Alicja po drugiej stronie lustra
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 21:50:46
Kiedy się narodził mówili o nim: "Oto ten, który będzie królem i najwyższym z najwyższych... Poprowadzi nas ku ostatecznemu zwycięstwu!" Taka przepowiednia już na początku życia to nie lada szczęście... Ale czy na pewno?
A kiedy narodził się ON nikt jeszcze nie przypuszczał, że będzie przeklęty, mimo że w jego oczach od zawsze tlił się ten niepokojący płomień...
Było ciemno. Nie potrafił nawet rozróżnić kształtów przedmiotów, które majaczyły w ciemności. Jego wrażliwe oczy nie przywykły do aż tak głębokiego mroku, przecież zawsze widziały tylko światło... Bardziej od ciemności dokuczał mu jednak piekący ból przedramienia. Czuł jak rękaw od jego czarnego golfu nasiąkał krwią. Oberwał włócznią, a jej grot strzaskał mu kość. Nie mógł w ogóle poruszyć prawą ręką i zaczął się obawiać, że nie ukończy zadania. Ale to nie rana zadecydowała o porażce przywódcy oddziału "anielskich szpiegów". Zaliczał się bowiem do grona najlepszych agentów i korzystano z jego wszechstronnych umiejętności jedynie w skrajnych przypadkach. Z tej racji nawet z bezwładną prawą ręką był w stanie pokonać grupę demonów, która go niespodziewanie zdemaskowała. O jego porażce zdecydował fakt pojawienia się jednej z najważniejszych osób w państwie Lucyfera...

Impet uderzenia odrzucił go na ścianę. Demon, który go zaatakował zdarł mu maskę z twarzy i przebił ramię włócznią.
Jego długie, prawie żółte włosy rozsypały mu się na plecach. Kontrastowały z ciemną barwą stroju, a w dodatku od razu opadły mu na twarz, całkowicie przysłaniając prawe oko. Między innymi przez te piękne, blond włosy brano go czasami za kobietę. Wizerunku tego dopełniały błękitne oczy i łagodne rysy twarzy. Samego zainteresowanego bawiły takie pomyłki, gdyż mimo że wyglądał dość łagodnie, zdecydowanie nie posiadał kobiecego charakteru, o czym od razu przekonał się jego napastnik, gdy blondyn jednym pewnym ruchem wyszarpnął z ramienia włócznię i zakrwawionym grotem poderżnął mu gardło.
Równie zwinnie dopadł dwóch kolejnych przeciwników i ich także pozbawił życia. Następnie odrzucił włócznię i wydobył z kieszeni swój miecz. Była to specjalna broń, która składała się na kształt noża sprężynowego, dzięki czemu Met mógł nosić ją niezauważoną. Po rozłożeniu zamieniała się w bardzo osobliwy miecz.
Musiał walczyć dzierżąc broń w lewej dłoni, lecz i tak wykazywał przewagę nad zgrają rozwścieczonych demonów. W czasie starcia oberwał kilka razy w już zranione ramię i zaczął tracić krew. Ponad to prześladowała go myśl o towarzyszach... Jako dowódca czuł się odpowiedzialny za swoich ludzi i bardziej zależało mu na ich bezpieczeństwie niż na własnym...
Powoli zaczynał tracić siły przez wzmagający się ból. Lecz demony niespodziewanie wycofały się i okrążyły go kołem. Otarł zakrwawioną i spoconą twarz rękawem. W napięciu czekał na następne posunięcie przeciwników. Z grona diabłów wyłonił się ktoś bardzo dystyngowany i Met od razu pomyślał, że to pewnie dowódca. Jednak na pierwszy rzut oka wyglądał na dość młodego demona... Anielski szpieg oszacował, że demon ma około 500 lat, co było odpowiednikiem 15 lat w ludzkich rachubach. Wyróżniał się prostym, ale dostojnym strojem. Składała się na niego przepysznie zdobna tunika wykończona wysokim kołnierzem, krótsza z przodu, a dłuższa z tyłu, do tego lejące się spodnie z masą sprzączek w różnych miejscach oraz wysokie, wojskowe, ale mimo to eleganckie buty
"Nastolatek" wykazywał niezwykłą wręcz pewność siebie, a sama jego mina mówiła, że uważał się tutaj za pana i nie stanowiłoby dla niego problemu zmiażdżenie Meta jednym palcem. Anioł uśmiechnął się w duchu z pogardą. "To DZIECKO może mi co najwyżej buty wyczyścić!", Pomyślał.
-Więc doczekałem się zaszczytu poznania samego Meta, boskiego agenta specjalnego od wszystkiego!- Odezwał się szyderczo młody diabeł, kłaniając się ironicznie.
Miał rude włosy, swoim odcieniem wpadające w karmin. Swobodnymi kosmykami trącały jego ramiona. Sprawiały wrażenie celowo pozostawionych w nieładzie. Ranny anioł pomimo swego stanu oddał ukłon.
- O! Jaki ułożony!- Zakpił rudy- Czyżbyś wiedział, kim jestem?
- Kłaniam się, bo ty też się mi pokłoniłeś!- Odparł wyniośle anioł- Nie mam w zwyczaju okazywać szacunku szczeniakom, do tego niższych ode mnie rangą...
Diabeł zacisnął zęby. Met w jego oczach zobaczył błysk urażonej dumy. Mimo to diabeł uśmiechnął się gorzko, udając uprzejmość:
- Nie wiem czy widzisz, w jakiej sytuacji się znajdujesz, panie Agencie Specjalny. Więc nie mów mi tu o randze!
Tym razem anielski szpieg ledwo powstrzymał uśmiech. Gdyby ten zuchwały dzieciak zdawał sobie sprawę z tego, z kim tak naprawdę rozmawia, zapewne spuściłby z tonu!
-Cóż... Być może masz rację!- Met postanowił zabawić się jeszcze kosztem demona.
- A swoją drogą... Skąd znasz moje imię?
-Tu, w Piekle, mamy własne metody na wyciągniecie zeznań...Obawiam się jednak, że nie wszystkim twoim żołnierzom wyszło to na dobre...- Demon ostentacyjnie spojrzał na swoje nienaganne paznokcie.
Met pobladł. Jak mógł zapomnieć o swoich ludziach!? W duchu modlił się, by rudy kłamał.
- Myślę, że mimo wszystko możemy się dogadać..- Dodał chłodno dowódca straży Pałacu Piekieł- Jeśli się grzecznie poddasz, oszczędzę tych, którym udało się przeżyć...
Okrutny uśmiech wykrzywił przystojna twarz chłopaka. Całym sobą przedstawiał teraz prawdziwego DEMONA. Met poczuł, że grunt osuwa mu się spod nóg... Zapadła pełna napięcia cisza, podczas której szpieg rozważał wszystkie rozwiązania. W końcu opuścił miecz i zażądał mocnym głosem:
- Chcę poznać twoje imię!
- Koryu. Jestem Koryu, jedyny syn Lucyfera!- Przedstawił się dziarsko rudy, przyjmując prezentacyjną postawę.
- A więc Koryu...- Met urwał, spoglądając uważnie w agrestowe oczy swojego ciemiężyciela- Powiedzmy, że ci zaufam... Poddam się, ale w zamian nie tkniesz moich aniołów!
- Słowo demona!- Książę symbolicznie nakreślił palcem krzyżyk na sercu- A teraz... Pojmać go!
Agent Specjalny nie opierał się. Pozwolił nawet, aby odebrano mu jego kochany miecz. Przez ten czas latorośl pana Piekieł przyglądała się mu z nieokreślonym wyrazem twarzy, który Met po chwili uznał po prostu za...rozbawienie!
- Ech, wy anioły!- Prychnął ze śmiechem- Choć raz muszę się zgodzić ze staruszkiem - Jesteście niesamowicie naiwni!
Zaśmiał się głucho i odebrał miecz Meta z rąk swojego żołnierza.
- Chyba się nie obrazisz, jeśli zatrzymam sobie tę zabawkę, prawda?- Jego oblicze ozdobił przyjazny, prawie dziecięcy, a za razem niebezpieczny uśmiech- Zabierzcie go do lochów! Zostawię go sobie na później!

