ROZDZIAŁ 16
Na siłę został wyciągnięty z samochodu. Zimna stal przystawiona do karku powodowała u niego nieprzyjemne dreszcze. Wystarczył jeden nierozważny krok, naciśnięcie spustu i mogło być po nim. Jednak nie to mroziło strachem jego serce. O wiele gorsza była świadomość, że ten zwyrodnialec może skrzywdzić Christiana. Bardziej bał się o niego niż o siebie. Jemu tylko było żal Alessia, bo gdy jego zabraknie partner oszaleje, a później sfora już będzie wyczekiwać śmierci bety, bo innej możliwości nie było.
Mężczyzna popchnął go na maskę Hamera tak mocno, że Luis opadł na nią i w ostatniej chwili podpierając się na rękach, aby nie uderzyć twarzą o blachę. Poczuł jak gliniarz rozstawia mu stopą nogi zaczynając jedną ręką go przeszukiwać. Uniósł spojrzenie na Christiana, o którym zdawało się napastnik zapomniał, i wtedy zrozumiał, że przyjaciel nie był bezbronny. Nawet ze swojego miejsca widział zmienione oczy zmiennego smoka. Wystarczyła jedna chwila i komisarza nie byłoby. Pomimo tego jak łatwo przyszłoby uwolnienie, nie chciał, żeby Christian się zapomniał i go zabił, nawet będąc smokiem. Zresztą kto wie czy byli sami. Napastnik mógł rozstawić gdzieś swoich strażników, a ci obserwujący ich, z łatwością mogliby nagrać całe wydarzenie. Nie chciał, żeby świat zmiennych został zniszczony przez jeden błąd. Zresztą nadal sobie wyrzucał to, że mając się za dobrego kierowcę pozwolił sobie na błędy. Zamiast w trybie natychmiastowym wycofać auto, on się zawahał co przesądziło sprawę. Wcześniej cofnąłby na tą pieprzoną łąkę, zawrócił i… Chociaż nie był pewny czy uciekłby przed tym wielkim, czarnym wozem terenowym, którego nazwy Luis nie znał. Dał dyskretnym ruchem głowy znak przyjacielowi, żeby nic nie kombinował, a on sam pozwolił mężczyźnie obszukać siebie. Gdy ten skończył, przypomniał sobie o pasażerze auta.
– Nie ruszaj się, bo odstrzelę ci łeb – syknął złowrogo komisarz do Luisa, po czym zwrócił się do siedzącego w samochodzie blondyna: – Ty, chodź no tutaj, chłopcze. Nie rób głupstw, bo twój koleżka zginie.
Chris, na całe szczęście już o ludzkich oczach, dołączył do Luisa. Został tak samo zrewidowany jak przyjaciel. Teraz obaj stali na przeciw agresora wpatrując się to w niego, to w wycelowaną broń, która mogła powalić konia. Rękaw marynarki, którą mężczyzna miał na sobie podciągnął się do góry odsłaniając męską bransoletę, główną część ozdoby dłoni, o której sobie Luis ostatnio przypomniał.
– Szkoda, że wziąłeś ze sobą kumpla, Bright. On też będzie musiał zginąć.
– Jeżeli mam zginąć, to chcę wiedzieć za co – rzucił butnie Christian.
-O czyżby trafiła mi się owieczka z pazurami? Patrzcie panowie i panie jaki odważny. Czegóż sobie życzysz przed śmiercią, drogi chłopczyku? A może ty jesteś dziewczynką, wyglądasz jak baba. – Skrzywił się mężczyzna.
– Dla twojej informacji, żeby ci nie stawał na mój widok, to jestem facetem i chcę wiedzieć dlaczego pragniesz nas zabić. – Christian uniósł dumnie podbródek zaplatając ręce na piersi. Nie wyglądało na to, że łatwo zrezygnuje.
Luis chciał go przed tym powstrzymać, ale nie miał na to szans. Zmienny smok już nie był wystraszonym chłopcem, tylko gdy sytuacja tego wymagała zmieniał się w silnego mężczyznę i nie miało znaczenia to jak wygląda, czy się ubiera.
– Mogłem się domyślić, że tak ubrany możesz być tylko ciotą. Bright, ty też nią jesteś?
