ROZDZIAŁ 13
Po pochłonięciu posiłku w ekspresowym tempie Luis wraz z Alessio i depczącym im po piętach ciekawskim Christianem, udali się do gabinetu. Martin siedział za biurkiem przed komputerem i zobaczywszy ich, przywołał do siebie. Wskazał na ekran ukazujący zdjęcie męskiej wersji ozdoby dłoni. Dwie złote obręcze różnej wielkości były połączone ze sobą grubym łańcuchem. Wyglądały dość interesująco i mogły podobać się komuś lubiącemu takie błyskotki.
– Luis, czy właśnie coś takiego widziałeś? – zapytał Martin.
– Tak, zdecydowanie tak.
– Było ciemno, więc jesteś pewny?
– Światło latarni bardziej oświetlało ręce tego gnoja niż jego twarz. Kto takie coś nosi? – Poczuł rękę Alessia na swoich plecach. Miło mu było, że mężczyzna był przy nim. Chciał na niego spojrzeć, ale jego oczy zostały przyszpilone do ekranu komputera. Na nim pojawiło się zdjęcie barczystego mężczyzny, pokazujące twarz i górną część sylwetki. Luis przyjrzał się kwadratowej, pokrytej równo przyciętą brodą, szczęce. Nad wąskimi ustami znajdował się wąsik, którego końcówki łączyły się z pozostałym zarostem. Nijak nie potrafił sobie przypomnieć czy ten ktoś wtedy miał brodę. Bardziej skupiał się na tym co się działo niż na szczegółach wyglądu postaci, którego i tak nie mógłby dostrzec. Czarne oczy na fotografii patrzyły na niego ukazując bardziej złość niż zadowolenie z portretowania go. Po chwili zdjęcie się zmieniło i pojawiło kolejne. Ta sama postać była w mundurze policyjnym i podawała rękę burmistrzowi.
– Kto to jest? – zapytał Luis zakładając ręce na piersi.
– Komendant policji w naszym drogim mieście. – odparł Coleman.
– Kochanie – wtrącił Christian – czy ty chcesz powiedzieć, że szef policji, najlepszy kumpel burmistrza, chciał zabić mojego przyjaciela?
– Szef policji, kumpel burmistrza, do tego skorumpowany chuj włażący w dupę każdemu urzędasowi jaki mu się nawinie, tylko po to, żeby zdobywać coraz większą władzę – rzekł Daniel wchodząc do gabinetu wraz z Adamem.
– Pięknie to podsumowałeś. – Uśmiechnął się do niego Martin. – Trzeba dodać, że nigdy nie udowodniono jego machlojek. Jest nietykalny. Każdy kto chciał udowodnić mu bezprawne działanie nagle znikał. Dziwne prawda?
Luis poczuł jak przez jego ciało przebiega zimny dreszcz. Alessio jakby to wyczuł i objął go od tyłu, kładąc brodę na jego ramieniu. Tego właśnie potrzebował i nie obchodziło go, że nie są sami. Są wśród przyjaciół, każdy o nich wiedział, a on nie chciał chować się z czułymi gestami w stosunku do partnera. Nie zamierzał go odpychać, byle tylko nikt ich nie zobaczył blisko siebie, dotykających się czy całujących. Co mu dało odpowiedź jak ma postąpić z rodzicami. Nie będzie się wstydził tego z kim był, kogo pragnął i w kim był zakochany.
– Odpłynąłeś – wyszeptał Alessio. Cudownie mu było trzymać Luisa w ramionach. – Jesteś spięty.
– Jest okej. Tylko… Może mi ktoś powiedzieć czy ten człowiek ma taką władzę, że z łatwością jest w stanie odnaleźć moją rodzinę? Nie mówię tu o ciotkach, wujkach, chociaż o nich też się boję. – Nie spodobał mu się wzrok jakim obrzucili się zmienni. – Cholera. Muszę do nich zadzwonić. – Wyplątał się z ramion kochanka i wyszedł z gabinetu w poszukiwaniu swojego telefonu. Starał się siebie uspokoić. Jego rodzicom i siostrze nic nie groziło. Byli daleko stąd. Tylko ten facet mógł z łatwością dowiedzieć się gdzie polecieli. Tata w sumie w jakimś tam stopniu też pracował dla policji i mogą jego szukać, ale raczej taka szycha nie znała kogoś tak maluczkiego. Mimo wszystko przed takimi ludźmi nic się nie ukryje. Do tego z pewnością nie dowiedzą się kim naprawdę był Henry i co mu ukradł. Gliniarz zatuszuje wszystko i sprawi, że nagle w aktach pojawi się nazwisko Henry’ego, a pod nim informacja o zamordowaniu go podczas próby kradzieży. Oczywiście sprawców nie odnaleziono.
