Pocałunek śmierci 12
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 12:05:42
12
Tkwił w miejscu nie próbując ruszyć się nawet o cal, jakby jakaś nadludzka siła trzymała go nieruchomo z na wpół zaczerpniętym powietrzem. Rosier uniósł się na łokciach ostrożnie, jakby obawiając się, iż mógłby go spłoszyć. Lekko przekręciwszy głowę, popatrzył człowiekowi badawczo w oczy. Źrenice powiększyły mu się do nienaturalnych rozmiarów, przypominały teraz ogniste kule. Trudno było przetrzymać ten gorący, wręcz buchający ogniem wzrok. Jeszcze nigdy nie był on tak intensywny i... żywy.
Serce Hasmeda szarpało się porywczo w piersi. Nadal nie ważył się wykonać żadnego ruchu, choć trwało to już trochę zbyt długo... Demon również nie podjął żadnej czynności, czyżby czekał, aż ten pierwszy coś zrobi? A może prowadził z nim jakąś grę? W pewnej jednak chwili człowiek poczuł, że nie jest już sam ze swoim natłokiem wirujących myśli. Jak tylko uczuł znajome mrowienie, niemal natychmiast zatrzasnął umysł i zrobił to z taką gwałtownością, że dla Rosiera stało się to niemal bolesne. Drgnął skrzywiwszy z sykiem usta. Utrzymanie tejże sytuacji okazało się jednak dla człowieka nie lada wysiłkiem. Starał się przecież jednocześnie odnaleźć rozsądne wyjście ze swego trudnego położenia... Dobijający się Rosier powodował, że mógł się koncentrować wyłącznie na tym, aby demon nie zdołał niczego wyczytać mu z głowy. Teraz, kiedy w jego umyśle szalało tak wiele emocji i pytań, okazało się to wręcz niemożliwe. Zdawało się istnieć tylko jedno wyjście z tej ciężkiej sytuacji... I gdy Hasmed postanowił z niego skorzystać, spotkało go jeszcze większe zaskoczenie... Było to w momencie, gdy rzucając się na demona z ostrzem, anakim schwycił go z gracją pantery i powalił twardo na podłogę, siadając na nim okrakiem. Czyżby jakimś cudem zdołał wydobyć brunetowi pomysł z głowy? Wpatrywał się w człowieka lekko zdziwionym, lecz spokojnym spojrzeniem, po czym wreszcie się uśmiechnął.
-Ty diable!
-Zbliżenie pierwszego stopnia. Robi się ciekawie...
Przyciągnął jego uwięzione ręce bliżej głowy, nachyliwszy się tak, aby ostrze strzykawki, którą młodzieniec nadal zaciskał, mogło zatrzymać się niespełna kilka milimetrów przed białą szyją anakim. Prawdopodobnie miał go tym sfrustrować. Człowiek na próżno mocował się z nim. Nie był dla demona żadnym przeciwnikiem.
W końcu jednak zainteresowanie rudzielca przeszło na przedmiot gorliwie zamknięty w żelaznym uścisku człowieka.
-Chyba też taki miałem.- Kąciki ust zaczęły mu stopniowo opadać w ciągu tej napiętej chwili i kiedy oczy z powrotem powróciły do twarzy Hasmeda miały już inny wyraz, bardziej osobliwy. Czyżby wstrzymał oddech?
-On bardzo by tego chciał- odezwał się przez zaciśnięte zęby-... żebym koniecznie przebił ci tą białą skórę i spuścił z niej krew.
-...,,On"...?
I Hasmed przymknął oczy odświeżając w pamięci scenę w której można było ujrzeć wciśniętego w kąt baru anakim, toczącego palcem strzykawkę. Pokazał Rosierowi jak siada przy mężczyźnie i prowadzi z nim rozmowę, zdradzając przy tym wszystko, co mu tamten powiedział. Z satysfakcją obserwował rozciągające się w niedowierzaniu oczy rudzielca. Wysunął arogancko podbródek, zadając ostatni cios, którym była wizja straszliwego końca mężczyzny.
-Ładnie traktujesz swoich przyjaciół, Rosier... On naprawdę był u kresu wytrzymałości. Czy coś go wiązało z jedną z tajemnic, które tak skrywasz?- Zaśmiał się szyderczo.- Bo na pewno coś przemilczasz.
-Nie... nic go nie wiązało z żadną tajemnicą... - odparł monosylabicznie, nieswoim głosem.
-No trudno...
Przejechał końcem języka po wardze, nadal z tępością w oczach. Wyglądało na to, że z trudnością przyswajał jego słowa.
-To... ty go zabiłeś...?
-Nazwałbym to raczej ratunkiem, ale mów na to jak chcesz. Czyż nie może być dla anakim nic piękniejszego od tego, by zginąć z ręki dziecka-anioła? Był naprawdę szczęśliwy... Nie do końca jest jednak pewne, czy więcej radował go fakt, iż ucieka na zawsze od ciebie, czy też moja słodycz.- Uśmiechnął się nerwowo, wykręcając nadgarstki w jego uścisku. Zdradzenie mu tej tajemnicy nie było mądrym posunięciem. Zwłaszcza w okolicznościach w jakich się znalazł... Jednakże nie myślał o tym teraz. Denerwowała go własna bezsilność, chciał go uderzyć, lecz w tej chwili mógł to uczynić jedynie słowami.
Ramiona Rosiera zadrżały lekko i Hasmed wbił spojrzenie w jego wykrzywiające się w cynicznym uśmiechu usta. I kiedy porwał się głośnym śmiechem, człowiek uczuł, że uścisk miażdżący mu nadgarstki nasilił się uniemożliwiając krwi dopływ do palców. Anakim pochylił głowę i końce włosów zaczęły łaskotać Hasmeda w twarz.
-Mój własny Pisklak zabił mojego demona.- Sztuczna nuta rozbawienia barwiąca jego głos szybko przeobraziła się w głuchy szept:- Coś ty uczynił,... Hasmedzie...
,,Niepewność", tak, to ją zauważył w oczach Rosiera, skrytą w pozornej powadze i groźbie.
-To, co chciałem. Pech, że akurat musiało na ciebie wypaść. Myślałeś, że zrobił to jakiś anakim, prawda?- uśmiechnął się.- Czy czujesz zażenowanie?