– Panie komisarzu, niech pan nie pierdoli, bo nie mamy czasu, tylko powie nam o co tu chodzi – warknął Christian.
– To wy czasu nie macie. Ja mam całe lata, a was odstrzelę i padniecie niczym kukiełki zamieniając się w zimne trupy.
– Przekonamy się. Czekam na wykonanie ostatniego życzenia skazańca. Wie pan, każdy skazany na śmierć ma prawo do ostatniego życzenia.
– Właśnie – wtrącił Luis dochodząc do wniosku, że podkulanie ogona nic nie da. Przynajmniej przed śmiercią dowie się o co tu chodzi i miał niejasne przeczucie, że Chris gra na zwłokę. To mu przypomniało, że już powinien być w domu. Kiedy nie pojawił się w nim na czas i żaden z nich nie odbierze telefonu, które pewnie za chwilę zaczną dzwonić, możliwe, że ktoś wdroży poszukiwania. – Jak powiedział mój kumpel, chcemy znać prawdę i dowiedzieć się dlaczego zginął Henry. Dlaczego chcesz nas zabić i jak mnie znalazłeś, panie wielki, cholerny, skurwielu.
– Pięknie się wyraża tak młody chłopak. Czego cię rodzice nauczyli?
– Tego co mnie – wtrącił zmienny smok. – Oficjalnie wielki stróż prawa i pewnie przykładny obywatel oraz idealna głowa rodziny jest pierdolonym mordercą i kto wie kim jeszcze. Gadaj, zanim marnie skończysz.
– To wy marnie skończycie, ale jak tak chcecie to powiem wam dlaczego. W sumie już nikomu nie powiecie.
***
Martin słysząc cichy alarm sięgnął po telefon. Na wyświetlaczu widniało imię Christiana. Jakiś czas po porwaniu zainstalowali małe zabezpieczenia, ot tak na wszelki wypadek, który jak się właśnie okazało nastąpił. Mógłby zadzwonić, lecz partner wysłał jeden z dwóch alarmów, ten mówił, żeby nie dzwonić tylko podjąć inne kroki. Wiedząc gdzie mniej więcej ukochany pojechał, miał jedno do zrobienia. Wezwał do gabinetu, poza Danielem, swojego betę, bo jego też to dotyczyło, nie tylko ze względu na zajmowane stanowisko. Gdy ci przybyli – Acardi trochę zdenerwowany, bo jego partner nie wracał – powiedział im, że coś się dzieje i jedyne, co na obecny moment mogą zrobić, to namierzenie samochodu i włączenie sprzętu, do którego nadajnik został umieszczony w aucie. Włącza się go w ostateczności, co zapewnie Christian zrobił, a to znaczyło, że obaj mieli kłopoty. Nie każdy samochód był w to zaopatrzony, tylko te nowe i te, które dostały się w ręce Madrasa. Dzięki temu nowemu urządzeniu będą wszystko słyszeć, a i mają możliwość nagrania tego, cokolwiek by się nie działo. Pytanie jak daleko Chris z Luisem znajdowali się od samochodu.
– Co się dzieje? Luis i Chris jeszcze nie wrócili. – Alessio cały gotował się w środku. Czuł, że coś jest nie tak. Dzwonił już do partnera, a ten nie odbierał.
– Chyba nasi chłopcy mają kłopoty. – Martin odsunął szufladę i wyjąwszy mały odbiornik podłączył go do komputera. Na ekranie monitora wpisał wszystkie potrzebne dane i hasło dostępu oraz nazwę samochodu. Kolejna nowość wymyślona przez genialnego Madrasa. Nie był tylko mechanikiem i cudotwórcą, ale też zdolnym elektronikiem i wynalazcą. – Gdyby mieli wypadek Christian wysłałby drugi z alarmów. Może zadzwoniłby, ale widać nie może tego zrobić. Zaraz się przekonamy o co chodzi.
– Wiem gdzie byli. Pojadę tam – mówił Alessio – i na pewno ich znajdę. Mogli wracać tylko jedną z dwóch dróg.
– Czekaj. Nie bądź w gorącej wodzie kąpany. Mamy GPS i inne zabawki. – Daniel zatrzymał swojego betę. – Poza tym cokolwiek to jest, lepiej zbadać co się dzieje i wiedzieć co robić niż działać pod wpływem impulsu.
