Inny świat 7
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 21:17:01
Kiedy się ocknął stwierdził, że leży w swoim królewski łożu.
- Wasza Wysokość nie powinien się tak forsować - usłyszał głos medyka. Odwrócił głowę w jego stronę. Siedział obok łóżka z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Znowu zrzędzisz Konas - nie wiadomo dlaczego, ale marudzenie medyka sprawiło mu przyjemność.
- Ktoś musi. Wasza Wysokość zapomina, że jest teraz najważniejszą osobą w kraju i musi dbać o siebie wyjątkowo szczególnie. Nie po to tyle się natrudziłem szukając Waszej Wysokości, żeby teraz pozwolić na śmierć.
- A myślałem Konas, że marudzisz tak bo mnie choć trochę lubisz - westchnął Akirin.
- Moje prywatne odczucia są mało istotne gdy chodzi o zdrowie mojego króla.
- A więc nie lubisz mnie?
Medyk westchnął.
- Tego nie powiedziałem Wasza Wysokość. Ja tylko miałem na myśli, że...
-... najpierw obowiązek, potem przyjemność - Akirin wszedł w słowo Konasowi.
- Mniej więcej, Wasza Wysokość - Konas uśmiechnął się ciepło.
- Ale lubisz mnie chociaż trochę?
- Wasza Wysokość wie, że zawsze będę przy Waszej Wysokości.
- Tylko czy będziesz to robił z poczucia obowiązku czy z sympatii?
- Jedno i drugie, Wasza Wysokość. A teraz proszę spać. Wasza Wysokość jeszcze nie doszedł do siebie i potrzebuje dużo snu żeby zregenerować siły - Konas poprawił kołdrę przykrywającą Akirina.
- Dobrze. A gdzie jest Solan? Pewnie z Kirimem?
- Zgadza się, Wasza Wysokość. Mam go przynieść?
- Nie, niech Kirim się nim zajmuje - Akirin przymknął oczy. - Konas... - odezwał się kiedy Konas był już przy drzwiach.
- Tak, Wasza Wysokość?
- Pewnie myślisz, że zachowuję się jak dziecko? Że nie tak powinien się zachowywać król?
- Ależ skąd, Wasza Wysokość. Król jest tylko człowiekiem i jak każdy człowiek ma swoje wady i zalety. To prawda, że musi być silniejszy od innych by rządzić krajem, ale to nie oznacza, że nie może mieć chwil słabości.
- Wiesz Konas, cieszę się, że cię mam.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
- Konas...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Zmieniłem zdanie. Powiedz Kirimowi, żeby przyniósł dziecko.
- Tak zrobię Wasza Wysokość - Konas ukłonił się i wyszedł.
Akirin przewrócił się na bok i czekał. Chwilę potem drzwi do komnaty otworzyły się i Akirin usłyszał głos Kirima.
- Wasza Wysokość, przyniosłem następcę tronu.
- Daj mi go.
Kirim podszedł i ostrożnie położył śpiące dziecko obok Akirina. Ukłonił się i chciał odejść, ale Akirin powstrzymał go.
- Połóż się z nami Kirim.
- Wasza Wysokość? - zdumiał się doradca.
- Powiedziałeś, że zawsze przy mnie będziesz, tak? Więc teraz bądź przy mnie i przy Solanie.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - odparł Kirim i położył się.
Akirin uśmiechnął się i zamknął oczy. Kirim przysunął się tak blisko jak to tylko było możliwe, tak że mógł patrzyć na twarz śpiącego Akirina. Kiedy był przekonany, że król już śpi wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał go po policzku.
- Masz takie ciepłe i delikatne ręce - powiedział nagle Akirin cichym, sennym głosem, nie otwierając oczu.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość - powiedział Kirim ze strachem w głosie i szybko zabrał rękę.
- Nie zabieraj - Kirim posłusznie położył rękę z powrotem.
Akirin uśmiechnął się przez sen. Jego uśmiech sprawił, że serce Kirima zabiło jeszcze mocniej. Tak bardzo pragnął pocałować Akirina w tej chwili, ale bał się jego reakcji, więc tylko leżał i patrzył, aż w końcu zmorzył go sen.
Kiedy obudził się rano króla i dziecka nie było w łóżku. Westchnął cicho, ubrał się i wyszedł z królewskiej komnaty. Poszedł do sali obrad. Pozostali doradcy już tam siedzieli.
- O, w końcu wstałeś - mruknął Warnek - Czyżby król tak cię w nocy zmęczył, że nie miałeś siły wstać wcześniej?
- Zamknij się - warknął Kirim. - To nie twoja sprawa co robię w nocy.
- Pewnie, że nie moja, ale już cała służba o tym gada.
- Niby o czym? - warknął Kirim i przybliżył się do Warneka.
- Że włazisz królowi do łóżka żeby wyciągnąć z tego dla siebie korzyści.
- Jakie korzyści? - dobiegło nagle od strony drzwi.
Wszyscy odwrócili się przestraszeni w tamtą stronę i zobaczyli Akirina z dzieckiem na ręku. Uklęknęli w milczeniu i pochylili głowy.
- Zadałem ci chyba pytanie, Warnek? - Akirin zadał pytanie lodowatym głosem i podszedł bliżej.
- Wasza Wysokość, ja... - Warnek nerwowo przełknął ślinę.
- Więc? - głos Akirina był coraz bardziej lodowaty.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość! Ja tylko mówiłem co słyszałem od służby!
- A konkretnie kto?
- Wszyscy, Wasza Wysokość.
- Mares, wywal wszystkich.
- Słucham, Wasza Wysokość?
- Powiedziałem żebyś wywalił całą służbę. Do jutra masz znaleźć nową. Zrozumiałeś?
- Jak Wasza Wysokość każe.