-Zażenowanie? - Nachylił nad nim twarz, stykając się z nim nosem.- Nie jesteś jakimś tam zwykłym dzieciakiem, drogi Hasmedzie. Jesteś najbardziej niezwykłym Bożym stworzeniem, jakiego poznałem. Tylko, że... - z powrotem odsunął twarz na parę centymetrów, aby mu się dokładniej przyjrzeć -kiedy ktoś narusza własność anakim, musi też wiedzieć, iż wiążą się z tym przykre konsekwencje. Nawet ja się przed tym nie uchylam, bo naprawdę nie lubię, gdy ktoś mi włazi butami w prywatność.
-O, to nie brzmi dla mnie dobrze, dokładając jeszcze, że chciałem cię dzisiaj zabić i pewnie nadal będę próbował...
Oparł czoło o jego szyję, wyszeptując:
-Czyżbyś był przekonany, że cię wypuszczę, skoro mówisz mi takie rzeczy?
Parsknął:
-Szczerze mówiąc nie miałem czasu, aby się nad tym zastanowić. I chyba mi to zwisa w tej chwili!
-Gówno prawda- warkną, sztyletując go czerwonymi, płonącymi oczami. I choć usta wykrzywiał uśmiech, w źrenicach gotowała się złość. To było czymś zdecydowanie nowym.- Zależy ci na życiu bardziej niż komukolwiek innemu. Chcesz dokonać zemsty na tych trzech... Nic cię przed tym nie powstrzyma, prawda?
-Ita rozpętała moje piekło! To na niej zależało mi najbardziej! Ale masz rację,... potrzebuję jeszcze trochę pożyć.
Ze zdrętwiałej już dłoni wypadła strzykawka, poturlawszy się pół metra dalej. Demon skierował ku niej swoje spojrzenie.
-Ale trzeba było o tym pomyśleć trochę wcześniej zanim postanowiłeś mnie zgładzić. Może udałoby ci się z innymi anakim, jestem wręcz o tym przekonany, biorąc pod uwagę to, jak urządziłeś mojego demona. Ale czy naprawdę sądziłeś, że zdołasz przechytrzyć mnie, młody człowieczku?- Popatrzył na niego i Hasmed zwęził oczy, z których wręcz kipiało furią.- Jeszcze jak siedzieliśmy z Maganą coś podejrzewałem, bo byłeś wyjątkowo spięty i ciągle zamyślony. Cały czas miałem cię na oku, choć tego nie zauważałeś. Z dokładnością ważyłem każde twoje zdanie i wsłuchiwałem się w najmniejszy łomot serca. Obserwowałem najdrobniejsze drgnięcia policzka.- Nachylił się musnąwszy wargami czubek jego nosa. - Nie tylko ty próbowałeś pozbyć się mnie. Zastanawiałem się jak chcesz tego dokonać. Twoje ciało jest przecież słabe... No, ale poradziłeś sobie wszakże z Itą...
-Wypiłeś to wino! Widziałem!
-Oczy cię oszukały.- Wyszczerzył w uśmiechu zęby.- Wino, które potraktowałeś trucizną jak mniemam... nadal stoi nie ruszone na stole. Opróżniłem nietknięty kielich Magany.
-C-co?- Rozciągnął oczy, rozchylając lekko wargi. Czy mógł to przeoczyć? Owszem,...jeśli był zbyt pochłonięty słuchaniem, no i rzeczywiście demon zdawał się tej nocy znacznie ruchliwszy niż zwykle, ludzkie oko mogło nie zauważyć szybkiej zamiany kielichów . Przeklął, zaciskając na wardze zęby. Jak mógł dopuścić, aby tak sknocić sprawę... Nie,... to po prostu Rosier był taki dobry.
-Zastanawiam się jak zamierzasz to naprawić, Pisklak? Nie sprawiasz wrażenia, byś chciał wynegocjować swoje życie.
-Nie rób ze mnie debila, gnojku! Wiesz doskonale, że nie mam nic czym mógłbym się posłużyć, by wyjść z tego cało! Ograłeś mnie! Zwycięstwo jest po twojej stronie, idź w cholerę!!
Z początku przypatrywał mu się z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy, uwolnił nawet uścisk w jakim więził jego zsiniałe już dłonie.
-Imponujące... Kiedy się wściekasz jesteś naprawdę sobą, co? -Wyprostował się nieco.- Czy starczy ci sił ponad wszystko, aby dotrzymać obietnicy zemsty? Czy będziesz miał tak twardą psychikę, aby ich wszystkich zniszczyć? Nie jednego, czy też dwóch anakim, ale ich setki?
-Już ci mówiłem, co o tym myślę.- Rozmasowywał nadgarstki.- Nie zamierzam brać się za... setki! Mam własne porachunki i tego się trzymać będę.
-Nie zamierzasz brać się za setki...- powtórzył po nim, leniwie rozpinając koszulę.- Już ja ci zmienię podejście do tej sprawy...
Człowiek zastygł w bezruchu, obserwując tą czynność. W końcu jakby się ogarniając, warknął:
-Przestań żartować, ja...- przerwano mu.
-Wiem, że czasem jestem dość dowcipny, nie uważasz jednak, że trochę przegięliśmy tej nocy i żarty odsunęły się dawno na bok?- Rozsunął koszulę, ukazując nagą, białą pierś mieniącą się czerwienią w blasku ognia z kominka.
-Ty... szarlatanie!
-O! Co prawda nie brzmi jak typowa czułostka skierowana ku kochankowi, ale też ma w sobie jakiś urok.
Wyciągnął mu ze spodni koszulę, zabierając się za rozpinanie paska. Hasmed szarpnął się usilnie starając wyswobodzić z pod jego ciała, lecz ten zacisnął go nogami, odbierając na moment dech.
-Nie jestem przyzwyczajony by obcować intymnie z tak bardzo młodym ciałem, jak twoje więc proszę o małą wyrozumiałość, bo może mnie to nieco krępować...
Roześmiał się na to z niedowierzaniem, następnie pogardliwie splunął mu w twarz.
Rosier wytarł z policzka ślinę, po czym układając dłonie po obu stronach jego głowy, nachylił się, milcząco w niego wpatrując. Człowiek zacisnął wargi sztywniejąc gwałtownie. Nie umiał wyczytać emocji z jego twarzy, co było w stanie przerazić go o wiele bardziej niż czyny, czy też słowa, którymi miałby się ku niemu skierować. Był doskonały w tych gierkach i Hasmedowi zdało się, że mógłby być kim tylko chciał. Bez żadnych ograniczeń... Posiadał bowiem talent w budowaniu atmosfery.
-To pierwszy raz, kiedy ofiara tak mi się opiera... Powinieneś jęczeć z zachwytu, wiesz?
-Nie jestem twoją ofiarą!
-Więc spróbuj znaleźć lepszy odpowiednik...- mruknął.
