Wojownik 2 1
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 20:35:29
Od autora: To opowiadanie jest dla mnie przestrogą, że czasami lepiej nie czytać niektórych komentarzy. W komentarzy do opowiadania "Wojownik" An-Nah napisała: "Swoją drogą cały ten rok i zmiany, jakie w życiu Navy zaszły zasługiwałyby na pełną opowieść, nie na krótkie streszczenie" Jedno zdanie, które sprawiło, że moja nieobliczalna wena wyprodukowała to co widzicie poniżej. mam nadzieję, że wam sie spodoba...




Któregoś razu Alkan wrócił z polowania dość wcześnie. Towarzyszył mu jakiś obcy wojownik.
- To jest Tuan. Od dzisiaj on będzie się tobą opiekował.
- Dlaczego? Już mnie nie chcesz? - głos Navy zaczął dziwnie drżeć.
- Muszę się udać w długą podróż.
- Więc pójdę z tobą.
- Nie - odparł Alkan stanowczo.
- Ale dlaczego? Przecież miejsce kobiety jest przy boku jej wojownika.
- To bardzo niebezpieczna podróż. Tylko byś mi przeszkadzał. Dlatego zostaniesz. - Widząc łzy płynące z oczu Navy dodał dziwnie miękkim głosem: - nie płacz. Wrócę.
- Kiedy?
- Nie wiem. Przyszykuj mi kilka skór i jedzenie na drogę.
Nava połykając łzy zrobił posłusznie to co kazał Alkan. Ten wziął tobołek i bez słowa ruszył w drogę. Nava długo jeszcze stał i płakał patrząc na malejącą w dali sylwetkę wojownika.
- On wróci, prawda? - szepnął podnosząc zapłakany wzrok na obcego wojownika. - Dlaczego on odszedł?
- Nie mam pojęcia - Tuan wzruszył ramionami. - Sam nie rozumiem jak mógł zostawić samą taką piękną kobietę.
Żal ściskający serce nie pozwolił Navie cieszyć się z tego komplementu. Siedział więc i płakał.
- Jak masz na imię? - Spytał Tuan.
- Nava... - chłopak chlipnął. - Navati.
- Więc, Navati, masz dzisiaj co jeść? - Nava skinął twierdząco głową. - To dobrze. W takim razie przyjdę jutro - i odszedł bez słowa.
Kiedy wojownik już zniknął całkiem Nava rozpłakał się jeszcze bardziej. Siedział i wpatrywał się w horyzont, gdzie zniknął Alkan. Kiedy już zabrakło mu łez wziął się za oprawianie królika którego przyniósł dzisiaj Alkan. Ponieważ gardło miał cały czas ściśnięte z żalu, tak, że nie mógł nic przełknąć, więc przygotował całe mięso do suszenia. Żeby się nie zepsuło pozawijał je w liście nerkowca i zaniósł do spiżarni. Zajmie się nim jutro z samego rana. Dzisiaj nie miał już siły na nic. I mimo iż było jeszcze dosyć jasno poszedł do jaskini i położył się na skórach. Żal znowu wycisnął z jego oczu łzy. Płakał tak długo, aż zmęczony w końcu usnął. Kiedy obudził się rano nie czuł już tego ogromnego bólu, a jedynie ogromny smutek. Rozpalił ognisko i wziął się za suszenie mięsa. Kiedy już ponabijane na patyki mięso wędziło się w dymie, chłopak wziął się za porządki w jaskini, chociaż robił to zaledwie dwa dni wcześniej. Jednak, żeby nie myśleć o Alkanie, musiał się czymś zająć. Po skończeniu porządków poszedł do lasu nazbierać owoców. Kiedy wrócił zobaczył przed jaskinią Tuana.
- Tu jesteś - stwierdził z ulgą wojownik.
- Byłam nazbierać owoców - odparł smutnym głosem Nava. - Czy mam ci przygotować posiłek?
- Nie trzeba. Moje kobiety już o to zadbały.
- Masz swoje kobiety? - zainteresował się Nava.
- Trzy. I piątkę wspaniałych synów - odparł z dumą Tuan.
- Więc dlaczego zgodziłeś się mną opiekować? Przecież masz tyle osób do wykarmienia.
- Alkan uratował mi kiedyś życie. Dlatego nie mogłem mu teraz odmówić.
- Rozumiem - odparł Nava.
Zapadła krępująca cisza.
- Nie smuć się, on na pewno wróci - powiedział w końcu Tuan.
- Tak myślisz? - Nava popatrzył na wojownika z nadzieją w oczach.
- Oczywiście. Musi wrócić. Ja na pewno bym wrócił do tak pięknej kobiety.
Słysząc ten komplement Nava uśmiechnął się lekko.
- No widzisz, już się uśmiechasz. Co powiesz na to, żeby pójść ze mną do wioski? Spotkasz się z innymi kobietami...
- Ja nie mogę - Nava nagle przestraszył się.
- Dlaczego? - zdziwił się wojownik.
- No bo... - chłopiec zawahał się - ...nie ususzyłam jeszcze mięsa.
