Nie stój u ciemnych świata wód
gdzie sny mozolne kłębią się i dławią,
kiedy nad nimi czerwone korabie,
smoki ogniste i obłoków łódź.


Krzysztof Kamil Baczyński





Ciemność.
...nie można zmienić przeznaczenia....
...chciałbym móc to zrobić....
Ciemność.

-Subaru... Subaru, wstawaj!
Obudził się gwałtownie, czując, jak czyjaś dłoń potrząsa jego ramieniem. Nie był przyzwyczajony do takich przebudzeń. Prze chwilę nawet wydawało mu się, że... wydawało mu się...
-Mogłabyś nie budzić mnie tak gwałtownie?
-Miałeś jakiś koszmar? Rzucałeś się, kiedy tu weszłam.
Koszmar? Koszmar... Nie pamiętał nawet tego snu, nie dokładnie... coś o Końcu Świata... O Smokach Nieba i Smokach Zemi...
-Ach, już wiem - przerwała mu rozmyślania. - To nie był koszmar. To był bardzo, BARDZO wymowny i plastyczny sen z Sei-chan w roli głównej, zgadza się?
-Ho... Hokuto!
-No proszę, braciszku! Dwadzieścia pięć lat, a pewnych reakcji się nie oduczyłeś! Zdradź siostrze, co ci chodzi po głowie i spędza sen z powiek? Denerwujesz się jutrzejszym dniem?
Jutrzejszy dzień... Szalony pomysł Hokuto... Coś czego nigdy nie potrafił sobie wyobrazić... A co nadchodziło, zbliżało się nieuchronnie wielkimi krokami... Bał się, ale równocześnie czekał z niecierpliwością, do której ciężko było mu się przyznać przed samym sobą, a co dopiero przed innymi.
-Idziemy dziś z dziewczynami na zakupy - paplała Hokuto. - mam nadzieję, że namówię Kotori na włożenie tej sukienki, wiesz, tej którą ci pokazywałam... Widziałam też śliczny... zresztą nieważne, wiem, że zrobiłeś się uparty, przynajmniej, jeśli chodzi o ubrania. Wydaje mi się, ze ten biały garnitur będzie odpowiedni... Sei-chan będzie jak zwykle na czarno, więc wszystko w porządku... Słuchaj, zamówiłam kwiaty... Czerwone i białe róże, te czerwone wzięłam najciemniejsze, jakie się dało, były czarne, ale to za bardzo żałobny kolor... Cała się trzęsę od emocji! Pomyśleć tylko, mój kochany braciszek bierze ślub!
Miała prawo być podekscytowana, w końcu to był jej pomysł. Seishirou zgodził się na niego ze śmiechem a sam Subaru... nie miał wyjścia. Mimo to na wspomnienie spotkania sprzed dwóch miesięcy...

Dwa miesiące wcześniej.

-Widzisz, teraz to wszystko sumujesz... I tyle.
-Dziękuję - chłopak o fioletowych oczach uśmiechnął się. - to miło z twojej strony, że mi pomagasz, Subaru.
-Taka praca...
-Twoja praca przeważnie nie ma nic wspólnego z matematyką...
-To prawda, ale coś ze szkoły jeszcze pamiętam - wstał z parkowej ławki - No, Kamui, myślę, że to pora, żebyśmy wracali.
Chłopak zaczął zbierać swoje książki, co jakiś czas zerkając na Subaru. Młody mężczyzna patrzył tym czasem na miejsce, które z niewiadomych dla Kamui powodów zwykle omijali, choć przecież korepetycje dość często odbywały się w parku. Chłopak przypominał sobie, że tam właśnie stało to niezwykłe drzewo, którego kwiaty miały różową barwę, choć kwiaty sakury zwykle są białe... Gdy kiedyś byli w parku całą grupą Kotori zaczęła głośno zastanawiać się nad tym kolorem. Subaru rzucił jej wówczas takie spojrzenie, że dziewczyna aż zadrżała. Kamui zastanawiał się, co też takiego wywoływało tak bezwzględne, mrożące spojrzenie w tym tak spokojnym, wrażliwym na co dzień młodym mężczyźnie, nigdy jednak nie ośmielił się go o to spytać. Odkąd poznali się jakieś pół roku temu, Subaru stał się jego przyjacielem niemal tak bliskim, jak Fuuma, w dodatku Kamui zaczął zwierzać mu się ze rzeczy, których nie mówił nikomu innemu. Subaru zawsze słuchał z uwagą, skupiony.
-Na co patrzysz?
-Przez chwilę wydawało mi się... nieważne - młody mężczyzna odwrócił głowę. - Chodźmy już.
Chłopak znów spojrzał w stronę, w którą przed chwila patrzył jego przyjaciel. Drzewo, jak zwykle to drzewo, całe w różowych płatkach. Jakie bolesne wspomnienie wiązało się z tym miejscem?
Ktoś stał pod drzewem, wysoka postać w czerni.
-Subaru, ten człowiek... wydaje mi się, że patrzy na nas...
-Idziemy! - chwycił jego nadgarstek i ruszył, nie oglądając się nawet za siebie.
-Ale...
Szli szybko, za szybko, zdaniem Kamui. Coś musiało zaniepokoić Subaru, skoro tak reagował... coś...
-Nie! - usłyszał chłopak rozpaczliwy krzyk swojego przyjaciela.
Choć przed chwilą szli w przeciwną stronę, teraz stali pod zakazanym drzewem różowej sakury. Naprzeciw mężczyzny w czarnym płaszczu i okularach.
Kamui poczuł, jak uścisk na jego nadgarstku rozluźnia się. Subaru stał, patrząc wprost na tajemniczego nieznajomego, zapominając o obecności przyjaciela.
Wiatr pował, niosąc ze sobą deszcz różowych płatków. Usta mężczyzny poruszyły się, gdy mówił coś, co słyszał tylko Subaru.
-Seishirou-san... Nie myślałem...
-Myślałeś, że nie wrócę? - mężczyzna podszedł bliżej i zdjął okulary. - Naprawdę tak myślałeś, Subaru-kun?
Subaru w milczeniu wpatrywał się w swojego rozmówcę, który podchodził coraz bliżej i bliżej... W końcu jego ramiona zamknęły się wokół stojącego bez ruchu Subaru.
-Tęskniłeś, Subaru-kun?
Kamui obserwował tę scenę z zaskoczeniem, tym większym, gdy mężczyzna pocałował jego zaskoczonego przyjaciela... w same usta!