Ponownie się wyprostował, wracając do spodni chłopca, lecz ten, w proteście, mocno zakleszczył dłonie na jego nadgarstkach. Demon zawahał się za sprawą tego dotyku, nie unosząc na niego oczu. Wyglądał tak, jakby nad czymś rozmyślał. W końcu pokiwał głową.
-Zgoda... Chyba jestem nieco zbyt delikatny. Po pierwsze...- wzniósł ku sufitowi wzrok-... to nie w mojej naturze, po drugie chyba powinienem dać ci pewną lekcję.
I nim Hasmed zdołał o czymkolwiek pomyśleć, demon uwolnił go ze swojego ciężaru, lecz tylko po to, by go niespodziewanie przewrócić na brzuch. Twarda, zimna podłoga zmroziła go do szpiku kości, lecz nie to było teraz jego problemem. Natychmiast porwał się z zamiarem wstania, lecz anakim z mocą przyparł go dłonią do kamienia. Zakaszlał.
-Jesteś ładny, Hasmedzie, jednak nic mnie tak nie pociąga, jak twój zapach!- Pochylił się i człowiek uczuł jak ten przejeżdża po jego skórze czubkiem nosa, wciągając powietrze.- Może dlatego, że postrzegam cię dodatkowo jako całkiem apetyczny kąsek?
,,Kąsek...?"
-Litości!- parsknął agresywnie. Ten potwór był kanibalem? Czy to normalnie wśród anakim?- Zabiję cię przyrzekam na wszystko!!
Poczuł, że jest rozbierany, dotyk spełzający na jego uda przywiódł wspomnienia z dzieciństwa... Tak bardzo nie chciał być dotykany przez tych potworów, że aż nim wstrząsało...
-Zachowaj emocje na później... To dopiero wstęp.- Musnął ustami jego prawy pośladek, zostawiając na nim wilgotny ślad, następnie położył się na Hasmedzie, okręcając szyję w taki sposób, by móc zobaczyć jego ściągającą się w grymasie furii i strachu twarz.
Z początku Hasmed starał się na anakim nie patrzyć, jednak po dłuższej chwili zapragnął wbić w niego twarde jak kawałek lodu spojrzenie, więc szybko go nim poczęstował. W oczach demona dostrzegł pustkę, beznamiętną niewzruszoność. Już nawet się nie uśmiechał. A więc jednak zamach na jego życie został jakoś odczuty. Cóż powinien zrobić w takiej sytuacji? Serce waliło mu jak dzwon, Rosier z pewnością czuł je przez własną skórę, skoro na nim leżał.
-A rób ze mną co chcesz... Jeśli miałoby to sprawić, że poczujesz się lepiej? Mnie zaczyna być wszystko jedno!
Uniósł krótko prawy kącik ust, pozostawiając oczy nieruchome:
-Mam taki zamiar. Z twoim pozwoleniem czy też bez.
-To co się tak tylko gapisz?!- Był naprawdę wściekły. Wyglądało na to, że żadnym słowem nie mógłby go teraz odsunąć od zamierzeń.
-Powiedziałbym raczej, że zbieram siły. A przypatruję się dlatego, by zapamiętać ten widok na długo.
Nim Hasmed zdołał coś odpowiedzieć, a szczerze mówiąc nie był do końca pewny cóżby to mogło być, demon z powrotem znalazł się za nim tak, że człowiek stracił możliwość śledzenia wyrazu jego twarzy. Zaniepokoił się tym. Utrata z nim kontaktu wzrokowego nie mogła w niczym pomóc. Nie mając możliwości by na niego patrzeć, nie umiał zastosować żadnego chwytu.
-Mój, mój.... I pomyśleć, że teraz mogę z tobą zrobić naprawdę wszystko.
Ponownie próbował poderwać się. I nawet udało się mu chwycić Rosiera za włosy. Demon był naprawdę zaskoczony. Rozbawiony zaśmiał się wyrywając mu je z uścisku. Dość boleśnie wykręcił młodzieńcowi ręce, cały się na nim kładąc. Chłopak rozciągnął szeroko oczy, kiedy poczuł, że ten dotyka go nagim ciałem. Zacisnął na wardze zęby, przyglądając się pasmom czerwonych kosmyków, luźno spływających ze zgniatającej je dłoni.
-Będzie bolało, jeśli nie przestaniesz się tak spinać...- wyszeptał mu uwodzicielsko do ucha, drażniąc małżowinę językiem.
Człowiek starał się odsunąć głowę, ale nie miał zbyt wiele możliwości.
-Wygląda na to, że większym bólem będzie dla ciebie złamanie tej upartej dumy. Cholera, nie mam teraz na to tyle cierpliwości....-Podłożył mu pod brzuch rękę i zaczął zsuwać ją w dół.- No nie bądź taki nie czuły...
Jeszcze bardziej zacisnął zęby, nieustępliwie wpatrując się w coraz mocniej miażdżone w dłoni nitki jego włosów. Niech go w końcu weźmie, do diabła i po kłopocie! Co on u licha wyprawiał?! Jeśli nie przestanie go dotykać...
-Chcesz żebym ,,to" poczuł?- Przekręcił w jego stronę twarz.- Podnieci mnie tylko twoje martwe ciało!
-Ciii... Już wystarczy tego wszystkiego...
Naparł na niego z taką mocą, że człowiek momentalnie znieruchomiał z wyrazem wstrząsu na twarzy, którego ten, z przyczyny, iż znajdował się za nim, nie umiał dostrzec.
Z gardła wydobył przeciągły krzyk, podobny do tego, jaki uwolnił z siebie w chwili śmierci brata. Też przesycony bólem. Jednak krzywda, która go teraz spotykała była innego rodzaju. Czysto-fizyczna. Łzy przesłoniły mu oczy. Zrzucił je na podłogę, by zrobić miejsce następnym.
Demon wtulił w kark chłopaka twarz, oddychając ciężko, z zadowoleniem.
-Byłeś niegrzeczny Hasmedzie...
Młodzieniec rozwarł usta, lecz nie miał siły by wydusić z siebie jakiekolwiek słowa. Poczuł na ustach krew. Najwyraźniej przegryzł wargę.
-Ale i tak bardzo cię lubię... Zwłaszcza teraz, sam rozumiesz...
Jeszcze głębiej się w niego wdarł i oczy chłopaka przesłoniła czarna mgła. Czy anakim specjalnie czynił to tak, by sprawić mu ból? Najwyraźniej...
