Pocałunek śmierci 10
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 02 2011 11:52:31
10
Lija zaplatała swój długi warkocz, nie spuszczając spojrzenia z oddalonego myślami Hananela. Czy tęsknił za zielonookim chłopcem? Czy był on dla niego aż taki ważny? Bo... przypominał mu swoją pierwszą córkę, Agrejię? A to wszystko tylko dlatego, iż interesował się tak jak ona medycyną! Bo przecież nie byli do siebie podobni pod żadnym innym względem. Słyszała, że Agrejia nie słynęła z u, poza tym z tego, co naopowiadał jej Hananel miała dość cięty charakterek...Jakim więc sposobem usidliła Hananela...? Czy kiedyś się dowie jak tego dokonała? Cóż w niej było takiego nadzwyczajnego, że wystarczyła mała podobizna do tej kobiety znaleziona w Hasmedzie i ojciec już tracił dla niego głowę! A może ten dzieciak przyciągał go w inny sposób? Przerzuciła do tyłu warkocz, splótłszy na podołku dłonie. Hasmed z pewnością nie był tym, za kogo się podawał. Kiedy zobaczyła go w objęciach demona Tutiela nie mogła wprost oczom uwierzyć! Taki dzieciak... Jak tego dokonał? Co sobie myślał, kiedy tak śmiało pchnął go na ścianę, przyduszając swoim bezczelnym pocałunkiem? Cóż za arogancja! I... Tutiel nic mu nie zrobił... Wyglądało tak, jakby się znali... Czy to możliwe? O co tu w ogóle chodziło?
-Ojcze?
Skierował ku niej roztargnione spojrzenie. W dłoni trzymał nietkniętą lampkę wina.
-Tutiel odszedł wczoraj wieczorem, ponieważ Hasmed wyjechał?- Nie będzie w tym domu żadnych tajemnic przed nią!
Hananel uniósł w zaskoczeniu brwi. A więc był w nieświadomości- pomyślała z pełną satysfakcją.
Westchnęła, okręcając wokół palca kosmyk złotych włosów.
-Nigdy nie zjawiał się tutaj z byle przyczyny. Teraz zasiedział się nieco dłużej, zauważyłeś?
-Mylisz się dziecinko... Mój przyjaciel ma pewne powody, aby tkwić w Abadon. Szuka kogoś... Myśli, że mogę mu pomóc...
-Naprawdę?- Przeniosła spojrzenie za okno. Zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Lubiła tą tajemniczą, cichą porę. Ludzie chowali się przed demonami w swoich norach, kiedy ona mogła tymczasem spokojnie spacerować po ogrodzie. Właśnie wtedy uświadamiała sobie, iż jest kimś wyjątkowym. Tak właśnie było, inaczej nie zauważyłby jej i nie przygarnął wspaniały Hananel. - Moja wnikliwość pozwoliła mi zauważyć pewną szczególną relację między nimi. Hasmed bardzo lubi Tutiela,... byłam świadkiem, jak go pocałował.- Przeniosła na niego szybkie, badawcze spojrzenie.- Możesz mi uwierzyć?
Rysy jego twarzy wyostrzyły się czujnie.
-...W usta. Uczyłeś nas, że demonów nie należy w żadnym razie całować w wargi. On tak zrobił. Widziałam na własne oczy, ojcze. - Podniosła się, wygładzając suknię, po czym pokonując dzielącą ich przestrzeń, rzuciła u jego stóp poduszkę, siadając na niej. - Przestraszyłam się i uciekłam. Tutiel, co prawda popatrzył na mnie z obojętnością, lecz Hasmed wyglądał na dość nieprzyjemnie zaskoczonego.
-Hasmed... pocałował Tutiela?- powtórzył, jakby ta relacja bardzo wolno do niego docierała.
