Historia do końca opowiedziana 1
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 23:00:38
- odsłona I -
PROLOG
* * * *
Przeleżałam całą noc... wdychając roznoszący się po sypialni zapach stojącego w wazonie bzu i patrząc na grę cieni, które na przeciwległej ścianie malowało światło księżyca. Po jakimś czasie owe mozaiki stały się bledsze, aż w końcu rozpłynęły się w szarości poranka. Obserwowałam to z łagodnym zainteresowaniem kogoś, kogo nie dotyczy rzeczywistość. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Wciąż wydawało mi się, że słyszę czyjś smutny śpiew. Był to męski, łagodny głos. Głęboki i czysty... można rzec, że zmysłowy... Zamknęłam oczy i wytężyłam słuch. Cisza... Zawsze milknął, kiedy próbowałam się głębiej wsłuchać, lub zlokalizować źródło głosu...
Przewróciłam się na bok i otworzyłam oczy...
Leżał obok mnie na wznak i nieruchomo wpatrywał się w sufit. Pachniał czystą wilgocią, jakby przed chwilą się kąpał.
Milczał. Ja też. Bez słowa obserwowałam jego zastygłą, przystojną twarz. Był naprawdę piękny. Miał gładką, delikatną skórę o dość jasnej karnacji. Wyraziste kości policzkowe, szczękę i prosty nos. A usta... Prawdziwie cherubinowe wargi o delikatnym, pełnym kształcie, równie piękne, gdy wyrażały powagę, jak i w uśmiechu. Z profilu przypominał mi pięknego rzymskiego boga, chociaż delikatny, ledwo widoczny rumieniec na jego policzkach sprawiał, że wyglądał także jak jedna z tych eterycznych postaci na obrazach Botticellego.
Jego długie, jasne włosy rozsypały się na poduszce. Pachniały świeżością górskiego wiatru. Przyszły mi na myśl strzeliste granie, pokryte śniegiem tak białym, że aż nierealnym, z odcieniem błękitu... Czyżby stamtąd pochodził?
Odwrócił głowę i spojrzał na mnie tymi swoimi jasno zielonymi oczami, otoczonymi falbanką gęstych, czarnych rzęs. Głęboko osadzone, w cieniu czarnych, równych brwi miały w sobie trochę demonizmu i jakiś dziwny perwersyjny erotyzm...
Wciąż milczał. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie czuję strachu. Obcy mężczyzna w moim łóżku, a na mnie to nie robi żadnego wrażenia. Bardzo ładnie!! Nie,.. to nie tak... Ja po prostu nic nie czuję. Ani strachu, ani podniecenia, ciekawości, czy zażenowania...Ogarnął mnie jakiś dziwny marazm. Nie potrafiłam wyzwolić jakichkolwiek uczuć. Nic. Pustka. Także ten leżący obok mnie mężczyzna był mi obojętny. Co prawda tak piękny i niezwykły, a mimo to, całkowicie obojętny... Po jego twarzy przemknął cień smutku. Może zawodu. Czyżby czytał w moich myślach? Przepraszam, jeśli cię uraziłam, ale nie odczuwam nic... Może umarłam?...
- Nie.- odpowiedział. Miał głęboki, niski głos. Niespotykanie czysty i dźwięczny. Znałam ten głos.
- Więc to ty.- wyszeptałam, uśmiechając się lekko. Również się uśmiechnął przyjacielsko. Jego usta naprawdę były piękne.
- Tak.- odparł, unosząc się na łokciu i wlepiając we mnie spokojne spojrzenie. Jego sięgające za ramiona włosy rozsypywały się płynnymi falami, lśniąc w blasku wstającego słońca. Jego piękny głos pasował do aparycji. Głos, który słyszałam przez całą noc...
Miał na sobie czarne spodnie z surowego jedwabiu i takąż samą koszulę z szerokimi rękawami. Materiał idealnie skrojony i uszyty łagodnie spływał po jego smukłym, szczupłym ciele. Uśmiechnęłam się, trochę niedowierzając, a mimo to przyjmując to do wiadomości... Nagle bowiem zdałam sobie sprawę z tego, kim był... Bardzo dobrze to zrozumiałam. Czułam to każdą komórką swojego ciała, które, tak obojętne, spoczywało teraz w cieple puchowych kołder. Każda cząstka mojego umysłu to pojmowała. Wiedziałam, kim był...
- Masz rację.- skinął głową i uśmiechnął się, jak mały chłopiec, który komuś spłatał dobrego figla. A więc to prawda... Tylko dlaczego akurat ja?- Bo ty jesteś inna.- odparł.- Ty wierzysz.
Teraz to on miał rację. Wierzyłam. Naprawdę wierzyłam...Od dawna...
Uniósł się i przysunął bliżej. Znowu nic nie czułam. Całkowita obojętność opętała mnie. Przez chwilę przyszło mi na myśl, że to jego sprawka, lecz szybko gdzieś się rozpłynęła... A może to także jego zasługa? Poczułam znowu ten świeży zapach. Zapach gór, śniegu i lasu. Zapach deszczu i kwiatowego ogrodu po burzy... Tak nie mógł pachnieć żaden człowiek...