Dziewięć lat wcześniej

Subaru czuł, jak jego serce łomoce, w miarę, jak zbliżali się do tego miejsca. Dlaczego Seishirou chciał, żeby tu przyszli? Dlaczego sami? Czemu Hokuto nie mogła... Czułby się pewniej, gdyby Hokuto mu towarzyszyła. Nie czułby tego...
...dreszczu na kręgosłupie...
-Seishirou-san, czy naprawdę musimy...
-Jeszcze chwilę, Subaru-kun - mężczyzna uśmiechnął się. - to drzewo zawsze było takie piękne, nie sądzisz?
Ten uśmiech, tak piękny i łagodny, nie uspokoił Subaru. Chłopak bał się. Po raz pierwszy w życiu bał się... Seishirou. To było irracjonalne. Jak mógł bać się kogoś, kto od roku był najlepszym przyjacielem jego i jego siostry, kto tak często pomagał mu i tak często żartował, choć czasem jego żarty wywoływały na twarzy Subaru rumieńce... Jak mógł się bać kogoś, kogo...
-Jesteśmy na miejscu Subaru-kun - Seishirou odwrócił się. Stał teraz na tle drzewa sakury, z uśmiechem, którego Subaru nigdy dotąd nie widział na jego twarzy...
...chyba, że...
Seishirou zdjął okulary. Jego uśmiech był lodowaty, dziwnie znajomy. Subaru znowu zaczął drżeć... To nie możliwe, niemożliwe...
-Sześć lat temu, Subaru-kun, pamiętasz? Nasze pierwsze spotkanie. Dokładnie tutaj.
-To nie prawda... to nie może być prawda... - Subaru czuł, jak w jego oczach zbierają się łzy. Wspomnienie tamtej chwili, wspomnienia z ostatniego roku, które okazały się być iluzją... iluzja...
-To JEST prawda, Subaru-kun. Czas minął. To koniec.
Chciał uciekać, ale ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Stał, drżąc i wpatrując się w mężczyznę naprzeciw siebie, w mężczyznę, którego zawsze miał za najlepszego przyjaciela, a który okazał się być jego najgorszym koszmarem.
-Przegrałem, Subaru-kun. - mężczyzna podszedł bliżej i dotknął jego twarzy. Palce miał zimne, ale jego dotyk był delikatny a głos pełen smutku. - przegrałem... Żegnaj, Subaru-kun...
...żegnaj...
Subaru stał sam pod drzewem. Płakał.