Przecież nie mógł się przyznać, że boi się iść do wioski, bo gdyby tam poszedł, to kobiety z pewnością szybko by rozszyfrowały, że nie jest jedną z nich. A na to nie mógł pozwolić. Nie mógł zrobić tego Alkanowi.
- W takim razie pójdziemy jak skończysz.
- Ale ja muszę jeszcze przygotować skóry królicze, posprzątać w jaskini i... - nie wiedział co by tu jeszcze wymyślić jako wymówkę - ... i dużo innych rzeczy do zrobienia.
- W takim razie zabiorę cię jak już wszystko skończysz - odparł niezrażony Tuan.
- No dobrze - szepnął zniechęcony Nava.
- Więc kiedy? Jutro?
- Może być jutro.
- Świetnie. W takim razie zajrzę do ciebie jeszcze dzisiaj wieczorem. Przyniosę ci trochę ryby. Może być?
Nava skinął twierdząco głową. Tuan odszedł. Nava przerażony usiadł przy ognisku. I co on ma teraz zrobić? Może jak Tuan przyjdzie to schowa się w lesie, Tuan zobaczy, że go nie ma i da sobie spokój? Nie, to głupi pomysł. Jeżeli Tuan go nie zastanie w jaskini to albo będzie czekał na jego powrót, albo pójdzie go szukać. I tak źle, i tak nie dobrze. Nava westchnął ciężko. Co ma robić? Niestety mimo iż siedział i myślał, to nic nie przychodziło mu do głowy. W końcu nadszedł wieczór i pojawił się Tuan z rybą.
- I jak, lepiej już się czujesz? - Nava skinął głową - To dobrze. Przyjdę po ciebie jutro rano - i odszedł.
Nava oporządził rybę i poszedł spać, jednak sen nie przychodził. Za to przed oczami miał cały czas twarz Alkana, każdy jego uśmiech, każdy jego czuły gest. Wszystko to sprawiło, że żal ścisnął mu serce, a z oczu pociekły łzy. Płakał tak długo, że aż w końcu zmęczony zasnął.
Nadszedł ranek. Nava wstał, zjadł wczorajszą rybę i odświeżywszy się w jeziorku czekał na Tuana. Niestety nie udało mu się wymyślić sposobu na uniknięcie wizyty w wiosce. W końcu wojownik przyszedł.
- Gotowa? - zapytał. Nava twierdząco pokiwał głową. - W takim razie chodźmy.
Wojowni ruszył przez siebie, a za nim ze spuszczoną głową chłopak. Szli jakiś czas przez las, aż w końcu wyszli na otwartą przestrzeń. Nava już z oddali zobaczył chaty i pola uprawne. Przystanął i spojrzał lękliwie w ich stronę.
- Coś się stało? - spytał się Tuan widząc nieszczególną minę chłopaka.
- Nie, wszystko w porządku - szepnął Nava ze spuszczoną głową.
Tuan westchnął i podszedł do chłopaka. Podniósł jego brodę do góry i patrząc w załzawione oczy powiedział:
- Słuchaj Navati, Alkan musiał mieć bardzo ważny powód, żeby wyruszyć w tą podróż, dlatego też twój płacz nic nie zmieni, ani nie sprawi, że on szybciej wróci. Rozumiesz? - Nava pokiwał głową. - W takim razie otrzyj szybko łzy. Nie chcę, żeby inni pomyśleli, że źle się tobą opiekuję.
Nava posłusznie przetarł oczy. Ruszyli dalej. Jeszcze nie weszli na dobre do wioski a już ich otoczył rój dzieciaków. Zaciekawione biegały wokół Navy, poklepywały go i uciekały z piskiem gdy tylko Tuan spojrzał w ich stronę. W końcu stanęli przed jedną z chat. Siedziała przed nią młoda kobieta i pracowicie ścierała ziarna na mąkę.
- Momori, to jest Navati. Zaopiekuj się nią. - Kobieta spojrzała nieprzychylnie na Navę nie przerywając nawet swojego zajęcia. - Gdzie są pozostali?
- Twoi synowie poszli na polowanie, a twoje pozostałe żony do lasu po owoce i zioła.
- Świetnie. W takim razie ja też pójdę na polowanie - powiedział Tuan i wszedł do chaty. Chwilę potem wyszedł z niej z przewieszonym przez plecy łukiem i dzidą w ręce. Odszedł nie interesując się już zupełnie losem Navy.
- No i co tak stoisz? - burknęła kobieta przerywając zajęcie. - Weź się za robotę. Jeżeli masz zostać kolejną kobietą Tuana, to musisz się nauczyć gdzie jest twoje miejsce.
- Ale ja nie mam zostać kobietą Tuana - zaprotestował cicho Nava. - Ja już należę do innego wojownika.
- Nie? To dlaczego niby cię tu przyprowadził? - zapytała zaczepnie kobieta. - Poza tym nie widzę na twoim ramieniu tatuażu.
Nava nic nie odpowiedział tylko się rozpłakał.
- Ej, nie becz. Nie chciałam być taka niemiła. Przepraszam - powiedziała łagodnie Momori obejmując Navę.
- Ja nie dlatego - chlipnął chłopak.
- A dlaczego, co się stało?