- A ty Warnek zapamiętaj sobie, że nie lubię plotek na temat mojej osoby. I jeśli jeszcze raz dojdzie do mnie, że jakieś krążą, to wymienię nie tylko służbę, ale i pewnego doradcę. Zrozumiałeś?
- Tak, Wasza Wysokość.
- To dobrze. Mares...
- Wasza Wysokość?
- Zajmij się dzieckiem - Akirin podał dziecko zdziwionemu doradcy. - Chcę się trochę przejechać.
- Jak Wasza Wysokość każe.
Akirin bez słowa wyszedł. Doradcy odetchnęli z ulgą.
- No to sobie przegrzebałeś Warnek - Ganar poklepał kolegę po plecach. - Ciekawe jaką karę dla ciebie wymyśli.
- Nie tylko u króla sobie przegrzebałeś - warknął Mares. - Muszę do końca dnia wymienić całą pałacową służbę. A jeżeli znowu zaczną gadać na temat króla to sam wylecę. I to wszystko przez ciebie. Na dodatek jeszcze musze niańczyć następcę tronu. Ciekawe jak ja mam to wszystko zrobić?
- Daj mi następcę tronu - powiedział Kirim. - Ja się nim zajmę, a ty zajmij się służbą.
- Jesteś pewien? Król powiedział, że to ja mam się zając następcą tronu. Będzie wściekły, że nie wykonałem jego polecenia.
- Nie będzie, jeśli o niczym się nie dowie. Prawda chłopaki? - Kirim popatrzył groźnie na Warneka i Ganara.
- Oczywiście - odparli tamci szybko i nerwowo przełknęli ślinę.
- No widzisz? Więc daj mi następcę tronu i zajmij się resztą.
- Ok. - Mares podał dziecko Kirimowi i wyszedł.
Kiedy Akirin wrócił do zamku było już ciemno. Zjadł kolację i odebrał dziecko od Maresa, który zdążył wykonać powierzone mu zadanie. Oczywiście żaden z doradców nie zdradził ani słowem, że dzieckiem przez cały czas opiekował się Kirim. Akirin siedział na łóżku i bawił się z dzieckiem gdy nagle do komnaty wszedł Kurus.
- Witaj.
- Witaj, dawno cię nie było. Myślałem, że może już ci się znudziło przychodzenie do mnie.
- Wiesz, w przeciwieństwie do ciebie ja muszę zarabiać na życie. Od ciebie ostatnio nie miałem żadnego zlecenia, więc musiałem szukać gdzie indziej.
- Gdybyś był, jak to określiłeś, "królewskim psem", nie musiałbyś się martwić o przeżycie. Dostawałbyś co miesiąc pieniądze bez względu na to czy coś zrobisz czy nie.
- Dzięki, ale nie skorzystam.
- Jak uważasz - wzruszył ramionami. - Więc, co ciekawego słychać?
- W królestwie spokój, chociaż coraz częściej słyszę głosy, że dobrze by było żeby król znalazł sobie żonę.
- Dobrze wiesz, że to nie takie proste - Adam westchnął.
- Ja wiem, ale lud nie wie.
- Nie mam zamiaru się im tłumaczyć. I tak większość by tego nie zrozumiała. Lepiej więc niech jest jak jest. Może kiedyś znajdę swoją drugą połówkę. A jeżeli nie, to zawsze mam Solana.
- A przy okazji, zauważyłem, że ostatnio stałeś się bardzo uczuciowy.
- Uczuciowy? Co przez to rozumiesz?
- Tak sobie podglądam i widzę, że jesteś jakby milszy dla tego swojego doradcy, jak on ma na imię? Zdaje się Kirim.
- Tak? No i co z tego?
- Czyś ty przypadkiem się w nim nie zakochał?
- Głupoty gadasz. Po prostu dobrze mi się z nim rozmawia, bo zawsze jest taki opanowany i spokojny. No i bardzo dobrze opiekuje się Solanem. A skoro z Solanem jest wszystko w porządku, to znaczy, że mogę mu ufać. Poza tym Kirim jest jedynym człowiekiem, oprócz medyka, który nie próbował zdobyć mojej sympatii.
- Z tego co widziałem, to nikt nie próbował zdobyć twojej sympatii. Poza tym skąd wiesz, że z dzieckiem jest wszystko w porządku?
- Ale wszyscy trzęsą przede mną portkami. Z wyjątkiem Kirima i medyka. Gdyby z dzieckiem było coś nie tak, to byś mi powiedział. Skoro nic nie mówisz znaczy, że wszystko jest ok.
- Dlaczego uważasz, że bym ci powiedział?
- Bo mnie lubisz.
- Nie bądź taki pewny siebie.
- To po co tu przyłazisz?
- Może z nudów?
- Uważaj bo uwierzę - powiedział król sarkastycznie.
- Widzę, że nie wygram z tobą - westchnął skrytobójca.
- Raczej nie - Akirin uśmiechnął się.
- Myślisz, że mogę go potrzymać? - spytał nagle zmieniając temat.
- Oczywiście, tylko ostrożnie - Akirin podał dziecko Kurusowi.
- Wiesz, małe dzieci to jednak fajna sprawa - powiedział po chwili skrytobójca.
- Więc czemu nie zrobisz sobie swojego własnego?
- Dobrze wiesz, że to nie możliwe przy moim zawodzie.
- Więc pracuj oficjalnie dla mnie.
- Już ci mówiłem, że nie mam zamiaru być królewskim psem.
- Jak se chcesz. Gdybyś jednak zmienił zdanie, to pamiętaj, że moja propozycja jest cały czas aktualna.
- Będę pamiętał, chociaż nie mam zamiaru zmieniać zdania. A tak przy okazji, wiesz że ten twój doradca, którego próbowałeś zaciągnąć do łóżka, właśnie urodził dziecko?
