Adrenalina
Dodane przez Aquarius dnia Czerwca 29 2011 19:51:36
Obiecane kiedyś alexikowi...
Słyszę kroki. Ciche tak, że niemal zagłusza je szum wody. Porusza się jak kot, bezszelestnie i sprężyście, na palcach, każdy jego ruch jest wystudiowany, zaplanowany, jak ruch modela lub aktora na scenie. Nie jest ani jednym, ani drugim, nie zastanawia się nad tym, jak chodzi, te ruchy weszły mu w krew. Chodzi jak drapieżnik, przyciągając tym wzrok każdego, kto na niego spojrzy. Piękny i niebezpieczny, jak czarna pantera. Normalny człowiek nie słyszałby odgłosu jego bosych stóp na kafelkach, ale ja znam go zbyt dobrze, mój słuch wyostrzył się wystarczająco, by go słyszeć. Nie wie o tym. Pewnie dowie się tego dnia, kiedy będzie próbował mnie zabić - i zawiedzie. Na razie pozwalam mu podkraść się do mnie.
Dotyk jego dłoni jest pieszczotliwy, ale stanowczy. Wydaję z siebie jęk, symulowany odgłos zaskoczenia, trochę - bólu. Czuje jego uśmiech, spływający po moim ciele niczym ciemna czekolada, słodka i gorzka, mocna, odurzająca. Czuję jego zapach, kolejny z moich małych sekretów, może stosować nadal wszystkie swoje sztuczki, ale ja odróżnię woń strachu od woni napięcia. A teraz pachnie pożądaniem.
Druga dłoń dołącza do pierwszej i obie badają moje plecy, przyciskając mnie do mokrych kafelków. Zapieram się dłońmi, ale jego silne ciało nie pozwala mi walczyć. Poddaję się, pozwalam jego rękom badać krzywiznę moich pleców i bioder, pozwalam ustom i językowi przesuwać się po kręgosłupie. Pozwalam sobie odczuwać przyjemność, a jemu daję iluzję, że boję się i że jestem bezbronny w jego rękach.
Tylko że już od dawna nie jestem tylko jego ofiarą. Od dawna nie jestem jego własnością. Ciekawe, kiedy mnie przejrzy, kiedy zrozumie moją grę, kiedy pojmie, że nie jestem bezbronnym dzieckiem, za jakie mnie uważa. Zastanawianie się nad tym jest zabawne. Zabawne jest podpuszczanie go, sprawdzanie, jak daleko możemy zajść, nim jeden z nas zabije drugiego. Ciekawe, kiedy mnie przejrzy... A może on też się ze mną bawi?
Byłem w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Zwykła historia, dzieciak, który widział za dużo. Najpierw głowy ochroniarzy rozsadzone kulami z jego pistoletu, potem ten dyplomata i to, w co się zmienił... Nie wiem, który z nich pierwszy mnie zauważył. Byłem sparaliżowany, kiedy spojrzały na mnie te trzy płonące pary oczu. Gdyby mnie wtedy nie odciągnął, zginąłbym. Jego partnerka by żyła. Podziemny garaż nie zostałby zdemolowany. No i on nie miałby problemu i przerażonego dzieciaka na głowie. Ani paskudztwa, które do niedawna było dyplomatą, wałęsającego się po mieście.
Spędziłem kilka dni zamknięty w luksusowym więzieniu - jego apartamencie - podczas gdy on próbowałeś powstrzymać chaos i zatłuc to coś. Jedynym moim kontaktem ze światem był telewizor i z przerażeniem chłonąłem wiadomości o koszmarze rozgrywającym się kilkadziesiąt pięter poniżej, na ulicach mojego rodzinnego miasta. Nie rozumiałem ani tego, w co się wpakowałem, ani czemu zamknął mnie samego. Byłem jak zwierzę w klatce, o krok od szaleństwa, kiedy wrócił, zmęczony, zarośnięty, brudny i pokryty drobnymi zadrapaniami.
