My guardian angel 8
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 21:08:53
Nooo...kolejna część moi drodzy!! Ja na prawde nie wiem skąd wytrzepuje te pomysły...aleee...musze z przykrością stwierdzić iż utknęłam i mogę się czas dłuższy męczyć teraz...ale będę się starać stworzyć kolejną część jak najszybciej! Trzymajcie kciuki,okeey?!

VIII

Reji obudził się wcześnie rano. Przespał cały poprzedni dzień i noc. Leżał jeszcze z zamkniętymi oczami, rozkoszując się ciszą poranka. I wtedy dotarł do niego, spokojny i wyraźny, dźwięk bijącego serca. Zmarszczył brwi. Przecież był u siebie w domu, wczoraj wrócił od Yuichiego, doskonale to pamiętał. Ale w takim razie, czyje serce bije tuż obok?
Otworzył powoli oczy, jednak przed nim nikogo nie było. Zamrugał kilkakrotnie. Działo się coś naprawdę dziwnego. Na łóżku leżał sam, ale nadal słyszał ten dźwięk.
I wtedy zauważył coś jeszcze. Jego prawa ręka była uniesiona tak, jakby leżała na czymś, lub kimś. Reji czuł wyraźne ciepło pod ramieniem. Ale niczego nie widział. Ostrożnie wyciągnął przed siebie lewą dłoń.
- Świruję...- mruknął, gdy dłoń nie napotkała, niczego, na swojej drodze.
Poczuł dotyk na swoich plecach. Jakaś siła objęła go w pasie i przysunęła, powoli, bliżej do niewidzialnego czegoś. Usłyszał cichy pomruk. Oczy Reji rozszerzyły się z przerażenia.
- Cześć...- Ren mruknął sennie całując Reji w nosek.- Długo spałeś...
Dla młodszego, to już było za wiele. Wrzasnął przerażony i zerwał się z łóżka. Rozejrzał się po pokoju. Panowała kompletna cisza. I nikogo, prócz niego, tutaj nie było. Odetchnął z ulgą i już miał zacząć się z siebie śmiać, gdy...
- Spałeś z nim?- rozległo się tuż przy jego uchu.
Reji odwrócił się szybko, nikt przy nim nie stał. Poznał ten głos i to utwierdziło go w przekonaniu, że to tylko jego wyobraźnia. Zakrył uszy dłońmi.
- Ren nie istnieje, nie żyje, już od pół roku.- powtarzał na głos.

Ren zaśmiał się cicho. Zapowiadało się sporo dobrej zabawy. Złapał delikatnie dłoń Reji i odsunął ją od jego ucha. Pochylił się z lekkim uśmiechem.
- Kto powiedział, że nie żyję?
Reji krzyknął ponownie.
- Policja!- rzucił się do łóżka i schował pod kołdrę.
- Policja mówisz...- Ren usiadł obok niego.- No i mają rację.- pokiwał głową.- Spadłem w przepaść i rozmaśliłem się na samym jej dnie. Byłem na prochach, więc pewnie wydawało mi się, że umiem latać...
Reji nie odpowiedział. Leżał pod kołdrą z zaciśniętymi oczami i powtarzał w myślach, że to tylko jego wyobraźnia, że zapewne podświadomie pragnie by Ren był przy nim, i jego umysł spełnia życzenie.
- Wracając do tego kochasia. Wiem, że z nim spałeś...- Ren położył się na łóżku.- Ale przecież wiesz, że nikt mi nie dorówna. Właściwie, kim on jest? No...nie udawaj, że mnie nie słyszysz.- ściągnął z Reji kodrę.
- Jezu, świruję! Oszalałem...
- Tylko się nie przyznawaj, że słyszysz głosy. Nie chcesz chyba, żeby zamknęli cię w wariatkowie? Chociaż, jak dla mnie to by było spore ułatwienie. No bo, co może ci się stać w pokoju bez klamek? Miałbym sporo wolnego czasu...
- To na pewno po wypadku. Tak, mam uszkodzony mózg i przez to słyszę ciągle głosy.- wymamrotał Reji.
- Ale w takim razie, twoje ciało również rusza się bez twojej zgody, nie? Ciekawe, czy tylko się rusza...a może też reaguje...- zamruczał mu do ucha, kucnął nad nim i wsunął dłonie w spodnie Reji.
Reji zerwał się z piskiem i rzucił do biurka. Przerzucał wszystkie rzeczy, w poszukiwaniu telefonu.
- Jak będziesz się tak wydzierał, to obudzisz rodziców. Zaczną się pytania, w końcu odkryją, że zachowujesz się jak kompletyny świr i zawiozą cię do psychiatry, który od razu cię zamknie.
Reji odnalazł w końcu telefon. Pospiesznie wybrał numer do swojego lekarza i czekał. Po kilku sygnałach, rozległ się cichy trzask i Reji usłyszał znajomy głos.
- Tak?
- Jak dobrze, że pana złapałem...- Reji odetchnął z ulgą.
- Reji, coś się stało?- głos lekarza był wyraźnie zaniepokojony.
- Tak...od pewnego czasu...- zamyślił się. Nie mógł przecież powiedzieć, że słyszy głosy.- Często boli mnie głowa.
- Hm...musimy sprawdzić co się dzieje. Wpadnij do szpitala za godzinę, dobrze?
- Oczywiście, dziękuję.
- Nie ma za co Reji. Będę czekał, do zobaczenia.
- Do widzenia.- rozłączył się i odłożył telefon.
Ren siedział na łóżku i obserwował poczynania Reji. Nie był pewny, czy to dziwne zachowanie, jest spowodowane tym, że się zakochał, czy też tym, że stracił już nadzieję i stara się zapomnieć o nim. Nie chciał o to pytać, ponieważ Reji mógł go okłamać. Postanowił poczekać, i obserwować. Oczywiście w razie potrzeby, zrobi wszystko, by w Reji odżyło dawne uczucie.
- Myślisz, że to dobrze kłamać? Jeśli chcesz uzyskać pomoc, to powinieneś był powiedzieć prawdę.
- Ja cię wcale nie słyszę.- Reji wymamrotał w odpowiedzi.
- Ależ oczywiście kotku...jak sobie życzysz.- Ren podszedł do niego i objął czule.- Nie kochasz mnie już? Nie było mnie tylko miesiąc...- mruknął smutno.
Reji sie rozpiszczał, dopadł do drzwi i wybiegł z pokoju. Ren miał spore problemy z nadążeniem, ponieważ słaniał się ze śmiechu. Znalazł Reji w kuchni, zjadającego w pośpiechu tosta.
- Nie zapchasz się takim suchym kawałkiem chleba? Wypij sok, jest zdrowy.- podsunął Reji szklankę.
Tamten wydawał się, tego nie zauważać.
