Nie wierzę ci
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:27:44
Siedział na plaży, wpatrując się w gwiazdy. Jaki on jest głupi! Zamknął oczy, przywołując w wyobraźni okoloną blond włosami twarz, ze świecącymi w niej niesamowicie niebieskimi oczami. Niesamowicie niebieskimi, pustymi oczami.
Czemu on jest taki głupi?!
Po raz kolejny zaczął rozpamiętywać dzisiejsze wydarzenia.

-Reuben! Poczekaj!-usłyszał za sobą głos. Jego głos. Odwrócił się.
-Słucham. O co chodzi?-czemu jego głos jest tak zimny. Brice drgnął jak uderzony.-Przepraszam.
Uśmiech byłego Złoma był smutny i jednocześnie taki... czuły. Odwrócił się, nie chcąc uwierzyć w to, co widzi. To tylko jego wymysł. Ten wspaniały chłopak nie mógł zwrócić na niego uwagi. Nie na takiego słabeusza, jak on.
-Czy... Reuben, moglibyśmy porozmawiać?-jego głos. Taki niepewny teraz.
-Przecież rozmawiamy.-co on robi?! Czemu jest dla niego taki... taki...
-No dobrze.-westchnął-Reuben, ja już nie mogę tego ukrywać. A prawda jest taka, że się zakochałem. W tobie.
Zesztywniał.
-Nie wierzę ci.-warknął-Kpisz sobie ze mnie. Jak zawsze. Nie wierzę ci!-ruszył biegiem, potrącając go. Chciał być jak najdalej. Jak najdalej od tego, którego kochał. Słyszał jego wołanie. Anioły wokoło patrzyły z ciekawością na nich.

Po jego twarzy spływały łzy. Nie chciał go zranić. A jednak to zrobił.
Nagle poczuł, że dzieje się coś złego. Czuł wołanie o pomoc. Zaczął wsłuchiwać się w Łącze i poczuł, że to chodzi o Brica. Skupił się i po chwili mógł usłyszeć jego głos.
"Pomocy. Pozwólcie mi umrzeć. Ja nie mogę bez niego żyć. A on... mnie chyba nienawidzi. Proszę... Rozumiem go, w końcu go skrzywdziłem, ale.. kocham go." Zanim usłyszał ostatnie słowa zerwał się z piasku i pędził w stronę pokoju blondyna. Nie mógł pozwolić, by tak cierpiał. Nie ten, którego tak kochał. Nikt, u cholery! "Proszę.. pomocy... chcę umrzeć..." Nie!
Zapukał do drzwi jego pokoju. Cisza. Zapukał znowu. Tym razem usłyszał odpowiedź.
-Spieprzaj.
Nie przejął się. Zwyczajnie otworzył drzwi. Koniec ceregieli. Blondyn leżał skulony na łóżku, a po jego twarzy spływały łzy.
-Powiedziałem: spiep...-Brice urwał, gdy zrozumiał, kto właśnie wszedł do jego pokoju. Zarumienił się straszliwie.
Reuben podszedł do jego łóżka i usiadł na brzegu. Spojrzał w niebieskie oczy i zrozumiał, że nie ma już odwrotu, nawet jeśliby chciał.
-Reuben, ja...-odezwał się cicho Brice
-Zamknij się.-uśmiechnął się do niego ciepło. -Na początek chciałem przeprosić za swoje zachowanie. Bałem się.-spojrzał na niego znacząco .-Ale już się nie boję, Brice. Nie boję się. Bo wiesz, ja też cię kocham. I mogę ci to powtórzyć i tysiąc razy, jeśli nie wierzysz. Kocham cię. Kocham i nie przestanę.
-Reuben... ty... mówisz poważnie?-wyszeptał Brice
-Przypominam ci, pokręcony chłopcze, że urodzone anioły nie umieją kłamać.
W tym momencie Brice rozpłakał się jeszcze bardziej. Łzy płynęły mu strumieniami z oczu. Szlochał tak, że serce się krajało. Reuben nie bardzo wiedział, co robić. Przytulił go mocno i zaczął kołysać. Niewiele to dało. Po chwili pochylił się i pocałował go w usta. Chłopak był tak zdziwiony, że przestał płakać. Niepewnie oddał pocałunek. Po chwili oderwali się od siebie, ciężko łapiąc oddechy.
-Nie płacz juz.-poprosił Reuben-Nie mogę patrzeć, jak cierpisz.
-Zostaniesz?-zapytał cicho.
-Oczywiście.
-"Nie wierzę ci."
-To uwierz.
-Czemu?
Pocałował go. Długo i namiętnie.
-Bo cię kocham.
Delikatny uśmiech.
-Ja też. Kocham cię, Reuben. Teraz już mi wierzysz?
-Tak. Wierzę ci.