Następnego dnia Bolek wstał wyjątkowo wcześnie. Trochę się tym zdziwił, jednak widząc piękną pogodę za oknem szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego. Poranny rytuał mycia, śniadanie i mógł usiąść do laptopa. O dziewiątej postanowił zajrzeć do Marcina. Wszedł cichutko do jego pokoju., Pisarz spał przytulając do piersi oba swoje misie. Bolka tak to rozczuliło, że aż pogłaskał blondyna po głowie, niczym małe dziecko. W momencie gdy zabierał rękę, Marcin otworzył oczy.
- Obudziłem cię? – zapytał Bolek. – Przepraszam, nie chciałem.
- Nie spałem – odparł cicho Marcin. Podkrążone oczy i zmęczona twarz zdradzały, że nie spał cała noc.
- To może chcesz już śniadanie.
- Nie jestem głodny.
- Wiesz, że musisz jeść. I tak już jesteś zbyt chudy.
- Ja wiem, ale jakoś tak… nic mi się nie chce. Najchętniej bym spał i spał i spał… tylko, że sen też nie chce przyjść – poskarżył się cichutko, a w jego oczach zagościł jeszcze większy smutek. Bolek ponownie pogłaskał go po głowie.
- To wiesz co, zrobimy tak: zrobię ci parę kanapek, a do tego pyszne kakałko. A potem zaśpiewam ci kołysankę. Co ty na to?
Marcin uśmiechnął się niepewnie.
- Może być.
Bolek jeszcze raz pogłaskał go po głowie i wyszedł z pokoju. Wrócił dziesięć minut potem z tacą.
- To teraz zjedz kanapki i wypij kakao, a potem…
- położysz się ze mną? – Marcin wszedł mu w słowo. Bolek przez chwilę patrzył na niego, jakby nie rozumiał o co tamten pyta, aż w końcu uśmiechnął się czule i powiedział:
- Położę się. I będę leżał dopóki nie zaśniesz
Marcin zabrał się za kanapki. Widać było, że robi to wbrew sobie, jednak powoli gryzł chleb, aż w końcu obie kanapki zniknęły. Wtedy wziął się za kakao. I chociaż pił bardzo małymi łyczkami, to widać było, że robi to o wiele chętniej niż jedzenie.
W końcu Marcin opróżnił kubek. Bolek odstawił tacę na podłogę i, zgodnie z obietnicą, położył się na łóżku. Przyciągnął Marcina do piersi i zaczął nucić jakąś bliżej nieokreśloną melodię. Nie wiedział ile to trwało, ale w pewnym momencie poczuł jak ciało Marcina rozluźnia się. Odczekał jeszcze chwilę, by się upewnić, że pisarz jednak zasnął i dopiero wtedy ostrożnie wyswobodził się z jego objęć. Poprawił kołdrę i wyszedł z pokoju. Kiedy leżał, czuł jak komórka mu wibruje, ale ignorował ją, teraz wyciągnął z kieszeni i sprawdził, kto się dobijał tak uporczywie. Janowska. Szybko do niej zadzwonił.
- Dzwoniłaś – stwierdził, kiedy już nawiązało połączenie.
- Co z Marcinem? – w głosie agentki słychać było niepokój.
- Śpi.
- Na pewno? Może on jednak… - głos jej się wyraźnie załamał.
- Na pewno – odparł uspokajająco. – Sam go przed chwilą usypiałem. Nie spał chyba cała noc, nie mógł zasnąć. – W słuchawce wyraźnie było słychać jak Janowska odetchnęła z ulgą.
- Dasz mi znać jakby coś się zmieniło?
- Przecież wiesz, że tak.
- Dzięki.
- A jak idą prace nad książką Marcina?
- A dobrze, właśnie pracują nad reklamą, grafik robi okładkę.
- Mam nadzieję, że ta książka tez będzie tak popularna jak wcześniejsze.
- Też mam taką nadzieję, bo inaczej Marcin się kompletnie załamie – westchnęła ciężko.
- Weź nie przesadzaj, przecież to dorosły facet… - Janowska nic nie odpowiedziała. Bolek nie był pewny czy czasem znowu nie rozłączyła się po swojemu, na szczęście usłyszał jak mówi:
- Daj mi znać jak coś się zmieni, dobra?
- Możesz być spokojna.
