Oh, these sweet summer nights
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 22:05:11
Do knajpy się chodziło poszukać sobie żon
poszukać bo to w knajpie znajdować nie wypada
przegrywał ten kto pierwszy zaliczył w kącie zgon
wygrywał kto ostatni do domu odprowadzał

A później się wzruszało gdy biegło się przez mgłę
w pszenicy aż do pasa do słońca aż po rosie
śpiewało się "hosanna" dla babci co na mszę
gdy gliniarz dał alkomat dłubało się nim w nosie

Po lesie się wartburgiem jeździło aż się grzał
z pijanym w sztok słowikiem gadało po niemiecku
(...)
Im grubszy tort tym głębiej odcisnąć trzeba twarz
im zimniej tym cieplejsza jest na żwirowni woda
a marian dziś powiedział że ma za duży staż
im człowiek bardziej trzeźwy tym trudniej ma na schodach.


Przeciągły gwizd rozdarł nocne powietrze. Sylwek gwałtownie ocknął się czując pod policzkiem chłód metalu. Wciąż zamroczony alkoholem umysł nie funkcjonował poprawnie, jednak obolałe od chłodu ciało zareagowało samo. Dosłownie w ostatniej chwili szarpnął się w tył i stoczył z nasypu, po drodze obijając się boleśnie o wystające kamienie i kawałki drewna. Rozpędzony pociąg z przeraźliwym hukiem przetaczał się tuż obok skacowanej głowy Sylwestra, aż ten zaczynał żałować tego, że udało mu się umknąć śmierci. Jednak gdy tylko metalowy potwór zniknął w dali, chłopak podniósł się z wysiłkiem i wyczesując palcami trawę z płowych włosów, rozejżał się do okoła. Stał na polu, obok nasypu na którym w szarym świetle przedświtu lśniły złowrogo dwie równoległe stalowe nitki. W gęstym mroku ziemia przypominała jedynie mroczną, jednolitą masę ciągnącą się aż po horyzont majaczący zimnym, jakby przybrudzonym światłem. Głowa wciąż ciążyła Sylwestrowi jednak chłodny, nieprzyjemnie ziębiący powiew, przywracał jasność myśli. Niemrawo i niezbyt zwinnie, chłopak zaczął iść w stronę jaśniejącego widnokręgu, wprost przez pachnące wilgotną ziemią pole. Po kilkunastu metrach wyrównał krok, a po jakimś czasie odważył się nawet pogwizdywać z cicha pod nosem.

Piaskowa wstążka drogi wiła sie pomiedzy wzgórzami, pojawiając się i znikając na przemian. Tuż przy niej stał niewielki drewniany budynej z wymalowanym farbą olejną na prostej desce napisem "Bar Pikuś". Przbybytek ten, jedyny we wsi, oddalony był od najbliższego gospodarstwa o dobre półtora kilometra. Z jakichś dziwnych przyczyn Sylwester wcale nie odczuł zdziwienia, gdy zastał w środku swoich trzech kumpli ze smętnymi minami siedzących nad kartonikami kefiru.
- O, Sylwek. Gdzieś się całą noc włuczył?
Slwester nie odpowiedział, gdyż był już zajęty pochłanianiem kefiru.
- Ej, to mój! - Kuba: dotychczasowy właściciel napoju zaprotestował słabo.
- Ładną masz mordkę. - Złośliwie skomentował Krzysiek, gdy Sylwester opróżnił kartonik i usiadł na wolnym krześle.
- Eee? - Zagadnięty zrobił niezbyt inteligentną minę, adekwatną do wydanego przed chwilą dźwięku.
- Widziałeś dziś może lustro?
Sylwek pokręcił przecząco głową.
- To lepiej zobacz.
- Później. - Bąknął układając głowę na ramieniu. Po chwili spał już słodko, pochrapując sobie z cicha.