Właśnie w ciemnej celi Met- jedna z najwyżej postawionych osób w Królestwie - zdał sobie sprawę z tego, że książę Koryu najzwyczajniej go oszukał! Poczuł, że wszyscy jego ludzie byli od dawna martwi, a syn Lucyfera sprytnie go okłamał, dzięki czemu honorowy anioł potulnie dał się wepchnąć do tej zatęchłej dziury!
"Co za gówniarz!- Pomyślał wściekły na siebie za swoją naiwność- Nie doceniłem go! Układy z demonami to najgłupsza rzecz, jakiej może dopuścić się anioł!"
Cóż jednak mógł zrobić? Poczucie odpowiedzialności za własnych żołnierzy okazało się silniejsze od dbałości o własny los... Przybył na Piekielne Ziemie w charakterze szpiega i co tu kryć, zabójcy. Otrzymał rozkaz od samego Regenta, aby dotrzeć do Lucyfera i wreszcie zamknąć mu jadaczkę na stałe... Mieszkańcy Królestwa byli przekonani, że zadanie powierzone Metowi musi zakończyć się sukcesem, chociażby dlatego, że Met nigdy nie rezygnował i nie porzucał powierzonego zadania aż do końca! Uchodził za "specjalistę od wszystkiego" i tu Koryu miał racje.
Przez dłuższą chwilę anioł zastanawiał się nad obecnym położeniem. Rana dokuczała mu nieustannie, ale doszedł do wniosku, że jest to winien swoim żołnierzom... Postanowił więc, dopaść Lucyfera za wszelką cenę! Natomiast jego rozwydrzony synalek miał mu zapłacić z nawiązką za "wykończenie" jego oddziału! Aby wprowadzić ten ambitny plan w życie, anioł musiał jeszcze sforsować solidne drzwi od celi. Na nieszczęście Lucyfera, dla specjalisty pokroju Meta otworzenie owych wrót okazało się być akurat najprostszym zadaniem!

Dagon stał posłusznie w progu komnaty. Przy Lucyferze musiał nauczyć się cierpliwości! Jednak to za mało. Bo ileż można sterczeć w jednym miejscu, przyglądając się jak Jaśnie Wielmożny Pan-Super-Devil Lucyfer zabawia się z grupą ifrytek, w dodatku w prostacki sposób?! Dagon pojawił się u władcy na jego żądanie, ale teraz najwidoczniej został zapomniany, gdyż Lucyfer jakby do nie zauważał.
- Lucyfer-sama!- Poirytowany przywódca Straży Pałacowej zacisnął pięści ze złości- Z cały szacunkiem, ale ile mam tu jeszcze stać!?!
Król spojrzał na niego zdziwiony i odepchnął od siebie przytuloną do uda ognistą ifrytkę. Uśmiechnął się lubieżnie, gdy demonice zajęły się sobą nawzajem... Owinął się prześcieradłem, żeby nie doprowadzać Dagona do ostateczności. Ziewnął, zakrywając usta dłonią i spróbował ujarzmić swoje rozczochrane włosy. Miały wściekle intensywny, cynoberowy kolor, który jako pierwszy przykuwał spojrzenie. Nie był to tak łagodny kolor jak u Koryu. Obaj mieli czerwony kolor, ale trudno byłoby go pomylić. Ponadto włosy Lucyfera były dość długie. Rozpuszczone sięgały do połowy pleców. Władca nie był pruderyjny, więc prześcieradło ledwie zasłaniało jego smukłe, ale wysportowane ciało...
- Czego chcesz, Dagon- chan?- Zapytał pan Piekieł_i_Okolic głosem drżącym od niewinnej kpiny.
Dagon zbladł ze złości, jednak prawie niezauważalnie, gdyż był mulatem. "Dagon-san" brzmiało niesamowicie protekcjonalnie, a drażliwy na punkcie swojego image'u dowódca straży pewnie zgładziłby pierwszego, lepszego śmiałka, który odważyłby się do niego zwrócić w ten sposób! Ale Lucyfer, na swoje szczęście, uchodził za przełożonego drażliwego mulata. Dlatego też przełknął tę zniewagę w milczeniu.
- Zatkało cię, czy co?- Król usiadł w fotelu i sięgnął po kieliszek wypełniony krwistoczerwonym winem- Najpierw mi przerywasz zabawę, a później milczysz! I co to za mina w ogóle? Dagon- san, jak będziesz tak na wszystkich patrzeć to żadnej panienki sobie nie znajdziesz!
- Proszę nie robić sobie ze mnie żartów!- Odburknął ponuro mulat- To pan mnie tutaj wezwał i w dodatku kazał czekać kupę czasu!
- Ojejku! No nie unoś się tak, Dagon- san...- Lucyfer uśmiechnął się półgębkiem- Przecież zawsze na mnie czekasz, a ja zawsze zapominam, że cię wzywałem!
W takich chwilach dowódca straży zaczynał wątpić czy aby na pewno uchodził za sługę potężnego Lucyfera- zbuntowanego anioła, czy może za giermka jakiegoś niepoważnego i beztroskiego kretyna. W porę jednak przypominał sobie, że jego mocodawca udawał tylko niepoważnego i beztroskiego kretyna, co skłoniło go do zadania mu pytania:
- A więc, czego ode mnie oczekujesz, Lucyfer- sama?!
Władca piekieł podrapał się po czole, marszcząc uważnie brwi. Jego twarz straciła wyraz pogodnego roztargnienia. Odmalowało się na niej wyrafinowane skupienie, a w złotych oczach pojawiły się złe błyski.
- Te szurnięte anioły przysłały swoich szpiegów... Zanim ich załatwimy musimy dowiedzieć się w jakim celu tutaj przybyli!
Dagon odchrząknął niepewnie. Musiał powiedzieć swojemu królowi, że Koryu już zajął się całą sprawą bez konsultowania swoich działań z kimkolwiek! Rozwiązanie problemu w wersji księcia na pewno nie przypadnie jego ojcu do gustu... W końcu dowódca straży skrzyżował ramiona na piersi i już miał zamiar przystąpić do składania wyjaśnień, gdy nieoczekiwanie w komnacie pojawił się "panicz".
- O nie!- Jęknął żałośnie Lucyfer na widok swojej jedynej "latorośli"- Znowu przylazł mnie zanudzać!
- Tym razem muszę cię rozczarować ojczulku!- Odgryzł się Koryu, podrzucając do góry dziwny scyzoryk- Wpadłem, aby ci powiedzieć, że zająłem się już sprawą tych "pseudoszpiegów"!
- To znaczy co?- W oczach władcy odbiła się stal- Tylko mi nie mów, że zabiłeś ich wszystkich nim dowiedziałeś się po co tutaj przybyli!
O tym Koryu nie pomyślał i aż go zatkało z wrażenia, że ojciec okazał się taki zapobiegliwy... Zamiast odpowiedzieć wytknął mu jego niesubordynację:
- Ile jeszcze zamierzasz chodzić dzisiaj bez ubrania?
- Koryu!- Lucyfer był wściekły- Wiedziałem, że wywiniesz mi taki numer! Głupi gówniarz z ciebie!
- O, wypraszam sobie!- Odwarknął od razu książę- Ty stary zboczeńcu!
- Co to za scyzoryk?- Wtrącił szybko Dagon, przewidując dalszy rozwój sytuacji. Koryu& Lucyfer zwyczajnie zaczęliby skakać sobie do oczu!
- To?- Panicz uśmiechnął się zimno- Odebrałem go dowódcy anielskiego oddziału, niejakiemu Metowi...
- Met...- Powtórzył w zamyśleniu Lucyfer- To ten słynny agent specjalny, prawda? Dał się tak po prostu złapać?!
- Oczywiście, że nie! Musiałem go trochę oszukać...
- Co z nim zrobiłeś?
- Kazałem zamknąć go w lochach! Teraz zapewne gryzie już ziemię!
- Rozkazałeś go zabić?!- Oburzony władca aż się podniósł z fotela.
- To chyba naturalne!- Odgryzł się zniecierpliwiony Koryu- Nie rozumiem cię! Jesteśmy demonami i powinniśmy zachowywać się jak demony!
- Ty mały debilu!- Lucyfer miał ochotę trzasnąć synalka!- Coś ty najlepszego narobił?! Czy wiesz ile wart był ten anioł?! Mogliśmy bardzo dużo za niego dostać od rajskiego palatyna!
- Skąd ta pewność?!- Zaprotestował zuchwale panicz i dodał- Jeśli ja jestem debilem, to na stan twojego intelektu nie da się wymyślić lepszego określenia niż super debil! A wiesz dlaczego?! Bo jesteś moim ojcem!
- Dagon, trzymaj mnie!- Król szykował się do ataku- Jak gówniarza dopadnę...!
- Tere fere!- Przerwał mu Koryu i pokazał język, podsycając wściekłość króla!
Dowódca straży spodziewał się że wybuchnie awantura, kiedy do komnaty wpadł wystraszony demon, krwawiąc obficie...
- Lucyfer- sama!- Zawołał od progu, a władca owinął się dokładniej prześcieradłem, gdyż obecnie nie odpowiadał wizerunkowi 'Demona- Tyrana".
- Co się stało?- Zapytał ostro Dagon, patrząc na przybyłego spode łba.
- Ten anioł uciekł z celi! Nikt nie ma z nim szans w bezpośredniej walce!
- Co?!- Koryu nie wierzył własnym uszom- Jeszcze nikomu nie udało się wydostać z lochów piekieł!
- W kogo ty się wdałeś, durniu?!- Syknął Lucyfer, mierząc syna poirytowanym spojrzeniem- Teraz masz nauczkę!
Mulat wtrącił się, zapobiegając tym samym kolejnej kłótni- Gdzie widzieliście go po raz ostatni?
- We wschodnim skrzydle pałacu!- Zameldował demon.
- Jesteś w stanie wskazać mi, gdzie jest teraz?- Drążył dowódca straży,
- Oczywiście!
- No to idziemy!- Zadecydował Dagon, chwytając za pochwę miecza.
Władca nie zatrzymywał go, gdyż najzwyczajniej nie chciało mu się w tym uczestniczyć. Za to książę dołączył do mulata po krótkiej chwili wahania.
- Przyniosę głowę tego zuchwałego palanta! A ty tutaj siedź! Mam nadzieję, że w końcu tu zgnijesz, stary kaktusie!- Rzucił na odchodnym książę
- Oj niech ja tylko wstanę!
Ale nie zdążył wstać, bo syn wymknął się za drzwi razem z Dagonem i żołnierzem.
W każdym bądź razie, Lucyfer poczuł ulgę, gdy książę zniknął mu z oczu. Ulgę tak wielką, że postanowił zabawić się jeszcze trochę z 'kocicami' na jego łóżku...