- To cześć. – Tym razem agentka rozłączyła się. Bolek westchnął ciężko. Ostrożnie zajrzał do Marcina, by upewnić się czy wszystko jest w porządku, mimo iż wyszedł od niego zaledwie pięć minut temu i uspokojony widokiem śpiącego pisarza zabrał się za różne rzeczy, które pozwoliły mu jakoś zapełnić czas. W międzyczasie zrobił lekki obiad, który Marcin ledwie skubnął. Jednak tym razem nie naciskał na niego. Doszedł do wniosku, że będzie pilnował tylko żeby pisarz w ogóle coś jadł, a ile tego będzie, to na razie nie będzie się wtrącał. Może za kilka dni sam zacznie normalnie jeść. Ponieważ nie miał nic pilnego do roboty, zaglądał do Marcina dość często, czasami tylko pytając czy czegoś nie potrzebuje, w innej chwili by poleżeć z nim i poprzytulać go nucąc kołysankę, póki nie zaśnie.
W ten sposób minęło kilka dni. Gdy Marcin spał, Bolek biegł szybko na zakupy i zajmował się domem, a gdy nie miał nic do roboty, siedział przy łóżku pisarza. Siadał na podłodze oparty plecami o łóżko, tak żeby Marcin go widział, ale nic nie mówił, tylko bawił się laptopem. Miał nadzieję, że jego obecność jest dla Marcina wystarczająco uspokajająca, jednak niezbyt nachalna.
Któregoś dnia siedząc tak u Marcina usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwiony poszedł otworzyć.
- Baśka? Co ty tu robisz? – Za drzwiami stała agentka w towarzystwie szpakowatego mężczyzny.
- Przyprowadziłam doktora, by zobaczył Marcina – odparła kobieta wchodząc do środka. Mężczyzna wszedł za nią. – Poznajcie się, doktor Rafał Janerski, Bolek Kamieński. Pracuje u Marcina jako gosposia.
- Witam – mruknął Bolek, ściskając rękę przybysza. – Baśka, prosiłem cię… - powiedział z wyrzutem do agentki.
- Mam to gdzieś – mruknęła – Marcin jest dla mnie najważniejszy.
- Bo co, bo wydawnictwo straci kurę znoszącą złote jaja? – Nie wiedzieć czemu, złość ogarnęła Bolka i palnął bez zastanowienia.
Kobieta spiorunowała go wzrokiem, ale nic nie powiedziała, tylko ruszyła w głąb mieszkania. Doktor tylko uśmiechnął się przepraszająco i zrobił to samo.
Zanim Bolek znalazł się w salonie, mężczyzna już znikał w sypialni Marcina. Zaniepokojony Bolek chciał tam iść, lecz Janowska powstrzymała go.
- Ale Marcin… - zaczął niepewnie, jednak zamilkł gdy zobaczył groźną minę kobiety.
- Jest w dobrych rękach. Zrób mi kawy.
- Skończyła się – odparł odruchowo.
- To herbaty. Teraz – dodała widząc, że Bolek nie rusza się.
Chłopak niepewnie spojrzał na drzwi sypialni Marcina, potem na Janowską i zobaczywszy w jej oczach stanowczość ruszył do kuchni. Chwilę potem siedzieli oboje w salonie. Bolek wiercił się i wpatrywał w drzwi do sypialni pisarza, Janowska siedziała cały czas się wpatrując w chłopaka, gotowa poderwać się i bronić swym ciałem dostępu do sypialni. I tylko herbata niewzruszenie stygła w filiżance na stoliku pomiędzy nimi.
W końcu, po chwili, która Bolkowi wydała się koszmarnie długą wiecznością, lekarz wyszedł z sypialni. Bolek i Janowska poderwali się ze swoich miejsc wpatrując w mężczyznę jakby chcieli go zahipnotyzować. Ten, zupełnie nie zwracając na to uwagi, zdjął okulary i powoli wyciągnął z wewnętrznej kieszeni garnituru chusteczkę, którą zaczął je powoli czyścić. Minę miał przy tym tak skupioną, jakby od tego zależało całe jego życie.
- No i jak, panie doktorze? – To Janowska nie wytrzymała.
- Szczerze mówiąc, nie widzę potrzeby poddawania go jakiejkolwiek terapii – odparł w końcu mężczyzna zakładając okulary spowrotem na nos i chowając chusteczkę. – Zauważyłem parę niepokojących objawów, ale uważam że cisza, spokój i odpowiednia opieka powinny je wyeliminować.
- Odpowiednia opieka? Znaczy jaka? – zainteresowała się kobieta.
- Mogłaby mi pani zrobić kawy? – mężczyzna uśmiechnął się delikatnie.
- Nie ma – odparł odruchowo Bolek.
- Więc mogłaby pani skoczyć i kupić? – nie przestawał się uśmiechać.
