-Dzień dobry Meiji - ojciec wstał i podał mu rękę. Chłopak jej nie przyjął.
-Myślisz, że będę witał cię z radością po tym co zrobiłeś?
-Spodziewałem się takiej reakcji po tobie. Dobrze wyglądasz.
-Chodzę, widzisz? Stoję o własnych siłach - pokazał rękoma swoje nogi - Nie chciałeś opiekować się niepełnosprawnym synem i zostawiłeś go, kiedy najbardziej cię potrzebował!
-Meiji! - odezwała się mama ostrzegającym tonem.
-Nie Leiko, niech mówi. Należy mi się.
-Owszem należy! - opadł na kanapę obok matki i założył nogę na nogę - Co tu robisz? Przyszedłeś kajać się i chcesz wrócić na łono rodziny?
-Nie - ojciec usiadł naprzeciw niego ? Przyjechałem prosić twoją mamę o rozwód.
Meiji przenosił wzrok to na matkę, to na tatę. Wreszcie popatrzył na niego zły.
-Pojawiasz się po tak długim czasie, nawet nie zadzwonisz, a teraz...
-Żenię się.
Białowłosy poczuł się jakby dostał obuchem w łeb. Wyskoczył z salonu jak oparzony. Nie zamierzał słuchać go dłużej. Trzasnął drzwiami od swojego pokoju, także odgłos ten był słyszany w całym domu. Nerwy go rozsadzały. Wsiadł na rower treningowy, ustawił go na największe obciążenie i zaczął z zawziętością kręcić pedałami. Musiał się na czymś wyładować. Czuł gniew na ojca w każdej cząstce swego ciała. W tej chwili był jak niewypał mogący w każdym momencie wybuchnąć.
Ktoś z wahaniem zapukał do drzwi.
-Chcę zostać sam! - wykrzyczał zdyszany.
Wbrew jego prośbie ojciec wszedł do pokoju.
-Nie zrozumiałeś co powiedziałem?! - w oczach miał furię.
-Chcę ci wyjaśnić...
-Wracaj do swojej nowej żonki. Wypad z mojego pokoju!
-Zrobisz sobie krzywdę - ojciec patrzył na niego i rower.
-Przecież ciebie to nie obchodzi. Chciałeś się od nas uwolnić to to zrobiłeś! Więc znikaj!
-Zmieniłeś się.
-Zmądrzałem - już go nie słuchał, tylko dalej wyładowywał agresję, żal i przerażenie. Ojciec wyszedł ostatni raz zerkając na syna.
Meiji poczuł ból i wyczerpanie, wiedział, że przesadził. Zszedł z roweru i położył się na podłodze. Oczy zaczęły go piec od zbierających się łez. Czuł się ponownie zdradzony przez ojca. Teraz zostawił go po raz drugi, już na zawsze. Będzie miał nową żonę, rodzinę, a on z mamą i bratem zostaną sami.
Wpatrzył się w sufit. Pociągnął nosem.
-Łajdak. Pieprzony łajdak.
Usłyszał ciche pukanie, a potem skrzypnięcie otwieranych drzwi. Przełknął gulę w gardle i zasłonił już zaczerwienione oczy przed ramieniem.
-Wszystko w porządku? - brat uklęknął przy nim wyraźnie zaniepokojony.
-Nie.
-Coś z nogami?
-Z nimi wszystko dobrze.
-Rozumiem, chodzi o ojca - usiadł po turecku.
-Chce założyć nową rodzinę. Zostawia nas.
-Już dawno to zrobił.
-Ale teraz nie będzie już odwrotu. Dopóki nie powiedział o tym ożenku, miałem cichą nadzieję na jego powrót. Zrozumiałem to w tamtej chwili. Widziałeś się z nim?
-Nie. Dopiero wróciłem z pracy Mama mi o wszystkim powiedziała.
-Jak ona się czuje? - podniósł się i przesunął tak, że mógł swobodnie oprzeć się o łóżko. Nogi skrzyżował w kostkach.