- Co to ma znaczyć, że zniknął?!- Wrzasnął Dagon, naprawdę już wkurzony.
- No... eee...- Raportujący demon stracił pewność siebie- Walczył z nami, gdy nagle pojawiła się wielka chmura dymu i tyleśmy go widzieli!
Tymczasem Koryu przeszukiwał miejsce, w którym zniknął Met.
- Dagonie, musisz to zobaczyć!- Powiedział w końcu, kiwając głową z uznaniem.
- Co się stało, Koryu-sama?!
Mulat stanął obok księcia i oniemiał.
- Spryciarz!- Skwitował tylko.
W ścianie tkwiło wejście do przewodu wentylacyjnego. Strzegąca go krata była strzaskana w drobny mak.
- Wykorzystał zasłonę dymną... Chyba zacznę go doceniać...- Koryu skrzywił się.

Met z wielkim trudem przeciskał się przez wąski, brudny przewód wentylacyjny. Zdziwiło go trochę, że w pałacu Lucyfera zadbano o coś tak prozaicznego jak wentylacja! Cóż... Met nigdy nie spotkał pana piekieł osobiście i tym bardziej nie znał jego dziwacznych upodobań. W jaki sposób zamierzał więc go dopaść? Wbrew pozorom agent specjalny wszystko dobrze obmyślił. Jego błyskotliwy plan polegał na tym, że weźmie zakładnika, który zaprowadzi go do Lucyfera... Niby pestka dla takiego mistrza jak Met, ale niestety anioł nie wziął pod uwagę jednej okoliczności. W czasie walki ze strażą pałacową odniósł kolejne rany i wręcz marzył o łóżku na oddziale Raphaela... Met był jednak bardzo upartym i konsekwentnym aniołem. Poza tym wciąż pałał chęcią zemsty z powodu wymordowania jego oddziału...
Przewód wentylacyjny okazał się być niezwykle stary, bo trzeszczał przy każdym gwałtowniejszym ruchu... Met odniósł wrażenie, że tunel zaraz się zarwie...

Lucyfer złapał się właśnie na rozmyślaniu, gdy usłyszał coś nad głową.
-Szczury- pomyślał i pogrążył się w zadumie. Czasami myślał o tym, co może dziać w Niebie, w czasie gdy on spędzał dnie na hulankach i kłótniach z synem. Niestety, w jego życie wkradła się rutyna... Nudził się strasznie i nic nie mógł na to poradzić. Nie spodziewał się także, aby nagły atak z Królestwa ubarwił jego dzień. Pewnie Koryu go dopadnie i zabije! A z resztą co mnie to w ogóle obchodzi?! Chciałbym... Chciałbym, żeby spłynęło na mnie coś, co skończy moją nudę...Może jakieś małe objawienie?, Zakpił w myślach.
W tej chwili sufit zaczął pękać. Nim demon zdążył zareagować sklepienie rozdarło się i na Lucyfera 'spłynęło objawienie' w postaci ślicznej blondynki w czarnym ubraniu...

Met spadł dokładnie na nagiego, rudego diabła, który zamortyzował jego upadek. Ten dłuższą chwilę leżał bez ruchu, zszokowany i próbował zebrać siły. Z deszczu pod rynnę!, Pomyślał Met. Przeczuwał, że rudy nie da się od tak przeprosić.. W końcu jednak podniósł wzrok, aby przyjrzeć się poszkodowanemu. Zdziwił się, bo demon patrzył na niego z takim zachwytem, że anioł poczuł się nieswojo. Już zamierzał pytać, na co się tak gapi, kiedy diabeł objął go mocno w pasie i powiedział:
- Aleś ty piękna! Dobrze, że nie posłuchałem Koryu i nie uszczelniałem tej wentylacji!
Met spróbował się wyrwać, ale zbrakło mu na to energii.
- Nie uciekaj! Teraz jesteś moja!
-TWOJA? Naprawdę uważasz, że jestem kobietą?- Anioł był poirytowany- Zboczeńcu!

