Codziennie to samo. Wstawanie rano z łóżka, praca, dom, film w telewizji lub gra, potem znowu sen. Adama dni wyglądały podobnie zmieniając się jedynie wtedy, gdy koledzy z biura jakimś cudem zaciągali go do baru niedaleko pracy na jedno czy dwa piwa. Chociaż wtedy nie czuł się zbyt komfortowo wśród obcych mu ludzi czających się wokoło. Siedział przy stoliku przysuwając się jak najbliżej ściany, przysłuchiwał się rozmowie i tylko czasami wtrącał swoje trzy grosze. Koledzy dziwili się trochę, że z niego taki odludek. W firmie dla wszystkich zawsze był miły, uczynny, im też pomagał, a także był punktualny i pedantyczny, chociaż większość czasu siedział przy biurku z nosem w komputerze i zatracał się w świecie programowania. Podejrzewali, że nigdy nie miał dziewczyny, korciło ich aby zapytać go czy jest prawiczkiem w wieku dwudziestu pięciu lat, jednak zbytnio go lubili aby wtrącać się w tak intymne sprawy, nie chcieli psuć dobrej atmosfery w pracy.
Adam zwykle wracał z pracy prosto do domu, czasami zachodząc do sklepu. Przemykał przez osiedle mówiąc „dzień dobry” przechodzącym obok mieszkańcom, ale nigdy nikomu nie patrzył prosto w oczy. Mijał dwa mieszkania na swoim piętrze i pospiesznie zamykał za sobą drzwi zaszywając się w mieszkaniu. Cieszył się, że nie musi widywać sąsiadów. Ci z pierwszych drzwi ewidentnie pracowali w innych niż on godzinach, natomiast drugie mieszkanie, to bliżej jego, stało puste od dłuższego czasu czekając na wynajem.
Lecz jednego dnia coś się zmieniło, zakłóciło jego spokój. Gdy wrócił z pracy i wyszedł z windy, jego oczom ukazały się otwarte drzwi środkowego mieszkania, a przed nimi stało kilka kartonów i stół, który zabierał prawie całe miejsce w korytarzu. Z wnętrza dobiegała głośna muzyka. Adamowi zrzedła mina. Nie podobało mu się, że będzie miał nowego sąsiada za ścianą, i to chyba głośnego. Wychylił się zaglądając ostrożnie do mieszkania, a gdy nikogo nie zauważył, przebiegł pośpiesznie przeciskając się przy stole, otworzył drzwi i szybko zamknął się w swoim azylu. Odetchnął z ulgą, że nie musiał stawiać czoła nowemu przybyszowi, jednak odrobina ciekawości wzięła nad górę. Wyjrzał przez judasza i z zainteresowaniem wyczekiwał osoby, która wprowadza się obok. Nie musiał długo czekać, gdyż chwilkę później z mieszkania wyszedł młody mężczyzna ubrany w szare dresowe spodnie i biały t-shirt. Na oko był w wieku Adama, miał czarne krótkie włosy schludnie przystrzyżone, oraz sportową sylwetkę.
Nowy lokator stanął nad swoimi rzeczami rozmyślając co teraz przenieść. Rzucił okiem na stół a potem na drzwi Adama zastanawiając się czy nie zapukać, może jest tam ktoś, kto pomógłby mu z meblem. Adam speszył się zauważając jego wzrok, zasłonił szybko judasza i odsunął się od drzwi. Brunet wyjął z kieszeni spodni komórkę i wybrał na niej numer.
— Cześć, tu Krzysiek. Tak, właśnie kończę, ale zabrałem ze sobą stół a nie mam żadnych narzędzi żeby go rozkręcić. Tak, nie zmieści się przez drzwi, dosłownie milimetry. A weź, ci kolesie od przeprowadzki w ogóle nie byli pomocni, a na pewno mieliby chociaż śrubokręt w samochodzie!
Adam nadal stał przy drzwiach i słyszał całą rozmowę, pomyślał, że ma przecież w domu wkrętarkę. Nie, za bardzo się boi, wstydzi się od tak po prostu wyjść i co mu powie? Że podsłuchiwał? Że przemknął obok nie zaglądając, nie pytając go o pomoc? Nie, to by było głupie. Ponownie powoli odsunął przykrywkę judasza.
