Dwie pary
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:46:08
Słoneczny blask wyrwał Agarwaena ze snu. Poruszył się delikatnie, wyciągając rękę w stronę, gdzie powinien leżeć Elrohir. Nie było go tam, ale pościel była ciepła, jakby leżał tam jeszcze chwilę wcześniej. Otworzył oczy.
-Cześć, piękny.-odezwał się ktoś za jego plecami. Odwrócił się
-Witaj, Elladanie. Nie widziałeś może Elrohira?
-Tak, mignął mi przed chwilą, nie wiem, dokąd znowu pędził. Pewnie jak zwykle będzie męczył czymś Kali. Przyzwyczaiłem się już.
-Ja też. Moja siostra niesamowicie dobrze się z nim dogaduje.-stwierdził z lekką goryczą
-Nie martw się, to na pewno nic poważnego.-mruknął z pewnym rozbawieniem w głosie
-Jasne... Tylko potajemne schadzki.-odparował żartem Agarwaen
-Może tak, a może nie... Mam jednak nadzieję, że nie.-dodał ni to żartobliwie, ni to poważnie, po czym obaj wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, który, przynajmniej u Elladana, trwał tylko chwilę. Na jego twarzy pojawił się ból.
-Co się stało, przyjacielu?- Agarwaen natychmiast znalazł się przy nim, tuląc go do siebie
-Nie wiesz? Przecież... niedługo będziecie musieli odjechać... I co ja zrobię bez mojej malutkiej?
-No cóż... nie wiem, kogo masz na myśli...-zażartował Wai -bo Kali na pewno malutka nie jest! I chyba by cię zabiła za nazwanie jej tak.
-No cóż... lepsze to, niż samotność...-szepnął El
-Ależ my nie mamy zamiaru tam wracać! I jesteśmy dorośli, nie musimy słuchać się kogoś, kto tak naprawdę nie jest nawet naszym ojcem!- warknął wściekle
-Ale jeżeli nie wrócicie, on będzie miał święte prawo, przynajmniej według elfiej tradycji, zrównać nasz dom z ziemią. A my nie będziemy mogli nic na to poradzić...
-Co?!
-Ano tak... I dlatego... to tak boli...-wyszeptał gdzieś na poziomie jego obojczyka, łamiącym się od łez głosem. Nie był w stanie dłużej się powstrzymać, wybuchnął niepohamowanym, rozpaczliwym szlochem, chwytając się Agarwaena, jakby był jego ostatnią deską ratunku. A on tulił go i głaskał po głowie, delikatnie, pocieszająco, starając się nie dopuścić do siebie myśli, co się stanie, jak dowie się Kali albo jego Elrohir. I nie miał na myśli tego, jak wyglądała ta scena. Ale... zrównać z ziemią? To okrutne!
Nie wiedział, ile czasu minęło, nim po policzku Elladana nie spłynęła ostatnia łza, ale na pewno było to długo.
-Już? W porządku? - szepnął do niego cicho. Elladan pokiwał smętnie głową.-To puść mnie wreszcie, bo cały zdrętwiałem. I ta podłoga jest zimna.
-Um, przepraszam.- lekko się zarumienił
-Nie ma sprawy.-rzucił jeszcze, nim zniknął w łazience. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, jego twarz pociemniała, a w oczach pojawiły się łzy. Dlaczego to musi się tak kończyć? Przecież on nie może... Wyjechać stąd? I zostawić Elrohira? Za nic w świecie!
Szybko się umył i przebrał. Gdy wyszedł, pierwszym, co usłyszał, był przepełniony cierpieniem cichy głos Elladana.
-Ale ja nie potrafię. Po prostu nie jestem w stanie ci tego powiedzieć. To tak boli. Tak... boli...-po czym rozległ się głuchy odgłos uderzenia o podłogę, dający do zrozumienia, że pod ciemnowłosym elfem ugięły się kolana.
-Ja ci powiem, Kali.- powiedział niewiele ciszej od Elladana
-Słucham uważnie.-głos jego siostry był podszyty nieznaczną ironią-I dlaczego tobie powiedział, a mnie nie?
-Bo jego nie kocham.-wyszeptał Elladan
-Cóż... to jest odpowiedź...-stwierdził Wai, krztuszac się ze śmiechu, ale zaraz się uspokoił-Bo, widzisz, siostrzyczko... Jeśli nie wrócimy do tego piekła...-zacisnął na chwilę mocno powieki - Jeśli tam nie wrócimy, to Aglarond będzie mógł, prawo będzie za nim, zniszczyć domostwo Elronda doszczętnie, aż do ostatniej drzazgi i ostatniego kwiatu w ogrodach.
-Co?! - poderwała się natychmiast na nogi, po czym bezsilnie znowu opadła na kanapę-Dlaczego... mi nie powiedziałeś? Elladan...
-Nie byłem w stanie... Przepraszam.
-Elladan! - przytuliła go, płacząc gorzko-Ja nie chcę, nie chcę, rozumiesz?! Nie zniosę kolejnej rozłąki!
