Wampirzyca patrzyła na niego nieprzyjaźnie. Pod jej wzrokiem ledwie powstrzymał się przed odwróceniem się do niej plecami. Przyjechał tu, jak tylko odprowadził Justina do domu. Chciał z nią porozmawiać, podziękować za kopniaka, jakiego dostał.
– Jeżeli przyjechałeś, aby dowalić któremuś z moich chłopców, to wybij to sobie w głowy! Nie dopuszczę cię do nich – warknęła.
– Spokojnie. Powinienem był do ciebie zadzwonić, ale jakoś nie miałem czasu i nic nie wiesz.
Zaciekawiona przechyliła na bok głowę. Odsunęła się od drzwi swego gabinetu, który znajdował się w piwnicy. Dzięki czemu nie musiała w dzień spać i bać się słońca.
– Czyżbyś poszedł po rozum do głowy i postanowił walczyć o ukochanego? – Podeszła do biurka i wzięła w rękę długiego papierosa. Odpaliła go złotą zapalniczką, którą zaraz rzuciła na blat.
– Powiedzmy, że to dzięki tobie w końcu nie jestem sam. – Nie czekając na jej pozwolenie usiadł wygodnie na okrągłej, czerwonej kanapie. Zawiesił wzrok na kobiecie, która dziś miała włosy upięte wysoko, a wokół twarzy ułożone misternie loki.
– Opowiesz czy będziesz się na mnie gapił? – Wypuściła dym z płuc. Przysiadła na skraju biurka.
– Twoja ciekawość, aż wyziera z twych oczu, Erin.
– Moja ciekawość nie raz uratowała mi tyłek – odparła. – Justin jest twój?
– Mój.
– Jak zdobyłeś to wystraszone kurczątko? – Strzepnęła popiół z końca papierosa do kryształowej popielniczki. – Nie przedłużaj, bo moje ukąszenie boli.
– Nikt nie będzie mnie kąsał poza moim partnerem – syknął.
– Szkoda, że on nie widzi teraz twojej miny. – W odpowiedzi na pytający wzrok Daria rzekła: – Jakbyś miał ochotę rzucić się na mnie i sam wgryźć w moje gardło, by je rozerwać, bylebym tylko nie ruszyła twej szyi przeznaczonej dla niego, gdy cię oznaczy. To opowiadaj jak było. – Zgasiła peta i nieustępliwie wpatrzyła się w Daria. – Nie sądziłeś chyba, że przyjedziesz mi podziękować, a ja nie zechcę poznać szczegółów waszego pierwszego spotkania.
– Żmija. – Rozluźnił się trochę i opowiedział, co zrobił, by zdobyć Justina. Powiedział o wypadku i to, co się wydarzyło później. Oczywiście omijał intymne szczegóły. Te dzielił będzie tylko z Justinem i nie zamierza nikomu opowiadać o tym, co robią. Chociaż nie wątpił, że Christian dużo będzie wiedział od jego partnera, ale to przyjaciel.
Wampirzyca patrzyła na niego z podziwem. Wyciągnięcie emocjonalnej natury z Daria było nie lada wyzwaniem, a tu proszę jeden mężczyzna zamienił go w wulkan uczuć.
– Gdyby nie ty, nadal tkwiłbym w próżni – dodał.
– To nie moja zasługa, tylko twoja. Ja ci tylko powiedziałam, abyś ruszył dupę, a nie płakał. – W gabinecie zaczął dzwonić telefon, więc sięgnęła po słuchawkę, dając mężczyźnie znak ręką, by się nie ruszał. – Tak? … Powiedziałam, że nie zamierzam się na to zgadzać – mówiła do słuchawki.
Dario nie chcąc jej podsłuchiwać, powrócił myślami do chwil spędzonych z Justinem. Gdy go odprowadził do domu, grzecznie pocałował go w policzek, a ten zarumienił się jak pensjonarka. Słodki był. Niepewny, gorący i słodki. Nic tylko go chronić i kochać.
– Zakochałeś się.
– Co? – zapytał, gdy usłyszał słowa skierowane do niego.
– Dobrze słyszałeś.
