Srebrzysta Dalia 5
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 22:19:28
Część 5 : Wampiria



Zbliżał się. Wiedział to Ludwik, wiedziałam ja. To było dziwne uczucie. Z każdym metrem, gdy zbliżał się ku nam miałam wrażenie jakby płynąca we mnie posoka mrocznej bestii gęstniała i spowalniała procesy "życiowe". Czułam się ociężała, pełna złych przeczuć. Dusiło mnie w gardle, sen stawał się drzemką, aż w końcu w ogóle nie potrafiłam się wyciszyć. Teraz rozumiałam Ludwika. Bał się go. Okropnie. I pożyczał swój strach mnie.
Miasto wokół nas przestało istnieć. Nie czuliśmy już bijących, pompujących krew serc śmiertelników. Nawet istnienie Dawida stało się dla nas nieważne. W dalszym ciągu chciałam, by był ze mną i mógł dla mnie żyć. Ale teraz najważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo jego i mojego Ojca. Zdawałam sobie sprawę, że nie obejdzie się bez walki. Jego gniew zdawał się rozsadzać mi czaszkę. Penetrował mnie, gdy tylko naszła go ochota i tylko interwencja Ludwika ratowała mój byt przed destrukcyjną mocą maga.
- Uciekajcie! - w akcie desperacji po jednym z takich ataków rozkazał Donato. - Ja istniałem już wystarczająco długo, by móc przestać istnieć. Ty Dalio dopiero rozpoczynasz swoje nieżycie. Zabierz ze sobą Dawida. Musicie uciec bardzo daleko. Daleko od starożytnych i od cywilizacji... Dalio słyszysz mnie!?
Podeszłam do niego, a on wytarł krwawe łzy z mej twarzy.
- Ludwiku... Nie ma takiego miejsca. Nie chcę tak jak ty, przez tyle wieków się ukrywać... Jeśli będzie chciał mnie zniszczyć to stanę do walki. Nie będę uciekać.
- On cię zniszczy. - usłyszałam cichy szept Dawida. Spojrzałam na stojącą w progu sypialni postać trzymającą w ramionach mojego kota. Fala rosnącej w Ludwiku agresji zaatakowała moje rozedrgane zmysły. Ojciec rzucił się na niego i w mgnieniu oka uniósł go nad podłogą jedną dłonią przyduszając jego gardło.
- To twoja wina! Bądź przeklęty! Bądź przeklęty ty i wszystkie ścieżki które cię tu przywiodły!
Oczy Tego, Który Zrodził Mnie Dla Ciemności płonęły niczym ślepia szalonej bestii. Dawid charczał resztką sił.
- Zabiję cię... Zniszczę! Przynajmniej w ten sposób go skrzywdzę!
Ludwik zdawał się nam rosnąć w oczach, jego postać otoczyła czarna gęsta mgła, oczy promieniowały tak silnie, że cień rzucany przez bezwolne ciało chłopaka stał się wyraźniejszy.
- Zdychaj! - Ludwik w mgnieniu oka wpił swoje długie wampirze kły w pulsującą od nabrzmiałych żył szyję chłopaka.
Usłyszałam swój pełen złości krzyk i poczułam pulsujący we mnie gniew bestii. Moje ciało pokryło się nagle szczeciniastym włosiem, zęby zamieniły w długie kły, do moich uszu, których płatki uległy lekkiemu zaostrzeniu, docierały odgłosy pompowanej krwi Dawida. Coraz wolniej... Coraz ciszej...
Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Rzuciłam się na zarys czarnej bestii i walczyłam tak długo, by skrócić jej żywot, aż poczułam, że nie stawia oporu. Moje zębiska wpiły się w rozerwane wcześniej przez moje pazury ciało drugiej bestii i zaczęłam pić...