- Ale… - próbowała zaoponować, lecz widząc stanowczy wzrok lekarza tylko sapnęła, wzięła swoją torbę, w której znowu coś brzęknęło i ruszyła w stronę wyjścia. Kiedy w końcu drzwi się za nią zamknęły lekarz usiadł na kanapie. Bolek odruchowo zrobił to samo.
- Marcin powiedział iż wie pan o tym, co przeszedł – zaczął lekarz.
- Tylko tyle co mi powiedział Marcin i co Marta sobie dopowiedziała sklecając razem różne informacje. Czy to jest wszystko i ile w tym prawdy, nie wiem, nie moja sprawa.
- A może mi pan powiedzieć, jaki jest pana stosunek do Marcina?
- A co to ma do rzeczy? – zdziwił się.
Lekarz znowu zaczął wycierać okulary chusteczką.
- Jak już wspomniałem, na chwilę obecną nie widzę powodów do poddawania Marcina jakiemukolwiek leczeniu, ani tym bardziej zamykaniu w zakładzie…
- Nie przeszło mi coś takiego przez głowę.
- Jednakże widzę parę niepokojących objawów, które mogą doprowadzić do pogorszenia sytuacji, dlatego też muszę znać wszystkie okoliczności, by wiedzieć z której strony może płynąć zagrożenie. Marcin niestety nie był dzisiaj zbyt rozmowny…
- Od jakiegoś tygodnia już taki jest.
- … musze więc zbadać otoczenie w którym się znajduje. Z tego, co widzę, wnioskuję, że pan z nim mieszka, muszę więc ustalić jaki jest pański wpływ na niego.
- Myśli pan, że to przeze mnie?! – wzburzony Bolek poderwał się.
- Nie wydaję osądów jedynie na podstawie pobieżnych obserwacji. Więc?
Bolek wzruszył ramionami.
- Marta zatrudniła mnie jako gosposię. Się okazało, że tu potrzebna nie tylko gosposia, ale też i niańka, bo Marcin zachowuje się jak niedorozwinięte dziecko. W sumie nie przeszkadzało mi to. Nie był niebezpieczny czy specjalnie uciążliwy, po prostu nie zwracał uwagi na pewne rzeczy, jak sprzątanie czy jedzenie, cały czas skupiając się na pisaniu. Ale czasami udawało mi się odrywać go od komputera. Raz nawet pojechaliśmy na wakacje i…
- Proszę mi o nich opowiedzieć – lekarz wszedł w słowo Bolkowi.
- A co tu do opowiadania – Wzruszył ramionami. – Pojechaliśmy na kilka dni nad morze. Nawet świetnie się tam bawiliśmy, mimo iż musiałem mieć na niego cały czas oko. Po jakimś czasie miałem wrażenie, że Marcin jakby częściej się uśmiechał, więcej ze mną rozmawiał…
- Powiedział mi, ze przez ostatnie dni, siedzi pan przy nim.
- To za dużo powiedziane. Po prostu siedzę u niego w pokoju na wypadek jakby czegoś potrzebował. Nawet się do niego nie odzywam. Jakby chciał porozmawiać, to by powiedział. Ale chcę żeby wiedział, że jestem. A jak nie może zasnąć, to – tu zawahał się na chwilę, ale widząc wbijające się w niego spojrzenie lekarza, dokończył – przytulam go i nucę mu jakąś kołysankę. Wtedy zasypia. Śpi w miarę spokojnie, a jak zdarzają mu się jakieś niespokojne sny, to znowu go przytulam. Czasami tylko go zostawiam żeby zrobić coś do jedzenia czy zakupy, ale zaraz szybko do niego wracam. To wszystko co mogłem zrobić. Mam nadzieję, że nie pogorszyłem sprawy?
- Rozumiem – stwierdził lekarz i znowu zdjął okulary, lecz tym razem nie wyciągnął chusteczki, tylko kołysał nimi ręką oparta o kolano. – Wychodzi na to, że nawet nie zdając sobie z tego sprawy zafundował mu pan coś w rodzaju terapii. Jemu teraz potrzebny jest spokój i ktoś bliski. Dzięki temu, co pan robił Marcin powoli się wycisza i uspokaja. Myślę, ze za jakiś czas powinien sam dojść do siebie. Proszę dalej robić to, co pan robi, a ja przyjdę - w tym momencie założył okulary na nos i wyciągną z wewnętrznej kieszeni notes, po czym zaczął go kartkować. – za trzy dni i porozmawiam z nim trochę dłużej. – Wyciągnął z grzbietu notesu długopis i coś zamazał, a potem znowu coś napisał obok. – Teraz niestety nie mam czasu. I tak musiałem odwołać dwoje pacjentów, by tutaj przyjść.