– Nie zakochałem się. Ja go kocham. Zakochanie to chwila, zauroczenie, ale miłość to, co innego.
– Mdli mnie od tego miodu – mimo swoich słów nie wyglądała jakby było jej niedobrze. – Niestety musimy pogadać, kiedy indziej. Przygotowuję w podziemiach nowe pokoje tematyczne i panowie fachowcy chcą w pokoju rzymskim umieścić coś, co kompletnie tam nie pasuje.
– W takim razie zmywam się i dziękuję za solidnego kopniaka. – Zebrał się do wyjścia.
– Służę uprzejmie. Teraz idę skopać tyłki pewnym panom.
– Uważaj, jeszcze okaże się, że lubią ostre zabawy.
– Mogę im pokazać, co znaczy ostro się bawić. – Pokazała swoje kły sycząc przy tym, a Dario roześmiał się razem z nią opuszczając gabinet.
***
Justin na spotkaniu z przyjacielem zauważył, że ten ma nieciekawy nastrój. Zastanawiał się czy zapytać go, co się stało, ale nie chciał być wścibski. Sam promieniał. Jego oczy się iskrzyły, policzki nabrały rumieńców, a całe ciało jakby się wyprostowało. Wcześniej potrafił chodzić lekko zgarbiony, jakby udając, że go nie ma. Dziś wyglądał jak pełen szczęścia, zakochany człowiek. Tę zmianę widział nie tylko on patrząc w lustro, ale i inni. Do tego to, co stało się pod drzewem, było oszałamiające i obudziło apetyt na więcej. Poza tym Dario opowiedział mu o swym największym bólu i stracie. Zaufał mu. Pewnie gdyby nie spotkanie z Chrisem i wyjazd Daria do tej wampirzycy, to nadal by tam siedzieli w swych objęciach, a może i byłoby coś więcej.
– Rumienisz się – zauważył Christian podkulając nogi pod siebie. Dzisiaj zostali w domu Langstonów. Nie miał ochoty na spacery. – Czy jest coś, o czym nie wiem?
– Wiem, że zachowuję się jak młodzik, a mam już swoje lata.
– Pięćdziesiąt lat jak na zmiennego to niewiele. To lata dorastającego szczeniaka.
– Mój Dario jest...
– Gorący. – Chris usłyszał ciche warczenie i roześmiał się. Po raz pierwszy tego dnia. – Spokojnie wilczku, jestem związany. Widzisz? – Pokazał znamię na szyi. – On jest twój.
– Jest... gorący. Spędziliśmy bardzo miło czas. Jak sądzisz... – zawiesił na chwilę głos – mogę mu powiedzieć, co mi robiono?
– To zależy od ciebie. Prędzej czy później powinien się o tym dowiedzieć. Po pierwsze po to, żeby ci pomóc, a po drugie sam wiesz, że będzie się zastanawiał, dlaczego śpisz przy zapalonym świetle, a w nocy budzisz się z krzykiem. Wie, że coś się stało i powinien wiedzieć, co, dlaczego. Poza tym trzymanie, przed partnerem, takiej tajemnicy nie umacnia związku. Niszczy go od środka i to tak, że się tego nie widzi, a jak się to zobaczy jest już za późno.
– Pomogłeś mi podjąć decyzję. Christian, czemu jesteś smutny?
– Czegoś się dowiedziałem i chciałem pomóc partnerom. Wiem, kto mnie wtedy wywiózł z posiadłości.
– Jak cię porwano? – To były jedne z najgorszych chwil w jego życiu. Świadomość, że porwano przyjaciela i nikt nie wie gdzie on jest, ani jak mu pomóc była nie do zniesienia.
– Chciałbym coś zrobić, aby ta osoba sama się wydała, a oni chcą czekać na zdobycie dowodów – powiedział Christian sięgając po czekoladowe ciastko leżące na błękitnym talerzyku wśród innych. – Gdybym tam pojechał, do tego faceta na pewno by się zdradził. Oni mi nie chcą na to pozwolić. – Przełamał ciastko na pół i jedną część włożył sobie do ust.
– Boją się o ciebie.