-Chyba spadł jej ciężar z serca. Myślę, że ona też czekała. Teraz wie na czym stoi, co ma robić.
-A ty? - popatrzył na niego.
-Ja sądzę, że tak jest dobrze. Po co ma być z nami na siłę jak nie chciał. Mimo wieku był za mało dojrzały i sytuacja z twoją chorobą go przerosła.
-Przecież życie nie polega tylko na wiecznym szczęściu. Zmartwienia są jego częścią.
-On nie chciał zmartwień, trosk, bólu.
-Wolał go zadać mnie, nam. Kochany ojczulek.
-Taa...
Później nie mówili już nic. Wystarczyła im tylko obecność bliskiej osoby obok.
***
Białe płatki wirowały poruszane powietrzem i gęsto spadały na ziemię, tworząc grubą warstwę zimnego puchu. Mróz robił się coraz większy, a ciemność była łamana przez latarnie w ogrodzie. Późny spacer zaróżowił policzki dwóm postaciom. Płaszcze obsypane były śniegiem, który pokrywał również włosy Hayato. Chłopak śmiał się. Kochał śnieg, nocne spacery i swojego mężczyznę. W tym właśnie momencie miał wszystko i był w pełni szczęśliwy. Podbiegł kilka kroków na przód i obrócił się do Etsuyi. Wyciągnął w jego stronę ręce.
-Chodź szybciej.
Etsuya przyśpieszył i złapał dłonie chłopaka. Długowłosy objął go, dał całusa w policzek zimnymi ustami. Pociągnął do ogrodzenia nad urwiskiem.
-Zobacz jak miasto pokrywa się śnieżną czapą. I schodzi na niego mgła. Rano jak wszyscy wyjdą z domów, mieszkań zobaczą fantazyjny, bajkowy krajobraz.
Etsuya zapatrzył się na kochanka. Dziwiło go, że chłopak potrafi się cieszyć z takich rzeczy. Wyglądał wtedy niewinnie i bezbronnie, chociaż wiedział, że niewiniątkiem nie był.
-Powinieneś założyć czapkę. Dużo zimna traci się przez nieosłoniętą głowę.
-Ja tu mówię o pięknie krajobrazu, a ty o takich przyziemnych sprawach - objął go w pasie.
-Poprzednim razem ktoś narzekał, że jest przeziębiony, bo nie nakazałem mu wziąć czapki.
-Sam przyznaj, że jest pięknie, do tego te światła.
-Będzie jeszcze piękniej - schylił się i nabrał śniegu w ręce. Ulepił kulę wielkości piłki tenisowej i uśmiechnął się podstępnie.
-Tylko o tym nie myśl. Nie waż się. Nie możesz...
Etsuya wiedział, że chłopak zaraz zacznie uciekać. Zamachnął się, Hayato krzyknął i rozpoczęła się pogoń. Na szczęście było na tyle widno od śniegu i lamp, że obaj widzieli wszystkie przeszkody w ogrodzie i skrzętnie je omijali. Aktor w końcu złapał Hayato i obaj upadli w miękki puch. Połączyli wargi w pocałunku, przetaczając się po zimnej pierzynie. Ostatecznie Daishi wylądował pod kochankiem, który z triumfalnym uśmiechem sięgnął ręką po śnieg, rozpiął płaszcz i włożył lodowaty puch pod sweter chłopaka. Natychmiast zakrył jego usta swoimi, wiedząc, że Hayato potrafi głośno krzyczeć. I ten zrobił by to gdyby nie zagłuszające wargi aktora. Wierzgnął pod nim z dreszczu wywołanego zarówno lodowatym dotykiem na skórze i gorącym językiem w swych ustach. Znów dał się podejść, ale zrobił to z radością. Zamruczał z zadowoleniem. Etsuya przerwał pocałunek i wstał. Podał rękę kochankowi i pomógł mu podnieść się.
