ROZDZIAŁ 1
Nerwowo ściskał w dłoni żółty kubek, patrząc na płyn w środku. Lubił herbatę, lecz nie potrafił wypić nawet łyka, mając nerwy w strzępach. Uniósł wzrok na przyjaciela próbując się do niego uśmiechnąć. Niestety, nawet tego nie był w stanie zrobić. Zapewne nie byłby tak roztrzęsiony, gdyby nie to, co przydarzyło mu się tuż po telefonie do Christiana. Głupi sprzedawca z pawilonu komputerowego wyrzucił go, a zbiry prawie dopadły. W ostatniej chwili uciekł, ale nie bez szwanku. Co prawda to było tylko draśnięcie i lekarz, zmienny tygrys, już je opatrzył, ale sama myśl, że kula mogła wbić się w jego ciało lub, co gorsza, w serce, mroziła mu krew w żyłach. Kiedy Martin wraz z kilkoma zmiennymi odnaleźli go w brudnym zaułku – po tym jak namierzyli jego telefon – w pierwszej chwili przestraszył się, sądząc, że jest już po nim, gdyż nie znał tego młodego zmiennego, który pierwszy się przy nim pojawił, ale po chwili zjawił się Martin i odetchnął z ulgą. Od razu zabrali go do lekarza, a później przywieźli do domu sfory. Podobno Christian postawił wszystkich na nogi. Tak bardzo się denerwując. Zmienny smok był pełen energii, szalejąc z obawy o długoletniego przyjaciela. Teraz siedział naprzeciw niego i obserwował go. Na kolanach trzymał swojego syna, który bawił się jego palcami. Dziecko wyglądało jak ludzki dwulatek.
– Będziesz teraz się tak na mnie gapił?
– Próbuję wyczytać z twojego zachowania jak się naprawdę czujesz – odparł Christian. – Chyba pamiętasz przez co ja przechodziłem.
– Nie zapomniałem.
– W takim razie wiesz, że wtedy potrzebny jest ktoś z kim będziesz mógł porozmawiać.
– Uwierz mi. Jedyne, o czym chcę rozmawiać to o tych facetach, a nie o moim samopoczuciu.
W tym samym czasie, kiedy wypowiadał te zdania, do kuchni wszedł Daniel. W swoim nieodłącznym garniturze, z nienaganną fryzurą i butami tak wyczyszczonymi, że można było się w nich przejrzeć. Podszedł do Christiana, pocałował go w czubek głowy i biorąc na ręce syna, zwrócił się do Luisa:
– Na pewno nie znasz tych ludzi?
– Gdybym znał, powiedziałbym. – Wyprostował się na krześle, odsuwając na bok zimną herbatę.
– A ten znajomy z pracy, kim on jest? – Daniel wolał nie mówić o tym, którego napadnięto w uliczce jako o kimś w czasie przeszłym. Przecież nie znaleziono ciała. Osobiście sprawdził wszystkie kroniki policyjne, zarówno te oficjalne, jak i te na stronach przeznaczonych dla zmiennych. W żadnej nie było ani jednej wzmianki o kimś, kto chociaż trochę przypominałby Henry’ego. Prawdopodobnie kiedy gangsterzy zaczęli ścigać Luisa, ich pierwsza ofiara uciekła. Pytanie gdzie teraz ukrywał się ten mężczyzna - o ile jeszcze żyje - co ma wspólnego z ludźmi z półświatka. Odnalezienie tego człowieka, oznaczało dowiedzenie się, kim jest.
– Nie wiem. To znaczy wiem tylko tyle, że pracował w tej restauracji od niedawna i podobno mieszkał na trzydziestej dziewiątej ulicy. Naprawdę nie wypytywałem się go o wszystko. Zresztą był bardzo małomówny.
– To niewiele. – Daniel zamyślił się. Poprawił sobie na rękach zasypiającego syna.
– Dlaczego? – zainteresował się Christian, do tej pory przysłuchujący się tej krótkiej wymianie zdań.
