Trójkąt 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 11:54:55
Rozdział I. Ślub
-Jedzie!
-E, to nie ona... Wcześnie jeszcze, a u nich w zwyczaju zwlekać do ostatniej chwili, co by ważność swoją pokazać.
-A pewnie, dopiero by głupio wyglądało: panna młoda zajeżdża pod katedrę, a tam
biskup jeszcze w szlafroku.
-A pan młody w łóżku! Jeno nie swoim!
-Głupoty obaj gadacie. Przecież to księżniczka, i to nie byle skąd. Z samego Cesarstwa! Biskup pewnie już od dawna czeka przy ołtarzu.
-Iiii, a co mi tam Cesarstwo czy inna zagranica... Tutaj jest Varallion!
-Słusznie prawi!
-Słusznie, niesłusznie, a głupio jak i wcześniej. Ci z Oxarop mogliby zgnieść Varallion jak pluskwę.
-Taaak? To czemu tego nie zrobią? Przekonaliby się, jak pluskwy gryzą.
-Oni nie tacy głupi. Po co mają marnować żołnierzy, jak można inaczej, na spokojnie? Ślub zamiast wojny.
-To czemu nasz król się na to godzi?
-Iiii, bo głupi!
-A ma inne wyjście? Varallion i tak stoi na krawędzi upadku. Nie przysłużyły się nam te wojny, co to je król Pyrrus prowadził.
-Przecież wygraliśmy.
-I co z tego? Sąsiedzi przez ten czas wzrośli w siłę, a my osłabliśmy. Ani porządnej armii, ani złota w skarbcu... Ludzi masa poginęła, nie było nawet komu pola zaorać. Wszędzie spalona ziemia, zatrute studnie, wybita zwierzyna. Pamiętacie jeszcze Wielki Głód z roku 33-ego?
-Tfu, nie wspominajcie nawet.
-No właśnie. Prawda, nasz obecny król zrobił, co mógł, ale to kropla w morzu potrzeb.
-Jedzie!
-To nie... To ona! Hej, nie pchać się tam z tyłu!
-Piękna.
-Przecie ledwo co jej głowa wystaje.
-O karocy mówię. Ej, tyle złota się marnuje... Już ja bym wiedział, co z taką furą zrobić.
-Księżniczka ciemna, jak wszystkie od nich.
-Smutna coś, mizerna...
-Pewnie wie, co ją tu czeka.
-Nie ma się czym martwić. Łoże królewskie ponoć szerokie, to i we trójkę się zmieszczą. Będzie weselej.
-Hehehehe...
-Niemożliwe. To Oxarop dyktuje warunki. Król będzie musiał odesłać swoją zabaweczkę.
-Akurat. Już dwa lata, jak się do niego przyssał ten paniczyk. Musi być niezły, skoro Darion trzyma go tak długo.
-Król Darion, chłopcze.
-Iiii tam...
-Pojechała!
-No i po przedstawieniu.
* * *
Co za dzicz.
Gapią się na mnie jak na zwierzę w klatce, wytykają tłustymi palcami, wymieniają uwagi zakończone obraźliwym rechotem. Nawet tu czuję ich smród. Wiem, ze śmieją się ze mnie, pomimo że już za parę godzin będę ich królową. Przynajmniej oficjalnie. A w rzeczywistości?
Dla mojego ojca i jego doradców sprawa jest prosta. Mam urodzić syna, najszybciej jak to możliwe bez wzbudzania podejrzeń. Najlepiej równo w dziewięć miesięcy od nocy poślubnej. O ile w ogóle będzie jakaś noc poślubna. Zresztą, to żadna różnica. Muszę urodzić dziecko, a czy jego ojcem będzie mój przyszły mąż, czy też zwykły służący... To naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się efekt.
Czy informacje na temat Dariona są wiarygodne? Ponoć nie gardzi kobietami, w przeszłości miał kilka kochanek. Teraz jednak pozostaje wierny swojej zabaweczce... Jak to to ma na imię? Velli, tak, Velli Anglarez. Dobre, stare nazwisko, przynajmniej do niedawna. Ciekawe, jak znoszą tę sytuację jego krewni. Gardzą nim? A może są dumni, że jeden z Anglarezów jest tak blisko króla- dosłownie i w przenośni?
Pierwszy ruch należy do Dariona. Powinien wiedzieć, że nie zadowolę się pozycją figurantki. Dla mojego ojca to w zasadzie obojętne, jak będą mnie tu traktować, w końcu to tylko rozwiązanie tymczasowe. Ale ja nie mam zamiaru znosić upokorzeń i kpin, na które nie zasłużyłam.
Nie wymagam od Dariona miłości. Wystarczy mi szacunek.
Jeśli mój przyszły mąż wyobraża sobie, że nasz ślub nic nie zmieni w jego sposobie życia, to się grubo myli. Jestem Elenai, księżniczka Oxarop, i potrafię walczyć, gdy mi na czymś zależy.
Velli Anglarez powinien mieć się na baczności.