-Wracamy do domu. Musisz się ogrzać - nie chciał, żeby chłopak się rozchorował - A na to najlepszy sposób to gorąca herbatka z miodem...
-I cytryną - dokończył za niego - Następnym razem to ty zostaniesz ze śniegiem pod koszulą.
-Mówisz to za każdym razem i jak to się kończy?
-Pozwalam ci na to. Jestem dla ciebie dobry - szli wydeptaną ścieżką do domu.
-Myśl tak nadal kochanie. Wiem jak lubisz połączenie lodu i gorąca.
-To może - zatrzymali się i Hayato przysunął się do niego blisko, bardzo blisko, tak że między ich ciałami nie mógł się przedostać nawet promyk światła.
-Jesteś nienasycony. Zapomnij. Wykończyłeś mnie.
Hayato zrobił naburmuszoną minę. Aktor tylko się roześmiał i pociągnął go w stronę tylnego wejścia.
Będąc już w ciepłym wnętrzu, pozbyli się szybko ubrań. Wzięli gorący prysznic w czasie którego Etsuya dał się uwieść. Szczególnie przekonał go argument, że pewnie nie może już kochać się po raz kolejny tego dnia, bo jest już za stary. Więc pokazał chłopakowi na co staruszka stać, także ten sam błagał go o wyzwolenie z jarzma słodkich cierpień, ponieważ już nie daje rady i pragnie jedynie odpoczynku. Co też zostało mu dane i z gorącą herbatą w dłoniach, otuleni kocami siedzieli teraz w salonie przy kominku, gapiąc się w ogień i rozmawiając o swoich sprawach.
Położyli się grzecznie spać, gdy zegar na kominku wybił północ.
***
Rankiem Meiji podszedł do okna sprawdzić ile spadło śniegu. Nie przepadał za zimą, ale widok, który zobaczył wywołał uśmiech na jego twarzy. Promyki słońca wychylały się zza chmur i tańczyły po trawniku obsypanym puchem. Skrzyły się na nim miliony światełek, które niczym brylanty przyciągały wzrok. Krzewy, drzewa, płoty i domy pokryte szadzią również prezentowały się bajecznie. Zastanowił się nad cudem natury potrafiącym stworzyć tak piękne obrazy w jedną noc i pozwalając cieszyć się ich widokiem.
Prawie całą noc przesiedział z Kazu i po początkowym milczeniu, przegadał. Dzięki temu czuł się lepiej, ale i tak w sercu pozostała nutka smutku po wczorajszym spotkaniu z ojcem. Nie chciał jednak marnować dnia na bezużytecznym staniu przy oknie i zamartwianiu się. Po prysznicu założył gruby szary golf, było mu wyjątkowo zimno i czarne jeansy. Zszedł na dół, wyobrażając sobie pytania matki. Nic takiego jednak go nie spotkało. Okazało się, że pojechała do swojego adwokata. Natomiast Kazunari wisiał na telefonie i tylko powiedział, że dziś nie będzie go uczył, bo zaraz wyjeżdża z Mayuko i wróci późno. Później spakował się i wyszedł.
Nudził się, a godziny do czasu przyjazdu Satoru dłużyły się niemiłosiernie. Łapał się na tym, że ciągle gapił się na zegarek. Z każdą minutą zdenerwowane rosło. Nie wiedział czego może się spodziewać po Aizawie. Wczoraj wydawał się całkiem normalny. Nawet zgodził się iść do kina.
-Pewnie w poniedziałek znów zacznie mnie unikać. Chyba, że naprawdę spodoba mu się te kilka godzin ze mną i stwierdzi, że nie jestem taki zły.
Zerwał się z kanapy, gdy usłyszał silnik samochodu. Niestety to nie był obiekt jego westchnień, tylko mama. Widząc, że męczy się z zakupami ubrał buty i kurtkę. Wyszedł na dwór i pomógł w przeniesieniu ciężkich toreb do domu.
-Kupiłaś to dla szwadronu wojska?