- Poważnie?
- Właściwie to dwoje na raz. Chłopca i dziewczynkę.
- Cieszę się. Znaczy, że dobrze im się wiedzie. Słusznie zrobiłem, że wtedy odpuściłem sobie.
- Nie żałujesz ani trochę?
- Trochę. Jakby nie patrzeć Sanus to przystojny mężczyzna i niejednemu może zawrócić w głowie.
-Więc trzeba go było wziąć siłą.
- Głupi jesteś i tyle. Faktycznie mógłbym go wziąć siłą, ale co z tego bym miał? Kolejnego poddanego, który mnie nienawidzi i to w dodatku pod samym nosem. Nie chciałbym żeby okazało się że którejś nocy się nie obudzę bo właśnie leżę martwy. A tak, on jest szczęśliwy, a ja mam kolejnego oddanego poddanego. Proste.
- Ale w ten sposób jesteś cały czas sam.
- Wolę to niż niszczenie czyjegoś szczęścia. Wiesz, wtedy, gdy przez przypadek ich podsłuchałem, słyszałem w ich głosach tyle żaru, namiętności, a jednocześnie bólu i tęsknoty. Czegoś takiego nie można niszczyć tylko rozwijać. Poza tym może taki już mój los, że muszę być sam?
- Wiesz, że w razie potrzeby...
- Wiem, ale nie skorzystam. Seks to tylko częściowe rozwiązanie. Ja chcę czegoś więcej.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu bawiąc się z dzieckiem.
- Muszę już uciekać - Kurus oddał dziecko Akirinowi i wyszedł przez ogród.
Dni mijały spokojnie i szczęśliwie. Akirin wypełniał królewskie obowiązki jak należy, lud kochał swojego króla. Nic nie zapowiadało nieszczęścia które miało nadejść.
Któregoś dnia Akirin siedział w ogrodzie i bawił się z Solanem. Podszedł do niego Mares i ukłonił się nisko.
- Wasza Wysokość...
- Co jest Mares? Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale przybył posłaniec od króla Komusa szóstego.
- Komus szósty? - Akirin na chwilę zamyślił się. - O ile dobrze pamiętam to nasz północny sąsiad.
- Zgadza się, Wasza Wysokość.
- Czego on chce?
- W przyszłym miesiącu następca tronu żeni się i król Komus szósty zapytuje czy Wasza Wysokość zaszczyci tą uroczystość swoją obecnością.
- Ślub? Czemu nie. Chętnie oderwę się od tej pałacowej nudy. Napisz odpowiednie pismo.
- Jak Wasza Wysokość każe - Mares ukłonił się i wyszedł.
- Co na to powiesz Solan? Jedziemy na ślub. - Solan wesoło zaśmiał się.
Miesiąc szybko minął. Kiedy nadszedł dzień wyjazdu Akirin zawołał do siebie Kirima.
- Wasza Wysokość wzywał?
- Przygotuj dziecko do drogi. Ty też jedziesz.
- Wasza Wysokość wybaczy, ale dla następcy tronu to będzie zbyt ciężka droga.
- Wiem. Nie zamierzam go zabierać. Po drodze będziemy mijać ziemie hrabiego De la Feyne. Zostawimy Solana pod jego opieką.
- Wasza Wysokość jest pewien? Uważam, że służba odpowiednio zajmie się następcą tronu podczas nieobecności waszej wysokości.
- Nie. Jeżeli chodzi o Solana to ufam tylko tobie, ale ty pojedziesz ze mną. Poza tobą ufam tylko hrabiemu De la Feyne. Dlatego też dziecko zostawię pod jego opieką.
- To wielka zaszczyt dla mnie, że Wasza Wysokość ufa mi w tak ważnej sprawie jak życie następcy tronu - Kirim ukłonił się jeszcze niżej. Nie chciał żeby Akirin widział jak czerwienią mu się policzki.
- W takim razie przygotuj wszystko tak żebyśmy mogli jutro wyruszyć.
- Jak Wasza Wysokość każe - Kirim odszedł.
Resztę dnia Akirin spędził na zabawie z dzieckiem, a Kirim przygotowując wszystko do wyjazdu. Następnego dnia bladym świtem wszystko już było gotowe. Karoca, za którą biegły dwa konie na wypadek gdyby król nabrał ochoty na jazdę wierzchem, trzy wozy wiozące wszystko co potrzebne królowi w czasie podróży, służba i kilkunastu zbrojnych żołnierzy. Akirin razem z dzieckiem i Kirimem wsiedli do karocy. Orszak ruszył. Pod koniec dnia dotarli do posiadłości hrabiego De la Feyne.
- Wasza, Wysokość, to wielki zaszczyt gościć Waszą Wysokość w moich skromnych włościach - powiedział hrabia, kiedy zdumiony klęczał przed Akirinem na dziedzińcu swojego pałacyku. - Jednak gdyby Wasza Wysokość przysłał posłańca, przygotowałbym wszystko jak należy na przybycie Waszej Wysokości.
- Nie ma takiej potrzeby hrabio - król machnął uspokajająco ręką. - Jesteśmy tu tylko przejazdem. Chcemy u ciebie przenocować. Rankiem, skoro świt ruszamy dalej.
- To wielki zaszczyt, Wasza Wysokość, dla mojej skromnej osoby.
- W takim razie prowadź. - Hrabia De la Feyne wstał i posłusznie ruszył w stronę pałacyku.
Kiedy weszli do środka, podszedł do nich hrabia Harumov.
- Wasza Wysokość... - Pokłonił się nisko.
- Witajcie hrabio Harumov. Jak tam wasz syn?
- Dziękuję za troskę, Wasza Wysokość. Chowa się wspaniale, jest bardzo grzeczny i spokojny.
- To dobrze. Chciałbym go później zobaczyć.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy.
