Sasza patrzył na swoje odbicie w ochlapanym lustrze. Był pijany. Prawdę mówiąc był nawalony jak Messerschmitt. Adam po kawie, wyciągnął go na jedno piwo, dosłownie jedno. Potem to obróciło się w cztery piwa i Aleks rozsądnie stwierdził, że tak prowadzić nie będzie. Przy okazji wypłynęło, że nie ma w Szczecinie gdzie zanocować i Adam nie wiedzieć kiedy i jak zawiózł go do swojego mieszkania i ulokował go tam. W domu zaprawili się jeszcze trochę, a potem starszy dostał zaproszenie do Inferno i oto byli. Po pół godzinnych szaleństwach na parkiecie, Aleks wybrał się do łazienki, żeby sprawdzić jak się trzyma. Facet z odbicia w lustrze podpowiadał, że kiepsko. Mężczyzna schłodził twarz wodą i wyszedł. Wzrokiem poszukał Adama, który właśnie na wpół leżał na jakimś chłopaku. Bez skrupułów podszedł do nich i popukał ex w ramię.
- Chyba powinienem – Wybełkotał, machając rękami w okolicach swojej twarzy, nie wiadomo, co chcąc pokazać.
- Co?
- Spać – Wydukał po chwili skupienia Aleks, zauważając, że Adamowi mówienie, podnoszenie się z kanapy i chodzenie, sprawia dużo mniejszą trudność niż jemu – Nie jesteś pijany... – Zauważył słusznie.
- Nie jestem – Przytaknął mu mężczyzna, oplatając ramieniem dookoła talii.
- Myślałem, że jesteś... – Przyglądał mu się bacznie, oczywiście na tyle na ile pozwalała ograniczona percepcja.
- Nie maleństwo – Adam zbliżył twarz do twarzy Saszy i powoli, zatrzymując usta na moment przy rozgrzanej skórze policzka, pocałował go – Chodź do domu.
- Nie jestem man...meln...maleństwo! – Mężczyzna z wyraźnym zadowoleniem wyartykułował trudne słowo – To Krystian jest maleństwo – Dodał smutno, ale jakby trochę trzeźwiej.
- Ty też. Mówiłem do ciebie „maleństwo”, pamiętasz? – Byli już w połowie drogi do samochodu, a Adam coraz mocniej przyciskał do siebie pijanego mężczyznę i coraz bliżej jego twarzy się znajdował. Sasza zamierzał się do przytaknięcia, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.
- Nie. Jestem głodny – Stwierdził z rozbrajającą prostotą i oparł głowę na ramieniu Adama – Zrobisz mi jeść? – Połaskotał mężczyznę nosem w szyję.
- Widzę, że upiłeś się na wesoło – Podsumował go Adam.
- Jakbym się upił na smutno, to bym się chyba zabił – Sasza mocniej uwiesił się na byłym, a potem z impetem wpadł do taksówki, która na nich czekała. Myślał, że to koniec tego dziwnego dnia, ale nie wiedział, że Adam zaplanował dla nich coś jeszcze.
Adam wszedł w niego brutalnie, ciągnąc za włosy, aby spotkać się w desperackim pocałunku. Usta zgniotły się nawzajem i zapomnieli się we własnych ciałach. Uchwycił Saszę mocno za biodra, rytmicznie wchodził w niego i wychodził prawie do końca. Dawał z siebie wszystko, ale to nadal nie było wystarczająco dużo. Chciał, żeby Aleks znowu doszedł z ekstazą na twarzy i jego imieniem na ustach. Do tego czasu Adam wpijał się w jego usta i wbijał w jego ciało, znacząc go swoją obecnością.
- Mój – Wydyszał, uderzając silnie, niemal za silnie. Sasza jęknął gardłowo, kiedy mężczyzna po raz kolejny uderzył w niego. Rozgorączkowany odchylił głowę, przeżywając kolejny przedorgazmowy dreszcz. Adam znowu przyspieszając, zbliżył ich do siebie. Przez kilka minut ich rozgrzane ciała ocierały się o siebie, Sasza czuł twarde sutki Adama na swoich plecach i jego gorący oddech na swoim pokąsanym karku – Tęskniłem – Adam złożył na jego łopatce wilgotny pocałunek, po czym wbił się w nią zębami.
