Zamknął oczy poddając się temu delikatnemu pocałunkowi, a w żołądku odezwało się stado motyli. Rozchylił wargi w niemej prośbie o więcej, kiedy Daniel nie odsunął się tylko bardziej naparł na niego całując nieśpiesznie. Christian chciał więcej, lecz przystał na ten delikatny masaż warg, w żaden sposób nie nalegając na pogłębienie pocałunku. Ich wargi muskały się powoli, jakby poznając ze sobą i sprawdzając czy do siebie pasują. Zarzucił Danielowi ręce na szyję wyciągając je i krzyżując w nadgarstkach. Nie byłby sobą, gdyby nie czerpał z tego jak najwięcej przyjemności. Uwielbiał się całować, pomimo że miał do tego tak mało okazji. Jego namiętność do mężczyzn była ogólnie znana, lecz to nie znaczyło, że szedł z każdym. Szanował się i chociaż nie był już prawiczkiem czasami tak o sobie myślał. Minęło więcej niż rok, od kiedy ostatnio się tak w pełni kochał.
Muskał usta Christiana lekko, okazując jak najwięcej czułości. Nie słuchał głosu ciała, które podpowiadało co powinien zrobić. Nie rzuci go tutaj na trawę, nie rozbierze i nie będzie się z nim kochał gorąco i namiętnie. Tak, chciał tego, ale wolał poczekać. Ucałował jeszcze raz pełne, rozkoszne wargi i odsunął głowę.
– Smakujesz jak poranna rosa.
Christian rozchylił powieki zauroczony.
– A ty jak zburzony ocean. – Czuł bijące od Daniela gorąco. Chciał być pod nim. I to pragnienie nie było tym instynktownym, bo miał te dni. Po prostu pragnął swego partnera. Tak, partnera. Odwrócił głowę, by spojrzeć na stojącego nieopodal Martina. Przesunął po nim wzrokiem. Wzwód w spodniach mężczyzny jasno powiedział mu, że podobało mu się to co robili. Tylko dlaczego nie podszedł? Zaraz głos jego smoka odpowiedział mu: „Bo nadal ciebie nie zaakceptował”. Nie chciał już uciekać. Zrozumiał, że chciał być z tymi dwoma mężczyznami, lecz czy był, aż tak zły, do niczego, że Martin go nie chciał? Zrobiło mu się bardzo przykro z tego powodu, a w oczach pojawiły się łzy.
– Kochanie, co się stało? – Daniel nie chciał, aby Christian był smutny. Chciałby zmyć z niego zasmucenie i sprawić, żeby się uśmiechał. Zmienny smok za dużo przeszedł w swym życiu, aby nie zasłużyć na radość. Obejrzał się za siebie, gdy poczuł ruch. – Martin dokąd idziesz?
– Zaczekam na was w samochodzie. – Musiał stąd pójść. Bolało go to, że Christian był smutny i Martin wiedział, że to była jego wina. Wilk wył z rozpaczy, że nie mógł zbliżyć się do partnera i go pocieszyć, ale ludzka strona mu na to nie pozwoliła, bo była uparta i chciała odtrącić Christiana.
– On mnie nie chce – wyszeptał Russo, gdy drugi zmienny wilk zniknął za stojącą nieopodal szopą.
Daniel zawarczał i przytulił chłopaka. Wiedział, że Martin ma trudności, ale liczył, iż podejdzie do nich, a on sobie poszedł.
– Chce cię. Pierwszy chciał tu przyjechać i chronić cię.
– Ale nie jako partnera. – Odsunął się. – Może będzie dobrze, jak tutaj zostanę.
– Nie będziemy nadużywać gościnności na czyimś terenie. Masz teraz dom. Nasz dom. Zostaniemy z tobą na ten czas i postaramy się przyspieszyć sprowadzenie tu chociaż części sfory byś był bezpieczny. Gdy ja będę w mieście, zostanie przy tobie Martin i na odwrót. Nie możesz zostać sam.
– Czy Stone…
– Nie wie gdzie jesteś i postaramy się, aby nie odnalazł miejsca twojego pobytu. Zabierzesz swoje rzeczy…
– Nie mam rzeczy. Mam tylko to co na sobie i szal od mamy.
– Kupimy ci wszystko jak znajdziemy się w domu. Zostaniesz z Martinem, a ja pojadę do miasteczka. Może mają jakieś fajne sklepy.