- Pewnei Marta pana sterroryzowała tą hantlą, co nosi w torbie? – Bolek nie mógł się powstrzymać. – Lekarz popatrzył na niego zdumiony, więc poczuł się w obowiązku wyjaśnić: - wzięła z domu dwukilogramową hantlę by powiedzieć byłemu facetowi co o nim myśli, ale się rozmyśliła. Tylko jakoś chyba hantli z torby nie wyjęła.
- Sugerowałbym pani Janowskiej wizytę, to niebezpieczne. Najbliższy termin mam – znowu zaczął kartkować notes – za dwa miesiące. Mogę ją zapisać, a jeśli nie chce do mnie, to mogę polecić innego znakomitego psychiatrę.
- Przekażę Marcie pana sugestię – Bolek bezwiednie uśmiechnął się. – Jeśli uzna że trzeba, to już sama się z panem skontaktuje.
- Rozumiem – odparł lekarz, po czym wstał, widocznie uznając rozmowę za zakończoną.
Bolek też wstał i odprowadził gościa do drzwi. – I proszę nikogo do niego nie dopuszczać – powiedział jeszcze lekarz zanim wyszedł.
- Marty też?
- A nie, pani Janowska może być, ale bez tej jej hantli. Marcinowi teraz potrzebny spokój i cisza. A jak przyjdę za trzy dni, to porozmawiam z nim nieco dłużej i wtedy zdecyduję czy jednak trzeba podjąć jakieś leczenie czy nie.
- Dobrze.
Bolek pożegnał gościa i poszedł sprawdzić co u Marcina. Spał. Już miał się rozłożyć przy jego łóżku, jak co dzień, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Był dość niecierpliwy i od razu mu przyszło do głowy, ze to pewnie Janowska wróciła ze sklepu.
- Ty wiesz jakie kolejki w tym głupim supermarkecie? – warknęło rude tornado wtaczając się do środka. – Ludzi było od cholery, jakby miał nastąpić koniec świata. Myślałam, ze mnie krew zaleje, bo nikt nie chciał mnie przepuścić i musiałam stać z jedną durną kawą w kilometrowym ogonku. Mam nadzieję, że nie denerwował się za bardzo?
- Kto? Ten lekarz? Nie, już sobie poszedł.
- Co? – zirytowała się. – To po cholerę mnie wysyłał po tą kawę jeśli nie zamierzał jej pić? – dopiero po chwili dotarło do niej to, co powinna zrozumieć już na samym początku. – To nie mógł mi, drań, powiedzieć, że mam nie podsłuchiwać, bo chce tylko z tobą pogadać?!
- Widocznie jest zbyt dobrze wychowany.
Janowska tylko sapnęła gniewnie.
- To co ci powiedział?
- Tak w skrócie, to, że mam nikogo do niego niedopuszczać i być przy nim. A za trzy dni przyjdzie i sobie dłużej z nim porozmawia, bo teraz nie miał czasu. Jak ty żeś go przekonała żeby odwołał aż dwóch pacjentów żeby tutaj przyjść?
Agentka wysunęła pierś do przodu i odparła z dumą:
- No cóż, ma się ten urok osobisty i siłę perswazji.
Bolek roześmiał się rozbawiony.
- A co z Marcinem? – zaniepokoiła się.
- Teraz śpi. Ale nie martw się, będę miał na niego oko cały czas. Jakby siec os działo to zadzwonię do ciebie.
- Na pewno?
- Na pewno, na pewno – odparł uspokajająco.
- To w takim razie ja wracam do roboty, trochę mi się uzbierało. – Jeszcze tylko wcisnęła Bolkowi do ręki kupioną kawę i wyszła.
Bolek zrobił sobie czekoladę i poszedł do Marcina. Już odruchowo sprawdził czy jest dobrze przykryty i usiadł w tym samym miejscu, co zawsze, włączając laptopa.