- Reji...wiesz przecież, że nie lubię być ignorowany. Czemu nie chcesz pogodzić się z faktami? Słyszysz mnie, czujesz mnie...
- To wszystko są wytwory mojego umysłu- zaburczał w końcu Reji.
- I przesuwające się szklanki też?
Na to Reji nie miał odpowiedzi. Dojadł tosta, nalał sobie szklankę soku, którą wypił duszkiem.
- No, grzeczny chłopiec.- Ren wytarmosił młodszemu włoski.
Reji zaburczał ponownie, poprawił włosy i poszedł założyć buty. Wyszedł, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.
Ren postanowił milczeć na zewnątrz, ponieważ nie chciał wpędzić Reji w kłopoty. Nie odezwał się ani razu, przez całą drogę do szpitala.

Reji usiadł w poczekalni, był wyraźnie spokojniejszy. Miał nadzieję, że już więcej nie usłyszy głosu Rena.
- Reji, twoja kolej, lekarz czeka.- znajoma pielęgniarka uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję.- wstał i wszedł do gabinetu.
- Witaj Reji, usiądź proszę.- lekarz wypisywał jakieś recepty, zapewne dla innych pacjentów.- Zaraz się tobą zajmę.
Reji usiadł posłusznie i czekał. Po chwili lekarz podszedł do niego z latareczką.
- Patrz na światło.- polecił i zapalił lampkę. Obserwował uważnie reakcje Reji i pokiwał głową.- Zrobimy ci prześwietlenie...bez tego nic nie widzę.- delikatnie sprawdził czy na głowie Reji nie ma niczego podejrzanego.- Nic tu nie ma.- stwierdził i podszedł do biurka. Podniósł słuchawkę i nacisnął jeden z guzików.- Cześć, masz chwilkę? Mam tu pacjenta, któremu chciałbym zrobić prześwietlenie....Dobra, zaraz go do ciebie wyślę. Dzięki...- odłożył słuchawkę.- Któraś z pielęgniarek zaprowadzi cię na miejsce. Jak tylko dostanę zdjęcia, zadzwonię do ciebie.
- Dobrze, dziękuję.- Reji uśmiechnął się wdzięcznie i wstał.
Lekarz wyszedł razem z nim i oddał go w ręce pielęgniarki, która zaprowadziła go na prześwietlenie.
Ren chodził za nim zaciekawiony. Po niecałej godzinie wychodzili już ze szpitala. Ren zaczynał się nudzić, chciał pogadać z Reji, ale wolał nie ryzykować tego na środku ulicy.
Reji jednak się do domu nie spieszył. Poszedł do parku i usiadł na trawie, w miejscu, w którym pierwszy raz się pocałowali. Ren wtedy nie wytrzymał.
- Pamiętasz, co tu robiliśmy?- spytał cicho.- Pierwszy raz mnie pocałowałeś...a potem często tutaj wpadaliśmy.
Reji zwiesił smętnie głowę i westchnął. Postanowił ułożyć sobie życie na nowo, zapomnieć o Renie, ale w takiej sytuacji, wszystko legło w gruzach.
- Reji...uwierz w to co się dzieje.- Ren delikatnie dotknął jego policzka.- Nie odrzucaj mnie po raz drugi.
Reji schował głowę w ramionach.
- Ty nie żyjesz. Nie wrócisz. Nigdy cię nie zobaczę, więc daj mi żyć!- zerwał się i pobiegł przed siebie, prosto do domu.
Ren stwierdził, że da mu na razie spokój. Nie chciał, żeby Reji wpadł w rozpacz i zrobił sobie krzywdę. Podążył za nim, ale już się nie odzywał.
Reji wyraźnie się uspokoił, gdy przez całą resztę dnia nie słyszał Rena. Spokojnie odrobił lekcje, narysował kilka obrazków.
Wieczorem wyszedł z domu. Ren miał nadzieję, że pójdą na jakąś imprezę, ale się pomylił. Reji poszedł na siłownię.
Ren nie mógł się powstrzymać i zaczął marudzić pod nosem. Ale od razu przestał, gdy zobaczył mężczyznę z portretu. Zmarszczył brwi, gdy ten zaczął machać do Reji. Był sporo starszy.
- Cześć Yuichi!- Reji podbiegł do mężczyzny i pocałował go w policzek.- Nie spodziewałem się ciebie.
- Nie miałem co robić, więc przyszedłem się wypocić.- obaj zaśmiali się.- Odrobiłeś lekcje?
- Tak, panie profesorze.- Reji pokiwał głową.
Ren skrzywił się.
- " Romansuje z nauczycielem? To musi być naprawdę spragniony..."- usiadł na podłodze, tuż obok Reji i obserwował parę uważnie.
- Masz ochotę popływać? Chyba nie mam dzisiaj nastroju na siłownię...- Reji spojrzał na Yuichiego pytająco.
- Chętnie, i tak miałem basen w planach.- Yuichi wstał i napił się wody.
Ren był naprawdę niezadowolony i zazdrosny. Zaczął burczeć i fukać. Zaczął się nawet zastanawiać, czy nie wyeliminować konkurenta. Ale po chwili stwierdził, że im trudniejsze zwycięstwo, tym lepiej smakuje. Powlókł się więc, za rozmawiającą parą, rozmyślając jak mógłby odzyskać Reji. Postanowił, że najlepiej będzie spędzać z nim każdy czas i robić wszystko to, co Reji tak bardzo lubił.
Weszli na teren basenu i Ren usiadł na ławce, obserwując jak Reji i Yuichi pływają. Wsparł się na łokciu i znudzony wodził wzrokiem za swoim podopiecznym. I wtedy zobaczył, jak Yuichi podpływa do niego i obejmuje w pasie. Byli sami, więc nie musieli się kryć. Reji zaśmiał się cicho i oplótł partnera ramionami za szyję.
Ren zawarczał głośno.
- Reji...to stary zboczeniec.- zajęczał.- On chce sie tylko seksić! Nie ufaj mu...- mruczał bardziej do siebie.
Reji pocałował Yuichiego, wciągając go pod wodę. Ren zerwał się jak oparzony. Rozważył wszystkie za i przeciw, po czym wszedł do basenu ostrożnie. Podszedł szybko do Yuichiego i kopnął go w piszczel.
- Odwal się pedale...- warknął.
Yuichi odskoczył od Reji i wypłynął na powierzchnię łapiąc powietrze. Reji wynurzył się tuż za nim.
- Coś się stało...?- spytał zatroskany.
- Uderzyłem się chyba...- Yuichi posykując wyszedł z wody. Na jego nodze rósł piękny siniak.
