Trzykrotnie pleciona pętla
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 03 2011 11:22:39
Zimno.. shhh.. jak zimno, okno jest otwarte, zimowe powietrze wtargnęło do pomieszczenia. Shh… jak zimno. I jak cicho. Pomimo wieczoru, nikogo nie ma - to zdarza się tak rzadko, czy to specjalnie dla mnie? I ciemno… Tak.. ciemno, po co zapalać światło? Chyba lepiej nie widzieć upadku. Porażka po ciemku mniej boli. Kot siedzi spłoszony na parapecie. Chyba ma jak ludzie przeczucia - złe przeczucia. Chomik jest cicho, nie hałasuje kołowrotkiem. Chomiki nie mają przeczuć - chyba po prostu zdechł. Te wszystkie odczucia plączą się tak ze sobą. Ashh… czujesz je? Czujesz? Tak boleśnie wbijają się pod skórę, przechodzą dreszczem wzdłuż kręgosłupa. Nikogo nie ma. To dobrze. To dobrze… Otwieram szerzej okno, zrywam firankę. Powietrza! Powietrza! Dajcie ostatni oddech! Nie chce umrzeć. Ach - śmiech - nie w ten sposób. Poza tym to na nic innego nie czekam. Wyciągam sznurek z firanki. Ręce drżą. Robię to! Boże! Gdzie jesteś! Robie to naprawdę! Spokój! - uspakajam się powstrzymując rąk drżenie. Spokój… Przypomnij sobie wszystko po kolei. Składasz sznurek na trzy części - ooo tak. Łapiesz w połowie. Jedną częścią zaplatasz. Pierwsza, druga, trzecia beczka…Ślicznie, nawet nie pamiętam, po co tego się uczyłem. Ach, chyba dla zabawy. No i jeszcze raz… Kochana knajpa. Czemu akurat tu przyszedłem? Bo niedługo ktoś przyjdzie. Właśnie! Musze się więc pośpieszyć. No i nie chce stąd wychodzić. Nie chce mówić "do widzenia". Patrzę na swoje dzieło. Mistrzowski węzeł - upiorny śmiech - mistrzowska pętla. Jak tu cicho… Naprawdę nikt nie wejdzie? Nikt mi nie przeszkodzi? Związuje ciemne, długie włosy w warkocz. Niech się nie plączą… Niech się nie plączą… Nikt… Nikt nie przeszkodzi, bo po co? To nie jest tkliwa slashowa historia. Jestem pieprzonym gejem - racja - mówię, szukając odpowiedniego punktu zawieszenia. Kogo uwiodę - to moje, co oberwę - to mi się należało. Można żyć prosto. Ale wtedy prosto się umiera. Krucjata własnych pragnień - tylko tym jest wasze życie. Nic z tym nie zrobicie - tylko myślę, lub może nawet i krzyczę, rozchodzi się echem, kot ucieka przed otwarte okno, śnieg - wpada. W takich chwilach naprawdę nie wiem gdzie podziewa się Bóg. Oplatam sznur dookoła karnisza. Nie pęknie - wiem to - takich to diabeł ciągnie za nogi - tak mówią. Czemu to robię? Hm? Czyżby naprawdę z czystej ciekawości? Jak Neron swój własny Rzym podpalam ku natchnieniu? To ostatnia chwila by się nad tym zastanowić. To śmieszne, że właśnie teraz mi się tak nie chce myśleć. A gdzie moje ostatnie życzenie? Chcę, żeby ktoś tu wszedł. Dokładnie wiem kto.. żeby ta osoba.. do mnie podeszła, zabrała tą cholerną pętle, przytuliła, pozwoliła zatopić dłoń we włosach, zabrała stąd… ciii… to nie dla ciebie, widzisz tą pętle? Ona jest dla ciebie. Ci… nie chcesz chyba płakać. Ciii…. Marzenia są dla pięknych, dumnych, wyniosłych. Nie poniżaj się do ich poziomu. Chce mi się śmiać. Gorzko, prawie chlapiąc kwasem po ścianach. Staje na parapecie, nakładam pętle z przeświadczeniem, że jest idealna. Brawo. Może zabierając mnie stąd ktoś zauważy, jaką idealną pętle zrobiłem. Dopasowuje ją, wyjmuje na wierzch warkocz. Moje ciemne włosy.. uparcie falowane. Moja nieśmiertelność. Ludzie znudzeni byciem tu nie wiedzą, co znaczy nieśmiertelność. Tylko dla mnie! Tylko moja! Tylko ja ją mam, ją znam. Staje na brzegu parapetu. Jeden krok i po wszystkim. Po nocnych marzeniach. Wiktor… Wiktor… wabią mnie postaci z obrazów jednym, tym samym głosem, o tej samej twarzy, tych samych dotykających mnie dłoniach. Niosących tę samą śmierć. No już! Tak niewiele brakuje.. Przesuwam się do brzegu. By nie mówić… Nie mówić.. By już nigdy nie powie…

Bo gdy przyszedł biały świt, wpadając ciepłymi promieniami do małego, wychłodzonego wnętrza. Bo gdy skrzypnęły drzwi, bo gdy ucięła się cisza... Bo już nigdy nie powiedział "do widzenia"