...nie można zmienić przeznaczenia...
Subaru otrząsnął się. Na wspomnienia rozstania i ponownego spotkania z Seishirou nakładały się jeszcze inne... Może echa dziwnego snu... Może...
Ciemność.
Nagle zrobiło mu się ciemno przed oczami, spadał gdzieś, szybował w absolutnej ciemności, w pustce...
Było zimno, a on był sam, zupełnie sam...
...nie można zmienić przeznaczenia...
Ciemność.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Hokuto? - wyraz jego twarzy wydał jej się zaskoczony - Czy ja umarłem?
-Co? Bzdura! Co ci chodzi po głowie? Jesteś jak najbardziej żywy!
-Ale... ty...
-Co ja? Nigdy nie byłam bardziej żywa niż teraz! W końcu nie co dzień wydaję mojego braciszka za mąż, prawda? Słuchaj, może byś zmierzył ten garnitur, tak na wszelki wypadek... może coś jeszcze można zmienić...
Nie słuchał jej, próbując sobie przypomnieć, co właściwie wywołało w nim takie odczucia. I co tak naprawdę śniło mu się tej nocy. Niestety, w głowie miał zupełną pustkę.
Hokuto tym czasem podśpiewując udała się do kuchni i z zapałem wzięła się za robienie śniadania. Subaru wstał i zaczął się ubierać. Nie spieszył się, umysł mając zajęty sprawami zupełnie innymi, niż spodnie i sweter. Kiedy wszedł do kuchni, jego siostra czekała już przy stole z dzbankiem świeżo zaparzonej kawy i talerzem pełnym kanapek. Było ich, zdaniem Subaru, o wiele za dużo, nawet na dwie osoby. Oczywiście Hokuto jadła dużo, zupełnie nie przejmując się swoją figurą. Subaru nie raz zastanawiał się, jakim cudem jego siostrze udaje się utrzymać linię. Ona sama twierdziła, że do pracy umysłowej jej mózg potrzebuje dużo energii, tak więc, jeśli miała jakiekolwiek wyrzuty sumienia, pochłaniając kanapkę za kanapką, to dotyczyły one wyłącznie sposobu odżywiania się jej brata.
-Jesteś okropnie chudy - mówiła, miedzy kęsami kanapki z szynką i ogórkiem. - Aż dziw, że ubrania z ciebie nie lecą. Pierwsze, co Sei-chan zrobi jutro w nocy, to policzy wszystkie kosteczki, widoczne pod twoją skórą. Poczym przybiegnie do mnie z reklamacją...
-Skąd wiesz, że już nie policzył? - mruknął Subaru.
Hokuto zatrzepotała powiekami z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
-Jak? Kiedy?
Młody mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem. Tylko jedno zdanie, a ile przyjemności. Satysfakcja z chwilowego zwycięstwa nad dręczącą go przez całe życie siostrą.
Zaiste, chwilowego.
Hokuto po chwili otrząsnęła się i przystąpiła do kontrataku.
-Nieeee, mój kochany braciszek wciąż jest niewinny... Widzę to... Jestem przecież twoją siostrą-bliźniaczką, nie? - poczym podniosła z półmiska kolejna kanapkę.
Nie zmieniło to jednak dobrego humoru Subaru, który do końca śniadania uśmiechał się pod nosem i zjadł nawet więcej, niż zazwyczaj.
Wkrótce po śniadaniu zjawił się Kakyou - wysoki młody mężczyzna o długich jasnych włosach, chłopak Hokuto i nowa (ku uldze Subaru) ofiara jej manii ubierania wszystkich dookoła według najnowszej (czytaj: najbardziej ekscentrycznej) mody. Niektórzy ze znajomych żartowali, że Hokuto chodzi z Kakyou tylko dlatego, że doskonale prezentuje się on u jej boku w miejscach publicznych i na pokazach - żywy dowód na to, że ubrania autorstwa światowej sławy projektantki mody nadają się do noszenia także poza wybiegiem. Hokuto cmoknęła go na powitanie, przelotnie, ale z nieukrywaną czułością. Kakyou uśmiechnął się do Subaru.
-I jak się czujesz w przeddzień wielkiego dnia?
-Dobrze - mruknął Subaru, w pełni świadomy, że wszelka odpowiedź wywoła komentarze - może nie ze strony spokojnego Kakyou, ale ze strony Hokuto - z pewnością.
Hokuto ubrała płaszcz i oboje wyszli. Subaru wreszcie mógł odetchnąć. Nie, żeby nie lubił swojej siostry, tylko czasem... czasem potrafiła naprawdę działać na nerwy.
I miała szalone pomysły...
Szalone...
Ale... całkiem miłe...
Zamknął oczy, a w jego umyśle pojawiły się wspomnienia...