Odkryłem wtedy, jak silnym afrodyzjakiem jest adreanlina. Kochaliśmy się szaleńczo, jakby było to jedyne, co nam pozostało. Może było. On stracił partnerkę i pewnie o włos uniknął śmierci, ja zaś miałem zginąć. Takie zasady - widziałem zbyt wiele, widziałem człowieka zmieniającego się w bestię. Przypadkowy świadek czy nie - miałem zginać. To, co się między nami wydarzyło, nie miało znaczenia. Nie był osobą, która się przywiązuje, nie był osobą, która może pozwolić sobie na okazywanie uczuć. Kiedy walczysz z potworami, prędko powiększasz ich grono. Tracisz ludzkie uczucia, przestajesz ufać komukolwiek. Co by było, gdybym został podstawiony tylko po to, aby zdobyć jego zaufanie, jego serce, jego tajemnice - i tajemnice organizacji zarazem.
Gdyby rzeczywiście był podstawiony, plan zostałby wykonany. Zlitował się nade mną. Sięgnął do tej resztki ludzkich uczuć, które posiadał i obiecał darować mi życie. Na razie. W zamian za nie opuszczanie jego apartamentu, chyba, że w jego towarzystwie. Nie rozmawianie z obcymi. Udawanie zmarłego przed własną rodziną, przed przyjaciółmi. Stania się jego własnością, zwierzątkiem, kochankiem. Zgodziłem się i nie raz żałowałem tej decyzji. Bałem się go, nienawidziłem go, a równocześnie go pragnąłem. Było cos podniecającego w byciu jego więźniem - i upokarzającego zarazem. Czasem zastanawiałem się, czy jestem masochistą, czasem zaś, leżąc samotnie w łóżku, podczas, gdy on był na akcji, nie mogłem zasnąć, bojąc się o jego życie.
Był inteligentny, oczytany i nasz związek prędko przestał składać się tylko z seksu i wzajemnego szantażu. Ja zaś rozwijałem się duchowo, pochłaniając zawartość jego biblioteczki i dyskutując z nim. Uczyłem się szybko - podejrzewam, ze szybciej, niż by chciał. Uczyłem się rzeczy, których nie powinienem był się uczyć. Ze strzępów informacji, jakie dostawałem, pomału rekonstruowałem całą historię, całą prawdę. Nauczyłem się rozpoznawać jego kroki, jego zapach, bicie jego serca. Gdybym rzeczywiście został przysłany tylko po to, by sabotować organizację, byłbym doskonałym narzędziem. Uczyłem się szybciej, niż uczy się zwykły człowiek i zwracałem uwagę na więcej szczegółów. I prędko zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, ze wkrótce moja wiedza może stać się niebezpieczna.
Duszę się tutaj. Kiedyś ucieknę. Z zamkniętego w klatce zwierzęcia stanę się zwierzęciem dzikim i wolnym. Jego celem? Może. Może też zostawię jego ciało w kałuży krwi, choćby tutaj, pod prysznicem, gdzie stoimy teraz przy ścianie, spleceni w namiętnym uścisku. Jego dłonie obejmują moje biodra, jego oddech pieści mój kark. Poddaję się, myśląc o tym, co może nas czekać, może nawet jutro, może jeszcze dziś. Sama świadomość jest podniecająca. Adrenalina zawsze była silnym afrodyzjakiem, tak dla mnie, jak i dla niego - może sobie tego nie uświadamia, ale mamy ze sobą więcej wspólnego, niż przypuszcza.
Jęczę, a potem krzyczę, przypierany do ściany, pieszczony jego dłońmi i językiem. Woda spływa po naszych ciałach, po białych kafelkach. Odwracam głowę, pozwalam mu się pocałować. Potem w milczeniu odrywa się ode mnie, wychodzi. Zmywam z ciała resztki jego dotyku, ubieram się pomału. Jego apartament, więzienie, z którego niedługo ucieknę, jest cichy, jeśli nie liczyć odgłosu moich bosych stóp i jego oddechu, oddechu, który potrafię usłyszeć tylko ja.
2 maja 2006