– Czekać? Co jeżeli to coś nie zadziała? – Wskazał palcem na czarne urządzenie. Chciał jeszcze coś dodać, ale przez głośniki komputera doleciała do ich uszu rozmowa, a męski, szorstki głos przeszył na wylot serce Alessia. Znał ten głos z wywiadów w telewizji i nawet z tego durnego filmiku, który po odnalezieniu wstawił na Youtube w jakiejś kawiarence internetowej oraz odwiedził pewną stację telewizyjną. Dlatego tak długo mu zeszło. – To komisarz. Jak on ich znalazł? – Nie uzyskał odpowiedzi tylko zaczął słuchać opowieści gliniarza, chociaż bardzo chciał już tam jechać, a nie siedzieć na dupie – albo stać w jego przypadku – i czekać na zmiłowanie pańskie. Bardzo chciał zabić tego człowieka, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie wolno mu tego zrobić. Niestety instynkt obrony partnera był tak silny, że będąc tam nie zastanawiałby się co robić. Wilk był tuż pod powietrznią skóry, drapał ją swoimi pazurami, pragnąc biec na miejsce jakie wskazał sygnał GPS–u. Na alfy nie patrzyły już oczy człowieka i tylko wilcze, błagały ich o pozwolenie, by wyruszył na pomoc. Niech go w końcu spuszczą ze smyczy.
– Jeszcze nie – powiedział Martin równie mocno przerażony i zdenerwowany. – Chris wie co robi. Ufam mu, a on nam. Zwołam resztę. – Wyjął telefon i zaczął wysyłać
sygnałki do swoich żołnierzy. W międzyczasie włączając nagrywanie. – Ale przygotujcie się.
– Jestem gotowy – rzucił Alessio oddychając ciężko przez nos.
– Panuj nad sobą, inaczej tu zostaniesz. Nie chcemy masakry, a ten facet ma iść siedzieć, nie skończyć w grobie – rozkazał Daniel. – Też chcemy tam być. Dwie minuty i tam będziemy, jeśli coś się będzie działo. Adam i inni już będą na nas czekać.
Alessio zacisnął pięść, wbijając sobie pazury w skórę starając się panować nad sobą i skupić na tym co słyszał z tej durnej maszyny.
***
– Chcesz wiedzieć w jaki sposób cię znalazłem? Sądzisz, że odnalazłem cię dzisiaj? Dzieciaku, miałem ciebie na oku już od jakiegoś czasu. Wiesz jak? – Napastnik przysiadł na masce swojego samochodu nadal celując w swoje przyszłe ofiary. – Popełniłeś błąd dzwoniąc, w czasie ucieczki przede mną, do swojego przyjaciela. Mam dojścia wszędzie, więc sprawdziłem twoje połączenia i znalazłem numer tego baby–chłopa. – Wskazał na Christiana, który się naburmuszył. – Później już nie było trudno go odnaleźć. Natomiast Henry, a tak naprawdę Andrew… Cóż, to był chciwy chuj. Mógł być sławny z tego powodu, że złapałby kogoś takiego jak ja na lewych interesach, delikatnie mówiąc. Przypadkiem zobaczył i nagrał to czego nie powinien. Niestety, biedaczek sądził, że więcej ugra szantażując mnie. Wygrał swój grób. Zabiłem go. Za chwilę do niego dołączycie.
– I co zrobisz z ciałami na tym pustkowiu? – zapytał Luis. – Masz łopatę, żeby wykopać nam wspólny grób?
– No i kumpli, którzy pomogą kopać, bo ja sobie nie będę niszczył swoich delikatnych rączek. Robiłem rano manikiur. – Christian dmuchnął na swoje paznokcie i ostentacyjnie zaczął je oglądać. – Poza tym zniszczyłbym sobie fryzurę. Podobają ci się moje włosy? – Wygiął się kusząco do mężczyzny robiąc usta w dziubek.
– Takich jak ty powinni zagazować. Co z wami zrobię, po tym jak strzelę wam w łeb, to już nie wasze zmartwienie. Idziemy! – Wskazał ruchem dłoni kierunek, lecz kiedy ci się nie ruszyli złapał Christiana jedną ręką i popchnął go do przodu. – Panie, Bright czekam. Nie chciałbym go zastrzelić jako pierwszego i… – Nie dane mu było dokończyć, ponieważ usłyszał za plecami warczenie, które się zbliżało.