Lucyfera po prostu zatkało z wrażenia! Blondyn patrzył mu wyzywająco w oczy.
- Ogłuchłeś, czy co?- Wycedził zimno, podejmując ponowną próbę uwolnienia się.
Władca Piekielnych Ziemi, mimo że zrozumiał, kim jest niespodziewany gość, nie zamierzał go puścić... Nie była to blond lalunia, jak to sobie pomyślał na początku!
- Jesteś facetem?- Zapytał dla pewności demon, więc Met energicznie przytaknął. Rudy wzruszył ramionami- Mimo to jesteś piękny! Podobasz mi się!
Szpieg zarumienił się nieznacznie, ale tracił właśnie resztki cierpliwości.
- Ile razy mam tłumaczyć, że jestem mężczyzną, więc zostaw mnie!
- Co z tego?!
- Co?!
- Twoja płeć.- W śmiechu demona zabrzmiała stanowczość- Mi to nie przeszkadza i właśnie naszła mnie ochota na złotowłose 'małe co- nieco'!
Met poczuł na plecach zimny dreszcz. Demon nie żartował i gdy chciał zmusić go do pocałunku, spanikowany agent postanowił powziąć środki bezpieczeństwa, bo w Piekle stracić może coś więcej niż tylko oddział! Rozochocony Lucyfer poczuł ostrze sztyletu na grdyce. Ostrożnie przełknął ślinę, rozluźniając swój uścisk.
- He! He!- Zaśmiał się wymuszenie- Widzę, że nie rzucasz słów na wiatr!
Anioł zignorował go i podniósł się z trudem. Dopiero wtedy Pan Piekieł zauważył jego rany, które go spowalniały. Met zsunął się z łóżka i stanął na nogach. Robił to bardzo ostrożnie, zapominając o uważnie obserwującym go demonie.
- Hej!- Zaoferował się Lucyfer- Może ci pomóc?
Szpieg rzucił mu wściekłe spojrzenie, więc zgaszony diabeł zrezygnował...

Zauważył go na stoliku. Jego broń leżała tam nie ruszona, najwidoczniej nie wzbudzając zainteresowania rudego demona. "Tylko skąd on się tu wziął?!"- Pomyślał podejrzliwie Met, biorąc go do ręki.
- A więc to twoja własność?- Usłyszał nagle tuż przy swoim uchu.
Diabeł bezczelnie objął go w pasie i przełożył głowę przez jego ramię.
- Czyżbyś był tym sprytnym, anielskim szpiegiem?!- Dodał, uśmiechając się marzycielsko.
- My się chyba nie zrozumieliśmy!- Warknął anioł- Kiedy powiedziałem, że masz mnie zostawić, to właśnie o to mi chodziło!!!
Ku zdziwieniu Lucyfera, anioł błyskawicznie wyszarpnął się z jego uścisku i odgrodził od niego mieczem, który niespodziewanie pojawił się w jego ręku.
- Wow! Jakie efekty specjalne! Na to bym nie wpadł!- Wyszydził rudy.
- Zamknij się, idioto i posłuchaj!- Warknął Met- Twoje życie zależy teraz ode mnie i od tego, czy będziesz współpracował...
- Nie wkurwiaj mnie, dobra?! Nikt mi nie będzie rozkazywał!- Lucyfer poczuł się urażony- Ponadto śmiem twierdzić, że nie jesteś w stanie do niczego mnie zmusić!- Uniósł brwi- Za to ja zaraz wymuszę na tobie pewną...współpracę!
Met prychnął śmiechem, a diabeł osłupiał ze zdumienia.
- Chyba nie słuchasz tego, co do ciebie mówię? Ale zmuszę cię, żebyś mnie WYSŁUCHAŁ!- Nagle spoważniał- Może na dobry początek COŚ ci utnę?!
- Eee...- niebezpieczny błysk w oczach szpiega sprawił, że demon cofnął się automatycznie i owinął prześcieradłem.
Anioł uśmiechnął się uroczo i zakpił z wyższością w głosie:
- Nie wiedziałem, że tylko takie argumenty do ciebie trafiają!
Władca piekieł zdążył się zdenerwować. Nie dość, że ten cholerny blondyn nie pozwolił mu na dobranie się do siebie, to jeszcze bezczelnie się z niego naigrawał! Demon nie był przyzwyczajony do takich zachowań! Co prawda musiał borykać się z Koryu, ale Koryu to co innego! A tu nagle pyskaty, ranny anioł! To Lucyfer powinien go terroryzować, zwłaszcza, że ten nielegalnie pojawił się w JEGO Piekle. Jednak Met doskonale panował nad sytuacją i to diabeł musiał mu ulegać na własnym terytorium!
- Czego ode mnie chcesz?- burknął obrażony demon.
- O! Zaczynasz mówić sensownie!- ucieszył się agent- Muszę znaleźć Lucyfera. Dostałem rozkazy i potrzebuję kogoś, kto zna pałac... Jeśli mi pomożesz, oszczędzę ci życie!
- Aaaaaaaaaaaaa!
- Co to za mina?
- Aaa... Chyba nieco zszokowana...- wykrztusił i z wrażenia usiadł na brzegu łóżka.
Zapadła krótka chwila ciszy.
"Cholera! Blondas od samego początku polował na moją głowę! Wspaniale! Ale chwileczkę... Czy on... nie wie, że ja to ja?! Bo gdyby wiedział, to pewnie już dawno bym nie żył! Heh! Niepotrzebnie się tak przejąłem! Jeszcze postawię na swoim! Słodki pan aniołek zagra w moją grę...!"
- Czemu?- zapytał w końcu anioł. Lucyfer zmarszczył brwi i odparł ponuro:
- Co 'dlaczego'?
- Dlaczego się tak zszokowałeś?
Ostre spojrzenie Meta sprawiło, że demon zaczął się wiercić na łóżku.
- Dziwny jesteś...-skomentował anioł.
- Jak to dziwny?! My wszyscy bardzo tutaj kochamy naszego pana i nie rozumiem, dlaczego chcesz pozbyć się tego wcielenia cnót wszelakich!
- Nie?- głos anioła ociekał ironią- A moim zdaniem to wasze 'wcielenie' jest zdrajcą i mordercą, który zabija dla przyjemności!
- No wiesz?!- król był gotowy rzucić się na anioła- Zraniłeś mnie!
- Co?
Lucyfer w porę się opamiętał. O mało co się nie wygadał!
- No bo... Powiedziałeś to tak jakbyś miał na myśli wszystkich mieszkańców Piekła!- bąknął, starają się nie patrzeć na anielskiego szpiega
- Bo tak jest.- Met wzruszył ramionami, patrząc na króla bez wyrazu
- Miałem nadzieję, że zaprzeczysz...- mruknął diabeł, mrużąc oczy.
Szpieg opuścił nieco miecz. Uśmiechnął się, ale jego słowa zabrzmiały lodowato...
- Myślisz, że jak wciągniesz mnie w tę durną pogadankę, to oszczędzę ci życie?!
- Co za okropny anioł!- naburmuszył się Lucyfer, wydymając wargi- Taka ładna buzia, ale przez charakter powinieneś być demonem!
Met kompletnie go zignorował i zapytał - Zdecydowałeś już, czy zaprowadzisz mnie do swojego PANA?- specjalnie podkreślił ostatnie słowo, a demon poczuł się urażony.
Chciał jednak zachichotać, bo w końcu zdał sobie sprawę z komizmu całej sytuacji...
- Cóż! Jesteś taki groźny, że nie pozostawiasz mi wyboru!
- Nie kpij ze mnie!- Met wyglądał na rozzłoszczonego.
- Kpiny? Właśnie zgodziłem się na współprace! Już jej nie potrzebujesz?
Szpieg rzucił mu chłodne, wyniosłe spojrzenie.
- Ubieraj się!- nakazał, rozbawiając tym swojego 'zakładnika'.
- Równie dobrze mogę wskazać ci drogę bez ubrania!- Demon nie mógł powstrzymać uśmiechu. Anioł był zakłopotany i z trudem to ukrywał...
Wolał jednak, by rudy Coś na siebie założył... Tym sposobem Met czułby się bezpieczniej... Na brak urody demon ten jednak nie narzekał i Met również to zauważył. Odwrócił się więc tyłem do rozochoconego Lucyfera szukając jakichś szmat nadających się na opatrunki.
- Phi!- prychnął jeszcze- Chyba za bardzo sobie schlebiasz!