-Kali... Kali, ja mam pomysł.-wyszeptał jej do ucha, czym nieznacznie zdołał ją uspokoić. Łzy nadal spływały jej po policzkach, gdy na niego spojrzała, ale w jej wzroku nie było już tej... rezygnacji i utraconej nadziei.-Bo... pamiętasz, jak byliśmy mali i zrobiliśmy coś głupiego... pamiętasz, że jeżeli sami przyznawaliśmy się do winy, kary były lżejsze? Poza tym, zawsze... zawsze, gdy przychodziłem z nim porozmawiać, znajdował czas... Może to był nasz błąd? To, że przestaliśmy rozmawiać. Może... on nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo nas krzywdził? Ja myślę... pojedziemy tam. I porozmawiamy z nim szczerze. A potem dopiero będziemy się martwić, gdy powie "nie".
-Myślisz... że to coś da? - spytała z niedowierzaniem
-Szczerze, to... nie wiem. Ale może warto spróbować?
-Może...-mruknęła
-To "może"... się uśmiechnij? - mrugnął do niej, po czym zaczął ją łaskotać. Roześmiała się w głos. I po chwili śmiali się wszyscy razem.
-Nie wiem, jak bym bez was wytrzymała.-stwierdziła drżącym od śmiechu głosem
-Jakoś byś musiała sobie poradzić, malutka. To kiedy wyruszamy? Może, jak nam się uda, to urodziny spędzimy już tu?
-Nie sądzę, są pojutrze.-mruknęła
-Ja o następnych mówię, wariatko! - zaśmiał się.
-Idiota...
-To co, wyjeżdżacie już teraz? - zapytał smutno Elrohir
-Wież mi, wcale tego nie chcę. Ale to-wskazał na trzymany przez Peredhala list-jest dość jednoznaczne, nie uważasz? Mimo to... został nam przecież prawie cały dzień. Trzeba cieszyc się chwilą.-szepnął bez przekonania
-Skończyłeś już się pakować?-zdziwił się elf
-Jak widać. Wyruszamy ze świtem, ale szczoteczkę do zębów spakuję jutro. To... może się przejdziemy?
-Dobry pomysł.-jego głos był martwy. Odłożył list na stolik.-Dlaczego... dlaczego już teraz? Przecież... mieliśmy tak niewiele czasu...-jego głos zdradzał niebezpieczną bliskość łez. Agarwaen przypadł do niego i przytulił do siebie.
-Moje kochane maleństwo... Nie płacz, może już niedługo się zobaczymy...
-Żadne niedługo... każda chwila bez ciebie to jak wieczność!
-Ale pomyśl... ostatni czas musieliśmy spędzić ze świadomością bliskiego rozstania... nie lepiej teraz myśleć, że niedługo może będziemy już razem na zawsze?
-Hm?-w jego oczach zamigotała słaba iskierka nadziei
-Poważnie. Jeżeli uda nam się z Kali to, co zaplanowaliśmy, to tak będzie.
-Naprawdę? To świetnie!-och, jakże pragnął w to wierzyć! Jakże pragnął mieć nadzieję! Jakże go kochał...
-No, widzisz? Nie lepiej patrzeć z optymizmem w przyszłość? Kochanie...-przytulił go do siebie. W tym momencie do pokoju wpadła Akallabeth.
-Wyjrzyj przez okno.-warknęła. Wcale nie spodobało mu się to, co ujrzał. A mianowicie ujrzał Aglaronda i dwóch gwardzistów z jego zamku.
-Mamy piętnaście minut, żeby skończyć się pakować, i stąd zniknąć. Zanim on nam to każe zrobić.-dodała z przekąsem.
-Oczywiście.-mruknął zrezygnowany
-Agar... Optymizm, pamiętasz?-upomniał go ze śmiechem.
-Witaj, Panie.-Akallabeth skłoniła się przed Aglarondem-Rada jestem znów cię widzieć. Co spowodowało twój nagły przyjazd?
-Akallabeth.-skłonił głowę-Drogi zrobiły się niebezpieczne. Zbyt dużym ryzykiem byłoby puścić was samych. Gdzie Agarwaen?
Zacisnęła zęby ze złości.-Jeszcze nie gotowy.
Spojrzał na nią dziwnie, jakby z bólem, ale nic nie powiedział. Zauważyła to. I była bardzo zdziwiona. Już miała coś powiedzieć, ale ktoś rzucił się na nią od tyłu.
-Hej, brzydulko!-usłyszała głos Lindira tuż przy swoim uchu-Co to za potwór patrzy właśnie na mnie jakby chciał mnie zabić?
-Poznaj Aglaronda Ivrina.-mruknęła-I przestań na mnie wisieć, może co?
-Dlaczego? Świetnie się nadajesz na wieszak.
-Lindir!
Akallabeth(El)
Agarwaen(Er)-ciemnowłosy i zielonooki
Elladan(Ak)
Elrohir(Ag)
Glorfindel(Li)
Lindir(Gl)-jasnowłosy