Make my dreams real 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 14:11:53
PROLOG
Dawno, dawno temu (jakieś 2 miesiące) w odległej czasoprzestrzeni rozgrywała się była następująca scena:
Stojący na środku bogato urządzonego pokoju chłopak wpatrywał się wściekłym wzrokiem w leżącą na łóżku parę. Wyglądał on na jakieś 13 lat (to tylko prolog, dalej nie będzie żadnej pedofilii. Rozczarowanych przepraszam - Autor), miał kasztanowe włosy obcięte na pazia, ładniutką owalną twarz, lśniącozieloną skórę, czerwone oczy i spiczaste uszy. Miał może 170 cm wzrostu i drobną budowę ciała, a ubrany był w stylu typowego lolitka - czerwona obcisła koszulka odsłaniająca brzuch i czarne obcisłe spodenki odsłaniające pupę.
Para leżąca na łóżku, składająca się z chłopca i mężczyzny, wyglądała całkiem podobnie, z tym że chłopiec był blond cherubinkiem i miał jaśniejszą skórę, a mężczyzna miał generalnie wszystko ciemniejsze. Opisywanie ubrań odpada, bo ich na sobie nie mieli. Sytuacja była zatem dość oczywista, a scena trwała już zapewne kilka minut.
- Vamil!!! - wrzasnął stojący chłopak. - Ty ------ ----------!!! Jak mogłeś!?!
- Tami, uspokój się... - usiłował bronić się mężczyzna.
- Wypchaj się ze swoim uspokajaniem! To po to ja jestem na każde twoje zawołanie, noszę te perwersyjne ciuchy i się poniżam, żebyś ty mnie zdradzał z moim najlepszym przyjacielem do tego?!!
- Ale... Myślałem że ty to lubisz.
-Do pewnego stopnia. I czegoś za to oczekuję! Koniec! Czekam na ciebie w moim pokoju, nie chcę tu rozmawiać. - To powiedziawszy, kasztanowowłosy wyszedł trzaskając drzwiami.
Mężczyzna ubrał się, nie mówiąc ani słowa i również wyszedł, ale z drzwiami obszedł się delikatniej. Za chwilę obaj znowu znajdowali się w jednym pomieszczeniu, z tym że chłopak przeszedł poważną metamorfozę - postarzał się o jakieś 4 lata, podrósł i przestał zdradzać oznaki anoreksji, choć nadal był szczupły i ładny. Powalająco ładny.
Zwiększyła się także długość jego włosów i zmieniło ubranie - na zieloną koszulkę i brązowe spodenki do pół uda. Dość luźne.
- Tami...
- Nie nazywaj mnie tak!
- Czemu?
- Temu, że przemyślałem sprawę i zrywam z tobą!
- Ta... Tamose, jak to? - Mężczyzna tego się raczej nie spodziewał.
- Tak właśnie, zrywam - oczy chłopaka miotały błyskawice. - Możesz sobie robić teraz z tym tam, co ci się podoba. A że nie chcę na to patrzeć, proszę o pozwolenie na bezterminowy pobyt w świecie ludzi. W końcu ty je wydajesz.
Przez wyobraźnię mężczyzny przewinęły się obrazy ostatniej godziny. Czy Mikael by się zgodził?.. Prawie na pewno tak. Więc skoro Tami tak stawia sprawę, to nie najgorszy pomysł.
- Dobrze, skoro tak. Teraz też mam małą ochotę na oglądanie cię. Pozwolenie prześlę ci... jeszcze dzisiaj - odwrócił się i wyszedł.
Za jakąś godzinę do pokoju wszedł blond cherubinek, którego widzieliśmy już na początku. Tym razem był ubrany.
- O, hej Miki. Jak poszło?
- Zgodnie z planem - jutro zostanę oficjalnym kochankiem Vamila.
- No to gratuluję. Co prawda ciągle nie mogę zrozumieć, po co ci to w sumie...
- A tobie po co było? Poza tym ja coś do niego czuję...
- Oj Miki, Miki... Kiedyś ci to przestanie odpowiadać, zobaczysz. Ja też kiedyś coś czułem... Ale na razie życzę powodzenia.
- A jak tak twoja zachcianka?
- Nie mówił ci? Spełniona, mam pozwolenie na bezterminowy pobyt.
- Kiedy wybywasz?
- Za kilka tygodni. Muszę się jeszcze trochę nauczyć.
- Tylko żebyś nie narozrabiał...
- Spokojna głowa. No, lepiej już idź, oficjalnie cię nienawidzę... A, może lepiej pożegnajmy się teraz, możemy się nie zobaczyć przez najbliższe kilkaset lat.
Chłopcy uściskali się, spojrzeli sobie w oczy, po czym cherubinek podszedł do wyjścia.
- Aha, Tami, wiesz co? Jesteś naprawdę dobrym aktorem.
- Ha ha... Dzięki. Pa.
- Do zobaczenia kiedyś.
Wieczorem do drzwi zapukał posłaniec i wręczył kasztanowowłosemu chłopakowi czerwony kryształ. Chłopak usiadł w fotelu i wpatrywał się w tę błyskotkę w zamyśleniu...
I. TIME TO MEET THE DAEMON.
Las w środku lata jest piękny. Można spacerować samemu, wsłuchując się w szum drzew, można przystawać podziwiając wszechobecną zieleń, można nawet położyć się i wygrzewać, patrząc na uspokajająco kołyszące się ulistnione gałęzie, poruszane spokojnym, ciepłym i świeżym wietrzykiem...
Można robić to wszystko, a człowieka i tak trafia szlag.
Przynajmniej mnie trafiał, z wielu powodów. Licząc od kwietnia, cztery powody zerwały kontakt bez słowa wytłumaczenia, z dwa po jednym spotkaniu stwierdziły że ja "nie jestem tym kimś".
Miałem więc, jak widać problemy natury uczuciowej i egzystencjonalnej, i nie miałem siły na oderwanie się od tego tematu i myślenie o czymś innym. Podniosłem się, otrzepałem ze ściółki i żyjątek, po czym poszedłem wolnym krokiem dalej.
"We travellers on the endless wastes
In single orbits gliding
Cold-eyed march towards the dawn
Behind hard-weather hoods a-hiding
And meeting as the tall ships do
Passing in the channel,
Afraid to chance a gentle touch
Afraid to make
The Clasp" *
Dobrze, że nikt tego nie słyszał. Lubiłem sobie czasami podśpiewywać (nawet w takim nastroju), ale wychodziło mi to co najmniej marnie... Całe szczęście nikogo w okolicy nie było...
- Sorry...
Podskoczyłem prawie. Przecież nie było. Byłem pewien!
Obróciłem się. I poczułem jak pełnoprawna żona Lota. Przede mną stała jedna z najładniejszych istot, jakie kiedykolwiek widziałem. Wyglądał na "młode 17", miał długie, kasztanowe włosy... Zresztą wy znacie już jego opis - inny był tylko kolor skóry oraz oczu. No, ale ja nic jeszcze nie wiedziałem...
Stał więc i uśmiechał się ironicznie.
- T... Tak?
