Pokochać własnego wroga
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 18:02:39
Pokochać własnego wroga?

A może to wszystko sobie ubzdurałem?

Stałem przed lustrem. Znów ten sam widok... Młodzieniec o jasnych, blond kosmykach, brązowych oczach i niewinnym uśmiechu. Uśmiech... Już nikt nie widuje go na mojej zmęczonej twarzy. Książę Eagle Vision... Książę Orthozamu...
Kaszel szarpnął mną. Był coraz gwałtowniejszy... Moje zdrowie upadało z dnia na dzień. Czy Geo się czegoś domyślał? Mam nadzieję, że jeszcze nie... Spojrzałem na moje dłonie. Kilkanaście kropel krwi błyszczało na nich, niczym szkarłatne brylanty.
Nagle ktoś zastukał do drzwi. Wytarłem rękę o czarne spodnie.
Dotknąłem zielonego przycisku i wpuściłem do pokoju posłańca.
- Panie Eagle. Twój najjaśniejszy ojciec cię wzywa.
- O co chodzi?
- Do naszego kraju przybył Magiczny Wojownik z Cephiro, Lantys. Masz się udać na spotkanie w sali posiedzeń.
- Dziękuję.
To miała być najdziwniejsza rzecz w moim życiu. Miałem w końcu spotkać tajemniczego człowieka z tej mistycznej krainy, tylko po to, aby wyjaśnić mu sprawę systemu rządowego w naszym kraju.
Wszedłem do największego pomieszczenia w naszej bazie wojskowej. Gdy komputerowo sterowane drzwi zamknęły się za moimi plecami podniosłem wzrok.
Naprzeciwko mojego ojca klęczał ciemnowłosy Cephiriańczyk w ciemnogranatowym płaszczu i dziwnej zbroi.
Stanąłem obok ojca.
- Witam cię. Jak cię zwą, rycerzu?
- Nazywam się Lantys, jestem magicznym wojownikiem i byłym kapitanem straży naszej kapłanki.
Lantys podniósł głowę, na którą opadały ciemne włosy. Na jego twarzy widniała niesamowita powaga, a jego szaro-fioletowe oczy patrzyły prosto w niego.
Zmieszałem się, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Eagl'u Vision, czy nadal mogę liczyć na waszą łaskę? Czy mogę zasięgnąć porad dotyczących waszego systemu rządu?
- Oczywiście. Mile widziana będzie wymiana informacji...
Zauważyłem, że z jego twarzy zniknęła powaga, a obleciał go strach.
- Jednak najpierw musisz stoczyć walkę z moim FTO. Jeśli wygrasz będziesz mógł tu zostać. Wszystkie zasady objaśni ci Zazou.
Mój ojciec skinął głowę. Jak zwykle zgodził się z moim zdaniem. Odszedłem wtedy czując jakiś dziwny impuls, aby raz jeszcze odwrócić się.
Gdy przed wyjściem z pokoju spojrzałem raz jeszcze na Lantysa jego oczy wpatrywały się we mnie. Magiczny Rycerz z Cephiro mówił coś do mego ojca.



* * *


Gdy już siedziałem w moim FTO nie liczyły się okrzyki moich podwładnych. Patrzyłem z uśmiechem na maszynę Cephirańczyka. Jak zwykle, mogłem od razu być pewny zwycięstwa. Mój mech zaskakiwał wszystkich przeciwników szybkością. Nie było wobec mnie ani równych, ani lepszych ode mnie.
Jednak mech Lantysa wydawał się być równie spokojny co jego właściciel.
Dzwonek rozległ się na polu bitwy. Okrzyki w wielkiej hali były głośne, jednak on patrzył na pomiary, których dokonywał FTO.
Zaatakowałem.
Zawsze dziwiłem się potem rycerzowi, że nie on zaatakował. Bronił się zaciekle, ale tak spokojnie, że doprowadził mnie do wściekłości. To mnie zgubiło. Laserowy miecz zniszczył się pod nagłym ciosem maszyny, a sam FTO został poturbowany.
Walka skończona. Po raz pierwszy przegrany. Wyszedłem resztkami sił z mecha i upadłem na ziemię.
Nigdy nie wierzyłem w przeznaczenie, ale tym razem coś mną kierowało. Gdyby nie cholerne przeznaczenie, nie poniżyłbym się przed wszystkimi mieszkańcami Orthozamu.
Lantys opuścił swą maszynę i podszedł do mnie. Podał mi dłoń i pomógł wstać. Patrzyłem chwilę w te jego smutne oczy, kiedy Zazou szarpnął mnie za mój płaszcz.
- Zaopiekuję się FTO, ale tylko wtedy, gdy pozwolisz, że Geo zaopiekuje się twoim zdrowiem. Nie wyglądasz najlepiej.
Uśmiechnąłem się do chłopca i poklepałem go po głowie.
- Znasz mnie. Tym razem jednak, skoro nie dajesz mi wyboru, pozwolę o siebie zadbać. Muszę cię jednak przekonać o tym, że nic mi nie jest.
- Jak zwykle oporny i nieodpowiedzialny...
- Geo... Przecież wiesz...
Mój największy przyjaciel jak zwykle dbał o mnie. Można powiedzieć, że zastępował mi matkę.
Geo pokręcił głową i odszedł wraz z Zazouem. Odwróciłem się w stronę Lantysa. Magiczny Rycerz patrzył na moich przyjaciół.
- Mogę wiedzieć czemu pragniesz tej wiedzy?
- To raczej nieistotne.
Lantys popatrzył na mnie ze spokojem. Czy z tym dziwnym człowiekiem przyjdzie mi spędzić kolejne dni? Czemu akurat ja, a nie mój ojciec?
Bez słowa odwróciłem się i zacząłem kierować się w stronę wyjścia z areny. Mieszkaniec Cephiro podążył za mną, a jego równy krok towarzyszył mi do końca dnia.