– Z tego co powiedział Luis, ten Henry zna tamtych gości. Ma lub miał coś co należało do nich. Chcę wiedzieć, kim oni są.
– Nie lepiej o wszystkim zapomnieć? – zaproponował zmienny smok.
– Kochanie – Daniel przeczesał mu włosy palcami – jeżeli ci ludzie są tak zdeterminowani i niebezpieczni, a Luis ich widział, oni nie odpuszczą i będą chcieli dokończyć robotę. Wierz mi, tacy jak oni szybko dowiedzą się, kim jest Luis.
Luis o tym doskonale wiedział, ale Daniel z pełną mocą mu to uświadomił. Nagle ujrzał w wyobraźni jak jego rodzice i siostra wracają do domu wcześniej, a ci ludzie czekają na niego w domu i... Poczuł delikatny dotyk na swojej dłoni.
– Spokojnie, nic im nie będzie – powiedział łagodnie Christian. – Gdyby jakimś cudem wracali wcześniej, nasza sfora zajmie się tym.
– Jak? Moi rodzice nie mogą dowiedzieć się o zmiennych.
– Powiedzmy, że wygraliby pobyt w jakimś bajecznym miejscu i stamtąd gdzie obecnie przybywają zostaliby wysłani hen daleko – rzekł z szerokim uśmiechem alfa.
– Na wszystko są sposoby, przyjacielu.
– W porządku, ufam wam. Tylko co teraz?
– Teraz współpracujesz z Alessio. Naszym nowym betą – dodał Daniel widząc pytającą minę ich gościa. – Mogłeś go już spotkać. Wysoki brunet o dzikim spojrzeniu. To on pierwszy do ciebie dotarł.
Luis wrócił myślami do tamtej chwili. Naprawdę przeraził go tamten facet. Wyglądał dziwnie. Patrzył tak jakoś osobliwie, inaczej. Jakby chciał go zwyczajnie pożreć. W tym wzroku było jeszcze coś, ale był zbyt roztrzęsiony, aby analizować takie rzeczy. Jednak kiedy o tym zaczął myśleć, poczuł nieznajomy prąd biegnący wzdłuż kręgosłupa i szczególnie miły zapach. Beta mu pomógł, ale dalej niepokoił się jego zachowaniem.
***
Chodził niespokojnie po gabinecie. Szumiało mu w głowie. Mięśnie napięły się do granic możliwości, przez co uspokojenie się z ogarniającej ciało ekscytacji graniczyło z cudem. Jeszcze na dodatek jego alfa bacznie go obserwował, a to go tylko jeszcze bardziej nakręcało. Potrzebował się wyżyć tak, jak kochał, ale nie miał na to możliwości. Mógł odwiedzić jakiś klub w mieście, ale nie uzyska zgody na wyjazd. Nie, kiedy miał inne zadanie do wykonania.
– Uspokój się, bo wydepczesz dziurę w dywanie.
– Wybacz, alfo, ale nie mogę usiąść i spokojnie pracować. Nie teraz.
– Zauważyłem. – Martin przysiadł na brzegu biurka, tuż obok odpalonego laptopa, w którym szukali informacji na stronach policji. Niestety Alessio był tak rozproszony, że nie potrafił nawet trafić palcami w klawiaturę. Zachowywał się tak od chwili, kiedy odnaleźli Luisa. Feromony, które uwolniło jego ciało, nie umknęły uwadze alfy. Przyjrzał się uważniej zdenerwowanemu mężczyźnie. Jego ciało było napięte jak struna, a mięśnie pod cienką, jedwabną, białą koszulą rozpiętą do połowy piersi musiały powodować ból przy długotrwałym naprężeniu. Czarne, półdługie, kręcone włosy bety co rusz były maltretowane przez dygoczące dłonie. – Luis to twój partner, prawda?
Alessio przystanął i wsunąwszy palce w kosmyki na czole, pociągnął za nie. Nosiło go nie tylko dlatego, że znalazł partnera, ale też z innego powodu. Nie wyobrażał sobie w swoim stuletnim życiu, że los sprawi taką niespodziankę.