-Tylko dla moich synów - rozpakowywała z papierowych toreb warzywa, owoce i inne bardziej zdrowe lub mniej zdrowe rzeczy - Ostatnio Kazu pochłania wszystko jak smok.
-Mówi, że nadal rośnie - wziął jabłko i ugryzł.
-Synku wczoraj...
-Nie chcę o tym mówić. Chcesz to wypytaj Kazu. Rozmawialiśmy wczoraj długo o ojcu. Jestem zły, że nas zostawił i chyba to się nie zmieni. Nie chcę jednak cały czas o nim myśleć. Mam inne sprawy na głowie.
-Dobrze. Chciałam ci tylko powiedzieć, że rozmawiałam z adwokatem i poradził mi wziąć rozwód za zgodą obu stron, bez oskarżania tej drugiej o zdradę, czy porzucenie rodziny.
-Świetnie. Szybko, łatwo i bezboleśnie.
Dźwięk klaksonu dochodzący z przed domu, oznajmił przybycie oczekiwanej osoby. Meiji wyrzucił ogryzek i wybiegł z domu.
-Jesteś punktualnie - wsiadł do samochodu Satoru. Nadal nie wierzył, że to jest ten chłopak co go gnębił.
-Zawsze jestem punktualny - ruszyli w drogę pełną jakiegoś napięcia i ciszy.
-Ja wiem, że może nie jestem znakomitym rozmówcą, ale dziwnie mi tak siedzieć w takiej ciszy.
-To o czym chcesz pogadać?
-Co to za film na który jedziemy?
-Fantasy, już mówiłem.
-Chodzi mi o tytuł.
-Ravensword.
-Głupi tytuł.
-Możliwe, ale film naprawdę dobry i co najciekawsze gra w nim Etsuya Shimada, który dzięki niemu odniósł sławę. Facet jest znakomity, a film jeszcze lepszy. Scenarzystów bym nagrodził za pomysł - mówił, a oczy mu się świeciły. Całkiem zatonął w tym temacie. Meiji obserwował go i chciałby, żeby chłopak zawsze był taki.
W kinie kupili cole i popcorn za którym obaj przepadali. Usiedli w jednym z ostatnich rzędów. Seans był popołudniowy i nie było na nim dużo ludzi.
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w kinie - powiedział Meiji.
-Ja chodzę raz na tydzień. Zazwyczaj towarzyszą mi Jiro i Hayato.
-Mogliśmy zaprosić Hayato. Lubię go.
-On spędza teraz cudowne chwile z E... - przerwał - Czemu tak rzadko wychodzisz z domu?
-Spędza chwile z? - nie słyszał zadanego mu pytania.
-Powiedzmy, że dobrze się zabawi. O zaczyna się - wrzucił do ust popcorn i wskazał palcem na ekran, widząc, że białowłosy nadal się na niego gapi - Oglądaj. Nie myślę opowiadać ci początku.
Film trwał dwie godziny, a obaj odczuli to jakby upłynęło kilka minut. Rozczarowani, że pojawiły się ostatnie napisy wstali i opuścili salę. Meijiemu miło było widzieć zrelaksowanego Aizawę.
-Chciałbym, żebyś zawsze był taki. Dlaczego jesteś taki zmienny? Źle mi, że nie mogę ci powiedzieć co czuję. Jak bardzo stajesz się mi bliski. Ale tak bardzo się ciebie boję, że wolę milczeć i zadowolić się tą chwilą. Tak boję się ciebie, a chcę być tak blisko. Jestem nienormalny, a może to moje serce takie jest - myślał białowłosy.
-Prawda? - zapytał Satoru.
-Słucham? Przepraszam zamyśliłem się.
-O czym tak myślałeś?
-O...o filmie - zająknął się.
-Efekty były porażające.
-Zwłaszcza te ostatnie. Lubisz tylko fantasy?
-Lubię dobre filmy niezależnie od gatunku. To co odwiozę cię do domu.