- Możemy porozmawiać? - Że jak? Omamy? Niby o czym?
- A... My się znamy?
- Chyba wiesz, że nie. Rzeczywiście powinienem się przedstawić, ale chyba lepiej będzie, jak zrobię to później. - Tak, omamy. I bezczelne.
- To czego chcesz?
- "I'd like to take you
to the edge of every morning
on a magic eiderdown
to a window chair."**
Musiałem śmiesznie wyglądać z wytrzeszczem i rozdziawionymi ustami, bo parsknął śmiechem.
- Dobrze, to może się jednak przedstawię. Nazywam się Tamose i jestem... Jak wy to nazywacie... Anioł nie pasuje, elf też niezbyt.... Mam. Demon. Jestem demonem.
W mgnieniu oka zmienił mu się kolor skóry, odgarnął włosy odsłaniając spiczaste uszy i uśmiechnął się... Byłby to bardzo miły uśmiech, gdyby nie fakt, że końce kłów znikały gdzieś pod przeciwległymi wargami.
- Aaaaaaaaaaaaah!!!... Aau!
Nigdy nie próbujcie biegać tyłem przez las. Zawsze, gwarantuję, znajdzie się jakiś korzeń, który w nieprzyjemny sposób sprowadzi was do parteru.
- Pfffhh... Dobry pomysł, usiądźmy. Mam ci trochę do powiedzenia...
- To niemożliwe!! Ty nie istniejesz!! Takie zwierzę nie...
- Udowodnić?
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, rzucił się na mnie i przyssał do mojej szyi...
-Łaaaaaahaaaiiii...
...Wargami, polizał... Po czym zaczął się tarzać po ściółce ze śmiechu.
A mi najpierw mózg się zawiesił, a następnie, po resecie, nie panując już nad sobą w totalnym szoku, wrzasnąłem:
- Przynajmniej byś się do k... nędzy nie śmiał!!!!!!!
- Heh... Wybacz, ale twoja reakcja... Przecież nic ci nie zrobię, nie do tego cię wybrałem. Poza tym, my się niczym ludzkim nie żywimy, ludzi w naszym świecie nie ma... Ale dobrze, przepraszam, więcej nie będę.
- Wyb... - Powoli odzyskiwałem kontrolę nad wszystkimi funkcjami mózgu. Ale logiczne myślenie i kojarzenie wciąż się opierały.
- A tak, wybrałem. Nie jesteś chyba w najlepszej formie umysłowej, więc posłuchaj i dochodź do siebie przy okazji. Jestem, jak już mówiłem, demonem. Tak to umownie nazwijmy. Do niedawna byłem kochankiem naszego władcy...
Nie dziwić się, nie dziw...
- ...Ale on mnie zdradził, a ja miałem już dość bycia typowym uke. Więc zerwałem ten związek i poprosiłem o pozwolenie na pobyt tutaj, a że mój były chciał się mnie pozbyć, więc się zgodził. No, przybyłem tu i prowadząc systematyczne wyszukiwanie, znalazłem ciebie. Nie wyszukałem nikogo, kto by mi bardziej odpowiadał, więc chcę być z tobą.
- Ze mną.
- Tak.
- Ty.
- Tak.
- Zaraz - funkcjonowałem już w miarę nieźle. - Powoli. Jesteś demonem...
- Tak. Z twojej perspektywy można mnie tak nazwać.
- Eee... Jesteś tutaj na dłuższy czas, powody nieważne.
- Tak.
- I chcesz być ze mną.
- Jak najbardziej.
Walnąłem się kilka razy w głowę, czemu mój rozmówca przyglądał się z zainteresowaniem.
- Myślisz, że się tak od razu zgodzę?
- Nie.
- To dobrze.
- Ale to nie potrwa długo.
- Skąd wiesz? - Ja normalnie rozmawiam?!
- Bo znam cię bardzo dobrze. Wiem o tobie praktycznie wszystko.
- Skąd?
- Z twojego umysłu, rzecz jasna.
- Eeemmmmm...
- Tak, wiem, masz pewne obiekcje. Ale ja nie mogłem inaczej... To znaczy mogłem, ale ty też byś tak zrobił przecież... Ja obiecuję, że kiedy się zgodzisz, wszystko to zapomnę. To niewielka trudność.
- Słuchaj... Mógłbyś mnie zostawić teraz samego?
- Jak chcesz. W każdej chwili możesz mnie zawołać, wystarczy że zrobisz to w myślach. To cześć.
Zniknął. Nagle, bez żadnego rozmgływania się i tym podobnych. A ja wstałem, rozejrzałem się, po czym uświadomiłem sobie co tu się przed chwilą działo. Podszedłem do najbliższego drzewa i uderzyłem w nie głową trzy razy. Pomogło - zacząłem przyjmować do wiadomości rzeczy niewyobrażalne.
Kiedy mój stan wewnętrzny jest daleki od spokoju, czuję przymus chodzenia. Tak było i tym razem. Szedłem więc teraz krokiem bardzo energicznym i myślałem o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Myślałem bardzo intensywnie, nie zwracając uwagi na otoczenie oraz upływ czasu, toteż kiedy wreszcie po jakiejś godzinie się ocknąłem, odkryłem że znajduję się w zupełnie nieznanym sobie miejscu. No to kicha, pomyślałem. Zgubiłem się w lesie, co za paranoja. No i co zrobić? Cofnąłem się kilkanaście metrów i zobaczyłem trzy ścieżki, które wyglądały całkiem podobnie i każda mogła być tą, którą tu przyszedłem. Słońce w okolicach południa pod koniec lipca nie dawało szans na określenie kierunków, porosty chyba były zmutowane, bo niektóre drzewa obrastały dookoła, a innych w ogóle... No i co ja mam robić? Może on by mi pomógł...
- Już? O co?... Phhhhhi hi hi ha hie...
- Nie śmiej się! I co tu robisz, przecież cię nie wzywałem! Jeszcze...
- Dobra, przepraszam... Hem... Oczywiście że wzywałeś. Przynajmniej ja tak to odebrałem.
- Czytasz moje myśli?
- Tylko te dotyczące mnie.
- Przestań!
- Dobrze... No, chodź, odprowadzę cię.
- Przestałeś?
- Tak.
- Na pewno?
- No a niby jak mam ci to udowodnić?
- Rzeczywiście... Dobra, chodźmy.
Poszliśmy. W milczeniu. Co pewien czas ja zerkałem na Tamose podejrzliwie, co pewien czas on zerkał na mnie z rozbawieniem... W końcu odezwał się:
- Może, żeby przerwać krępujące milczenie, powiem co mogę ci zaoferować... Po pierwsze mnie, a to, że ty pasujesz do mnie, działa w obie strony, naprawdę. Po drugie, mogę przedłużać ci życie i zafundować lekką śmierć...
- Czyli?
- Co rok będę cofał twoje procesy starzenia. Potrafię to. A kiedy poczujesz że przez najbliższą godzinę wolałbyś konać w mękach, byle w końcu umrzeć, niż żyć dalej, powiesz mi to, a ja cię bezboleśnie i szybko zabiję. Pochowam, położę kwiatki... Niestety, wasza psychika nie jest odporna na upływ czasu. Szkoda że tego zmienić nie mogę.