- Mój wojownik... - chłopakowi zabrakło tchu. - Mój wojownik odszedł. Nie wiem dlaczego. Przecież byłam dla niego dobrą kobietą. Powiedział, że teraz będzie się mną opiekował Tuan i że kiedyś wróci. Ale co będzie jak on nie wróci?! - Nava ryczał na potęgę mocząc hunari Momori.
- Biedactwo - Momori pogłaskała Navę po głowie.
W tym momencie do chaty podeszły dwie kobiety z owocami na liściach nerkowca.
- Momori, a coś ty zrobiła tej dziewczynie, że tak płacze? - spytała starsza z nich.
- Odczep się ode mnie Mukura - warknęła kobieta puszczając Navę. - Nic jej nie zrobiłam.
- Nie? To niby czemu płacze?
- Hej, ona nie jest z naszej wioski - powiedziała druga z przybyłych kobiet przyglądając się uważnie Navie.
- No pewnie, że nie jest - burknęła Momori. - Tuan ją przyprowadził. Mamy się nią zaopiekować.
- Tuan znalazł sobie kolejną kobietę? Jak tak dalej pójdzie, to chata będzie za mała dla nas wszystkich.
- Czyżbyś była zazdrosna, Nabane? - zapytała złośliwie Momori.
- Ja? Skąd - mruknęła zapytana i szybko weszła do chaty. Wyszła chwilę potem, już bez owoców. Mukura poszła ze jej przykładem. Kiedy już pozbyły się ciężaru obstąpiły Navę.
- Skoro to nie jest nowa kobieta Tuana, to kto? - spytała Mukura.
- Tuan się mną opiekuje dopóki mój wojownik nie wróci - odparł Nava płaczliwym głosem.
- A gdzie jest twój wojownik? - zainteresowała się Nabane.
Nava znowu się rozpłakał.
- Nie wiem!!
- Ej, nie płacz już - Mukura pogłaskała Navę po głowie. - Usiądź, napij się soku z bukuna i opowiedz nam wszystko dokładnie.
Nava usiadł posłusznie przy ognisku i łamiącym się głosem, co chwilę pociągając nosem i pochlipując, powiedział:
- Dwa dni temu mój wojownik wrócił z polowania i powiedział, że wyrusza w podróż, a ja nie mogę z nim iść i że od teraz Tuan będzie się mną opiekował, aż on nie wróci.
- A kiedy wróci? - Spytała Nabane.
- Nie wiem - Nava rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Ale dlaczego właściwie to Tuan ma się tobą opiekować? - zainteresowała się nagle Momori - A twoje plemię? Twoja rodzina?
- Ja nie mam rodziny - szepnął Nava spuszczając głowę. - Ani plemienia.
- Więc gdzie ty żyjesz?? - zdumiała się Nabane.
- Razem z moim wojownikiem w jaskini niedaleko rzeki, tuż za lasem.
- W jaskini? - Zdumiała się Mukura. - Jest tylko jeden wojownik, który żyje sam w jaskini.
- Skąd go znasz? - Zainteresowała się Momori.
- Pochodzi z naszego plemienia.
- To czemu ja go nie znam?
- Odszedł jeszcze zanim do nas dołączyłaś.
- Rozumiem. Więc kto to?
- To Alkan - odparła Mukura, a Nava pokiwał twierdząco głową.
- TEN Alkan? - zdumiała się Momori - Słyszałam o nim. Był jedynym wojownikiem, który sprzeciwił się woli wodza.
Nava zaciekawiony popatrzył na kobietę. To była ta część Alkana której nie znał. - Podobno wódz chciał, żeby Alkan przeszedł Rytuał Związku z jakąś strasznie brzydką kobietą z plemienia Tunaka, ale ten się nie zgodził i żeby nie wywoływać wojny między obydwoma plemionami odszedł z plemienia i od tamtej pory żyje sam.
- Zgadza się - powiedziała Mukura.
- Nie wiedziałam, że Alkan w końcu znalazł sobie kobietę. Podobno bardzo kochał taką jedną z plemienia Kamori. Jak ona miała na imię? - Nabane zamyśliła się. - Już wiem! Tanuki.
- Tanuki? - Zdziwiła się Momori. - Kiedy byłyśmy ostatnio na targu w wiosce Kurumi to słyszałam, że podobno szybko pocieszyła się po stracie ukochanego.
- Tak? - zainteresowała się Mukura.
- No, podobno została drugą żoną wodza plemienia Barumi.
- Tego starego capa? - roześmiała się Nabane.
- Tak słyszałam.
- No to faktycznie nieźle się ustawiła - kobiety roześmiały się.
Nava słuchał tego wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Po raz pierwszy mógł, nie kryjąc się, posłuchać o czym rozmawiają kobiety kiedy nie są zajęte pracą. Do tej pory zawsze kiedy próbował to zrobić, to był przez nie odganiany. A teraz siedział między nimi i mógł spokojnie się przysłuchiwać. No i mógł się dowiedzieć trochę na temat przeszłości Alkana. Strasznie był tego ciekaw. Niestety Alkan nigdy nie wspominał ani o swojej rodzinie, ani o swoim plemieniu, a Nava bał się pytać. Nie chciał zdenerwować Alkana, bo jeszcze by go wyrzucił i wtedy Nava na pewno by zginął. Więc teraz siedział cicho i słuchał uważnie starając się zapamiętać najwięcej jak to możliwe.