– To człowiek.
– Nie da się ukryć. Do tego heteroseksualny człowiek - sarknął cicho.
– Kurwa, ja pierdolę jego mać.
– Zachowuj się – powiedział Martin głosem przywódcy. Silnym i mocnym, przeszywającym każdy nerw.
Alessio opuścił wzrok okazując swoje posłuszeństwo.
– Wybacz. Uwielbiam mężczyzn i kobiety, ale ludzie… Oni umierają zbyt szybko… Jak człowiek może być moim partnerem? – Ponownie zaczął krążyć po pokoju. – Czy to kara za to, co zrobiłem w przeszłości? Mam związać się z kruchym człowiekiem, który się zestarzeje i umrze?
Musiał przyznać rację swojemu becie. Związek zmiennego i człowieka trwał chwilę biorąc pod uwagę różnicę w długości życia. Z tym, że Alessio nie brał pod uwagę jednej rzeczy. Zanim mu ją podsunie, postanowił coś sprawdzić:
– Nie musisz go oznaczać, więc cierpienie będzie mniejsze. Poza tym, kiedy cała sprawa się wyjaśni, Luis wyjedzie i będzie tu wpadał od czasu do czasu.
Beta zaczął warczeć, obnażył kły i obrzucał alfę złowrogim spojrzeniem. Trafił w to miejsce ze sfory we Włoszech. Nie było już tam dla niego miejsca, kiedy alfa Castilio wybrał kogoś innego na swojego zastępcę. Wtedy przywódca poszukał mu miejsca w innych sforach i przypadkiem trafili na tę w Stanach. Alessio uznał, że jeśli go zechcą i nie będą mieli dobrego kandydata wśród swoich, chętnie do nich dołączy. Tam zostało zbyt wiele wspomnień. Wydarzeń, którymi nie chciał żyć. Daniel i Martin - po odejściu Daria - przyjęli go do siebie i tak od prawie roku miał u nich dom. Pracował ciężko dla nowej sfory, która stała się jego rodziną zapełniając pustkę w jego życiu.
– Alfo, jak mogę spokojnie przejść obok wybranka? Czyż to nie ty mówiłeś w czasie naszej ostatniej rozmowy przy grze w pokera, że trzeba walczyć o swoje szczęście, nawet gdyby miało trwać chwilę?
Martin był bardzo zadowolony z reakcji i odpowiedzi Alessia. Zdążył już poznać tego mężczyznę – i jego historię – do tego stopnia, że wiedział, jak bardzo beta będzie dbał o to, co jego i co mu oferowano. Oferując przyjaźń temu zmiennemu wilkowi, otrzymywało się to samo z nawiązką. Szkoda, że dla sfory we Włoszech nie był zbyt dobry, ale za to trafił do nich. Czego nie żałował ani on, ani Daniel.
– W takim razie musisz wiedzieć coś, o czym zapewne cię nie poinformowano w twojej poprzedniej rodzinie. Związek człowieka i zmiennego może trwać wieki. – Dostrzegłszy zainteresowanie swojego rozmówcy, kontynuował: – Twoje ugryzienie zmieni go na tyle, żeby mógł przeżyć całe wieki, o ile odda ci się dobrowolnie i sam wiesz, że nie mam tu na myśli łóżka. Człowiek nie czuje tego samego, co my. W każdym razie tak sądzimy. On nie wie, że spotkał wybranka losu. Jeśli nie odda ci serca szczerze kochając, to nic z tego nie wyjdzie.
– Nie wiedziałem. – Opadł na jeden z dwóch foteli znajdujących się w gabinecie. – Tam gdzie mieszkałem, nie było mowy o związku z człowiekiem. Ludzie są tam traktowani jak potencjalni wrogowie. Żaden nie mógł się o nas dowiedzieć. Nie to co tutaj, że ludzie z miasteczka są świadomi naszej inności. Od dziecka mi wpajano, żeby na nich uważać. Ludzie wyrządzili nam wiele krzywd. – Pochylił się do swojego alfy opierając łokcie na kolanach. – Wiem, że nie każdy jest zły, ale spotykałem samych złych człowieków.[1] Chociaż wilki, które znałem, były jeszcze gorsze.