– Sam bym coś chciał dla siebie wybrać.
– Nie możesz się na razie nikomu pokazywać. – Ucałował go w czoło. – Kupię tyle, że będziesz i tak miał wybór. Jedziemy do Arkadii.
– Pożegnam się tylko z Justinem, alfą i Sheoni. – Starał się uśmiechnąć, lecz nie potrafił. Będzie musiał wykorzystać chwilę sam na sam z Martinem i zapytać się go, co mu w nim nie pasuje.
* * *
Luis wyszedł z uczelni, gdyż nie potrafił skupić się na wykładach. Martwił się o Christiana. Na plecach czuł wzrok tego kogoś, kto go śledził. Miał ochotę odwrócić się, podejść do tej osoby i zapytać czego chce. Aczkolwiek Luis doskonale to wiedział. Szukali Christiana i miał nadzieję, że gdziekolwiek przyjaciel przebywa, to jest bezpieczny. Stanął na przystanku czekając na autobus i wyjął telefon z małej, zamykanej na zamek kieszonki, którą miał w spodniach koloru khaki. Wybrał numer siostry.
– No, hej. Co tam, braciszku? – Odebrała po kilku sygnałach.
– Jesteś w szkole?
– No, jestem, a co?
– Pojadę do warsztatu, może zrobili już tego mojego grata, jak rano dzwoniłem mówili, że na południe będzie.
– Zwiałeś z zajęć? – zapytała.
– Ta. Trudno usiedzieć na miejscu. Zadzwonię do ciebie jak samochód będzie gotowy i podjadę. Lepiej, żebyś nie wracała sama.
– Nadal masz ogon?
– Ta. Dobra, to odezwę się później.
– No, okej.
Rozłączył się i usiadł na wolnej ławce. Na przystanku o tej porze nie czekało na pojazd wielu ludzi. Wyciągnął czytnik i zajął się czytaniem książki. Miał jakieś dwadzieścia minut czekania.
* * *
Postać słysząc rozmowę wsłuchała się w nią uważnie, a po jej zakończeniu wycofała się dyskretnie i sama wyjęła telefon. Wykonała jedno połączenie.
– Szefie, ten dzieciak nic nie wie. Słyszałam, jak rozmawiał z tą młodą. Z obserwacji wynika, że ten, którego szukasz nie przebywa w ich domu.
– Szlag! Ale na wszelki wypadek zostań tam jeszcze. Dzwoń jak będziesz miała nowe wieści.
– Dobrze, szefie. – Kobieta, a raczej zmienna Taurenka uśmiechnęła się. – Potowarzyszę jeszcze naszemu przyjacielowi. Jest na co popatrzeć.
– Tylko się do niego nie zbliżaj – ostrzegł. – Wiem co potrafisz. Nie potrzebujemy rozszarpanego, tym razem ludzkiego kochanka. Starszyzna już dała ci ostrzeżenie. Kolejne i będzie zmuszona zgłosić to do Rady zmiennych. Nadal nie wiedzą o pewnym zabitym wilku.
– Wiem, szefie. Tamten mnie po prostu wkurwił, a ten drugi… Cóż ten mnie wkurwił tylko bardziej. Ale patrzeć mogę?
– Mhm. – Chwilę po tym, w telefonie rozbrzmiał sygnał zakończonej rozmowy. Przynajmniej to zadanie dla niej nie jest ciężkie. Obserwacja smakowitego kąska była dobra. Nagle ktoś położył jej dłoń na ustach i coś dziabnęło ją w plecy.
– Ani słowa, paniusiu, bo wbije się w ciebie to ostrze. Idziesz ze mną.
Doskonale wyczuła zapach zmiennego wilka i wiedziała, że nie ma z tym mężczyzną szans.
* * *
W samochodzie atmosfera była dość gęsta. Christian usiadł z tyłu i obserwował swoich dwóch partnerów, nie chciał, aby się kłócili. Nie chciał nic zepsuć pomiędzy nimi. Oparł się o wygodne oparcie zatapiając głębiej w siedzeniu. Nie czuł się najlepiej psychicznie. Obaj siedzący z przodu zmienni doskonale czuli jego nastrój i Daniel, miał ochotę zmusić Martina, aby zatrzymał samochód i powiedzieć mu kilka rzeczy. Nieraz się kłócili z błahego powodu, a ten był przecież ważny. Martin chciał Christiana, ale musiał mu to dobitnie uświadomić. Nie chciał jednak rozmawiać przy młodym zmiennym. Chris potrzebował spokoju.