- Mów dalej - czułem się trochę nieswojo, ale to wszystko nawiązywało do moich przemyśleń... Marzeń...
- To jeszcze tylko dom, samochód, dużo pieniędzy, czyli brak konieczności pracy...
Przez chwilę milczałem.
- Stój.
- Tak?
- Czyli, innymi słowy, oferujesz mi spełnienie moich najważniejszych marzeń, tak po prostu? Nic za to nie chcąc? Coś trudno mi w to uwierzyć.
- Ujmijmy to inaczej - oferuję twoje szczęście w zamian za moje. Tak to brzmi chyba realniej, nie? Ale przestańmy to ujmować w tych kategoriach.
- Dobra. No tak... Ale i tak nie jestem pewien, czy nie jesteś jakimś...
- Psychicznym sadystą, tak?
- Nno...
Podszedł do mnie nagle, wyciągnął rękę i chwycił mnie dłonią za potylicę.
- Ej!..
- Dotknij swoim czołem do mojego - pociągnął moją głowę w dół i do przodu. - Zamknij oczy i patrz.
- Co?..
Trudno powiedzieć, że zobaczyłem - raczej uzyskałem nagle dostęp do tylu informacji... Nagle poznałem kilkaset lat życia w świecie zupełnie innym niż mój, poznałem przekonania, myśli i emocje drugiej osoby tak, jakby były moimi, przeżycie było nieomal mistyczne... Wszystko to zbiegało się w jednym punkcie, tutaj, teraz w tym lesie. To był Tamose.... Tami... Bez wątpienia. Teraz mogłem mu zaufać. Więc taki...
Szarpnięcie za włosy oderwało nasze czoła od siebie i przerwało kontakt.
Odgarnąłem włosy z twarzy i odetchnąłem. Byłem oszołomiony, już po raz drugi dzisiaj.
- To ty... - W trakcie wypowiadania tych słów zorientowałem się, że zapamiętałem tylko kilka szczegółów i ogólne wrażenie. Cała reszta uciekła, jak twarze ze zbiorowego zdjęcia 100 osób.
Usiadłem i ukryłem twarz w dłoniach. Poczułem bliską obecność i obejmujące mnie ramię. Nie odsunąłem się.
- Coś nie tak? - zapytał głos tuż przy moim uchu.
- Nie, po prostu... Za dużo tego dzisiaj. Psychika mi wysiada...
- Przytul się do mnie.
- Ale...
- Bez podtekstów. Po prostu przytul.
Tak zrobiłem. Zamknąłem oczy i objąłem największą niespodziankę mojego życia, szukając najwygodniejszej pozycji. I, jak się można było spodziewać, moja zmęczona psychika wkrótce się wyłączyła i zasnąłem.
Obudziło mnie mokre dotknięcie na policzku. Uśmiechnąłem się i otworzyłem oczy - żeby zobaczyć bezpośrednio nade mną pysk psa rasy owczarek niemiecki. Fuj!
Odsunąłem się i ogarnąłem sytuację wzrokiem. Pies wabił się Heinrich i należał do mojego sąsiada, Żochowskiego, który właśnie nadchodził. Wszyscy trzej znajdowaliśmy się w dobrze mi znanym miejscu, kilkanaście minut drogi od mojego domu. Wstałem i wytarłem się chusteczką.
- Dzień dobry panu.
- Dzień dobry.
- Mógłby mi pan powiedzieć, która jest godzina?
- Oczywiście. Za 10 czwarta.
- Dziękuję... Położyłem się tu, było tak przyjemnie, i musiałem się zdrzemnąć...
- Tak, rozumiem. Las w środku lata jest piękny...
***
Teraz może przyszedł czas, żebym się wreszcie przedstawił, chyba nawet powinienem to zrobić dużo wcześniej.
Na imię mam Rafał, nazwisko nieważne, mam 186 cm wzrostu i jestem dość szczupły. Mam też czarne włosy długie za ramiona... I... Aha, 18 lat. Myślę, że to wystarczy, resztę pozostawiam dedukcji i wyobraźni.
***
Nazajutrz jeszcze przed południem wybrałem się do lasu, nie ukrywam że w nadziei na ponowne spotkanie. Jednak przez ponad godzinę bezcelowego łażenia nic się nie stało. Kurczę, wczoraj tak nagle, a teraz co? Zaczynałem się trochę denerwować. Proszę, niech natychmiast się tu pojaw...
- Jestem. Cześć.
- Cz... Ty czytałeś mi w myślach?
- Nie.
- To czemu zjawiłeś się właśnie teraz?
- Wysłałeś mi sygnał. Żeby czytać w myślach, musiałbym wejść do twojego umysłu. A ty sygnał wysłałeś na zewnątrz. Rozumiesz?
Spojrzałem na niego podejrzliwie. Westchnął, podszedł do mnie i położył mi dłonie na ramionach.
- Zaufaj mi wreszcie, Rafale. Jeśli chcesz, możesz to sprawdzić w mojej pamięci.
- Może lepiej nie... Wierzę ci przecież. Więc co robimy?
- A samemu nie łaska było pomyśleć? Proponuję żebyśmy pojechali do mnie.
- Do ciebie?
- To znaczy ten dom niedługo będzie nasz, ale jak na razie jest mój, więc...
- A gdzie to jest?
- Zielonka.
- To dość daleko...
- Przecież mówię, że pojedziemy. Samochodem. Zaparkowałem go 10 minut drogi stąd. Chodźmy.
- To ja już się niczemu nie będę dziwił.
- Dobry pomysł.
Rzeczywiście, po jakichś 10 minutach doszliśmy do asfaltowej uliczki, na której rzeczywiście stał jeden samochód.
Generalnie nie lubię Ameryki, z wielu powodów, a motoryzacja nigdy mnie nie interesowała. Ale czegoś takiego jak Chrysler PT Cruiser to nie dotyczyło.
- To... Twój?
- Tak.
- Twoja propozycja chyba należy do tych nie do odrzucenia.
Pik pik.
- Postarałem się. Wsiadaj.
- Więc tak to wygląda od środka...
- Tak. Masz niezły gust, ogólnie.
- Jak to: ja mam?
- No a pod kogo ja to kupowałem?
- No tak. Ciekawe jak będzie wyglądał dom...
- Postarałem się kupić jak najbardziej tobie odpowiadający.
- Kupić?
- A co?
- Nie wiem.... Myślałem, że może samemu stworzyć...
- Bądź realistą. Stworzenie walizki dwóstuzłotówek kosztuje mnie koło 30% energii więcej niż stworzenie walizki cegieł, ale na dom jedna wystarczy.
- A... Powiedz, co ty właściwie umiesz robić takiego... No...
- Nadprzyrodzonego, nazwijmy to? Dużo. Materializacja, teleportacja, osłony energetyczne, psychokineza, no i takie miłe rzeczy jak pioruny i fireballe... Tylko wszystko w pewnych granicach, wasz świat jest ubogi w energię.
- To znaczy?