– My też jesteśmy ludźmi. Luis jest człowiekiem i, o ile chcesz go zdobyć, nie możesz być do nich uprzedzony.
– Sądzisz, że jestem w stanie zdobyć heteroseksualnego mężczyznę?
– Dużo o tobie słyszałem.
– Za dużo, prawda, alfo?
– To co lubisz w łóżku mnie nie interesuje, oby za zgodą drugiej osoby.
Alessio roześmiał się i w pełni uspokojony zdecydował, że chce poznać tego młodego chłopaka. Tylko co miał zrobić?
– Sądzisz, że lubi kwiaty? – Śmiech Martina jeszcze długo dźwięczał mu w uszach. Nawet kiedy zasiadł przed komputerem i zaczął szukać informacji w rejestrach policyjnych – obaj nie wiedzieli, że Daniel już się tym zajął. Pracowali tam też zmienni i tworzyli tajną stronę dla swoich. Tak jak inne witryny dla zmiennych były ukryte pod wieloma hasłami i tak wykonane, aby nikt z ludzi się nie zorientował na co tak naprawdę patrzy. Przejrzał też każde inne wiadomości na zwykłych stronach, ale ani razu nie natrafił na poszukiwaną adnotację o tajemniczej śmierci pracownika restauracji.
– Czy to znaczy, że ten Henry, czy tam Harry, żyje? – zapytał Martin.
– Najważniejsze pytanie, kim on jest, że przestępczy półświatek się nim zainteresował.
– Chyba musimy porozmawiać z naszym gościem. Przecież i tak musicie razem nad tym popracować, a zważając na dodatkowe atrybuty, których się nie spodziewaliśmy, może to mieć ciekawe skutki.
***
Christian udostępnił mu pokój, ten sam, w którym się obudził tuż po porwaniu przez Daria. Miał nadzieję, że odpocznie, ale obrazy ostatnich wydarzeń co rusz przebiegały mu przed oczyma, kiedy je zamykał. Nie chodziło o to, że się bał, przecież w Arkadii był bezpieczny. Po prostu pragnął wiedzieć, co się tak naprawdę stało, ale jego podświadomość sama kierowała myślami, nasuwając mu te wizje. Dlatego zamiast zasnąć, leżał na łóżku patrząc w sufit. Ileż by dał, żeby cofnąć czas i nigdy nie zabierać się za wynoszenie tamtych śmieci. Podciągnął się na łóżku na tyle, że mógł oprzeć się o jego wezgłowie. Poprawił sobie jeszcze poduszkę i ułożył na niej plecy. Wcześniej wziął do łóżka pilota i włączył telewizor. Zmienni mieli dostęp do wielu kanałów telewizyjnych, ale żaden go nie interesował. Przerzucał z jednego programu na drugi, by od tak zabić czas. Zabić pewnie nie było słowem, o którym chciał myśleć. Nie ważne w jakim kontekście było używane. Zirytowany, że większość tego co widział na ekranie było reklamą, to jednak odnalazł w końcu jakąś nieznaną mu stację muzyczną. Leciały na niej, jak zdążył zauważyć, stare teledyski, jak „Thriller” Michaela Jacksona czy „It Must Have Been Love” Roxette. Oglądając kolejny teledysk usłyszał pukanie do drzwi.
– Proszę. – Nie ruszał się z łóżka przekonany, że to Christian. Jakże się pomylił gdy w otwartych drzwiach ukazała się postać spotkana w nocy, znów zaznał tego samego odczucia, prądu wspinającego mu się po kręgosłupie i poruszającego każdy nerw.
– Christian powiedział, że śpisz, ale łaskawie pozwolił mi sprawdzić, czy aby na pewno tak jest. Usłyszałem muzykę, więc zdecydowałem się zapukać. Mam na imię Alessio.