-Czy jest ci dobrze?- wyszeptał z nutą drwiny w głosie.- Mam nadzieję, że nie zapomnisz tego długo...
Oczy Rosiera powędrowały w kierunku jego wyciągniętej ręki, która po chwili opadła dziwnie, wypuszczając ciemnoczerwone nitki ... Zmrużył oczy, przyglądając się temu przez krótką chwilę.
-Dopiero się rozkręcałem, a ty już padłeś?- Zaczął go głaskać po głowie.- Czyżbym przesadził? A może to ty jesteś taki delikatny? Na to wygląda...
Zszedł z niego bardzo ostrożnie, wzdychając ciężko.
***
Gdzieś w mieście diabła, Abadon...
Nabrała do płuc powietrza, szeroko rozciągając oczy. Naprężyła ciało, wyginając je w ostry łuk. Usiadła. Firany poruszały się płynnie pod wpływem wiatru wpadającego do środka... Zapach wolności ożywił jej zmysły. Jednym susem znalazła się przy parapecie. Wytężyła w noc wzrok. Nie było takiego zakątka, którego nie umiałaby dostrzec, czymże było to przedziwne, zachwycające uczucie? Zeskoczyła, zahaczając policzkiem o gałąź i choć coś lepkiego, i ciepłego spłynęło jej po twarzy, nic nie poczuła...
Wokoło panowała taka martwota, że zaczynało ją to pomału męczyć. Pragnęła poczuć krew na wargach i usłyszeć dziki krzyk rozdzierający ciszę. Czy nie powinno to wyglądać w ten sposób? Tymczasem naokoło świeciły pustki . Cóż to za miejsce...?
Kim, lub czym była ona sama...?
Wtem do jej uszu doszedł jakiś szelest. Jej przekrwione oczy zwróciły się w tamtym kierunku. Oceniła, że istota, którą nagle zaczęła wychwytywać, znajdowała się z kilkadziesiąt metrów dalej i całkowicie nie zdawała sobie sprawy z jej obecności. Wspaniale... Zapoluje na nią... Wyrwie jej serce własnymi rękoma, po czym pożre. Tak właśnie uczyni.
Wskoczyła na dach, pędem kierując się ku ofierze, pchana pragnieniem krwi. I wtedy właśnie on zorientował się iż nie jest już sam, zdążył prędko uskoczyć w przypływie nagłego zaskoczenia. Nie uchronił się jednak do końca przed atakiem w niego wymierzonym. Oszołomiony mężczyzna spojrzał na swoją rozszarpaną, ociekającą krwią rękę, następnie uniósł rozwścieczone spojrzenie na sprawcę swojego cierpienia.
-Co jest?! Kurwa nie widzisz, że jestem anakim?! Czemu mnie atakujesz...?
Anakim?- Zmrużyła oczy, pozwalając by słowo to dźwięczało jej przez chwilę w głowie. Zapach krwi szybko jednak rozproszył jej myśli.
Mężczyzna rozciągnął nagle oczy jeszcze w większym zaszokowaniu, którym musiała być najwyraźniej przyczyną, bo nie spuszczał z niej tego rażącego wzroku, ani przez sekundę.
-Czymże... ty jesteś...?
Zielone oczy, mieniące się w niektórych miejscach złotem, tak ją rozeźliły, że miała ochotę już tylko na jedno... Rzuciła się na mężczyznę z zamiarem rozerwania go na drobne kawałki. Demon z ledwością uniknął śmierci. Wskoczył na drzewo, a stamtąd na dach z niedowierzaniem wodząc za nią oczyma. Cóż to był za szybki i dziki potwór? Nigdy nie spotkał się z czymś podobnym... Istny demon! I jaki odrażający!
Nie zdążył pomyśleć o niczym więcej. Dopadła go kilka chwil później, jednym szybkim ruchem odrywając mu głowę od resztki ciała.
Pragnienie...
***
-No powiedz...który anakim jest najsilniejszy na świecie...?- Napełnił łyżkę zupą, zbliżając ją ostrożnie do warg Hasmeda. Chłopak pozwolił ją sobie włożyć do ust, następnie całą zawartość wypluł na Rosiera.
-Krwawy Demon- odpowiedział mu, po mimo wszystko.
Ognistowłosy odstawił naczynie, wycierając rękawem twarz.
-Dobrze - westchnął po pewnej pauzie, przyglądając się swojemu poplamionemu surdutowi. - Zgadza się moje skarbie.
W pomieszczeniu było bardzo ciepło, wręcz gorąco. Znajdowali się w ciemnym, ciasnym lokum zagraconym przez różne narzędzia, mające na sobie ślady krwi. Istna sala tortur, przechodziło na myśl! Hasmed leżał na szerokim, twardym stole przytwierdzony do niego kajdanami. One również naznaczone były czerwoną śmiercią. Cóż się tu odbywało? Człowiek miał mnóstwo czasu, aby się nad tym zastanawiać, bowiem anakim przyszedł do niego dopiero w południe, pozostawiając ranek wyłącznie dla chłopca.
-Wolałbym jednak, abyś powiedział coś w rodzaju, że to Rosier jest najsilniejszym demonem na świecie. Byłoby słodko. Hymm?- Przekręcił głowę, fikając w powietrzu nogami. Siedział obok na stole i głaskał go po brzuchu. - Jakoś cichutki dzisiaj jesteś. Jeszcze cię boli? Chcesz..., żebym coś z tym zrobił?- dodał przymilnie.
Hasmed odwrócił oczy w stronę kominka. Nigdy jeszcze nie widział tak dziko szalejących płomieni. Po skroni spłynęła mu kropla potu. Ile by dał za szklankę chłodnej wody...? Nie poprosi o nią jednak Rosiera. Nie może pokazać demonowi, iż słabnie mu wola. Co to, to nie! Rosier okazał się bardziej niebezpieczny niż się to wcześniej wydawało. Doszedł do wniosku, iż był głupcem jeśli myślał, że mógłby tego demona w jakiś sposób zmanipulować. Cóż za błąd! Prawda wyglądała tak, że już znacznie wcześniej, gdyby tylko chciał, mógłby zrobić z Hasmedem to, na co miał tylko ochotę. Nie było takiej siły, co by go mogła powstrzymać. Jedynie chęć dobrej zabawy trzymała go wcześniej w ryzach. Był o tym przekonany.
Skierował ku demonowi swoje zielone, mętne w wyrazie oczy, doszukując się w jego twarzy potwierdzenia swoich myśli.
-Jesteś...- zaczął przez zachrypnięte gardło- bardzo przebiegłą i inteligentną szumowiną.