– Nie jestem dzieckiem. Dlaczego mi nie ufają, że sobie poradzę? Jestem zmiennym smokiem. Nie ogranicza mnie ciąża i mogę się zmienić, gdy zajdzie potrzeba.
– Ufają ci, ale się o ciebie boją. Ty byś pozwolił któremuś z nich na coś takiego?
To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Obaj ją znali. Żaden z nich nie naraziłby partnera na niebezpieczeństwo. Nie było możliwości, by ryzykowali życiem i zdrowiem ukochanej osoby. Dla Justina taką osobą był Dario. Kilka dni byli razem i nie chciał nikogo innego. To mu pozwoliło podjąć decyzję, o której wcześniej rozmawiał z Chrisem. Kilka minut później, zadzwonił do Daria i umówił się nim na wieczór w Arkadii. W czterech ścianach łatwiej będzie mu mówić.
***
Martin Coleman patrzył na swego betę sondując jego zachowanie. Nie zamierzał w żaden sposób zdradzić się z tym, co o nim wiedział. Starał się zachowywać tak jak zwykle. Przyjechał tu pod pretekstem sprawdzenia ksiąg rachunkowych, jak to robił, co miesiąc. Kilka dni w te czy we wtę nie robiło różnicy i nie wzbudzi podejrzeń.
– Jak widzisz zyski idą w górę. Klientów przybywa. Zarówno zmienni jak i ludzie bawią się dobrze. Oczywiście ochrona pilnuje, by żaden zmienny nie zrobił czegoś, co zdradzi nas przed ludźmi – poinformował Tomas.
– Doskonale. Taureni chodzą do nas? – zapytał wstając i odkładając księgi na ich miejsce.
– Od dawna żadnego nie widziałem – powiedział beta patrząc prosto w oczy alfy, który ponownie zajął swoje miejsce.
– Szkoda. Pasowałoby, aby różne gatunki zmiennych jakoś się dogadywały ze sobą. Chciałbym wiedzieć, kto teraz jest przywódcą klanu w naszym mieście.
– Nie mam pojęcia, alfo – kłamał i nawet się nie zająknął.
– Pozostaje wierzyć, że Rada wyśle wiadomość do wszystkich grup, o nowym przywódcy – rzekł Martin i wziął pióro do dłoni. Miał do podpisania kilka dokumentów, które wcześniej starannie przeczytał.
– Na pewno tak zrobią, takie jest prawo zmiennych, alfo.
– Jesteś dziś bardzo oficjalny, Tomasie – zauważył Coleman.
– Nie jesteś tu z prywatną wizytą. Staram się trzymać procedur.
– Doskonale się spisujesz, beto. – Martin postanowił tak samo się zachowywać. Jak mógł wcześniej nie zauważyć, że Tomas nie traktuje go już jak przyjaciela. Wcześniej, gdy byli sami, zawsze mówił do niego po imieniu. Dużo się zmieniło w ciągu tych miesięcy, a najwięcej od czasu porwania Christiana. Nie był zadowolony z wyników tej wizyty. Tomas w żaden sposób się nie zdradził, że wie cokolwiek o Taurenach. Nie było takiej możliwości, by nie znał ich ruchów. Kto raz wszedł we współpracę z nimi, ten na zawsze już z nimi pracował. Zawsze znaleźli sposób, by nie zerwać nici kontaktów. Choćby miał to być szantaż, pieniądze, czy wielkie obietnice o władzy i o świecie rzuconym do stóp. Nic bardziej mylnego. Współpraca z Taurenami zabierała wszystko i tylko naiwniacy wierzyli w złote miasta, jakie obiecywano.
Kto cię przekonał do zdrady? Dlaczego? Czego oczekiwałeś? Wątpię byś to dostał. Boli mnie, że nie mogę ci ufać, beto. Zawiodłeś mnie. Myślał Martin odczuwając wewnętrzny smutek. Złożył ostatni podpis i oddał dokumenty Tomasowi. Pożegnał się z nim tłumacząc, że ma dużo pracy w domu i na towarzyskie spotkania umówią się, kiedy indziej. Nie potrafił na niego patrzeć, gdy to wszystko do niego dotarło. Sądził, że Tomas jest porządnym zmiennym. Wcześniej ufał nawet temu, że Tomas zasłoniłby go swoim ciałem przed kulą, teraz to jego wypchnąłby na przód.