- Dalio... - usłyszałam słaby głos, który zdołał najwidoczniej uśpić bestię i sprowadził moją świadomość na powrót do mego ciała. Z przerażeniem spojrzałam na broczące krwią ciało mojego Ojca.
W jego oczach nie było żalu ani nienawiści. Tylko smutek...
- Ratuj chłopaka... - wyszeptał. Poczułam jak krwawe łzy wypełniają moje oczy. Ludwik, mój kochanek, mój mistrz i przyjaciel... umierał. Tym razem, na zawsze. Zabiłam go... - Nie marnuj mocy którą ci dałem... Musisz przeżyć. To był jedyny spo... - jego oczy zgasły. Chwilę później jego ciało zaczęło kurczyć się i parować, by po chwili zamienić się w kupkę prochu.
...
LUDWIKUU!!!!
" Nie płacz, bo zacznę wierzyć, że nie byłaś godna poświęcenia mego jedynego syna. Ratuj chłopca, głupia dziewczyno! "
Nikogo tu nie ma.
Nikogo tu nie ma...
Dawid!
Spojrzałam na skulone pod drzwiami ciało chłopca. Był nieprzytomny. Nie oddychał.
- Dawid! - podsunęłam się blisko niego i wzięłam jego piękne ciało w ramiona. - Dawid, pij! Pij!
Przygryzłam przegub mojej ręki i przyłożyłam ją do bladych ust chłopca. Słodki, magiczny nektar spłynął do jego gardła.
- Pij, Dawid... Pij! - szloch wydarł się z moich piersi. - Mor't In la`l lahat ni n'hill mori... - usłyszałam płynące z mych ust słowa zaklęcia. Chwilkę później Dawid otworzył jaśniejące w półmroku złociście oczy, a jego usta zaczęły wysysać ze mnie moją wampirzą krew. Ciało na jego szyi zaczęło się goić, a skóra nabierała żywszej barwy. - Teraz jesteś moim Dzieckiem. Mój kochany chłopiec... Mój kocha... Au! - jęknęłam - Przestań! - Dawid wgryzał się we mnie coraz mocniej, nie znając umiaru. - Dość! - wrzasnęłam i odepchnęłam go od siebie.
Skulił się. Zauważyłam, że jego ciało powoli opanowywały skurcze, a on sam z przeraźliwym krzykiem zaczyna miotać się po podłodze. Zebrałam w pośpiechu prochy Ludwika i ukryłam je w jednym z antycznych, glinianych dzbanów. Przeniosłam ciało Dawida do łazienki i tam czekałam, aż przejdzie swoją pierwszą śmierć i narodziny dla ciemności. Jego ciało spazmatycznie wyrzucało z siebie wszystkie nieczystości człowieczego życia. Tarzał się w swoich odchodach przerażony niemożnością oddychania i potwornym bólem z jakim jego krew paliła nadana mu przeze mnie mroczna posoka.
W końcu zamarł w ciszy i bezruchu.
Uniosłam go na ręce i posadziłam pod prysznicem. Rozebrawszy go do naga odkręciłam ciepłą wodę.
Dlaczego od początku czułam, że tak właśnie to się skończy? Tak jakbym wiedziała, że on stworzony został dla mnie...
Poświęciłam mojego Ludwika...
Nie.
To on poświęcił mnie. Skazał mnie na samotność i świadomość, że zabiłam ukochaną osobę... Dlaczego?
Spojrzałam na martwą istotę w moich ramionach. Woda mieszała się z krwią która przyschła do jego ciała.
- Obiecaj mi, że mnie teraz nie zostawisz. Że będziesz na tyle silny, by pokonać jad Martelusa.

Przeniosłam go do pokoju i położyłam na moim łożu. Sama z napiętymi nerwami czekałam aż się przebudzi.

Kilka godzin później uniósł powieki. Jego oczy były czerwone, włosy zdążyły osiwieć. Wpatrywał się we mnie niewidzącym wzrokiem.
- Dalio... - wycharczał, a z jego ust polała się stróżka krwi. - Ja nie mogę...
- Dawid... Nic nie mów, odpoczywaj. Bądź silny. Za chwilkę wrócę z ludzką krwią. Zobaczysz, poczujesz się lepiej. Obiecuję. Tylko bądź silny.
Chłopak przymknął oczy. Zauważyłam że krew wydobywała się też z innych miejsc jego ciała. Zaklęłam w duchu i modliłam się do sama nie wiem kogo o to, by go ocalił. By dał mu istnieć ze mną...

Wróciłam niecały kwadrans później. Naczynie z ciepłą jeszcze krwią wniosłam do sypialni niczym trofeum.
- Dawid?
Spojrzałam na łóżko. Było puste. Prawie puste.
Na poduszce leżała karteczka. Podeszłam bliżej i omiotłam wzrokiem jej treść.

" Dziękuję za piękny dar. Jeśli nie będziesz sprawiała mi kłopotów pozwolę ci istnieć przez jeszcze kilka wieków. Chyba.
M."

Być może gdzieś całkiem blisko, a może już daleko dotarł do uszu Dawida przeraźliwy, przypominający skowyt krzyk jego Stworzycielki