Kiedy zajechali przed dom, jak na razie pusty bez plączących się osób, pierwszy wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi.
– Poradzę sobie – mruknął Christian. Nie był kobietą, żeby przed nim otwierać drzwi czy przepuszczać go pierwszego. Owszem lubił być rozpieszczany, ale to akurat w większości lubiły obie płcie i nie kojarzyło się tylko z tą żeńską.
– Pokażemy ci dom, a potem ja pojadę na zakupy.
– Ja mogę pojechać – wtrącił Martin.
– Ty zostaniesz z Christianem – warknął Daniel.
– Nie traktujcie mnie jak dziecka. I nie kłóćcie się, kto z maleństwem ma zostać – powiedział Christian.
– Ja pojadę – stwierdził sucho Alston i zaraz wyciągnął rękę po kluczyki. – I zrobię to teraz. – Chciał im dać czas na pobycie w swoim towarzystwie. Chwilę później już znikał na horyzoncie odprowadzany dwoma parami oczu.
– Wejdźmy do domu.
Chris tylko skinął głową odnajdując w tym szansę na rozmowę, lecz nie wiedział w jaki sposób ją rozpocząć. Dom wewnątrz okazał się imponującą, pełną zdobień rezydencją. W sam raz na wspólne zamieszkanie pary alf, bety i ich partnerów lub partnerek. Od razu wkraczało się do dużego holu, z którego wchodziło się po trzech szerokich schodach do salonu, na prawo od wejścia. Obok pomieszczenia były schody na piętro, a także kilka innych drzwi. Christian wyliczył, że pewnie była tam jadalnia, kuchnia i gabinety. Tak jak w domu Langstonów.
– Jacob powiedział, że wszystko jest gotowe do zamieszkania. A Daniel prosiłby z rana uzupełniono lodówkę i wszystko to co potrzebne w kuchni – odezwał się Martin. – Napijesz się czegoś? – Jak miał z nim rozmawiać, kiedy jedno co chciał to uciec, a drugie zostać i go posiąść?
– Herbaty – odpowiedział cicho i poszedł za nim do urządzonej nowocześnie kuchni. Wielki stół pośrodku pomieszczenia zapraszał do spędzania tutaj czasu nie tylko gospodarzy domu. Chciałby, aby ta kuchnia stała się kiedyś takim dobrym miejscem do spotkań jak w domu Langstonów.
Martin postawił wodę na ogniu i do kubków wrzucił po torebce herbaty ekspresowej. Wzdrygnął się, kiedy Christian stanął obok niego. Zmienny smok wspaniale pachniał, a do tego rozsyłał te swoje feromony.
– Nie musisz tak reagować, kiedy się zbliżam. Chcę tylko wziąć cukier. – Russo chwycił duże porcelanowe naczynie z napisem „cukier” i postawił na stole. – Wiem, że mnie nie chcesz, ale nie znaczy, że czuję się dobrze, kiedy masz ochotę zwiać, gdy do ciebie podchodzę.
Martin odwrócił się do niego.
– To nie tak.
– A jak? – Spojrzał na niego z bólem w oczach. Nie ułożył sobie, co ma mu powiedzieć, ale chyba jak powie to co czuje, tak prosto z serca, będzie najwłaściwsze. – Widzę twój dystans. Jak nie chcesz być blisko mnie. Nie wiem czemu to robisz. Nie ja chciałem partnerstwa z wami, ale jak widać nic nie mogę z tym zrobić. Chciałem uciec, lecz mi się to nie udało, a teraz już nie potrafię tego zrobić. Nie chodzi o to, że chcę się schronić przy was i narazić was na niebezpieczeństwo. Po prostu wieź mnie trzyma. – Spojrzał na swoje stopy, a w kuchni rozległ się gwizdek czajnika w którym zagotowała się woda. – Nie jestem idealny, to doskonale wiem. Ale powiedz co mogę zmienić, żebyś mnie zechciał?
– To nie tak, że cię nie chcę. – Odwrócił się w stronę kuchenki i wyłączył gaz.
– A jak?
Martin westchnął i zaczął mówić w międzyczasie zalewając ekspresówki wodą.
– Bo gdyby nie ty, Daniel już dawno by mnie zatwierdził, a on czekał tyle czasu. Nagle się pojawiasz i wszystko jest w porządku.