***
Gdy tylko jego alfa opuścił gabinet od razu zadzwonił do Star.
– Musimy się spotkać – oznajmił.
– Nie mam teraz czasu – powiedziała kobieta i rozłączyła się.
Gdyby miał w ręce słuchawkę rzuciłby nią przez pokój, ale swojego telefonu wolał nie rozbić. Jak ona mu nie zapłaci za to, co ma zrobić, to sam się nią zajmie, i nie będzie to nic przyjemnego. Jej delikatna szyja łatwo uległaby jego wielkim dłoniom.
***
Zakończył rozmowę z Danielem. Powiedział mu wszystko, co zaobserwował i czego się domyśla. Tak samo jak on, partner był rozczarowany wynikiem tego spotkania. Nie mogli zapytać Tomasa wprost o to, co wiedzieli. Wyparłby się i z łatwością by kłamał. Przecież nie przyznałby się do znajomości, z Taurenami. Dlatego musiał poważnie porozmawiać z Danielem. Christian miał dobry plan, a oni go wyśmiali. Ich młody partner był teraz smutny i to była ich wina. Najwyższy czas przestać traktować zmiennego smoka, jak delikatne stworzenie, któremu może stać się krzywda. Teraz nie był w ciąży i był silniejszy od nich obu po zmianie. Jakiekolwiek zagrożenie spotkałoby go mógł się bronić. Jeżeli nie włączą do współpracy Chrisa, beta niczym się nie zdradzi. Nawet jakby go poddać torturom. Zapalił silnik, by wrócić do domu i poważnie porozmawiać z kochankami. Powinni też powiedzieć wszystko Dariowi. Teraz, kiedy mężczyzna był już z Justinem, a pewnie parowanie to tylko kwestia dni, jak nie godzin to spokojniejszy zmienny nie rozerwie gardła Tomasa. Inaczej by nad nim nie zapanowali. Doskonale wiedzieli, że Dario czuł przyjaźń do Christiana i tak samo jak oni broniłby go do ostatniej kropli krwi.
***
Wieczorem Justin rozejrzał się po sypialni Daria. Był tu, kiedy mężczyzna miał złamaną nogę, ale to były zupełnie inne okoliczności. Dziś Dario był sprawny, a myśli rozbudzonego Justina krążyły nie tylko wokół rozmowy, jaką miał przeprowadzić.
Monahan widział lekkie zdenerwowanie swego partnera. Objął go i pocałował w usta. Justin natychmiast oddał pocałunek jakby to było koło ratunkowe. Najchętniej nie poprzestałby na powolnym smakowaniu jego warg. Zdjąłby z niego ubranie, pieściłby go, lizał, całował i kochał z nim przez wiele godzin, a potem oznaczył, jako swojego. Z trudem pożegnał jego soczyste i cholernie kuszące wargi.
– Usiądziesz? – Wskazał na kanapę. Bardzo się ucieszył z telefonu Justina i propozycji spotkania. Jak tylko wrócił do Arkadii zapowiedział wszystkim, że mają mu nie przeszkadzać. Rozumiał, że partner chce mu coś powiedzieć, bo podczas rozmowy telefonicznej podkreślił, by byli sami. – Napijesz się czegoś?
– Nie. – Przysiadł na czarnej, skórzanej kanapie o szerokim siedzeniu. Nie ukrywał zdenerwowania. Potarł dłońmi o uda. Jak miał zacząć tę rozmowę? Poczuł, że Dario siada blisko niego i unosi palcem wskazującym jego brodę. Kolejny pocałunek tym razem bardzo delikatny, trochę łaskoczący go w wargi, dodał mu otuchy, jakiej potrzebował.
– Jeżeli nie jesteś gotów, nie musisz nic mówić.