- W moim świecie postawiłbym dom, uzupełniając energię na bieżąco, a tutaj musiałbym najpierw ją zbierać przez 2 tygodnie, a potem uzupełniać kilka dni.
- Aha... Tamose, opowiedz mi coś o swoim świecie.
- Po pierwsze, mów do mnie Tami. Tak jest ładniej.
- Okej.
- Coś o moim świecie, hmmm... Jest prawie taki sam jak ten. Tylko mniejszy. Ma jakieś 1500 kilometrów średnicy. No i jest płaski.
- Rzeczywiście taki sam...
- Wizualnie taki sam. Te same rośliny, zwierzęta, tylko my się trochę różnimy od was. No i jest tam zdecydowanie więcej energii.
- Ale zaraz... Twój świat ma formę dysku, tak? To co jest dookoła? Morze?
- Morze to przecież też świat... Zagięcie czasoprzestrzeni. Chcesz iść prosto, a idziesz po obwodzie.
- Ciekawe. I dziwne.
- Dla nas normalka.
- A dlaczego ten wasz świat jest taki mały?
- Ja wiem? Bo tak. Taki jest. Bardzo dobrze zresztą, nie jest tam nas więcej niż 150 000 i bylibyśmy nieco zbyt rozproszeni.
- Czemu tak mało?
- Hmm... Specyficzny rozkład orientacji, no i... Wyobraź sobie społeczeństwo liczące kilkadziesiąt milionów, jak u was, w którym każdy ma duże możliwości manipulowania energią, i bardzo mały szacunek dla władzy zwierzchniej.
- Byłaby sieczka.
Samochód zjechał na boczna drogę osiedlową.
- Otóż to. I tak bywało... No, dojeżdżamy.
- Który to dom?
- Zobaczysz zaraz.
Zatrzymaliśmy się przed ogrodzeniem, za którym rósł rząd wysokich świerków, nic więc nie było widać. Brama otworzyła się i wjechaliśmy na posesję.
Wysiadłem. No tak, pomyślałem. Jakżeby inaczej.
Przede mną stał piękny, nowomodernistyczny budynek w ciemnopastelowych kolorach, z dużymi oknami, tarasami...
- Podoba ci się?
- Jakbyś nie wiedział. To jest trochę dołujące, robisz to wszystko pode mnie...
- Pod siebie też. To znaczy... No wiesz, dla czegoś cię wybrałem, gust mamy w dużej części podobny. No, właź.
Weszliśmy do budynku. Znalazłem się w przestronnym holu, przechodzącym w jeszcze bardziej przestronny salon, na którego środku stała ogromna, rozłożona sofa. Dalej było widać schody na piętro.
- Tutaj są jeszcze dwa pokoje, kibel i kuchnia, a na piętrze 3 pokoje i łazienka.
- Rozejrzę się...
Rozejrzałem. W salonie stał wielki kominek, jeszcze większy telewizor i niewiele mniejsze kolumny głośnikowe, kibel okazał się być małą łazienką z prysznicem, pokoje na górze, jak oceniłem, miały najmniej po 25 metrów... Pełen luksus.
- Tami!
- Tak?
- Gdzie jesteś?
- Na dole.
Zszedłem po schodach do salonu, gdzie ujrzałem Tamiego, stojącego... Gulp... Opartego o sofę, w wiele mówiącej pozie. Stanąłem, a on ruszył w moim kierunku, wolno, patrząc mi w oczy...
- Nie uwiedziesz mnie teraz - sam nie byłem pewien.
- Wiem. Zresztą nie chcę - jego dłoń dotknęła mojego policzka. - Chcę tylko zacząć jakiś kontakt... Fizyczny.
- Eeeee... Chyba że tak.
Przyciągnąłem go do siebie i objąłem. Jego ręka powędrowała na mój kark i pociągnęła, nasze usta zetknęły się...
- Tami!
- Co?
- Ty... Ty smakujesz jak...
- Jak co?
- Przed naszą szkołą rośnie sobie taka roślinka, od czasu do czasu spożywałem tego liście z kolegą...
- Żarliście jakiegoś krzaczora?
- Tak. To miało taki orzeźwiający, cierpki smak. Taki jak ty. Nazywało się... Zaraz... Ostrokrzew kolczasty, jakoś tak...
- Z kim ja się zadaję... No ale w sumie miło. Ty też ciekawie smakujesz, tak śmietankowo...
- To może spróbujemy się jeszcze raz?
- Ile tylko zechcesz...
Przenieśliśmy się, całując, na sofę, Tami usiadł mi na kolanach, ściskając w talii udami, przywarliśmy do siebie i całowaliśmy się, całowaliśmy...
Niedługo mój przyszły pochylił się do przodu i znaleźliśmy się w pozycji leżącej, w której też trochę pobyliśmy...
- Może już starczy?
- Czemu?
- Bo mam wobec ciebie poważne zamiary. A w takich sytuacjach wolę się śpieszyć powoli.
- No dobra, jak chcesz.
Podniósł się ze mnie, ja podniosłem się z łóżka i rozejrzałem po salonie po raz kolejny. Przekątną telewizora oceniłem na zbliżoną do 40 cali. Moją uwagę przykuła dziwna szafka obok. Dziwna, bo mająca jakieś 20 cm grubości. Otworzyłem ją... Aaaargh! Tego tu jest ze 300... Przebiegłem wzrokiem po napisach. Pink Floyd, Jethro Tull, Yes, Mike Oldfield, Deep Purple, King Crimson, Uriah Heep, Metallica, Iron Maiden, Enigma...
...Oż w mordę!
- Ty!
- Co?
- Nie rób tego więcej! Nie tak bezczelnie!
- Rafałku, o co chodzi?
- Nie podtykaj mi wszystkiego pod nos. Ja chciałbym to wszystko sam kupić...
- Mogę to zaraz usunąć - podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Nie! To znaczy... Och, dobrze, kochany jesteś, ale na przyszłość proszę tylko o drobne prezenty, zgoda?
- Zgoda.
Przytuliliśmy się i postaliśmy tak kilka minut. Wreszcie oderwałem się od tego mięciutkiego ciepełka i postanowiłem dokładniej przyjrzeć się wyposażeniu tego domu. Kuchnia wyglądała w miarę zwyczajnie, w pierwszym pokoju stały dwa komputery z wielkimi płaskimi ekranami, z czego jeden był wyraźnie najnowszą wersją Power Maca...
- To...
- Nic nie mów! Wystarczy że się zdołuję, kiedy włączę.
...Natomiast drugi pokój był obity czymś miękkim i wyglądałby zupełnie jak izolatka na zamkniętym oddziale, gdyby nie to że to coś było czarne i gdyby nie kilka kolumn głośnikowych stojących dookoła również czarnej sofy.
- To jakby któryś z nas chciał pokontemplować muzykę w odpowiednich warunkach...
- Domyśliłem się. Chodźmy na górę.
Weszliśmy szybko po schodach.
- To będzie twój pokój, a to jest mój.
- Jak to, myślałem że...
- Spać pewnie i tak będziemy razem na dole. To są takie nasze prywatne kąciki.
Przeszedłem przez "mój" pokój i wyszedłem na taras. Ogarnąłem spojrzeniem cały plac.