– Obwiniasz mnie, że musiałeś tyle czasu czekać? Nie jestem temu winien.
– Wiem. To nie twoja wina, że czekał na trzecią cząstkę duszy do pełni połączenia, bo od zawsze w to wierzył. Na twoim miejscu mógł być ktoś inny i też by mi było trudno. – Odstawił czajnik na kuchenkę i odważył się popatrzeć na Christiana. – Ja nigdy w to nie wierzyłem. Nie chciałem czekać. On czekał. Byłem przez to zły i teraz ta złość odbija się na tobie. Nie chcę tego. Mój wilk ma ochotę zbliżyć się do ciebie, łasić się, wziąć. – Na te słowa ciało Christina zapłonęło, a w powietrzu rozniosła się potężna ilość feromonów. Nie uszło to uwadze Martina, który oblizał usta. – Lecz umysł człowieka się buntuje.
– I moja obecność cię boli. – Po policzku Christian spłynęła łza.
– Boli, bo jedna część mnie ciągnie do ciebie, a druga w drugą stronę. – Po tych słowach ujrzał jego łzę. I przeklną siebie, że zwleka z podejściem do niego. Jeszcze ani razu go nie dotknął. Daniel już go nawet pocałował. Wyobraził sobie co może czuć Christian i nie spodobało mu się to. Wolnym krokiem podszedł do niego i wyciągnął rękę, którą zmienny smok odtrącił.
– Nie lituj się nade mną z powodu moich łez, bo tego nie zniosę. Weź mnie w ramiona tylko wtedy, kiedy zechcesz, a nie, że czujesz nacisk – mówił coraz bardziej roztrzęsiony Christian. Broda mu niebezpiecznie drżała. – Kochaj się ze mną, bo tego chcesz, a nie z obowiązku. I bądź, bo… – I gdy szerokie ramiona, oplotły się wokół jego pleców i przyciągnęły go do ciepłego ciała, Christian nie wytrzymał i rozpłakał się.
– Przepraszam. – Gdy go przytulił poczuł, taką ulgę i siłę, że mógłby przenosić góry. Jego wilk ekscytował się bliskością chłopaka i ludzka część ulegała temu, poddawała się. Trzymał go mocno i pozwalał moczyć sobie koszulę łzami. To był jego partner, a on go chciał odrzucić. Pozbyć się myśli, pragnień o nim. Gdyby dotknął go wcześniej wiedziałby, że to nie ma sensu. Pora odepchnąć głupi rozum, zdać się na instynkt mówiący, że Chris należy do niego i Daniela, i każdy kto zechce go skrzywdzić musi przejść po ich trupach.
* * *
Daniel, który musiał zawrócić, gdy coś ostrego przebiło mu koło, a zapasowe nie miało powietrza, zastał obu swoich partnerów w objęciach i cała złość na Martina wyparowała. Zastąpiły ją zadowolenie i czułość. Zdjął marynarkę, zazwyczaj chodził w pełnym garniturze lub jego górnej części i jeansach. Kilka kroków wystarczyło, by stanąć za plecami Christiana i wcisnąć go pomiędzy ich ciała. Tak jak to powinno być. Oni po bokach, Chris w środku, pieszczony i kochany.
– Nie płacz, jesteśmy tu obaj. – Czuł, że Martin nie zrobił mu nic złego, że zmienny smok płacze. Po prostu pękły w Chrisie emocje i dał im upust.
– Nie płaczę. – Uniósł zapłakaną twarz w ramienia Martina i obejrzał się. Czuć na sobą Daniela, a przed sobą Martina było czymś wspaniałym. Obdarzali go ciepłem, a diamentowe smoki potrzebowały ciepła.
– Tylko coś ci do oka wpadło? – Daniel chciał pocałować go w policzek, ale Christian nastawił swe usta i nie mógł im się oprzeć. Bliskość obu partnerów działała niewyobrażalnie mocno. Jego penis zawsze był przy nich twardy. Pochłonął jego wargi z zapałem i nie był to już delikatny pocałunek jak tam nad jeziorem.
