Rozdział szósty: Ładny uśmiech Biebera
Białecki często miał wrażenie, że całe życie wali mu się na łeb na szyję. To uczucie nie było dla niego nowe, w końcu wiele już zdążył przeżyć i, jak uważał, właśnie to ukształtowało jego zacięty charakter. Tym razem jednak sprawa miała się trochę inaczej, bo to nie jego życie się pieprzyło, tylko jakiemuś małemu chłopcu, którego nawet nie znał. Ten chłopiec teoretycznie nie powinien go nawet obchodzić, ale... Ale Aleks, mimo że myślał o swoim sercu jako o twardej bryle lodu, nie potrafił zapomnieć o tym dziecku. O swoim bracie, którego życie z góry zostało skazane na porażkę.
Pozwolił więc Krzysztofowi działać. Nie powiedział mu może tego wprost, ale milczeniem wyraził na wszystko zgodę, sam nie będąc do końca pewny, w co takiego się wpakowuje.
To wszystko tak go wymęczało, że nawet na próbach nie miał siły sprzeczać się z Jasiem, co zauważyli wszyscy, nawet Adam. Na jednym ich spotkaniu zapytał Aleksa, co się dzieje.
– Nic – odpowiedział mu wtedy, ani myśląc wdawać się w szczegóły swojego popieprzonego życia.
Listopad dobiegł końca, nastał grudzień. Święta zbliżały się wielkimi krokami, a jemu nawet nie chciało się o nich myśleć, nienawidził tego okresu, bo zawsze spędzał go sam. W tym roku planował albo się upić, albo ujarać, też dobre wyjście, myślał, gdy po jednej z prób zapinał futerał swojej gitary.
– Ej, a może jakaś impreza integracyjna? – odezwał się nagle Remek.
– Nie czuję potrzeby integracji – odpowiedział mu Aleks, ale już bez tej swojej typowej złośliwości w głosie. Nie miał na to siły.
– Ale potrzebę picia każdy chyba ma – mruknął dotąd milczący Jasiek i zerknął na Aleksandra w sposób jasno mówiący, że i on nie pozostawał ślepy; też zauważył tę nagłą zmianę w zachowaniu Białeckiego.
– W sumie też bym się odchamił – powiedział Adam, na co Aleks aż uniósł brwi. Nie wierzył. Chyba wszyscy się zmówili, pomyślał. Po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że czasem dobrze mieć takich znajomych, którym nie musiał się ze wszystkiego zwierzać, ale którzy zawsze byli gotowi pomóc.
– Mogę w weekend coś zorganizować u mnie – rzucił jeszcze pomysłem Remek. – Ściągniemy ludzi, zrobi się domówkę. Rodziców i tak nie będzie – dodał, wzruszywszy ramionami.
– Idealnie – skomentował Adam, zgadzając się kiwnięciem głowy.
– Czyli jesteśmy umówieni. – Jasiek przerzucił sobie futerał gitary przez ramię. – To co, podwieźć cię do miasta? – zwrócił się do Aleksa jakby nigdy nic. Jakby to pytanie było już całkiem naturalne, bo przecież tak często odwoził go do centrum. Białecki zdał sobie nagle sprawę, że Właściwie robił to prawie po każdej próbie.
– Nie – odpowiedział, doskonale wiedząc, że w tym momencie Remek nie może oderwać od nich zdziwionego wzroku. W końcu rozmawiali ze sobą tak normalnie, jakby byli parą starych kumpli. Aleks nie miał dzisiaj ochoty na darcie kotów i tak miał już poszarpane nerwy, po co miał sobie je dodatkowo strzępić na jakimś dzieciaku? – Dzisiaj nie jadę w stronę centrum – wyjaśnił. Zazwyczaj po próbach jechał do Krzysztofa, dzisiaj jednak nie miał najmniejszej ochoty na widzenie się z tym facetem. Chciał po prostu pobyć sam w swojej zagraconej kawalerce ze szczurami u boku, potrzebował takiego spokojnego wieczoru na wyciszenie się. Odrzucił nawet propozycję kolejnego spotkania z Maciejem, nie miał na to po prostu siły, aż sam się nie poznawał, w końcu jeszcze niedawno zachowywał się jak zakochany nastolatek.