- Szybciej, już – Sasza wyjęczał, przyciskając się do mężczyzny, wychodząc mu naprzeciw. Gdyby był trzeźwy pewnie czułby, że to nie w porządku, ale w takim stanie po prostu desperacko pragnął orgazmu, który Adam zamierzał mu ofiarować. Mężczyzna postarał się wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę siły, na „szybciej” i „mocniej”.
Aleks tonął w jękach i szczekliwych krzykach mężczyzny, oddając mu się całkowicie. Obaj czuli, że ta zabawa nie potrwa wiele dłużej. Kierowca odwrócił głowę i pociemniałymi z rozkoszy i pijaństwa oczami, spojrzał na zmęczoną, ale nadal pełną żądzy twarz, wychylając się do pocałunku. Poczuł, że ruchy mężczyzny stają się coraz bardziej gwałtowne, a po chwili Adam krzyknął wprost w jego usta, dochodząc w nim tak niewiarygodnie mocno. Nadal całując kierowcę po całej rozpalonej twarzy, zadbał o jego spełnienie, sprawiając niedługo później, że Saszy zawirowało przed oczami i obaj padli na materac wyczerpani
Poranek następnego dnia, rozbudził Aleksandra klaksonem za oknem. Przeraźliwy dźwięk wdarł się do jego głowy, a ten z jękiem zdegustowania przeturlał się na drugi bok, opierając się o ciało kochanka. Wtulił twarz w zgięcie jego szyi i oplótł go ramieniem.
- Muszę wstać – Usłyszał szept, obok swojego ucha.
- Mmm, Krystian, leż – Zdobył się na wysiłek wyartykułowania tych kilku słów. Poczuł jak mężczyzna obok odsuwa się trochę. Milczenie, które nastało, zmusiło go do otwarcia oczu. ...Jednego oka. Nagle kac przeszedł mu w pół sekundy. Na miejscu jego chłopaka, leżał nagi, były kochanek. Sasza zerwał się, prawie spadając z łóżka na ziemię. Przerażonym wzrokiem wodził po rozgrzebanej pościeli, nagim Adamie i w końcu po swoim ciele. Z całej siły próbował przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ale nic – czarna dziura, carte blanche.
- Nic nie pamiętasz? – Odczytał z jego miny, rozbawiony Adam.
- Czy ty...?
- Och, nie tylko ja. Ty też miałeś w tym swój udział – Zbliżył się do kierowcy, próbując go objąć, ale ten uchylił się.
- To nie możliwe... Wykorzystałeś mnie!
- Być może trochę, ale wcześniej nigdy ci to nie przeszkadzało.
- Może dlatego, że byłem w związku z tobą, a nie z innym mężczyzną! – Sasza wstał z łóżka, zbierając swoje rzeczy z podłogi.
- Wczoraj nie wyglądało jakbyś za nim tęsknił.
- Wczoraj byłem pijany jak...
- To nie tłumaczy tego jak się zachowywałeś. Jeśli nie umiesz pić, to nie pij.
- Ty gnoju... Jak... – Zatrzymał się na środku pokoju, z niedowierzaniem kręcąc głową. Miał ochotę mu przywalić, albo chociaż powiedzieć coś takiego, żeby... Ale nie mógł, nie wiedział co, po prostu stał tam, zasłaniając swoją nagość pozbieranymi rzeczami. Patrzył na Adama, który leżąc na łóżku, przyglądał mu się z trudną do rozgryzienia miną. Na pewno nie było mu przykro, ani nie czuł się winny, ale... Nie wyglądał na dumnego zdobywcę... Sasza odwrócił głowę i wyszedł z pomieszczenia. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. Był z Krystianem... ile? Nawet nie miesiąc i go zdradził. Jasne, gdyby nie to co zrobił nastolatek, nie doszłoby do tego, ale przecież to żadne usprawiedliwienie... Czuł się obrzydliwie z samym sobą, nie wiedział co ma zrobić. Już w salonie założył na siebie bieliznę i koszulkę i zapalił papierosa przy otwartym balkonie. Chwilę później usłyszał kroki na parkiecie i poczuł dłoń na ramieniu. – Nie dotykaj mnie – Spiął się i odsunął bark.
- Nie uważasz, że trochę za późno na taką pruderię? Aleks, stało się i zamiast się tak zachowywać, lepiej o tym porozmawiajmy.
- A mamy o czym rozmawiać? Jeszcze kilka minut temu, próbowałeś to bagatelizować.