- Czego chcesz?- zapytałam.
- Czego ty chcesz?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego szept rozlegał się w mojej głowie. Miałam wrażenie, że nie mówi, tylko myśli, a jego myśli odnajdują drogę do mojej świadomości.
- Jak to?- zapytałam.
- Jestem tu dla ciebie.- odparł.- Wezwałaś mnie.- dodał z uśmiechem, obserwując moje nagłe zdziwienie.- Więc, czego pragniesz?- zapytał.
Przez chwilę milczałam, zastanawiając się. W końcu wtuliłam twarz w puchowe poduszki i zamknęłam oczy. Nie wiedziałam, czy następne słowa wypowiedziałam, czy tylko pomyślałam, ale wysłuchał mojego polecenia... "Pragnę jeszcze raz cię usłyszeć. Proszę, duchu, zaśpiewaj dla mnie..." Jego łagodny głos utulił mnie do snu. Była to spokojna, kojąca melodia. Prawie słyszałam muzykę. Śpiewał w nieznanym mi języku, ale miałam wrażenie, że rozumiem, o czym mówi jego pieśń. Śpiewał o samotności i tęsknocie. O pięknie kwiatów, czystych strumieni i ciepłej trawie, w której leżąc można obserwować białe chmury, płynące po lazurowym niebie...
* * * *
Poczułam chłodną, delikatną dłoń, która dotknęła mojego ramienia i potrząsnęła nim lekko.
- Lili.- usłyszałam. Głos był cichy i dźwięczny, a imię zabrzmiało niezwykle ciepło. Otworzyłam oczy i odwróciłam się, patrząc na pochylającą się nade mną kobietę o kasztanowych falujących włosach i niezwykłych brązowo-żółtych oczach. Te same oczy widziałam, kiedy patrzyłam w lustro. Tylko, że wtedy, osadzone w jasnej, porcelanowej twarzy wydawały się trochę większe i bardziej lśniące .- Wstań już.- powiedziała łagodnie. Uniosłam się i wlepiłam wzrok w okno, unikając patrzenia w unoszące się nade mną zatroskane oblicze.
- Do szkoły?- zapytałam beznamiętnie.
- O czym ty mówisz, Lili.- odparła szybko.- Przecież dzisiaj niedziela.- wyjaśniła.
- Niedziela...- powtórzyłam głucho. Więc to już sześć dni. Sześć długich bezowocnych dni, które przeżyłam, właściwie przeegzystowałam jak roślinka, pogrążona w apatii i marazmie... To prawie tydzień, odkąd...
- Wstań i umyj się szybko, a ja przygotuję ci śniadanie.- udawana beztroska w jej głosie była aż nadto wyraźna, jednak energiczny dźwięk skutecznie odpędził moje myśli. Opuściłam powieki i w milczeniu słuchałam, jak zamykają się za nią drzwi, a jej kroki stopniowo cichną na grubym dywanie wyściełającym schody. Odrzuciłam kołdrę i stanęłam boso na puchatym dywaniku. Ruszyłam w stronę łazienki, powoli stawiając jedna za drugą stopy na drewnianej podłodze i rozmyślnie rozkoszując się gładką, wypastowaną powierzchnią.
* * * *
Strumień lejącej się z góry wody był chłodny i orzeźwiający. Jednocześnie sprawiał wrażenie delikatnego, miękkiego, jeśli można tak powiedzieć o czymś, co nie stawia oporu, kiedy wsuwa się w to rękę. Zmywająca resztki snu poranna czynność odpędzała nocne marzenia, ale jednocześnie przywodziła wiele innych myśli i sprzyjała ich rozważaniom. Ten dziwny sen dzisiejszej nocy... Czy był skutkiem ostatnich wydarzeń... Mój wypadek, mój i Aleksandra... kolejne traumatyczne przeżycie do kolekcji.... Do kolekcji... Cóż za sarkazm... chyba jednak nic mi nie było, skoro nadal pozostałam taka cyniczna! Ale to zdarzenie przecież nie było teraz takie ważne... Liczyło się to, iż traumatyczne przeżycia zmieniają sposób postrzegania... Właśnie dlatego on do mnie przyszedł...
* * * *
Usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Za sobą przez uchylone okno słyszałam świergot ptaków, które wciąż radowały się bardzo słoneczny wiosennym porankiem. Usłyszałam, jak poruszona wiatrem firanka otarła się o częściowo opuszczone żaluzje.
- Więc, czego chcesz? - zapytałam, odwracając się na obrotowym krześle. Stał tuż przy oknie, a słońce świeciło w jego plecy, sprawiając, że twarz i całą jego sylwetkę skrywał cień, dlatego też nie mogłam zobaczyć pewnej urazy na jego obliczu, która za to rozbrzmiała nieznacznie w jego głosie, kiedy odpowiadał:
- Dlaczego wciąż myślisz, że czegoś od ciebie chcę? - zbliżył się, a wraz z nim zapach śniegu.
