Mój słodki obłęd... 2
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 06 2011 13:59:25
Teraz dotarło do niego to, o czym mówił. Mały, zielony chip iskrzył się w resztkach zachodzącego słońca. Przez chwilę stał jak wryty wątpiąc w to, co widzi. Nie był w stanie pojąć jak mógł zapomnieć o tak ważnej rzeczy. Dopiero łzy niesione z prawego oka ku kącikom lewego przez wiatr, sprawiły, iż opamiętał się. Zacisną mocniej dłoń i ruszył przed siebie.
Nastał wieczór, czas nie bardzo przyjazny dla odwiedzających Dahla Bahn, o tej właśnie porze. Bowiem była to dzielnica, do której żaden Blondie, ani pozostała część elity nie odważyłaby się ruszyć. Prędzej posłaliby kogoś im podwładnego, niż mieli by tam się znaleźć osobiście. Jedni brzydzili się owego miejsca i tego, co mogli tam spotkać. Było ono siedliskiem wybrakowanych zwierzątek i wszystkich pragnących zemścić się na Jupiterze oraz chcących skończyć ze sobą. Inni zaś, nie pałali sympatią do pustyni, lub bali się jej zakamarków. Bądź, co bądź, pomimo tego wszystkiego niewiele żywych dusz stąpało po niej. ,, I tak Cię wyczyszczą, jeśli będą tego chcieli. Nie zapominaj, że ludzi można sobie ułożyć, bo niby, po co miałbyś chip pod skórą? Tak rządzi się na Amoi " słyszał w głowie, mijając reaktory. Wiedział już, że ma szansę..
Piaskiem sypnęło mu w oczy, lecz nie poddawał się. Uparcie szukał w zgliszczach swojego promyku nadziei. Nastała północ. Blondie opadł z sił. Zmęczony i brudny miał już powoli dość poszukiwań, jednak serce mówiło mu inaczej. Ono nie chciało, by przestał. Kazało drążyć, choćby do ostatniej kropli krwi. Raoul ponownie spojrzał w stronę zapadliska.
- Co cię tam przywiodło Iasonie? Naprawdę kochałeś go tak mocno? Przecież nie wierzyłeś w miłość, nie tą prawdziwą... - urwał myśl. W tym samym czasie poczuł się obserwowany. - Kwadrans po północy. Jupiter nie śpi.. Pfmmm - parsknął. Czas wracać, póki nie wie jeszcze wszystkiego.
Z ciężkim sercem opuścił miejsce swojego pobytu. Wiedział, że bez sprzętu nic nie znajdzie, ale potrzeba przyjazdu tutaj była silniejsza. Może dlatego, że nie chciał być winny, winny za Jego śmierć? Nie potrafił tego wytłumaczyć.. a może nie chciał? Fakt, faktem, po kilku minutach wędrówki, widział już swój prom. Droga powrotna zawsze jest szybsza, tylko, że on nie miał, po co wracać.. W tym samym momencie, niespodziewanie uderzył w coś, lecz nie było to nic twardego. Wprost przeciwnie. Uniósł głowę do góry, a jego oczom ukazała się zakapturzona postać. Była noc, a małe ziarenka piasku wirowały wszędzie, mimo to, można było dostrzec blond kosmyki wystające trochę z kaptura. Burza rozpętała się na dobre. Nic już nie widział. Natłok myśli sparaliżował go. Patrzył jak owa postać odchodzi, by po chwili pobiec za nią. Gdy chwycił ją za rękaw, opadł kaptur, lecz nie zdążył ujrzeć twarzy. Silne uderzenie brzuch, spowodowało, że stracił przytomność.
- Fanie Aul...Panie Aul.. - dziwne, niewyraźne dźwięki, starały się przedostać w głąb jego świadomości. Ból głowy pogarszał tą sytuację, ale bełkot zaczął przeradzać się stopniowo w zrozumiałe dźwięki. - Panie Raoul, dobrze się pan czuje? - zapytał mężczyzna, pochylający się nad nim.
- Gdzie jestem?
- Znajduję się pan w Klinice,,Ausuperry" w Tahaghurze, 40 km od Midas. - odpowiedział lekarz.
- Jak tu trafiłem, długo już tu jestem? - dociekał Blondie.
- Wiem tylko tyle, że przywieziono pana do nas 5 dni temu. Musieliśmy wykonać drobny zabieg i podać leki rozkurczowe, ponieważ uderzenie, jakiego pan doświadczył, wywołało pęknięcie śledziony i skurcz mięśni gładkich. Nieźle pan oberwał.. Pewnie ktoś ze slumsów napadł na pana?
- Nie, nic takiego nie miało miejsca. - padła krótka odpowiedź. - Za bardzo niczego nie pamiętam.. - Raoul przeciągnął dłonią, zaczesując opadające kosmyki do tyłu.
- Nie dziwię się. A właśnie ma pan gościa. - Spojrzenie mężczyzny padło w stronę drzwi. - Co prawda nie wolno mi nikogo wpuszczać, ale jest tu z polecenia Jupitera.
- Dzień dobry Panie Raoul..

The End vol.2
By Ila