Ren uśmiechnął się dumnie. Taki kopniak naprawdę był bolesny. Jednak, gdy zobaczył Reji, opiekuńczo głaszczącego Yuichiego po głowie, i całującego go co chwila, uśmiech szybko przerodził się w grymas rozpaczy. Przecież jego Reji, nie może kochać tego faceta. Podszedł do nich i pochylił się nad Reji.
- Chodźmy stąd, co?- zajęczał.- Tu jest nudno...Pójdziesz ze mną pooglądać gitary?
Reji zacisnął pięści.
- Yuichi, odprowadzę cię do domu, chodź...- pomógł mu wstać i uśmiechnął się słodko.- Może zostać z tobą na noc?- zamruczał.
- Nie! Nie rób tego! Reji, nie idź do niego na noc...proszę.
- Jutro poniedziałek Reji...obaj musimy iść do szkoły...przeżyję.- Yuichi pocałował go w czoło i ruszył do szatni.
Ren odetchnął z ulgą, Reji zresztą również wyglądał jakby mu ulżyło. Właściwie to wcale nie miał ochoty zostawać na noc, ale miał dziwne przeczucie, że to przez niego Yuichi ma tego siniaka. Powlókł się do szatni, która już była pusta. Przebrał się i wyszedł szybko. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, tam czuł się bezpiecznie, oczywiście gdyby pominąć ciągle gadającego Rena. Czy był prawdziwy, czy też nie, i tak działał mu na nerwy.
Gdy jednak przechodził przez park, nie mógł się powstrzymać. Wspiął się na porośnięte trawą wzgórze i usiadł na szczycie. Wpatrzył się w przepiękny zachód słońca, od dawna nie widział takiego. Westchnął i uśmiechnął się rozmarzony.
- Pamiętasz, podobny zachód słońca oglądaliśmy na dachu garażu.- Ren usiadł obok niego.
- Tak...ale był bardziej różowy.- Reji mruknął w zamyśleniu.
- Wcale nie.
- Właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak!- Reji fuknął groźnie.
- Niech ci będzie...mogłeś mieć takie wrażenie...bo miałeś na nosie różowe okulary...- Ren wydął lekko usta.
- Miałem?- Reji spojrzał pytająco w miejsce, z którego dochodził głos.
- Tak, miałeś...różowe, w kształcie serduszek...były straszne.- Ren wzdrygnął się lekko.
Reji zachichotał cicho i położył się na trawie. Zamknął oczy i przeciągnął się. I dopiero wtedy dotarło do niego to, co działo się przed chwilą.
- Rany...zaczynam gadać ze sobą i sprawia mi to przyjemność.- jęknął załamany.
Ren westchnął zirytowany. A już miał nadzieję, że coś z tego będzie. Pomylił się. Do Reji nic nie docierało. Ren zaczynał mieć tego dosyć.
- Do jasnej cholery z tym.- warknął, złapał Reji mocno za ramiona i potrząsnął nim.- Czemu nie możesz chociaż raz w życiu pokierować się sercem!?
W oczach Reji błysnęło przerażenie. Pisnął próbując się uwolnić, ale bez skutku, jego dłonie trafiały w próżnię.
- Ty nie żyjesz! Nie możesz tutaj być! Nie widzę cię, nie mogę dotknąć! Zostaw, puść mnie!
- Nie mogę cię zostawić! Nawet gdybym chciał, a wcale nie chcę. Mam cię ochraniać, rozumiesz?! Jestem tu po to, by nic ci się nie stało! Będę z tobą zawsze i wszędzie!
- Nie! Nie wierzę!- Reji pokręcił gwałtownie głową.
- Powiedz mi...czemu mnie zostawiłeś? Co zrobiłem źle?!- potrząsnął nim znowu.
- Powiedziałem ci przecież! Nic nie zrobiłeś źle! To była moja decyzja!
Ren przestał nim potrząsać, spojrzał na Reji z wściekłością.
- Wychodzi więc na to, że traciłem czas, zakochując się w zwykłej dziwce.- rzucił Reji na trawę, wstał i odszedł szybko.
Reji załkał cicho.
-Ren! Ren, to nie tak! Myślałem, że już wiesz. Ren? Ren?!- Reji skulił się na trawniku, płacząc.- Ja byłem chory! Nie chciałem cię w to wciągać!
Ren szedł przed siebie szybko. Słyszał za sobą krzyki Reji, ale nie zwracał na nie uwagi. Więc jednak Reji pogrywał z nim przez cały czas. A on znów się w nim zakochał. Znów nie mógł spać bez Reji obok, znów chciał na niego patrzeć, mieć go przy sobie. Ren był przerażony, teraz nawet nie czuł nienawiści...czuł się tylko słaby, wykorzystany.
Wszedł do domu Reji, powoli ruszył na górę. W tej chwili, było mu wszystko jedno czy Reji wróci czy też coś mu się stanie. Padł na łóżko i wtulił twarz w poduszkę. Usłyszał ciche miauknięcie tuż obok siebie. Podniósł głowę i napotkał błękitne spojrzenie Anabell.
- Hej...widzisz mnie?- spytał cicho i wyciągnął dłoń w stronę kotki. Ta zamruczała cicho nadstawiając łebek.
Ren uśmiechnął się, usiadł i wziął kota na kolana. Przymknął oczy i wsłuchał się w ciche pomrukiwanie Anabell. Po chwili oboje spali spokojnie.

Reji wracał, skulony i zagubiony. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Miał nadzieję, że Ren zrozumie, że mu wybaczy. Jak widać nic nie usprawiedliwiało jego wyboru. A może Ren nie wiedział wszystkiego. W końcu wtedy, kiedy mówił o tym wszystkim, nie był pewien czy Ren jest z nim. Pojawił się dopiero później. Mógł nie wiedzieć...
Reji zapłakał cicho. Popełnił dzisiaj straszliwy błąd...nie zaufał sercu, i nie odpowiedział na pytanie w taki sposób, w jaki powinien był to zrobić. Miał tylko nadzieję, że nie zaprzepaścił jedynej szansy na odwrócenie dawnego błędu.
Wszedł cicho do domu, ostrożnie wkradł się na górę. Stanął przed drzwiami do swojego pokoju i ostrożnie je otworzył. W środku panował półmrok, roleta była odsłonięta. Reji rozejrzał się i na łóżku dostrzegł Anabell. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że kotka nie leżała bezpośrednio na łóżku. Reji odetchnął z ulgą. Więc Ren naprawdę nie mógł odejść.
Podszedł cicho do łóżka i ostrożnie zdjął Anabell z Rena. Położył ją w koszyczku i wrócił. Wsunął się ostrożnie na Rena, tak by nie przeniknąć przez niego. Pochylił się odrobinę i usłyszał ciche, rytmiczne uderzenia serca Rena. Na wyczucie uniósł się tak, by być na wysokości jego ucha.
- Ren...Ren...?- szepnął cichutko.