- Teraz chciałbym zająć się dzieckiem. Jest zmęczone po podróży.
- Jeżeli Wasza Wysokość pozwoli, to opiekunka się nim zajmie - hrabia klasnął w ręce, a kiedy podszedł służący powiedział: - zawołaj opiekunkę.
Służący ukłonił się i bez słowa odszedł. Chwilę potem podeszła kobieta ubrana lepiej niż reszta służby.
- Wasza miłość wzywał? - dygnęła ze spuszczoną głową.
- Zaopiekuj się następcą tronu.
Opiekunka jeszcze raz dygnęła i wzięła od Akirina dziecko. Odeszła bez słowa.
- Jeżeli Wasza Wysokość pozwoli, to każę przygotować kąpiel, a potem posiłek.
- Chętnie. Mam nadzieję iż służbą zajmiecie się też odpowiednio.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - Hrabia klasnął w ręce i kiedy pojawili się służący wydał im odpowiednie polecenia.
Akirin ruszył za służącym do łazienki. Czekały już tam jego służące. Pozwolił się rozebrać. Wszedł do wanny. Błogi uśmiech zagościł na jego twarzy. Woda miała odpowiednią temperaturę. Chwilę poleżał, potem pozwolił się umyć i wytrzeć. Kiedy już się przebrał pojawił się służący, który zaprowadził go do sali z zastawionym suto stołem. Pod ścianą stali służący czekający na polecenia.
- Wasza Wysokość... - Hrabia Harumov i De la Feyne pokłonili się nisko.
- Nie ma to jak odświeżająca kąpiel po podróży. Gdzie mój doradca?
- Też korzysta z kąpieli, Wasza Wysokość.
- W takim razie zaczekamy aż nie przyjdzie.
- Jak Wasza Wysokość sobie życzy.
Hrabia Harumov podszedł do Akirina z pochyloną głową.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, za ten skromny posiłek, ale...
- Wcale mi to nie przeszkadza hrabio Harumov - Akirin przerwał hrabiemu w połowie zdania.
W tym momencie służący wprowadził Kirima.
- No to możemy siadać - powiedział Akirin i usiadł na szczycie stołu. Hrabia Harumov i De la Feyne usiedli po jego prawej stronie, natomiast Kirim stanął w pewnej odległości za fotelem króla.
- A ty czemu nie siadasz, Kirim? - spytał Akirin.
- Nie mogę dopóki Wasza Wysokość mi nie zezwoli - Kirim ukłonił się.
- Właśnie ci zezwalam - machnął ręką wykonując bliżej nieokreślony gest. - Siadaj.
- Dziękuję, Wasza Wysokość - Kirim usiadł. Służący zaczęli podawanie talerzy z daniami.
- Macie dobrego kucharza - powiedział Akirin, kiedy już skończyli posiłek.
- Wasza Wysokość jest zbyt łaskawy - powiedział hrabia Harumov, ale widać było, że ta pochwała sprawiła mu przyjemność.
- Pójdę teraz spać.
- Życzę dobrej nocy Waszej Wysokości - powiedział hrabia De la Feyne kłaniając się.
- Kirim...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Zanim położysz się spać chcę żebyś zajrzał do Solana.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - Kirim pochylił głowę.
Akirin wyszedł. Hrabia Harumov odetchnął z ulgą.
- Chyba udało się. Król nie wyglądał na niezadowolonego.
- Król był wyjątkowo zadowolony - powiedział Kirim uspokajająco.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Gdyby coś mu nie odpowiadało, to na pewno wyraziłby swoje niezadowolenie. Skoro nic nie mówił, znaczy, że wszystko było w porządku.
- No cóż, ty jesteś panie najbliżej króla, więc wiesz najlepiej.
- Oczywiście - Kirim uśmiechnął się tajemniczo.
- Może przed snem napijemy się wina? - zaproponował hrabia De la Feyne.
- Z chęcią - powiedział Kirim.
Weszli służący z winem. Wszyscy trzej zatopili się w rozmowie nad kielichami wina.
Nastał ranek. Akirin wstał i poszedł do Solana. Chwilę się z nim pobawił i zostawił go opiekunce. Zjadł lekkie śniadanie z pozostałymi. Kiedy już mieli wyruszać wziął hrabiego Harumov na stronę i powiedział:
- Hrabio Harumov, właściwie to przybyłem tutaj żeby prosić was o przysługę.
- Mnie, Wasza Wysokość? - zdumiał się blondyn - To wielki zaszczyt. Czym mogę służyć memu panu?
- Udaję się z wizytą do sąsiedniego państwa. Chcę żebyś przez ten czas zajął się moim synem.
Hrabia popatrzył na króla z wytrzeszczonymi oczami. Jednak szybko się opanował i uklęknął.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale nie jestem godny, by powierzać mi następcę tronu.
- Dlaczego tak uważasz hrabio Harumov? Pamiętam jak przybyłem do tego kraju. Zobaczyłem wtedy pewnego mężczyznę, który właśnie miał wydać na świat dziecko. Widziałem jak gotów był oddać życie w obronie tego dziecka. Widziałem jak rozpaczał kiedy myślał gdy je stracił i jak promieniał kiedy je odzyskał. Jak myślisz hrabio Harumov czy taki człowiek byłby dobry do opieki nad królewskim synem? - hrabia nic nie odpowiedział. - Dlatego oddaję ci mego syna pod opiekę bo wierzę, że zrobisz wszystko co w twojej mocy by go chronić.
- Dziękuję za zaufanie Wasza Wysokość - odparł hrabia Harumov nie podnosząc głowy.
Akirin wraz z doradcą wsiadł do karocy i ruszyli w drogę.
- Co król chciał od ciebie? - spytał hrabia De la Feyne, kiedy już królewski orszak zniknął im z oczu.