Wpadłszy do swojego pokoju odnalazł telefon leżący na łóżku. Usiadł na pościeli drążącymi dłońmi przeszukując listę kontaktów. Odnalazł Sonię i natychmiast wykonał połączenie.
– Halo – odezwał się zaspany głos siostry.
– Obudziłem cię?
– Nom. Usnęłam sobie na leżaku. Lus, tu jest naprawdę cudnie. Szkoda, że z nami nie przyjechałeś. Rodzice byli bardzo zaskoczeni, gdy przedłużono nam pobyt i jeszcze dodano, że go wygraliśmy. Jakoś sobie nie przypominam, żebyśmy uczestniczyli w jakimś konkursie no, ale co mi tam. Jest bosko. A faceci to ciacha. Gdybyś widział jak chodzą tu po plaży. Normalnie ślinka leci. No laski też są, ale mnie laski nie interesują, więc będę gadać o męskich ciałkach. Każdy z nich jest opalony, umięśniony i taki do schrupania – ciągnęła monolog Sonia. Usiłował jej przerwać, ale gdy zaczęła mówić o „ciachach” to zastanowił się co ona powie na jego „ciacho”. W ogóle co powie na to, że związał się z mężczyzną, a nie miłą, słodką dziewczyną. Przez telefon nie zamierzał jej uświadamiać. Niespodzianki są o wiele lepsze. – No i wiesz, zjedliśmy razem deser, a on wziął mnie za rękę i poszliśmy na spacer po plaży. Jest taki szarmancki…
– Sonia, zaczekaj! – Musiał jej przerwać, bo z tego co słyszał to był dopiero początek długiej historii.
– Co?
– Chciałem zapytać co u was. Jak się macie, a ty mi opowiadasz początek twojego wakacyjnego romansu, który skończy się za parę dni.
– Pff – prychnęła. – Tego nie musisz mi przypominać. – U nas w porządku. Mama i tata wolą czas spędzać na zwiedzaniu niż smażeniu się.
– Nikt was nie zaczepiał, nie wypytywał, nie szukał? – Do pokoju wszedł Alessio. Na jego widok Luisowi przyśpieszył puls. Mężczyzna usiadł obok niego od razu całując go w szyję, w miejscu oznaczenia. Położył Alessiowi rękę na udzie opierając się nieznacznie o jego ramię.
– Nie. Dlaczego pytasz? Co się dzieje?
Alessio pokręcił głową, by nic nie mówił na ten temat. Miał taki zamiar. Nie chciał niepokoić siostry, a tym bardziej rodziców. U nich wszystko było w porządku, więc po co się miał martwić na zapas? Odpowiedział jej wymijająco, że to tylko jego głupie pytania, bo za nimi tęsknił – co było prawdą – i zamieniwszy z nią jeszcze parę zdań rozłączył się.
Siedząc przy Alessio milczał. Nie miał ochoty na mówienie i robienie czegokolwiek. Chciał tak po prostu siedzieć, gapić się w okno pozostając obojętym na wszystko. Dzień zaczął mu się cudownie i tak płynął, lecz w tej chwili nie miał perspektyw na wspaniałe popołudnie.
Alessio czuł całym sobą jego smutek. Ukochany partner tęsknił za swoją rodziną i martwił się o nią. Nie wiedział jak inaczej może mu pomóc poza tym, że będzie przy nim. Daniel z Martinem dali mu wolne na to popołudnie i dzień jutrzejszy – tak z okazji sparowania brzmiała oficjalna wersja, ta druga była zwykłym okazaniem serca przywódców sfory po to, żeby zaopiekował się Luisem – więc nie musiał przejmować się obowiązkami bety. Przesunął się tak, że oparłszy się o ścianę w poprzek łóżka, wziął Luisa między nogi owijając go rękoma. Plecy chłopaka znalazły solidne oparcie w postaci klatki piersiowej mężczyzny. Alessio ucałował Luisa w głowę.