- Jak długo to ma jeszcze trwać?
Met czekał na swojego 'przewodnika' który tkwił za parawanem już dobre 20 minut. W końcu chciał sprawdzić, co on tam robi, ale od razu pomyślał, że rudy weźmie to za przejaw zainteresowania... Zrezygnował więc i usiadł w fotelu obok stolika. Stał na nim puchar z resztką wina. Widok krwistoczerwonego napoju przypomniał aniołowi o pragnieniu. Po krótkiej chwili wahania, uniósł naczynie do ust i wypił wszystko.
- Nie musisz dopijać po mnie! Jeżeli chciałeś wina, wystarczyło poprosić...
Szpieg drgnął na dźwięk jego głosu, przyłapany na gorącym uczynku. Demon wyszedł zza parawanu kompletnie ubrany, uczesany i odświeżony. Met musiał przyznać, że obecny strój i fryzura zmieniły go nie do poznania. Rozczochrane włosy związał w luźny kucyk, pozwalając krótszym kosmykom wymknąć się na twarz. Ubrany był w bogatą, warstwowa szatę złożona z długiego płaszcza rozciętego po bokach, na który zarzucony był połyskujący szal. Spod płaszcza wystawały grafitowe spodnie swobodnie opadające na czarne buty na niskim obcasie. Cały strój utrzymany był w ciemnej tonacji, co kontrastowało z ostrym kolorem jego włosów. Jedyną biżuterię demona stanowiły długie kolczyki, zakończone leżącymi półksiężycami.
W nowym wcieleniu Lucyfer wyglądał iście królewsko i Met poczuł się nieswojo. Szybko jednak się zreflektował:
- Nigdy w życiu nie włożyłbym do ust niczego od ciebie![^_^']
- Chyba sam nie wiesz co gadasz! Przecież przed chwilą piłeś moje wino!- Lucyfer parsknął śmiechem- Chyba to mój nowy image tak na ciebie działa!
Anioł uśmiechnął się półgębkiem i odparł całkiem poważnie:
- Cóż... Lepiej ci w ubraniu... Nawet miło na ciebie popatrzeć...
Władca piekieł podrapał się po skroni, pierwszy raz od dawna szczerze zakłopotany. Nie spodziewałby się komplementów po tym brutalu
- Heh! Chyba będę musiał zacząć chodzić w ubraniu!
Szpieg przekrzywił głowę. Znowu przyglądał mu się bardzo uważnie.
- Co?!- zniecierpliwił się rudy.
- Kim ty jesteś?- bystre oczy Meta zdawały się przewiercać go na wylot.
- Jak to kim?!- Demon z trudem przełknął ślinę i dla dodania sobie animuszu przeczesał włosy palcami- Od takim sobie pałacowym demonem!
- Kłamiesz.
Zapadła groźna cisza. Anioł zaparł się w fotelu. Włosy zasłoniły mu twarz...
- Niby dlaczego miałbym kłamać?!- powiedział poirytowanym głosem król.
- Bo...- Met urwał i zaśmiał się cicho, sam nie wierzył w to, co sobie właśnie pomyślał.
- O co ci chodzi?!- diabeł czuł, że jeszcze minuta i zacznie krzyczeć!
- Może TY jesteś Lucyferem?- zapytał anioł, ale zaraz sobie zaprzeczył- Nie, to przecież absurd!
- Absurd?!?- Rudy poczuł się urażony do żywego- Jeszcze pożałujesz tych słów!
- Co się tak unosisz? Może jesteś kochankiem Lucyfera?- uśmieszek igrał na bladych ustach anioła.
Demon nie mógł znieść jego wzroku. Kierując się nagłym impulsem, wyciągnął rękę i zakrył mu oczy dłonią. Met chciał się cofnąć, ale trafił na oparcie fotela. Podniósł więc dłoń i złapał diabła za nadgarstek.
- Co ty wyprawiasz?! Puść mnie!- zażądał bez przekonania.
- Kochanek Lucyfera, co?- warknął wściekły demon- Nie wiesz, co wygadujesz!
Nachylił się nad szpiegiem. Doleciał go zapach anielskiej krwi i żółtych włosów. Już prawie dotknął ustami jego warg, kiedy Met wyszeptał:
- Przepraszam... Nie chciałem cię obrazić...
Lucyfer zdziwił się tym wyznaniem, co wykorzystał agent, który wciąż dzierżył swój miecz w drugiej dłoni. Kierując się intuicją, wymierzył jego ostrze w gardło demona.
- Koniec tej zabawy!- w głosie Meta zadźwięczała stal- Odsuń się, albo zginiesz!
Lucyfer uśmiechnął się do siebie gorzko. Był zły i zawiedziony, że jego błyskawiczna akcja nie zakończyła się sukcesem.
Puścił anioła, obiecując sobie w duchu, iż sfinalizuje swoje zamierzenia przy najbliższej nadarzającej się okazji.Za to w piersi Meta serce tłukło się jak ptak w klatce. Jeszcze chwila, a wpadłby w panikę. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli, a on tego bardzo nie lubił...Wstał z fotela, wciąż odgradzając się od ponurego Lucyfera mieczem. Shall we go? Hmm, chyba nie masz wyjścia!
Lucyfer Szedł przed swoim porywaczem, rozważając w myśli sytuację, w której się znalazł i stwierdził, że mimo wszystko sprytny anioł bardzo mu się podobał i najchętniej rzuciłby się na niego tu i teraz... Szpieg natomiast uważał Lucyfera za mordercę i zdrajcę, nie pozbawionego jednak osobistego uroku. Pod wpływem tego wrażenia zapytał:
- Jak ty masz właściwie na imię?
Demon rozchmurzył się trochę i odpowiedział bez wahania:
- Jak będziesz grzeczny to ci powiem!
- Cóż! Widzę, że nie tracisz animuszu, chojraku!- skwitował z przekąsem anioł- Jestem ciekawy, czy do końca będziesz taki pewny siebie!
- Ty też byś był na moim miejscu...
- A to niby dlaczego?- Met nie potrafił ukryć rozbawienia.
- Bo ci się podobam i to tylko kwestia czasu, kiedy mi wreszcie ulegniesz!- objął go lekko w pasie, wykrzywiając usta w zuchwałym uśmiechu.
Szpieg nie rozłościł się wcale, tylko parsknął śmiechem. Lucyfer po raz kolejny niemile zdumiał się zachowaniem swojego porywacza... Tym razem anioł przegiął. Pewnie dlatego Lucyfer zdecydował się na bardziej wyrafinowaną zemstę. Dosłownie wepchnął mu ten jego obraźliwy śmiech do gardła, wyciskając gwałtowny pocałunek na jego bladych ustach. Met nie mógł złapać tchu i prawie się zakrztusił, zaskoczony niespodziewanym 'atakiem'. Spróbował się wyrwać, ale rudy był od niego zdecydowanie silniejszy...
"Niech mnie puści, do cholery!"- przemknęło mu ostrzegawczo przez myśl. Niestety Lucyfer nie zamierzał spełnić jego prośby...