- Powiedział, że zostawia pod moją opieką następcę tronu.
- Co??
- Powiedział, że udaje się z wizytą do sąsiedniego państwa i na ten czas zostawia pod moją opieką następcę tronu.
- Nie mogę uwierzyć.
- Ja też nie, kochanie, ale to prawda.
- Czyżby w końcu uśmiechnęło się do nas szczęście?
- Tak myślisz?
- Mam wrażenie jakbyśmy śnił. Jeszcze niedawno musiałem ukrywać się przed królewskimi żołnierzami, a teraz król powierza nam swego syna.
- Ja też nie mogę w to uwierzyć. Cały czas pamiętam jak musieliśmy się ukrywać z naszym uczuciem, żeby tylko król się nie dowiedział i nie próbował mnie uwięzić, żeby tylko złapać ciebie. Pamiętam jak potem uciekłeś i przez długi czas nie miałem od ciebie żadnych wieści, aż w końcu przybyłeś i zabrałeś mnie ze sobą.
- Musiałem. Król jakimś cudem dowiedział się co nas łączy. Gdybym przybył dzień później, to już bym cie nie znalazł. Siedziałbyś pewnie w królewskim więzieniu.
- Raczej byłbym martwy, a wraz ze mną nasze nienarodzone dziecko.
- Wybacz, że cię narażałem na takie niewygody.
- Nie musisz przepraszać kochany. Ja to rozumiem.
- Chociaż i tak nie udało nam się uniknąć spotkania z bandytami nasłanymi przez króla. Myślałem że to już koniec, że nie dam rady was obronić.
- Ale wtedy pojawił się nasz obecny król i nam pomógł. Gdyby nie on, nasz syn byłby martwy.
- Później wpadłem w zasadzkę zastawioną przez królewskich doradców. Myślałem, że to obecny król mnie ściga, ale kiedy tak przed nim klęczałem, on nie miał w sobie ani odrobiny gniewu. On pierwszy nie potraktował mnie jak psa. Pomyślałem wtedy, że może jednak on jest inny. A kiedy usłyszałem, że obniżył podatki wstąpiła we mnie nadzieja, że może w końcu mamy prawdziwego króla. Postanowiłem wtedy położyć wszystko na jednej szali i oddałem mu życie swoje oraz naszego dziecka. Wybacz, że sprawiłem ci tym ból, ale nie mogłem inaczej postąpić.
- Nie przepraszaj. Chociaż czułem się wtedy jakby rozrywano mnie na kawałki, to jednak doskonale rozumiałem co tobą kieruje. Dlatego udałem się wtedy z tobą do pałacu. I znowu król pokazał swoją mądrość i łaskawość.
- Ja myślę że to raczej był spryt.
- Spryt?
- No i oczywiście ogromne serce. Widział jak ciężko jest ci oddać dziecko, więc powiedział co powiedział.
- Być może masz rację. Ale wtedy serce stanęło mi po raz drugi. Tym razem ze szczęścia. Dwadzieścia lat to sporo czasu żebyśmy mogli nacieszyć się naszym synem. Przez ten czas dużo rzeczy może się wydarzyć.
- Masz rację, dużo rzeczy. Jak choćby powrót na utracone ziemie.
- I darowanie wszystkich win. A teraz jeszcze to.
- Dlatego właśnie mówię, że dla mnie to jest jak sen.
- Więc cieszmy się tym snem póki trwa - hrabia Harumov pocałował swego małżonka i wsadził mu rękę pod bluzę. - Chodź - szepnął czule patrząc namiętnie w oczy drugiego mężczyzny.
- Nie za wcześnie trochę?
- Na to nigdy nie jest za wcześnie. Poza tym co mamy innego do roboty? Dzieci są pod opieką opiekunki, służba wykonuje swoje obowiązki jak należy, więc możemy poświęcić trochę czasu na własne przyjemności.
- Kusząca propozycja - hrabia De la Feyne uśmiechnął się i pocałował małżonka w szyję, następnie wziął go na ręce i ruszył w stronę sypialni.
Tymczasem Akirin siedział w karocy i zamyślony wyglądał przez okno.
- Wasza Wysokość...
- Co jest Kirim? - Akirin spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na doradcę.
- Coś trapi Waszą Wysokość?
- Nie, wszystko w porządku - Akirin znowu zapatrzył się na widok za oknem.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale widzę, że coś jest nie tak.
Akirin westchnął.
- Myślę o Solanie. Czy wszystko z nim w porządku, czy nie płacze, czy dobrze go karmią.
- Wasza Wysokość nie powinien się tym martwić. Wasza Wysokość sam powiedział, że tylko tym dwóm ufa na tyle żeby powierzyć im następcę tronu.
- Wiem, mimo wszystko jednak... Myślisz Kirim że to nienormalne?
- Nie, Wasza Wysokość. Uważam, że to jak najbardziej naturalne.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Wasza Wysokość przejmuje się jak każdy rodzic. Gdyby Wasza Wysokość się nie przejmował wtedy byłoby to dziwne, a tak jest wszystko w porządku. Dlatego też proszę, żeby Wasza Wysokość już się tym więcej nie martwił.
- Cieszę się Kirim, że cie ze sobą wziąłem - Akirin uśmiechnął się smutno i znowu zapatrzył w okno. Nie odezwał się już ani słowem. Tak minął cały dzień. Pod wieczór zatrzymali się nad jakąś rzeką.
- Co się stało? - spytał Akirin wychylając sie przez okno.
Błyskawicznie podbiegł do niego jeden z żołnierzy i uklęknął.
- Wasza Wysokość, za tą rzeką znajduje się granica naszego państwa. Sugerowałbym przenocować tutaj.
- Dobry pomysł - odparł Akirin. - Rozbijemy tu obóz.
- Jak Wasza Wysokość każe - żołnierz błyskawicznie oddalił się.