– Twoja rodzina jest dla ciebie ważna? – zapytał.
– Bardzo. Sonia mnie wkurwia, ale kocham ją. – Nastąpiła chwila przerwy podczas, której Luis wziął głęboki oddech. Położył ręce na rękach kochanka i głaskał pokrytą drobnymi włoskami skórę. – Chciałbym cię o coś zapytać, ale nie wiem czy mogę.
– Wszystko możesz. Najwyżej nie odpowiem. – Zaśmiał się, ale zaraz spoważniał. – Chyba wiem o co chcesz zapytać.
– O twoją rodzinę. Sforę, rodziców i dlaczego nie możesz sam się uleczyć – wypalił Luis. Nadal spoglądał w okno widząc za nim płynące po niebie białe obłoki. Jeszcze dzisiaj nie był na dworze, a pogoda była piękna. Cóż, tu było mu wygodniej i przyjemniej siedzieć. Czekał na odpowiedź partnera. Nie pośpieszał go, brał nawet pod uwagę to, że ten nic nie wyzna. Domyślał się, że to był trudny temat dla kochanka. Kiedy już tracił na dzieję, że Alessio coś powie ten odezwał się:
– Masz największe prawo wiedzieć o mnie to co wiedzą inni. Wychowałem się w sforze innej niż ta. Ta jest rodziną, taką prawdziwą kochającą się, dbającą o siebie nawzajem. Pochodzę z Regio di Calabria, moja matka była córką alfy. Pewnego dnia przybyli do nas przedstawiciele watahy z Sycylii. Największego wroga mojego byłego alfy. Nie wiem o co chodziło, lecz złożyli propozycję, na którą mój dziadek się nie zgodził. Spór się zaognił. W tym samym czasie, kiedy alfy rozmawiali, moja matka spotkała swojego partnera więzi.
– Niech zgadnę. To był syn tego drugiego alfy? – Poprawił się w ramionach kochanka.
– Nie, to był jego beta. Mój przyszły ojciec.
– Dlatego jesteś betą. Odziedziczyłeś pierwiastek tego od ojca.
– Słuchaj dalej. – Pocałował go ponownie w głowę. – To była zdrada dla mojego dziadka. Gdy dowiedział się o ich miłości i partnerstwie wyrzekł się mojej matki. Cała sfora się jej wyrzekła. Została wygnana i zamieszkała u swojego ukochanego. Kiedy była w ciąży, mojego ojca zabito. Zrobił to zmienny pretendujący na stanowisko alfy w rodowej sforze mojej mamy. – Poczuł jak Luis napina swoje ciało, więc go mocniej objął. To wszystko zdarzyło się lata temu, ale nawet teraz czuł w sercu ukłucie bólu. Nie znał rodziców. Bolało go to i może gdyby żyli jego życie potoczyłoby się inaczej. – Mama bardzo to przeżyła. Załamała się. Jak wiesz umieramy lub stajemy się szaleni, dzicy, kiedy partner odejdzie. Dożyła chwili mojego urodzenia, a potem zabiła się z rozpaczy.
– Zostałeś sam. – Skarcił siebie, że przez niego Alessio musi przypominać sobie takie rzeczy, ale mimo wszystko chciał coś wiedzieć o jego dawnym życiu. – Mieszkałeś u watahy ojca?