* * *
-Co ty tu robisz?- szczupły młodzieniec, wyciągnięty leniwie na kanapie, nie krył zdumienia na widok swojego kochanka, stojącego w drzwiach jego prywatnej komnaty. Król Darion westchnął ciężko, ściągając z ramion odświętny, podbity purpurą i złotogłowiem płaszcz.
-Udało mi się wyrwać na chwilę przed ucztą- mruknął.
-Nie uważasz, że to niezbyt grzeczne wobec twojej świeżo poślubionej małżonki?
-Uważam, że mam prawo do odrobiny prywatności.
-Miałeś, kochanie. Teraz natomiast masz żonę.
-Ty zawsze potrafisz mnie pocieszyć.
-Nie chwal mnie tak, bo się zarumienię.
Darion otworzył usta i zaraz je zamknął. Westchnął ciężko, siadając na skraju kanapy.
-Velli... -spytał cicho- Czy ty nadal masz do mnie żal o ten ślub?
Velli Anglarez zmrużył stalowoszare oczy. Ze znużeniem pokręcił głową.
-Dar, dlaczego nie chcesz zrozumieć? Tłumaczyłem ci już tyle razy: nie przeszkadza mi, że się ożeniłeś. Jesteś królem, kiedyś i tak musiałbyś to zrobić. Wkurza mnie tylko, że dałeś się wplątać w grę tych z Oxarop. Są ciekawsze sposoby na popełnienie samobójstwa.
-A ty znowu swoje...- monarcha ściągnął z głowy ciężką koronę.- Masz manię prześladowczą. Wszyscy doradcy zgadzają się ze mną, że to najlepsze rozwiązanie. Tylko ty...
-Tak, tylko ja.- Velli uśmiechnął się ironicznie i spojrzał wyzywająco w oczy starszego mężczyzny. Darion gwałtownie zerwał się z miejsca.
-Potrzebuję czasu!- warknął, odrzucając do tyłu grzywę jasnych włosów.- Varallion i tak znajduje się w krytycznej sytuacji. Gdyby Oxarop teraz nas zaatakowało, nie wytrzymalibyśmy nawet miesiąca.
Velli poderwał się także i stanął naprzeciw kochanka.
-Cesarstwo też potrzebuje czasu.- wysyczał.- Na stłumienie rebelii w Prowincjach Biraskich. I ty właśnie im go dałeś. Za rok, może nawet wcześniej, uporają się z niepokojami wewnętrznymi, a wtedy przypomną sobie o nas. Zwłaszcza, że do tego czasu twoja pani urodzi ci już następcę, dziedzica z krwi Oxarop. Myślisz, że wtedy nadal będziesz dla nich użyteczny?
Darion z trudem opanował gniew. Dyskutowali na ten temat już wielokrotnie i wiedział, że Velliemu chodzi przede wszystkim o jego dobro
- Cóż, teraz jest już za późno na odwrót. Mam nadzieję, że twoje przewidywania się nie sprawdzą.- stwierdził sucho. Jego ciemne oczy wyrażały skrajne znużenie.
Wzrok Velliego złagodniał. Chłopak postąpił krok do przodu i wtulił się w ramiona kochanka, z przyjemnością wdychając znajomy zapach.
-Powinieneś wracać- wymamrotał.
-Wiem.
-A ja powinienem wyjechać.
-O tym nie ma mowy.- Darion pogładził kruczoczarne włosy gestem pełnym czułości, o jaką nikt by go nie podejrzewał.- Wiem, jestem egoistą, ale nie potrafię z ciebie zrezygnować. Nawet dla dobra państwa.
-Robisz się cukierkowo słodki- Velli wyśliznął się z coraz mocniejszego uścisku królewskich ramion.- Żegnam, Wasza Królewska Mość. Miłej zabawy.
-Mógłbyś chociaż udawać, że jesteś zazdrosny- wymamrotał Darion, posłusznie zbierając swoje rzeczy i opuszczając komnatę. Velli patrzył za nim z obojętnym wyrazem twarzy. Tylko jego oczy stawały się coraz ciemniejsze.
-A czy to by coś zmieniło?- wyszeptał, gdy miał już pewność, że kochanek go nie usłyszy. Powoli wrócił na swoje miejsce na kanapie i skulił się w kłębek. Wyglądał w tej chwili jak małe dziecko.
Wiedział, że ma rację, jeśli chodzi o plany Cesarstwa. Uczta, która odbywała się w tym momencie na dole, równie dobrze mogłaby być stypą. Ale Darion nie potrafił dostrzec pułapki, w którą właśnie wpadł. Zaślepiała go jego własna szlachetność. Zakładał z góry, że w polityce wszyscy przestrzegają zasad fair play. Tak jak on sam. Boże, co za głupiec. Co za nieuleczalnie naiwny idiota. Co można zrobić z takim kimś? Chyba tylko pokochać...
* * *
Darion odetchnął głęboko, poprawił koronę i płaszcz, po czym dostojnym krokiem przestąpił próg sali balowej. W ostatnim momencie zorientował się, że o czymś zapomniał. A tak, powinien mieć na twarzy ten głupawy, oficjalny uśmiech... Błyskawicznie wyszczerzył zęby, co przyprawiło kilka wrażliwszych osób o zapaść nerwową.