Koryu przemierzał bardzo dziwny korytarz. Chwilami zwężał się, by później ponownie się rozszerzać. Ściany pokrywały ponure malowidła, pamiętające jeszcze czasy świetności lucyferowego pałacu. Może i nie zwróciłby takiej baczniej uwagi na ten korytarz, gdyby nie pewien mały szczegół... Na drugim jego końcu ojciec Koryu całował się z anielskim szpiegiem, który nastawał na jego życie! Tym razem cierpliwość Koryu nie wytrzymała
- Dagon, zabiję go!- warknął przez zęby, gotowy do skoku na ojca.
- O ile ten anioł, nie zrobi tego za ciebie!- mruknął cicho strażnik i wyjął swój miecz z pochwy.

Met poczuł jak krew uderzyła mu do głowy. Rudy ścisnął go za mocno w pasie, zapominając o ranie. Po chwili poczuł jednak, że anioł bezwiednie zawisnął na jego ramieniu. Oderwał się od jego ust i spostrzegł, że niedoszły kochanek zemdlał!
- Stary zboczeniec!- na dźwięk głosu syna podskoczył jak oparzony.
- Koryu!
- Co ty wyprawiasz?!- strofował go książę, uśmiechając się cierpko- Mało ci bab?! Zabij go i zakończmy tę zabawę!
Lucyfer przygryzł wargę. Wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót. Nie spodziewał się ingerencji osób trzecich. Tymczasem, Koryu widząc to wahanie, wyciągnął swój miecz i bez słowa podał go ojcu. Demon z niemałym przestrachem spojrzał na błyszczącą rękojeść. Mimo to wyciągnął rękę po broń.
- Zabij go panie...- wtrącił ponuro Dagon- I tak czeka go śmierć... Nie może wrócić stąd żywy...
"Moim zdaniem to nieokrzesany barbarzyńca, który zabija dla zabawy!"- Lucyfer przypomniał sobie nagle słowa anioła i poczuł dziwny, autentyczny wstyd. Oburzył się, gdy Met obdarzył go tym określeniem, a teraz właśnie zamierzał zachować się jak "nieokrzesany barbarzyńca"! Przez dłuższą chwilę przyglądał się odchylonej głowie blondyna i jego delikatnej szyi, w której miał zagłębić ostrze.
- Zasnąłeś?- zakpił zniecierpliwiony książę, zaciskając dłonie w pięści.

W sumie powinien to zrobić. Tak postępują demony, a on będąc ich królem, przodował w okrucieństwie. Więc czemu tego nie zrobił? Może....NIE! To zdecydowanie niemożliwe! Nie mógł przecież obdarzyć ANIOŁA jakimkolwiek uczuciem! I to jeszcze takiego wrednego anioła...
- Nie.-powiedział spokojnie, opuszczając broń.
- Co?!- syn uniósł się gniewem- Zawsze podejrzewałem, że brakuje ci jaj, ale teraz...- Lucyfer nie pozwolił mu dokończyć, gdyż z zimnym uśmiechem rzucił w niego mieczem.
Koryu odskoczył dosłownie w ostatniej chwili
- Zamknij się, gówniarzu! Chyba zapomniałeś, kto jest tutaj królem!
Wyprostował się dumnie i oparł prawą dłoń na biodrze. Lewą ręką podtrzymywał zemdlonego szpiega. Wyglądał rzeczywiście po królewsku!

Dochodził do siebie bardzo powoli...Czyjeś złote oczy wpatrywały się w niego z troską. Z początku nie wiedział do kogo należały. Kiedy wreszcie odkrył, że były własnością rudego demona, którego porwał, wróciła mu cała pamięć.
- Jak się czujesz?- zapytał cicho diabeł.
- Na pewno lepiej niż ty za chwilę!- odparł groźnie, Met.
- Tak? A co mi zrobisz?- zaciekawił się Lucyfer- Jestem otwarty na wszelkie propozycje!
- Gdzie jesteśmy?- anioł zostawił sobie zemstę na później, gdyż chciał sprognozować aktualną sytuację.
Diabeł uśmiechnął się pod nosem.
- U Lucyfera...
Met uniósł pytająco brwi. Rudy wstał i podał mu dłoń. Anioł rozejrzał się uważnie po niewielkiej, komnacie. Ściany pokrywały malowidła podobne do tych na korytarzu. Znajdował się tu również okrągły, brązowy stół oraz dwie kanapy swym kolorem podpasowane do ścian. W podłużnych oknach tkwiły zielone i czerwone witraże. Nie przepuszczały zbyt dużo światła i w pomieszczeniu panował półmrok.
- Kpisz sobie?- warknął zniecierpliwiony-Gdzie ty tu widzisz Lucyfera?
- Za drzwiami...- demon wskazał mu ledwo widoczne wrota, umiejscowione na przeciwległej ścianie.
Pokrywały je malowidła co sprawiało, że były dobrze zakamuflowane.
- Dlaczego ci nie wierzę?!- Met spojrzał na rudego podejrzliwie.
- Cóż...- diabeł wzruszył ramionami- W każdym bądź razie ja dotrzymałem swojej części umowy!
- To się okaże kiedy otworzę te drzwi!
- Nie ufasz mi?!- obruszył się pan piekieł, wydymając pogardliwie usta- No wiesz?!
- Po tym co ostatnio zrobiłeś, nie ufam ci ani trochę!- odparował chłodno szpieg.
Lucyfer nie zrozumiał o co mu chodziło. Podrapał się po głowie i w końcu skojarzył, że może miał na myśli jego niespodziewany(?) pocałunek... Zaśmiał się cicho. Odrzucił włosy na plecy i spojrzał na swojego porywacza z ironią w złotych oczach. Met przygotowywał się właśnie do przejścia przez tajemne drzwi.
- Hej, Met!
- Czego chcesz?!
- Mogę cię jeszcze raz pocałować?
Spodziewał się gorących protestów, ale szpieg miło go zaskoczył.
- Dlaczego się pytasz? Sądziłem, że jesteś wprawiony w robieniu takich rzeczy bez pozwolenia!
- Nie przestajesz mnie zadziwiać!- demon pokręcił głową z niedowierzaniem- Mam rozumieć, że się zgadzasz?
Anioł zastanawiał się przez chwilę.
- Pozostawiam ci dowolność interpretacji!- odparł wreszcie.
Widocznie stać go było i na jawną prowokację... A Lucyferowi nie trzeba było dwa razy powtarzać! Zbliżył się więc do Meta i nawet udało mu się objąć go w pasie. Niestety jego dalsze zamierzenia, nie zostały zrealizowane. Anioł przystawił mu ostrze swojego miecza do szyi i nim Lucyfer zdążył się cofnąć, przeciął mu skórę na wysokości gardła. Syknął z bólu, a szpieg uśmiechnął się z satysfakcją.
- A to mały prezencik na pożegnanie! Abyś pamiętał, że nie należy rzucać się na przedstawiciela tej samej płci!
- Niech cię szlag trafi!- demon nie krył swojego wzburzenia; zaczynał powoli żałować, iż jednak ocalił mu życie!
- Uważaj, bo ciebie może od razu trafić!- zagroził Met i bez trudu wyrwał się z jego uścisku.
- Mam cię już serdecznie dosyć! Wynoś się!
Nacisnął na jakiś przycisk i drzwi rozsunęły się z cichym SZSZSZ... Następnie popchnął szpiega wprost do komnaty, w której MIAŁ znajdować się Lucyfer...