Luis nie ruszał się widząc kątem oka zbliżające się wilki. Nie mógł pozwolić, żeby którykolwiek zginął z jego powodu. Zastanawiał się czy wśród nich jest Alessio, ale z tego co wiedział, kochanek był białym wilkiem, a takiego w stadzie nie było.
– Co to jest? – Komisarz zgłupiał celując tym razem do zwierząt tak ogromnych, jakich jeszcze w życiu nie widział.
– Tutejsze wilki są bardzo agresywne i wielkie – powiedział Christian mając oczy smoka. Podłużne źrenice były bardzo wąskie, a ich otoczka mieniła się niczym diamenty. – Jedno cap i po panu.
– One mi nic nie zrobią.
– Ale ja mogę?
Luis uniósł bardziej głowę i poczuł jak ciepło ogarnia całe jego serce. Na skale stał Alessio. Pewny siebie, silny, męski, z napiętymi mięśniami, wściekły i czekający na ruch, który mógłby wykonać. Gdyby Luis mógł wytrącić broń komisarzowi, napastnik nie byłby groźny. Bał się, że w chwili ataku zastrzeli Alessia. Niestety, kiedy poruszył się, agresor skierował broń prosto na niego, ale ten moment wykorzystał jeden z wilków. Dobiegł w mgnieniu oka do komisarza i skoczył na niego chcąc wytrącić mu broń. Ta w tym momencie wystrzeliła, ale na całe szczęście kula znalazła swoje miejsce w blasze samochodu, a Luis tym razem zareagował szybko i w czasie ataku wilka padł na ziemię. Dalej wydarzenia potoczyły się same.
Alessio ogarnięty furią znalazł się przy napastniku, jak tylko Martin unieszkodliwił komisarza na tyle, że ten nie miał już pistoletu. Dopadł do niego ledwie powstrzymując się, żeby nie przemienić się i nie zabić faceta. Skoczył do góry i jednym kopniakiem z pół obrotu wycelował stopą prosto w twarz człowieka, który chciał zabić jego partnera, a tego się nie wybacza. Komisarza to jednak nie zwaliło z nóg. Rzucił się na Alessia i obaj zaczęli ze sobą walczyć. Wilk bety merdał w nim ogonem i śmiał się w duchu, że może pobawić się z tym panem, pozwolić mu na małą przewagę, by zaraz zająć się nim ostatecznie. Walka nie trwała długo i nawet tak dobrze wyszkolony policjant nie miał szans z Alessiem. Zmienny wkrótce skończył „zabawę” i wyparował kilka solidnych ciosów bokserskich, a także parę kopniaków tak mocnych, że te postawnego człowieka powaliły nieprzytomnego na ziemię.
– Nigdy, przenigdy nie wolno krzywdzić mojego partnera! – wrzasnął i nie wytrzymawszy już napięcia uklęknął na ziemi zdyszany. Zaraz się przemieni i zabije tego faceta. Zawarczał z głębi siebie i wysunął kły, zamiast paznokci pojawiły się pazury, którymi mógłby rozharatać klatkę piersiową każdego wroga. Ktoś chwyciwszy go za ramiona podciągnął do góry i trzymał, byle tylko nie skoczył do tego sukinsyna.
– Uspokój go! – krzyknął Christian do Luisa. – Uspokój go, bo jak się zmieni będzie po tym człowieku! Nie chcemy zadrzeć z ludźmi! Nie chcesz też, żeby alfa się nim zajął, więc ty to zrób!
Luis zbliżył się do dygoczącego w bliskim szaleństwie Alessia. Objął dłońmi jego twarz i zaczął do niego szeptać, to co chciał powiedzieć, ale wcześniej nie potrafił.
– Kocham cię. Rozumiesz mnie? Kocham. Widzisz nic mi nie jest. Jestem cały. Nawet nie mam zadrapania. Kocham cię i chcę, żebyś był ze mną. Gdy zabijesz tego człowieka zostaniesz ukarany i nas rozdzielą. Nie pozwól na to. – Uśmiechnął się kiedy wilcze oczy partnera zwróciły się w jego stronę. – Jestem twój, a ty mój. Nic tego nie zmieni i nikt mi ciebie nie odbierze. Nie chcę też, żeby mi ciebie odebrano, dlatego zostaw go i chodź ze mną. Chcę zobaczyć twojego wilka i kochać się z tobą.