- Skoro Alkan jest twoim wojownikiem, to dlaczego nie masz tatuażu? - zapytała nagle Momori, czym wywołała kolejny płacz Navy.
- No i znowu przez ciebie płacze - mruknęła z dezaprobatą Mukura. - Czy ty musisz doprowadzać do łez wszystkie kobiety w koło?
- Co ty chcesz ode mnie? - burknęła zapytana. - Ja tylko spytałam się o tatuaż. Skąd mogłam wiedzieć, że ta beksa znowu się rozryczy.
- Nie płacz już - Mukura pogłaskała Navę po głowie. - I powiedz nam dlaczego nie masz jeszcze tatuażu, mimo iż żyjesz razem z wojownikiem.
- Alkan się mną zaopiekował kiedy wyrzucono mnie z plemienia. Nie miałam gdzie spać, ani co jeść i Alkan powiedział, że mogę spać w jego jaskini i jeść to co on upoluje, ale tylko jako jego kobieta.
- Co?? Wyrzucili cie z plemienia? Dlaczego? Za co? Jak mogli to zrobić takiej słodkiej dziewczynie? - kobiety przekrzykiwały się jedna przez drugą, chcąc znać więcej szczegółów, ale Nava uparcie milczał. Przecież nie mógł im powiedzieć tego wszystkiego, bo wtedy zdradziłby się, a zauważył iż kobiety nie rozpoznały, że nie jest jedną z nich.
- Dajcie już jej spokój - mruknęła w końcu Mukura widząc łzy zbierające się w oczach Navy. - Skoro nie chce mówić, to nie. Trafiłaś na wspaniałego wojownika - powiedziała ciepło do Navy.
- Naprawdę?
- Tak. Alkan był najprzystojniejszym wojownikiem w całej wiosce. A w dodatku miły dla wszystkich. Nigdy nikomu nie dał odczuć, że jest kimś lepszym tylko dlatego, że jest synem wodza. Każda kobieta w wiosce marzyła o przejściu z nim Rytuału Związku. Nawet te należące do innych wojowników wodziły za nim oczami. A było na co popatrzeć - westchnęła marzycielko Mukura. - Zwłaszcza jak wracał z polowania niosąc na ramionach antylopę. Dalej tak wspaniale wygląda? - kobieta z zaciekawieniem popatrzyła na zasłuchanego Navę. Ten tylko zarumienił się i spuścił oczy nic nie mówiąc. Mukura zaśmiała się, jednak szybko spoważniała. - Niestety nadszedł dzień kiedy Alkan musiał opuścić plemię.
- Co się stało? - zainteresowała się Momori.
- Na jednym z targów Alkan poznał kobietę z plemienia Kamori. Całkowicie zawładnęła jego sercem. Często w nocy, albo podczas polowania wymykał się do jej wioski. Wszyscy myśleli, że to tylko kwestia czasu, żeby przeszli Rytuał Związku. Niestety okazało się iż wódz miał wobec Alkana inne plany. Postanowił zawrzeć przymierze z plemieniem Tunaka. A żeby było ono silne, obaj wodzowie postanowili, że ich dzieci przejdą wspólnie Rytuał Związku. I wtedy Alkan wystąpił przeciwko wodzowi. Po raz pierwszy. Kiedy wódz plemienia Tunaka usłyszał o tym, bardzo się wściekł i już chciał wystąpić przeciwko naszemu plemieniu, ale wtedy Alkan odszedł. Przez jakiś czas się nie pokazywał, aż pewnego dnia tygrys szablasty zranił wodza tak, że ten nie był już więcej zdolny do polowania. Wtedy Alkan wziął na siebie obowiązek dostarczania pożywienia dla jego rodziny. Od tamtego czasu przychodził codziennie. Ale tylko po to żeby oddać kobietom wodza upolowaną zwierzynę. Nigdy nie został na dłużej, nigdy do nikogo się nie odezwał. Po prostu kładł zwierzynę przed chatą i odchodził. Myślałam, że może jednak udało mu się związać z kobietą, którą kochał. Jednak widzę, że nie.
- Może dlatego, że ona go odrzuciła -wtrąciła się Momori. - Jak byłam na targu, to słyszałam, że niedługo po tym jak Alkan odszedł z plemienia, Tanuki zupełnie przestała reagować na jego zaloty i zainteresowała się wodzem plemienia Burumi.
- Jesteś pewna, że to o nią chodzi? - zapytała Nabane.
- Na początku nie byłam pewna, ale kobiety na targu opowiedziały mi mniej więcej tą samą historię.
- Wychodzi na to, że interesował ją tylko wtedy, gdy była szansa, że zostanie wodzem plemienia - mruknęła Momori. - No cóż, takie też się zdarzają.
- A swoją drogą, ciekawe czy on ją jeszcze kocha - westchnęła Momori.
- No co ty, po tym co mu zrobiła? - odparła Nabane. - A tak przy okazji - kobieta odwróciła się w stronę Navy - powiedz mi, jaki on jest w nocy?