-Szczerze mówiąc..., też tak myślę. - Odwrócił się ponownie biorąc do rąk półmisek z posiłkiem.- Ale pomówmy o tobie... - Łypnął na niego z pod oka, bawiąc się łyżką.- Pomówmy o tym, jak mnie podrywałeś w la Vion. Lubię to sobie przypominać, wiesz?
-Żałosne...- Poczuł palące zażenowanie, czy było to zamiarem Rosiera? Tak, naturalnie, tylko do czego z tym zmierzał?
-Wygrałeś! Udało ci się mnie poderwać! -Wolną ręką wyciągnął coś z kieszeni. Odstawiając półmisek, przysunął się bliżej twarzy chłopca. Rozprostował jego palce następnie założył mu pierścień.- Wcale nie jest aż taki luźny. Noś go, bo się pogniewam.
-Skąd go masz?!- Pobladł.
-Poszperałem w twojej torbie. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłem, gdy go tam znalazłem! Dlatego w podzięce zrobiłem ci obiadek.- Zatrzepotał rzęsami.
-Szperałeś w moich rzeczach?!
-Oo! Poprawka. W ,,naszych" rzeczach. Czyżbyś nie wiedział, że w małżeństwie wszystko jest wspólne?
-Ty...- zaciął się zastanawiając, które z bardziej wulgarnych określeń lepiej by do niego pasowały.
Rosier ujął go pod podbródek i kiedy chłopak się wyszarpnął, dłoń demona zacisnęła się mocniej na jego szczęce, nakazując zielonym oczom by chwilę się nim zainteresowały.
-Chciałbym ci jakoś zaimponować Hasmedzie, ale obawiam się, że wszystko co bym powiedział brzmiałoby dla ciebie jak groźba. - Położył się obok bokiem, podparłszy na ręce głowę.
-Tylko mi nie mów, że się we mnie zakochałeś...- sarknął i choć wiedział, że było to bzdurą, bardzo mu zależało dopiec Rosierowi.
-Nie jestem skłonny do takich uczuć. Przecież o tym wiesz.- Przesunął mu palcem grzywkę, aby nie zasłaniała oczu. - Ale skoro już przy tym jesteśmy to zdradzę ci moje spostrzeżenie na temat uczuć anakim.
Człowiek mimowolnie zerknął na niego z ukosa.
-Anakim którego zabiłeś był poddawany przeze mnie eksperymentom. Bardzo chciałem wiedzieć w jakim stopniu różnimy się od ludzi i czy my też potrafimy na przykład...- podrapał się za ucho-... płakać.
-I co? Udało ci się doprowadzić go do łez?- Uniósł z powątpieniem brwi.
Ognistowłosy ożywił się wyszczerzywszy w tryumfie zęby.
-Pewnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak dobrze jest się z kimś tym podzielić! Tak! Pisklę będące Hasmedem, udało mi się doprowadzić anakim do płaczu! Czy to nie zdumiewające? Wiesz, co to oznacza?- Ponownie zacisnął dłoń na jego szczupłym podbródku, naprowadzając na siebie twarz dziecka.- Łzy są jak... czystość.
Hasmed rozchylił w oszołomieniu usta. Anakim nie potrafią płakać! Cóż ten znów wymyślił? W ogóle go nie rozumiał.
-Wygląda na to, że mi nie wierzysz...
-Jeśli się teraz rozpłaczesz...- próbował zasugerować.
-Nie mam powodów, aby to uczynić i pewnie nigdy ich mieć nie będę. - Zaśmiał się szczerze.
Hasmed przyjrzał mu się powierzchownie, zastanawiając nad tym rozradowanym wyrazem twarzy. Czy już mu przeszło po wczorajszym? Czy mógłby spróbować go namówić, aby go wreszcie uwolnił? Miejsce to wywoływało ciarki na plecach. Miało bardzo ciężką, ujemną aurę i jeżeli zostanie tu dłużej z pewnością oszaleje...
-Wypuść mnie..., muszę do łazienki.
Uśmiech spłynął mu z warg, jak ręką odjął. Uniósł się trochę nad nim, przypierając go oczami.
-Miałeś już na to czas niespełna godzinę temu. Siedziałeś w bali tak długo, iż myślałem, że się utopiłeś.
-Po prostu mnie wypuść!- wycedził przez zaciśnięte zęby. Chciało mu się wrzeszczeć ze wszystkich sił.
-Nic nie można ,,po prostu". Nie lubię tego słowa. - Pocałował go w czoło, rozwiązując mu bluzkę.
-Lubisz znęcać się nad słabszymi, Rosier? Wiesz, że to oznaka słabości?
Dmuchnął mu w twarz i grzywka Hasmeda zafalowała, układając się nierówno na czole.
-Problem w tym, że nie ma nikogo silniejszego ode mnie.
-Jesteś pewien?
Zsunął nisko głowę, przylgnąwszy wargami do pępka chłopaka. Zielonooki wstrzymał oddech, zacisnąwszy boleśnie pięści. Czyżby zapowiadał się kolejny atak? Rosier, jak każdy inny anakim, rozkochany był w zadawaniu bólu. Czy Hasmed da temu radę?
-Co zrobisz, kiedy znajdzie się silniejszy od ciebie?
-...To może być dość interesujące...- Podniósł na niego rozbawione oczy, zaczynając powoli rozpinać mu spodnie. - Spróbowałbym go uwieść, aby mi nie zrobił krzywdy, a potem...w chwili, kiedy byłby najbardziej słaby, zadałbym mu śmiertelny cios.
-Zapamiętam te słowa... Może mi się ta wiedza przyda- odparł z chłodem.
-Nie traktuj mnie tak oschle... Jestem dla ciebie wyjątkowo miły, naprawdę.
-Czy możesz w takim razie przestać robić to, co mi robisz?!
Wsunął się między nogi chłopca, siadając w pozycji klęczącej.
-Naprawdę się tym przejmujesz? Nie zwracaj na mnie uwagi, to nie potrwa zbyt długo.
Zacisnął oczy, szarpnąwszy do góry nogę. Łańcuch obwiązujący jego kostkę był jednak za krótki. Zeszłej nocy stracił przytomność... Pamiętał, że ból był wręcz nie do zniesienia. Nie chciał tego przeżywać raz jeszcze! Nie chciał czuć w sobie tego rudego diabła! Przeżył to gorzej, niż kiedykolwiek by przypuszczał.