– Nie. Zostawili mnie. Oddali sforze mamy, mówiąc, że jestem ich bękartem. Mój dziadek za namową babci, przyjął mnie, ale byłem owocem zdrady jego córki, więc mnie tam nie chciał. Gdy dorastałem uprzykrzył mi życie. Kiedy odstąpił od stanowiska alfy na rzecz kogoś innego, najgorszego drania jaki istniał, byłem zgubiony. Ten mężczyzna w przeszłości chciał poślubić moją mamę, a ja byłem dowodem tego, że go nie chciała. Lubił się nade mną znęcać. Kochał gdy krwawiłem, ale miałem silną moc samo leczenia i rany goiły się na mnie szybciej niż na innych. To go wkurwiało. Sądzę, że chciał mnie zabić, ale oficjalnie nie miał do tego prawa, więc kombinował. Miałem czternaście lat, kiedy wezwał uzdrowicielkę. Nie lekarza, typową znachorkę, w sumie nazywano ją czarownicą, znającą się na starych prawach zmiennych. Kobieta wiedziała co zrobić, żeby pozbawić mnie mocy samo leczenia. Wykonała jakiś obrzęd. Nie pamiętam co robiła, bo podała mi coś co sprawiło, że odleciałem na tyle, żeby się nie ruszać i mgła przysłoniła mój umysł. Niestety nie zabrała bólu jaki rozerwał moje ciało, gdy traciłem część siebie. Pewnie zapytasz co robił mój wilk przez ten czas. Był tylko małym szczeniaczkiem. Pierwszą przemianę przeszedłem mając szesnaście lat. To dla zmiennego maleńki okruszek życia. Przeżyłem jej rytuał, chociaż nowy alfa sądził, że nie uda mi się tego zrobić. Na złość jemu miałem się całkiem dobrze. Kolejne lata były ciężkie. Cała sfora wyśmiewała się ze mnie. Gardziła mną. Byłem inny niż oni. Byłem owocem zdrady, a to potworny grzech. Dorosłem i jakoś tam żyłem. Nie mogłem opuścić sfory, bo stałbym się wygnańcem bez domu. Żaden wilk nie przeżyje w samotności.
– Co z twoją babcią i dziadkiem? – zapytał Luis odwracając się w jego ramionach. Przełożył nogi przez jego uda siadając twarzą do kochanka. Wsunął palce we włosy Alessia i złożył delikatny pocałunek na jego ustach. On miał szczęśliwe dzieciństwo. Nikt go nie katował, nie krzyczał na niego, chyba że mama każąc mu posprzątać pokój lub odrobić lekcje podczas gdy on wolał jeździć na rowerze lub spotkać się z kolegami, czy grać na komputerze.
– Założyli inną sforę. Jak rodzice Daniela czy Martina.
– Zostawili cię? – Miał ochotę coś im zrobić. Zacisnął pięści na koszulce swojego mężczyzny. Ten oderwał je od siebie, podniósł do ust i pocałował każdą z nich.
– Nie denerwuj się. Nie mam im za złe tego, że mnie nie chcieli.
– Okej. Żyłeś tam. Jak?
– Jak inni. Pracowałem, mieszkałem.
– Miałeś partnerów?
– Nie w sforze. Ale nie byłem prawiczkiem. Miałem kochanków, nie partnerów. W mieście jest wiele możliwości, mój drogi.
Luis zaczerwienił się i przygryzł wargę.
– Jak dostałeś się tutaj?
– Sfora Alston szukała bety. Do nas tam też doszły wieści. Tamci chętnie się mnie pozbyli. Beta się bał, żebym nie zajął jego miejsca, więc po rozmowie z alfą, a potem z Danielem znalazłem się tutaj. To jest mój dom. Ty jesteś moją rodziną. – Zewnętrzną stroną palców pogładził policzek Luisa. Przed nim mógł pokazać, że potrafi być łagodny niczym baranek.
– Przykro mi, że miałeś pokopane dzieciństwo i zrobili ci to coś z tym uzdrawianiem. – Zarzucił mu ręce na szyję przytulając go.
– Daj spokój, piękny. To dawno już minęło. Poza tym trafiłem tutaj i poznałem ciebie. Może tak miało być. – Położył się z nim na łóżku. Chciał po prostu poleżeć. Luis wywoływał w nim tyle czułości, że miał ochotę go tulić całymi dniami. Obsypał pocałunkami twarz partnera i ułożył się na boku z zamkniętymi powiekami. Nie wiedział kiedy zasnął.
Luis podparłszy głowę na łokciu przyglądał się śpiącemu mężczyźnie. Oblicze kochanka wyglądało na spokojne i rozluźnione. Na wargach gościł nikły uśmiech, a klatka piersiowa unosiła się w równym tempie. Mój ukochany, najmilszy Alessio. Nie zastanawiał się skąd wzięły mu się te myśli. Nie interesowało go to. Jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i niech go piorun zaraz trzaśnie, jeśli źle postąpił godząc się na wiązanie z tym zmiennym. Gdy nic takiego się nie stało, ucałował go lekko w brodę. Śpij. Będę czuwał nad twoim snem. Odgarnął mu kosmyk z czoła. Bał się przyznać do tego co nim właśnie targało. Daleko mu było do nazwania po imieniu tego co czuł. Owszem był w nim zakochany, ale odróżniał zakochanie od kochania. Chciał poczekać, upewnić się, żeby nie rzucać słów na wiatr. Co prawda to nic nie zmieni i tak z nim będzie, ale każdy chce usłyszeć te dwa słowa, mimo że gestami, troską i szacunkiem bardziej można okazać miłość. On musi być pewny uczuć, aby móc je powiedzieć Alessiowi. Wtulił nos w jego szyję wciągając zapach kochanka. Po oznaczeniu zapach parowania się zmniejszył, ale nadal pozostał. Znacząc ich obu na zawsze.