- W końcu będę mógł rozprostować nogi - mruknął Akirin przeciągając się. - Zaczynało mnie to już męczyć.
Wyszedł z karocy . Wszyscy jak na komendę przerwali to co robili i uklękli pochylając głowy. Czekali na polecenia.
- Kirim...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Powiedz im, że mają nie przerywać, tylko jak najszybciej rozbić obóz.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. - Kirim oddalił się. Akirin stał z zamkniętymi oczami pozwalając by delikatnie wiejący wiaterek owiewał mu twarz.
- Wasza Wysokość...
- Tak Kirim? - Akirin otworzył oczy i spojrzał na stojącego z pochyloną głową doradcę.
- Namiot rozbity. Służba przygotowała już posiłek.
- Świetnie - powiedział Akirin i poszedł do namiotu. Stało w nim jednoosobowe łoże przykryte wzorzystym materiałem oraz stół zastawiony jedzeniem. Usiadł przy stole i zabrał się za jedzenie.
- Siadaj Kirim. Wiesz, że nie lubię jeść sam.
- Jak Wasza Wysokość każe - doradca usiadł i zaczął jeść.
- Najadłem się - mruknął Akirin, kiedy już skończył jeść.- Mam ochotę się wykąpać.
- Zaraz każę przygotować kąpiel Wasza Wysokość, ale to chwilę potrwa.
- Nie trzeba Kirim. Pójdę wykąpać się w rzece.
- Wasza Wysokość?
Akirin bez słowa zaczął się rozbierać. Kiedy już rozebrał się całkiem owinął biodra kawałkiem materiału i narzucił na ramiona szlafrok. Wyszedł z namiotu. Służba na jego widok przerwała zajęcia i uklękła, ale Akirin machnął tylko ręką dając im do zrozumienia żeby wracali do swoich zajęć. Podszedł do rzeki, w której akurat kąpali się żołnierze. Zrzucił szlafrok i wszedł do wody. Widząc to żołnierze pośpiesznie wychodzili na brzeg. Akirin poszedł na środek rzeki, gdzie woda sięgała mu do piersi. Przez chwilę stał pozwalając wodzie omywać jego ciało. Potem zanurzył się. Siedział pod wodą dopóki starczyło mu oddechu. Kiedy się wynurzył położył się na wodzie i zapatrzył w niebo. Leżał tak i patrzył nie zaważając na upływający czas. W końcu stwierdził, że ma dosyć. Wstał i wyszedł na brzeg. Na szczęście materiał na biodrach cały czas się trzymał. Kiedy tylko wyszedł, podbiegł do niego Kirim i chciał zarzucić na ramiona szlafrok, ale powstrzymał go ruchem ręki. Otrząsnął się z wody przez chwilę pozwalając żeby owiewał go wiatr. W końcu ruszył w stronę namiotu. Kiedy tak szedł słyszał zewsząd szepty służących, które rumieniły się patrząc na jego wspaniale zbudowane ciało. Uśmiechnął się pod nosem. Wszedł do namiotu, ściągnął mokry materiał i rzucił sie na łóżko. Chwilę potem do namiotu wszedł Kirim.
- Wasza Wysokość powinien najpierw wytrzeć się z wody.
- Nie chce mi się - mruknął Akirin.
- Jeżeli Wasza Wysokość tego nie zrobi, to może złapać jakąś chorobę, a tego byśmy nie chcieli.
Akirin westchnął.
- W takim razie wytrzyj mnie.
- Wasza Wysokość? - Zdumiał się Kirim.
- Skoro nie chcesz żebym złapał jakąś chorobę, musisz mnie wytrzeć.
- Jak Wasza Wysokość każe. - Chwilę potem Akirin poczuł przesuwający się po jego plechach ręcznik. Plecy, pośladki i nogi. W końcu ręcznik zniknął, a jego miejsce zajął materiał. To Kirim skończywszy wycierać króla przykrył go kołdrą.
- Kirim...
- Tak, Wasza Wysokość?
- Gdzie ty będziesz spał?
- W namiocie służby, Wasza Wysokość.
- Nie. Masz spać w moim namiocie. Muszę cie mieć pod ręką na wypadek gdybym czegoś w nocy potrzebował.
- Jak Wasza Wysokość każe - odparł Kirim.
- Dokładnie, tak każę - mruknął Akirin.
Tymczasem Kirim przygotował sobie posłanie w królewskim namiocie. Kiedy skończył podszedł do królewskiego łoża, poprawił kołdrę i poszedł na swoje posłanie. Chwilę potem już spał. Akirin jeszcze chwilę leżał aż w końcu także zasnął. Kiedy rano się obudził Kirim jeszcze spał. Ubrał się po cichu i wyszedł z namiotu. Od razu podbiegł niego służący i uklęknął czekając na rozkazy.
- Widzę, że powoli się już zbieramy.
- Jak Wasza Wysokość kazał.
- Świetnie. W takim razie przynieś mi śniadanie - wrócił do namiotu i podszedł do posłania Kirima.
Potrząsnął nim raz i drugi, aż w końcu tamten otworzył oczy. Widząc pochylającego się nad nim króla z przerażeniem na twarzy poderwał się i uklęknął.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość. Nie wiem jak to się stało, że zaspałem.
- W porządku Kirim, nie mam o to pretensji - odparł łagodnie król uśmiechając się.
- Ale powinienem wstać przed Waszą Wysokością i dopilnować wszystkiego.
- Służba doskonale sobie radzi bez ciebie, Kirim.
- Nie zasługuję na to żeby być królewskim doradcą - szepnął doradca spuszczając głowę.
- Dlaczego tak uważasz? - Zdziwił się Akirin.
- Nie wypełniam należycie swoich obowiązków.
- Których?