Krew burzyła mu się w żyłach. Rozsadzała go gwałtowna złość, ale pod żadnym pozorem nie mógł sobie pozwolić na wybuch gniewu. Nie! Nie, on! Idąc przed siebie, czuł jak dojrzewa w nim już bardzo dawne postanowienie. Od dzisiaj Piekło miało tylko jednego, prawdziwego władcę! I bynajmniej nie był nim Lucyfer! Oj nie! Dagon nie potrafił dogonić pędzącego księcia mimo, że uchodził za mistrza w szybkim poruszaniu się. Zadziwiała go determinacja Koryu, choć wiedział jak bardzo rozłościł go upór ojca. Pewnie dlatego zapytał:
- Gdzie w ogóle zmierzamy?
- Do przejścia między-wymiarowego.- wyjaśnił szybko książę.
- Ale...- strażnik zająknął się niepewnie- Chyba nie myślisz...?
- Myślę i jestem nawet o tym przekonany! Musimy ich powstrzymać!
Taaa... To była już kwestia honoru Koryu... I wiedział, że nie spocznie póki nie postawi na swoim!

Met wylądował w małym pomieszczeniu, które bardzo przypominało wnętrze windy. Ściany pokrywały diabelskie malowidła, a sufit i podłogę wyłożono szkłem... Poczuł niemiły dreszcz na plecach. Jego największą słabością był lęk przed małymi pomieszczeniami...właśnie takimi jak to.
Ten lęk z powodzeniem można porównać do klaustrofobii. Aby zapanować nad swoim strachem, anioł spojrzał w górę.
"Niebo..."- pomyślał tęsknie i nagle zdał sobie z sprawę z tego jak bardzo chciałby jeszcze raz zobaczyć Królestwo. Jednak rozrzewnienie szybko mu minęło. Spostrzegł, że był całkowicie sam w 'windzie', a Lucyfer gdzieś się ulotnił... A więc rudy demon go oszukał... Przygryzł wargę. Znów się zawiódł... Ale dlaczego zdrada tego diabła bolała go tak bardzo? Czyżby mu zaufał? Jego przewodnik był bardzo dziwny, "zboczony" i na pewno wyjątkowy. Zdawało mu się jednak, że przy tych wszystkich fatalnych cechach można było mu zaufać...Cóż... Kolejna pomyłka. Met podejrzewał, że zaraz umrze. Nie popisał się. Pierwsza spieprzona misja... O jeden most za daleko?
- Nienawidzę, kiedy ktoś robi ze mnie durnia!- powiedział jeszcze demon- Mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy! Bo przy następnej okazji zginiesz...
- Co?- bąknął zdumiony szpieg- Nie zabijesz mnie teraz?
- Ha! No widzisz?! Mnie też ta wspaniałomyślność zadziwia!- zakpił rudy.
- Gdzie jest Lucyfer?- Anioł zmarszczył brwi i zapytał z kamienną miną.
Twarz władcy przybrała zrezygnowany wyraz.
- A ty wciąż o tym samym? Nie ma żadnego Lucyfera! Znikaj i nigdy nie wracaj!
- Muszę wykonać swoją misję!
- Głupi!
Diabeł nacisnął na ten sam przycisk i drzwi zaczęły się zamykać. Met próbował je zatrzymać, ale złamane ramię mu to uniemożliwiało. Bezradnie patrzył więc na plecy rudego. I przeżył szok. Największy szok w swoim życiu!

Dagon wyprzedził Koryu i to on jako pierwszy wpadł do komnaty.
- Lucyfer- sama!- krzyknął od progu- Czy nic ci nie jest?!

Met słyszał to bardzo wyraźnie i równie dokładnie widział jak rudy demon uśmiecha się do strażnika.
- Spoko, Dagon- chan!- odpowiedział i odwrócił głowę w jego stronę.
- Bye!- Pomachał szczupłą dłonią i puścił aniołowi oczko.
Drzwi zamknęły się i winda zaczęła unosić się w górę. Winda do nieba.., pomyślał Met Wiedział tylko jedno- wyglądał jak idiota, czuł się jak idiota i zapewne nim był!


EPILOG

Stali na balkonie. Wiatr trącał włosy blondyna, jakby chciał odsłonić jego prawy policzek, ukryty za zasłoną kosmyków. Był to szczupły anioł o niezwykłej urodzie. Ubrany był w kremową tunikę, choć przypominała trochę dopasowaną suknię. Jednak to jego liczna biżuteria rzucała się najbardziej w oczy. Miał długie kolczyki, a każdy jego palec zdobił złoty sygnet. Ponadto nosił mnóstwo bransoletek i dwa naszyjniki. Towarzysz blondyna pomyślał, że niedługo zacznie przypominać świąteczną choinkę! Znajdowali się w pałacu niebiańskiego palatyna. Z balkonu roztaczał się piękny krajobraz stolicy Królestwa. Blondyn wpatrywał się w niego bez wyrazu. Biła od niego obojętność, ale drugi anioł nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
- To co? Zapraszamy go?- cierpliwość nie była najmocniejszą cechą Uriela.
- O kim mówisz?
- No jak to o kim?!
Archanioł Uriel uchodził za niezwykle niepoprawne indywiduum, lecz owijać w bawełnę zdecydowanie nie lubił!
- Musimy zaprosić Lucyfera! To już po prostu taki zwyczaj!
Palatyn uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie denerwuj się, Sakuya!- odparł, mrużąc zalotnie oczy.
Uriel- Sakuya skrzywił się demonstracyjnie. W Niebie nazywano go Sakuya, gdyż nie lubił swojego imienia, choć blondyn uważał, że oba były całkiem urocze... Ponadto archanioł ten wyróżniał się nietuzinkowym sposobem bycia. Uwielbiał ludzkie ciuchy, dlatego zazwyczaj paradował w ciemnych, sztruksowych spodniach i rozchełstanych koszulach. Uwielbiał także papierosy... Palatyn patrzył na to przez palce, bo Uriel nieformalnie był jego prawą rękę.
- Wiem, że sobie poradzisz!- burknął Sakuya, przeczesując dłonią zmierzwione włosy. Miały ciemnobrązowy kolor i swobodnie opadały mu na kark.
- Więc w czym problem?
Uriel znowu się skrzywił.
- Zdaje mi się, iż Lucyfer jest dla ciebie drażliwym tematem!
Blondyn uniósł lewą brew.
- Tylko tak ci się zdaje!

- Że co?
Lucyfer leżał na swoim wielkim łożu, przykryty tylko cienkim prześcieradłem. W progu stał niewzruszony Dagon, a Koryu siedział w fotelu. Założył nogę na nogę i splótł palce. Wyglądał już o wiele bardziej poważnie, a jego włosy były zdecydowanie dłuższe. Związał je nawet w małego kucyka, aby nie wchodziły mu na twarz.
- Nie udawaj głuchego, stary idioto!
Od czasu przygody z anielskim szpiegiem ich wzajemne stosunki jeszcze bardziej się pogorszyły. Ponadto książę zaczął rozszerzać swoje wpływy i powoli choć nieubłaganie dążył do przejęcia władzy.
Na zaczepki w stylu "stary idiota", Lucyfer przestawał ostatnio reagować.
- Chcesz abym udał się do Raju, by zaprezentować się nowemu, niebiańskiemu palatynowi?- król wzruszył ramionami- Nie chce mi się! Jedź tam sobie sam!
- Nie mogę przejąć za ciebie funkcji reprezentacyjnych!- tłumaczył nad wyraz cierpliwie Koryu- Musisz tam być!
- Bo co?
- Gnuśniejesz!
- Niech będzie, że gnuśnieję!
- Zmuszę cię do tego wyjazdu! Jedziesz i koniec!
- Nie!