Sylwester, Krzysiek, Kuba i Jarek nie spodziewali się by te dwa tygodnie "na zadupiu dolnym" miały być specjalnie udane. Jednak ciotka Jarka uparła się by skorzystali z jej domku letniskowego, położonego w przepięknej okolicy, ponad godzinę jazdy samochodem oddalonym od "cywilizacji". Drewniany budyneczek stał na niewielkim wzgórzu, zaledwie kilkanaście metrów od brzózkowego zagajnika z jednej, a sporej rzeczki o czystej wodzie i piaszczystych brzegach z drugiej strony. Mniej więcej trzy kilometry od domku rozpoczynała się wieś o intrygującej nazwie Kolimagi. Właściwie to najpierw stała tablica z napisem a dopiero kilometr dalej wyłaniały się z lasu pierwsze zabudowania. Tam czterej przyjaciele znaleźli całkiem dobrze zaopatrzony sklep "U Samsla" oraz wyżej wspomniany "Bar Pikuś". Upijali się tam systematycznie i na umór każdego wieczora, przy okazji nawiązując interesujące znajomości z miejscowymi. Ci, początkowo nieufni wobec "mieszczuchów" czybko się jednak do nich przekonali, po wypiciu kilku bruderszaftów. Podziwiali mocne głowy i kozacką fantazję gości. Bo trzeba przyznać, że nasi chłopcy potrafili się bawić.

- To co, wyrwałeś jakąś dupę, że wyparowałeś na całą noc? - Indagował zaciekawiony Jarek. Stał oparty o ścianę przy wejściu do toalety, gdy tymczasem Sylwester podziwiał wciąż wyraźną czerwoną pręgę ciągnącą się przez cały policzek. Oderwał się na chwilę od tego fascynującego widoku, by spiorunować przyjaciela wzrokiem.
- No co?! Jak mam niby powiedzieć "jakiegoś dupa"?! - Obruszył się Jarek. - Nie ma takiego wyrażenia.
- Więc zamknij się i nie miel tyle jęzorem.
- Rany, jakiś ty drażliwy. Sorry. Zwyczajnie byłem ciekaw gdzie się dorobiłes tej twarzowej krechy.
- Skoro już musisz wiedzieć: poszedłem sobie na spacer...
- I...
- I zasnąłem na torach.
- Pierdolisz! - Wykrztusił wreszcie Jarek po długiej chwili milczenia. Mina wyraźnie mu zrzedła, przygldał się przyjacielowi jakby ten był duchem.
- Nie chcesz to nie wierz. - Burknął zirytowany Sylwester i wyszedł z łazienki zostawiając Jarka samego. Ten potrząsnął jeszcze głową z niedowierzaniem.
- Pieprzony szczęściarz. - Rzucił w pustkę głosem pełnym podziwu i szoku.

- Hej ślicznotko, jeszcze po kefirku i spływamy regenerować siły. - Krzysiek posłał ciemnowłosej kelnerce szeroki, w jego mniemaniu uwodzicielski uśmiech.
- Na rachunek, czy macie jeszcze jakieś pieniądze?
- No, panowie urządzamy przegląd kieszeni. - Zakomenderował długowłosy. Jego kumple niechętnie i niemrawo wypełnili polecenie. Na pokryty podniszczoną ceratą stół posypały się monety. Skrupulatnie i z niemałym wysiłkiem odliczyli cenę czterech kefirów po czym wstali, zbierając się do wyjścia.
- Reszta dla ciebie. - Rzucił jeszcze Krzysiek wskazując na dwie kupki monet i wlepiając cielęce spojrzenie w kelnerkę. Ta usmiechnęła się lekko pod nosem i pomachała im na pożegnanie.

Dzień płynął im leniwie na słoneczku, lub w rozkosznie chłodnym cieniu drzew, w przemiłym towarzystwie dobrze schłodzonego piwa. Jedli odgrzewane mrożonki, dużo owoców, pływali i ględzili bez większego sensu, jednym słowem zbierali siły na wieczór. Ich przedostatni wieczór na tej radosnej wsi.