Po południu Hokuto przyprowadziła kilka ich wspólnych znajomych. Dziewczyny śmiejąc się zabrały się do sprzątania mieszkania. Subaru miał ochotę zaszyć się w jakimś ciemnym kącie, co też pewnie by i zrobił, gdyby Hokuto nie kazałaby mu co chwilę pomagać przy wynoszeniu śmieci. Tak więc dziewczęta kręciły się po całym mieszkaniu, wyrzucając z szaf wszystko, co było do wyrzucenia (część do śmieci), a Subaru próbował w tym czasie skupić się nad odprężającą lekturą (Jakaś amerykańska powieść o człowieku, którego dziewczyna z dziwnym imieniem wciągnęła w niezłą kabałę.), co jakiś czas wywoływany przez swoją siostrę, albo którąś z jej koleżanek. Miał okropną ochotę trzasnąć drzwiami (I nie chodzi tu o bohaterkę czytanej właśnie powieści.) i pobiec do Seishirou. Jedynym, co go przed tym jeszcze powstrzymywało, była wizja Hokuto, strzępiącej się, że "mogliby poczekać jeden, jedyny dzień".
-Subaru! Naprawdę potrzebny ci ten sweter? Jest szary i ponury a ty powinieneś wyglądać radośnie!
-Nie ruszaj mojego swetra!
-Sumeragi-san, czy mógłbyś nam pomóc przesunąć ten stół?
-Po co przesuwać stół...
-Masz rację, braciszku, stół wraca na miejsce, przesuniemy kanapę... Arashi i Yuzuriha z tamtej strony, ja z Subaru z tej... Kotori, zabierz ten dywan, zawadza nam...
-Subaru, gdzie cię nosi, wracaj, ktoś musi wynieść śmieci!
-I kup nam po drodze coś do picia!
I Subaru został zmuszony do opuszczenia domu. Kiedy wrócił, już bez worka ze śmieciami, za to obładowany butelkami z wodą mineralną. Stan, w jakim zastał mieszkanie nie zadowolił go w żadnym stopniu. Wyglądało na to, że dziewczyny robiąc porządki musiały najpierw przejść przez stadium pośrednie, które było równe jeszcze większemu bałaganowi. To było już ponad jego siły.
-Hokuto-chan, róbcie co chcecie... ale same. Ja wychodzę!
Drzwiami co prawda nie trzasnął, ale i tak poczuł ulgę, gdy wreszcie znalazł się na zewnątrz. Powietrze było ciepłe, ale wiatr przewiał wszechobecne w Tokio spaliny i niósł świeże powietrze znad morza. Ładna pogoda sprawiła, że wielu ludzi wybrało się na spacer. Idąc prze miasto, Subaru mijał rodziny, pary i pojedynczych ludzi, którzy tak jak i on (choć niekoniecznie z tych samych powodów) postanowili na kilka godzin opuścić mieszkania. W pewnym momencie dostrzegł idącą z naprzeciwka wysoką, bardzo atrakcyjną kobietę, popychającą przed sobą wózek inwalidzki, w którym siedziała białowłosa osóbka, na pierwszy rzut oka wyglądająca na dziecko. Mimo, że był pewien, iż wcześniej nie widział żadnej z nich, poczuł niewyjaśnione drżenie, gdy przechodził obok i jego dłoń na moment musnęły włosy kobiety-dziecka.
...nie można zmienić przeznaczenia...
Odwrócił się. Kobieta-dziecko patrzyła na niego pustymi oczyma, zupełnie, jakby odczuła to samo, co on. Szybko jednak zniknęła za rogiem. Subaru stał, próbując przypomnieć sobie, co tak dokładnie śniło mu się tej nocy. Coś o końcu świata... końcu świata... o śmierci...
Otrząsnął się. To był tylko sen. W rzeczywistości był piękny dzień a on miał nazajutrz wziąć ślub. "Seishirou-san, chcę być z tobą... jak najszybciej...". Przyśpieszył kroku.
Kilka chwil później stał już pod drzwiami. Nacisnął przycisk dzwonka.
-Subaru-kun? Co tu robisz?
-Moja siostra zarządziła ogólne sprzątanie - odpowiedział Subaru z miną męczennika. - Do mieszkania zwaliły się wszystkie znajome i teraz wyrzucają z szafy wszystko, co się tylko da... Więc uciekłem.
-Od jutra i tak mieszkasz tutaj... Więc nie ma sprawy - Seishirou uśmiechnął się jednym ze swoich złowieszczych uśmiechów. - Wchodź.
Subaru poczuł się nie co niepewnie, przekraczając próg mieszkania. Mimo wszystkich tych deklaracji ze swojej strony, Seishirou nadal czasem patrzył na niego wzrokiem, który Subaru odbierał jako wzrok drapieżnika. W dodatku w chwili wejścia do środka dziwne przeczucia zaczęły się od nowa. Subaru zatrzymał się nagle na środku pokoju, próbując złapać oddech. Serce łomotało mu jak szalone.
-Co się stało, Subaru-kun? - Seishirou objął go od tyłu, kładąc jedną z dłoni dokładnie na tym bijącym mocno sercu. - Jesteś zdenerwowany... Boisz się mnie? Nie ma czego... - druga dłoń przesunęła się w dół...
-Miałem koszmarny sen - Subaru wiercił się w uścisku.
-Zdenerwowany przed uroczystością? Nie martw się, to normalne... Jeśli chcesz, możesz dziś nocować u mnie... Obiecuję, że nie będziesz miał żadnych koszmarów... - jego usta przysunęły się do ucha Subaru i zamknęły na jego krawędzi, podczas gdy dłoń pomalutku zaczęła wślizgiwać się pod sweter...
...nie można zmienić przeznaczenia...
-Zostaw mnie! - krzyknął Subaru, wyrywając się. Oddychał szybko, oczy miał rozszerzone, pięści zaciśnięte. - Nie dotykaj mnie nawet... MORDERCO!
Seishirou wyglądał na zaskoczonego.
-Subaru-kun, przecież... ustaliliśmy to... To przeszłość, nie ma do czego wracać..
-Morderca! Zabiłeś... Zabiłeś moją siostrę!
-Subaru-kun, co ty wygadujesz! Nigdy nie zrobiłem Hokuto krzywdy...
-Zabiłeś ją! - po policzkach Subaru zaczęły spływać łzy. - widziałem... krew... Zabiłeś ją!
-Subaru-kun, co się dzieje? Nie rozumiem...
Podszedł do niego. Subaru, cały czas łkając, odsunął się i w bezradnym geście usiadł na kanapie. Seishirou bez słowa usiadł obok niego i przytulił go, gdy młody mężczyzna uspokoił się nieco. Siedzieli tak przez dłuższy czas, milcząc.
-Nie mam pojęcia, co się dzieje - zaczął w końcu Seishirou. - mam dziwne uczucie... Subaru-kun, mówiłeś, że miałeś koszmarny sen... O czym on był, dokładnie?
-Niezbyt pamiętam - Subaru przełknął łzy. - Wiem, że byliśmy tam my i moi znajomi... Kamui... nie wiem... Pamiętam, że ktoś zginął a ja rozmawiałem z Kamui... mówiłem mu... nie pamiętam... Fuuma... coś było nie tak z Fuumą... a świat miał się skończyć...
-To był tylko sen - powiedział Seishirou, choć sam czuł w piersi jakiś dziwny ucisk. - Nie płacz, Subaru-kun, proszę... Takie piękne oczy nie powinny płakać - pochylił się i pocałował powieki młodego mężczyzny, poczym czubkiem języka zlizał łzę z jego policzka. - Chciałbym cię tu zatrzymać, ale musisz iść do domu, zobaczyć, że Hokuto-chan ma się dobrze. Zobaczymy się jutro. I nie płacz już.
-Kocham cię, Seishirou-san.
-Wiem. A teraz idź już, zanim położę cię na tej kanapie. Do jutra.