Ten zaburczał niezadowolony, otworzył oczy i skrzywił się widząc Reji.
-, Czego chcesz?- warknął zamierzając wstać i wyjść.
- Wysłuchaj mnie proszę...- Reji rozpaczliwie próbował złapać Rena.
- Nie możesz mnie dotknąć.- łaskawie wyjaśnił.- I całe szczęście.- Ren wstał i ruszył do okna.- Nie chce mi się ciebie słuchać, mam cię gdzieś. Odwale swoją robotę, i spadam stąd.- przeszedł przez okno, dach garażu, i zniknął w swoim pokoju.
Reji skulił się na łóżku i załkał cicho. Po raz drugi udało mi się zniechęcić do siebie Rena. Mógł sobie pogratulować.
-, Co ja mam teraz zrobić...- westchnął.- Niech mi ktoś pomoże...Wszystko muszę zawsze psuć...
Zasnął w końcu, zmęczony, przybity, jednak z głębokim postanowieniem, że spróbuje nakłonić Rena do tego, by go wysłuchał.

Ren obudził się wcześnie rano. Od razu poczuł, że nie powinien był zostawiać Reji na całą noc bez opieki. Postanowił więc zobaczyć, czy ten nadal jest w pokoju. Wstał z łóżka i ziewając przeszedł do Reji.
W pokoju było cicho i ciemno. W łóżku spał Reji. Ren podszedł i przyjrzał się śpiącemu. Westchnął cicho i pochylił się odrobinę.
-, Gdy tak śpisz...wyglądasz zupełnie niewinnie...-szepnął cicho, wyciągając rękę w stronę Reji.- I pomyśleć, że mimo tego wszystkiego...- jego dłoń zawisła drapieżnie nad głową śpiącego.- mimo tego, że bez ciebie, moje życie byłoby łatwiejsze...- zacisnął palce na delikatnej szyi. Reji zachłysnął się, jęknął rozchylając usta i wyciągnął szczupłe dłonie w stronę Rena.- nadal muszę cię kochać...- westchnął zabierając dłoń i chwytając drobne dłonie.- Jesteś jak narkotyk...w końcu musisz zabić...- pochylił się i pocałował Reji.
Ten oplótł jego szyję ramionami i sennie odpowiedział na pocałunek.
- Ren...- szepnął cichutko i po jego policzkach popłynęły łzy.
- Nie płacz...- Ren czuł się jak zabawka w dłoniach Reji. Odrzucona, znaleziona po latach...mógł zostać porzucony po raz kolejny.
Położył się obok Reji i przytulił go do siebie. Ten od razu odwrócił się do niego i wtulił mocno, tak jak kiedyś.
Chwilę później, obudził ich budzik. Ren od razu odsunął się od Reji, by ten nie zaczął od nowa histeryzować. Wstał z łóżka i usiadł na fotelu. Reji ocknął się chwilę później. Jęknął cicho, dotykając szyi. Podszedł do lustra i obejrzał ją. Widać na niej było, wyraźne, czerwone ślady. Reji spuścił wzrok i wyjął z szafy golf.
Ren poczuł się źle. Zrobił krzywdę, osobie, której nigdy nie chciał skrzywdzić. Odwrócił spojrzenie od ubierającego się Reji. Nie chciał patrzeć, nie miał prawa. Gdy Reji zniknął w łazience, wyszedł na zewnątrz by tam czekać.
Reji spakował teczkę i zszedł na dół. Musiał się pospieszyć, zabrał ze sobą kanapkę i wyszedł z domu. Spojrzał na zegarek, miał jeszcze piętnaście minut.
Do klasy wszedł tuż przed dzwonkiem. Pierwszą lekcją była geografia. Yuichi już siedział przy biurku. Uśmiechnął się widząc Reji. Ten odpowiedział nieśmiało i usiadł na swoim miejscu. Przechyliła się do niego koleżanka z ławki.
- Odda dzisiaj sprawdziany. Jak myślisz, dobrze ci poszło?- szepnęła cicho.
- Bo ja wiem...siedziałem nad tym tydzień, mam nadzieję, że coś mi z tego wyszło.- uśmiechnął się do niej.
Zadźwonił dzwonek. Yuichi wstał i omiótł klasę wzrokiem.
- Świetnie, brakuje tylko dwóch osób, więc oddam wam sprawdziany.- wyjął plik kartek z teczki.- Muszę przyznać, zaskoczyliście mnie...i to pozytywnie.- przejrzał je jeszcze raz i dopisał coś ołówkiem do jednej z prac.- Gratulacje...- ruszył między ławkami rozdając prace.
Zatrzymał się na dłużej przy Reji i podał mu pracę z radosnym uśmiechem. Reji spojrzał na niego pytająco i spojrzał na kartkę. Dobry z plusem. Tego się nie spodziewał. Miał tylko nadzieję, że Yuichi nie podniósł mu oceny. Przyjrzał się dokładnie pracy. Wyglądała tak samo, jak wtedy, gdy ją oddawał. Uśmiechnął się do Yuichiego wdzięcznie, i wtedy zauważył dopisaną ołówkiem notkę. Przeczytał ją pospiesznie.

"Zostań po lekcji, proszę. Chciałem cię o coś spytać. Przepraszam za to, że wyszedłem z szatni bez pożegnania..."

Reji starł notkę i schował pracę. Nie chciał, żeby ktoś prócz niego ją zobaczył. Ale nie był dość szybki.
Ren skrzywił się, patrząc na nauczyciela. Gdyby tylko mógł położyć na nim swoje ręce. Ale nie mógł, nie chciał wrócić do tego "uroczego" miejsca, z którego cudem się wydostał.
- Póki mam cię chronić, Reji, nawet nie śnij, że będziesz mógł spotykać się z nim.- warknął siadając na wolnym miejscu.- I z kimkolwiek innym...
Reji uśmiechnął się półgębkiem.
- " Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę Ren..."- pomyślał patrząc na Yuichiego uważnie.- " Pozostaje tylko jedna sprawa...jak zmusić cię do tego, byś mnie wysłuchał. Ale nad tym popracujemy później."

Lekcja nie była tak nudna jak poprzednie, ale i tak wiele jej brakowało do ideału. Reji z ulgą przywitał dzwonek na przerwę. Pakował się bez pośpiechu, czekając aż zostanie sam z Yuichim. Gdy ostatni uczeń wyszedł z sali, Reji podszedł do drzwi i zamknął je.
-, O co chcesz spytać?- odwrócił się do Yuichiego, który siedział na krześle.
- Poszedłbyś ze mną w piątek na kolację i do kina?- spojrzał na ucznia pytająco.
- Kolacja i kino, w piątek. Dobrze, z chęcią pójdę.- Reji uśmiechnął się podchodząc powoli do nauczyciela.- A co potem...?- zamruczał uwodzicelsko.