Słońce zachodziło nad rzeką nasycając powietrze miodową barwą. Nasi przyjaciele siedzieli już za stolikami, delektując się pierwszymi porcjami piwa. W lokalu zgromadziło się już także kilku miejscowych "zawodników". Rozmowy sączyły się leniwie, poświęcone byly głównie rekonstrukcji wydarzeń z poprzedniego wieczora oraz narzekaniom na dzisiejszego kaca. Krzysiek nadal suszył zęby do kelnerki, Jarek i Kuba podśmiewali się z niego bez przerwy, jednocześnie jednak sami oglądali się za co ładniejszymi dziewczynami. Sylwester sączył piwo nieco zdołowany, ponieważ, chociaż całkiem przystojnych facetów dookoła nie brakowało, został lojalnie uprzedzony o ich opinii na temat jego zaiteresowań. Oczywiście nie psuło to w żaden sposób atmosfery przy kuflu czy kieliszku, ale niestety skazany był na dwutygodniową samotność. Kolejne Kasztelany pojawiały się i znikały i w miarę upływu czasu świat stawał się jeszcze bardziej świetlisty i wesoły, chociaż za oknem zapadał coraz głębszy mrok. Sylwester doszedł do wniosku, że przez te niewesołe rozmyslania chyba przeholował nieco z browarem, gdyż zdecydowanie zbyt szybko dotrał do momentu, gdy świat zmienił się w drżącą, rozświetloną smugę z której obrazy wyłaniałyt się nagle z uderzającą ostrością tylko po to, by za chwilę rozpłynąć się i ponownie wtopić w falujące tło. Jarek już otaczał ramieniem talię jakiejś farbowanej blondynki. Krzysiek, prawdopodobnie w nadziei, że Ela - ciemnowłosa kelnerka wreszcie zwróci na niego uwagę, próbował tańczyć między zatłoczonymi stolikami. Dwóch miejscowych dryblasów wzięło się za łby. Plastikowe krzesło pękło z trzaskiem. Sylwester sam nie zauważył kiedy wstał i podszedł do tarzających się po podłodze zawadiaków. Ci w każdym razie nagle zobaczyli pochylającą się nad nimi, wrednie usmiechniętą mordkę.
- Hej, chłopaki mogliście uprzedzić, że urządzacie mały wieczorek erotyczny, przyłączyłbym się.
Po sali gruchnęło śmiechem, a dwaj walczący nagle odskoczyli od siebie, jednocześnie klnąc Sylwestra i całą jego rodzinę. Ten chwiejnym krokiem, ale ze zwycięskim uśmieszkiem wrócił na swoje miejsce i ponownie przyssał się do kufla. Nagle dotarły do niego dwie rzeczy: pełen frustracji i rozpaczy grymas na twarzy Krzyśka, oraz fakt, że osławiona Ela siedzi tuż obok i chyba próbuje mu coś zakomunikować. Z wielkim trudem skupił uwagę na słowach dziewczyny tak, że dotarła do niego jedynie koncówka wypowiedzi.
- Ja wiem, że to strasznie głupie, ale...Sylwester zgadzasz się?
- Eee, a, jasne, czemu nie...
- Super. Kochany jesteś. Zaraz wracam. - Zerwała się z miejsca i przepadła w tłumie "jako ten sen złoty", zostawiając zdezorientowanego i oszołomionego Sylwestra na pastwę siedzącego obok z ironicznym uśmieszkiem Kuby.
- Hej, czego ona właściwie chciała? - Mimo wszystko postanowił zadać to dramatyczne pytanie, chociaż doskonale wiedział, jaka będzie reakcja przyjaciela. Jakub rzeczywiście parsknął śmiechem tak serdecznym, że łzy zakręciły mu się w oczach. Sylwester spokojnie przeczekał ten wybuch wesołości.
- Więc nie słuchałeś tego co mówiła, tylko na koniec powiedziałeś "tak"? - Upewnił się przyjaciel, głosem jeszcze skrzącym się od śmiechu.
- Tak. Dokładnie. Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- No nieee wieeem..... - Kuba uśmiechnął się złośliwie. Potem z konspiracyjną miną pochylił się do ucha Sylwestra.
- Właśnie zafundowałeś sobie randkę w ciemno z jej braciszkiem.
- No to chyba jeszcze nie tak źle. - Stwierdził zakłopotany blondas drapiąc się po głowie.
- Nie dobijaj mnie człowieku. Wyobrażasz sobie frajera któremu siostra załatwia facetów?
Sylwester nie odpowiedział. Jego spojrzenie uciekło gdzieś w bok, w dal, ku cichej, aksamitnej nocy.