* * *


Siedzieliśmy przy stole w moim pokoju. Z kubków z herbatą unosiła się para, a ja patrzyłem w nią jak zahipnotyzowany. Lantys bardzo mnie zdziwił.
- Wyjechałeś więc z Cephiro, aby znieść urząd kapłana? Zrobiłeś to z powodu nieszczęścia, jakie spotkało twego brata i księżniczkę Emeraude?
Lantys nic nie odpowiedział, tylko zamyślony patrzył przed siebie.
- Nie wiesz nawet, ile bylibyśmy w stanie dać, aby takie rządy mogły być możliwe tu, w Orthozamie.
- Wasz kraj jest sławny z powodu wysokiej techniki. Żaden ze znanych mi krajów nie dysponuje tak wspaniałymi osiągnięciami. Ludzie są szczęśliwi, a wasz władca nie musi się o nic martwić.
- Czy wiesz w ogóle o czym mówisz? Wydaje mi się, że kolorowe ściany i cyfrowo-duchowa technika przysłoniły ci wzrok. W Orthozamie nie ma skrawka ziemi, na którym mogłyby rosnąć drzewa. Grozi nam katastrofa. Jedynym ratunkiem byłoby objęcie urzędu kapłana.
- Kapłan... Księżniczka wie, że miłość oznacza śmierć. Gdybyś został kapłanem... Czy potrafiłbyś żyć, wciąż dbając o dobro Cephiro? O dobro Cephiro i Orthozamu? Może i kapłan potrafi bardzo wiele... Ale nie ma prawa zakochać się... Jest w klatce, a piękno, które go otacza... Nawet nie ma czasu usiąść pod drzewem i popatrzyć na świat, o który tak dba.
Sam nie wiem o co mu chodziło... Po co te wszystkie słowa? Nie mamy wyboru.
- Pragnę zrobić coś dla mojego ludu.
Lantys pokiwał przecząco głową.
- Nadal nic nie rozumiesz? Wiesz co dzieje się w Cephiro? Kapłanka wezwała Magicznych Rycerzy z mistycznego świata po to, aby ją zabili! Nie może żyć z myślą, że przez miłość do Zagato przestanie dbać o ludzi... Przybyłem tu, bo wasz kraj posiada władzą, która daje rządzącemu wolność, przy czym ludzie są szczęśliwi... A Zagato... Nawet nie chcę myśleć o tym co on planuje...
Patrzyłem zdumiony na niego. Akurat podczas naszej rozmowy musiałem zacząć kaszleć.
Moje ręce zaczęła pokrywać krew. To nie były już małe kropelki, krew płynęła po palcach.
Lantys podbiegł szybko do mnie. To dziwne uczucie, kiedy dotykał mnie... Może tylko i trzymał mnie za ramiona, ale było to wspaniałe uczucie. Gdy przestałem kaszleć i oderwałem ręce od ust Lantys pochwycił je.
Patrzył to na krew to na mnie.
- Czy ktoś wie o tym?
- To tylko przeziębienie... - Pokonałem w sobie ból i uśmiechnąłem się do wojownika, który patrzył przerażony na mnie. - Już mi przechodzi.
- Geo ma rację. Potrzebujesz czyjejś opieki. Powiedz mi co ci naprawdę dolega.
W duchu moje myśli walczyły ze sobą. Co jeśli powie wszystkim o mojej chorobie? Jeśli Geo i Zazou się dowiedzą, a co gorsza mój ojciec... Nie... Niestety prawda wypłynęła z moich ust.
- Jestem chory... Umieram.
- Teraz wiem, czemu tak obojętnie przyjąłeś moje słowa o tym, że jeśli wszedłbyś do komnaty z diademem mógłbyś zginąć... Ale czy życie naprawdę nie ma dla ciebie znaczenia? Co byś zrobił, gdybyś został już kapłanem?
- Poprosiłbym o zdrowie? Nie wiem... Może moje pragnienia... Może przekazałbym, umierając, władzę komuś z Orthozamu?
- Gdyby było to możliwe, księżniczka na pewno by to zrobiła. Ale jej serce nie zniosłoby myśli, że ktoś jeszcze mógłby cierpieć tak jak ona. Czy ty byłbyś tak bezduszny? A jeśli umrzesz lub zginiesz podczas walki o diadem? To pewne, że księżniczka Emeraude zginie... Słyszałem wiele o potężnych wojownikach i boskich maszynach... Czy zaatakujesz wtedy mój kraj, aby stać się kapłanem?
Nie potrafiłem mu nic odpowiedzieć. Jego słowa rozbiły moje wspaniałe marzenia. Wobec rzeczywistości byłem niczym.
- Czy kapłanka nie może poprosić, abym to ja za nią zajął miejsce filaru? Nie pochodzę z Cephiro.
- To nie zmienia sytuacji. Jesteś człowiekiem. Jak każdemu, także tobie należy się wolność i miłość... Księżniczka Emeraude nie miała wyboru. Diadem wybiera sam przyszłego kapłana.
Patrzyłem na stół, nie mogąc się pozbierać. Jednak zawsze mogłem spróbować.
- Czy jeśli zaatakowałbym Cephiro... Bylibyśmy wrogami?
- Tak. Nie myśl jednak o tym. Magiczni Rycerze jeszcze nie przybyli do Cephiro.
- Zdecydowałem poczekać jeszcze z decyzją... Ale przyrzeknij mi, że dasz mi znak, jeśli księżniczka Emeraude zginie.
Lantys nic nie odpowiedział. Sięgnął po kubek z herbatą i przysunął go do ust.
- Jesteś bardzo irytujący... Kim dla ciebie jest Zagato?
- Zagato to mój brat... A ja powinienem dbać o jego szczęście.
- Powinieneś więc mnie rozumieć...