- Bo nie myślałem, że tak się przejmiesz – Położył drugą rękę na jego ramieniu, opierając się teraz o niego – Chodź na śniadanie.
- Nie jestem głodny – Bąknął Sasza, zakładając ręce na piersi.
- Nie bądź dzieckiem, chodź – Aleksander założył na siebie spodnie i posłusznie podążył za mężczyzną.
Kuchnia Adama, chociaż bardzo „blokowa”, była ładna. Podłoga z desek, stylowe szafki, nowoczesny sprzęt, mężczyzna podrasował ją, odziedziczając mieszkanie po rodzicach. Miał z okna przyjemny widok prosto na park. Kierowca usiadł na blacie, tak jak robił mając siedemnaście czy osiemnaście lat. Trochę się uspokoił tym papierosem, więc wodził tylko oczami za Adamem, który zabierał się za śniadanie. Aleks uśmiechnął się nawet, kiedy zorientował się, że mężczyzna robi mu jego ulubione poranne danie, tosty z sadzonym jajkiem. Tylko Adam potrafił robić takie, jak lubił, chociaż oczywiście Krystianowi tego nie powiedział. Młodszy bez słowa postanowił pomóc, strzelając, że Adam nie pozmieniał miejsca talerzom, otworzył szafkę i wyciągnął zastawę, nastawił ekspres. Spojrzał na starszego, który zerknął na niego w tej samej chwili. Uśmiechnął się do niego, a Saszę ogarnął niepokój. Co on do cholery robi? Stoi sobie spokojnie i przygotowuje śniadanie, z facetem, z którym zdradził kogoś, kogo kocha. Gwałtownie odstawił wszystko co miał w rękach i tyłem zaczął wycofywać się z kuchni.
- Co jest? – Adam zauważył, że Aleksander wychodzi. Młodszy nie odpowiedział, obrócił się szybko i na korytarzu wciągnął buty, chwycił swoją kurtkę i plecak i wybiegł – Sasza! – Usłyszał wołanie na klatce – Stój! Porozmawiaj ze mną! – Kierowca wybiegł na dwór i nie usłyszał już żadnych krzyków Adama. Szybkim, sprężystym krokiem szedł przez porośniętą drzewami alejkę, w kierunku parkingu, na którym stał zaparkowany jego samochód. Oczywiście, jeśli go Polacy nie podpieprzyli przez noc. Poszukał w kieszeni kluczyka, żeby było szybciej. Czarny Land Rover, zajmujący dwa miejsca parkingowe, zamrugał światłami i zapiszczał, kiedy Sasza otworzył go pilotem. Wrzucił swoje rzeczy na siedzenie pasażera i włożył kluczyki do stacyjki. Silnik zacharczał i zgasł. Aleks spróbował jeszcze raz, ale znowu to samo. Maszyna zawyła i nic. Kiedy kolejna próba nic nie dala, kierowca walnął pięścią w kierownicę.
- Cholerny złom – Wycedził przez zęby, szukając telefonu. Nie miał pojęcia jak znajdzie serwis na tym zadupiu. Nagle drzwi auta otworzyły się i w środku pojawił się Adam. Sasza otworzył usta w oburzeniu. Już miał coś powiedzieć, ale mężczyzna go uprzedził.
- Niepsujący się samochód popsuł się w takiej chwili, znak?
- Raczej pieprzony pech – Sasza poddał się. Najwyraźniej nic nie mogło być spokojnie i po jego myśli. Skoro wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu, to nie pozostało mu nic oprócz pogodzenia się z tym. Wyszli na mróz i podnieśli maskę. Adam patrzył, jakby widział coś takiego pierwszy raz, za to Sasza bez wahania pogrzebał coś, pogrzebał, po czym brudnymi rękami zatrzasnął maskę, tak, że przeleciała starszemu tuż przed twarzą – Muszę poszukać serwisu.
- Będzie z tym problem, takiego nie ma w Szczecinie.