-Tak. To był dosyć... mocny pocałunek. Nie wiem, co między nimi zaszło wcześniej, ale ten chłopiec był czymś jakby wzburzony.- Zacisnęła dłoń na jego kolanie.- Myślałam, że może będziesz mi umiał to wyjaśnić. Wahałam się czy ci powiedzieć. Wygląda na to, że jesteś równie zaskoczony jak ja.
Położył na jej głowie dłoń.
-Tak, jestem zaskoczony... - Zdało się, że odpowiadał sam sobie.
-Myślałam, że nie ma osoby, co by zdołała usidlić Tutiela.- Roześmiała się, lecz pod spojrzeniem anakim natychmiast spoważniała. Dlaczego patrzył tak ciężko? Tak ,,nie ludzko"? Trwało to krótką chwilkę, lecz wystarczyło, by po jej ramionach przebiegł zimny dreszcz. Zabrała dłoń z jego kolana.
-Nadal uważam, iż nie ma osoby, co by zdołała usidlić mego drogiego przyjaciela. To po prostu nie możliwe...- Wypił haustem wino, podnosząc się.- Ale... prawda jest też taka, że nigdy nie udało mi się go bardziej poznać. Wygląda na to, że Hasmeda również.
Przyglądała się z zaskoczeniem jego odwróconej, znikającej za drzwiami postaci.
-No no... Lepiej nie wracaj... braciszku.- uśmiechnęła się.- Będą tu na ciebie czekały niemiłe niespodzianki...
***
Rozpiął pod szyją dwa guziki, które zaczęły mu nagle uciskać, czyżby był spięty? Gdyby zażył swoich ziół czułby się lepiej, lecz chciał być tej nocy szczególnie czujnym. Do sali zaczęto wnosić dania. Było ich tyle, że starczyłoby dla całej wygłodniałej armii. Magana wierciła się onieśmielona, siedziała naprzeciwko. Dlaczego znów zaszczycono ją honorem przebywania w pobliżu Rosiera, zastanawiał się w imieniu dwóch służących, które spoglądały na nią dość niechętnie. Uśmiechnął się do kobiety, gdy ich spojrzenia się ze sobą spotkały.
-Ale on nas rozpieszcza... nigdy nie widziałam aż tylu dań. Nie wiem czy odważę się cokolwiek tknąć...
-W ogóle się tym nie przejmuj...
-Wiem, Rosier jest taki...- szukała przez chwilę odpowiedniego określenia- bezpośredni...
Wciągnął uśmiech, powstrzymując się od parsknięcia. Zaczęto nalewać do kieliszków i Hasmed skupił oczy na napoju demona. Wpatrywał się w niego z taką intensywnością, że nie usłyszał, gdy anakim nagle zjawił się w sali, kładąc na jego ramionach swoje delikatne, zimne palce. Drgną wstrzymując powietrze, jak gdyby ten go na czymś przyłapał. Demon pochylił się i człowiek poczuł jego oddech na policzku.
-Widzę, że szaty, które wybrałem doskonale na ciebie pasują. Szkoda, że nie założyłeś pierścienia...
-Nie noszę go... spada mi.
Odpowiedział mu uśmiechem. Kiedy się odsunął, z ulgą mógł wypuścić powietrze.
-Magana, moja biedulko... Ten malec wyciska z ciebie chyba wszystkie soki. Dobrze się czujesz? W tej sukni wyglądasz jak cesarzowa!- Pocałował ją w rękę robiąc głęboki, teatralny ukłon. Kobieta nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Strach i zachwyt malował się na jej twarzy jednocześnie. Kiedy na skórze poczęły pojawiać się różowe plamy, zakryła dłonią dekolt.
-Jest... dobrze, panie Rosierze...
-Musi być dobrze- zapalił świeczkę.- Niech się tylko urodzi to mu pokażę. Żeby cię tak męczyć...