Chłodny powiew szedł od rzeki, dziwny, pomarańczowy księżyc wisiał nad linią drzew. Niewielki budyneczek w którym znajdował się bar Pikuś zdawał się drżeć i podskakiwać od muzyki, huku rozmów i salw gromkiego, rechotliwego śmiechu, które wstrząsały nim raz po raz. Sylwester i Michał siedzieli na przewróconym pniu. Ciemnowłosy chłopak był lekko przygarbiony i bardzo spięty. Od momentu gdy siostra przyciągnęła go do baru niemal siłą, wciąż miał wyraz twarzy, jakby chciał Sylwestra za coś przeprosić. Tym czasem ten starał się jakoś ciągnąć rwącą się wciąż rozmowę. Jak na razie dowiedział się, że Michał zdał właśnie do klasy maturalnej, że do szkoły miał około dziesięciu kilometrów, że chciał potem iść na lingwistykę. Przedłużające się chwile milczenia stawały się coraz bardziej kłopotliwe, jednak w momencie, gdy ciemnowłosy otwierał usta, by wreszcie coś powiedzieć z własnej inicjatywy, drzwi do baru trzasnęły głośno a z wnętrza wypadł Kuba. Z dzikim wrzaskiem wybiegł na drogę i przepadł wśród drzew. Tuż za nim pędzili pozostali dwaj przyjaciele, napełniając spokojne nocne powietrze wrzaskami "Łap debila" i obłętnym śmiechem. Sylwester szybko podniósł się z miejsca.
- Chodź. - Złapawszy zdumionego Michała za szczupły nadgarstek ruszył w ślad za kolegami.

Pnie drzew migały w pędzie, chłostały ich po twarzach, kolce krzewów chwytały za ubrania. Cały czas po lesie niosło się echo wariackiego, absurdalnego śmiechu, nie uzasadnionego niczym poza czystą radością, młodością, Życiem. Tryskał z nich całymi fontannami, chociaż oddechy urywały się od forsownego biegu.
Sylwester i Michał wypadli na polanę w momencie, gdy Jarek z Krzyśkiem stali już nad skulonym Kubą i okładali go bez większego przekonania, zdyszani i roześmiani.
- Co jest? - Zapytał blondyn siadając na wilgotnej od rosy trawie i pociągając za sobą wciąż oszołomionego towarzysza.
- Ten baran świsnął nasz bimber! - Wykrztusił z siebie Jarek, ostatni raz tłukąc kumpla po skudlonej czuprynie spod której wyzierały kpiące oczy i rozciągnięte w głupawym uśmiechu usta. Wreszcie Kuba usiadł prosto, poprawił nieco włosy i ubranie, po czym wyciągnął zza pazuchy ćwiartkę.
- To co panowie, kolejeczkę?
Butelka powędrowała w krąg, również Michał pociągnął solidny łyk, choć skrzywił się przy tym niemiłosiernie.
- Kolega chyba nie przyzwyczajony. - Skomentował Krzysiek, widząc minę chłopaka.
- Tak właściwie, to jeszcze nie piłem wódki. - Przyznał się zakłopotany Michał. - Wiem jak to brzmi, ale... - Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale umilkł widząc zszokowane miny pozostałych.
- No to niezły kozak nam sie trafił. - Stwierdził radośnie Kuba. - To trzeba oblać!
Butelka zatoczyła kolejny krąg. Potem jeszcze jeden. Gwiazdy rozpoczęły dziki taniec po bezchmurnym niebie.

