Lekarstwo
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 01 2011 21:35:51
Hehm... to się chyba przedmową nazywa... >.>
Bardzo dziękuję, za WSZYSTKIE komentarze dotyczącego mojego poprzedniego opcia...
To miłe, że Ktoś to czyta, a do tego komentuje... Proszę o więcej komentarzy.
Konstruktywnej krytyki też ... ^o^
A teraz jedno małe "ale"... większość z Was bierze mnie za dziewczynkę...
a ja CHŁOPCEM JESTEM!!!!!! >.<"""
Tego dnia byłem już bardzo zmęczony. Mój nocny dyżur w szpitalu trwał już prawie 10 godzin. Zostały mi jeszcze dwie. Niecałe dwie. Westchnąłem. Właśnie dostałem wezwanie na pager. Oddzwoniłem. Jako kardiolog nie mogłem zignorować żadnego wezwania.
- Taaak? - Spytałem wzdychając.
- Na dziewiątce jest pacjent, który prosi specjalnie o Pana! - Usłyszałem w słuchawce.
- Znamy go...? - Zapytałem niespecjalnie zdziwiony. Czasami są pacjenci, którzy trafiają do nas nie jeden raz i proszą o lekarza, który zajmował się nimi poprzednim razem.
- Nie.
- Nie? - Teraz byłem lekko zdziwiony.
- Nie ma go w bazie danych, pacjentów szpitala. - Westchnąłem drapiąc się po głowie. O tej porze miałem zazwyczaj pacjentów z oddziału, ewentualnie nagłe przypadki. A pacjent z izby przyjęć, przytomny i proszący o określonego lekarza, był już jednak pewnego rodzaju rzadkością... Westchnąłem.
- Już idę... - Rozłączyłem się i ruszyłem ku windzie.
Kiedy już dotarłem na Izbę Przyjęć, najpierw zaszedłem do dyżurki.
- Miałem wezwanie i...
- Pokój nr 9. - Nie zdążyłem dokończyć, bo przerwała mi pielęgniarka. Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do wskazanego pokoju. Zdziwiłem się, kiedy drzwi były zamknięte. Skrzywiłem się i wszedłem. W sali nie było nikogo z personelu. Na łóżku siedział tylko w pełni ubrany chłopak. Nie wyglądał na chorego. Na zadowolonego też nie. Chłopak podniósł na mnie szare, puste oczy. Uśmiechnął się blado.
- Witaj. Jestem doktor...
- Witam. Wiem kim Pan jest. - Przerwał. Po raz kolejny zostałem ucięty. Uśmiechnąłem się zdezorientowany. Chłopak się nie przedstawił.
- A jak ty się nazywasz? - Byłem dość ciekawy.
- Norimi Dono. - Przedstawił się krótko. Nic mi to nie mówiło.
Pokiwałem głową, zbliżyłem się stając przed nim. Nie rozumiałem dlaczego nie ma przy nim żadnej pielęgniarki, nikogo. Nie zostawia się tak pacjentów!
- Ile masz lat...? - Na oko nie mogłem nawet stwierdzić, czy jest pełnoletni.
- 19. - Padła krótka odpowiedź. Pełnoletni.
- Yhmm... a z czym do mnie przychodzisz? - Byłem szczerze ciekawy. - Dlaczego prosiłem akurat o mnie? - To ciekawiło mnie jeszcze bardziej.
- Przychodzę po lekarstwo. - Powiedział po prostu. Po ciszy która po między nami zaległa dodał. - Po to Pana wybrałem.
Teraz już zupełnie zdębiałem. Do czego mnie wybrał?
- Lekarstwo? Nie mogę ci dać żadnego lekarstwa, które nie jest ci potrzebne.
- To dobrze. Bo mi jest bardzo potrzebne. - Powiedział poważnie.
- A z czym do mnie przychodzisz? - Bo chyba powinienem przeprowadzić wywiad zdrowotny.
- Boli mnie serce. - Powiedział kładąc dłoń na piersi. Teraz poczułem się pewniej. Ja w końcu jestem tu w tym celu. Mam leczyć ludzkie serca. Powiedziałem mu to. Roześmiał się. Bardzo mnie peszył...
- Rozbierz się. Od pasa w górę. Zbadam cię. - Poleciłem.
