Chmury
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 15:26:47
Ubrana w czarną mini, zapiętą tylko na poziomie piersi ciemno szarą koszulę z postawionym kołnierzykiem, czarny stanik i sandałki, z średniej długości ciemnobrąz włosami związanymi w dwa wysokie, lecz oklapnięte kucyki i zawijającymi się wokół kostek czarnymi podkolanówkami, wyglądała jak uosobienie mrocznej dziewczęcości. Nie malowała oczu na czarno, ust też nie, pociągnęła tylko rzęsy tuszem(kolor jak wyżej), a mimo to ludzie omijali ją niemalże podświadomie.
A może powodował to idący obok chłopak? Obejmował ją w pasie, wszystkim wokoło serwując wzrok pt. "Nie zadzierajcie ze mną. I WARA od niej!".
-Nie bądź taki zaborczy...-jakby czytając w jego myślach, wyszeptała dziewczyna, zwracając w jego stronę twarz o delikatnych rysach ze świecącymi w niej ciemnymi oczami(nie wiem, jak to możliwe, ale tak było), koloru, który większość ludzi nazwałaby brązowymi, a które tak naprawdę były czerwone. Czerwone czerwienią ciemnej krwi, wypływającej z ludzkich żył i zasychającej jej na ubraniu. Koloru takiego samego, jak oczy jej towarzysza.
Uśmiechnął się do niej, paskudnym uśmiechem, ukazując piękne, białe zęby, z odrobinę tylko dłuższymi kłami.

A ciemne, szare niebo zwieszało się nad ich głowami, tworząc grożący natychmiastowym deszczem baldachim.

Delikatnie wsunęła zgrabną dłoń w długie, białe włosy i potargała go. Syknął wściekle, czerwone oczy zalśniły złością. Czarny płaszcz zafalował, gdy energicznym ruchem odwrócił się do niej.
-Co ja ci mówiłem? CO JA CI MÓWIŁEM?! -ryknął, a ona bezwiednie skuliła ramiona. Mimo swej delikatnej postury, jej brat był naprawdę silny, a w złości robił się wyjątkowo niebezpieczny, nie panował nad sobą, czego zwykle później żałował.
-Przepraszam...-wyszeptała. Spojrzała na niego proszącym o wybaczenie wzrokiem (No. 85) i z delikatnym uśmiechem dokończyła-...tyle że ty masz takie fajne, mięciutkie włosy. Uwielbiam ich dotykać.-tego wzroku nikt nie mógł długo wytrzymać. Po chwili przytulił ją do siebie, dając do zrozumienia, że wybacza.

Z chmur spłynęło parę kropli, mocząc ich twarze chłodnym płynem. Zerwał się wiatr, tworząc z liści nieokreśloną, czerwono-złotą zadymkę i rozwiewając zapach ostatnich w tym roku kwiatów.

Powiewy szarpały ich włosy i ubrania, jakby próbując zerwać je i zabrać ze sobą. Dziewczyna zadrżała. Widząc to, chłopak natychmiast zdjął płaszcz i okrył ją. Wtuliła się w rozgrzany jego ciałem materiał, zapinając pośpiesznie guziki.
-Nie będzie ci zimno?- zapytała z troską. Rzeczywiście, był teraz tylko w czarnych bojówkach i takiego samego koloru koszuli. Bardzo cienkiej, jedwabnej koszuli.
-Nie martw się. Już niedługo będziemy na miejscu i nie będzie mi to przeszkadzać.
Nie odezwała się, wtulając tylko mocniej w smukłe ciało, dyskretnie starając się osłonić sobą jak największy kawałek jego ciała. Zauważył to, lecz nic nie powiedział, rozkoszując się bliskością i jej ciepłym oddechem na swoim ramieniu.

Deszcz padał coraz mocniej, powoli zamieniając się w ulewę.

Szli mostem. Do klubu, w którym umówieni byli z przyjaciółmi pozostało może z pięćset metrów. Nagle chłopakowi zakręciło się w głowie, zatoczył się, bezwiednie puszczając dziewczynę, która mogła być jego ratunkiem i wypadł przez przerwaną w tym miejscu, kiedyś w wypadku barierkę.

Gdzieś w oddali zalśniła błyskawica, rozległ się grzmot.

-NIE!!!!!!!!!-jej krzyk słychać było pewnie w najdalszych miejscach miasta. Gdzieniegdzie ludzie pozapalali światła w pokojach, budząc się ze strachem na ten pełen rozpaczy zew.
Resztę drogi do klubu pokonała w szalonym pędzie, kilkakrotnie upadając i płacząc przeraźliwie. Myślała tylko o kumplach, o świetle, tak innym od półmroku ulicy. Oni pomogą, zrobią coś, uratują...
Wpadła na kogoś, kto objął ją mocno i przytulił, szlochającą, do siebie. Usłyszała znajomy głos, szepczący jej do ucha.
Przerywając, łkając i wtulając twarz w jego bluzę zdołała powiedzieć mu, co się stało. Natychmiast popchnął ją w ramiona stojącej obok dziewczyny, samemu biegnąc do automatu, by zadzwonić na policję, gdziekolwiek!
Przyjmująca zgłoszenia kobieta, była opryskliwa, lecz nie zwrócił na to uwagi. Szybko zrelacjonował jej zdarzenie, podał ulicę, nazwę mostu...
-Dziękujemy. Zgłoszenie zostało przyjęte.