- Długa lekcja geografii...?- zaproponował Yuichi wyciągając do niego dłonie.
- Z wielką chęcią...- Reji pochylił się i pocałował go delikatnie.- panie profesorze...
Yuichi zamruczał przyciągając go odrobinę i pogłębiając pocałunek.

Ren stał wściekły przy drzwiach. Czuł, że jak tak dalej pójdzie, to klasa zmieni kolor z białej na czerwoną. I wcale nie zamierzał jej malować...
Spojrzał na drzwi i uśmiechnął się złośliwie.
- Ładnie to tak, napastować ucznia w szkole...?- złapał za klamkę i bezszelestnie otworzył drzwi. Spojrzał na zatraconą w pocałunku parę.
- Może przy odrobinie szczęścia padnie na zawał...?- zatrzasnął drzwi z całej siły.
Yuichi, zaskoczony, odsunął się gwałtownie od Reji, potknął się o teczkę i przewrócił. Reji, który słyszał monolog Rena, nie zareagował aż tak gwałtownie. Spojrzał na drzwi, potem na Yuichiego i uśmiechnął się.
- To pewnie przeciąg, drzwi musiały się otworzyć...- podał starszemu dłoń i pomógł wstać.- Szkoła to nie jest najlepsze miejsce na takie ekscesy.- zachichotał całując Yuichiego w nos.- Do zobaczenia...- pomachał mu i wyszedł zadowolony.
Więc Ren jest naprawdę zazdrosny. To ułatwiało całą sprawę. Reji doskonale wiedział, że Yuichi nie traktuje go poważnie. Zależy mu tylko na łóżku, niczym więcej. Nie będzie więc cierpiał, gdy Reji go zostawi. W innym wypadku, nie mógłby go wykorzystywać, jako narzędzia, do doprowadzenia Rena do ostateczności.

Ren chodził podminowany, przez cały czas w szkole. Na szczęście nie widział więcej Yuichiego. Raz mu w zupełności wystarczył. Ale za szybko się z tego powodu zaczął cieszyć.
Gdy lekcje się skończyły, Reji zdążył dojść ledwo do bramy, gdy dogonił go, jakże kochany przez wszystkich, zwłaszcza przez Rena, Yuichi. Ren miał ochotę wepchnąć go pod nadjeżdżający autobus, ale się opanował.
- Hej, podrzucić cię?
- Jasne.- Reji uśmiechnął się do Yuichiego i poszedł za nim do samochodu.
Ren jak zawsze zaczął biadolić i narzekać. Ale Reji nie zwracał na to uwagi.
-, Na co chcesz iść do kina?- zaćwiekrał gdy tylko ruszyli.
- Grają jakiś niezły horror. Moi znajomi byli i są zachwyceni.
Ren zaśmiał się.
- Kretynie! Reji w życiu nie pójdzie na horror!
- Świetnie, skoro mówią, że jest dobry, to z chęcią pójdę.
- Co?!- Ren wytrzeszczył na niego oczy.- Przecież ty się boisz takich filmów...jak raz poszliśmy na taki, to miałeś koszmary i więcej chodzić nie chciałeś...
- Więc kino zaplanowane. Co do kolacji...to niespodzianka.- Yuichi mrugnął do Reji.
- Ohh...mam tylko nadzieję, że nie zbankrutujesz.
- A ja wręcz odwrotnie...- burknął Ren z tylnego siedzenia.
- Nie, nie zbankrutuję, nie martw się.- Yuichi pieszczotliwie pogłaskał Reji po policzku.
Ren od razu zareagował. Wbił palec między łopatki rywala, wywołując nieprzyjemny skurcz.
Yuichi sapnął zabierając rękę.
- Coś się stało...?- Reji zaniepokoił się.
- Nie...musiałem przesadzić na siłowni...
Potem, aż do domu Reji, nikt nie odezwał się ani słowem. Tylko Ren nucił pod nosem jedną ze swoich piosenek. Tęsknił za zespołem, zrzędliwym agentem i wiecznie przerażonym wydawcą. A najbardziej brakowało mu koncertów, adrenaliny buzującej w żyłach i...jego gitary. Ren westchnął przybity. Bał się, że nie będzie mógł wrócić...nie po tak długim czasie. Zespół był całym jego życiem. Kochał atmosferę koncertów, swoich fanów, brakowało mu muzyki, reszty paczki i nieprzespanych nocy, gdy agent wyciskał z nich ostatnie siły na próbach. Oddałby wiele, by móc wrócić do swojego życia. Usłyszał głos Reji, który wyrwał go z zadumy.
- Mam przyjść do ciebie w piątek?
- Nie, przyjadę po ciebie.- Yuichi pocałował Reji i uśmiechnął się.- Leć już i odrób wszystkie lekcje.
- Eh...nie ma to jak, umawiać się, z nauczycielem...Pa...- Reji westchnął teatralnie i wysiadł.
Ren wyskoczył za nim i obaj weszli do domu, słysząc oddalający się warkot silnika.
Gdy Reji jadł obiad, Ren bawił się w najlepsze z Anabell. Była ona jedyną istotą, z którą miał prawdziwy kontakt. Jednak, gdy tylko Reji wszedł do pokoju, musieli przerwać zajęcie.
Anabell wskoczyła na biurko i obserwowała uważnie Reji odrabiającego prace domowe. Ren w tym czasie przeprowadzał pod łóżkiem skomplikowaną bitwę między pierścionkami lewej i prawej ręki. Królami były duże, misterne pancerze, a reszta, ustawiona była przed nimi, jako wojsko. Akcja polegała na tym, by zabić dowódcę wroga. Oczywiście wynik walki był taki, że obie strony przegrały.
Ren wynurzył się spod łóżka i rozejrzał szukając jakiejś rozrywki. Jego wzrok padł na Reji. Uśmiechnął się podchodząc do niego od tyłu. Pochylił się i pstryknął palcami w ołówek który młodszy trzymał w dłoni. Ten odleciał kawałek, odbił sie od ściany i upadł na podłogę.
- Ej...!- Reji zanurkował pod biurko w poszukiwaniu zguby.
Ren pochylił się również i obiął go w pasie przyciskając do siebie.
- Nudzi mi się...- jęknął.
Reji znieruchomiał. Ren, gdy mówił "nudzi mi się", chciał zwykle tylko jednego.
- Ren...wysłuchaj mnie proszę...- zaczął niepewnie.- To wcale...
Nie było mu dane skończyć. Ren wyciągnął go spod biurka i położył na dywanie. Nie miał ochoty słuchac tego, co Reji miał do powiedzenia. Pocałował go, zamykając skutecznie usta. Reji nie poddał się jednak od razu, próbował delikatnie się wywinąć, zaczynał kilkakrotnie mówić, ale Ren nie pozwalał mu skończyć. W końcu zrezygnował, nie miał szans.