– Nigdy nie będę gotów. Ty zaufałeś mi, ja chcę zaufać tobie. Nie może być nic, co mogłoby nas rozdzielić. – Sama myśl, że Dario odchodzi od niego łamała mu serce. – Poza tym to jest coś, co partner powinien wiedzieć. Muszę się cofnąć w czasie o kilka lat.
– Jestem gotów cię wysłuchać, kochanie. – Zewnętrzną stroną dłoni pogłaskał go po policzku. Justin chwycił ją i pocałował każdy z palców. To był gest, który powodował szybsze bicie serca u drugiego partnera. Zaufanie i znak przynależności i oddania.
– Ja... ja... – zająknął się.
– Nie denerwuj się. – Objął go jedną ręką, tak by Justin położył głowę na jego ramieniu, a drugą dłonią trzymał jego dłoń. Delikatnie kciukiem pieszcząc jej wnętrze.
– Postaram się, ale sama myśl przyprawia mnie o...
– Jestem tutaj, przy tobie. Pamiętaj o tym.
Justin spojrzał w oczy pełne ciepła. Jego serce natychmiast zwolniło popędzane wcześniej przez strach, a coś, co go zaczęło pętać sprawiając, że w gardle rosła mu gula, odeszło. Teraz był w stanie wyznać największy koszmar swojego życia.
***
Christian stał przy otwartym oknie wdychając wieczorne powietrze. Nie do końca wiedział czy zrobi dobrze to, co sobie zaplanował i był przygotowany na gniew swych partnerów, lecz chciał im pokazać, że nie jest tylko ładnym, nieradzącym sobie chłopaczkiem. Owszem, gdyby któryś chciał zrobić to, co on, to sprzeciwiałby się temu i dlatego ich rozumiał. Rozumiał też siebie. Tomas wywiózł go stąd jak worek kartofli i oddał w ręce Stonea. Teraz miał możliwość zrobienia czegoś, zmuszenia bety do zdradzenia siebie i to zrobi, sam, jak zajdzie taka potrzeba. Dlatego teraz czekał na swoich partnerów, aby z nimi poważnie porozmawiać. Ciekaw był jak sobie radzi Justin i trzymał kciuki za siłę, jaka była w przyjacielu, aby ta noc odmieniła wszystko to, co przez pięć lat głęboko zakorzeniło się w tym wrażliwym, godnym zaufania mężczyźnie.
Podskoczył, gdy silne ręce zawinęły się wokół jego pasa. To zdecydowanie był Martin. Daniel tymczasem stał obok i patrzył na nich, żeby po chwili zbliżyć się, wcisnąć między Chrisa i parapet, aby także go objąć.
– Przepraszamy – wyszeptał Martin.
– Masz rację, jak nie zaryzykujemy być może nigdy nie udowodnimy Tomasowi jego win – rzekł Daniel.
– Dlatego postanowiłem, że pojadę tam i możecie sobie mówić, robić, co chcecie, a ja i tak wykonam swój plan – mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Pojadę do Luisa i mi pomoże jak wy nie chcecie. Ma to, czego potrzebuję.
– Chcemy, kochanie. – Daniel go pocałował w ucho. – Dlatego z Martinem ułożyliśmy plan łączący się z twoim i jak to nie zadziała to nie jestem alfą.
– Jutro jedziemy do miasta. Odwiedzisz swojego przyjaciela, załatwimy z Radą pewne sprawy, a potem zastawimy sidła na naszego, wkrótce byłego betę. – Martinowi było dość ciężko. Przez lata ufał temu zmiennemu, a teraz ma doprowadzić do jego schwytania i osądzenia. Z drugiej strony gdyby ten nie był winny nic takiego nie miałoby miejsca.
– To w takim razie musimy omówić dokładny plan. – Chris wysunął się z ich ramion. Jego oczy odzyskały swój blask. Chłopak zaczął mówić i mówić, zanim Daniel nie zatkał mu ust namiętnym pocałunkiem.