-Mam nie zwracać na to uwagi?! Jak sobie to niby wyobrażasz?! - Wytrzeszczył oczy, kiedy ten delikatnie wsunął dłoń za bieliznę bruneta, drażniąc go opuszkami palców. Gdy lubieżny uśmiech wypełzł na jego twarz , Hasmed odwrócił wzrok, kryjąc go w zagłębie rękawa.- Przestań...
Wszystko to nie miało znaczenia. Było czymś małostkowym, nie mogło mu zniweczyć planu zniszczenia anakim, więc czemu tak to przeżywał?! Może dlatego, że Rosier traktował go jak przedmiot? Jak zabawkę, z czym nie chciał się zgodzić? Prawda wyglądała tak, że zawsze czuł się rzeczą. Dla tamtej trójki, która widziała w nim maskotkę do swoich zabaw. Dla starej wiedźmy, Agreji... Był dla niej narzędziem, przechowalnią jej sekretów i wiedzy. Czy widziała w nim istotę ludzką? Czy wiedziała, że cierpi? Oczywiście nie miał do niej teraz żalu, choć w pierwszych latach wiele czasu zajmowało mu wymyślanie, jakby ją zabić!
Udało ci się Agrejia, stworzyłaś mnie tak wspaniale, ale nie jestem tobą!
-Taki delikatny... Jak muszę się z tobą obchodzić, aby nie zrobić ci większej krzywdy? Jesteś taki wrażliwy. Jakby stworzony nie dla mnie...
Coś czarnego zaczęło przygniatać mu umysł. Serce rozpoczęło szaleńcze łopotanie w piersi. Zagryzł na wardze zęby, rozrywając świeży strup. Czy Rosier coś do niego mówił? Widział kątem oka, że ten poruszał wargami, lecz żaden dźwięk nie dochodził do jego uszu. Wziął spory łyk powietrza, kiedy przyjemne dreszczyki rozkoszy poczęły rozchodzić się mu po ciele. Nie umiał znaleźć przyczyny tego uczucia, był jak w amoku... I choć było rozkoszne, jakaś część jego umysłu za wszelką cenę chciała to odrzucić. Nie potrafiąc zapanować nad obrazami, jakie powstawały w jego głowie. Rozciągnął szeroko wargi, uwalniając z gardła rozpaczliwy wrzask. Przed oczami stanęła mu wykrzywiona twarz Ity. Schylała się nad nim, zaciskając na jego szyi swoje dłonie. Starał się wyswobodzić, odepchnąć ją, lecz coś trzymało jego ręce i nogi.
Rosier drgnął, odsunąwszy się od chłopaka na pewną odległość. Człowiek szamotał się jak ryba w sieci, krzycząc i odrzucając głowę jakby nie mógł się obudzić z jakiegoś koszmaru.
Co go opętało...- zastanawiał się przytrzymawszy ręką jego pierś.- Przez pewną chwilkę było całkiem dobrze...
Chłopak zorientował się, iż dotyka go więcej dłoni. Były silne, stanowczo przyduszały go do twardego stołu i trzymały tak długo, aż się zmęczył wierzganiem. Nieporadnie łapał powietrze, obserwując rozchodzenie się czarnych obłoków. Ktoś ujął w dłonie jego twarz i poczuł lepkość na policzku.
-Tutiel...?
-Nie odpływaj...
Zmarszczył czoło, starając się rozpoznać osobę, którą miał kilka milimetrów nad sobą. Upiornie ogniste włosy i dziki wzrok spowodowały, że natychmiast oprzytomniał.
-Gdzie byłeś parę sekund temu? Często miewasz te napady histerii?
Pozwolił opaść głowie na bok. Drżał z wyczerpania, marząc o tym, by pochłonął go sen.
-Co się tak blokujesz...- usłyszał i uczuł wsuwającą się mu pod koszulę dłoń. Spoczęła na jego piersi i tkwiła tam tak długo, aż zasnął...
***
-Mamy gości panienko Lijo.
Dziewczyna odłożyła na kolana książkę, skupiwszy spojrzenie na spiętej pokojówce.
-Gości?- Uniosła brwi.- Gdzie jest ojciec?
-Przyjmuje ich.- Skłoniła się, gdy ta poderwała się z miejsca.
-,,Ich"?- Cóż to miało znaczyć...? W pierwszej chwili przyszło jej na myśl, że Hasmed wrócił, skoro nie on, więc, kto? Tutiel z kimś przybył? Nie... Ten demon zawsze pojawiał się sam.- Podaj mi te białe rękawiczki- nakazała, przełykając ślinę.
Schodząc na dół, starała się nie robić hałasu. Nie często gościli tu kogoś. Prawdę mówiąc Hananel nie zapraszał nikogo do rezydencji, jedyną osobą, która ich odwiedzała był Tutiel, lecz to również odbywało się z rzadka, prawie w ogóle. Od kiedy pojawił się nowy brat, wszystko nagle zaczynało się zmieniać. Dziewczyna niosła w sobie przeczucie, że i to dziwne spotkanie musiało mieć z nim coś wspólnego... Jeśli tak, nie mogła tego ominąć.
Przyłożyła dłoń do drewnianych drzwi salonu. Nie słyszała jednak nic prócz przytłumionych głosów. Trudno, będzie musiała się pokazać. I jakież ją spotkało zaskoczenie, kiedy naparłszy na drzwi natrafiła na opór. Głosy ucichły, a ona odsuwając się ze zdumieniem, spłoniła się intensywną czerwienią. Jeszcze nigdy w tym dworze nie miało miejsca, aby ktoś zamknął się przed nią w salonie. To było wręcz niedopuszczalne! W dziewczynie zagrzała złość.
Usłyszawszy klekot zamka wycofała się dwa kroki, złączając z przodu dłonie. Drzwi rozsunęły się na niewielką odległość tak, że mogła zobaczyć tylko Hananela.
-Co tu się dzieje ojcze? Czemu się zamykasz?- Starała się nie ukazać w głosie emocji, lecz oczy zdradzały wzburzenie nad którym nie umiała zapanować.
-Mam bardzo ważne spotkanie, porozmawiamy potem, dobrze?- Pionowe zmarszczki na jego czole i rozciągnięte oczy nie dawały jej spokoju. Czym się tak przejmował? Nawet nie umiał tego porządnie ukryć. Zaczynało ją to intrygować.
-Martwisz mnie- spróbowała.- Czemuś taki tajemniczy? Wytłumacz mi, co się dzieje, inaczej nie odejdę.
-Przedstaw nam ją Hananel. Jesteśmy równie zainteresowani, co ona...- usłyszała z głębi salonu delikatny, tajemniczy głos.