Ciemność.
...nie można zmienić przeznaczenia...
...chciałbym móc to zrobić...
Ciemność.

-No, nie, Subaru, znowu zaspałeś! - Hokuto energicznymi ruchami odsunęła firanki. Słońce wtargnęło do pokoju i padło prosto na nos Subaru, który zmarszczył się i przetarł oczy. - Chcesz przespać własny ślub?
-Nie!
-No to zbieraj się z tego łóżka... I nie mów, że znów miałeś koszmary... Chociaż miałeś przynajmniej dość wstydu, żeby nie zostawać na noc u Seishirou na dzień przed ślubem... Nie powiem, ciekawy sposób na spędzenie wieczoru kawalerskiego, OHOHOHO!
"Koszmary mam cały czas" - pomyślał Subaru. Widok Hokuto całej i zdrowej, gdy wrócił poprzedniego dnia do domu, uspokoił go, ale nie do końca. W nocy znów miał sen, tym razem sen o ciemności, w której szukał kogoś... I głos, cały czas powtarzający te słowa...
...nie można zmienić przeznaczenia...
-Zjedz śniadanie, zanim ubierzesz garnitur. Nie chcę, żebyś go poplamił. Och, jestem taka wzruszona! Chyba zemdleję podczas uroczystości...
-Może zamiast wygłaszać teatralne przemowy, uchyliłabyś rąbka tajemnicy i powiedziała, co przygotowałaś? - zawołał już z łazienki
-Ha, sore wa himitsu desu! - odkrzyknęła. - Zobaczysz.
Pierwszą niespodzianką było to, że do ubrania Hokuto dołączyła kapelusz i parę rękawiczek. Subaru stwierdził, że jego siostra musi żartować i odmówił włożenia zarówno jednego, jak i drugiego. Rękawiczki Hokuto wepchnęła mu ostatecznie do kieszeni.
Kolejną niespodzianka była wynajęta specjalnie na tę okazję sala. Obszerna, udekorowana białymi i czerwonymi wstęgami i całym morzem kwiatów, wśród których dominowały ciemnoczerwone i śnieżnobiałe róże, ale rzecz jasna nie brakowało też sakury. Środkiem biegł czerwony dywan, po bokach stały krzesła, było ich niewiarygodnie dużo, aż Subaru przeraził się, zastanawiając się, kogo jeszcze zaprosiła jego siostra.
Niektórzy goście byli już obecni. Kakyou, rzecz jasna, Kamui razem z Fuumą i Kotori, Arashi i wpatrzony w nią jak w obraz Sorata, Yuzuriha, Seiichiro Aoki, znajomy redaktor, dziś występujący w roli fotografa... była nawet Tomoyo, mała znajoma Hokuto, z którą łączyło ją zamiłowanie do projektowania dziwnych strojów. Hokuto witała się z wszystkimi wylewnie, Subaru rozglądał się dookoła nieco zagubionym wzrokiem.
Po chwili zjawili się, jak zawsze nierozłączni, Nokoru, Soh i Akira, potem Kusanagi, a w końcu Stasuki, ubrana w obszerną bluzę z napisem "Matrix", zupełnie niestosowną na taką uroczystość, i Karen Kasumi, asystentka Hokuto.
-No, to szybko się zebraliście - doszła do wniosku Hokuto. - Tylko gdzie się podziewa pan młody... Braciszku, zrobiłeś mu coś wczoraj, że się obraził?
Zdaniem Subaru, jego siostra mówiła to wszystko co najmniej odrobinę za głośno. Wszyscy zamiast na nią patrzyli się na niego, a Satsuki i Arashu, które jakieś pół roku temu (Subaru nie miał zielonego pojęcia, co je łączy.) zostały najlepszymi przyjaciółkami, zaczęły chichotać w kącie. Kotori jak zawsze wyglądała na osobę, do której nie wszystko dociera, ale mała Tomoyo także nie rozumiała do końca dowcipów swoje starszej przyjaciółki, więc obie gapiły się teraz na Hokuto, próbując dociec, dlaczego Subaru miałby zrobić Seishirou krzywdę. Kamui skrzywił się, zresztą nie było to nic nowego - nie przepadał za Seishirou, nie raz stwierdził, że "Ten człowiek powinien był nigdy się nie zjawiać". Prawdopodobnie jego mina oznaczała: "On i tak się zjawi, chociaż wolałbym, żeby się tu już nigdy nie pokazał".