– On…
– On zostanie ukarany i gwarantuję, że z więzienia nie wyjdzie, tam się nim zajmą. Już po wszystkim. Skończyło się. Teraz pozwól nam zacząć nowe, spokojne, rutynowe życie. – Przytulił go, a po chwili kiedy Alessio został uwolniony, przez wilczych zmiennych, objął go. Luis wypuszczając z siebie wstrzymywany oddech odnalazł ustami jego usta i połączył je w długim, gorącym pocałunku, aby po chwili go zakończyć i zabrać Alessia do samochodu. Wiedział gdzie pojadą. Tam będą mieli spokój i czas tylko dla siebie, a Christian zrobi wszystko, żeby tego dopilnować.
***
Zatrzymawszy samochód blisko rzeki, Luis z niego wysiadł. Poczekał aż Alessio do niego dołączy i wtedy objął kochanka w pasie całując go w kark z czułością.
- Zmień się dla mnie. Pokaż mi drugiego siebie, skarbie.
Alessio nieco spokojniejszy, ale wciąż mający ochotę kogoś rozerwać, zapytał:
- Jesteś pewny?
- Zdecydowanie.
Zmienny cofnął się i przymknąwszy powieki dokonał spokojnej przemiany. W ciągu sekundy na miejscu człowieka znalazł się wilk o nieskazitelnie białej sierści i tak bardzo puchatej, że chciałoby się wsunąć w nią palce. Co też Luis zrobił, kiedy wilk trącił nosem jego dłoń. To czego zaznał było niesamowicie silnym przeżyciem. To nie było dotykanie zwierzęcia tylko raczej uczucie można było porównać do pieszczenia mistycznego stworzenia, czego ze zrozumiałych przyczyn nigdy nie robił, ale tak to sobie wyobrażał.
- Jesteś piękny. - Wilk trącił jego nogę potężną łapą. - Mówię prawdę, nie mów, że jesteś taki skromny. -Ukucnął przed nim i musiał spojrzeć w górę, żeby ich oczy mogły się na chwilę spotkać. Złapał sierść po bokach pyska. Pyska, który jednym kłapnięciem oderwałby mu głowę. - Idź, pobiegaj, bo wiem, że tego potrzebujesz, a potem wróć do mnie jako człowiek, będę czekał. - Wstał i zdjął koszulkę. Zamierzał popływać i poczekać na niego w wodzie. Wilk zniknął zanim on nagi wszedł do rzeki. Ufał mu i wiedział, że Alessio będzie grzeczny i nie poszuka sobie ofiary. Mając czas wyłącznie dla siebie, odetchnął pogrążając się w rozmyślaniach, kiedy woda aż do ramion przysłoniła jego ciało.
Wystarczyła jedna chwila, żeby zniknął z tego świata, jedno słowo, żeby odtrącił Alessia i nigdy nie zaznał prawdziwego uczucia. Nawet nie chciał myśleć co byłoby gdyby. Ważne jest to co jest teraz i nie stracił życia, ukochanego. Będzie się starał, żeby jego związek z najcudowniejszym mężczyzną, jakiego poznał był szczęśliwy. Nie ma idealnych związków, partnerów, ale on sprawi, że każdy dzień gorszy czy zły będzie ideałem, bo nie będzie sam.
Zanurkował pod wodę, a kiedy wypłynął odebrało mu dech w piersiach. W jego stronę szedł nagi Alessio, a doskonałość jego ciała, dającego nieziemską rozkosz, wyznaczały poruszające się pod skórą mięśnie. Wyglądał na dużo spokojniejszego, ale nie do końca, co zaś podobało się ciału Luisa, które zaczęło reagować podnieceniem na tą iskrę niepewności co do tego, co zaraz nastąpi. Niemniej jednak nietrudno było zgadnąć co się wydarzy.
Alessio wszedł do wody nie spuszczając wzroku z Luisa. Wyszalał się biegając po lesie, ale najbardziej czego chciał to kochać się z partnerem, dotykać go i uwierzyć, że skurwiel nic mu nie zrobił, i ma go przy sobie całego oraz zdrowego. Spragniony kochanka przyciągnął Luisa do siebie od razu wpijając się w jego usta zaborczo i namiętnie. Przeogromnie go chciał.