***
– Zakochałem się. Tak mogę określić to, co czułem – mówił Justin. – Dziś wiem, że nie było to nic więcej poza zaślepieniem. Ten mężczyzna z dnia na dzień stawał mi się coraz bliższy. Wierzyłem w każde jego słowo. Wmawiał mi jak bardzo mnie kocha, ceni, a ja szedłem za nim jak głupek. Był dla mnie ważny, lecz szybko stał się moim przekleństwem. Nadszedł wieczór, kiedy zabrał mnie na kolację do swego mieszkania.
– Mieszkał sam? To był zmienny? – przerwał mu Dario. Dziwnie mu się słuchało o innym mężczyźnie w życiu Justina. Na całe szczęście to już była przeszłość, a o nią tylko głupi są zazdrośni. Sam przecież nie żył w celibacie przez te dziesiątki lat.
– Tak. Mimo tego nie należał do żadnej ze sfor. Był samotnikiem, co już powinno być podejrzane. Samotny wilk zazwyczaj nie jest samotny z wyboru. W każdym razie pojechaliśmy do niego. Przygotował pyszną kolację. Byłem taki szczęśliwy. Potem... wiesz... my...
– Mhm – przytaknął Dario.
– Gdy było po wszystkim ogarnęła mnie senność. Po raz pierwszy tak się poczułem. Nigdy nie byłem tak... nieprzytomny. Z trudem utrzymywałem otwarte powieki. Zasnąłem przekonany, że rano obudzę się w ramionach kochanka. Obudziłem się, tylko nie było otaczających mnie ramion, pokoju, łóżka, w którym było przytulnie i miękko. Wtedy, po otwarciu oczu, wiedziałem, że mam kłopoty.
Pięć lat wcześniej.
Smród stęchłego powietrza wniknął do nosa budzącego się mężczyzny i spowodował mdłości. Otworzył oczy. To, co zobaczył nie było widokiem, jakiego oczekiwał. Leżał na materacu, o dziwo czystym, a wokół otaczały go ściany zimnego pomieszczenia. Musiała to być stara piwnica i to od dawna nieużywana. Nikt nie odświeżał ścian, na których wyrósł grzyb. Świecąca na środku żarówka uwieszona na długim kablu przy suficie dawała widok na otoczenie. Co on tu robił? Jak się tutaj znalazł? Nagle serce podeszło mu do gardła. Skoro on tutaj jest, a pamięta gdzie zasypiał, to w takim razie, co się dzieje z jego kochankiem? Całego ogarnął go niepokój. Nie martwił się już o siebie, ale o partnera. Nie miał wątpliwości, że został porwany. Tylko, co zrobili z Cooperem? Zanim zdążył wymyślić miliony czarnych scenariuszy do piwnicy otworzyły się drzwi, których wcześniej nie próbował ruszać. Każdy głupi wiedział, że z pewnością były zamknięte. Podniósł się na równe nogi, będąc wrogo nastawiony do osoby, która przyszła, ale zaraz jego twarz zalała ulga, a napięte mięśnie rozluźniły. Widok żywego i zdrowego kochanka był miodem płynącym wprost do serca. Natychmiast do niego podbiegł i zarzucił mu ręce na szyję.
– Bałem się o ciebie. Nic ci nie zrobiono? Gdzie jesteśmy? – pytał nie dopuszczając Coopera do głosu. Patrzył w jego piwne oczy szukając potwierdzenia, że wszystko jest w porządku, a to tylko głupi żart. Coś było jednak nie tak. Kochanek nie objął go jak zwykle, a z całej postawy bił chłód. – Co jest?
Mężczyzna złapał go mocno za ramiona i odsunął od siebie. Na jego ustach pojawił się uśmiech cwaniaka, któremu udało się czegoś dokonać i teraz się wywyższa. Justin nie wiedział, czemu kochanek stał się taki zimny.
– Nie patrz tak na mnie tymi swoimi ufnymi oczętami. – W tym głosie, który szeptał miłe słówka za nic nie było już łagodności.
– Cooper, co ty? – Za nic w świecie nie chciał dopuścić do siebie prawdy, a ta dobijała się do niego.
– Dobry byłeś w łóżku. Namiętny i chętny, taka suczka w rui, aż szkoda było im cię oddawać, ale dużo za ciebie zapłacili.