- Nie masz pojęcia jak to jest... - Michał opierał się plecami o pień grubej sosny, by utrzymać równowagę. Szczupłe dłonie zaciskał w pięści, gniewny wzrok wlepił gdzieś w przestrzeń. - ...tkwić całe życie na takim zadupiu dolnym, z daleka od wszystkiego...jeszcze ja...oni nic nie powiedzą, skądże. Czasem dla żartów, nigdy na serio nic przykrego, tylko się uśmiechają po swojemu...szału można dostać...
Sylwester który z pewnym zaciekawieniem, ale i zakłopotaniem słuchał gorączkowych wywnętrzeń pijanego chłopaka, pomyślał, że ten sam nie wie jakie ma szczęście, że kończy się tylko na kpinach.
- Wiesz, że przez to wszystko...bo ja bardzo wcześnie wiedziałem co jest grane...przez to wszystko...ja się nawet nie całowałe...nie tak na prawdę...
Tym razem Sylwester był na prawdę zaskoczony. Przecież...
Nie zdążył rozwinąc myśli, gdyż poczuł drobne ciało tuż przy swoim, zdziwiony spojrzał na ciemnowłosego chłopaka.
- Sylwester, ja chciałbym...przynajmniej wiedzieć...jak to jest...
Nieporadnie szukał ustami ust Sylwestra, jednak ten położył mu palce na wargach i odsunął chłopaka lekko, lecz stanowczo.
- Widzisz, nawet ty...zaraz usłyszę, że mi przejdzie?
- Ciii, jesteś pijany. - Sylwester objął go lekko ramieniem. - Pogadamy rano.