Oczywiście, Seishirou zjawił się na minutę przed zaplanowaną godziną, w towarzystwie jasnowłosego mężczyzny, nie znanego większości zebranych. Obaj ubrani byli w nieskazitelne garnitury i uśmiechali się czarująco, z tym, że nieznajomy obdarzał swoimi uśmiechami wszystkie bez wyjątku przedstawicielki płci pięknej, zaś uśmiechy Seishirou przeznaczone były przede wszystkim dla Subaru.
-Doskonale! - wykrzyknęła Hokuto. - No to teraz jesteśmy w komplecie! Panie i panowie, to jest Yuuto Kigai, urzędnik, który poprowadzi ceremonię. Chciałam załatwić jakąś osobę duchowną, ale cóż... Większość religii... Tak czy inaczej, pan Kigai, jako przedstawiciel władz, ma wszelkie uprawnienia do udzielenia ślubu cywilnego. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Kigai-san, proszę tędy. Możecie zająć miejsca.
Wszyscy usiedli. Seishirou podszedł do Subaru i wziął go pod ramię. Młody mężczyzna czuł się niezręcznie, będąc tak prowadzonym, zwłaszcza, że wszyscy przypatrywali się temu z nieukrywana uwaga, ale przełknął ślinę i zaczął iść.
Satsuki włączyła magnetofon. Dźwięki, które z niego popłynęły nie były bynajmniej marszem weselnym, ale pogrzebowym. Młoda para zatrzymała się, na sali rozległy się chichoty.
-O, przepraszam - mruknęła Satsuki i zmieniła taśmę. Tym razem muzyka była już właściwa.
Subaru dostosował chód do kroków Seishirou i do rytmu melodii. Po chwili obaj stali przed "ołtarzem" czy jakkolwiek powinno być to nazwane.
-No, dobrze - zaczął Yuuto. - Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć tych dwóch mężczyzn węzłem małżeńskim... Jeśli ktoś ma jakieś...
-Nieee, opuść to! - wykrzyknęła Hokuto. - Nikt nie ma nic przeciwko! Chcę to mieć już za sobą!
-Przedłuża pani ceremonię, Hokuto-san.
-Jestem wzruszona i zdenerwowana. W końcu nie co dzień wydaje się brata za mąż, prawda? Może pan kontynuować.
-A więc... Czy ty, Seishirou Sakurazuka chcesz poślubić tego oto Subaru, i przysięgasz go kochać i szanować, póki śmierć was nie rozłączy?
-Tak.
-A czy ty, Subaru Sumeragi, chcesz poślubić tego oto Seishirou i przysięgasz kochać go i szanować, póki śmierć was nie rozłączy?
-Tak...
-Głośniej, braciszku, nie słyszymy cię!
-Tak!
-Dobrze, kto ma obrączki?
-Oczywiście, że ja!
Hokuto podbiegła z obrączkami. Seishirou wziął jedna z nich i nasunął na palec Subaru, który zrobił to samo z drugą.
-A teraz...
Yuuto nie skończył tej kwestii, bo Seishirou, który najwyraźniej bardzo wyczekiwał na ten punkt programu, przyciągnął swego nowo poślubionego małżonka i pocałował bardzo mocno i namiętnie przy aplauzie zebranych.
-...ogłaszam, że jesteście małżeństwem... - mówił Yuuto, odwracając wzrok od przybierającego coraz ciemniejsze odcienie czerwieni Subaru i Seishirou, który nie zamierzał przerwać całowania. Kamui w międzyczasie zdążył kilka razy mruknąć z niezadowoleniem, ale nie powiedział niczego konkretnego, bo Kotori ścisnęła jego ramię i zaczęła szczebiotać coś na temat romantycznych chwil.
Hokuto podobnie, choć w jej przypadku romantyczny nastrój polegał na głośnym krzyczeniu, że jest niewymownie szczęśliwa i że zaraz zemdleje (Mimo to tej ostatniej groźby jakoś nie zamierzała wprowadzić w czyn.). Satsuki, nie spuszczając Yuuto z oczu, szeptała coś do ucha Arashi, która próbowała rozdwoić się pomiędzy przyjaciółkę a nawijającego z prędkością salwy z karabinu maszynowego Soratę. Aoki pstrykał zdjęcie za zdjęciem a mała Tomoyo ubolewała nad tym, że jakiś "Kero-chan" z niewiadomych powodów ("Bo przecież uwielbia, jak go filmuję!") zniszczył jej kamerę.
-Sei... Seishirou-san! - wydyszał Subaru, kiedy jego usta zostały wreszcie odetkane.
Seishirou bezceremonialnie wziął go na ręce i wyniósł z sali, a za nimi wymaszerowała cała gromadka gości.