— Super, dzięki — Krzysiek właśnie kończył rozmowę. — To czekam, kupię zimne piwko w podzięce. — Roześmiał się serdecznie i zmierzwił krótkie włosy.
Schował telefon, podniósł z ziemi jeden z kartonów i zaniósł do mieszkania. Adam odetchnął z ulgą, że tamten jednak nie zapukał do jego drzwi tylko zadzwonił po kolegę.
Resztę wieczoru chłopak spędził jak zwykle, przed komputerem. Kolorowy ekran odbijał się w szkłach jego okularów. Na twarz spadały rozpuszczone brązowe włosy, ale raczej nie przeszkadzały mu grać. Cały czas za ścianą słyszał cichą muzykę, ponieważ salony ich mieszkań przylegały do siebie. Po kilku godzinach w korytarzu nastał harmider, zapewne kolega Krzyśka pomagał mu ze stołem, a potem nagle muzyka wybuchła głośniej, na co Adam zmarszczył brwi, lecz nie przerwał grania. Myślał tylko o tym, że nie będzie mu dane zaznać spokoju, skoro mieszkanie obok nie będzie stało już puste. Westchnął głośno.
Następne dni mijały mu prawie tak jak zwykle. Jedyne, co się zmieniło, to to, że wychodząc z domu lub do niego wracając, przemykał szybko obok drzwi Krzyśka tak, aby się na niego nie natknąć. Bał się poznawać nowych ludzi, szczególnie mieszkających tak blisko. Niestety jednego dnia, gdy wychodził do pracy i już przekręcał klucz w zamku, usłyszał że drzwi obok otwierają się.
— O, dzień dobry! Już sądziłem, że tu nikt nie mieszka.
Adama oblał zimny pot a dłonie zaczęły mu się trząść. Powoli odwrócił się do sąsiada, który przyjaźnie uśmiechał się na powitanie również zamykając swoje mieszkanie.
— Dzień dobry — mruknął pod nosem i czym prędzej pobiegł do schodów nie czekając na windę.
Krzysiek zdziwiony odprowadził go wzrokiem nie zdążywszy nic więcej powiedzieć.
— Chyba mu się spieszyło... — Wzruszył ramionami i wyszedł do pracy.
Krzysiek był otwartą osobą, lubił poznawać nowych ludzi, wychodzić na miasto i bawić się. Tego dnia miał kilka spotkań na mieście z klientami firmy reklamowej, w której pracował, a potem, kończąc wcześnie, miał spotkać się ze swoją dziewczyną Anią.
W jednej z modnych knajpek w centrum miasta jeszcze nie było ciasno. Dopiero za kilka godzin ludzie zaczną schodzić się na wieczorne spotkania po pracy. Gdy Krzysiek wszedł do środka rozglądając się za Anią, ta zamachała mu na przywitanie. Ucałował ją namiętnie w usta dotarłszy do stolika.
— Krzysztof! Nie przy ludziach — strofowała go.
Gdy usiadł zabębniła starannym manikiurem o blat stołu wyczekując niecierpliwie kelnera.
— Stęskniłem się, nie widzieliśmy się od mojej przeprowadzki — stwierdził z wyrzutem.
— Wiesz przecież, że miałam kupę roboty. Lepiej powiedz jak ci się mieszka.
Kelner przyniósł wyczekiwaną lemoniadę i humor jej się poprawił, spojrzała na Krzyśka z większym zainteresowaniem.
— Okolica bardzo przyjemna, no i w końcu bliżej centrum, bliżej pracy.
— Nie będziesz wreszcie narzekał na długie dojazdy.
— Tak, prawda. — Krzysiek spojrzał na nią krytycznie, gdy znowu straciła nim zainteresowanie przeglądając menu. — Ania, skoro już wynająłem nowe mieszkanie, sam, to może tak jak wcześniej rozmawialiśmy, wprowadziłabyś się do mnie?
Minęła chwila nim spojrzała na niego znad karty.
— Rozmawialiśmy też o tym, że nie za bardzo mogę zostawić Iwonę. Wiesz przecież, że ma problemy finansowe. A ty teraz zarabiasz więcej, możesz trochę pomieszkać sam, pożyć w pełni swobodnie. — Uśmiechnęła się, ale nie był to specjalnie szczery uśmiech.