- Cholerne zadupie... – Sasza wybrał jakiś numer i czekał na połączenie. W końcu ktoś odebrał, a on zaczął szybko mówić po norwesku. Adam przypatrywał mu się z boku. Inaczej go pamiętał. Przed tamtymi wydarzeniami, był zupełnie inny. Aleksa nie można było zatrzymać ani powstrzymać przed niczym, zawsze się śmiał i zawsze wszystko było do zrobienia. Teraz wyczuwało się w nim smutek i to nie ten powierzchowny, spowodowany bezmyślnością tego chłopca...Krystiana, ale taki wewnętrzny, głęboko zakorzeniony. Mężczyzna był poważny i sprawiał wrażenie, jakby myślał o każdym swoim słowie i ruchu. Wszystko było zaplanowane i przemyślane. Poza tym Aleks, sześć lat temu nie palił, ani nie pił tyle. I radosny nastolatek go kochał, a ten... Adam położył swoją dłoń, na jego, która leżała na kierownicy. Aleksander, wciąż rozmawiający przez komórkę, nawet na niego nie spoglądając, cofnął rękę. Po chwili zamknął telefon i popatrzył na niego – Muszę odtransportować auto do salonu Modżyńskiego, on też ma Land Rovera i ma mechanika u siebie, który potrafi zająć się tym wozem – Sasza zabrał swoje rzeczy z auta i wyszedł. Adam poszedł za nim.
- Może wyczarteruj samolot, żeby przewieźć go do Oslo? – Zapytał starszy z ironią, której Aleks wydawał się nie wyczuć.
- Nie, to zajmie więcej czasu, a ja chcę szybko stąd wyjechać – Zmierzali w kierunku klatki Adama. Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku.
- Wiesz, nie rozumiem tego, jak można być takim upartym. To było sześć lat temu – Aleksander, który do tej pory szedł bez oglądania się za Adamem, stanął jak wryty.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiał – Powiedział po chwili, w której przezwyciężał chęć wydarcia się na ulicy. Otworzył drzwi i wbiegł na piętro. Adam nie zamknął drzwi na klucz, więc wszedł do środka. Chwilę potem dołączył do niego właściciel lokum.
- Czemu nie chcesz ze mną o tym porozmawiać? Czemu się zamykasz i uciekasz? Od Krystiana też uciekłeś, zamiast się z nim pokłócić, wpakować do auta, dojechać do domu i nie odzywać się przez kilka dni. Zawsze uciekasz...
- Nie twoja sprawa – Warknął na niego Sasza, znowu zapalając papierosa.
- Nie? A mi się wydaje, że tak. Myślisz, że tamto co się wtedy stało mnie nie dotknęło?
- A dotknęło? Zostawiłeś mnie!
- Sasza, ja miałem wtedy niewiele ponad dwadzieścia lat i...
- I co z tego ile miałeś lat!? Tyle samo co ja teraz, a nigdy nie zostawiłbym Krystiana z żadnym problemem, a na pewno nie z takim, jaki ja wtedy miałem! – Aleks zbliżał się do niego z każdym słowem, tak, że teraz stali oko w oko. Kierowca był wściekły, dyszał zdenerwowany, a źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
- Nie? – Adam zacisnął usta i odsunął się, wyznaczając tym samym granicę między nimi – Przecież właśnie go zostawiłeś. On nie wie gdzie jesteś, co się z tobą dzieje i na co ma liczyć.
- To zupełnie co innego – Szczeknął Aleks, zaciskając ręce w pięści.
- Może i tak, ale skutek podobny. Mówisz, że tak go kochasz, ale pierwszej nocy, kiedy nie jesteście razem, spijasz się w trupa i pieprzysz z innym.
- Dobrze wiesz, ż...
- Że co? Że nie chciałeś? – Przerwał mu Adam z cynizmem w głosie – W nocy na to nie wyglądało. W klubie miałem plan zaciągnąć cię do łóżka, przyznaje, ale kiedy tylko weszliśmy do domu, nie musiałem nic robić, bo to ty się na mnie rzuciłeś.
- I ja mam ci wierzyć?
- Wierz lub nie, ale to jak się zachowujesz, nie sprawia, że będzie ci lepiej, albo, że nie zrobisz temu chłopakowi krzywdy. Lepiej go zostaw, zanim spieprzysz mu życie do reszty.
Godzinę później Aleks wydawał się spokojniejszy. Tylko spuchnięte oczy, zdradzały, że nie przespał nocy, albo płakał. Teraz siedział na brązowej, zamszowej sofie, w dużym pokoju, oglądając telewizję. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w ekran, przeskakując po kanałach. Nagle na jednym z polskich programów zobaczył relację z rajdu Monte Carlo. Oglądał chwilę z zaciekawioną miną, ale kiedy zorientował się, że po Hirvonenie, jechał on z Krystianem, przełączył.