Usiadł tak, aby mieć ich po swoich obu stronach. I choć skorzystał z krzesła, natychmiast podciągnął nogę. Wyglądało na to, że po prostu nie mógł się przed tym powstrzymać. Hasmed ani przez chwilę nie spuszczał z niego oczu, co ten musiał w końcu zauważyć, bo skierował ku niemu swoją pozbawioną wyrazu twarz, przypominała artystyczną maskę. Czy znów miał ochotę zajrzeć w jego umysł? W każdym bądź razie nie uczynił tego...
-Niebo odsłoniło wszystkie gwiazdy. Jest jasno prawie jak za dnia! Chętnie przesiedziałbym tę noc na zewnątrz... Może wybierzesz się ze mną o północy?
-W porządku- odparł obojętnie.- Świeże powietrze dobrze mi zrobi, cały dzień przesiedziałem w chłodnym lochu...
Położył dłoń na dłoni chłopca, zakrywając ją całą.
-Obiecuję, że to się już nie powtórzy, miałem pilny sprawunek i...
-Zapewne...- przerwał mu z lekkim podirytowaniem, starając się odzyskać dłoń. Rosier zacisnął ją tak mocno, że ten rozszerzył oczy.
-Ale masz zimne łapki- powiedział z rozczuleniem.- Jutro pobędziemy trochę na słońcu.
-Moje są zimne? Zwróć lepiej uwagę na swoje, są tak lodowate, że przenikają mnie do kości...- odparł przez zęby. Czy Rosier miał świadomość, że jego uścisk miażdżył mu rękę? W końcu go puścił .
Magana przełknęła ślinę, nieco spięta ich dziwną wymianą słów.
-Magano...- odwrócił do niej twarz i ta drgnęła- ciebie również bym zabrał, ale martwię się o twoje zdrowie...
-Rozumiem... Nic nie szkodzi. Jestem przyzwyczajona, by nie wychodzić tą porą z domu.- Drgnęła uświadamiając sobie nagle jakie głupstwo palnęła. Zaczerwieniła się, nie bardzo wiedząc jak to naprawić.- To znaczy... Nie lubię nocy...
Ognistowłosy roześmiał się pochylając do przodu. Zamoczył końcówki włosów w winie.
-Masz na myśli to, że... w nocy polują demony?- pogłębił jej zakłopotanie. Spuściła oczy, czerwieniąc się jeszcze mocniej.
-Nie miałam zamiaru urazić... Chodziło mi o to...
Uciszył ją machnięciem ręki. Napił się podparłszy na podbródku dłoń.
-Masz rację... Gdybym był człowiekiem też nie wychodziłbym z domu o tak później porze, a ty Hasmed? Jak to było z tobą?- Zerknął na niego z ukosa.
-Wychodziłem o każdej porze.
-Żartujesz?
Spojrzał mu głęboko w oczy, wkładając do ust liść sałaty, której nie znosił.
-Tam skąd pochodzę z rzadka można spotkać demony. Bardzo prymitywna wioska- odparł wymijająco.
-Prymitywna? - Otaksował go bacznym spojrzeniem.- Mówisz poważnie?
-Czemu to cię tak dziwi?- Następnie zniżył nieco głos i Magana nastawiła uszu:- Jak chcesz to zajrzyj w mój umysł. Pokażę ci...
Rosier uniósł w zaskoczeniu brwi. To pierwszy raz, kiedy dostał na to pozwolenie. Wyprostował się i człowiek zauważył, iż nieco go zakłopotał. Uśmiechnął się na to zadowolony.
-A to... Dziękuję. Jak będziemy na osobności to sobie przypomnę...- Puścił do niego oko, szybko przejmując kontrolę.
-Umiesz panie czytać w myślach?- zawołała kobieta, niespokojnie skubiąc kromkę chleba. Czyżby próbował to kiedyś na niej? Czy właśnie teraz też czytał w jej myślach? Cóż za straszna wieść!
-Tak- odpowiedział za niego człowiek.- Dosyć irytujące na dłuższą metę. W dodatku bardzo niekulturalne... Cóż, nic nie poradzisz.