Przytrzymał się mocno ramion mężczyzny pozwalając mu na dominację i dając się pochłonąć chwili. Wyczuwał pragnienie partnera i chętnie na nie odpowiadał przylegając ściśle do jego ciała. Kochał je, kochał jego i na potęgę potrzebował go tak, że to aż bolało. Świadomość, że go potrzebuje w każdy możliwy sposób była porażająca sama w sobie.
Alessio zjechał pocałunkami na szyję Luisa, a dłonie zacisnął na jego pośladkach. Wciągnął nosem korzenny zapach oznaczenia i zamruczał z zadowolenia. Wilk w nim powtarzał w kółko „mój, mój”.
-Tak bardzo cię pragnę - szeptał pieszcząc coraz namiętniej Luisa. Ich ściśnięte ze sobą ciała ocierały się o siebie. Czyste pożądanie wzmagało się podnosząc gorączkę ich ciał pomimo chłodnej wody otaczającej kochanków, która zamiast ich ochładzać tylko jeszcze bardziej pobudzała.
-To mnie weź. Na co czekasz? Nie traktuj mnie delikatnie, nie rozsypię się pod twoim dotykiem. – Oplótł ręce wokół karku Alessia i dał się pociągnąć w górę jakby nic nie ważył. Nogami owinął biodra mężczyzny będąc przygotowany na to, że ten wtargnie w niego. Alessio jednak miał inne plany. Chwycił go mocno i zaniósł na drugi brzeg porośnięty gęstą roślinnością dając im tym samym więcej intymności. Uklęknął opuszczając go na trawę, ponownie miażdżąc usta Luisa w żarliwym pocałunku. Nie śpieszył się, mimo że jego penis już chciał wedrzeć się w ciało kochanka, by poczuć jak tam jest ciasno i ciepło. Zsuwał się pocałunkami coraz niżej zatrzymując na chwilę, aby podrażnić sutki ukochanego. Złapał jeden pomiędzy zęby i pociągnął go. Zaciskające się w jego włosach palce podpowiedziały mu, że to się Luisowi spodobało. Pobawił się w ten sposób jeszcze drugim sutkiem, ale nie został tam zbyt długo.
Luis krzyknął kiedy jego penis znalazł się w ustach Alessia, który pochłonął go całego dotykając nosem włosów łonowych. Mężczyzna był w tym cholernie dobry i sprawiał, że jego ciało spragnione wszystkiego, co dawał mu kochanek stawało się rozgrzanym, drżącym nastawionym wyłącznie na rozkosz istnieniem. Po tym jak Alessio mu to robił rozpoznał jak bardzo kochanek jest na niego napalony. Brał go całego do gardła i ssał mocno jakby to robił ostatni raz i chciał się tym nacieszyć. Niespodziewanie mężczyzna wypuścił go z ust, akurat w chwili kiedy Luisa przeszedł dreszcz zapowiadający szybko zbliżający się orgazm. Zawarczał protestująco i uniósł głowę. Alessio z dzikim uśmiechem i ogniem w oczach polizał jego penisa i rozłożył mu szeroko nogi dobierając się do jego jąder. Całował je, lizał przesuwając językiem, brał do ust sprawiając, że Luis ponownie zaczął dygotać. Opadł głową na trawę nawet nie myśląc ile będzie miał jej i ziemi we włosach. Nie to się liczyło, tylko to co robił kochanek, który lizał go coraz niżej, tuż pod jądrami i jeszcze niżej chwytając go pod pośladkami i unosząc jego biodra do góry. Gwałtowny dreszcz przeszył jego ciało, kiedy kochanek owiał gorącym oddechem jego dziurkę, a potem trącił ją samym czubkiem języka. Uwielbiał gdy Alessio mu to robił. Nie przyznałby się do tego, ale kochanek sam potrafił z niego czytać jak z otwartej księgi. Chwycił pod kolanami swoje nogi i otworzył się na jego język i kutasa, którego z każdą chwilą coraz bardziej pragnął poczuć w sobie.