– Wiem. Jesteś betą sfory. To ty pierwszy do mnie dotarłeś.
Mężczyzna przytaknął i wszedł do pokoju. Jego wilk machał ogonem i pomrukiwał cicho wyczuwając swojego partnera. Uważnie kontrolował bestię jak i siebie. Wolał nie rzucić się na tego wspaniałego chłopaka. Przecież przyszedł tu tylko porozmawiać, gdyż nie chciał czekać, aż Luis zejdzie na dół, a przy okazji miał świetną okazję, by go obejrzeć.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Widać, że nie za bardzo dyskretnie skoro Luis to zauważył.
– Ładny jesteś.
Luis parsknął. Jakżeby inaczej. Kolejny gej w jego towarzystwie. Przyciągał ich jak ogień ćmę. Nawet na uczelni kilku się znalazło. Nie mówiąc już o zmiennych. Ci to dopiero mieli przechlapane. Co jak to coś co wybierało im partnerów nagle dało im kobietę? Nawet sobie nie wyobrażał, że on jest zmiennym i dostaje mężczyznę za partnera. Nie obrzydzało go to, tylko było mu tak jakoś niezręcznie na myśl o tym. Sam przed sobą przyznawał, że - odkąd usłyszał jak kochali się Daniel z Martinem i Christianem - dość często zastanawiał się, jakby to było gdyby on był gejem. Na całe szczęście nie próbował sprawdzać i nie zamierzał tego zmieniać, a ciekawość – to ona głownie nim kierowała – trzymał na uwięzi. Raz wygadał się przed siostrą, a ta napomknęła coś o biseksualizmie. Nie był biseksualny. Przecież podobają mu się wyłącznie dziewczyny.
– Zaniemówiłeś jak widzę i rozważasz w sobie to co usłyszałeś i czy ten facet ma po kolei w głowie mówiąc coś takiego. – Przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem. Nie spuszczał wzroku z Luisa. Czuł jego zapach przez co nie usiadł zbyt blisko. W ten sposób lepiej zapanuje nad sobą. W pewnym stopniu, bo ciało i tak miało swoje zdanie, natomiast wilk chciał natychmiast oznaczyć swojego wybranka więzi.
– Przyzwyczaiłem się. Nie jeden gej tak mi mówi. – Po tych słowach cofnął się na ile pozwalała mu pozycja, bo usłyszał jak Alessio warczy. I te jego dzikie oczy. Czy na chwilę ujrzał w nich wilka? – E… Czy ty właśnie zawarczałeś?
– Nie? Uwierzysz jak tak powiem? – Jego wilk był zazdrosny. Nikt nie miał prawa prawić komplementów jego partnerowi. Co z tego, że partnerem jeszcze nie był, a może i nie będzie tym jedynym jeżeli Luis go nie zechce.
– Nie? – O co tu u licha chodziło? – Przyszedłeś w konkretnej sprawie?
Pytanie skierowało myśli Alessia na inne tory. Potarł palcami skronie, próbując zyskać na czasie, aby przejąć kontrolę nad właściwym myśleniem. Wszak przyszedł tutaj po coś innego, a nie żeby podrywać Luisa. Położył dłonie na poręczy krzesła, a brodę oparł na nich. W tym czasie Luis ściszył głos w telewizorze.
– Daniel z Martinem chcą, abym pomógł im i tobie w dowiedzeniu się tego, co stało się w nocy.
– Co chcesz wiedzieć? – Zszedł z łóżka i usiadł na jego skraju.
– Wszystko co może się przydać do znalezienia twojego znajomego.
– Po co się w to wplątujecie?
– Ci co chcieli cię dopaść będą próbowali dokończyć dzieła. – Nie chciał go straszyć, ale nie będzie ukrywał przed nim takich rzeczy. W sumie to był dorosłym, młodym mężczyzną, a nie dzieckiem i sam wiedział, jak działają tacy ludzie.