-Eee - nie chciał już wracać. Chciał spędzić z nim więcej czasu.
-Eee?
-Nie mam ochoty siedzieć w domu. W przyszłym tygodniu miałem zamiar kupić sobie jakąś dobrą płytę z muzyką. Może pomożesz mi w wyborze i zrobię to dzisiaj?
-Też nie chcę wracać. Tu obok jest sklep to może przejdziemy się tam?
Meiji kiwnął głową i poszli do niewielkiego sklepiku po drugiej stronie ulicy. Sprzedawca ze słuchawkami na uszach zajadał kanapkę, a kilku klientów przeglądało półki z płytami.
-Co chcesz kupić?
-Może coś z wolnymi kawałkami, nie lubię huku w głowie.
-To będą takie w dziale obok. Polecam...
-A kogo my tu mamy - za ich plecami rozbrzmiał złośliwy głosik Jiro - Wyprowadzasz pieska na spacer?
Satoru odwrócił się do niego.
-Pieskiem mogę nazwać ciebie. Jesteś mi wierny jak to zwierzę - położył mu dłoń na ramieniu.
-Zadajesz się teraz z nim? A co z naszą nierozłączną trójką? Sądziłem, że jesteś teraz w domu i uczysz się z Hayato. Olałeś mnie?
-On ma teraz ważniejsze sprawy. Nie olewam cię, zwyczajnie zdenerwowałeś mnie i nie miałem ochoty z tobą spotykać się .
-Wolisz z nim?
-Nie zachowuj się jak zazdrosna panienka, bo pomyślę, że się we mnie zakochałeś.
-Nie jestem gejem! - krzyknął, a kilkoro ludzi popatrzyło się na niego.
-Nie jesteś, ale zachowujesz się jak zazdrosny sztubak. Dziś spotkałem się z nim - wskazał palcem Meijiego, który stał kilka kroków od nich - Dołącz do nas, albo zostaw nas.
-Nadal jesteś zły, że do niego doskoczyłem?
-Powiedziałem on jest mój. Znajdź sobie kogoś do wyładowania swoich nerwów.
-Ok - podniósł ręce w poddańczym geście - Wieczór jest wasz.
Nachylił się i powiedział coś do ucha Satoru na co ten zareagował ostro uderzając chłopaka w policzek. Cios nie był mocny, ale zadziałał jak ostrzeżenie. Jiro spiorunował wzrokiem Matsurę, który na ten widok poczuł nieprzyjemne ciarki przechodzące wzdłuż pleców. Widział jak chłopak wychodzi, a w napięciu jego mięśni ukrytych pod płaszczem można było wyczuć, że jest bardzo zły.
-Odwiozę cię do domu - stwierdził szarooki.
-Nie ma sprawy. I tak straciłem już ochotę na cokolwiek. Co on ci powiedział, że tak zareagowałeś? To twój przyjaciel, a ty go uderzyłeś
-Jedyny z kilkorga ludzi, którym mogę ufać. Ale wczoraj i dziś przesadził. Nie wiem co się z nim dzieje. Powiedział, żebym cię zerżnął to może wtedy odczepisz się ode mnie, albo ja wrócę do normalności.
Meiji otworzył szeroko usta i poczuł jak gorąco wpływa na jego policzki. Cieszył się, że wyszli na dwór i było dość ciemno, aby drugi chłopak to zauważył.
-Ja... ja nie chcę spotykać się z tobą dlatego, żebyś ty mnie...
-Spokojna głowa. Albinosi nie są w moim typie.
-Nie? - naburmuszył się chłopak - To dlaczego lizałeś mnie po szyi u siebie w domu? Poza tym nie jestem albinosem, mam tylko kilka cech świadczących, że...
-Chciałem posmakować skóry chłopaka tak różnego od tych których znałem. I dzięki temu wiem, że nie jesteś w moim typie. Nasze feromony nie współgrają ze sobą.
-Czyli mam się czuć bezpieczny?