Magana rozwarła zaszokowana oczy. Nie była pewna czy zaskoczyło ją bardziej to, iż sprawa z wchodzeniem do umysłu okazała się prawdą, czy też sposób w jaki chłopiec zwracał się do Rosiera.
-Oj Pisklę...- Ściągnął brwi, układając usta w ciup.
-Chyba nie zamierzałeś coś przed nią ukrywać?- Niewinnie rozciągnął oczy.
Ognistowłosy niespodziewanie uderzył czołem o blat stołu tak, że kobieta aż podskoczyła, z niepokojem utkwiwszy w nim wzrok. Kiedy nie podnosił przez jakąś chwilę głowy, popatrzyła z lękiem na chłopca, który zdawał się nie zwracać uwagi na zachowanie Rosiera, choć jego twarz ukazywała pewien stopień zniecierpliwienia, a nawet niezrozumiałą złość.
-Aleś mnie rozgniewał Hasmedzie...- usłyszeli pełen pretensji głos. Podniósł powoli twarz, opierając podbródek na blacie stołu. Był tak roztkliwiający, że Maganie zachciało się go nagle przytulić.- Nie zdradzaj moich tajemnic. Psujesz mi zabawę. Bardzo tego nie lubię.
-Nie zachowuj się jak dziecko...- Wytarł serwetką usta, nie racząc go nawet spojrzeniem. W skroni czuł ucisk. Zmarszczył czoło, starając się wyprzeć tę dolegliwość.
Rosier tej nocy zachowywał się wyjątkowo głupkowato, a wypił przecież zaledwie dwa łyki alkoholu! Oczywiście Hasmed nie będzie zwracał uwagi na jego błazeństwa. Nie miał w sobie nic, co mogłoby go poruszyć. Był anakim jak każdy inny. Jednym z tych, którego należało czym prędzej usunąć. Dlaczego teraz o tym rozmyślał? To było przecież oczywiste...
-Jak.. ,,Jak dziecko"?!- Poderwał się podciągając do góry drugą nogę.
-Dobrze słyszałeś.- Dotknął czubka jego głowy, jakby chciał go pogłaskać, po czym wstał rozprostowując nogi.- Jak małe, rozkapryszone dziecko. Brak mi słów. A ponoć ich nie znosisz.
Skierował się w stronę kominka. Rosier wykręcił za nim szyję.
-Potraktuję to jako żart. Teraz to przesadziłeś... Nie dokończysz kolacji? A moje wyśmienite wino?
Ukucnął, grzebiąc w palenisku.
-Planujesz mnie upić?
-Ależ skąd! Musimy być dzisiaj przytomni, prawda?
Rzucił za siebie spojrzenie.
-Coś ci przecież obiecałem...- Wyszczerzył się do niego. Dobrze, że nie widziała go teraz Magana, wyglądał dość upiornie, obnażając zęby. Kobieta przysłuchiwała się im z niemądrze rozwartymi oczami.
-Obiecałeś... powiadasz...- Miał nadzieje, że chodziło mu o obietnicę związaną z anakim, a nie o... Zmrużył oczy, niezadowolony ze spojrzenia, jakim ten go uraczył.- Jak będziemy tak zwlekać, nie wiem czy dotrwam do końca.
-Dotrwasz...
Patrzyli na siebie przez moment, aż do chwili w której wtrąciła się Magana:
-Malec jest cichy jak makiem zasiał... Wykorzystam ten stan i położę się szybko do łóżka. Jeśli mogę...- Bardzo chciała już zniknąć. Jeśli zdarzy jej się kiedykolwiek coś głupiego pomyśleć, pan Rosier natychmiast będzie o tym wiedział! Czy wszystkie demony potrafiły czytać w myślach? Zastanawiała się nad tym.
Rosier popatrzył na brzuch, wyciągnąwszy w jego stronę dłoń. Niepewnie położył ją na nim w coś się jakby wsłuchując.
-To będzie milutki... chłopczyk...