Ranek wstawał chłodny, przesycony wilgocią. Nad rzeką unosiła się delikatna mgiełka, pięknie rozsrebrzona przez wschodzące słońce. Michał obudził się obolały i zesztywniały, otoczony opiekuńczo ramieniem Sylwestra. Bolała go głowa,a wydarzenia poprzedniego wieczora osnuwały mroki tajemnicy. Na moment ogarnął go paniczny lęk gdy zastanawiał się czy przypadkiem wczoraj nie doszło do czegoś czego wcale nie chiałby pamiętać. Nagle z odchłani pustki wyskoczyła ich rozmowa. Przez chwilę poczuł ulgę, dopóki nie dotarło do niego, jakiego kretyna z siebie zrobił. Jak mógł zupełnie obcemu człowiekowi powiedzieć to wszystko?! I jeszcze... Nie, to po prostu zbyt upokażające. Chciał łagodnie uwolnić się od ramienia Sylwestra i wynieść się stamtąd, byle tylko nie być zmuszonym spojrzeć mężczyźnie w twarz. Niestety obudził go tylko. Blondyn uśmiechnął się leniwie, mrucząc niewyraźnie coś w stylu "dzień dobry". Skrzywił się potężnie przy pierwszej próbie wywindowania głowy do pionu. Dopiero trzecia okazała się owocna tak, że Sylwester usiadł. Tym czasem Michał miał ochotę zapaść się pod ziemię i nie potrafił w żaden sposób opanować twarzy, która zaczynała przybierać coraz ciemniejsze tony czerwieni.
- Sylwester. - Zaczął niepewnie. - wczoraj wieczorem...
- Była niezła impreza, sądząc po tym jak mnie łeb nawala...a co, przeskrobałem coś?
- Nie, nie wydaje mi się...
- To git. - Stwierdził, najwyraźniej nauczony doświadczeniem, by nie wnikać w szczegóły. Za to postanowił zaryzykować skręt szyi i rozejrzeć się po otoczeniu. Pod pochylonym krzakiem jałowca spoczywał dostojnie Jarek, najwidoczniej nie pozbawiony towarzystwa, gdyż po wilgotnej trawie wokół jego głowy snuły się smętnie blond kosmyki. Kawałek dalej, bliżej rzeki, oparty plecami o pień sosny, pół siedział, pół leżał Krzysiek. Obaj, a właściwie wszyscy troje nadal drzemali.
- Nie chce mi się na nich czekać, poza tym chyba jednak zmarzłem. - Wyjęczał Sylwester opierając się całym ciężarem o chropowaty pień drzewa i z wielkim trudem unosząc się do pozycji stojącej.
- Więc chodźmy na coś ciepłego. - Niezmiernie pocieszony "amnezją" mężczyzny, Michał zaczynał odzyskiwać dobry humor, zwłaszcza, że jemu głowa aż tak bardzo nie dokuczała.
Jakiś czas zajęło im zlokalizowanie baru tak, że gdy dotelepali się wreszcie do "Pikusia", słońce stało już całkiem wysoko na bezchmurnym niebie.
- Będzie upał. - Zawyrokował Michał zanim weszli do środka. Przy "ich" stoliku siedział już Kuba z kefirkiem i całkiem zgrabną, rudą panienką, również w stanie podmelanżowanym. Sylwester wyszczerzył się do niego, na co kumpel odpowiedział równie głupkowatym uśmieszkiem. Przysiedli się, a Ela z dość podejrzliwą miną podała im po tradycyjnym kefirku.
- Ja poproszę herbatę. - Michał posłał jej uspokajający uśmiech i najniewinniejsze na świecie spojrzenie. Trudno było ocenić czy rzeczywiście mu uwierzyła, ale sprawiała wrażenie spokojniejszej. Tym czasem przyjaciele przystąpili do rytualnego "ustalania zeznań".
- Kiedy żeście się zmyli?
- A do którego momentu pamiętasz?
Zakłopotany Sylwester podrapał się po głowie.
- Bo ja wiem...
- Moja pani. - Tu Kuba uśmiechnął się do rudowłosej, która obojętnie przysłuchiwała się rozmowie. - uświadomiła mnie, że znalazła nas gdy dotarliśmy do połowy pierwszej flaszki, a oboje opuściliśmy wasze urocze towarzystwo, gdy docieraliśmy do połowy drugiej. W sumie sporo było gadania, chyba jakieś ognisko...ale tego nie jestem pewien. Wiem, że Jarecki bardzo się napalił na pływanie i ledwo udało nam się go powstrzymać... - Michał wyłączył się. Nie musiał słuchać opowiadania Kuby, gdyż całkiem dobrze cały wieczór pamietał. Właśnie zastanawiał się, czy ma być Sylwestrowi wdzięczny, czy też meć mu za złe. Na pewno zachował się jak dżentelmen, co było nie lada osiągnięciem biorąc pod uwagę ilość alkoholu jaką w siebie wpompował. Z drugiej strony sam Michał nie był aż tak zalany jak się mężczyźnie wydawało. Dość by pamiętać i mieć dziwne poczucie straty.
Skonsumowali w barze śniadanie podczas którego przywlokła się reszta towarzystwa. Z niejakim zdziwieniem Michał poznał w blond towarzyszce Jarka swoją koleżankę z klasy. Powoli wszyscy się ożywiali i stawali podobniejsi do ludzi. Ciemnowłosy czekał cierpliwie ponad dwie godziny, jednak nie doczekał się ze strony Sylwestra żadnej aluzji, czy nawiązania do ich wieczornej rozmowy. Właściwie to nie doczekał się żadnego większego zainteresowania ze strony mężczyzny, który zdawał się całkowicie pogrążony w rozmowie. Z pewnym żalem postanowił uznać sprawę za niebyłą i ewakułować się czym prędzej do domu, by tam móc w spokoju kontemplować swą porażkę. Pożegnał się z całym towarzystwem obiecując, że zjawi się w Pikusiu wieczorem. Oczywiście wcale nie miał takiego zamiaru.