- Powinienem robisz wszystko tak, żeby nie zaprzątać głowy Waszej Wysokości nieistotnymi szczegółami. A jak mogę to robić jeżeli nawet nie jestem w stanie wstać odpowiednio wcześnie?
- Jak myślisz Kirim, dlaczego wysłałem innego ambasadora na twoje miejsce i kazałem ci wrócić do kraju?
- Bo nie byłem wystarczająco dobry, Wasza Wysokość?
- Aleś ty głupi Kirim - Akirin westchnął. - Kazałem ci wrócić, bo uważam, że jesteś bardzo dobrym doradcą i chcę żebyś nadal nim był.
- Wasza Wysokość? - Kirm zdumiony podniósł oczy na Akirina i zobaczył jego ciepło uśmiechniętą twarz.
- Od kiedy tu przybyłem byłeś mi podporą, wszystkiego mnie uczyłeś, cierpliwie znosiłeś moje dziwactwa i wybryki. No i opiekujesz się moim synem. Jak mógłbym zrezygnować z tak oddanego mi człowieka tylko dlatego, że popełnił kilka błędów? Pamiętasz jak ci mówiłem, że nikt nie jest bez wad, nawet ja?
- Pamiętam, Wasza Wysokość.
- Więc nie myśl więcej o tych głupotach. A teraz chodź na śniadanie. Musimy szybko zjeść i zaraz ruszać.
- Dziękuję Wasza Wysokość - szepnął Kirim.
Kiedy skończył posiłek i trzeba było ruszać dalej Akirin stwierdził, że dość ma siedzenia w karocy i przesiadł się na konia. To samo zrobił Kirim. Dalszą drogę jechali obok pustej karocy. Kiedy minęło południe zobaczyli jadących naprzeciw nim zbrojnych żołnierzy. Orszak zatrzymał się. Akirin wraz z Kirimem wyjechali na przód i czekali aż zbrojni przybliżą się.
- Witajcie Panie, jestem Generał hrabia Aranos Korusa, głównodowodzący wojsk jego wysokości Komusa szóstego - jadący na przedzie żołnierz wysunął się jeszcze bardziej do przodu. - Jego Wysokość Komus szósty wysłał nas jako eskortę dla waszego króla. Ostatnimi czasy pojawiło się w tych okolicach sporo niebezpiecznych bandytów.
- Jego Wysokość Akirin pierwszy z pewnością będzie wdzięczny waszemu królowi za tę troskę - odparł szybko Akirin nie dopuszczając Kirima do głosu.
Generał skinął głową i żołnierze otoczyli królewski orszak ze wszystkich stron. Ruszono dalej.
- Powiedzcie mi panie, jaki jest wasz król? Krążą o nim różne plotki - powiedział w pewnym momencie generał.
- No cóż, wszystko zależy panie kogo zapytacie o zdanie - odparł Akirin. - Jedni powiedzą, że jest wspaniałym władcą, inni natomiast, że jest nieodpowiedni.
- A wy panie? - indagował dalej żołnierz.
- Cóż ja mogę powiedzieć? Jestem tylko skromnym doradcą. Nie mnie osądzać ani oceniać króla.
Akirin zauważył, że ta odpowiedź niezbyt zadowoliła żołnierza. Nie przestał więc wypytywać dalej.
- Słyszałem panie, że wasz król podniósł podatki. Docierają do nas pogłoski, że szlachta jest z tego niezadowolona.
- Cóż, panie hrabio, zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony.
- Podobno wasz król ma wiele kochanek, których zachcianki rujnują królewski skarbiec.
- Zapewne myślicie panie o poprzednim władcy, Lamerze dziewiątym. On faktycznie miał wiele kochanek, ale król Akirin pierwszy odprawił je wszystkie.
- Podobno ojcem następcy tronu jest zwykły służący.
- Ciekawe wiadomości posiadacie panie hrabio. Niestety nawet my nie wiemy kto jest ojcem następcy tronu, tylko Jego Wysokość to wie.
- Ale gdy następca tronu obejmie tron, to może to wywołać niepokoje w waszym kraju. Sami rozumiecie panie, człowiek niewiadomego pochodzenia...
- Oh, wybiegacie zbytnio w przyszłość panie hrabio. Zanim następca tronu stanie się formalnie królem dużo rzeczy może się wydarzyć. Poza tym jego Wysokość Akirin pierwszy cieszy się doskonałym zdrowiem i na pewno jeszcze długo będzie rządził naszym krajem.
Generał chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie cały orszak stanął. Ruszył na przód zobaczyć co jest tego przyczyną. Dojechał i zobaczył leżące w poprzek drogi przewalone ogromne drzewo.
Tymczasem Kirim szepnął do Akirina:
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość, ale nie rozumiem...
- Czemu się nie przyznałem kim jestem? - Kirim potaknął. - No cóż, miałem nadzieję, że coś się dowiem o tym królu. A wyszło na to, że ten generał chciał od nas wyciągnąć coś naszym królu. Byłem ciekaw jak zamierza to rozegrać.
- Odniosłem wrażenie, Wasza Wysokość, że ten generał chciałby usłyszeć jak wyrażamy swoje niezadowolenie o Waszej Wysokości.
- Też odniosłem takie wrażenie Kirim. - westchnął Akirin. - Jestem ciekaw dlaczego tak bardzo mu na tym zależy. Swoją drogą, ciekawe czemu stoimy.
Odpowiedź otrzymał natychmiast. Z lasu wypadli z wrzaskiem ludzie i rzucili się na orszak. Zajęci usuwaniem przeszkody żołnierze generała próbowali wrócić na swoje poprzednie miejsca lecz momentalnie zostali otoczeni przez napastników i jedyne co mogli, to odpierać ataki broniąc własnego życia. Obroną życia Akirina musieli zająć się jego nieliczni żołnierze.