Martin pochylił się i pocałował szyję Christiana. Skóra chłopaka smakowała wyśmienicie. Chciał przestać myśleć i kochać się ze swymi partnerami. Ciało przytulone do niego reagowało podnieceniem i paląca gorączka pożądania objęła ich trójkę. Przeniósł drobne pocałunki na policzek Christiana, który oderwał się od pocałunku z Danielem i spojrzał na niego zamglonymi oczami. Które niestety po płaczu nadal pozostawały czerwone i Martin pragnął zmyć z nich ten świadczący o bólu kolor. Sięgnął warg zmiennego smoka od razu stwierdzając, że działają jak narkotyk. Pragnienie ich całowania, nie odrywania się od nich już nigdy, zawładnęło Martinem. Całował go mocno, spijając smak tych słodkich ust. Wsunął język do środka badając je i wymuszając na Christianie ciche pojękiwania, które wzmacniały dłonie Daniela wsuwające się pod koszulkę.
Christian zaczął się rozpływać, a jego podniecenie rosło i chciało nim władać. Mieć dwóch kochanków. Dwóch mężczyzn pieszczących go, nigdy nie było jego marzeniem, ale teraz gdy wiedział jakie to dobre być dotykanym przez dwie pary rąk, całowanym przez dwie pary ust, chciałby o tym wiecznie śnić. Splótł swój język z organem Martina i zassał się na nim. Chciał poczuć ten język na całym swoim ciele. Odsunął się, by nabrać oddechu i zaraz wciągnął głośno powietrze, gdy Martin z Danielem zaczęli się całować na jego oczach. A Daniel zaborczo trzymał głowę swego partnera całując go bardzo głęboko.
– Nie martw się dostaniesz to samo, obiecuję – szepnął tak innym, podniecającym głosem Daniel, kiedy odessał się od Martina i Christian mógł poczuć spełnioną obietnicę. Kochał pocałunki i teraz na przemian dostawał je od obu zmiennych. A ich dłonie rozbierały go na środku kuchni. O tak, oprzeć się o blat i wziąć w siebie jednego potem drugiego. Ale jego partnerzy mieli inny plan. Zostawili jego zmaltretowane usta w spokoju i gdy Daniel odsunął jego włosy na bok i pocałował go w kark, to Martin opadł na kolana i pozbył się spodni Christiana oraz bielizny. Russo oparł się o Daniela, kiedy Martin zaczął obcałowywać go po brzuchu, pachwinie, a potem pogłaskał jego penisa.
– Chcesz, żeby wziął go w usta i wyssał cię do ostatniej kropelki? – zapytał Daniel podskubując mu muszelkę ucha.
– Bardzo. Tak dawno nikt…
– Co nikt?
– Nikt mnie nie dotykał. – Ta potrzeba dotyku jeszcze bardziej się wzmacniała, gdy miał płodne dni. Raz w roku był nienasycony, a to był dopiero początek. Zawsze się tym martwił, ale teraz nie będzie się musiał zamykać w pokoju. Będzie mógł się oddawać, taka była jego natura, i w końcu zostać zaspokojonym.
Martin pochłonął go całego i zaczął poruszać głową w tył i w przód. Czuł, że nie potrwa to długo, bo na języku już zostawały kropelki spermy, był pewny, że to nie był preejakulat. Chwycił jego jądra i dał mu wszystko, czego na ten moment potrzebował Christian. Za trochę dostanie jeszcze więcej.
Daniel zdjął mu koszulkę i teraz Chris był całkiem nagi wśród ubranych mężczyzn, co go jeszcze bardziej podniecało. Partner pieścił mu dłońmi sutki, a szyję językiem podczas gdy on mruczał z zadowoleniem i poruszał biodrami. Był blisko orgazmu, który w nim rósł, nie chciał się śpieszyć. Pragnął wytrzymać i cieszyć się tym odczuciem będąc na krawędzi.
– Poddaj mu się. Spuść się w jego usta. Daj posmakować siebie. Nie martw się dostaniesz jeszcze więcej. – Kusił Daniel sam będąc bardzo rozpalony. Ocierał się kroczem o pośladki Christiana. Nawet rozpiął swoje spodnie, by móc mieć większe wrażenia i dać odczuć, jak bardzo pragnie zmiennego smoka. Chłopak zaczął dygotać w jego ramionach. – O tak. Tak, kochanie.
Ten szept, ta kolejna obietnica i to, co się ocierało o jego pośladki sprawiły, że poddał się, i zawładnęła nim niezwykła przyjemność, a Martin zamruczał chętnie pieszcząc go do samego końca i przełykając wszystko, co trysnęło w jego usta. Oblizał go dokładnie i wstał zbierając jeszcze kciukiem spermę z kącika ust.