– Wiem i rozumiem to, z tym, że przez to narażacie samych siebie.
– Nie tak jak ty narażasz siebie i swoją rodzinę – odparł poważnie. – Chcę znać najdrobniejszy szczegół jaki zapamiętałeś.
– Zapiszesz to sobie gdzieś? Sporo tego jest.
– Mam świetną pamięć. Zacznij od kumpla z pracy. Kiedy się zatrudnił, jak się nazywał, ile miał lat, a nawet jaki miał kolor oczu. Wszystko dawaj.
Luis zaczął ze szczegółami opowiadać o znajomym z pracy, wydarzeniach z nocy. Starał się nic nie pomijać. Dobrze rozumiał, że najmniejsza drobnostka się liczy. Nawet ton głosu napastnika. Alessio do tego zadawał swoje pytania, a to bardzo mu pomagało. Nawet się nie obejrzał, jak szybko mijał czas i ich rozmowa się skończyła, gdy Christian wpadł do pokoju, wołając ich na obiad.
W czasie posiłku Luisa zastanowiło zachowanie przyjaciela. Nie dość, że obrzucał jego i Alessia trudnym do odgadnięcia wzrokiem to jeszcze ciągle mówił o roli partnerstwa w życiu zmiennych, dopóki Martin go nie uciszył definitywnie zmieniając temat. Po posiłku, gdy beta i alfy wrócili do pracy, a pozostali zmienni będący na obiedzie zajęli się swoimi obowiązkami, Christian zabrał go na przejażdżkę. Zmienny smok miał już prawo jazdy i własny samochód, o który podobno walczył ze swoimi kochankami. Ci kategorycznie zabraniali mu prowadzić, ale on już miał swoje sposoby, by mu pozwolili na wszystko. Zresztą Chris nie kupił sobie szybkiego auta, tylko bardziej rodzinny samochód. Z tyłu na fotelach zamocowane były trzy foteliki.
– Gdzie mnie zabierasz?
– Chcę odwiedzić Daria i Justina, a przy okazji porozmawiamy sobie. – Chris wsunął kluczyk do stacyjki.
– Po co mnie tam zabierasz?
– Jackob ma dużo znajomości. Może pomóc.
Kategorycznie sprzeciwiał się wciąganiu w to innych. Czy oni powariowali? Zaczynał żałować, że zadzwonił do przyjaciela i, gdy powiedział o tym zmiennemu smokowi dostał łokciem w żebra. Całe szczęście draśniecie po kuli było w innym miejscu i nie zabolało.
– Nie chrzań. Zmienni, ci fajni, pomagają sobie i swoim bliskim. Ty, Sonia i wasi rodzice jesteście jak moja druga rodzina. Jacyś zafajdani gangsterzy chcą cię załatwić, a my na to nie pozwolimy.
– Nawet nie wiecie, że chcą.
– Jasne, a ja jestem słowikiem i latam sobie nad polami wesoło śpiewając. – Zapalił w końcu silnik. – Jak rozmowa z Alessio. Fajny jest nie?
– Dziwnie patrzy i się zachowuje. Warczał na mnie.
– Musiałeś coś powiedzieć, że zawarczał. Moi warczą, jak im powiem kto patrzył na mój tyłek.
– Nie chcę o tym słuchać. – Wolał sobie zatkać uszy niż słyszeć takie rzeczy.
– Alessio jest fajny. Czasami bywa skurwielem, ale ogólnie to za serce odpłaca sercem. Do tego chodzą pogłoski, że seks z nim bywa ostry. Lubi chłopak zabawki i takie tam.
Luis spiorunował go wzorkiem. Czy on się nie może zamknąć? Co go obchodził ten durnowaty, intrygujący, beta? Wolał nie wiedzieć nic o tym jak facet lubi się zabawić. Po co mu te wiadomości? I po jaką cholerę zastanawiał się jakie to „zabawki” lubi Alessio. Może odnajdzie tych zbirów i pozwoli im dokończyć dzieła.