Burza przerodziła się w prawdziwą apokalipsę. Wiatr szalał, łamał gałęzie i niszczył linie energetyczne

-Miał na sobie czarne buty... Takie wojskowe, bojówki i koszulę. Płaszcz? Nie, oddał go mnie kilka minut wcześniej. Jak wychodziliśmy było ciepło, wziął go tylko dlatego, że kilka dni wcześniej był chory. Nie, nie był wstawiony. Szliśmy DO, nie Z klubu.-cichym głosem odpowiadała na pytania spokojnej, zimnej policjantki w nieskazitelnym mundurze.-Ja nie ironizuję. To pani zadaje cholernie głupie pytania. Nie, nie ćpał! Cholera jasna, on... A pani zadaje mi pierdolone głupie pytania!! Nie, ja też nie! Czy ja wyglądam pani na ćpunkę albo morderczynię!! A może psychopatkę?! Nie! Nie uspokoję się!-po jej twarzy spływają łzy-Zróbcie coś! Pomóżcie mu!

Wiatr już nie wiał. Pozostał tylko deszcz, bębniący rytmicznie o szyby, dachy i parapety, zamazujący wzrok i wychładzający organizm.

Leżał w jakimś błocie, było mu straszliwie zimno. Drżał. Mimo wszystko dobrze, ze oddał jej płaszcz. Inaczej nie byłby w stanie wypłynąć na powierzchnię. Boże, jak zimno. Jak zimno...
Nagle wokoło zrobiło się straszliwie jasno. Zacisnął mocno powieki.
-Chłopaki, mamy go.-usłyszał jeszcze, zanim zapadł się w ciepłą, miękką czerń.

A zza chmur wyszło słońce, barwiąc niebo i świat krwią.

Wbiegła do sali, ślizgając się w białych, szpitalnych ochraniaczach i wpadając na wychodzącą pielęgniarkę, która zjechała ją od góry do dołu. Dalej poszła już wolniej, klnąc pod nosem na głupie baby.
-Cześć.-usłyszała cichy szept, który przyprawił ją znowu o łzy. A myślała, że nie ma już czym płakać.
-Jak się masz? Dobrze się czujesz? Alexiel...-po raz pierwszy od dawna odważyła się wymówić jego imię. Zadrżał, jak uderzony.
-Mari... nie mów... to boli...-wychrypiał.
Tak dawno nie czuł w ustach smaku tego słowa. Od... od śmierci rodziców nie używali swoich imion i nie robili tego także ich przyjaciele, wiedząc, jaki ból im to sprawia. Szczególnie te zdrobnienia... których oni używali.
-Cicho...-spojrzała mu w oczy-Wiesz, jak się bałam? Ale był ktoś... kto... bardziej...-wyjąkała. Spojrzał na nią z nadzieją. Wiedziała, na czyim uczuciu mu zależało i miała dla niego dobrą wiadomość-Micheli. Odchodził od zmysłów. Wiesz, on jest w tobie zabujany po uszy. Strasznie się o ciebie martwił.
Oczy chłopaka robiły się coraz większe, a w końcu zwinął się w kłębek i zaczął płakać. Chciał wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które nagromadziły się w nim od upadku, a jednocześnie po cichu marzył, że ktoś trzaśnie go w twarz i każe się uspokoić.
Do sali weszła pielęgniarka ze strzykawką. Zbliżyła się do nich.
Oczy chłopaka rozwarły się w strachu.
-Nie...-wyrwało mu się bezwiednie
-Och, proszę nie histeryzować.-prychnęła zirytowana kobieta-Wie pan, że to dla pana dobra.-po czym wyjątkowo delikatnie i z wprawą wbiła igłę w zgięcie ramienia wyrywającego się chłopaka.
Potem nie czuł już nic.

Chmury odpływały, choć nikt ich nie widział, skrytych w cieniach nocy.

Gdy otworzył oczy, pierwszym, co ujrzał, była trzymająca jego rękę dłoń. Podniósł wzrok do twarzy jej właściciela i aż zatkało go ze szczęścia. On! Tutaj!
-Witaj, ptaszyno. Obiecujesz już nie odwalać takich numerów?
-Jasne...
-Dzięki. Bo... wiesz... Ja nie wiem, jak miałbym żyć bez ciebie!-wyrzucił z siebie, a dalej już poszło prościej-Kocham cię.
-Ja... Michał... nawet nie wiesz, jak marzyłem by to usłyszeć. Nie zostawiaj mnie, proszę.
-Nie zostawię. Jesteś mój. Tylko mój.
-Dziękuję...

A nad dachami domów świeciło słońce.





I jak się podobało? Na początku miało być o wampirach, w mroczno-mrocznym klimacie, ale... za dobry mam humor! W końcu początek długiego weekendu.
A może chcielibyście przeczytać o wampirkach?

mój mailik: wega21@op.pl