– Spoko – odpowiedział Jaś i Aleks już miał ruszyć do wyjścia, wcześniej owijając się po sam nos grubym, czerwonym szalem w drobną kratę, gdy Janek dodał: – Podrzucę cię gdzie chcesz. Mi nie robi i tak nigdzie się dzisiaj nie spieszę. – Zamarł. Aż odwrócił się w jego stronę, wpatrując się w jego delikatną twarz przez dłuższą chwilę. Nie zauważył lekkiego uśmiechu na twarzy Adama, który obserwował ich w milczeniu. Aleks, prawdopodobnie gdyby zauważył to delikatne wykrzywienie ust u kolegi, nigdy już nie wyszedłby z szoku i uznałby, że to jakiś spisek. Naburmuszony przez całe życie Jaś jest miły, a nieprzejawiający uczuć Adam się uśmiecha?
– Spadam już. Do piątku, ustalimy co z imprezą – powiedział perkusista, naciągnął na głowę kaptur, po czym wyszedł z garażu.
– Dobra – powiedział ostrożnie Aleks, jakby wciąż się bojąc, że Jaś go nabiera. – Skoro chcesz. – Wzruszył ramionami, chcąc ukryć swoje wcześniejsze zakłopotanie. Widział, jak Bieber przewrócił oczami, po czym dopiął swój czarny płaszcz i ruszył do wyjścia z garażu.
– Na razie – rzucił do Remka, który jeszcze porządkował sprzęty.
– Cześć, cześć – odpowiedział im, udając, że jest zajęty odłączaniem pieca, jednak jego wzrok śledził ich do samych drzwi.
Mroźne grudniowe powietrze buchnęło im w policzki, na co Aleks aż zadrżał. Nie przepadał za zimnem, zdecydowanie bardziej wolał ciepłą wiosnę, która, jak dla niego, mogłaby trwać przez cały rok. Nie czuł potrzeby następowania po sobie innych pór roku. Skulił się i wsunął dłonie w kieszenie, bo oczywiście, nie miał rękawiczek. Każdej zimy obiecał sobie, że w końcu sobie je kupić, ale jakoś nigdy o tym nie pamiętał i zawsze przez to jego ręce cierpiały.
– To gdzie cię dokładnie podrzucić? – zapytał Janek, wyłączając alarm samochodu. Aleks spojrzał na wóz z zastanowieniem, a następnie przeniósł wzrok na Jasia wrzucającego do kufra pojazdu swój futerał z gitarą.
– Niedaleko dworca autobusowego – odpowiedział mu, po czym wsiadł do auta i ze zdziwieniem zauważył, że czuł się całkowicie naturalnie, gdy siedział w beemce znienawidzonego przez siebie Jasia. Zupełnie, jakby ten chłopak nie wkurzał go na prawie każdej próbie i jakby między nimi nie było żadnego otwartego konfliktu. Ale... czy Janek też nie zachowywał się inaczej? – Wiesz, nie musisz mnie podwozić – powiedział, gdy chłopak odpalał silnik. – Nie musisz też udawać przed Remkiem, że mnie lubisz, czy coś – mruknął, bo czuł, że to właśnie w tym leży problem. Może Remigiusz coś mu powiedział? – Nie mam na to siły, serio – dodał i przeczesał włosy. – A takie udawanie jest męczące.
– Niczego nie udaję przed Remkiem – odparł spokojnym tonem Jaś i wyjechał na ulicę. – Mówiłem, że mogę cię podrzucić, to znaczy że mogę. Uwierz, gdybym nie miał czasu, zostawiłbym cię na tym mrozie i nie przejął się nawet, gdyby odmroziło ci palce u stóp – rzucił, powodując, że w głowie Aleksa pojawił się jeszcze większy mętlik. W ogóle nie rozumiał tego dzieciaka, ale, czy nie właśnie taka była ta dzisiejsza młodzież? Chyba powoli zaczynał rozumieć te wszystkie starsze babcie psioczące na nastolatków.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Białecki nie miał pojęcia, co mógłby odpowiedzieć Jankowi, więc nie powiedział nic, tylko śledził (z niemałym podziwem, to niestety musiał przyznać) jazdę chłopaka. Już wcześniej zauważył, że Jaś był naprawdę dobrym kierowcą, sprawnie manewrował pomiędzy innymi samochodami, nie bał się wyprzedzać, a i na ruchliwe ronda wjeżdżał z pewnością, jakiej pozazdrościliby mu starzy kierowcy. Aleks ze wstydem musiał przed sobą przyznać, że on tak prowadzić nie potrafił. Właściwie, to jego przygoda z samochodami skończyła się gdy zdał prawo jazdy. Później miał już niewiele okazji do siadania za kółkiem, czasem tylko Krzysztof oddawał mu stery swojego audi, ale i to nie zdarzało się często. Białecki panicznie bał się prowadzić to auto, było zbyt drogie.