Przyjęcie odbyło się w mieszkaniu, które jeszcze tej nocy było wspólnym mieszkaniem bliźniąt. Obecnie większość rzeczy Subaru zostało przeniesionych do mieszkania Seishirou, Hokuto zaś nie ukrywała, że sprowadzenie do jej mieszkania Kakyou jest tylko kwestią czasu. Czy zamierzała przedtem wziąć z tym ostatnim ślub, było tajemnicą.
Na przyjęciu nie zjawiła się Tomoyo, która spieszyła się gdzieś ("Ona sobie beze mnie nie poradzi!"), zjawił się natomiast nie wpuszczony na ceremonię pies Yuzurihy, wielkie, białe, kudłate i serdecznie nie znoszące (z wzajemnością) Satsuki zwierzę imieniem Inuki.
W pokoju stało już kilka stołów (część pożyczona od sąsiadów), zastawionych taką ilością jedzenia, że Subaru zaczął się zastanawiać, kto to wszystko zje i ile właściwie Hokuto na to wydała. Przepychanki przy znajdowaniu sobie miejsca trwały przez chwilę, bez udziału Subaru (na jego szczęście), który został posadzony już na samym początku, pośrodku, miedzy Seishirou a Hokuto. Cała reszta próbowała się usadzić tak, żeby każdy był zadowolony, co nie byłoby właściwie takie trudne, gdyby nie fakt, że Arashi demonstracyjnie olewała biednego Soratę. Reszta musiała się właściwie dostosować do tych dwojga, goniących się dookoła stołu.
-Chciałam tort z figurkami, ale w cukierni popukali się tylko w głowy... Niektórym przydałaby się mała lekcja tolerancji...
-Och, Kamui-chan, kiedy my weźmiemy ślub, to będę miała piękną, białą suknię... Hokuto zaprojektuje ją specjalnie dla mnie, kiedy ją tylko poproszę...
-Psów nie powinno wprowadzać się na wesela...
-Nokoru, słuchaj, mógłbyś tu usiąść? Jest jeszcze dużo miejsca pomiędzy mną a Soratą...
-Cóż, w takim razie wypiję za sukces pańskiego reportażu, Seiichiro-san. Gdybyśmy byli w USA, życzyłabym panu nagrody Pullizera, ale...
Impreza rozkręciła się na dobre. Jednak im lepszy humor mieli goście, tym bardziej Subaru czuł nieokreślony niepokój. Nie było to związane ze zbliżającą się nocą poślubną, raczej z obrazami nakładającymi się na widok śmiejących się przyjaciół...
-Sei-chan, zabiorę ci na moment mojego braciszka, nie obrazisz się? Muszę z nim porozmawiać.
-Jasne, przecież będę miał go całą noc - Seishirou uśmiechnął się, a Subaru poczuł, że znowu się czerwieni. Stanowczo, już dawno powinien był się tego oduczyć.
Siostra odciągnęła go na bok.
-No i cóż, cieszysz się?
-Spytaj jutro - odgryzł się Subaru, nieco zaskoczony, że właśnie te słowa przyszły mu do głowy.
Hokuto zachichotała, dziwnie cicho, jak na nią, poczym na powrót spoważniała.
-Będziesz musiał poważnie porozmawiać z Kamui... Chłopak jest o ciebie zazdrosny...
-Nie zauważyłem...
-Wiem! Za bardzo Sei-chan absorbował twoje myśli! Ale poważnie, to ja zauważyłam to za ciebie. Chłopak bardzo cię lubi i ceni twoją przyjaźń, ale chyba za bardzo. Pewnie sam nie zdaje sobie z tego sprawy... Cóż, nie sądzę, żeby miało to mieć jakieś przykre konsekwencje w przyszłości, ale powinieneś z nim pogadać... I wiesz, co jeszcze zauważyłam? Bardziej zależy mu chyba na Fuumie niż na jego siostrze... za parę lat może zrobić się ciekawie... w sumie żal mi tej Kotori, biedne dziecko, ale... Będę ją musiała na to przygotować... Zawiedzie się, jeśli jej "narzeczony" zwiąże się z jej własnym bratem.
-Hokuto, nie sądzisz, że twoje przypuszczenia są... nieco na wyrost?
-Może tak, może nie. Zobaczymy. Na razie musisz porozmawiać z chłopakiem... ale już nie dziś, bo twój szanowny małżonek zaczyna za tobą tęsknić... Nie da ci dziś w nocy spokoju... - uśmiechnęła się szelmowsko. - Podejrzewam, że posiedzicie tu jeszcze z godzinkę, poczym wymkniecie się do waszego gniazdka...
Hokuto nie myliła się. Jakieś pół godziny później goście zostali zostawieni samym sobie (oraz wydani na pastwę pani domu), zaś młoda para znalazła się w mieszkaniu Seishirou.
-Nareszcie jesteśmy sami, Subaru-kun... i jeśli ktoś nam teraz przeszkodzi, będzie ostatnim człowiekiem, który dokarmi moją kochaną sakurę... - rzekł Seishirou, powoli zdejmując płaszcz i znikając w sypialni. - Możesz wejść! - zawołał po chwili.
Subaru, zostawiwszy w przedpokoju płaszcz i buty, ostrożnie wkroczył w głąb mieszkania. Pokój pełen był świec, które paliły się jasnymi, spokojnymi płomieniami. Cienie falowały na ścianach w łagodnym, bezgłośnym tańcu, cienie mebli, oraz cienie obu mężczyzn.
Seishirou podszedł i w milczeniu objął Subaru, całując najpierw jego czoło, potem oczy, a na końcu usta. Potem powoli wsunął obie dłonie pod jego koszulę.
Subaru zamknął oczy, próbując czerpać z twego dotyku tak wiele przyjemności jak powinien.
Ale coś przeszkadzało mu, coś ściskało jego serce.
Powoli odsunął się.
-To nie dzieje się naprawdę.
...naprawdę, naprawdę, naprawdę...
...nie można zmienić przeznaczenia...