- Basen!?
- Tak. Jak widać. Chcesz popływać?
- Nie...
- Dlaczego?
- Nie chcę, żebyś widział moją erekcję.
- Aha.
Oparłem się o barierkę i zamyśliłem.
- I to wszystko ma być... Nasze?
- Tak.
- I tak już do końca.
- Tak. Chyba że będziesz chciał się gdzieś przenieść. Raczej się nie rozstaniemy. Chyba.
- A co z moją rodziną?
- A jest o czym mówić? Kontakt możesz utrzymywać zawsze.
Fakt. Nie było o czym mówić. Raz, że miałem już 18 lat, dwa, że moi rodzice, mimo tego że w sumie nie źli, nie byli osobami za którymi szczególnie bym tęsknił. Ani też których miałbym się szczególnie słuchać.
To naprawdę dziwne uczucie, kiedy człowiek stoi przed diametralną zmianą w swoim życiu. I to jeszcze przed zmianą tak niezwykłą... I nieuchronną.
- Nad czym się tak zamyśliłeś?
- Nad tym, że ta cała sytuacja jest praktycznie niemożliwa.
- Ale jest.
- No właśnie. I to sprawia, że czuję się nieco zdezorientowany.
- Nie myśl. Przytulmy się.
Przytuliliśmy. Pomogło - przestałem myśleć na tyle, że nie zarejestrowałem tego, jak znalazłem się na sofie w salonie, leżąc naprzeciw Tamiego i gładząc jego włosy.
- Ile ty właściwie masz lat?
- 237.
- I ciągle byłeś kochankiem waszego władcy?
- Nie, tylko przez ostatnie 206.
- Ty jesteś strasznie stary.
- Nie, czemu? Psychicznie mam 17 lat, jak dla mnie wystarczy.
- I tak ciągle?
- Nie, Rafałku, przez ostatnie 220 lat... My w pewnym momencie zatrzymujemy się w rozwoju, kiedy nam wygodnie. Niektórzy jak ja, a większość przed trzydziestką. Wygląd zresztą możemy zmieniać. Szkoda tylko, że takich jak ja reszta traktuje jak urodzonych uke.
- I nie starzejecie się? Psychicznie?
- Nie, jesteśmy odporni. Teoretycznie jesteśmy nieśmiertelni, więc głupio by było inaczej...
- To jeszcze raz zapytam, czemu jest was tak mało?
- Bo w naszym społeczeństwie jest 10% heteryków. Akurat wystarczy na uregulowanie populacji, bo ciągle jakieś lokalne walki czy zabójstwa nie są niczym niezwykłym.
- Aha... Dobra, może się jeszcze trochę pocałujemy?
- Ja mogę zawsze...
Tym razem nie ograniczyłem się do całowania. Przez chwilę pieściłem językiem spiczasty koniuszek ucha Tamiego, po czym zacząłem lizać i ssać jego szyję...
- No i kto się tu przysysa do czyjej szyi... A skoro do tego doszliśmy, może byśmy zdjęli koszulki?
- Mmmm... Ee... Nie. To zrobimy jutro. Pojutrze niestety nie mogę się z tobą spotkać...
- Czemu?
- Przesądy i zabobony, czyli idę ze starszymi do kościoła, a potem mam kilka rzeczy do zrobienia... Tak. W poniedziałek pozwolę ci... Pozwolę... Dotknąć mojej pupy przez spodnie...
- A teraz nie mogę?
- Tylko spróbuj! We wtorek... O chamie! Zabieraj tą łapę!
- Sam prosiłeś...
- Dobra, dobra. We wtorek... Nosisz coś pod spodniami?
- Tak, o co?
- Więc wtedy je zdejmiemy, w środę może pozwolę ci się dotykać... Eee.. Z przodu, a w czwartek - kontynuowałem mimo narastającego śmiechu. - W czwartek się okaże. Z czego się chichrasz?
- Phihihihi... Co za systematyczność... Okres wdrażania jeden tydzień... A i tak nic z tego nie wyjdzie...
- Wiedziałeś z kim się zadajesz.
- Tak, i o to chodzi, żebyś mnie rozśmieszał...
- Perfidna bestio! Ty mmmmmmmmm(...) No tak, zamknąć mi usta to ty potrafisz.
- Wcale nie zamknąć. A pokazać ci, co jeszcze potrafię?
- Może nie teraz. Teraz może zajmiemy się powtarzaniem materiału, który już przerabialiśmy.
Tak też się stało i czas przy tym zleciał mi tak szybko, że ani się obejrzałem, a już musiałem wracać.
Nazajutrz wszystko potoczyło się podobnie...
- Rafałku, zdejmiemy wreszcie te koszulki?
- Tak, ale nie teraz... Chciałbym się jeszcze czegoś o tobie dowiedzieć, żeby postęp był równomierny.
- Przecież zaglądałeś we mnie.
- Tak, ale większość zapomniałem, pamiętam tylko ogólne wrażenie.
- Jakie?
- Bardzo dobre, rzeczywiście do siebie pasujemy. Ale chciałbym poznać trochę szczegółów.
- No to pytaj.
- Ale może najpierw ze mnie zejdź...
- Po co? Ale skoro chcesz...
- No dobra - usiadłem obok Tamiego i objąłem go. - Powiedz mi... Hm...
- No?
- Na przykład, w co wierzysz.
- Rafale, czy myślisz, że chciałbym ze swoim chłopakiem toczyć spory światopoglądowe?
- Nie wiem, chyba nie...
- No właśnie. Więc myślę mniej więcej to samo, co ty.
- Czyli? Chcę to usłyszeć.
- Czyli nie wierzę. Tak jak ty, po prostu nie wiem i wiem że się nie dowiem. Ale istnienie Boga jest chyba bardziej prawdopodobne, niż sobie wyobrażasz.
- Dlaczego?
- Bo istnienie naszych dwóch połączonych światów naprawdę trudno inaczej wytłumaczyć.
- Rzeczywiście trudniej niż tylko tego świata...
- No właśnie. Ale wiesz, nie mogę się nadziwić naiwności niektórych ludzi.
- Jakiej naiwności?
- Uważać, że Bóg jest dobry, żyjąc na tym świecie, to dla mnie naiwność właśnie.
- Eeee... Nie wiem, co teraz powiedzieć...
- To dobrze. Zdejmiemy wreszcie te koszulki?
- Jesteś monotematyczny.
- Bo jeszcze nigdy nie byłem tak blisko z człowiekiem. Ty nie wiesz, jak bardzo mnie podniecasz...
- Ty mnie też, a ja się jakoś tak nie palę.
- Bo jeszcze nie wiesz, jakie to przyjemne...No i rzeczywiście ja cię lepiej znam, nie mam oporów.
- Właśnie. Ale dobrze, już zdejmuję.
- Poczekaj. Najpierw ty mi.
Ściągnąłem z Tamiego koszulkę i spojrzałem na to, co odkryłem. Szczupła sylwetka, gładziutka, zieloniutka skórka, mięśnie na brzuchu widoczne, ale bez kaloryfera... Oż w mordę.