– Musisz skupić się bardziej na grze – odezwał się w pewnym momencie Jaś, gdy już prawie dojeżdżali. – Jesteś cholernie roztrzepany – skrytykował go, czego Aleks w tamtej chwili w ogóle się nie spodziewał. Jeszcze chwilę temu był taki słodki i milutki. – Dzisiaj grałeś jeszcze bardziej nieczysto niż zawsze. Spieszyłeś się, kiedy trzeba było zwolnić i zwalniałeś w szybkich momentach. Ja wiem, Białecki, że czasem ciężko ci się myśli, ale raz mógłbyś pokazać, że wcale nie jesteś takim nieudacznikiem – obrażał go dalej, nic sobie nie robiąc z coraz bardziej niezadowolonego i pałającego nienawiścią wyrazu twarzy Aleksa.
– A ty, niby, kurwa, co? – wysyczał. – Paniczątko się znalazło, myślisz, że sam jesteś taki idealny? – warczał, zaciskając dłoń w pięść. Miał ochotę wbić temu zarozumialcowi ją w twarz i nie patrzeć nawet na to, że przez to mogłoby być zagrożone jego życie, w końcu Jaś prowadził.
I wtedy stało się coś, czego Aleks by się nie spodziewał. Jaś uśmiechnął się pod nosem, a po chwili zaśmiał się też cicho.
– No – skomentował. – Wreszcie, bo już myślałem, że ktoś cię podmienił – powiedział i posłał Białeckiemu takie spojrzenie, że aż go wcisnęło w fotel. Nawet w ciemności, jego ładne duże niebieskie oczy błyszczały wesoło, zupełnie jakby potrzebował tego aleksowego wybuchu do dalszego normalnego funkcjonowania.
– Idiota – tylko tak Aleks w tamtej chwili mógł mu się odgryźć, bo mimowolnie sam uśmiechnął się pod nosem, za co zaraz się znienawidził. Musiał jednak przyznać, że to było całkiem... miłe? Nie spodziewałby się, że Jaś będzie przejmować się jego stanem emocjonalnym. W końcu każdy normalny by go zignorował i cieszył się chwilą spokoju, a nie sam, jak ostatni samobójca, doprowadzał do ich konfrontacji. Może Jaś był masochistą? – zastanowił się, nawet nie zauważając, że ten niepozorny chłopak, którego tak nienawidził, odciągnął jego myśli od sprawy brata.
Pożegnali się w swoim starym stylu, czyli bez zbędnych uprzejmości, z kilkoma gorzkimi słowami.
– Następnym razem weź się w garść – warknął Jaś.
– Lepiej sam się ogarnij, nim zaczniesz ogarniać innych – odpowiedział mu Aleks, nie mając zamiaru odpuszczać.
– Jak zwykle mocny w gębie – prychnął, kiedy Aleks otwierał drzwi.
– Jak zwykle wyżej srasz niż dupę masz – odparował, zdając sobie sprawę, że użył dość żałosnej riposty, ale w tamtej chwili wcale nie miał sobie tego za złe. Miał ochotę się zaśmiać.
– Ostro – skomentował Jaś i nagle sam wybuchnął śmiechem. – Spieprzaj już, bo zimno mi do samochodu wpuszczasz. – Białecki zerknął na niego i w jednej, nie do końca kontrolowanej myśli stwierdził, że ta żałosna podróbka Biebera naprawdę ładnie wyglądała z uśmiechem.
– Cześć – rzucił do wnętrza wozu, nie wiedząc, że sam się uśmiechał. Trzasnął drzwiami, a beemka odjechała, po czym skręciła w boczną uliczkę. Nim to jednak zrobiła, Alkowi mignął przed oczami rozbawiony wyraz twarzy Jasia.
***
Od pewnego czasu jeszcze bardziej znienawidził spędzanie czasu z Krzysztofem u boku. Towarzystwo mężczyzny stało się dla niego wprost nie do zniesienia, gdyby tylko mógł, wstałby, cisnął puszką piwa na stół, odwrócił się i wyszedł, nie zapomniawszy trzasnąć drzwiami.
Ale tego nie zrobił. Potrzebował Krzycha, musiał się go trzymać, czy chciał, czy nie.