* * *


Któregoś dnia Lantys zjawił się po ćwiczeniach bojowych w moim pokoju. Siedziałem na łóżku i wciąż zadręczałem się moim wyborem.
- Chciałbyś choć na chwilę zobaczyć coś odmiennego od Orthozamu?
- Co masz na myśli?
- Chcę ci pokazać część Cephiro...
Patrzyłem zdziwiony na wojownika, póki moim oczom nie ukazała się wspaniała panorama rozległej zieleni tej krainy.
Siedziałem na gałęzi drzewa, a moje plecy były oparte o plecy magicznego wojownika.
Nagle do Lantysa zaczęły podfruwać piękne ptaki.
Szum liści sprawił, że poczułem się szczęśliwy. Uwolniony od odgłosów maszyn i krzyków ludzi. Czy to była wolność?
- Czy każdy mieszkaniec Cephiro siedzi na drzewie i jednoczy się z przyrodą tak jak ty?
- Możliwe... Widzisz więc dzieło księżniczki Emeraude?
- To wszystko... Ona musi kochać Cephiro... Zresztą ja także chyba pokochałem ten kraj... Jest tak piękny i wolny...
- Wolny w przeciwieństwie do kapłana, który o niego dba.
Lantys poruszył się. Poczułem jak zeskakuje z drzewa. Poszedłem w jego ślady.
Staliśmy teraz obok siebie i patrzyliśmy na oddalone od nas błękitne jezioro. Lantys wciąż patrzył niewzruszony. Jego twarz od pierwszej chwili wydawała się tak piękna i nieporuszona, jak rzeźba.
Zapragnąłem zbliżyć się do zimnego mężczyzny, który nie wiedząc czemu, chciał, abym był szczęśliwy.
Odwróciłem się do Lantysa i uśmiechnąłem się do niego. Po chwili jego dłonie ujęły moją twarz. Wojownik patrzył mu prosto w oczy.
- Nie rań tych, których kochasz.
- Chcę umrzeć dla ludzi, których kocham, a nie z powodu słabości, która ogarnęła moje ciało.
- Geo Metro. Zazou Torck. Pragniesz aby byli szczęśliwi. Są twoimi najdroższymi przyjaciółmi.
- Chcę także, abyś nie przejmował się moim bólem. Dręczysz się tym.
- Czyżbyś...
- Bardzo cię polubiłem... Tak mało wiedziałem o waszym nieludzkim systemie... Dzięki tobie zrozumiałem, że nie będzie to łatwe zadanie.
- Eagle... Błagam...
- Czemu zależy ci tak bardzo?
Krajobraz Cephiro znikł, a my staliśmy razem obok stołu w moim pokoju.
Dłonie Lantysa były ciepłe. Nie puszczał mnie. Jego ręce zjechały niżej, na barki. Jednym sprawnym ruchem spowodował, że mój płaszcz zsunął się na podłogę.
Sam nie wiedziałem czy pragnąłem tego samego. Czy to była magia chwili? Ale chyba się nie pomyliłem w ocenie naszych dziwnych uczuć.
Byłem tego pewny, gdy jego usta z drżeniem dotknęły moich. To znaczyło dla mnie tak wiele. Było mi tak dobrze. Czemu więc miałem kolejny atak kaszlu?
Upadłem na podłogę, bo nie byłem w stanie utrzymać się na nogach. Lantys wciąż był przy mnie. Pierwszy raz widziałem na jego twarzy prawdziwy starach. Strach o moje życie, które na jego oczach tak się kurczyło?
Trzymał mnie. W jednej chwili podniósł dłoń i spłynęło na mnie jakieś błogosławieństwo.