Drgnęła, rozwarłszy w zaszokowaniu usta. Czy to możliwe, że właścicielem głosu była... kobieta? Kobieta w salonie z Hananelem? To z nią tak się zamkną i nie pozwolił Liji wejść? Szarpnęła drzwi, rozsuwając je na pełną szerokość jakby myślała stać się światkiem czegoś nieprzyzwoitego. Hananel zamarł, z wrażenia wycofując się w tył. Najwyraźniej nie spodziewał się czegoś takiego po niej, szczerze mówiąc Lija również nie sądziła, że mogłaby się zachować w podobny sposób. Prawda była taka, iż nie umiałaby ścierpieć, gdyby jakaś kobieta zajęła jej miejsce. To ona była ulubienicą Hananela, to jej kupował suknie i perfumy! Pozwoliłaby zamknąć drzwi na klucz tylko w przypadku, gdyby to ona była z nim w środku!
Dziewczyna wciągnęła w zaszokowaniu powietrze, wybałuszając na gości niemądrze oczy i choć zdawała sobie może sprawę, jak nie elegancko musiało to wyglądać, nie potrafiła się jednak powstrzymać. Było ich dwoje, najpiękniejsze istoty jakie tylko mogły widzieć jej oczy.
-To moja podopieczna, Lija- wyjaśnił niechętnie anakim, zamykając za nią drzwi.
-Nigdy nie widziałam czegoś równie doskonałego...- wyszeptała, szybko się jednak karcąc za to w duchu. Gdzież się podziała jej powściągliwość?
Omiotła kobietę szybkim spojrzeniem, nie umiejąc skryć rumieńca zazdrości. Od razu pomyślała o Tutielu, bo nieznajoma była w jakiś sposób do niego podobna. Choć bardziej ponura...
-Pani...- Agreas pokonał dzielącą ich przestrzeń i ująwszy jej skrytą pod śnieżnobiałą rękawiczką dłoń, złożył na niej pocałunek. Lija ułożyła usta w ciup, nie umiejąc zapanować nad szalejącym w jej piersi sercu. Cóż za mężczyzna! Kiedy ich spojrzenia się ze sobą zetknęły, zauważyła lekką mgiełkę nieobecności w jego bladoniebieskich oczach. Były tak jakby puste.
Nie potrafiąc sobie z tym wszystkim poradzić, odwróciła bezradnie twarz w stronę opiekuna, który podszedł do niej, kładąc na jej ramieniu dłoń.
-Goście zostaną z nami na kolacji. Czy masz coś przeciw temu?
On może zostać...- powiedziała do siebie bezgłośnie, myśląc o Agreasie- Lecz tej piękności nie chcę widzieć na oczy! Jest zbyt piękna, będzie mnie przyćmiewać.
Spojrzała na swoje dłonie, następnie wysilając się na uśmiech, skinęła głową:
-To będzie dla nas zaszczyt.
Izorpo uśmiechnęła się swoimi zmysłowymi, ciemno czerwonymi ustami, lecz wyglądało na to, że nikt prócz Liji nie westchnął na jej widok z uniesieniem.
Agreas usiadł obok Izorpo, utkwiwszy wzrok w pustym talerzu. Czy Hananel uwierzył w bajeczkę Izorpo, że Ita postanowiła odebrać mu Hasmeda? Że uciekła z la Vion pragnąc go znaleźć i porwać? To było takie niedorzeczne i całkiem nie w stylu Ity. Gdyby...żyła, skłoniłaby się ku innemu sposobowi, aby usidlić chłopca. Na pewno nie zrezygnowałaby z niego, bo ona zawsze musiała postawić na swoim, lecz demon był przekonany, że nie posunęłaby się do uprowadzenia, gdyż wydawałoby się to dla niej zbyt nieeleganckie. Zawsze na to uważała...
Podniósł wzrok na starszego demona, który nieprzerwanie wpatrywał się w kobietę, jakby chciał podchwycić z jej oczu jakieś kłamstwo. Siostra Tutiela zawsze zachowywała niezmącony spokój. Siedziała wyprostowana jak mimoza z luźno ułożonymi na stole dłońmi. Nawet Agreas by jej uwierzył, gdyby tylko chciała go kiedykolwiek oszukać.
-Ale naprawdę nie do końca rozumiem- przerwała im w pewnym momencie dziewczyna.- Jakaś Ita chce ukraść mojego brata? Nie pojmuję ojcze. Kim ona jest? I jaki ma związek z Hasmedem?- Skierowała się ku niemu całym ciałem, pragnąc by zwrócił na nią wreszcie uwagę.
-Ita poznała twojego brata w la Vion- wyjaśniła Izorpo.- Po jego odejściu rozchorowała się bardzo,... popadła wręcz w obłęd i nie mówiła już o nikim innym jak tylko o nim.
Lija z niechęcią spojrzała w jej intensywne oczy, których blask zdawał się ją przypalać.
-Wczoraj wieczorem opuściła nieoczekiwanie la Vion- ciągnęła.- Obawiamy się, iż może zechcieć poszukiwać Hasmeda. Lepiej żebyście byli o tym poinformowani, przygotowali się na ewentualne zagrożenie. Ponadto- jej spojrzenie spłynęło na Hananela- osobiście radziłabym ukryć gdzieś chłopca, zabrać go stąd na czas, gdy ta kobieta jest na wolności.
-Myślisz pani, że mogłaby tu przyjść?!- zawołała Lija, nie mogąc opanować drżenia ramion. Czy ta cała ,,Ita" była niebezpieczna?
-Tak,- odparła- myślę, że można się jej tu spodziewać.
-Po co nam to wszystko mówicie?- odezwał się wreszcie Hananel, na jego twarzy malowała się podejrzliwość.- Jakie masz z tego korzyści, Izorpo? Czego tak naprawdę chcesz?
Kobieta odchyliła się nieco na krześle i Lija odczuła pewną satysfakcję ze słów anakim, również przybierając podejrzliwy wyraz twarzy.
-Na pewno nie była tego powodem twoja ogólna życzliwość, właściwie nie jesteśmy sobie zbytnio bliscy... Nie robisz tego przecież dla Tutiela, prawda?
-Dla Tutiela?- uśmiechnęła się pobłażliwie.- Co on ma do tego? Nie interesuję się przyjaciółmi mego brata.
-Też tak zawsze myślałem. Więc o co chodzi?
-Jesteś siostrą białowłosego? To znaczy Tutiela?- Odrzuciła do tyłu opadający jej na czoło kosmyk włosów.
Kobieta uśmiechnęła się do niej słabo.