Ren poczuł jak gwałtownie wzbiera w nim podniecenie. Poczuł lekki dreszcz na plecach. Przymknął oczy rozkoszując się uczuciem i smakiem szyi Reji. Jak zawsze pomarańczowy, słodki płyn pod prysznic. Uwielbiał go. Z odrętwienia wyrwał go cichy pisk Reji. Ren spojrzał na niego i zdziwiony zamrugał. Reji patrzył mu prosto w oczy, jakby go widział.
- Ren...- młodszy szepnął cichutko i delikatnie dotknął dłońmi policzków starszego.
- Ty mnie widzisz...?
Dopiero, gdy Reji pokiwał głową, przypomniał sobie, że gdy zawłada nim silne pozytywne uczucie, staje się widzialny. Uśmiechnął się i pochylił do Reji. Był zadowolony, bo troche dziwnie by się czuł, kochając się z nim, jednocześnie pozostając niewidzialnym.
Reji ze łzami w oczach, śmiał sie radośnie, gdy Ren próbował ściągnąć z niego golf w seksowny sposób. Nic mu z tego oczywiście nie wyszło, ale w końcu liczą się intencje.
- Ren...- mruknął cicho Reji, przypominając sobie o drobnym szczególe.- Ren...
- Co...?
- Anabell...
Ren westchnał poirytowany i podniósł wzrok na kota, który od poczatku patrzył się na nich bezczelnie. Ren zmrużył oczy groźnie.
- I drzwi...rodzice są w domu...- Reji zarumienił się delikatnie.
- Mfmf...- Ren wstał wolno. Złapał kotkę, i wystawił ją za okno, po czym poszedł zamknąć drzwi. Gdy się odwrócił, Reji nie było na podłodze.- Hę...?
- Tu jestem...- Reji siedział na łóżku i patrzył na Rena lśniącymi oczami. Wyciągnął do Rena dłonie.
Ten podszedł powoli i wsunął się na łóżko. Poczuł ciepły dotyk na karku, otarł się delikatnie o Reji. Całował go powoli, leniwie, nie spiesząc się z niczym. Naga skóra Reji była gorąca, spragniona dotyku.
Reji czuł chłodne usta na swojej szyi. Wplątał palce w czarne włosy Rena. Nie mógł w to uwierzyć. W tej chwili, było tak, jakby nic się nie stało, jakby ciągle byli parą. Westchnął czując dłonie kochanka na swoich biodrach. Usta Rena zatrzymały się na dłużej na piersi Reji, pieszcząc wrażliwą skórę.
W pokoju robiło się duszno, Reji nie miał czym oddychać, łapczywie łapał powietrze. Ren sunął dalej, mięśnie brzucha Reji, były spięte, oddech nierówny i przyspieszony. Bił od niego zapach pomarańczy.
- Ren...- Reji zarumienił się czując usta kochanka, coraz niżej i niżej.
- Nie martw się...- Ren zsunął z młodszego spodnie i rozchylił drobne uda.
- Ale ja tak nie chcę...- mruknął z wyrzutem.
Ren zaśmiał się cicho i uniósł się. Reji zawsze był i zapewne będzie, wstydliwy. I to było w nim urocze. Spojrzał w jego wielkie, błękitne oczy i zatonął w nich. Tak dawno nie widział tego ognika, który błyszczał teraz wyraźnie. Ren znieruchomiał wpatrując się w kochanka intensywnie.
Reji zarumienił się zawstydzony. Chcąc przerwać tą niezręczną ciszę i bezruch, przejął dowodzenie. Ciągle patrząc Renowi w oczy, zdjął z niego koszulkę i wtedy zniknął pod nim.
Ren zamrugał tracąc Reji z oczu. Poczuł delikatne usta na swoim brzuchu.
- Ej...od tej strony cię nie znałem...- zamruczał zadowolony.
- Zawsze tylko ty zajmowałeś się mną...chyba pora trochę to zmienić...- Reji popchnął delikatnie Rena, tak, by ten położył się na plecach.
Usiadł na nim wygodnie i pocałował delikatnie, odsuwając się od razu, gdy Ren chciał schwytać jego usta. Uśmiechnął się leciutko. Przesunął pieszczotliwie dłonią po szyi i torsie Rena. Za dłonią podążyły usta.
Ren westchnął. Usta Reji były gorące, prawie parzyły jego skórę. Czuł, że jak tak dalej pójdzie, po prostu nie wytrzyma. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo pragnie Reji. Stało się jasne, dlaczego żadna inna osoba nie mogła mu dogodzić. Jego ciało nie reagowało tak na nikogo, prócz Reji. Nagła fala podniecenia wybiła go z zamyślenia. Musiał przygryźć dłoń by nie krzyknąć ze zdziwienia i przyjemności. Spojrzał niepewnie w dół i przygryzł wargę aż do krwi. Zacisnął oczy i na oślep odnalazł miękkie włosy Reji. To już było dla niego za dużo, jęknął próbując delikatnie odsunąć Reji, ale ten nie chciał posłuchać. Chwilę później było po wszystkim.
- C-co ty robisz...- Ren sapnął, gdy nad jego głową zawisła uśmiechnięta buźka Reji.- A raczej...co zrobiłeś...
Reji zachichotał i pocałował go, przekręcając na siebie. Stwierdził, że pytanie, które zadał Ren, należy do pytań retorycznych.
Ren był tak skołowany, że przez chwilę nie miał pojęcia, co robić. Opierał się na wyprostowanych ramionach, pod nim leżał Reji, z tym swoim niewinnym uśmieszkiem. Ren czuł swój smak w ustach, co jeszcze bardziej go dziwiło.
Reji, znudzony czekaniem, oplótł Rena udami w pasie i przyciągnął do siebie.
- Reen...obudź się.- mruknął mu do ucha i przygryzł lekko jego płatek.
Ten podskoczył, spojrzał na Reji zdziwiony i zamrugał kilkakrotnie. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się szybko. Pochylił się i ponownie pocałował Reji, który od razu pieszczotliwie przesunął dłońmi po karku i plecach Rena.
To wystarczyło, by Ren od razu odżył. Spojrzał uważnie na Reji, w którego oczach błysnął strach.
Reji chciał czuć Rena całym sobą, ale po ostatnim razie z Yuichim, bał się bólu. Ren z łatwością wyczytał to z jego twarzy.
- Będę delikatny...obiecuję.- uśmiechnął się łagodnie i zabrał się za całowanie szyi Reji. To zawsze odwracało uwagę młodszego od bólu.
Reji pamiętał tą sztuczkę, był za to wdzięczny Renowi. Delikatna pieszczota podsycała ogień, który tlił się w Reji. Zaczęło mu szumieć w uszach. Przymknął oczy, oddając się Renowi całkowicie.