* * *


Gdy otworzyłem oczy ujrzałem Geo i Zazou, siedzących przy moim łóżku. W cieniu, przy stole siedział Lantys.
- Eagle! Co ty wyprawiasz? Chcesz żebyśmy się zamartwili na śmierć? Tracisz przytomność, a biedny Lantys nie wie co zrobić... Powinienem wszędzie za tobą chodzić.
Uśmiechnąłem się do niego. Moje oczy jednak przyciągnął Lantys. Magiczny Rycerz z Cephiro siedział z zamkniętymi oczyma, a w jego dłoniach spoczywał parujący kubek z herbatą.
O czym on może myśleć?
Zazou i Geo widząc, że nic mi nie grozi opuścili mój pokój z kolejnymi ostrzeniami o dbanie o zdrowie.
Lantys wstał i podszedł do mnie. Chwycił mojej dłoni i... Uśmiechnął się.
- Magiczni Rycerze wyruszyli po escudo... Jednak mój przyjaciel... Guru Clef... Zagato zamienił go w kamień.
- Kim są magiczni rycerze?
- Dziewczynami... To trochę dziwne, ale są bardzo młode. Może mają moc równą Clefowi?
- Lantys... Co się wtedy stało?
Wojownik nie odpowiedział nic, tylko uśmiechnął się do mnie. Nigdy nie widziałem, żeby był taki szczęśliwy.
- Księżniczka Emeraude spełni moją prośbę.
- Czy czasem nie mówiłeś, że jej ostatnim pragnieniem było przyzwanie Magicznych Rycerzy?
- Eagle... Nie wiem czy to się uda... Zapragnąłem, abyś wyzdrowiał. Poprosiłem Księżniczkę...
- Niepotrzebnie. Po co się znowu martwisz?
- Eagle. Nie wiem czy rozumiesz to... Ale nie chcę abyś umierał... Chcę abyś choć trochę dłużej mógł cieszyć się życiem... Tylko...
- Dokonałem już wyboru.
- Nie rób tego.
- Czemu tak bardzo tego chcesz? Czemu próbujesz mnie odwieźć od tego?
- Czy... Czy ty nic nie czułeś?
Czy chodziło mu o to wspaniałe drżenie i ciarki, które przechodziły przeze mnie gdy jego usta mnie musnęły?
Tak bardzo pragnąłem mu powiedzieć, że go...
- Lantysie... Czuję bardzo wiele ale to nie ma sensu. Nie pożyję długo... Sam wiesz, że nic nie zdziałasz.