Po przebrnięciu przez serię ukłonów król dotarł do swego miejsca za stołem. Jego dopiero co poślubiona małżonka spojrzała nań z nieruchomą twarzą i płonącymi gniewem oczyma. Mimochodem zauważył, że barwa tych oczu przywodzi na myśl zieleń młodej, wiosennej trawy. Cóż, musiał przyznać, że jego żona może się podobać.
-Coś cię zatrzymało, mój panie?- zapytała podejrzanie miękko. W jej głosie pobrzmiewał ślad obcego akcentu, nadając mu miłą dla ucha melodyjność.
-Musiałem... eee, zmienić strój...- wybąkał, z miejsca orientując się, że popełnia właśnie duży błąd. Usta kobiety wykrzywił ledwo dostrzegalny, z całą pewnością nie sympatyczny uśmiech.
-Dziwne, przysięgłabym, że jesteś ubrany tak samo, jak w czasie ceremonii- skomentowała, przenosząc wzrok na stół z potrawami.- Zapewne się mylę. Czy mógłbyś nalać mi wina?
Spełnił jej prośbę, jednocześnie wymyślając sobie od debili. Ona najwyraźniej o wszystkim wiedziała. Ktoś jej doniósł? Już? Zastanowił się, co dalej. Wydarzenia toczyły się stanowczo zbyt szybko jak na jego gust. Wprawdzie Velli coś tam wspominał, że przydałoby się wszystko najpierw zaplanować, ale byli akurat w łóżku i Darion miał ciekawsze rzeczy do roboty niż wysłuchiwanie uwag przemądrzałego smarkacza. Teraz tego żałował.
"Pomyślę o tym jutro", stwierdził w końcu, po czym zwrócił się ponownie w stronę swej małżonki, zabawiając ją lekką rozmową. Dla zachowania pozorów, rzecz jasna. Odpowiadała uprzejmie, delikatnie marszcząc brwi w chwilach zamyślenia. Dopiero w samym środku konwersacji Darion spostrzegł, że ma problem, i to naprawdę poważny.
Nie pamiętał jej imienia.
* * *
Nie jest tak źle. Wprawdzie zostawił mnie samą, by wpaść do swojej dziwki, ale trwało to tylko chwilę i jego absencja nie naraziła mnie na śmieszność. Oczywiście i tak wszyscy wiedzą, co się dzieje, ale zachowują pozory. Jeszcze nie są pewni, jaka będzie moja pozycja na dworze, więc wolą się nie narażać. Wręcz przeciwnie. Ich uniżona grzeczność budzi mój wstręt.
Darion jest inny, niż się spodziewałam... Inny, niż się bałam. Przystojny, wysoki, silny... Kiedy się śmieje, słońce zapala w jego brązowych oczach złote iskierki. A przy tym ma w sobie coś delikatnego. To zmieszane spojrzenie, gdy domyślił się, że przejrzałam jego nieporadne kłamstwo... Jakby szczerze żałował, iż sprawił mi przykrość. Rzeczywiście jest miły, dokładnie tak, jak głosiły raporty. Miły... To zaleta u zwykłego człowieka, ale wada u króla.
Hm, teoretycznie moglibyśmy być szczęśliwym małżeństwem.
Trochę szkoda, że nie będziemy mieli okazji sprawdzić tego w praktyce.
* * *
-Całkiem niezła ta nasza królowa. Jak na Oxaropiankę, oczywiście.
-I dużo jej to pomoże...
-Skąd ta pewność? Król oczu od niej nie odrywa.
-Chce się zrehabilitować za wcześniej.
-Myślicie, że był u niego?
-A gdzieżby indziej? Ciekawe, jak nasza pani zareaguje na hobby Dariona.
-Myślicie, że orientuje się w sytuacji? Może powinniśmy ją dyskretnie uświadomić? Wiecie, żeby zaoszczędzić kobiecie rozczarowań.
-Lepiej się nie wychylać. Przynajmniej na razie.
-Racja, upewnijmy się, co w trawie piszczy. Ostrożności nigdy za wiele.
-Uuuu, a już miałem nadzieję, że będę mógł zrzucić tą szmatę Velliego ze schodów.
-Cicho.
-Nie przesadzaj, nie ma go tu.
-To nic nie znaczy.
-Prawda, ten mały sukinsyn jakoś zawsze o wszystkim wie.
-W takim razie powinien wiedzieć, że lepiej dla niego, żeby wyniósł się z dworu. Królowa może być ślepa, tępa albo tolerancyjna, ale ambasador Oxarop nie cierpi na żadną z tych przypadłości. A wątpię, czy spodoba mu się córka jego władcy w roli figurantki.
-Taaak, ci od naszych sąsiadów mają talent do negocjacji z opornym elementem. Metoda kija i marchewki zawsze się sprawdza. Zwłaszcza, że ja udoskonalili.
-Jak?
-Zrezygnowali z marchewki.
tbc
nija