***
Następne trzy dni minęły spokojnie. Nikt ich nie niepokoił. Z policji nie było żadnych wieści o tym kim był Henry. Chwilami Luis zaczął zapominać, że jest w niebezpieczeństwie żyjąc sobie w bajce. Alessio większość dnia pracował z Danielem i Martinem w gabinecie, czasami wyjeżdżał z którymś z nich załatwiać interesy, jak to mówił Christian. Natomiast Luis znalazł sobie doskonałe zajęcie przy pracach ogrodowych, które nigdy się nie kończyły. Bardzo dużo spacerował, rozmyślał i czytał siedząc pod rozłożystym dębem. Tegoż popołudnia odłożył książkę na trawę – własnoręcznie przez siebie rankiem skoszoną. Wsłuchał się w śpiew ptaków mieszający się z odgłosami rozmów, pochodzącymi od przebywających niedaleko zmiennych. Zaczął rozmyślać o minionym okresie. Od czasu rozmowy z partnerem na temat przeszłości jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Najchętniej to by się z nim nie rozstawał. Wstydził się swoich myśli, że ten czas to by z przyjemnością spędzał z nim w łóżku. Jego ciało za nic nie chciało się uspokoić. Potrzebował na ten temat z kimś porozmawiać, lecz trudno mu było mówić o tym co czuje. Nie chciał o tym rozmawiać z Alessiem, bo jak wczoraj zapytał się go o to, czy ta ciągła żądza się uspokoi i za jak długo, ponownie wylądowali w łóżku. Do teraz go w sobie czuł i sama myśl o tym powodowała, że miał ochotę jęknąć. Nocami kochali się po kilka razy. Rano to samo lub w grę wchodziła wzajemna robótka ręczna. Nigdy nie miał dość. To go wprawiało w zakłopotanie.
Z rana kochanek wyjechał do miasta i mimo że minęło dopiero parę godzin już za nim tęsknił. Był zwyczajnym człowiekiem, więc jak mógł odczuwać cały ten nasilony popęd do partnera, bolesną tęsknotę za nim? Dotknął dłonią znaku na szyi. To przez to ugryzienie coś się w nim zmieniło. Przecież od tego czasu nawet wiek mu inaczej leci.
– Tu jesteś. Ciągle się gdzieś chowasz. – Christian klapnął na trawę naprzeciw niego. Podwinął nogi pod siebie siadając po turecku. Co chwilę spoglądał na bawiące się z nianiami swoje dzieci, jakby chciał ciągle mieć je pod kontrolą.
Luis przyglądał się przyjacielowi. Chris już raz mu powiedział, co nieco o wzmożonym popędzie zmiennych i może mogliby pociągnąć temat. Niby wiedział jak to jest mniej więcej u niego, dlatego zastanawiał się czy on nie ma czegoś takiego. Odchrząknął zanim zadał pytanie:
– Czy jak objawia się ta twoja gorączka… – urwał kiedy zmienny smok zatopił w nim spojrzenie. – Ekhem. Nie chcę być wścibski…
– Pytaj. Sam zadecyduję co ci powiem. – Puścił mu oczko.
– Boję się, że za dużo powiesz. – Obaj roześmiali się i napięcie opadło tak szybko jak z bicza strzelił. Przecież Christian to jego przyjaciel, taki naprawdę bliski i wyjątkowy. Cholera on nawet wiedział kiedy Chris pierwszy raz zrobił sobie dobrze ręką, więc mógł pogadać na bardzo osobiste tematy. – Nie mogę oderwać się od Alessia. To tak jakby moje ciało, umysł, serce chciało ciągle jego i, kurwa, nie ma go teraz, a ja wariuję. Może też mam te swoje gorączki jak ty.