* * *


Czemu ten dzień musiał nadejść.
Siedziałem z Lantysem w pokoju. Chciałem mu powiedzieć, że nadzieja na śmierć Filaru Cephiro mnie opuściła i, że rezygnuję z moich pragnień.
Siedzieliśmy w ciszy, gdy nagle po twarzy wojownika spłynęły łzy.
- Zagato... Zagato! - Lantys poderwał się z krzesła i uderzył pięścią w ścianę.
Nie wiedziałem co zrobić. Ten potężny wojownik trząsł się cały i płakał jak dziecko.
Podszedłem do niego i chwyciłem go za barki. Odwrócił się do mnie.
- Odchodzę... Nie chcę być twoim wrogiem, ale twoje czyny zadecydują o tym co będzie z naszą przyjaźnią... Księżniczka Emeraude... Magiczni Rycerze zabili ją...
Gdy wyszedł z mojego pokoju stałem się znów samotny... Znów wszystko straciło sens, a pragnienie stania się kapłanem Cephiro zniszczyły moje uczucia do niego.
Wyruszyłem w kilka dni później na inwazję Cephiro.

* * *


FTO zamykał się powoli. Ostatnimi rzeczami, które zobaczyłem na pokładzie MSX był Zazou, zbyt zdezorientowany by cokolwiek uczynić. Geo... Uczyniłem go dowódcą... Wiedziałem, że moja śmierć jest nieunikniona.
- Robisz to dla Lantysa?!
Chciałem odpowiedzieć Tak... Robię to, bo go kocham. W oczach przyjaciela zawsze widziałem coś więcej niż oddanie i przyjaźń. Może i to był mój wymysł... Geo nie chciał mojej śmierci... Geo Metro kochał mnie i wiedzieliśmy o tym obaj. Spędziliśmy ze sobą wiele czasu...

***


Hikaru... Jedna z trzech osób zamieszkujących Cephiro, które nie chciały mojej śmierci.
Clef. On wiedział bardzo dobrze o tym, że jestem śmiertelnie chory, jakie znaczenie ma dla mnie Orthozam... Czy wiedział o Lantysie? Mówił o jego wibracjach, równie silnych co moje... Lantysie... Czy ty też wtedy umierałeś?
Gdy umierałem za Lantysa, Hikaru, Clefa, Geo, Zazou... Cały Orthozam i Cephiro... Co czułem ginąc pod ciosem Novy... Czułem krzyk Hikaru i Lantysa... Rozpacz Geo... Wszystko to stało się tak szybko jak szybko urwało się...
Umarłem... Debonair także zginęła. Nova...
Nic jednak nie było do końca przesądzone.
Wszyscy mieszkańcy Cephiro obudzili w sobie dar, jaki posiadał kapłan.
Lantys, Hikaru... Oboje przeżyli...
Geo, Zazou i mieszkańcy Orthozamu przenieśli się do Krainy Marzeń. Chizeta i Faren zostały sojusznikami Cephiro... Pakt, który był czymś więcej niż skrawkiem papieru... Pakt, który oznaczał szczęście dla wszystkich ludów.
Magiczni Rycerze powrócili do mistycznej krainy. Jednak zawsze mogą teraz wracać do Cephiro, jeśli tego zapragną...
Umi, Clef i Ascot... Fu i Ferio... Lantys i Hikaru... Lantys... Czy samotność mu doskwierała, gdy nie było Hikaru? Nie, oboje o to poprosili... Tak mocno pragnęli, abym wrócił...
Nie chciałem stać na drodze ich miłości... Jednak był też Geo... To prawda, że Zazou po mojej śmierci stał się dla niego ważny, mam nadzieję, że będą razem szczęsliwi...
Lantysie... Czy to...
Jestem przy tobie... Czuję twoje usta na moich... Twoje dłonie obejmują moja twarz... Moje całe ciało... Czy ty...
Tak bardzo za tobą tęskniłem...
Łzy popłynęły po moich policzkach... Łzy otarte delikatnie jego palcami... Pocałunek... Tak wiele dla mnie znaczysz... Tak wiele dla mnie znaczyłeś...
Teraz żyję... Żyję znowu. Tym razem szczęśliwy... Przy tobie... Po raz pierwszy zacząłem o coś tak żarliwie błagać... Poprosiłem o twoje uzdrowienie... Gdy widziałem krew płynącą z twoich ust... A potem tę jasność... Moje modlitwy zostały wysłuchane...
Bądźmy teraz już zawsze szczęśliwi...
... To pragnienie, którego nikomu nie oddamy... Pragnienie miłości...
Yuzurenai negai o dakishimete... Dashikirenai jitsuryoku wa dare no sei?
Kitto koi ni ochiru no wa
Mabataki mitai na
Isshun no jônetsu dakedo...