– Daj mi – syknął Daniel i wsunął sobie jego kciuka między wargi, by go oblizać, a potem chwilę possać. Patrzył jak Martin zagryza wargę i nie potrafił oprzeć się, by jej samemu nie pokąsać. Wypuścił jego palec i przyciągną go za włosy do siebie.
Christian widział jak ich języki się dotykają, walczą ze sobą poza obrębem ust, liżą i oplatają do chwili, gdy wargi nie nakryły obu organów sobą, wchłaniając ich w siebie. Patrzenie na nich tylko potęgowało jego gorączkę, która nie ustała nawet na moment. Pragnął ich.
– Kocham cię – powiedział Daniel do Martina, a potem uniósł Christiana na ręce, by zanieść go do najbliższej sypialni. Delikatnie położył go na łóżku. – I ciebie też kocham, a teraz dostaniesz wszystko to, czego pragniesz. – Wyprostował się, by zdjąć swoje ubranie, w czym pomógł mu Martin, który zdążył pozbyć się swego odzienia po drodze. Chris podparł się na łokciach i chłonął wzrokiem ich nagie ciała. Martina było drobniejsze i pokryte tatuażami. Daniel był większy, także pomiędzy nogami. Podniósł się i złapał ich obu za penisy.
– Chyba nasz smok nie jest grzecznym chłopcem – wymruczał Martin pozwalając Christianowi wziąć się do ust, a sam pocałował Daniela obejmując go w pasie.
Christian na przemian ssał jednego, a drugiego pieścił ręką i na odwrót. Może nie był w tym tak dobry, jak Martin, ale jego potrzeba zrobienia im tego pokrywała niedoświadczenie.
– Jak on nie przestanie… – Daniel odrzucił głowę na kark. Jeszcze chwilę dał się pieścić, ale chciał dojść inaczej. Chwycił go za ramiona i odciągnął od nich. Christian był już na wpół twardy. Teraz on się nim zabawi. – Połóż się. – Wszedł na łóżko i od razu odchylił mu nogi nurkując pomiędzy nie, by dopaść do jego jąder i wciągnąć jego zapach.
Tymczasem Martin położył się obok i skorzystał z ust Christiana całując go mocno. Naprawdę stały się jego narkotykiem. Podobało mu się, że Christian poddaje się im obu tak chętnie i ufnie. Zaczął wycałowywać drogę od ust do sutka i zrobił wokół niego koniuszkiem języka małe kółeczka ocierając się o jego udo i czując, że Daniel głaszcze go po plecach. Spojrzał na niego i uśmiechnął się. Partner przyglądał mu się z zadowoleniem spomiędzy rozchylonych nóg Christiana. W końcu Martin wstał i schylił się do swoich spodni. Wyjął tubkę nawilżacza i podał ją Danielowi. Ten wziął, ale gdy nabrał na palce żelu sięgnął między pośladki Martina. Mężczyzna położył się bardziej na brzuchu dając mu siebie. Już wiedział co się stanie. Ten wzrok… O tak. Położył głowę na piersi Christiana, a chłopak zaczął go głaskać po głowie obserwując, jak Daniel robi coś pomiędzy pośladkami swego pierwszego partnera.
Wsunął w niego drugi palec, nie mogąc doczekać się, kiedy w niego wejdzie. Wystarczyłoby samo nawilżenie, ciało Martina było zawsze uległe i łatwo się rozluźniało. Poza tym, jako zmienny wilk nie odczuwał tak bólu jak człowiek. Ale dziś chciał go przygotować. Pozwoli, by Martin wziął pierwszy Christiana, a Daniel zajmie się nim.
Christian rozpalonym wzrokiem patrzył na to co się dzieje, zagryzał wargę i jedną dłonią zaczął pieścić siebie. Widok nabijającego się na palce Martina działał na niego potężną falą podniecenia. Rozsunął bardziej nogi i złapał się za jądra, a oczy Daniela śledziły każdy jego ruch. Z pełną premedytacją przesunął rękę dalej, aż odnalazł swą dziurkę. Postukał w nią opuszkiem palca i wsunął go trochę.
– Ktoś tu się nie może doczekać na to by go wziąć. – Daniel był zadowolony, że Christian nie był pruderyjny. Pozwolił mu się dotykać. Nawet wylał trochę żelu na jego palce, co chłopak przyjął z zadowoleniem i mógł wsunąć w siebie środkowy palec. Był tam bardzo wrażliwy, ale nie na ból, tylko było mu przyjemnie. Chciał mężczyzny. Chciał zmiennego i jego mocnych pchnięć.