- Tami... I ty mnie chcesz?
- Podnieś ręce... Tak, wyobraź sobie. U nas każdy jest albo idealny, albo obrzydliwy... Więc ty tym bardziej mnie podniecasz, ten twój pieprzyk - jego ręka znalazła się na moim brzuchu, w okolicy wyżej wspomnianego. - Te zaczerwienienia na twoich plecach...
Popchnął mnie lekko na łóżko, a sam usadowił się nade mną, na kolanach i łokciach. Zbliżył swoją twarz do mojej.
- Wiesz, jeszcze nigdy tak tego nie robiłem...
- Czego?
- Jeszcze nigdy nie byłem na górze na tym etapie.
- Przez te 200 lat?
- Tak... Zawsze byłem uke.
- To teraz się naciesz. Pozwalam ci.
- Zaraz... - jego dłoń znalazła się pod moimi plecami i przesunęła się po nich. - Jesteś strasznie spięty... Obróć się.
Nigdy w życiu nikt nie zrobił mi tak dobrego masażu, jak Tami teraz. Delikatnie i bezboleśnie rozmasowywał moje mięśnie, a ja poddawałem się jego ruchom. Kiedy skończył, byłem tak zrelaksowany, że dałbym ze sobą zrobić wszystko, co mój przyszły chłopak skwapliwie wykorzystał i przez kilka godzin robił ze mną to wszystko, co dało się zrobić bez zdejmowania spodni. Potem była moja kolej, a potem położyliśmy się obok siebie...
- Gdzie ty nauczyłeś się tak dobrze masować?
- 200 lat bycia uke daje praktykę.
- Że ci się to wszystko jeszcze nie znudziło...
- Już ci chyba mówiłem, że jesteśmy odporni na upływ czasu... Nam się nic nie nudzi.
- Zazdroszczę ci.
- A ja żałuję, że nie mogę tego ci dać... Nie musielibyśmy się rozstawać, a tak kiedyś będzie trzeba.
- Dobra, nie mówmy o tym.
- Puszczę ci coś... Z dedykacją.
Wyjął z szafy płytę, włączył i wkrótce z kolumn dookoła rozległy się dźwięki... Których na takim sprzęcie jeszcze nie miałem okazji słuchać.
"I'll make love to you
in all good places
under black mountains
in open spaces.
By deep brown rivers
that slither darkly
through far marches
where the blue hare races.
Come with me to the Winged Isle ---
northern father's western child.
Where the dance of ages is playing still
through far marches of acres wild."
- Jesteś słodki.
- A mówiłeś coś o jakimś ostrokrzewie...
- Tami...
- Rafałku...
- Cicho.
"I'll make love to you
in narrow side streets
with shuttered windows,
and crumbling chimneys.
Come with me to the weary town ---
discos silent under tiles
that slide from roof-tops, scatter softly
on concrete marches of acres wild.
By red bricks pointed
with cement fingers
Flaking damply
from sagging shoulders.
Come with me to the Winged Isle ---
northern father's western child.
Where the dance of ages is playing still
through far marches of acres wild."***
- Może pójdziemy na spacer?
- Dobrze, ale najpierw... Popatrzę ci w oczy.
Podszedłem do Tamiego, położyłem mu ręce na ramionach i przez kilka minut patrzyliśmy sobie w oczy, nic więcej. Uwielbiałem to uczucie. Wreszcie pocałowałem go w policzek i ze zdumieniem zobaczyłem, że ta jego część nieco zbrązowiała.
- Ty się rumienisz?
- Tak, coś dziwnego?
- No, po 200 latach...
- Rafałku, wiesz... Ta sytuacja, ta atmosfera między nami... to jest dla mnie coś zupełnie nowego. Nigdy tego nie miałem, i dlatego tu jestem... A ty mi to teraz dajesz...
Nie powiem, poczułem się dowartościowany. Daję coś nowego osobie o dwustuletnim stażu w związku... Jak ten staż musiał wyglądać!
- Bez takich sytuacji ja sobie związku nie wyobrażam.
- I dlatego też cię wybrałem.
- Dobra, mieliśmy iść na spacer.
- Więc chodźmy.
- Ale może upodobnij się troszkę do człowieka... No i ubierzmy się.
- Niech ci będzie.
Poszliśmy w końcu na ten spacer, trzymając się za ręce kiedy nikt nie widział, rozmawiając, czasami milcząc... Istna sielanka po prostu. Do momentu kiedy zza drzewa wychynął około 30-letni wysoki mężczyzna. Bardzo przystojny zresztą.
- Co tu robisz? Jak się nazywasz? Nie należysz do organizacji. Pokaż mi pozwolenie na pobyt - zwrócił się bezpośrednio do Tamiego, a ja poczułem się dość niepewnie... W co ja się wplątuję?.. Na szczęście zostałem szybko uspokojony.
- Mieszkam. Tamose. Masz - rzucił niedbałym gestem w stronę mężczyzny mały kryształ, który przed chwilą pojawił się w jego dłoni.
- Bezterminowo? Co to ma być? Zaraz, czy to nie ciebie widziałem...
- Mnie.
- No to się domyślam - odrzucił kryształ krzywiąc się złośliwie. - No, nie narozrabiaj za bardzo... Ech, związek z człowiekiem... Wysłał by cię gdzie indziej...
- Sprawdziłeś? Możesz się oddalić?
- Mogę. Zostawiam was, gołąbeczki - powiedział to i zniknął.
- Kto to był? Jakiej organizacji?
- Organizacji badania świata ludzi. Grupka fanatyków, którym się wydaje, że nikogo innego nie powinni tu wpuszczać.
- Aha... A ty masz pozwolenie bezterminowe.
- Tak. I to go nieco zirytowało.
- Zaraz... Czy to znaczy, że wśród ludzi żyją tak sobie demony?.. Wy?
- Tak. Ale oni zwykle dostają pozwolenia na określone cele...
- A jak działają takie pozwolenia?
- Widzisz, kiedyś przejście z naszego świata do tego było bardzo proste i demony z tego często korzystały. Stąd się dużo później wzięły wasze Zeusy, Marduki i takie inne bóstwa. Bo każdy chciał mieć swój teren i władzę nad grupką ludzi. Oczywiście dochodziło do wojen, rzezi i ogólnie niemiłych, zwłaszcza dla was, rzeczy. Po szczególnie krwawej rozprawie jakieś 10000 lat temu przywódcy klanów zdecydowali się stworzyć wrota pomiędzy światami, co też szybko zrobili, bo zwiększało to ich kontrolę. I w ten sposób przejście zostało zamknięte dla każdego, kto nie ma takiego kryształku... A mechanizmy obronne wrót są niezwykle silne. Potem pierwszy władca wszystkich demonów ustanowił monopol na wydawanie pozwoleń.
- A ten twój, który był z kolei?
- 68.
- Coś dużo.
- Przez 6000 lat? Zresztą mówiłem ci już, że nie mamy zbytniego szacunku dla władzy zwierzchniej...
- Mówiłeś. Eee... Jesteście podzieleni na klany?
- Tak...
Tak nam się miło rozmawiało, ale w końcu musiałem wracać do domu.