-Tak.
-A nie będzie tak, że w poniedziałek znów będziesz traktował mnie jak powietrze?
-Do poniedziałku jeszcze daleko śliczny. Wsiadaj.
Droga do domu minęła w absolutnej ciszy. Pożegnali się krótkim cześć i każdy wrócił do swego domu.
Białowłosy mimo nieudanej końcówki wieczoru i tak był zadowolony. W tej chwili dla niego szczęściem będą te chwile, kiedy pięknooki zwróci na niego uwagę.
-Nie poddam się i może kiedyś mnie polubisz. Chciałbym, żeby już tak było. Może jest, bo jak inaczej zgodził byś się na wyjście ze mną?
***
Aktor siedział w ciemności zapatrzony w śpiącego kochanka. Hayato był tak kruchy z wyglądu i bardzo silny z charakteru. Chciałby być tak samo silny i móc otwarcie wyznać światu, że jest gejem i kogo kocha. Bał się, że straci go jak tak dalej będzie. Nie mogli tu ukrywać się wiecznie, czy wychodzić wtedy, kiedy aktor ukrył swój wygląd za czapką, ciemnymi okularami i szalem. Czasami przeklinał, że jest tym kim jest. Ostatnio jak przeszedł się do sklepu otoczyli go fani chcąc autografów. To miłe, ale kiedy chce od tego odpocząć staje się męczące. Bał się, że poznają jego tajemnicę i to był główny powód.
Hayato poruszył się i nie czując mężczyzny obok, otworzył oczy. Zobaczył ciemną sylwetkę siedzącą w fotelu naprzeciw łóżka.
-Co tam robisz?
-Patrzę jak śpisz.
-To chodź patrzeć z bliska - odsunął kołdrę.
Etsuya położył się obok niego i zagarnął kochanka w ramiona.
-Uu tak lepiej - Hayato przykrył ich dokładnie. Ułożył głowę przy jego szyi wdychając zapach swojego mężczyzny ? Mógłbym tak już zostać na zawsze w twoich ramionach.
-Zostań. Chcę tego. Bardzo chcę. Nie uciekaj ode mnie - ostatnie zdanie ukrył w swych myślach.
***
Bar jakich wiele, pełen ludzi, dymu papierosowego, prawdopodobnie w nieciekawej dzielnicy, tętnił życiem w późnych godzinach nocnych. Jiro siedział przy barze, nie wiedząc jak tu trafił i pił drugiego drinka. Przez dwie godziny włóczył się po ulicach, idąc przed siebie aż zmarznięty trafił do tego miejsca. Jakaś kobieta obok krzyczała na swojego męża, że ten zamiast wrócić do domu poszedł się nachlać sake.
-Życie jest do dupy.
-Widzę, że za sobą masz nie najlepszy dzień.
Jiro popatrzył na starszego chłopaka, który usiadł obok. Ubrany był s skórzane obcisłe spodnie, długą koszulę zarzuconą na nie i rozpiętą od góry. Miał długie czarne włosy, ciemne oczy, prawdopodobnie czarne w barowych światłach ciężko mu było dostrzec ich kolor. Nieznajomy założył włosy z jednej strony głowy za ucho i Oshima mógł stwierdzić, że ma w uchu kilka kolczyków. Na długich palcach obu rąk błyszczały sygnety odbijając światło z nad lady barowej.
-Okropny, wczorajszy też.
-Co tak mi się przyglądasz?
-Masz dłuższe włosy niż mój kolega. Jemu sięgają do połowy pleców, a twoje dużo poniżej nich.
-Poniżej tego gdzie plecy kończą swą sławną nazwę?
-Tak mówią.
-Cześć jestem Ichiro Arato - wyciągnął do niego rękę.
-Jiro Oshima - uścisnął dłoń chłopaka - i nie jestem najlepszym towarzystwem.
-Dla mnie jesteś. To opowiesz mi co sprawiło, że masz taki podły nastrój?