— Dobrze, masz rację — stwierdził zrezygnowany i też zajrzał w menu, ale zaraz coś sobie przypomniał. — Ale w sobotę przyjdziesz? Mówiłem ci, że robię parapetówkę.
— Tak, oczywiście kochanie.
Podczas obiadu rozmawiali o zwyczajnych rzeczach, pracy, zakupach Anki, lecz myśli Krzyśka cały czas ulatywały i błądziły gdzieś pod sufitem. Całą drogę do domu rozmyślał o ich związku. Spotykali się już ponad rok. Wprawdzie Ania była od niego młodsza o trzy lata, dopiero zaczynała wolne życie z niezłą pracą, więc korzystała z życia na całego, ale sądził, że po takim czasie chociaż zamieszkają ze sobą. Nie mieli kredytów, własnych mieszkań, nie byli nigdzie uwiązani, zawsze mogli się rozstać i potem wynająć coś samodzielnie. Złapał się na myśli, że mogliby się rozstać. Czemu o tym pomyślał? Chyba zaczynał w końcu dostrzegać jakiś brak zaangażowania ze strony Anki. Zaczął zastanawiać się czy jeszcze jej na nim zależy, a może po prostu obydwojgu brakuje wakacji? Zatrzymał się rozglądając wokół. Wysiadł z autobusu i właśnie szedł przez park. Drzewa zdążyły się zazielenić, pszczoły uwijały się przy świeżych kwiatach. Słońce wprawdzie chyliło się już ku zachodowi, ale dni były coraz dłuższe i cieplejsze. Budząca się wiosna nastrajała już do myślenia o urlopie, gorącym piasku i zimnych drinkach. Krzysiek poweselał na myśl o Ance w skąpym stroju kąpielowym, jaki miała na sobie w zeszłym roku podczas ich wakacji. Żwawym krokiem ruszył do domu z przyjemną myślą o wolnych dniach sam na sam z dziewczyną gdzieś na białych piaskach. Tak, urlop to będzie dobry pomysł.
Wrócił do domu i prędko przebrał się w strój sportowy a do torby wrzucił ubranie na zmianę i szybko wyskoczył z mieszkania, aby zdążyć na umówione spotkanie do siłowni. Na klatce jednak zderzył się z Adamem, który akurat przy jego drzwiach pochylił się żeby podnieść rachunek ze sklepu, który upadł mu na ziemię. Adam plasnął tyłkiem o posadzkę.
— O matko, przepraszam! Nic ci nie jest?!
Krzysiek pośpiesznie pochylił się ku niemu rzucając swoją torbę na ziemię. Niestety zakupy Adama też upadły na podłogę. Krzysiek pomógł mu wstać podając rękę i Adam dopiero po chwili zorientował się co się wydarzyło. Zabrał szybko dłoń, speszony i schylił się pozbierać zakupy. Podniósł karton jajek, z którego wyciekała przezroczysta strużka gluta.
— O rany, przepraszam. — Krzysiek pomógł mu zebrać zakupy. — Potrzebujesz teraz jajka? Mam w domu kilka, jak chcesz…
— Nie, dziękuję. — Adam zatrzymał go łapiąc za ramię, gdy Krzysiek już otwierał drzwi swojego mieszkania. Ale zaraz puścił go czerwieniąc się na twarzy. — Kupowałem na zapas, nie ma sprawy.
— W takim razie zapłacę.
— Naprawdę nie trzeba. — Chciał uciec jak najszybciej.
— Przepraszam, kiepsko zaczęliśmy. Poprzednio chyba bardzo się spieszyłeś, a teraz to.
Adam spojrzał na jego życzliwy uśmiech i lekkie zakłopotanie. Sąsiad wyciągnął rękę.
— Nazywam się Krzysztof Brzezicki. Krzysiek.
Chwilę się wahał przy odpowiedzi, ale nie chciał wyjść na większego dziwaka niż był, więc uścisnął dłoń.
— Adam Sokolik.
— Bardzo mi miło. — Krzysiek nie chciał puścić jego ręki i Adamowi zaczynało się robić gorąco. Im dłużej wpatrywał się w jego szare oczy, tym mocniej waliło mu serce.