Ren musiał nad sobą panować. Zebrał wszystkie siły by nie skrzywdzić Reji. Połączył ich ciała delikatnie, chyba delikatniej niż kiedykolwiek, ponieważ, z zamkniętych oczu Reji, nie wypłynęła ani jedna łza. Usłyszał tylko westchnięcie, palce Reji zacisnęły się delikatnie na jego włosach. Rozchylił usta, Ren od razu przyjął zaproszenie.
Reji od dawna, nie czuł się tak wspaniale. Ren był taki jak zawsze, troszczył się o każdy szczegół. Zawsze mówił, że miłość, musi być przyjemna dla obu stron, a nie tylko dla jednej.
Reji przytulił się do niego mocno, chcąc by ta chwila stała się wiecznością. Czuł ciepły oddech Rena na swojej szyi, słyszał jego ciche, uspokajające pomruki.
Długo pozostawali jednością, spragnieni siebie nawzajem. Nie mieli dość, chcieli więcej. Aż w końcu opadli bez sił na poduszki i zasnęli wtuleni w siebie. Spod zamkniętych powiek Reji, dopiero wtedy wypłynęły łzy.
Reji miał nadzieję, że po tym, co zaszło między nim a Renem, wszystko zmieni się na lepsze. Jednak pomylił się. Ren ignorował go, odkąd obudzili się kolejnego dnia. Trwało to więc już od czterech dni. Reji był zły, gdyby wiedział, że to się tak skończy, nie dałby się wykorzystać.
Teraz był piątek, tak wyczekiwany dzień. Reji wreszcie będzie mógł pobyć z kimś, kogo widzi, kto z nim rozmawia i komu na nim odrobinę zależy.
Krążył po pokoju przymierzając ubrania. Zdążył naciągnąć na siebie spodnie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Złapał w pośpiechu bluzę i wybiegł z pokoju. Nie chciał by matka zamęczyła Yuichiego pytaniami.
Yuichi stał przy drzwiach i z uśmiechem rozmawiał z ojcem Reji. Był ubrany w ciemną koszulę i jeansy. Miał szczęście, z matką nie byłoby tak miło.
- Yuichi!- Reji podbiegł do nich.- Idziemy?
- Oczywiście...miło było pana poznać.- uścisnął serdecznie dłoń ojca Reji.- Do widzenia...
Reji wyciągnął go pospiesznie z domu i odetchnął.
- Masz szczęście...moi rodzice potrafią być straszni...mogliby być detektywami...wyciągną z człowieka każdą informację.
Yuichi zaśmiał się i objął Reji ramieniem.
- Twój tata był miły.
- Czasami mu się zdarza...- zachichotał.- Kiedyś, gdy przyprowadziłem do domu chłopaka, tak go przycisnęli, że przez trzy miesiące nie mogłem go zmusić by przyszedł do mnie na rodzinną kolację...
- W końcu to jest ich obowiązek. Chcą żebyś był bezpieczny,nie?
- Nie mam pięciu lat. Jestem pełnoletni, potrafię o siebie zadbać.
Wsiedli do samochodu.
Ren rozsiadł się na tylnym siedzeniu i obserwował Yuichego spode łba. To wszystko było podejrzane.

Film był dość ciekawy. Ren i Yuichi byli zadowoleni. Ren jednak spodziewał się czegoś straszniejszego.
Reji, przez większą część filmu, siedział wciśnięty w ramię Yuichiego. Z ulgą opuścił kino i odetchnął świeżym powietrzem.
- I jak się podobał film?- Yuichi obiął go i poprowadził do samochodu.
- Był straszny...- Reji westchnął ciężko.
Yuichi zaśmiał się.
- Następnym razem pójdziemy na coś innego.
- To dobrze...
Gdy dojechali do domu Reji padł na kanapę.
- Tu czuję się bezpieczniej...
Yuichi pochylił się do niego i pocałował.
- A mnie się nie boisz?
- Nie...- objął go za szyję i przyciągnął do siebie.- Zaczynaj długą lekcję...
- Jak sobie życzysz...- Yuichi uśmiechnął się.- Wiesz...
- Hm...?- Reji przeciągnął się błogo.
- Chyba zaczynam...chyba nie będę mógł być z tobą, tak po prostu...- westchnął.
-, Co?- Reji spojrzał na niego pytająco.
- Zaczynam czuć coś głębszego...
Reji patrzył na niego zdziwiony.
- Nie...chyba nie chcesz mi powiedzieć...
- Tak, właśnie to próbuję powiedzieć.
Reji usiadł gwałtownie. Był przerażony, to wszystko nie miało tak wyglądać.
- Reji...ja nie oczekuję od ciebie tego, żebyś odwzajemnił moje uczucia. Nie uciekaj...
- Oh...to wszystko się tak poplątało...
Yuichi wziął Reji na ręce i zaniósł do sypialni.
- Nic się nie poplątało...może kiedyś będziesz gotowy na związek...a jeśli nie, to trudno. Nie masz się, czym przejmować.
Położył go na łóżku i przytulił do siebie.
- Yuichi...myślę, że powinniśmy...na jakiś czas, przerwać to wszystko...Nie chcę cię ranić.- usiadł, uwalniając się z jego ramion.- To jeszcze nie czas dla mnie.
Yuichi usiadł również.
-, Jeśli tego chcesz, nie będę próbował cię powstrzymywać.
Reji uśmiechnął się do niego wdzięcznie.
- Cieszę się, że nie utrudniasz...- przechylił się i pocałował go delikatnie.
- Może...powinienem wyjechać?- Yuichi spojrzał na Reji uważnie.- Mam kilka propozycji pracy.
- Chyba nie chcesz zupełnie uciec, co?- Reji pogładził go po policzku.- Zostań...
Yuichi kiwnął głową, uśmiechając się lekko.

Ren krążył po ogrodzie, zastanawiając się, jak długo bedzie musiał czekać. Chciał wrócić do domu, położyć się, ale nie mógł dopóki ten mały, irytujący potwór siedział u tego starego zboczeńca. W końcu usiadł na schodach i oparł głowę na rękach. Poczuł się zmęczony. Pierwszy raz od dawna, zaczął się zastanawiać jak ma wrócić do swojego życia, nie wydawało mu się to możliwe. Ale nie był już nawet zły, to wszystko go wykańczało, chciał odpocząć. W końcu to była jego cholerna głupota, że spadł i się zabił. Należało mu się, zasługiwał na zakończenie swojej żałosnej egzystencji.
I wtedy coś go uderzyło. Myśl, która pojawiła się dopiero teraz. Asmodeusz. To imię pulsowało w jego umyśle aż boleśnie. Ale Reji...on był równie ważny. Ren wstał, nie mogąc podjąć decyzji.
