Quinris 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 04 2011 14:26:35
Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Po prostu nagle stałem się kotowatym...
W pewnym momencie poczułem ogromną chęć zapoznania się bliżej z motkiem wełny, potem ze zwyczajami kota sąsiadki, i nie wiadomo, kiedy psychicznie zamieniłem się w kota. Rodziców nie mam, a raczej nie wiem gdzie są. Kiedy ukończyłem 15 rok życia odszedł ojciec. Potem kilka miesięcy później matka. Nie umarli, tylko po prostu odeszli. Poszli w las i nie wrócili. Nie chciałem pójść do sierocińca, więc zebrałem najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszyłem w las. Nie miałem zielonego pojęcia gdzie się schować ani dokąd pójść, ale wiedziałem, że nie będę bezpieczny blisko ludzi. Któregoś dnia spotkałem mojego kociego przyjaciela Genrisa. Dałem mu trochę mięsa i poszedłem dalej. W pewnym momencie usłyszałem za sobą lekko senny głos, który przyzywał mnie po imieniu.
-Quinrisie! Zawróć! Poczekaj na mnie!- Nie miałem pojęcia, kto mówi do mnie w "moim" języku, ale w tamtym momencie interesował mnie tylko chwilowy "zawał serca" ze strachu. Obejrzałem się za siebie, i nie widziałem nikogo innego, oprócz Genrisa. Na początku nie zwracałem na niego uwagi, dopóki nie powtórzył poprzedniej kwestii. Myślałem, że zwariowałem. Tak dawno nie słyszałem ludzkiego głosu, że mi się w mózgu przewróciło...
-Quinrisie. Nie bój się. Nie ma, czego. Przecież i tak jesteś silniejszy ode mnie.- Kot nie dawał za wygraną, i postanowił, że za wszelką cenę przysporzyć mnie dziś o zawał serca.
- Genrisie! Od kiedy potrafisz mówić po ludzku?- nie wiedziałem czemu staram się konwersować z kotem sąsiadki, ale miałem przeczucie, że czegoś nie rozumiem i koniecznie chciałem to zrozumieć.
-Ja zawsze potrafiłem mówić, ale nie zawsze ty chciałeś mnie zrozumieć.- Odparł Kot.
Zrezygnowałem z dalszych wyjaśnień i postanowiłem się dowiedzieć, czego ten sierściuch ode mnie chce..
- Pozwól za mną Quinrisie. I jeśli możesz przybierz swą prawdziwą postać.- Tym stwierdzeniem kot mnie zabił. Nie wiedziałem zupełnie, o co mu może chodzić. Po chwili niezręcznej ciszy, Genris stwierdził, że chyba naprawdę nie wiem, o co mu chodzi i powiedział.
- Żeby przybrać postać kota wystarczy żebyś w czymś go naśladował. Miauknij!-
Stwierdziłem, że i tak nie mam nic lepszego do roboty i przykląkłem.
-Miaaaaaaaau!- nie zdawałem sobie sprawy że potrafię tak dobrze naśladować koci miauk.
Zanim do mnie dotarło, że nie tyle naśladuję ile faktycznie "miauczę" Zorientowałem się, że mam ogon, wąsy i szaro błękitną sierść na łapach i brzuchu.
Kot spojrzał na mnie z dezaprobatą i powiedział
- No teraz jak już jesteś w swojej normalnej postaci może pójdziesz za mną. I przestań robić taką minę, bo aż się niedobrze robi...-
Poczym odwrócił się, i ruszył przed siebie. Próbowałem wstać i pójść za nim, ale moje 2 tylne kocie łapy wcale nie chciały mnie nieść tak jak tego od nich oczekiwałem. Genris zrobił taką minę, że od razu nauczyłem się "normalnie" chodzić.
Po godzinie dopiero przywykłem do mojej postaci, i przestałem testować pazury i ogon. Genris prowadził mnie lasem. Szliśmy ścieżyną, która nie była by widoczna dla człowieka, natomiast nawet "początkujący" kot świetnie ją widział. Po około godzinie doszliśmy do małego strumyka przecinającego ścieżkę. Woda odbijała promienie słoneczne tworząc wręcz prześliczne wzory na drzewach i kamieniach. Po żwirze okalającym niewielkie jeziorko przebiegła jaszczurka goniąc jakąś zbłąkaną muchę. Genris nie mógł się powstrzymać i upolował nieszczęsne stworzenie. Po chwili widząc moje zaciekawione spojrzenie opamiętał się i wypuścił gadzinę. Wskoczyła do wody i popłynęła na drugi brzeg, po czym znikła wśród leśnego igliwia. Zrobiłem się śpiący. Oznajmiłem to bardzo stanowczo Genrisowi, kiedy poinformował mnie, że zostało nam jeszcze ze trzy razy tyle drogi ile dotychczas zrobiliśmy. Odparł, że faktycznie nigdzie się nam nie spieszy, więc możemy z czystym sumieniem odpocząć na zwalonej kłodzie leżącej nad strumykiem. Przewiesiłem się przez spróchniały pień i zapadłem w swoisty trans, licząc wszystkie przepływające w moim polu widzenia owady i żyjątka wodne. Po około pięćdziesięciu pomyliłem się i przysnąłem.
Ze snu zbudziło mnie dalekie acz wyraźne tupanie stanowczo po naszej stronie strumyka. Spojrzałem na Genrisa. Kot tylko siedział i słuchał, delikatnie machając końcówką ogona.
- Cicho wycofaj się na drugi brzeg, po czym uciekaj ścieżką. Ona zaprowadzi cię do celu.-
Nie miałem odwagi zaoponować. Z zwinnością, która zadziwiła nawet mnie samego krok za krokiem przeszedłem na drugą stronę pnia, zeskoczyłem, znalazłem ścieżkę, po czym bezszelestnie pognałem przed siebie.