Dalej wszystko toczyło się według planu - w niedzielę się nie spotkaliśmy, w poniedziałek...
- Tami, przyznaj się. To silikon.
- Nie, mięśnie.
- Czemu ja takich nie mam?
- A chcesz? Ale lepiej nie...
- Czemu?
- Wolę cię takiego.
- To nie chcę.
We wtorek...
- Ej! To ty! Co zrobiłeś z moimi włosami na nogach?
- Przecież sam chciałeś...
- Ale mógłbyś zapytać!
- Dobrze, już zawsze będę... Rafałku... Mmmmmmmm...
- Mmmmmmmmm...
- Mmmmmmmmm...
- Czy... Czy to, co czuję na brzuchu, to jest...
- A co innego może być?
- Nie wiem, nie znam anatomii demonów.
- Nie różni się szczególnie od waszej. Mmmmmmm...
- Mmmmmm...
- Może pójdziemy popływać?
Oczywiście nie tylko na takich czynnościach spędzaliśmy razem czas... Chociaż było tego dużo, niewątpliwie. Tak więc słuchaliśmy muzyki, której Tamose prawie nie znał, znał tylko nazwy wykonawców i niektóre teksty - z mojego umysłu. Graliśmy na komputerze, z którym też musiał się zaznajomić (ale łapał wszystko bardzo szybko), przytulaliśmy się, przekomarzaliśmy, oglądaliśmy co ciekawsze rzeczy w telewizji... No i jeździliśmy na zakupy, bo jak dotąd nie mogłem się ubierać dokładnie tak, jak chciałem - musiałem więc zakupić trochę ciuchów, jak dzwony, koszule oraz podkoszulki z dziwnymi i ciekawymi wzorami i napisami, chustki służące jako opaski na włosy (które wolę nosić rozpuszczone, ale nienawidzę jak mi wlatują na twarz)... A że namówiłem Tamiego, żeby też się ubierał w tym stylu (za długo nie musiałem go przekonywać, wystarczył mój widok, kiedy się przebrałem), po kilku wypadach wyglądaliśmy obaj dość nietypowo. Oczywiście wracając do domu musiałem znów się przebierać.
No a w środę...
- Rafałku, może już zgodzisz się być ze mną?
- Dlaczego już?
- Może dlatego, że leżymy przy sobie w samych majtkach, a ja trzymam rękę na... Hm... Twoich majtkach właśnie, powiedzmy.
- Ale to tak jakoś szybko...
- A na to, to nie za szybko?
- Nie ruszaj!.. No też prawda. Ale może powiedz mi jeszcze, jak sobie wyobrażasz nasz związek?
- Tak jak ty przecież. Wiesz o tym.
- No niby wiem... Ale i tak to powiedz....
- Ech... Dobrze. Będziemy mieszkać razem, chodzić do kina, ogólnie większość rzeczy robić razem... Będziemy dla siebie mili, nie będziemy sobie robili nic złego... Och, będziemy po prostu zachowywać się tak, jak teraz, kiedy się spotykamy, tylko przez cały czas. No. Chyba że chcesz jeszcze coś dodać?
- Nie, nie chcę.
- Więc zgadzasz się?
- A mam wyjście? Zgadzam się, jasne. Za bardzo już w ciebie wpadłem... Więc jestem twoim chłopakiem.
- A ja twoim - po tym stwierdzeniu mój świeżo upieczony partner pochylił się do mojej szyi i zaczął ją masować językiem...
W życiu nie przypuszczałem, że ta część ciała może dać tyle przyjemności. Wyprężyłem się, ścisnąłem mocno Tamiego, jęknąłem, wstrzymałem oddech, potem go złapałem...
- Nie robiłeś mi tak jeszcze.
- Najlepsze zostawiam na koniec. A teraz oczekuję wzajemności.
Podniosłem głowę i przyssałem się do szyi swojego chłopaka, wywołując podobne reakcje, co on u mnie. Wyprostował się dopiero po kilku minutach.
- A teraz mam dla ciebie mały prezent. Przygotowałem go specjalnie na tę chwilę - ze stolika poderwał się i podleciał do nas mały przedmiot.
- Co to jest?
- Daj rękę... Bransoleta - wbrew metalicznemu wyglądowi okazała się ona być elastyczna i ciepła. - I mały magazynek energii. Tworzy pole siłowe, przylegające do twojej skóry, które odbija niebezpieczne przedmioty, pochłania temperaturę i ogólnie cię chroni. A jeśli tak wyciągniesz rękę i naciśniesz ten przycisk, wyślesz błyskawicę...
- Znowu... Ty tak wiele mi dajesz, a ja nic dla ciebie nie mam...
- Nie zostawiłbym cię przecież tak bez ochrony. Jesteś taki kruchy, jeden wypadek... To jest dla mnie zabezpieczenie swojego skarbu.
- Tami, jesteś taki miły... Dzięki.
- A jaki mam być, głuptasie? Dla swojego chłopaka?
- Chłopaka.... To świetne uczucie, wiedzieć że się kogoś ma. I to kogoś takiego jak ty. Jesteś super.
Dotknąłem jego ramienia, ale poczułem tylko coś jakby dotyk twardego powietrza. On też to poczuł.
- Zapomniałem założyć swoją... Ich pola wzajemnie się znoszą - przywołał ze stolika drugą, identyczną bransoletę, którą założył na prawą rękę. - To coś w rodzaju skrzyżowania ślubnej obrączki z pasem cnoty.
Roześmieliśmy się i znowu przytuliliśmy do siebie, obracając się na bok. Zaczęliśmy się całować i pieścić, jak zwykle ostatnio, ale jego ręka zrobiła zaraz coś zupełnie dla niej nowego - wślizgnęła się pod moje slipki i zacisnęła na...
- Tami!
- Zróbmy to teraz, Rafałku. Skoro już jesteśmy razem...
- Ale... Czy nie powinniśmy się jakoś przygotować?
- Nie ze mną. Jesteśmy już teraz czyści jak łza, że tak powiem.
- Ale... Aach... - to mój chłopak zaczął poruszać ręką, przez co odczułem nagły przypływ podniecenia... W wyniku którego znikły moje opory, a moja ręka znalazła się w jego majtkach. To było dla mnie cudowne przeżycie, dotykać się nawzajem w tak intymnych miejscach po raz pierwszy...
- Zaczynasz reagować prawidłowo... Mam do ciebie prośbę, skarbie.
- Tak?
- Oczywiście nie zaczniemy od tego, ale czy ja mógłbym być pierwszy na górze?.. Jak dotąd w ogóle nie byłem...
- Jeśli będziesz delikatny...
- Bardziej niż delikatny, kochanie.
Zaczął ściągać mi majtki, uniosłem biodra żeby mu pomóc i wkrótce byłem całkiem nagi. Szybko powtórzyłem tą operację z Tamim, który obrócił się na plecy, i przyjrzałem mu się... Był wyjątkowo ładny i niezwykle podniecający we wszystkich szczegółach.
- Zaczynaj, skarbie.