Martin zaskomlał kładąc rękę na jego, sam sterował ruchami palca w Christianie, podczas gdy Daniel już był przy nim i całował go po plecach.
– Przygotuj go, a potem wypieprz tak jak tego chce – warknął Alston do Martina. Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać, co ma robić. Odsunął rękę Christiana, który już chciał więcej.
– Obróć się na brzuch – wyszeptał, a Christian to zrobił wypinając tyłek wysoko. Mdlał z pożądania i miał gdzieś, że wygląda teraz na chętnego i lubieżnego. Wszak był ze swoimi partnerami, którym podobały się jego reakcje, a w najbliższych dniach niech się przygotują na wszystko. Jak dziś tak reaguje, najdalej pojutrze będą wióry lecieć. Nie musi już mieć się na baczności. Obejrzał się za siebie, Martin klęczał za nim i wsunął w niego dwa palce. Russo rozłożył szeroko uda bardziej się wypinając, by pozwolić mu na wszystko, ale to było dla niego za mało. Miał ochotę wyć z potrzeby.
– Wypieprz mnie. Kochaj się ze mną mocno. Weź mnie – zajęczał i naparł na niego bardziej.
– Weź go. To po części smok. Przyjmie cię bez problemów – powiedział Daniel, który tylko czekał na ich zespolenie. Sam nawilżył jego penisa i przesunął po nim dłonią. – On jest wspaniały. Jest nasz. Zrób mu dobrze. – Pocałował w szyję swego kochanka i chwilę popieścił ustami zanim go uwolnił z objęcia i pozwolił, by Martin przystawił się do chętnej szparki Christiana.
Wsuwał się powoli delektując odczuciem ściskania i obejmowania przez ciasne ścianki odbytu. Złapał jego biodra i pchnął prawie przesuwając Christiana do przodu. Zatrzymał się.
– W porządku?
– Będzie jeszcze lepiej jak zaczniesz się ruszać.
– Poczekamy na Daniela, to on nada tempo, a potem dostaniesz to czego potrzebujesz. – Pocałował go w plecy i pochylił się, kiedy Daniel nacisnął na niego.
– Połóż się na nim. – Gdy Martin przylgnął do ciała Christiana i zaczął go całować po karku, Daniel wszedł w niego jednym, płynnym ruchem i zaczął się poruszać. Odnalezienie wspólnego rytmu nie było z początku łatwe, nie mieli doświadczenia w trójkątach, ale z każdym ruchem, upływającą sekundą, poruszali się coraz bardziej zgodnie. Wkrótce doszli do perfekcji i wyglądali jak jedno poruszające się w rytmie ciało. Ich ciała oblewał pot, w pokoju roznosił się zapach seksu, a od ścian odbijały się głośne westchnienia i krzyki Christiana, który przyjmował w siebie pchnięcia Martina pochodzące częściowo od Daniela. A te były szybkie i ostre. Teraz nie było czasu i miejsca na delikatność. Chciał być zaspokojony. Cała trójka chciała. Teraz rządziła wręcz zwierzęca potrzeba.
Christian wtulił policzek w poduszkę i złapał w dłoń swjego penisa. Martin nie mógł mu pomóc, gdyż podpierał się na obu łokciach, aby nie przygnieść go za bardzo. Czuł ruch w sobie, a masaż prostaty potęgował orgazm kumulujący się wewnątrz. Pragnął tak zostać przez wiele godzin, ale musiał dojść. Poruszył szybciej ręką. Jego krew wrzała, a ciało drżało niekontrolowanie, gdy był tak blisko szczytowania. To był jego cel. Ogień wybuchnął w jego trzewiach i szloch ulgi zalał jego ciało, gdy wreszcie doszedł oznajmiając to nie tylko krzykiem, ale i zaciśnięciem się mięśni na penetrującym go penisie. I wtedy poczuł ból w ramieniu, lecz to tylko spotęgowało jego orgazm. Martin go zatwierdził. Należy do niego. Martin go chce. Rozpłakał się z ulgi i nadal kłębiącej się w nim przyjemności.