- Nabane! - Mukura z dezaprobatą spojrzała na pytającą.
- No co? To już spytać nie mogę? Więc jak? Jaki jest w nocy? - spojrzała z zaciekawieniem na Navę.
- Nie powiem! - krzyknął Nava czerwieniąc się.
Mukura zaśmiała się.
- Dajcie już jej spokój. Nie widzicie, że wprawiacie ją w zakłopotanie?
W tym momencie odezwała się Momori:
- Nasi wojownicy już wracają.
Pozostałe kobiety spojrzały w kierunku, który pokazywała Momori.
- Musiało im dzisiaj pójść wyjątkowo dobrze - stwierdziła Nabane. - Ciekawe co przyniosą.
- Zaraz się przekonamy - stwierdziła Mukura. - A tymczasem przygotujmy posiłek.
Kobiety bez słowa wstały i zaczęły szykować pożywienie, zostawiając Navę samego. Dzięki temu mógł trochę ochłonąć. Nie mając nic do roboty wpatrywał się w powiększające się sylwetki wracających z polowania wojowników. W pewnym momencie dostrzegł Tuana. Niósł przerzuconą przez plecy sarnę. Obok niego szło pięciu młodzieńców. Każdy z nich niósł inną zwierzynę. Nawet najmniejszy, który wyglądał zaledwie na siedem lat, niósł dużego królika. Kiedy podeszli pod chatę posiłek był już gotowy i rozłożony na liściach nerkowca czekał na wojowników.
- Widzę, że nawet Mali coś dzisiaj upolował - powiedziała z uznaniem Mukura.
- Ja tylko pomagałem Waru - odparł zakłopotany chłopiec.
- Nieprawda - powiedział najstarszy z chłopców. - Ja mu tylko pokazałem jak zrobić pułapkę. Zając wpadł w pułapkę zrobioną przez Mali, a nie przeze mnie.
- Jestem z ciebie dumna - powiedziała Nabane przytulając mocno chłopca.
- I słusznie - wtrącił się Tuan. - Będzie z niego dobry myśliwy. Dzisiaj Mali będzie jadł z nami.
- Naprawdę? - chłopiec zdumiony spojrzał na ojca.
- Oczywiście. W nagrodę za twoje pierwsze samodzielnie upolowane zwierzę.
Malec uśmiechnął się zadowolony.
Tuan wraz z synami usiedli do posiłku. Kobiety jeszcze przez chwilę kręciły się wokół nich sprawdzając, czy nic im nie trzeba. Kiedy już się upewniły, siadły w niewielkim oddaleniu od mężczyzn i zabrały się za jedzenie.
- A ty co tak siedzisz? - mruknęła Momori do Navy. - Chodź jeść. Później pomożesz nam ze zwierzyną.
Chopak bez słowa przysiadł się do kobiet. Po skończonym posiłku mężczyźni zajęli się swoimi sprawami, a kobiety zabrały się za oprawianie zwierzyny. Nava widział jak Mali pobiegł w stronę rówieśników i po chwili oblegany chyba przez wszystkie dzieciaki z wioski, żywo gestykulując opowiadał o czymś. Najprawdopodobniej o swoim pierwszym polowaniu. Widząc jego minę Nava uśmiechnął się mimowolnie. Chociaż sam nigdy tego nie doświadczył, to jednak dobrze wiedział jak wielkim przeżyciem jest dla małych chłopców samodzielne upolowanie zwierzyny. Navie przypadł zając upolowany przez Mali. Szybko uporał się ze ściągnięciem skóry i oddzieleniem mięsa od kości. Poinstruowany dokładnie przez Nabane poporcjował je i odłożył na bok. Wiedząc jak ważne jest dla każdego wojownika pierwsze polowanie, wziął ogon królika i jego pazury. Zrobi z nich naszyjnik dla chłopca. Nie mając nic innego do roboty Nava postanowił pomóc przy obrabianiu sarny za którą zabrała się Mukura. Zajęty pracą nawet nie zwrócił uwagi, że czyszczący broń najstarszy syn Tuana, Waru, przygląda mu się raz po raz.
Kiedy już kobiety uporały się ze zwierzyną wszyscy razem usiedli wokół ogniska i zajęli się rozmową. Nava niestety nie mógł brać udziału w rozmowie, gdyż w ogóle nie znał poruszanych przez nich tematów, wiec tylko siedział i ciekawie się przysłuchiwał. Wprawdzie nie usłyszał już nic nowego na temat Alkana, ale i tak był zadowolony.
W końcu nadszedł wieczór. Tuan wstał i zwrócił się do Navy:
- Czas już na ciebie. Waru cię odprowadzi - i nie czekając na reakcję chłopca objął Momori i razem z nią wszedł do chaty.
- Tuan nie próżnuje - mruknęła Nabane. Nava popatrzył na nią zdziwiony. - A ty myślisz, że po co oni poszli do chaty?
Nava przez chwilę patrzył na nią, a gdy w końcu zrozumiał co chciała powiedzieć, zaczerwienił się i zmieszał.