-Mamy pewne podejrzenia...- wtrącił się Agreas. Jego twarz wyrażała zmęczenie i pewne rozdrażnienie.- Musimy zobaczyć chłopca, oto cel naszych odwiedzin. W coś się przykrego wplątał w la Vion i ma to związek z moją Itą więc radziłbym się nie opierać.
Lija wstrzymała oddech, odruchowo szukając bliskości ojca, lecz jego ciało było jak twardy kamień. Izorpo zerknęła na towarzysza, lekko rozchylając usta jakby chciała mu coś powiedzieć, może uspokoić. Anakim jednak nie sprawiał wrażenia, by miał kogokolwiek usłuchać. Wyraźnie przybył tu z pewnym zamiarem i raczej nie zamierzał wracać z pustymi rękoma.
-To mnie obraża...- W głosie starca dało się wyczuć nutę groźby.- Anakim nie są mile widziani na moim dworze, zrobiłem wyjątek więc to uszanuj i licz się ze słowami.
-Wybacz Hananel. Nieco przesadziliśmy- odparła pospiesznie Izorpo, wchodząc Agreasowi niemalże w słowo.- Czy możemy zobaczyć Hasmeda? Nic mu nie zrobimy.
Zanim Hananel zaoponował, wtrąciła się Lija.
-Brata nie ma na dworze. Chciał się zobaczyć z rodziną... Wypuściliśmy go i jeszcze nie wrócił. - Chciała zapanować nad drżeniem głosu, lecz jej się nie udało.
Była wystraszona spojrzeniem tego mężczyzny. Przypominał dzikie zwierze. Rysy jego twarzy całkiem straciły na gładkości. Wyglądało na to, że nie darzył Hananela sympatią, a może za jego zachowanie odpowiedzialna była ta cała Ita? Wyglądało na to, że była dla niego kimś ważnym. Jaki miał znowuż z tym związek Hasmed? Rozmowa o nim doprowadzała ją do czystej furii. Czemu aż tylu anakim do tego stopnia interesowało się nim?
-Jeśli zależy wam tak na nim... - zacisnęła pod stołem pięści- popytajcie Tutiela. Jestem przekonana, że musi coś o nim wiedzieć.
-Lija!- oburzył się Hananel.
-Ale naprawdę nie wiem, gdzie go szukać. Kilka godzin po odejściu Hasmeda on również znikł... -uśmiechnęła się nie zważając na minę ojca.- Coś mi się zdaje, że mogą być teraz razem. Dałabym sobie głowę uciąć!
-Odejdź od stołu!- Rozkazał anakim, czerwieniąc się ze złości.
Dziewczyna popatrzyła na niego zaskoczona. Jeszcze nigdy nie potraktował ją w ten sposób.
-W tej chwili, Lija!
Zmiażdżyła usta, układając je w prostą linię następnie podnosząc się niespieszno z krzesła, popatrzyła znacząco na Izorpo jakby chciała jej coś jeszcze powiedzieć.
-Wybaczcie moje niegrzeczne zachowanie...- wytłumaczyła się z oziębłą nutą w głosie.- To całe zamieszanie wokół młodszego brata mocno mną potrząsnęło, nie wiedziałam co mówię. Mam nadzieję, że wróci cały i zdrowy.
Okręciła się napięcie i wyszła.
W jadalni trwała cisza. Nikt nie tknął kolacji prócz Izorpo, która upijała właśnie do końca wino. Ciągle wyglądała na nieporuszoną choć teraz w jej oczach coś jakby rozbłysło.
-Więc...- podjęła delikatnie- chyba rzeczywiście nadużyliśmy twojej gościnności.
- Już lepiej będzie, kiedy sobie pójdziecie...
Pokiwała głową.
Księżyc wyłonił się zza gęstych, czarnych chmur, oświetlając im drogę do powozu. Agreas wszedł energicznie do środka, nie patrząc czy idzie za nim Izorpo. Kobieta stawiała pełne ociągania kroki, przyglądając się martwemu, nocnemu ogrodowi, wiedziała, że zaraz ktoś do niej przybiegnie. I rzeczywiście pojawiła się lekko zdyszana Lija. Rumieńce na policzkach dodawały jej niezwykłego uroku. Była tak słodka, że zapragnęło się ją ugryźć.
Dygnęła choć wyglądało na to, że wcale nie miała na to ochoty. Nadal była trochę wzburzona, nieszczęśliwa...
-Wybacz pani...
-W porządku, mów.
-To co zostało powiedziane przy stole to prawda. Cała ta sprawa wokół Hasmeda jest tajemnicza i bardzo dziwna. Nie ufam mu. - Utkwiła spojrzenie w falbance przy swoim rękawie, nie umiejąc za długo patrzeć w jej demoniczne oblicze, w te przenikliwe oczy, zwłaszcza nocą, kiedy panorama dodawała jej drapieżności.- Hasmed nie jest szczery w stosunku do mego ojca. Coś mi się tu nie podoba... No i ta osobliwa relacja z pani bratem.
Kobieta ujęła ją pod podbródek tak, aby mieć wgląd w jej duszę. Jakby posiadała zdolność rozpoznawania czy ktoś mówił prawdę. Dziewczynę nieco to płoszyło.
-Tutiela coś z nim łączy?
-Trudno powiedzieć. Nie wiem, jaki jest ten cały Tutiel, ale rzeczywiście odebrałam wrażenie, że się ku sobie mają...- Postanowiła nie opowiadać o tym, jak przyłapała ich całujących się.
-Dziękuję ci Lijo za twoją odwagę, aby mi to wyznać- odrzekła, po chwilowym namyśle.
Skinęła niepewnie głową z mieszanymi uczuciami co do swojej rzekomej odwagi.
-Znajdziecie go?
-Już nasza w tym głowa.- Pogładziła ją po policzku, po czym założyła jakby od niechcenia, niesforny kędzior za jej ucho.
Córka Hananela stropiła się odrobinę, zdumiona i onieśmielona tymi gestami czułości, którymi traktowała ją druga kobieta, zdecydowanie piękniejsza i wytworniejsza. Spłoniła się.
-Kiedy to zrobicie...- zniżyła głos - nie przyprowadzajcie go na dwór Hananela. Nie chcę go tu widzieć!
Izorpo uniosła w zaskoczeniu brwi.
-Cóż to za dziwna siostrzana miłość?- zaśmiała się cicho, przytknąwszy do warg dłoń.
-Nie czuję jakbyśmy byli rodzeństwem... To pomyłka.- Być może pragnęła dodać coś jeszcze, lecz w porę zrezygnowała.
-No co ty powiesz....
<