Martin wysunął kły i szczytując wbił je w zmiennego smoka wpuszczając esencję partnerstwa. Sam też poczuł, jak Daniel zrobił z nim to samo. Teraz byli idealnie ze sobą połączeni. Razem na zawsze. Przyjdzie chwila i to bardzo szybko, kiedy Daniel sparuje się z Christianem i więź partnerstwa zostanie zawiązana na zawsze i nieodwracalnie.
Daniel wysunął zęby z ramienia Martina i polizał drobne ślady. Nareszcie mógł go oznaczyć tak jak zawsze pragnęła jego dusza, będąc w przeznaczoną im trójkę. Wysunął się z niego i położył obok, a Martin zrobił to z drugiej strony Christiana.
– Czemu płaczesz, coś jest nie tak? – zapytał Christiana. Chłopak opadł całkiem na brzuch nie mogąc się ruszyć.
– Nie, właśnie wszystko jest w jak najlepszym porządku – odpowiedział. – Kocham was.
– My ciebie też. – Martin przyciągnął go do siebie i wtulił w jego plecy. A Daniel pochylił się nad nimi i pocałował bardzo czule ich obu. Potem przykrył ich leżącą na boku kołdrą. Mieli gdzieś, że jest jeszcze dzień. Nikt im nie przeszkodzi, domyślając się, co tu się dzieje. I kto wie czy przez najbliższe dni będą mieli jakiś towarzystwo.
Christian uśmiechnął się, a gdy Daniel także wziął go w swoje objęcia w błogim nastroju mógł zasnąć snem bez koszmarów.
* * *
Gdzieś w ciemnym pomieszczeniu młoda Taurenka upadła uderzona na podłogę. Z jej ust kapała krew.
– Gadaj, czego twój szef chce od tego dzieciaka?!
– Co ci do tego?! – Chciała spojrzeć na zmiennego, ale nie dość, że było ciemno, a Taureny w ciemności robią się prawie ślepe, to zamaskowana twarz nie pozwoliła jej zobaczyć z kim ma do czynienia. Wiedziała, że to zmienny wilk, ale z której sfory?
– Bo jego wyczyny mogą sprawić, iż wyda nas ludziom. Już się interesują tym chłopakiem! Po co śledzisz tamtego bruneta? Kim on jest?! – Dario wiedział, że śledziła przyjaciela drugiego partnera jego alfy, lecz nie mógł się zdradzić. Chcieli tylko sprawić, aby Stone miał się na baczności i poznać jego plan.
– Nie bójcie się, Stone wie co robi. Znajdzie tego uciekiniera – wysyczała przez zęby. – A potem rozerwie jego tyłek pieprząc bez ustanku tę dziwkę!
Dario jeszcze raz ją uderzył. Nikt nie będzie źle mówił o partnerze jego alfy.
– Do czego on mu jest potrzebny?!
– Do pieprzenia. Ma w tym swój cel! – Kolejny cios spadł na nią.
– Może już wystarczy jest cała zakrwawiona. – Tomas, beta ze sfory Martina, który ją tu przyprowadził nie lubił krwi. Natomiast Dario, w którym wrzała wściekłość, nienawidził tej Taurenki. Zabiła jego brata! Najchętniej to by wysyczał jej to w twarz, ale nie mógł się zdradzić. Skończyłby żyjąc samotnie wyrzucony ze sfory. Tego by nie przeżył.
– Weź ją i wyrzuć gdzieś na ich terenie. Niech przekaże szefowi, że wielu nie podoba się jego działanie! – Wyszedł z celi i zdjął maskę z twarzy. Udał się na piętro, by zająć się normalnymi obowiązkami, kiedy zastępował swojego alfę. Ale wpierw musiał się umyć. Śmierdział tą suką! Napisał jeszcze smsa do Daniela, że nadal nic nie wiedzą poza tym, co mówił Bitrejd, że być może Stone chce Chrisa dla ciąży.
* * *
Daniel przesunął się, by odebrać wiadomość. Kazał kontaktować się tylko w taki sposób. I gdy odczytał smsa jego serce zamarło. Ciąża. Nie zabezpieczyli się. Zmienni nie przenoszą chorób, ale jeden mógł zajść w ciążę i teraz był ten właśnie czas. Spojrzał na śpiących mężczyzn i rozczulił się. Jak Christian w tym czasie zajdzie w ciążę lub już to się stało, to z radością przyjmie ich dziecko. Nie ważne kto je spłodził. Młody zmienny będzie ich. Wrócił na swoje miejsce i ucałował ucho Christiana, po czym ponownie zasnął.