- Nie dziwię mu się - powiedziała Mukura. - Dałyśmy mu pięciu synów, którzy w przyszłości będą wspaniałymi wojownikami. Teraz czas na Momori. Jest z nami od niedawna, dlatego jeszcze nie dała Tuanowi żadnego syna. - dodała wyjaśniająco.
- Znając możliwości ojca sądzę, że to się niedługo zmieni - wtrącił się jeden z chłopców.
Kobiety zaśmiały się.
- Masz rację Zazu - powiedziała Mukura.
- Lepiej już idź - odezwała się Nabane. - Po zmroku las może być niebezpieczny.
- Masz rację - odparł Nava.
- Przyjdziesz jutro? - zainteresowała się druga kobieta. - Przyda nam się dodatkowa para rąk.
- A do czego?
- Za kilka dni jedna z kobiet, Lamiri, będzie przechodziła Rytuał Związku. Musimy jej wybudować chatę.
- Jesteś pewna, że mogę pomóc? Nie powinny tego robić tylko kobiety z plemienia?
- Jesteś kobietą Alkana, tak? - Nava potaknął milcząco. - Wobec tego także należysz do plemienia, nawet jeżeli jeszcze nie przeszliście Rytuału Związku.
- W takim razie przyjdę - Nava uśmiechnął się.
- Weź to - Nabane podała chłopcu zawiniątko z liści nerkowca.
- Co to?
- Mięso dla ciebie. Skoro Tuan ma się tobą opiekować dopóki twój wojownik nie wróci, to masz prawo do części tego co on upoluje.
- Dziękuję - Nava uśmiechnął się.
Jeszcze tylko wyściskał się z kobietami, jakby miał się już z nimi nigdy nie zobaczyć i ruszył za Waru. Chłopak szedł dosyć szybko i Nava kilka razy musiał podbiec żeby nie zgubić go z oczu, tym bardziej, że szybko robiło się już ciemno i bał się, że mógłby w tych ciemnościach nie trafić do jaskini. W pewnym momencie, zapatrzony w plecy przewodnika, nie zauważył, że źle postawił nogę. W następnej chwili siedział zdezorientowany na ziemi. Wstał szybko, nie chcąc zgubić oddalającego się wciąż młodego wojownika, lecz tylko jęknął głośno i znowu opadł na ziemię. Spojrzał na nogę, była czerwona i, wprawdzie bez żadnej rany, ale podejrzanie gruba. Dotknął nogi i jęknął pod wpływem bólu. Oczy niebezpiecznie mu się zaszkliły. Już miał się rozpłakać gdy usłyszał nad sobą spokojny głos:
- Wszystko w porządku? - podniósł głowę i zobaczył pochylającego się nad nim Waru. Powstrzymał napływające do oczu łzy i odparł:
- Źle stanęłam i teraz nie mogę dalej iść. Noga mnie boli.
- W takim razie będę musiał cie zanieść - kucnął i już chciał wziąć Navę na ręce gdy ten odepchnął go.
- Nie! - krzyknął przestraszony.
- Nie zrobię ci krzywdy - odparł spokojnie Waru.
- Ale ja muszę najpierw nazbierać ziół - odparł Nava chcąc ukryć własne zmieszanie. - Żeby noga przestała mnie boleć.
- Dobrze, pomogę ci nazbierać ziół, a potem wezmę cię na ręce i zaniosę do twojej jaskini.
Nava twierdząco pokiwał głową.
- Więc które zioła potrzebujesz?
- Liście Maori i Kurumu...
- Niestety nie znam się na tym zupełnie, więc musisz mi je pokazać - Waru przerwał wyliczankę Navy.
Chłopiec uważnie rozejrzał się w koło. Mimo iż było już całkiem ciemno, to jednak księżyc świecił na tyle jasno, że był w stanie przebić się przez otaczającą ich roślinność, dzięki czemu Nava dobrze widział wszystko w koło.
- Widzisz tą roślinę o długich, ostro zakończonych liściach? - wskazał palcem, a kiedy Waru potwierdził, dodał: - to właśnie jest Maori. Urwij z niego dwa liście.
Chłopiec posłusznie wykonał polecenie Navy i położywszy liście na jego kolanach czekał na dalsze polecenia.
- Ta roślina obok, o grubych, mięsistych i włochatych liściach to kurum. Urwij jeden liść, tylko ostrożnie. Nie uszkodź go, najlepiej odetnij tuż przy samej ziemi.
Potem jeszcze były kwiaty orestu i korzeń arantu. Kiedy już wszystko było pozbierane, Waru kucnął obok Navy i powiedział:
- Obejmij mnie za szyję - a kiedy Nava, rumieniąc się strasznie, zrobił co ten kazał, wziął go na ręce i ruszył przed siebie.
Nava w pierwszej chwili przestraszył się i instynktownie zacieśnił uchwyt i przytulił mocniej do młodego wojownika, tak że oddechem pieścił jego szyję. W końcu doszli do jaskini. Waru ostrożnie posadził Navę przy ognisku i zabrał się za rozpalanie ognia.
- Mogę ci jeszcze w czymś pomóc? - spytał kiedy już skończył.
- Możesz mi przynieść wody? Muszę zrobić lekarstwo na tą moją nogę.