Szedł piaskową drogą w pełnym, prażącym niemiłosiernie słońcu, zupełnie nie zwracając na to uwagi. Ponure myśli otaczały go ciemną chmurą. Jak tak dalej pójdzie, to chyba umrze jako prawiczek, który nawet się w swoim smutnym życiu ani razu nie całował. Czyli kompletna porażka.
- Hej, chcesz dostać porażenia słonecznego? - Aż zdębiał słysząc gdzieś z boku aż nadto dobrze znajomy, lekko zachrypnięty głos. Zaczął rozglądać się bezradnie, jednak stał w pełnym słońcu i cień drzew stanowił dla jego wzroku barierę nie do przebicia.
- Coś taki zszokowany? - Teraz już zauważył zarys sylwetki Sylwestra, niedbale opierającego się o pień młodej brzozy. - Może słońce już ci się na łepetynkę rzuciło? - Uśmiechnął się złośliwie.
- Co ty tu robisz? - Michał chciał, żeby pytanie brzmiało jak najobojętniej, jednak bezwiednie niemal podszedł do mężczyzny. Zdradzało go wszystko ze stęsknionym spojrzeniem na czele. Sylwester uśmiechnął się lekko i wciągnął go w kojący cień tak, że teraz stali bardzo blisko siebie.
- Wczoraj nie skończyliśmy pewnej rozmowy. - Michał natychmiast spiekł buraka. Wiec jednak pamiętał! Trzeba było się zapaść pod ziemię z samego rana.
- Dlaczego dopiero teraz? - Po prostu musiał coś powiedzieć. Cokolwiek.
- Widziałem twoją minę rano. Nie chciałem psuć ci całego poranka, zwłaszcza że przy tej badzie pijaków nie mielibyśmy szansy na rozmowę.
- Przyganiał kocioł garnkowi. - Zupełnie odruchowo mrunkął na uwagę o "bandzie pijaków".
- Czy masz ochotę przedyskutować tę sprawę? - Ironiczna uwaga wywołała na twarzy chłopaka kolejną powódź czerwieni.
- Ja...wiem, że zachowałem się jak kretyn...
- Nie, jak kretyn zachowujesz się teraz. - Sylwester chwycił Michała pod brodę i zmusił, by wreszcie spojrzał mu prosto w oczy. - Ja chciałem tylko zapytać, czy teraz, na trzeźwo, chcesz tego samego co wczoraj, a ty cały czas utrudniasz.
- Przepraszam.
- Za co znowu? - Tym razem Sylwester wyglądał na nieźle poirytowanego. - Powiedz po prostu czy dalej...
- Tak. - Chłopak nie dał mu dokończyć.
- No proszę jaki wyrywny.
Michał chciał coś odpowiedzieć, jednak mężczyzna nie pozwolił mu. Zamknął jego usta delikatnym ale stanowczym pocałunkiem. Chłopak natychmiast odpowiedział, początkowo nieporadnie, później z coraz większym wyczuciem.
Michał czuł się cudownie, jakby wszystkie nerwy miał na wierzchu tak, że każdą drobną pieszczotę odczuwał podwójnie. Gdy język mężczyzny wśliznął się do jego ust, a duże, silne dłonie zaczęły przesuwać się w dół pleców, z nadmiaru wrażeń zaczęło kręcić mu się w głowie. Gdy Sylwester w końcu odsunął się od niego, czuł się jak kompletnie pijany, tak, że musiał oprzeć się o drzewo dla zachowania równowagi.
- No i jak? - Banalne pytanie ściągnęło Michała do rzeczywistości. Uśmiechnął się promiennie.
- Jeszcze, jeszcze, jeszcze.
Blondyn roześmiał się serdecznie.
- W sumie mamy jeszcze trochę czasu...