Ciemność.
...nie można zmienić przeznaczenia...
...chciałbym móc to zrobić...
Ciemność.

Ciemność.
Otworzył oczy, ale nadal wiedział tylko ciemność. Zupełnie, jakby przebywał w jakimś pomieszczeniu, bez dostępu światła, albo jakby był ślepy.
W dodatku czuł przeraźliwy chłód, a nie czuł pod stopami podłogi.
Właściwie nie mógł zobaczyć ani dotknąć niczego, poza sobą samym.
Wszędzie dookoła była przeraźliwa pustka, ciemna, cicha i lodowata.
Na powrót zamknął oczy.
"Jeśli nie żyje, chce wrócić do tamtego snu."
-Jeśli nie żyję, chce wrócić do tamtego snu - powtórzył głośno.
-Czy to takie było twoje pragnienie, Subaru-kun? To, które tylko ja mogłem spełnić? - usłyszał w odpowiedzi.
-Seishirou-san...
Poczuł palce zaciskające się na swojej dłoni a po chwili ujrzał Seishirou Sakurazukę stojącego naprzeciw siebie.
-Gdzie jesteśmy, Seishirou-san?
-Wiesz równie dobrze jak ja.
-Wszędzie i nigdzie... w ułamku sekundy i w wieczności... - nie wiedział, dlaczego właśnie te słowa przyszły mu do głowy... nie wiedział, jak się tu znaleźli, czy byli żywi, czy martwi...
-Czy to było twoje pragnienie? - powtórzył pytanie Seishirou
-Nie.
-Szkoda... Było ładne. Żałuję tylko, że nie zdążyliśmy skonsumować naszego związku... mamy okropnego pecha, Subaru-kun. - uśmiechnął się drapieżnie, przysuwając się bliżej i otaczając Subaru ramieniem.
Młody mężczyzna pochylił głowę. Czuł, jak łzy zaczynają spływać mu po policzkach. Więc to była tylko iluzja... perfekcyjna, ale iluzja... prawdą był sen, koniec świata, Smoki Nieba i Smoki Ziemi... śmierć Hokuto...
-Subaru-kun, proszę... takie piękne oczy...
Subaru podniósł głowę, nim Seishirou skończył wypowiadać tą kwestię znaną z wizji.
-Ty jesteś winien wszystkich moich łez.
-Nie mówisz mi nic nowego. A chciałbym wiedzieć, jakie naprawdę jest twoje życzenie... - palce Seishirou przesunęły się po policzku Subaru.
-A jakie jest twoje?
-Nie nazwałbym tego życzeniem... - zamilknął na chwilę, pochylając głowę. - Raczej pożądaniem... - dokończył, z ustami tuż przy wargach Subaru.
Subaru chciał zaczerpnąć powietrza, ale jego rozchylone usta zostały najwyraźniej odebrane jako zaproszenie. Nie opierał się. Pozwolił Seishirou całować cała swoją twarz, później szyję, zdjąć z siebie koszulę...
Co więcej, sam odpowiadał na pocałunki, pomógł nawet Seishirou rozpiąć jego własne ubranie. Tutaj nie liczyło się nic, ani przeszłość, ani przeznaczenie. Liczyło się tylko tu i teraz, to, co łączyło ich w tej chwili, płomień, stopniowo ogarniający ich ciała.
Subaru zamarł na chwilę, widząc na piersi Seishirou, tuż nad sercem, dziwną, czerwoną, dość świeżą jeszcze bliznę. Dotknął jej powoli.
-Co to?
-Nie pamiętasz?
-Nie. A powinienem?
-Wydaje mi się, że tak... wydaje mi się, że to ważne.
-Nie... - czuł, ze powinien pamiętać, ale nie chce. - To nie jest ważne... - pochylił głowę by pocałować tą bliznę.
Dłonie Seishirou eksplorowały jego ciało, naciskały na każdy nerw, jego usta przesuwały się najpierw po szyi, potem po klatce piersiowej, w końcu zaś przeniosły się na linię kręgosłupa. W pustce Subaru nie wiedział, czy stoi, czy leży, ale to nie było istotne. Ciepło ciała Seishirou przyciśniętego do jego pleców, dłonie obejmujące jego biodra, oddech na karku i głos, szepcący mu do ucha jego imię niczym mantrę, niczym zaklęcie...
Subaru rozłożył ręce, czując, jak fala gorąca w jego ciele wzbiera, wznosi się, opada i znów się wznosi, czując palce splecione z jego dłońmi, czując ból, z wolna ustępujący miejsca ekstazie...
Mieć w swoim ciele płomień, podczas gdy samemu jest się otoczony przez przeraźliwe zimno...
-Nie można zmienić przeznaczenia, Seishirou-san...
-Nie można... ale czasem nawet ja chciałbym móc to zrobić...
-...chciałbym móc to zrobić...
Ciemność.

Światło było niemal oślepiające, choć zamknął oczy jedynie na kilka chwil.
Ułamek sekundy...
Wieczność...
Powoli podniósł rękę, wpatrywał się w nią długo, w czerwony płyn pokrywający palce...
...nie można zmienić przeznaczenia...

KONIEC
Ukończone 19 listopada 2002