Polecenie wykonał bez szemrania. Był raczej szczupły. Drobnej budowy, o jasnej skórze i ładnie rozłożonych mięśniach. Miał długą bliznę, wiodącą na skos przez mostek. Wyglądała na bliznę po operacji klatki piersiowej. Wyraźne były ślady po wyjętych szwach. Osłuchałem go. Na pierwszy rzut oka nie znalazłem nic, do czego mógłbym się przyczepić. Postanowiłem sprawdzić ciśnienie. Wcześniej jednak zapytałem.
- Skąd ta blizna? - Przejechałem po niej palcem.
- Po operacji usuwania wady zastawek. - Powiedział beznamiętnie. Taka operacja na koncie, świadczy o tym, że nie powinienem ignorować dzieciaka.
Pielęgniarki nadal nie było w zasięgu wzroku, ani słuchu. Sam zacząłem mierzyć mu ciśnienie. Było tylko trochę obniżone.
- Boli cię serce, prawda? - Upewniłem się.
- Zgadza się. - Pokiwał głową. Zaczesana do tyłu brązowa grzywka poleciała mu na oczy.
- Jak boli? Ciągle, falowo, pulsuje? - Dopytywałem się dalej.
- Nie... boli czasami. - Powiedział ze smutną miną. - Teraz też. Dlatego przyszedłem.
- Dobrze. Powiedz mi... jaki to ból? - Muszę wiedzieć co się dzieje. - Masz jakieś problemy z oddychaniem? - Nie chciało mi się wierzyć, że bóle występują bez innych objawów.
- To ból, który rozsadza... Który wypełnia całą pierś i długo nie chce przejść. Aż do łez. - Powiedział patrząc na mnie tymi swoimi pustymi oczami. - Wtedy oddycha się ciężko. Trudno jest złapać oddech i trzeźwo myśleć. - Udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi. Będzie trzeba wykonać badania. Do tej pory nic nie wykryłem.
- Towarzyszą temu jeszcze jakieś objawy? - To co powiedział mi do tej pory pasowało do niejednej choroby.
- Bezsenność. - Odparł chłopak.
- Od dawna masz te bóle?
- Od kilku miesięcy... - Podniosłem brwi w zdziwieniu.
- Jesteś już pod opieką jakiegoś kardiologa?
- Od pół roku, nie.
- Dlaczego? Po operacji powinieneś być pod obserwacją.
- Już nie jest potrzebna. Tak powiedział lekarz. - Powiedział kręcąc głową. Wyglądał jakby tłumaczył coś małemu dziecku.
- Skoro boli cię serce, powinieneś być w kontakcie z lekarzem. - Powiedziałem twardo. - Pierwszy raz jesteś u lekarza z tymi bólami? - Spytałem patrząc na głębokie cienie pod oczami chłopaka.
Przytaknął.
- Skoro nie chodzisz do lekarza, to czego po mnie oczekujesz? Trzeba cię gruntownie przebadać i kontrolować twój stan. To nie może być jednorazowa wizyta! - Zastrzegłem.
- Moje serce jest zdrowe. Boli, bo jest puste. - Powiedział pewnym głosem. - Jest Pan lekarzem, więc przyszedłem po pomoc. Powiedział Pan, że leczy ludzkie serca! - Powiedział natarczywie.
Zamurowało mnie. Zwyczajnie nie wiedziałem co powiedzieć. W tym czasie chłopak zaczął kontynuować.
- Wybrałem Pana! - Zawołał. O tak, już wiedziałem do czego. - Przyszedłem po lekarstwo... - Powiedział z płaczliwą miną. - Jest Pan lekarzem...
Westchnąłem. Rzeczywiście jestem lekarzem. Jestem żeby leczyć. Żeby leczyć serca. Powiedziałem mu, że pomogę. Jestem lekarzem. To moja praca, moje życie. Obiecałem. Złożyłem przysięgę. Uśmiechnąłem się do chłopaka. Postanowiłem wypełnić obietnicę.
- Dono, myślę że będę umiał zaaplikować ci odpowiednią dawkę lekarstwa...
Uśmiechnął się do mnie. Tym razem uśmiech objął też jego oczy.
Przyrzeczenia trzeba dotrzymywać.
Gratuluję serdecznie Tym, którzy to przetrwali.
Co prawda to krótkie było. I naiwne. Ale z tego co obserwuję,
moja pisanina zawsze taka wychodzi... nawet gdy piszę
(z zamierzenia) angsta... v.v" hehm...
Haru-chan