***
A więc znowu jesteś. Czaisz się w zakamarkach moich ciemności. Nie… to ty jesteś ciemnością. Ogarniasz me zmysły niczym bluszcz. Mówisz, ze chcesz się tylko zaprzyjaźnić. Mamisz mnie obietnicami, kusisz obietnicami bez pokrycia, lecz ja słyszę tylko złowrogi szept, niszczący ma duszę. Wbijasz się w mnie zadając ból. Wiesz o tym, lecz mimo to śmiejesz się i dalej drążysz, zabierając mnie po kawałku. Co ze mną robisz? Co zrobisz, kiedy już zabierzesz wszystko? Nie wiesz? Ja wiem, nic nie zrobisz. Śmiejesz się? Śmiej, śmiej, tylko to ci pozostało. Wtedy miałeś sojuszników: psychotropy, moją rodzinę, tego lekarza, a teraz… teraz jesteś sam. Nie prawda! To ty jesteś sam, nie ja! Ja mam jego. Jest przy mnie, chociaż nic nie mówi. Widzę go codziennie, codziennie wyciągam rękę by go dotknąć, bojąc się, ze to tylko twoja kolejna sztuczka by mnie złamać. Ale nie, jest tam, realny, prawdziwy, czuję jego ciepło, słyszę jego głos jak przebija się przez twój mrok. Że niby go pokonasz? Ciekawe jak? On nie jest częścią mnie, tak jak ty. Tak, jesteś częścią mnie, tym, co we mnie najgorsze. Wykorzystałeś moją słabość i nieuwagę. Zobaczyłeś dla siebie furtkę, by w końcu stać się widzialnym, by zamanifestować swoją obecność. I udało ci się. Zaatakowałeś znienacka i pochłonąłeś mnie, sprawiłeś, że oszalałem. Bawiłeś się mną i moimi lękami. Wtedy byłem sam, teraz mam jego. Że mnie nie kocha tak jak ty? No pewnie, on nie jest taki jak ty. Ty jesteś ciemnością, on światłem, które rozproszy tą ciemność. Wiem, że mnie nie kocha, może nawet mnie nie lubi. Ale mimo to jest przy mnie. Tak, to prawda, ty też jesteś, tylko, że ty mnie niszczysz, śmiejesz się słysząc moje błagania. Że on mnie nie słyszy? Nie prawda! Słyszy mnie! Bo inaczej dlaczego by tu był? Nie, nie wmówisz mi, że to twój wytwór! Nie ogłupisz mnie znowu, jestem silniejszy niż wtedy, a ty… Jesteś zbyt pewny siebie, jak zawsze zresztą. Zawsze mi powtarzałeś, że tylko ty mnie tak naprawdę rozumiesz, tylko ty wiesz co dla mnie najlepsze. Byłem naiwny i uwierzyłem ci. Tak bardzo potrzebowałem akceptacji i bliskości, a ty to wykorzystałeś. Zatruwałeś mój umysł, sączyłeś jad w każdą komórkę mego ciała, tylko po to by mnie całkowicie zniewolić. Prawie ci się udało. Że teraz też ci się to uda? Nie! Nie jestem tym samym człowiekiem co wtedy, nie jestem sam. Mam jego. I na pewno jest realny. Siedzi tu przez cały czas, słyszę jak stuka w klawiaturę laptopa, jak cichutko się śmieje. Pewnie właśnie ogląda jakąś komedię. Kiedy myśli, że śpię, poprawia mi kołdrę i kładzie dłoń na czole. Jest taka ciepła, taka… delikatna. Prosty gest, a daje tak wiele. Kiedy mnie dotyka, spokój rozlewa się po całym ciele. Boisz się go. Widzę to. Uciekasz przed nim, to twój wróg. A przecież pochodzi od człowieka dla którego nic nie znaczę. Sam tak powiedziałeś. Jeśli to prawda, to dlaczego się go boisz? Czemu go nie pokonasz? Czemu go nie złamiesz tak jak złamałeś mnie? Bo nie możesz! Nie możesz wyjść poza moje ciało, bo jesteś tylko mój. Nie możesz go dotknąć bo on jest realny. Kiedy zasypia, wyciągam rękę by go dotknąć. Dotykam jego włosów rozsypanych na kołdrze, gdy przysypia. Przesypuję je między palcami, czuję jak jego ciepło, przepływa przez nie do mnie, a ty nie możesz nic zrobić. Możesz tylko patrzeć bezsilnie jak pokonuje cię, bo on się ciebie nie boi. Bo on jest silny i jest ze mną. Za każdym razem próbuję mu powiedzieć jak bardzo ważny jest dla mnie, lecz gdy otwieram usta, żadne słowo nie chce przez nie przejść. To już twoje ostatnie żałosne podrygi. Myślisz, że uda ci się znowu mnie posiąść, ale nic z tego. Kiedy tracę siły, kiedy ty zaczynasz już tryumfować, otwieram oczy, wyciągam rękę i czuję jego ciepło, słyszę jego głos, jak wyciąga mnie z twoich obrzydliwych macek. Właśnie tak jest teraz. Wiem, że sączysz jad w mój umysł, ale nie zwracam na to uwagi. Koncentruję się na nim, na jego ciepłych oczach, na jego ustach, które mówią:
- Właśnie zrobiłem gorącą czekoladę. Chcesz się napić?