-Chłopczyk?
-No- uśmiechnął się szelmowsko.
Hasmed przypatrywał mu się z podejrzliwością. Cóż ten diabeł kombinował? Wcale mu się to nie podobało...
***
-Powiedz... Czemu tu sprowadziłeś tę ciężarną kobietę?
Znajdowali się na najwyższym szczycie zamku. Hasmed nigdy nie wdrapałby się tak wysoko o własnych siłach. To Rosier go przeniósł, nie zważając na jego silne protesty. Choćby się nie wiadomo jak starał, ten i tak zawsze postawił na swoim. Musiał być teraz z siebie wyjątkowo zadowolony, ponieważ przez cały czas szczerzył tryumfalnie zęby, fajtając w powietrzu nogami. Mały, uroczy Rosier..., przed którym drżeli wszyscy anakim. Prawie tak, jak przed Krwawym Demonem...
Podniósł wysoko głowę, z lubością spoglądając na ugwieżdżone niebo. Młodzieniec nie czuł się pewnie, siedząc na wątpliwej konstrukcji dachu.
-Wziąłem ją dość spontanicznie. To był przypadek... Nudziło mi się, a ona pół żywa ze strachu, tułała się nocą po mieście. W dodatku to dziecko... -Opadł plecami na dachówki, które zaszczękały ostrzegawczo.- Magana gwarantuje mi, że nie będę się przez pewien czas nudzić.
-Wybacz, ale nadal nie rozumiem...
-Nie szkodzi.
Skrzywił usta, z całych sił powstrzymując się przed ochotą potrząśnięcia nim, aby się przestał wreszcie droczyć. Ta... niecierpliwość, którą za nic w świecie nie umiała wyplenić z niego wiedźma. Tylko spokojnie... Nie tego chciał się przecież dowiedzieć tej nocy.
-Wtedy,...- chrząknął, bojąc się jakkolwiek ruszyć, aby przypadkiem nie zapaść się w głąb wieży, na której siedzieli- kiedy znajdowałem się w komnacie Ity... jakim cudem wiedziałeś, że potrzebowałem pomocy?
Po jego ustach przemknął uśmiech.
-Podsłuchiwałem pod oknem.
-Nie wygłupiaj się...- zagroził.
Zerknął na niego z pod rzęs, nic przez pewien czas nie mówiąc, pozwalając by napięcie wzrosło. Hasmed nie dawał po sobie poznać, iż strasznie się w owej chwili irytował, kosztowało go to naprawdę sporym wysiłkiem. Rosier był niepocieszony.
-Może nie słyszałem twoich myśli, ale przecież my demony..., a raczej anakim, tak brzmi lepiej, potrafimy doskonale wyczuć ludzkie serce. A twoje biło tak szaleńczo, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. - westchnął, podkładając pod głowę ręce.- A potem tak powolutku się wyciszało, nienaturalnie spowolniło ... i oddech też... Nie mogłem dłużej czekać, choć odgłosy były wyjątkowo kuszące. Ita nie jest odpowiednią osobą, by cię tak doświadczać.
-Rozumiem, że ty się nadajesz?
Spojrzał na chłopca z malującą się na jego twarzy irytującą oczywistością.
-Dobra, tą kwestię mamy już załatwioną. Zadam ci jeszcze jedno, osobiste pytanie...
Zachmurzył się marszcząc czoło.
-Chcesz mi zadawać osobiste pytania? To nie wydaje się zbyt zabawne...
Zaśmiał się krótko, niekontrolowanie, kierując na siebie jego zdziwione, czerwone oczy.
-Wszystko co dotyczy ciebie jest w pewien sposób zabawne, sprawiasz naprawdę sympatyczne wrażenie. Podziwiam cię za umiejętność stworzenia tak doskonałej maski.
Demon wydawał się przez pewną chwilę głęboko skupionym. Hasmed nie chciał jednak ciągnąć tego tematu. Sam grał kogoś, kim nie był.