W pałacu palatyna wrzało jak w ulu! Trwały przygotowania do przyjęcia gości. Główna sala była gotowa. Wokół okrągłego stołu siedziało już czterech archaniołów. Jednak jeszcze dwa miejsca wciąż pozostawały puste...
Sakuya odchylił się na swoim krześle i odrzucił włosy z twarzy. Westchnął ciężko. Miał wielką ochotę na papierosa... Spojrzał na Michaela, bo ten akurat usadowił się naprzeciwko niego. Anielski generał wyglądał na podenerwowanego. Lecz czy kiedykolwiek bywał nie podenerwowany? Chyba tylko po solidnym kieliszku, do którego z resztą lubił sobie od czasu do czasu zaglądać... Michael wyglądał bardzo poważnie w tym swoim dobrze dopasowanym, białym mundurze. Nikt się pewnie nie domyślał jakie z niego ziółko... A Uriel niestety dostąpił wątpliwego zaszczytu widzenia go w akcji! Cóż... Najlepiej wymazałby sobie to doświadczenie z pamięci... W każdym bądź razie, charakterystyczną cechą wyglądu tego archanioła były jego kasztanowe włosy... Aczkolwiek uważny obserwator stwierdziłby od razu, że w rzeczywistości kolor jego kosmyków był... rudy!
Michael próbował bowiem maskować prawdziwą barwę swoich włosów, aby nie kojarzono go z Lucyferem- jego starszym bratem...
Sakuya wyciągnął z kieszeni miętową gumę. Zaczął ją miarowo rzuć, nie spuszczając oka z Miki. Nieformalnie generał nosił pseudonim Mika i wtedy kwestia jego jakiegokolwiek ubioru stawała zawsze pod wielkim znakiem zapytania... Nie zapominajmy czyim był w końcu bratem...
- Hej, Mika?!- Uriel szturchnął kumpla pod stołem.
- Czego?- Michael nie krył swojej irytacji.
- Masz fajki?
- Nie... Metatron mnie zrewidował!
- Mnie też...- Przygryzł wargę- Zastanawiam się czy zamierza nam to oddać!
- Nie łudź się! Nowy palatyn chce zaprowadzić nowe porządki!
- I bardzo dobrze!- Wtrącił Gabriel. Wszyscy spojrzeli na niego bez cienia sympatii.
- Święta inkwizycja się odezwała!- Warknął generał pod nosem.
- Mówiłeś coś?!- Krzyknął "Gabrych", ale Sakuya go zignorował.
- Co się tak unosisz?- Zagaił się Raphael swoim lodowatym tonem- Nikt nie kwestionuje twojego stwierdzenia.
Gabriel wzruszył ramionami. Raphael uchodził za najbardziej tajemniczą osobę w całym towarzystwie. Nie wyrażał żadnych emocji, onieśmielał swoim spokojem, opanowaniem i wręcz przerażającą. Uriel nie potrafił się z nim dogadać, a ponieważ nie znosił Gabriela nie powinna, więc dziwić jego przyjaźń z Michaelem. Po prostu najlepiej się rozumieli.
Nagle drzwi od sali gwałtownie się otworzyły i do środka wparował demon. I jak to od razu zauważył Michael, jego podobieństwo do Lucyfera było wręcz uderzające! Młodzieniec ukłonił się dwornie i powiedział:
- Witajcie czcigodni członkowie Anielskiego Senatu!
Nawet jego głos brzmiał jak głos Lucyfera!, Pomyślał Michael i nim demon skończył swoje przemówienie, zapytał:
- Kim jesteś?!
- Koryu... Syn Lucyfera...
Michael poczuł jak włosy jeżą mu się na karku!
- Co?! Ten głupi rudzielec ma syna?! Kpiny sobie robisz, czy co?! Zaraz mnie, kurwa, szlag trafi!
Sakuya siłą posadził go z powrotem na krześle.
- Sam jesteś wariat!- Szepnął mu do ucha, a następnie zwrócił swój wzrok na zdumionego księcia.
Nie wyglądał wcale na speszonego. Na pewności siebie najwyraźniej mu zbywało! Uriel miał już przepraszać za niesfornego Mikę, gdy poczuł delikatny dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Odwrócił głowę.
- O!
- Uspokójcie się!- Palatyn zmierzył archaniołów gniewnym spojrzeniem.
Sakuya zauważył, że na widok ich przywódcy, młody demon po prostu osłupiał!
- A ty wynoś się stąd!- Dodał zimno, zwracając się do księcia- Nie chcę cię tu widzieć! Wynocha Koryu!- Jego głos nabrał mściwego tonu.
O dziwo, syn Lucyfera wycofał się tak szybko, jak się pojawił!

Sakuya przykuł Michaela kajdankami do krzesła. Zrobił to na wyraźny rozkaz palatyna, który stwierdził, że generał eksploduje gniewem na widok Lucyfera, skoro o mało co a przewróciłby stół, gdy ujrzał Koryu. Pewnie dlatego Mika nie okazał żadnej złości, kiedy do sali wszedł długo oczekiwany pan Piekieł. Zamiast tego powitało go nieprzyjemne milczenie. Raphael w ogóle nie zwrócił na niego uwagi, Gabriel z obrzydzeniem odwrócił głowę, Michael mocował się z kajdankami i chyba tylko Uriel spojrzał na Lucyfera bez żadnych uprzedzeń i nawet z pewnym zaciekawieniem...
Demon usiadł na jednym z wolnych krzeseł, również się nie odzywając. Na szczęście wciąż był trochę pijany i puścił kantem lekceważenie archaniołów. Kiedy jednak cisza się przedłużyła, Lucyfer nie wytrzymał i zapytał:
- Gdzie ten palatyn? Nie mam ochoty wiecznie tu za nim czekać!

Uśmiechnął się ukradkiem. "To jest bardzo w twoim stylu, głuptasie!- Pomyślał, wychodząc zza kurtyny, która zakrywała wyjście- Teraz to ty się zdziwisz!"

Bywają w życiu takie chwile, że i nawet nałogowi alkoholicy trzeźwieją w ciągu jednej sekundy! Lucyfer przetarł oczy, jakby ktoś sypnął mu piachem w twarz. TO NA PEWNO BYŁ MET! Co prawda ubrany na biało i obwieszony przeróżną biżuterią, ale to i tak nie mogło go odmienić na tyle, by demon miał go nie poznać. Wstał z krzesła i potem znowu usiadł. Obserwujący go z boku archaniołowie, byli zdziwieni jego konsternacją i tylko przenosili swój wzrok z palatyna na Lucyfera i z Lucyfera na palatyna.
- Jak widzisz, nie musisz już więcej czekać!- Powiedział spokojnie Met- całkowicie panował nad sytuacją... Jak zwykle z resztą!
- To ty?!- Wyjąkał diabeł- Niesamowite!
- Nie wiem o czym mówisz! Przywódca aniołów, wyciągnął dłoń w stronę swojego teoretycznie największego wroga- Mam na imię Metatron i jestem nowym palatynem.
Lucyfer przygryzł wargę. Spoglądał na Meta ponuro. W końcu podał mu swoją rękę i uścisnął lekko jego palce.
- Bardzo mi miło...- Burknął zmieszany- Moje imię brzmi po prostu... Lucyfer...
- Wiem... Teraz już wiem...