— W sobotę robię parapetówkę, może przyjdziesz? Poznamy się bliżej. W końcu mieszkamy obok siebie, powinniśmy jakoś się znosić — zaśmiał się na własne słowa.
— Imprezę? Ta… to znaczy nie, może, nie wiem — zacinał się — zobaczę, możliwe, że nie będę mógł — skłamał.
— Może jednak ci się uda, jak tak, to do zobaczenia. Muszę już uciekać.
Uśmiechnął się, pomachał i zbiegł po schodach.
Adam wrócił do siebie zmieszany całą sytuacją. Sobota, to już pojutrze. Miałby pójść do obcego chłopaka i bawić się z jego znajomymi, których też kompletnie nie zna? Nie, to nie dla niego. Nie pójdzie tam na pewno. Postawił zakupy na stole w kuchni, wyciągnął opakowanie z jajkami i wybrał te, które się nie rozbiły. Może gdyby znał go dłużej i lepiej? Bo co teraz o nim wiedział? Nic. Nic oprócz tego, że był przystojnym, ładnie zbudowanym brunetem o ślicznych szaro-niebieskich oczach. Adama zapiekły uszy, serce w piersi zabiło mocniej, poczuł gorąco w podbrzuszu. Dawno nie myślał o żadnym mężczyźnie, starał się nie skupiać zbyt często na tej części swojej egzystencji na tym świecie. Już dawno pogodził się z myślą, że do końca życia będzie sam.
Poszedł do łazienki i obmył twarz zimną wodą. Spojrzał krytycznie na odbicie w lustrze. Bo kto by się nim zainteresował? A tym bardziej jak Adam mógłby się zdecydować na pierwszy krok i zagadać do jakiegoś chłopaka? I do tego zwykle ci, którzy wpadali mu w oko, okazywali się normalni. Tak jakby wszyscy geje chowali się przed nim, uciekali. Patrzył na swoją twarz, zniekształconą z powodu braku okularów na nosie. Założył je, rozpuścił włosy związane do tej pory w krótką kitkę, opadły przyklejając się gdzieniegdzie do mokrej twarzy. Jak ktoś taki jak Krzysiek mógłby go chcieć? Nawet gdyby był gejem, Adam byłby zapewne ostatnią osobą na świecie, na którą chciałby spojrzeć. Chociaż… Zaprosił go przecież na parapetówę, chciał się poznać, zaprzyjaźnić, a może to tylko zwykła uprzejmość? Pewnie tych z pierwszego mieszkania też zaprosi, tak aby się przypodobać.
Oparł ręce o blat zwieszając głowę w dół. Przez nitki włosów zerknął na swoją prawą dłoń, którą uścisnął Krzyśka, a potem złapał go za ramię zatrzymując. Dłoń zrobiła się ciepła, wręcz gorąca. Spojrzał w taflę lustra a palce dotknęły warg, które się lekko rozchyliły. Przymknął oczy a dłoń zsunęła się po klatce piersiowej wsuwając się do spodni, dotykając coraz bardziej nabrzmiałego penisa. Jęknął. Dawno o nikim nie myślał, dawno się nie dotykał. Tak przyjemnie byłoby to poczuć gdyby inny mężczyzna niż on sam pieścił go teraz. Drugą ręką pospiesznie rozpiął spodnie i zsunął je razem z bokserkami uwalniając członka. Przysiadł na toalecie i szybko doprowadził się do orgazmu myśląc o słodkim uśmiechu sąsiada. Niewiele potrzebował, uśmiech, spojrzenie, muśnięcie ręki, których zwykle nie otrzymywał odgradzając się murem od innych. Po wszystkim dyszał ciężko i nie chciał ponownie spojrzeć na siebie w lustrze.
Tego wieczoru będąc już w łóżku, na laptopie obejrzał kilka filmików porno w sieci. Jeden z mężczyzn w nich występujący trochę przypominał mu Krzyśka. Znowu doprowadził się do orgazmu. Było mu dobrze, ale jednocześnie nienawidził siebie. Niby się nie pogodził ze sobą, ale mimo tego brakowało mu dotyku drugiej osoby, ciepła i miłości. Zakrył oczy dłonią a po policzkach spłynęły łzy ledwo widoczne w mroku.