- Gdzieś się włuczł? Już chcieliśmy jeść bez ciebie.
- Musiałem się przejść.
- Aha, pewnie w całkiem miłym towarzystwie. - Mruknął Kuba stawiając przed nim tależ z jakąś podejżanie wyglądającą breją. Pozostali kumple gruchnęli śmiechem.
- Ten brunecik z wczoraj...
- Michał.
- A właśnie. Całkiem sympatyczny.
- Jak ci z nim poszło? - Krzysiek jak zwykle popisał się wyczuciem i subtelnością.
- Napewno lepiej niż tobie z jego siostra. - Sylwester rzucił zgryźliwy komentarz poirytowany wiecznym brakiem taktu kumpla. Niby powinien się już przyzwyczaić do faktu, że to Krzysiek zawsze rujnuje nastrój i zadaje najmniej odpowiednie w danym momencie pytania, jednak stwierdził, że mała nauczka się baranowi przyda. Jakież było jego zdziwienie, gdy ten, zamiast klasycznie się obrazić albo wściec, nawet się nie odezwał tylko zrobił minę pobitego szczeniaka.
- Ej no, nie przeżywaj tak. - Na widok szklących się, wielkich oczu Krzyśka wszystkim przeszła ochota na kłutnie.
- Ona jest idealna, rozumiecie to?! - Wybuchł długowłosy. Na jego twarzy malowała się autentyczna frustracja.
- O stary, wzięło cię.
- Żebyś wiedział. To po prostu czysta doskonałość. - Owszem współczuli kumplowi najwyraźniej nie odwzajemnionej miłości, jednak ich umysły odpłynęły w siną dal już na samym początku jego litanii.Krzysiek jeszcze długo produkował się wyloczając zalety Eli, zachęcany mechanicznymi pomrukami, symulujących zainteresowanie przyjaciół. Sylwester jeszcze raz przywołał w wyobraźni urocze zakłopotanie i nieporadność Michała, jego nieśmiałe pieszczoty. Ten wieczór, ich ostatni wieczór na wsi, zapowiadał się naprawdę obiecująco. Jeśli tylko chłopak pozwoli mu posunąć się nieco dalej...

Rozklekotany autobus podskakując na wybojach i wzbijając w powietrze kłęby kurzu oddalał się od wsi Kolimagi unosząc w swoim wnętrzu radosnych Kubę i Jarka, zrozpaczonego Krzyśka i zamyślonego Sylwestra. Michał nie pojawił się rano, tak jak wszyscy "imprezowicze". Pożegnał się z Sylwestrem już z samego rana w niewielkim, brzózkowym zagajniku, tuż koło domu. Wieczorem szybko odłączyli się od towarzystwa i chłopak był pewien, że tej nocy nie zapomni do końca życia. Wspomnienie nowoodkrytej rozkoszy powracało co chwilę, usuwając w cień nawet smutek związany z wyjazdem Sylwestra. Wymienili adresy i umówili się, że skontaktują się jeszcze kiedyś. Gest w sumie czysto kurtuazyjny, ale miły mimo wszystko. Nie żałował niczego: nigdy wcześniej chyba nie czuł się tak szczęśliwy, pełny. Wakacje dobiegały powoli końca, zbliżało się dziewięć miesięcy wytężonej pracy, jednak Michał oczekiwał ich z uśmiechem.

A wtedy marian ze schodów spadł
i nagle mu się pozmieniał świat
bo kiedy marian ze schodów spadł
w jedną noc on przeżył pięć lat...