Spojrzał na dom Yuichiego i westchnął. Reji mógłby być szczęśliwy, ale było widać, że nie tego związku chce w życiu. Ren widział, że mały nadal kocha jego, widział jak nerwowo zaciska rączki czekając na jakiekolwiek wiadomości dotyczące zaginięcia.
Asmodeusz z drugiej strony, był bogiem, miał inne życie i było naprawde małe prawdopodobieństwo, że ich związek, o ile taki by powstał, mógłby przetrwać. Poza tym, Ren nie był pewien czy to jest coś więcej niż tylko zafascynowanie. Co do uczuć do Reji, był stuprocentowo pewny.
Ren usiadł ponownie i schował głowę w ramionach. Teraz jeszcze bardziej bolało go to, że Reji jest teraz tam, z Yuichim i najprawdopodobniej zostanie na noc.
-, Czemu, po tym wszystkim co on mi zrobił, ja nadal muszę go tak kochać...no czemu...zniszczył mnie, zniszczył moje życie, a ja nadal chcę wrócić, chcę go mieć dla siebie, przy sobie...
Nagle otworzyły się drzwi wejściowe i Reji wyszedł samotnie. Ren spojrzał na niego zdziwiony, mały był w środku bardzo krótko. Od razu zrobiło mu się jakoś lżej. Nie spali ze sobą, to dobrze.
Reji zbiegł po schodkach i ruszył do domu. Ren od razu rzucił się za nim, nie chciał ryzykować, że znów stanie się coś złego. Szedł ramię w ramię z Reji, rozglądał się czujnie, szukając wszystkich potencjalnych zagrożeń.
Doszli do domu bez żadnych niespodzianek, z czego, zwłaszcza, Ren był bardzo zadowolony.
Rodzice Reji już spali, więc ten wkradł się cicho do domu i zamknął się w łazience, chcąc się szybko odświeżyć przed spaniem. Ren tymczasem rozłożył się wygodnie na łóżku myśląc o wszystkim i o niczym. To, że Reji wyszedł od Yuichiego tak szybko, poprawiło mu humor, bardzo poprawiło. A widok Reji zawiniętego w króciutki ręczniczek, doprowadził go prawie do euforii...
Uśmiechnął się pokątnie i usiadł na łóżku. Postanowił pokazać Reji, że siedzi tutaj i go widzi. Podszedł więc do niespodziewającego się niczego Reji, który właśnie składał czyste ubrania, dostarczone przez jego mamę. Ren stanął za nim i odszukał wzrokiem miejsca gdzie ręcznik się kończył. Z cichym śmiechem pociągnął za różek, przez co jedyne okrycie zsunęło się z Reji.
Ten podskoczył zaskoczony i złapał ręcznik, chcąc się w niego ponownie zawinąć, ale wtedy Ren pociągnął za drugi koniec i wcale nie zamierzał puszczać.
- Ren...?- Reji zająknął się, nie spodziewając się, że jeszcze kiedykolwiek Ren się do niego zbliży.
Ren szarpnął ręcznik, przyciągając do siebie Reji.
- A któż by inny...- zamruczał mu do ucha.
Reji poczuł dziwny dreszczyk. Skoro Ren się do niego odezwał, musi mu wszystko wyjaśnić.
- Ren...możemy porozmawiać? Proszę...nie wściekaj się od razu. Chcę ci wszystko wyjaśnić...błagam.- chciał go dotknąć, ale jego ręka tylko przecięła powietrze.
Zapadła chwila ciszy. Reji wstrzymał oddech, czekając na cokolwiek ze strony Rena. I wtedy jego ręcznik opadł bezwładnie na podłogę. Reji spojrzał na niego, czując, że cały świat zaczyna się walić.
- Ej, Reji...Będziesz tak dłużej stał bez ręcznika, to pogadanka będzie musiała zostać przesunięta...Ja nadal jestem tylko człowiekiem...no może nie do końca....ale czy to ważne.- Ren usiadł na łóżku opierając się o ścianę.- Więc zrób mi tą przysługę i się ubierz.
Reji zarumienił się mocno i zarzucił na siebie długi t-shirt. Wskoczył na łóżko obok Rena i usiadł podkurczając nóżki pod brodę.
- Próbowałem ci to powiedzieć parę razy...ale jakoś mi nie wychodziło.- zakręcił kosmyk włosów na palcu.
- Zamieniam się w słuch.- Ren usiadł wygodniej.
- Ja...Nie zerwałem z tobą, dlatego, że mi się znudziłeś...
- To dlaczego? Byłem dla ciebie za dobry w łóżku, co?- zamruczał.
- Ren! Daj mi skończyć...-westchnął.- Wtedy wydawało mi się, że robię dobrze. Byłem chory Ren, wtedy wszyscy sądzili, że nie ma dla mnie ratunku...Więc zrobiłem to, co uważałem za słuszne. Nie chciałem, żebyś zmarnował sobie życie przez moją śmierć.- uśmiechnął się słabo.- Gdybym wiedział...
- Chory na co...- Ren mówił cicho.
- Właściwie nikt nie wiedział dokładnie...to chyba był jakiś nowotwór, czy coś...
- Ale...już jest dobrze?
- Tak, ale muszę jeździć na regularne kontrole. Tak na wszelki wypadek...- Reji spojrzał w miejsce, w którym sądził, że znajduje się Ren.- Przepraszam, że nie powiedziałem...teraz naprawdę żałuję. Będziesz w stanie...mi to wybaczyć?
Ren milczał, trawiąc świeżo poznane fakty. Był w szoku. Ta nienawiść, jaką darzył Reji przez te wszystkie lata, była zupełnie bezpodstawna. Wyszło na to, że Reji zrobił to wszystko, by oszczędzić mu bólu. Ale to nie usprawiedliwiało wszystkiego tak do końca. Ren miał prawo wiedzieć o chorobie, poczuł w sobie rosnącą, gorzką złość.
-, Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Miałem prawo wybrać, czy chcę odejść czy też być z tobą bez względu na wszystko!- uderzył dłonią w materac.
Reji skulił się, wystraszony.
- Nie chciałem żebyś na mnie patrzył...byłem w strasznym stanie. No i chodziło też o ciebie...twoje marzenia o zespole się spełniły, gdybyś tkwił przy mnie, nie udałoby ci się.
Ren wstał z łóżka szybko.
- Wychodzę...zrób mi tą przysługę i nie zabij się.- warknął.
Reji zacisął dłonie i wolno pokiwał głową...jakby miał na to jakikolwiek wpływ...
- Dobrze...- skulił się na łóżku, zastanawiając czy Ren wogóle ma zamiar wrócić. Ale postanowił, że będzie czekał, będzie czekał chodźby miało to trwać lata...