Chłopak wziął leżące obok ogniska naczynie i poszedł w stronę jeziorka.
- Co teraz? - spytał kiedy już wrócił.
- Pomóż mi dojść do jaskini - odparł Nava próbując się podnieść.
W pierwszej chwili młody wojownik chciał go wziąć znowu na ręce, ale tym razem stanowczo się sprzeciwił. Zrobienie tego oznaczałoby konieczność wejścia przez niego do jaskini, a na to Nava nie mógł pozwolić. Jaskinia czy chata, to było bez znaczenia, ale żaden wojownik nigdy nie wchodził do chaty jeżeli należała do innego wojownika, zwłaszcza pod jego nieobecność. Chłopak chyba zrozumiał to, bo zarzucił sobie ramię Navy na kark i obejmując go w pasie pomógł mu dokuśtykać do jaskini. Przed wejściem puścił go. Nava podpierając się o ścianę powoli dotarł do miejsca w którym trzymał wszystkie naczynia. Macając na oślep znalazł to czego szukał i znowu podpierając się o ścianę ruszył do wyjścia. Po drodze trafił na stare buki Alkana, którego żal mu było wyrzucać, bo wprawdzie nie nadawało się już do noszenia, ale kiedyś mogło się przydać do czegoś innego. Teraz właśnie natrafiła się taka okazja. Wyszedł z jaskini i przy pomocy Waru wrócił do ogniska. Najpierw zmiażdżył liść Maori i pokrojony na drobne kawałki korzeń arantu, co chwila dolewając do naczynia wody. Do powstałej paćki wcisnął sok z liścia kurumu. Na koniec dodał pokruszone kwiaty orestu. Powstałą paćkę zaczął powoli nakładać na opuchniętą nogę.
- Daj, pomogę ci - powiedział Waru i zabrawszy od Navy naczynie zaczął ostrożnie i delikatnie nakładać jego zawartość na nogę chłopca. W miedzy czasie Nava podarł stare buki na pasy. Kiedy Waru skończył chłopiec bez słowa podał mu materiał. Młody wojownik sprawnie owinął nogę i wciąż ją trzymając zapytał:
- Coś jeszcze?
- Nie, to wszystko - odparł zmieszany Nava i szybko zabrał nogę. - Dziękuję ci bardzo.
- Przyjdę jutro zobaczyć jak się czujesz - powiedział Waru wstając.
- Nie ma takiej potrzeby - odparł szybko Nava. - Jutro powinno już być lepiej.
- Mimo wszystko jednak przyjdę - odparł młody wojownik i odszedł.
Nava westchnął ciężko. Już chciał zagasić ognisko, gdy nagle przypomniał sobie, że miał zrobić naszyjnik dla chłopca. Rozejrzał się w koło. Na szczęście wszystko co potrzebował leżało w pobliżu ogniska, wiec szybko uporał się z pracą i chwilę potem trzymał w ręce naszyjnik. Patrząc na niego uśmiechnął się. Wiedział, że chłopiec będzie z dumą pokazywał go innym dzieciom.
Nie gasząc ogniska Nava udał się w stronę jaskini. Na szczęście ognisko dawało wystarczająco światła, żeby widział drogę jaką musi przebyć. Ostrożnie skakał na zdrowej nodze wpatrując się uważnie w ziemię. Jeszcze tego brakowało by zranił się również w drugą nogę. W końcu jakoś dotarł do jaskini. Przystanął na chwilę opierając się o ścianę, by złapać oddech. Ruszył dalej. Kierując się blaskiem bijącym od ogniska dotarł w końcu do skór i z westchnieniem ulgi opadł na nie. Był tak wykończony, nie tylko tym skakaniem, co całym dniem, że nawet nie miał siły zdjąć hunari. Chwilę potem spał.