-Mniejsza o to...- Skrzyżował nogi, przyglądając się bez przyczyny swoim butom- Boisz się Krwawego Demona?
Zakaszlał. Wyglądało na to, że zakrztusił się własną śliną.
-Czy boję się Krwawego Demona? Szczerze mówiąc... jak diabli! Zwłaszcza teraz, kiedy opisały mnie gazety. Myślisz, że rzeczywiście będzie się na mnie mścił?
Hasmed przyglądał mu się z rozchylonymi ustami i anakim zamrugał w końcu pytająco oczami, pragnąc przywrócić go rzeczywistości. Człowiek odzyskał wreszcie mowę:
-Jesteś jedynym anakim, który przyznaje się, iż odczuwa względem niego strach! To...- Oderwał od niego spojrzenie, pocierając z namyśleniem podbródek.
-Nie staraj się tego zbyt analizować. No widzisz, jaki jestem milutki! Przyznaję się do swoich słabości, czy teraz kochasz mnie bardziej?
Dlaczego Rosier przyznał się, a raczej powiedział wprost, iż lęka się Krwawego Demona? Czyż nie zabrzmiało to aby zbyt sztucznie, zbyt obojętnie?
Ognistowłosy podniósł się do pozycji siedzącej, zacisnąwszy dłonie na jego ramionach. Oparł pierś o plecy chłopca i Hasmed zastanawiał się z niepokojem, czy nie skupiają w jednym punkcie zbyt dużego ciężaru. Nie miał zamiaru leżeć z roztrzaskanymi kościami w łóżku tego diabła!
-Ty... Nie boisz się Krwawego Demona- syknął z wyrzutem.- Kłamiesz jak nic!
-Wszyscy się go boją, Pisklaku...
-Nie ty! Tamci anakim mówili, że nie chcą o nim rozmawiać. Wypierali się, iż obawiają się go. Naturalnie kłamali... Skoro twierdzisz, że boisz się go to znaczy, że jest odwrotnie.
-Nie kładź wszystkich anakim pod ten sam mianownik.- Przejechał językiem po płatku jego ucha.- Każdy z nas jest troszku inny, wisz?- zamruczał.
-Nie ważne... Tak samo lubicie zabijać, tak samo zadawać ból... Poza tym wszyscy jesteście niewyobrażalnie piękni, że aż oczy bolą!- Skupił wzrok na niewidzialnym punkcie przed sobą.- I ta wasza powabność...Słabość do dzieci...- Tu się zatrzymał, następnie odwrócił do niego pół twarzą.- Ty ich nie znosisz...- zauważył z jeszcze większą podejrzliwością.
Rosier zaśmiał się sztucznie, obojętnie wzruszając ramionami.
-Powiem ci, dlaczego anakim kochają tak dzieci...
Odwrócił się do niego całym sobą, zamieniając się w słuch.
-Zdradzę to...- ciągnął z dziwnym uśmiechem-... jeśli będę mógł cię przelecieć.
Odrzucił do tyłu głowę, aby znaleźć się, jak najdalej od niego. Nagle bliskość Rosiera stała się nad wyraz dokuczliwa. -Negocjujesz się? Moje ciało nie ma dla mnie znaczenia..., chociaż dotyk demonów przyprawia mnie o mdłości.
-Pewnie, dlatego tak bardzo mi się podobasz...- Uśmiechnął się głaszcząc go po policzku.- I dodam coś prywatnie, mianowicie... - uciął, pokręciwszy zaraz głową z niejakim zakłopotaniem. Jego oczy zawędrowały gdzieś w dal, po czym znów powróciły do twarzy chłopca, ale wydawały się wyzbyte emocji.- Albo ci nie powiem...- Zabrał dłoń, chichocząc cicho.
-No proszę...- Zrobił ponurą minę.- Taki Rosier też ma swoje tajemnice...
-Oj ma. No , ale wracając do anakim...