- Kirim, do karocy, ale już! - krzyknął Akirin. Kirim posłusznie zsiadł z konia i schował się w karocy. - Chrońcie służących! - krzyknął do żołnierzy, którzy otoczyli go broniąc przed atakiem napastników.
Żołnierze posłusznie otoczyli wóz ze służącymi. Akirin zeskoczył z konia i czekał na napastników. Nie musiał czekać długo. Zobaczył jak w jego stronę biegnie dwóch z mieczami w dłoniach. Uśmiechnął się zadowolony. Dopadł pierwszego z nich i jednym ruchem złamał mu kark. W tym czasie drugi zamachnął się, ale Akirin zdążył uchylić się i miecz przeciął tylko powietrze. Zanim napastnik zorientował się co się właśnie stało, już leżał martwy z przetrąconym karkiem. Akirin już chciał się rzucić na kolejnego napastnika, gdy nagle usłyszał hałas dobiegający z wnętrza karocy. Otworzył drzwi i ujrzał Kirima mocującego się z bandytą. Wskoczył do środka, złapał napastnika za kark i udusił go. Ledwo zdążył wyrzucić trupa, a już pojawił się następny z nożem w zębach. Nie czekając na jego ruch Akirin rzucił się na niego i razem wypadli z karocy. Bandyta szybko podniósł się na nogi i rzucił na przeciwnika lecz nadział się na jego pieść. Kiedy zamroczony próbował złapać równowagę Akirin przyskoczył do niego i skręcił mu kark. W jednej chwili pojawiło się pięciu nowych bandytów i otoczyło króla.
- No, w końcu walka na poważnie - uśmiechnął się Akirin.
Bandyci rzucili się na niego jednocześnie i jednocześnie zostali odepchnięci przez kopnięcia i ciosy pięściami. Kiedy próbowali złapać równowagę Akirin podbiegał do każdego po kolei i skręcał im karki. Kiedy już wszyscy leżeli martwi spojrzał w stronę wozów ze służbą. Na szczęście żołnierze skutecznie bronili do nich dostępu. Zajrzał więc do karocy.
- Wszystko w porządku Kirim? - spytał doradcę. Ten z przerażenia mógł tylko skinąć głową. - To dobrze - Akirin uśmiechnął się i przeszedłszy przez karocę wziął się za kolejnych napastników.
W pewnym momencie okazało się iż bandyci zaczynają przegrywać. Wtedy nagle przestali atakować i rzucili się z powrotem do lasu. Generał wraz ze swoimi żołnierzami rzucił się w pogoń za nimi.
- Wasza Wysokość... - przed Akirinem uklęknął jeden z żołnierzy - czy mamy ich ścigać?
- Co ze służbą?
- Wszyscy cali, Wasza Wysokość, chociaż bardzo wystraszeni.
- Udało im się coś ukraść?
- Nie, Wasza Wysokość.
- Zatem nie ma powodu ścigać tych bandytów. Powiedz żołnierzom, że dobrze się spisali. Daj każdemu po kielichu wina.
- Dziękuję, Wasza Wysokość - żołnierz wstał i chciał odejść gdy nagle jego wzrok padł na ramię Akirina. - Wasza Wysokość jest ranny!
- Co? - Akirin zdziwiony spojrzał na swoją rękę. - Cholera, nawet nie zauważyłem.
Ściągnął bluzę i jeszcze raz przyjrzał się ranie. Nie była zbyt głęboka. Podbiegli do niego służący. Jeden z nich szybko opatrzył ranę, a drugi pomógł założyć nową bluzę.
- No to możemy chyba jechać dalej.
- Wasza Wysokość wybaczy... - żołnierz skłonił się ponownie.
- Tak?
- Nie czekamy na tamtego generała?
- Nie ma takiej potrzeby. Moi żołnierze wystarczą do obrony mojej osoby.
- Wasza Wysokość jest zbyt łaskawy.
- Jacyś zabici?
- Tylko bandyci, Wasza Wysokość.
- Ranni?
- Kilku, Wasza Wysokość, ale to nic poważnego. Mogą jechać.
- W takim razie słusznie ufam, że moi żołnierze mnie obronią. Jeżeli ktoś z rannych potrzebuje, to niech usiądzie na wozie służby.
- Oczywiście, Wasza Wysokość - żołnierz ukłonił się jeszcze raz i odszedł.
- Dajcie mi kielich wina - powiedział Akirin do służących, a kiedy go dostał poszedł do karocy. - Wszystko w porządku Kirim? - spytał kiedy już siedział w środku.
- Tak, Wasza Wysokość - odparł niepewnie doradca, cały czas jeszcze się trzęsąc.
- Wypij to - król podał mu kielich z winem.
Kirim podniósł kielich do ust, ale ręce zbytnio mu się trzęsły i wszystko rozlewał. Widząc to Akirin wyjął mu kielich z rąk i przytknął do ust zmuszając do wypicia całej zawartości. Kiedy już to zrobił przyciągnął go do siebie i przycisnął mocno do piersi. W tym momencie karoca drgnęła i powoli zaczęła się toczyć.
- W końcu ruszyliśmy dalej - mruknął Akirin. - Myślę, że nie powinniśmy mieć już więcej problemów.
- Proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość - szepnął Kirim.
- Za co? - zdziwił się Akirin.
- Sprawiam tylko kłopoty Waszej Wysokości.
- Nie sprawiasz. Nikt nie wymaga od ciebie bohaterstwa, jeżeli nie jesteś rycerzem. Od tego mam wojsko. Ty jesteś tu po to żeby służyć mi swoim rozumem.
- Dziękuję, Wasza Wysokość.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. Akirin czuł jak Kirim się powoli uspokaja. W pewnym momencie Kirim, wciąż przytulony do królewskiej piersi, zasnął.