A dlaczego nagle siedzenie w tym apartamencie stało się tak nieznośne? Zaczęło się chyba od tego nieprzyjemnego wyznania, na które zebrało się kiedyś Aleksowi przed Krzysztofem. Miał teraz wrażenie, jakby mężczyzna wiedział o nim dosłownie wszystko, jakby przez to, że powiedział mu o swojej przeszłości, jego kochanek zaczął go inaczej traktować. I może faktycznie tak było... a może Aleksowi tylko się zdawało, ale gdyby mógł coś zmienić, nigdy by się przed nim tak nie zwierzył. Bo teraz, każde ich spotkanie związane było z postacią jego młodszego brata. Krzysztof mówił, co mogliby zrobić, by jakoś pomóc temu chłopcu, a on tylko słuchał. Kiwał głową, słuchał i z chwili na chwilę denerwował się coraz bardziej.
To przez Krzycha ma tak spieprzony humor. Zdecydowanie przez Krzycha. W końcu Białecki już taki był, że każdego musiał czymś obarczyć, byleby nie winić siebie.
– Jesteś jakiś poirytowany ostatnio – zauważył w pewnym momencie, gdy Aleks od piętnastu minut uporczywie milczał, nie odpowiadając na jego pytania. Ale, cholera, jego wina, że musiał zacisnąć zęby, bo w innym wypadku jego usta opuściło by coś, czego już po chwili zacząłby żałować?
– Wydaje ci się – odpowiedział mu wreszcie i żeby nie musieć kontynuować tej głupiej rozmowy, pociągnął łyka piwa z puszki, po czym wstał. Ściągnął z siebie swój czarny T-shirt z białymi napisami, wbił spojrzenie w Krzysztofa. – Chce mi się pieprzyć – oznajmił takim tonem, jakby właśnie powiedział, że na zewnątrz jest zimno.
– Teraz, myślałem, że...? –
Że co myślałeś, ty stary, niedołężny pedale? Że dalej będziemy gadać o moim bracie? O sądach? Kuratorach? Że mam ochotę się zastanawiać nad procesem sądowym? Jeszcze raz spotkać moich rodziców? A może, że chcę poznać swojego brata? Bo przecież powinienem, prawa? Przecież to mi powtarzasz od godziny, wałkujesz od nowa i nowa, a ja chcę po prostu zapomnieć. Sprawiasz, że czuję się jeszcze bardziej winny, wmuszasz we mnie tę winę – wyrzucał sobie w myślach i już prawie był gotów mu to wszystko powiedzieć. Nic takiego jednak nie zrobił, pohamował się w ostatniej chwili, czasem niektóre rzeczy lepiej było przemilczeć. I tak też zrobił w tamtym momencie, bez słowa zabrał się za rozpinanie rozporka.
– Będziesz tak siedział, czy mnie w końcu zerżniesz?
***
Sobota nadeszła szybciej niż by się spodziewał. Na szczęście dni mu się wcale nie dłużyły, przez cały czas starał się coś robić, nie siedzieć bezczynnie i nie pozwolić sobie na zbędne rozmyślenia. Najgorzej jednak było w nocy. Wciąż miał problemy z zaśnięciem, nawet proszki nie pomagały. W takich momentach sięgał więc po gitarę i cicho sobie na niej brzdąkał, skupiając na muzyce całą swoją uwagę, przez co następnego dnia był nie do życia.
Ale ta sobota była mu potrzebna, nie mógł zaprzeczyć. Wyczekiwał jej, alkohol może i nie leczył, ani nie rozwiązywał problemów, ale w połączeniu z dobrym towarzystwem potrafił zdziałać cuda.
Remek, tak jak obiecał, zrobił imprezę w swoim domu. Zaprosił też ich kilku dobrych znajomych i gdy Aleks znalazł się w ich towarzystwie, od razu poczuł się lepiej. Była Gośka, dziewczyna, z którą chodzili do podstawówki, a później przez wszystkie lata szkoły średniej przyjaźnili się. Był też Bartek, jej chłopak; z nim znali się już słabiej, ale nie narzekali. Bartek miał całkiem zjadliwe poczucie humoru, czasem tylko zdarzało mu się z nim przesadzić, ale jedno Białecki musiał mu przyznać – potrafił rozładować atmosferę. Oprócz nich w domu Remka pojawił się też jego sąsiad, Tomek i dwie dziewczyny, których już Aleks kompletnie nie znał. Ważne jednak, że znał je gospodarz i, jak mu powiedział w kuchni, gdy razem wyciągali z zamrażarki butelki wódki, jedna z nich mu się podobała. Jagoda, niższa blondynka z ładnym uśmiechem, ale nieco przydużym nosem. Z jasnych przyczyn nie była w guście Aleksa, więc nie mógł wypowiedzieć się na jej temat, ale za to mógł Remkowi zdradzić, że dziewczyna, gdy się z nimi witała, wciąż zerkała w stronę Remigiusza.