– Co... O czym ty... – Wyrwał ręce i cofnął się o kilka kroków. To na pewno nie jest to, co podsuwa mu umysł. Nie! Nie! Nie!
– Miałem ci się nie pokazywać, ale mam dziś dzień dobroci dla głupców. Poza tym za te noc masz prawo dostać nagrodę, a dowiedzenie się, przez kogo tu jesteś jest wystarczającą zapłatą. Wiedz, że byłem z tobą, by zwyczajnie cię sprzedać. – Roześmiał się Cooper.
Nie! Nie! Nie! Nadal krzyczało mu w głowie. To niemożliwe! Przecież było im razem dobrze albo próbował w to wierzyć. Ten człowiek go oszukał. Był z nim, zdobył jego zaufanie, żeby potem oddać go w czyjeś ręce.
– Kto? – Nie musiał rozbudowywać pytania, bo były kochanek zrozumiał, o co mu chodzi.
– Jak wiesz trwa walka o terytorium. Twój wuj nie chciał po dobroci i za wielkie pieniądze oddać ziemi Mastersonom, więc znaleziono inny sposób na zdobycie Arkadii. Zabranie mu ukochanego bratanka, może zmiękczy serce starego durnia. Mnie zapłacili za zdobycie ciebie i doprowadzeniu cię do nich. Nie powiem to była lekka i zakurwiście przyjemna praca. Kilka bajek i byłeś mój.
– Sukinsynu! – Justin podszedł do niego i wycelował pięść prosto w twarz znienawidzonego teraz mężczyzny, ale jego cios został łatwo zatrzymany.
– Nie waż się mnie bić! – syknął przez zaciśnięte zęby Cooper i odepchnął od siebie zmiennego. – Teraz mam na koncie dwa miliony dolców. Będę się pławił w luksusie, w ciepłych krajach, a ty zgnijesz tutaj. Trzymaj się dziwko. – Zbliżył się do niego i chwycił go za brodę. Justin natychmiast złapał go za rękę, ale był zbyt słaby, a uścisk nabierał na sile. – Dobra suczka zostawia napiwek temu, kto ją ruchał – wyszeptał złowrogo napastnik, po czym brutalnie pocałował Justina. Był to pocałunek zdrajcy i oszusta. Pocałunek, który przyprawiał o mdłości. Justin zacisnął mocno zęby, by nie pozwolić oślizgłemu językowi dostać się do środka. Ten zmienny, w którym się zakochał przyniósł mu ból, wykorzystał, poniżył. Sprawił, że w jednej chwili znienawidził kogoś i spowodował utratę zaufania do przyszłych partnerów. Obiecał sobie, że już nigdy nikomu nie zaufa i nie pozwoli zrobić sobie tego, co ten mu zrobił! Cooper był obleśnym typem, którego chciałby widzieć martwym! Odepchnąwszy mężczyznę od siebie otarł usta.
– Spierdalaj zdrajco! – krzyknął do niego.
– W końcu pokazujesz pazurki, aż mam ochotę cię zerżnąć, ale nie mam czasu. Ta cała uległość dobra jest w łóżku, a nie w życiu. Nigdy nie spotkasz nikogo, kto cię zechce. Takiej ciapy nikt nie potrzebuje! Żegnaj!
Patrzył jak Cooper odchodzi i dopiero, kiedy zamknęły się za nim drzwi usiadł na materacu czując, że nogi odmawiają mu posłuszeństwa i zwyczajnie w świecie się popłakał.
Niestety za długo nie pozostał sam. Pogrążony w rozpaczy nie zauważył chwili, gdy do piwnicy weszło dwóch, rosłych mężczyzn o postawach kulturystów. Obaj chwycili go pod ręce i podnieśli. Zaskoczony i przerażony Justin nie był w stanie się bronić, bo gdy próbował omal mu nie wyłamali rąk.
– Spokojnie, mazgaju – powiedział większy z nich – będziesz płakał jeszcze bardziej. Jak starczy ci łez na to, co cię czeka. Lubisz ból? Nie? To polubisz.
Piętnaście minut później krzyczał doszczętnie zdzierając sobie gardło.