– Zapewniam cię, że nie. Gdybyś miał, tarzałbyś się teraz w pościeli ze swoim facetem prosząc, żeby cię pieprzył przez następne kilka godzin i sprawił, aby przestało cię to pragnienie boleć.
– Eee… – Na policzki wkradł się lekki rumieniec.
– Poza tym tylko smoki mają te swoje ostre momenty, że tak powiem. – Znów spojrzał na swoje dzieci, by za chwilę kontynuować temat. – Diamentowe smoki szczególnie, nie wiem, żadnego nie spotkałem. Moje płodne dni… Jakby ci to powiedzieć… – Postukał się palcem po ustach. – To wygląda tak, że jakbym miał jednego partnera mógłby nie dać rady mnie sam zaspokoić, bo pierwszy by padł. Chyba dlatego mam dwóch.
– Okej, okej. – Luis zakłopotany podrapał się po głowie. – Stop. No to u mnie tak nie wygląda. No… Nie tak.
– Czym ty się martwisz? Tym, że go pragniesz, a on ciebie? Chyba na to nie narzeka. Chłopie ciesz się, że żyjesz, a nie zastanawiaj się kiedy skończy się ten gorący seks. – Wyciągnął rękę i poklepał po kolanie Luisa. – Korzystaj z tego. On na pewno nie ma nic przeciw. Jest zmiennym potrafi kochać się bez przerwy przez kilka godzin.
– Jak ty możesz z taką łatwością mówić o seksie? Tak jakbyś opowiadał o tym co sobie kupiłeś.
– Każdy jest inny, ja gadam o tym, ty jesteś skryty, a to jest coś najnormalniejszego w świecie. Poza tym żyjesz wśród zmiennych, a my nagość, cielesność inaczej traktujemy niż ludzie. Sama przemiana sprawia, że przez chwilę przed całym stadem jesteśmy nadzy. To naturalne, Luis. Nie rozmyślaj co będzie, co by było gdyby i tak dalej. Żyj, chłopie. Po prostu pragniesz swojego faceta.
– Alessio też tak powiedział, że go pragnę. – Jego komórka odezwała się krótką melodią. Odczytując smsa jego twarz rozjaśniała się. – Przyjechał.
– No to leć do niego.
Luis wziął książkę i podniósłszy się z ziemi zmierzwił jeszcze włosy przyjaciela na co ten prychnął z oburzeniem. Pobiegł do tylnego wejścia prowadzącego prosto do kuchni. Otworzywszy drzwi wbiegł do środka i wpadł prosto na kochanka. Zarzuciwszy mu ręce na szyję wpił się w usta namiętnie pokazując mu, że za nim tęsknił.
Alessio zaskoczony nagłym atakiem odstawił kawę na pierwsze lepsze miejsce i wsunął ręce pod koszulkę Luisa oddając zachłannie pocałunek. Pożerał jego usta badając językiem ich wnętrze. Żałował, że muszą przerwać tę zabawę. Pogłębił pocałunek na małą chwilę, aby od razu odessać się od czerwonych warg.
– Kochanie, stop chcę ci coś powiedzieć.
– Zaraz. Możesz się chyba ze mną przywitać jak należy. – Usiadł na stole zaplatając nogi wokół bioder Alessia. Chwycił go za koszulkę i przyciągnął do kolejnego męskiego pocałunku. Ten mężczyzna był jego życiem, stał się sensem istnienia, tęsknił i chciał mu to okazać na każdy możliwy sposób. Wpierw jednak naprawdę potrzebował nasycić się jego ustami ssąc język kochanka, gdy ten wkradł się do środka.
– Luis? – Męski, pełen zaskoczenia głos rozszedł się po pomieszczeniu.
Ten głos sprawił, że znieruchomiał. Odsunął się od Alessia patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Kryło się w nich pytanie czy się przesłyszał, czy nie.
– Właśnie chciałem ci to powiedzieć. – Rozplątał jego nogi uwalniając swoje biodra.
Chłopak przełknął ślinę. Nie wydawało mu się, że usłyszał ten głos. To było prawdziwe. Puścił koszulkę Alessia spojrzawszy w stronę wejścia do kuchni.
– Mamo, tato…