– Musisz to tylko dobrze rozegrać – poradził mu, łapiąc za wagon plastikowych kubków. – Nie wygląda na pustaka, więc jest dobrze.
Remek w odpowiedzi prychnął, jakby urażony.
– Wiadomo, że nie wygląda! – oburzył się.
– Ta druga... jak jej tam? – zamruczał pod nosem, w ogóle nie krępując się obgadywać ludzi, gdy sami zainteresowani znajdowali się ścianę obok.
– Ola.
– Ola. Właśnie. Ta jest dużo gorsza, ale leci na Adama – zauważył, wysypując chipsy do blaszanej miski.
– Ale na nią leci Tomek – odpowiedział mu, na co Aleks aż miał się ochotę zaśmiać.
– Cóż za zawirowania miłosne – zażartował, po raz pierwszy od tygodnia naprawdę się rozluźniając. Pociągnął z kubka drinka, jakiego zrobił sobie chwilę temu i aż odetchnął. – Adam i tak gdyby miał wybrać pomiędzy laską a snem, wybrałby sen – rzucił wesołym tonem, nie zauważając, że ktoś wszedł do kuchni, przez co już nie byli w niej sami z Remigiuszem.
– No to wybrał laskę – usłyszał głos za plecami. Obejrzał się, dostrzegając Jaśka z butelką Finlandii w ręce. – Właśnie wziął ją na ogród na papierosa – wyjaśnił i podszedł do blatu, by postawić na nim alkohol.
– Z kim? Z Jagodą?! – przestraszył się nagle Remek.
– Z Olą – sprostował, a Aleks aż się na niego zapatrzył ze zdziwieniem. Niemożliwe, żeby Adam sam dobrowolnie zaproponował komuś papierosa!
– Pierdolisz – powiedział Białecki z niedowierzaniem, na co Jaś tylko uśmiechnął się kpiąco pod nosem i pokręcił głową.
– Jak chcesz, sam sobie zobacz. A nawet jeszcze nie jest pijany – zaznaczył, jakby to miało jakieś wielkie znaczenie. Młody szczyl nie miał pojęcia, że Adam nigdy się nie spijał, miał mocną głowę, a i wiedział, kiedy przestać, pomyślał z wyższością Aleksander.
– No cóż... – zamruczał Remek i sięgnął do wódek, jedną wcisnął pod pachę, a drugą wziął w rękę. W wolną dłoń złapał też sok do popicia. – Święta się zbliżają, może i Adaś znalazł w sobie jakąś cząstkę dobroci – rzucił wesoło i nim wyszedł z kuchni jeszcze się na nich obejrzał. – Aleks, załatwiłem u Bartka dobre zielsko – powiedział konspiracyjnym szeptem, mrugnął do niego i dopiero wtedy zostawił ich samych w pomieszczeniu.
– Nie pali się do picia – skwitował Jaś swoim, jakże wkurzającym, wszystkowiedzącym tonem. Białecki rzucił mu pełne politowania spojrzenie, bo przecież nie będzie gówniarz uczyć ojca dzieci robić, po czym złapał za jednego paprykowego chipsa i wsadził go sobie do ust.
– A ty w ogóle możesz już pić? – zapytał kpiącym tonem, nie mając zamiaru teraz uciekać z kuchni. Jaś spojrzał na niego, kiedy robił sobie drinka z colą.
– Mogę, ale ty już chyba nie powinieneś – odgryzł mu się i zakręcił butelkę napoju. Aleks zmarszczył brwi, początkowo nie rozumiejąc tej riposty. – Możesz być na to za stary i zejść na zawał – wyjaśnił po chwili, widząc niezrozumienie na twarzy Białeckiego, obrócił się do blatu tyłem i popijając alkohol, oparł się o niego.
Oczy Aleksandra zwęziły się, kiedy obserwował, niemal z chęcią mordu Jaśka, gdy nagle na jego twarzy pojawił się lekki, trudny do zauważenia uśmiech. Ten chłopak nie irytował go już tak jak wcześniej, teraz bardziej go bawił. Może po prostu zaczął się do niego przyzwyczajać? Brać go za rzecz konieczną, a po co sobie dla czegoś, czego i tak się nie pozbędzie, strzępić nerwy?