Chwyciłem podstawę jego penisa, polizałem go kilka razy po czym wziąłem go do ust i zacząłem poruszać głową w górę i w dół, jednocześnie pieszcząc go językiem. Był gładki, ciepły i prawie bez smaku, chociaż wyczuwałem chyba nutkę ostrokrzewu...
Ręce Tamiego, które chwyciły moją głowę, nadawały rytm moim ruchom i trwało to kilka minut, kiedy dawałem mu rozkosz, wreszcie usłyszałem jego głośniejszy jęk i moje usta wypełniły się cierpkim płynem, który połykałem w miarę jak wypływał z jego pulsującej męskości.
Położyłem się i powiedziałem:
- Nie mogę uwierzyć...
- Będziesz musiał uwierzyć we więcej.
Patrzyłem w górę, więc poczułem tylko muśnięcie zębów mojego chłopca (Mojego! Mojego! Mojego!), jego język, ciepło wnętrza jego ust, poczułem przyjemność, jaką mi dawał, też chwyciłem jego głowę, żeby nadać jej rytm... Trwało to jednak krócej.
Tami przytulił mnie, znowu zaczęliśmy się całować.
- Jak wrażenia?
- Nie będę nic mówił...
- Rozumiem. Teraz... Połóż się na brzuszku, kochanie, i postaraj się rozluźnić...
Zrobiłem to, ale nie mogę powiedzieć żeby rozluźnianie szło mi bardzo dobrze. Mój chłopak uklęknął między moimi nogami i poczułem dotyk jego rąk na plecach - zaczął mnie masować i robił to przez najbliższe kilka minut, po których czułem się naprawdę zrelaksowany. Wtedy nachylił się nade mną, przez chwilę poczułem nacisk na moją dziurkę, i...
- Aaach!.. To przecież nie tak...
- Niespodzianka. Małe zmiany w twoim układzie nerwowym.
Kiedy we mnie wszedł jednym pchnięciem, poczułem coś, czego się zupełnie nie spodziewałem - nie ból, lecz coś zupełnie przeciwnego. Przeszła przeze mnie fala rozkoszy porównywalna z tym co czułem, kiedy wziął mi do ust.
Zaczął się we mnie poruszać, sprawiając że wiłem się niemal pod nim, a po jego oddechu i westchnieniach wiedziałem, że też doznaje niezwykłej przyjemności. Zaczął pieścić językiem moją szyję, wyrywając ze mnie głośny jęk... Nie wiem, jak długo to trwało, ale co najmniej kilkanaście minut minęło zanim poczułem znowu pulsowanie jego penisa i wlewające się we mnie fale nasienia.
- To jest super, wiesz... - powiedział, kiedy położył się obok mnie.
- Dzięki - odpowiedziałem po chwili milczenia.
- Jeszcze nie dziękuj, to jeszcze nie wszystko. Teraz twoja kolej...
Położył się w takiej pozycji, jak ja przed chwilą, ja westchnąłem i przeniosłem się nad niego.
Najpierw po prostu położyłem się, liżąc jego szyję i delektując się myślą że ktoś taki oddaje mi się, potem... Ten moment musiał kiedyś nadejść. Odnalazłem jego wejście i wsunąłem się w nie delikatnie. Poczułem ciepło i miękkość jego wnętrza, usłyszałem cichy jęk i zacząłem się w nim poruszać.
- Jesteś taki delikatny, Rafałku...
- To dobrze?
- Świetnie. To dla mnie takie nowe...
Dwa razy niemal już dochodziłem, ale nie chciałem żeby to się tak szybko skończyło, więc nieruchomiałem wtedy dając sobie czas na ochłonięcie, wypełniony pieszczotami, wreszcie za trzecim razem poczułem, że już czas, przyśpieszyłem, wtargnąłem w mojego kochanka mocniej i za chwilę krzyknąłem, kiedy w nim wytrysnąłem... Powoli wysunąłem się z niego i położyłem obok. Przytulił się do mnie i pogładził po włosach.
- I jak oceniasz twoją inicjację?
- Super. Chyba nie mogłem trafić lepiej.
- Całkiem możliwe...
Przewrócił mnie na bok i zaczął pieścić ustami i językiem moją klatkę piersiową, ssać sutki... Na chwilę przyssał mi się do szyi, szybko przerzucił się na mój brzuch, klękając między moimi nogami, ale kiedy dotarł do mojej męskości nie wziął jej do ust, tylko wsunął mi ręce pod nogi i zarzucił je sobie na ramiona.
- Masz ochotę na kontynuację?
- Bierz mnie.
Oczy mu błysnęły i odsłonił kły w uśmiechu. Kto inny na moim miejscu może by się przestraszył.
- Zawsze do usług.
Wszedł we mnie nachylając się... Tym razem robił to bardziej zdecydowanie, mocniej, czasami gryząc (kły schował, całe szczęście)... Wrażenie było niesamowite, jakbym był całkowicie w jego mocy, ale ta moc w jakiś sposób zależała ode mnie.
Doszedł dość szybko, po chwili zsunął sobie moje nogi z ramion i położył się, rozluźniając, na mnie.
- Nareszcie... Zawsze chciałem to zrobić.
Uśmiechnąłem się.
- Czyli dałem coś nowego osobie z kilkusetletnim doświadczeniem... Ciekawe...
- Będziesz mi to dawał jeszcze długo.
- Zawsze do usług.
Znowu oczy mu zabłysnęły.
- Uważaj...
- Uważam. Konkretnie uważam, że now it's my turn...
- Jak sobie życzysz, skarbie.
Obróciliśmy się i wszedłem w niego w takiej pozycji, w jakiej on przed chwilą we mnie. Ale ja byłem delikatniejszy, chciałem dłużej posmakować nasze zbliżenie. Na chwilkę dzikości pozwoliłem sobie dopiero kiedy dochodziłem.
Położyłem się na plecach obok Tamiego i zamknąłem oczy.
- Czyżby koniec na dziś?
- Na dziś może nie, ale na teraz tak. Rozczarowany?
- Nie, w sumie. Co za dużo, to niezdrowo. Może się umyjemy?
- Jeśli masz siłę, napuść wody do wanny. Ja ochłonę przez ten czas. Tylko nie za ciepłej.
- A potem?..
- No tak. Potem muszę jechać do domu na obiad, powiedzieć wszystko rodzicom i siostrze, przeżyć, zabrać kilka rzeczy z pokoju i tu wrócić. Wieczorem już tu będę mieszkał. Poważna sprawa.
- Aha, poważna.
[Od Autora: Powyższa scena erotyczna będzie jedyną w całym zamierzonym serialu. Rozczarowanym Autor tłumaczy, że jeśli chciałby opisać wszystkie, prawdopodobnie nie ukończyłby pisania przed dopadnięciem przez Alzheimera. Poza tym opowiadanie stałoby się nudne - bo ile w końcu można?..]
KONIEC ODCINKA PIERWSZEGO
* - Jethro Tull, "Clasp" z "The Broadsword And The Beast", fragment.
** - Jethro Tull, "Paradise Steakhouse" z "War Child" remastered, fragment.
*** - Jethro Tull, "Acres Wild" z "Heavy Horses"