- Duchy nie przychodzą do nastolatek ot tak sobie. - odparłam zgryźliwie. - Mam ci jakoś pomóc, czy co? Twoja dusza nie może zaznać spokoju? Mam wezwać egzorcystę? - poczułam, jak w środku pali mnie jakiś wewnętrzny żal, który sama, wypowiadając ten potok słów, podsycałam.
- Lili...- westchnął i podszedł jeszcze bliżej, siadając na zaścielonym już łóżku i spoglądając na mnie swoimi dużymi przenikliwym oczami.
- Więc!? - nacisnęłam.
- Owszem, potrzebuję twojej pomocy... - rzekł ostrożnie. Zamknęłam oczy, starając się nie okazać swojego zmęczenia sytuacją i drobnej iskierki triumfu z powodu posiadania racji. - Właściwie chcę cię prosić o przysługę...
- Słucham... - wzruszyłam ramionami. - Jeśli tylko będę potrafiła ci pomóc...
- Chcę, żebyś spisała moją historię. - oznajmił krótko. Drgnęłam, trochę zaskoczona jego bezpośredniością i popatrzyłam na blondwłosego anioła w czarnych jedwabiach siedzącego teraz na moim łóżku. Nie byłam pewna, co rozumiał przez słowo historia, bo jeśli myślał, że będę tu siedziała i spisywała dzieje jego - osądzając z wyglądu - dwudziestoczteroletniego życia, to... - Chodzi mi tylko o pewien epizod w mojej biografii. - wyjaśnił, zapewne odgadując, lub odczytując moje myśli. - Do momentu śmierci...
- Jak umarłeś? - zapytałam, nawet nie zastanawiając się nad znaczeniem moich słów.
- W tragiczny sposób. - rzekł głucho, wstając i podchodząc do okna. - Ale ty chyba coś o tym wiesz... - zniżył głos, a ja zadrżałam, kiedy w mojej wyobraźni zamajaczyło smutne spojrzenie Aleksandra. Jego błękitne oczy osadzone w zakrwawionej, pokaleczonej odłamkami szkła twarzy cięły mnie jak sztylety. Znowu poczułam cierpienie... ból tak silny, że niemalże fizyczny... Zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę, że igły żalu wbijają się w moje źrenice. Przygryzłam wargę, powstrzymując łzy. - Przepraszam Lili... - odezwał się tuż przy moim ramieniu. Jego jasne włosy musnęły mój policzek.
- Więc mam spisać twoją historię... - desperacko chwyciłam się ostatniej myśli nie dotyczącej wypadku. - I co potem? Odejdziesz?
- Tak. - rzekł cicho, stanowczo. Odwróciłam się, odnajdując go wzrokiem. Siedział znowu na łóżku. Jego bezgłośne poruszanie się na dłuższą metę mogło stać się czymś irytującym...
- Nie zrozum mnie źle...- westchnęłam. - Po tym wypadku gadałam już z tyloma psychologami, którzy swoją drogą mają większe problemy ode mnie, że tylko widzenia duchów mi brakuje, a od razu ląduję w białym twarzowym wdzianku z przedłużanymi rękawami...
Uśmiechnął się łagodnie i popatrzył na mnie ciepło.
- Poświęć mi tylko kilka godzin i już mnie więcej nie zobaczysz.
- Dobrze. - kiwnęłam głową, włączając komputer. - Zaczynaj... - położyłam palce na klawiaturze i szybko uruchomiłam notatnik. - Ale najpierw powiedz mi, kim jesteś, skąd pochodzisz i jak masz na imię. - dodałam szybko, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie wiem, jak się nazywa.
- Mam na imię Gerard i pochodzę z miejsca i czasu, którego niezupełnie możesz być świadoma.
- To znaczy? - zapytałam.
- Jeśli powiem ci, że pochodzę z miejsca, mniejsza o czas, gdzie żyły elfy i smoki, to uwierzysz? - powiedział cicho, jakby lekko zażenowany. Zerknęłam na niego i przez chwilę przyglądałam mu się z uwagą, chcąc się upewnić, czy mówi poważnie. Jego słowa bowiem nie dziwiły mnie. Zaskoczył mnie raczej fakt, iż myślał, że mu nie uwierzę.
- Więc, Gerard, widzę cię, a jesteś martwy... i ty jeszcze się pytasz, czy uwierzę w elfy, tak? - odezwałam się w końcu, a w moim głosie znowu rozbrzmiała ta złośliwa ironia, której tak nie znosił Aleksander. Duch uśmiechnął się lekko.
- Masz rację... - westchnął, kładąc się z wdziękiem na łóżku. Jego włosy rozsypały się, tworząc wokół głowy złotą aureolę.
- Zaczynaj... - nakazałam, kładąc palce na klawiaturze. Piękny duch zamknął oczy i milczał przez chwilę, po czym wziął głęboki oddech i zaczął swoją opowieść...
C.D.N.