– Dobra, idę zapanować nad muzyką, bo ktoś mi tu jakieś gówno zaczął puszczać – rzucił i złapawszy za szklankę z drinkiem, ruszył do wyjścia.
– Tylko nie puszczaj Offspringów – powiedział jeszcze Janek, na co Aleks aż się zatrzymał i rzucił mu mordercze spojrzenie znad ramienia, ale, ku zdziwieniu Jasia, nic mu nie odpowiedział, tylko wyszedł i zostawił go samego w kuchni.
***
Aleks uśmiechnął się do siebie zadowolony, kiedy pomieszczenie wypełniły pierwsze akordy jednej z piosenek Foo Fighters. Teraz można się bawić, pomyślał i popił drinka, nawet nie zauważając, że ktoś do niego podszedł.
– Twój gust muzyczny, jak widzę, wcale się nie zmienił – usłyszał głos i mimowolnie się uśmiechnął, gdy rozpoznał, do kogo należy.
– I już nigdy się nie zmieni – odpowiedział jej, po czym pozwolił się przytulić. Gośka postanowiła go bardzo wylewnie przywitać, objęła go ciasno ramionami i docisnęła do swoich bardzo dużych piersi. (Naprawdę wielkich. Kiedyś Aleks się zastanawiał, czy od dźwigania tych ciężarów nie bolały ją plecy.)
– Nic się nie zmieniłeś – powiedziała, puszczając go, a po chwili jeszcze nachyliła się do niego, obcałowała jego dwa policzki, a później, w ogóle nie krępując się, że kilka kroków dalej stał jej chłopak, pocałowała go soczyście w usta. Zawsze tak robiła, gdy jeszcze byli w szkole Białecki zastanawiał się, czy się w nim nie zakochała, ale szybko doszedł do wniosku, że nawet nie było takiej opcji. Wiedziała przecież, że jest gejem i że te jej dwa wielkie cycki prędzej wystraszyły by go na śmierć, niż podnieciły.
– Ty także – odpowiedział i otarł usta, uśmiechając się z zakłopotaniem. Czasem, gdy Gośka tak okazywała mu swoją przyjaźń i robiła to, kiedy obok znajdowały się inne osoby, bardzo go to krępowało. A teraz, w salonie był nie tylko jej chłopak, ale też i Jasiek, który przyglądał się im z zaciekawieniem.
– Co się do mnie nie odzywasz, gamoniu, co? – prychnęła i posłała mu wymowne spojrzenie. – Tęskniłam za tą twoją krzywą mordą, pacanie! – powiedziała i chyba znowu chciała go albo przytulić, albo pocałować, gdy nagle obok nich pojawił się Jasiek.
– Cześć, Jaś jestem – przedstawił się i wyciągnął dłoń przed siebie, po czym wpatrzył się w zdziwioną Gośkę z wyczekiwaniem.
– Och – rzuciła dziewczyna, najwidoczniej nie spodziewając się czegoś takiego w chwili, kiedy była zaabsorbowana kimś innym. Aleks patrzył to na swojego kolegę z zespołu, to na koleżankę z dawnych lat i ze zdziwieniem zauważył u Janka dziwny, bardzo zacięty wyraz twarzy, którego nie przybierał zbyt często. Tylko wtedy, gdy mieli próby, a on chciał udowodnić Białeckiemu, że był o wiele lepszy, niż Aleks uważał. – Małgośka. Gośka – odpowiedziała i uścisnęła mu rękę.
– Często się całujecie przy publice? – zapytał i popił swojego drinka, mierząc ich dość chłodnym wzrokiem.
– Kiedyś tak – odpowiedziała nieświadoma Gośka i zaśmiała się, mrugając porozumiewawczo do Aleksa, który, nie zdając sobie z tego sprawy, zaczerwienił się lekko. Prawdopodobnie gdyby zobaczył swoją twarz, już byłby w remkowym ogrodzie i własnoręcznie kopałby sobie grób. Bo, przecież, czemu miałby się wstydzić? To tylko głupi szczyl, pomyślał zirytowany, ale wzrok Janka był tak wymowny, tak przezierający na wskroś, że Aleks, chociaż sam nie wiedział dlaczego, poczuł się winny.
Tylko, cholera, no właśnie dlaczego? I czemu ten głupi gówniarz tak patrzył?