Kochał mu to robić, kochał reakcje Luisa na to specyficzne uczucie i napawał się jego jękami i widokiem takiego chętnego, podnieconego, otwartego i cudownego zarazem. Płaską powierzchnią języka przesunął po dziurce ku jądrom i z powrotem. Z wprawą zwilżał jego wejście, pieszcząc je językiem sprawiając, że reagowało na każdy jego dotyk, otwierając się i zamykając. Kierowany pragnieniem i impulsem splunął na dziurkę i wsunął czubek języka do środka. Ciało Luisa zatrzęsło się, a chłopak krzyknął. Wsunął język głębiej pieprząc nim Luisa i czerpiąc z jego jęków rozkosz tym bardziej, że po raz pierwszy mu to dał w ten sposób.
Wiedział co się dzieje, czuł wszystko i nie potrafił zaprotestować. Nie chciał protestować, chciał więcej, głębiej i szybciej. Zaczął poruszać biodrami, by czerpać jeszcze więcej przyjemności jaką dawał mu wprawny język Alessia. Mógłby dojść. Pragnął dojść i chciał trwać na skraju tego fantastycznego odczucia, bo czasami bycie podnieconym jest o wiele przyjemniejsze niż sam orgazm. Dlatego nie chciał, żeby to się kończyło.
Alessio wysunął z niego język i jeszcze raz splunął na dziurkę, by włożyć w nią jeden palec nie przestając go lizać. Do pierwszego palca i ciągle pracującego języka dołączały kolejne, aż kochanek w pełni był gotowy, otwarty i błagał go o więcej. Ostatni raz polizał przeciągle go i uniósł się. Spojrzał w zamglone oczy Luisa kiedy przystawił swojego penisa do jego wejścia. Pomagając sobie kciukiem włożył główkę do środka. Ta była cała mokra od preejaculatu co im też bardzo pomogło. Luis zacisnął się, ale szybko zapanował nad sobą i wpuścił go całego w siebie. Nie czekał, od razu wykonując pchnięcia, wolne, ale głębokie. Chłopak nadal trzymał się pod kolanami przez co miał wysoko uniesione biodra, a to mu ułatwiało poruszanie się. Zawarczał przyśpieszając i nagle niemal w tym samym czasie zatrzymując się, wyszedł z niego. Wziął go za rękę i pociągnął, żeby chłopak podniósł się. Sam położył się na plecach i przytrzymując gotowego do pieprzenia penisa.
Luis przełożył nogę przez jego biodra i wolno nabił się na fiuta Alessia. Ten go wypełnił tak jak tego potrzebował. Kochał ból wymieszany z przyjemnością, więc oparłszy dłonie na klatce piersiowej kochanka zaczął unosić się w górę i opadać w dół pracując biodrami dostarczając intensywnie kłujące igły ekstazy im obu. Pieprząc jego i siebie. Alessio chwycił go za uda i sam zaczął unosić biodra w górę. Obaj czuli, że nie potrwa to już za długo i kiedy Luis zacisnął dłoń na swoim penisie doszedł spryskując tors, szyję i twarz kochanka swoją spermą. Patrzył jak twarz Alessia wykrzywia się, kiedy ten również przeżywał orgazm, a potem opadł na niego czując ból w udach, ale nie wypuszczając go z siebie. Partner cały czas był gotów na więcej. Luis pocałował go mocno i pozbył się z jego twarzy swojego nasienia oczyszczając ją językiem. Kochanek objął go mocno wbijając się w niego na nowo.
– I jak uspokojony? – zapytał Luis głaszcząc policzek Alessia.
– Jeszcze nie, jeżeli twoja terapia ma właśnie tak wyglądać. Ile wytrzyma twój tyłek?
– Tyle ile będziesz potrzebował – odpowiedział szczerze i ochoczo.
Tym razem gdy się kochali znaleźli się w wodzie, on z nogami i ramionami owiniętymi wokół Alessia i przytrzymywany przez niego z jego penisem robiącym mu dobrze, ze złączonymi ustami i splecionymi językami. Kochali się do niemal całkowitego wyczerpania i bólu ciała, którego obaj doświadczyli, sycąc się wzajemną bliskością, miłością i pożądaniem. Nie chcąc wracać do domu pełnego ludzi. Chwila samotności była dla nich czymś wyczekiwanym, a napięcie jakie towarzyszyło im przez ostatnie dni nareszcie opadło.