Kiedy rano się obudził, słońce dopiero wstawało. Miejsce obok niego było puste i zimne. W pierwszej chwili pomyślał, że pewnie Alkan poszedł już na polowanie, ale szybko sobie przypomniał, ze przecież Alkana nie ma. W oczach zebrały mu się łzy, a kilka z nich kapnęło na skóry. Leżał przez chwilę starając się nie płakać, chociaż serce ściskał mu żal. W końcu jakoś się uspokoił. Wykuśtykał przed jaskinię i usiadł przy wygasłym zupełnie ognisku. Jego wzrok zatrzymał się na zawiniątku z liści nerkowca. Zupełnie o nim zapomniał. Ostrożnie rozwinął liście i sprawdził mięso. Na szczęście nie zepsuło się. Ponieważ nie mógł iść do lasu po liście mururi, więc jedyne co mógł zrobić to rozpalić ognisko i upiec całe mięso. Tak też zrobił. Na szczęście zawsze niedaleko ogniska leżała pewna ilość drzewa i drobnych gałęzi, żeby nie musiał chodzić do lasu, więc mógł bez problemu rozpalić ognisko. Miał nadzieję, że zdąży zanim przyjdzie Waru. Kiedy mięso już się piekło postanowił zająć się swoją nogą. Kiedyś gdy był mały podczas zabawy upadł i zranił się w nogę. Szamanka zrobiła wtedy dziwny lek, który sprawił, że następnego dnia noga była w porządku. A ponieważ był bardzo ciekawskim dzieckiem, więc uważnie podpatrywał jak kobieta robi to lekarstwo. I teraz starał się zrobić je tak samo, chociaż nie był pewny czy dobrze zapamiętał wszystko. Ostrożnie odwinął materiał i starł resztki paćki. Okazało się iż nie tylko nie jest już czerwona, ale także wróciła do normalnych rozmiarów. Uśmiechnął się ucieszony. Pokiwał nogą we wszystkie możliwe strony. Jeszcze trochę bolało, ale tylko wtedy gdy wykonywał gwałtowniejsze ruchy. Ostrożnie wstał i zrobił parę kroków. Bolało, ale nie tak bardzo. Po prostu będzie musiał uważać podczas chodzenia. Uśmiechnął się zadowolony. Czekając aż mięso się upiecze poszedł do jeziorka oczyścić się. Siedział w wodzie rozkoszując się przyjemnym uczuciem jakie dawał mu woda, gdy nagle usłyszał jakieś głosy. Spojrzał w kierunku z którego one dochodziły i przeraził się. Zobaczył zbliżających się do niego Tuana i Waru. W pośpiechu wyszedł z jeziorka i założył hunari. Nie mógł pozwolić, żeby odkryli jego sekret. Powoli pokuśtykał do ogniska.
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytał młodzieniec.
- Waru powiedział, że się wczoraj zraniłaś - odezwał się Tuan.
- To nic takiego - odparł szybko Nava. - Już prawie nic nie boli. Muszę tylko uważać jak chodzę.
- Będziesz mogła iść do wioski? - w głosie młodego wojownika można było usłyszeć troskę.
- Oczywiście! - odparł Nava z zapałem. Przecież obiecał, że przyjdzie pomóc przy budowie chaty. - Tylko trochę powoli.
- W takim razie nie mam wyjścia - mruknął Tuan, a gdy Nava spojrzał do niego zdziwiony, ten odwrócił się w stronę syna i powiedział: - Waru, zaniesiesz ją do wioski.
- Ale nie potrzeba! - bronił się Nava, kiedy młodzieniec brał go na ręce. - Sama dojdę!
- Nie mam tyle czasu, żeby czekać aż w końcu dojdziesz - mruknął Tuan i ruszył w stronę lasu.
Widząc, że żaden z wojowników nie odpuści Nava tylko westchnął i złapał Waru za szyję.
- Zaczekaj - powiedział, kiedy młodzieniec już chciał ruszyć.
- Co się stało?
- Muszę schować mięso.
Waru postawił Navę na ziemi i cierpliwe czekał aż ten skończy wszystkie prace. Nava ostrożnie wyjął mięso z ognia. Na szczęście było już dobre, więc zawinął je w liście nerkowca i powoli kuśtykając zaniósł je do spiżarni. Kiedy wrócił zagasił ognisko, wziął leżący obok niego naszyjnik dla Mali i część mięsa które odłożył na bok.
- Możemy już iść - powiedział.
- A to co? - zainteresował się Waru wskazując naszyjnik.
- To naszyjnik dla Mali. Z tego królika którego upolował.
- Takie coś powinna zrobić Nabane - mruknął Waru groźnie marszcząc brwi. - Jest jego matką.
- Chciała zrobić - szybko skłamał Nava - ale poprosiłam, żebym to ja mogła zrobić. To za to, że Nabane i pozostałe kobiety tak ciepło mnie przyjęły - dodał cicho rumieniąc się.
- Rozumiem - odparł młody wojownik. - Jeżeli to już wszystko to chodźmy.
- Wszystko.
Waru wziął Navę na ręce i ruszył przed siebie. Chłopiec jedną ręką trzymał wojownika za szyję, a drugą próbował zjeść tą odrobinę mięsa, które ze sobą zabrał. Wszakże rano nic nie zdążył zjeść, a nie wiedział czy kobiety Tuana czymś go poczęstują czy nie. Chociaż musiał uważać, żeby nie wypaść z rąk niosącego go młodzieńca, to jednak, zanim dotarli do wioski, udało mu się wszystko zjeść. Jeszcze nie doszli do chaty Tuana gdy wybiegła im naprzeciw Mukura.
- Navati, słyszałam, że zraniłaś się w nogę.
- To nic takiego, już jest lepiej. Martwię się tylko, że nie będę wam mogła pomóc przy budowaniu chaty - odparł Nava ze smutkiem.
- Bądź spokojna, coś dla ciebie znajdziemy.
Doszli do chaty. Waru postawił Navę i powiedział:
- To ja idę na polowanie.
- A idź, idź - odparła Mukura. - My już się zajmiemy Navati.
Młodzieniec odszedł.



SŁOWNIK

Bukun - pnąca roślina, rosnąca w symbiozie z palmowcem. Wydaje małe okrągłe owoce koloru czerwonego, skupione w grona po kilka sztuk. Słodki smak. W całości bardzo często stanowią jeden ze składników sumaku lub w postaci wyciśniętego soku jako zwykły napój





CDN