- Ej, czemu zmieniłeś? – Usłyszał zawiedziony głos Adama, który stał w progu z kubkiem kawy i papierosem.
- Już to widziałem – Odpowiedział z mu z wyczuwalną w głosie ironią.
- Nie możesz się tak zachowywać – Mężczyzna podszedł do kanapy i usiadł na oparciu. Nie doczekawszy się reakcji towarzysza, który konsekwentnie ignorował jego moralitety, po prostu zabrał mu pilota. Szybko cofnął się do programu z rajdem. Aleksander zmierzył go mściwym wzrokiem, ale nic nie powiedział.
- Ja tego jeszcze nie widziałem – Odparł usprawiedliwiająco. Sasza wstał z miejsca i przechodząc boso do okna. Kątem oka przyglądał się relacji – Fajnie to wygląda – Zobaczył jak Adam wskazuje palcem w ekran. Samochody zjeżdżały na przegląd do hali – Jak to się nazywa?
- Co?
- No to miejsce – Adam ciągle trzymał wyciągnięty wskazujący palec. Sasza już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale zdał sobie sprawę, z jednej rzeczy...
- Nie wiem jak to się nazywa po polsku – Stwierdził, zadziwiając sam siebie. Drogą dedukcji wymyślił, co to może być – Chyba park serwisowy, Nie wiem, mówimy po norwesku i angielsku – Starzy mężczyzna przestał patrzeć w telewizor, a zamiast tego, przyglądał się Aleksowi. W tym otoczeniu wyglądał na o wiele młodszego niż na przykład w samochodzie. W wielkim Land Roverze, poważnie ubrany, załatwiający ważne sprawy, wyglądał na dorosłego, a teraz, w małym mieszkaniu, na boso, z potarganymi włosami...
- Naprawdę jesteś zupełnie inny...
- Słucham?- Aleks zapatrzył się w start Solberga i nie za bardzo wiedział o co chodzi.
- Nie pasujesz już tu. Sasza Ratowicz, to zupełnie kto inny niż Aleksander, którego znam – Ku zdziwieniu kierowcy, głos Adama był jakby... smutny?
- Ty też jesteś inny niż cię zapamiętałem – Wzruszył ramionami, próbując skończyć tę rozmowę. Sprężystym krokiem poszedł do kuchni i z szafki nad kuchenką wyciągnął kubek, do którego nalał sobie kawy ze stojącego nieopodal ekspresu. Przechodząc przez korytarz, spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał naprawdę żałośnie, spadające z tyłka dżinsy, bluza z kapturem, bose nogi i ta smutna twarz. Potrząsnął głową, wzdychając. Przeczesał ręką włosy, w nadziei, że ich stan się poprawi. Wrócił do pokoju, gdzie Adam ciągle oglądał rajd.
- Dlaczego Krystian wydaje instrukcje po angielsku, kiedy jeździcie? – Spytał zdziwiony, kiedy tylko zobaczył kierowcę w drzwiach.
- Kiedy zaczynałem, nie znałem norweskiego, więc Jussi wydawał komendy po angielsku, a potem Krystian stwierdził, że też może, skoro ja się do tego przyzwyczaiłem i tak jakoś.
- I tak jakoś zupełnie odciąłeś się od Polski... Czemu nazwiska nie zmieniłeś, skoro tak bardzo nienawidzisz miejsca w którym się urodziłeś?
- Nie muszę ci się tłumaczyć – Syknął na niego Sasza, z impetem odstawiając kubek na parapet. Trochę się wylało, ale nie zwrócił na to uwagi.
- Oczywiście, że nie, ale to dziwne.
- Dziwne jest też to, czemu trzydziestolatek zachowuje się jakby siedemnastoletnia nastolatka.
- A czemu dwudziestoparolatek zachowuje się jakby miał siedemdziesiąt?! – Odparował Adam.
- Skończ – Sasza pokręcił głową zdegustowany, wychodząc z pokoju.
- I co? Znowu uciekniesz? Trzaśniesz drzwiami i strzelisz focha, primadonno?
- Przestań się czepiać do jasnej cholery! Nie masz do tego najmniejszego prawa! Nie masz prawa zarzucać mi, że uciekam, albo, że coś robię źle! Nie znasz mnie! Nic o mnie nie wiesz!
- Może i tak, ale widzę co się dzieje!
- Od kiedy jesteś specjalistą – psychoanalitykiem, co? Taki z ciebie wzór empatii Dalajlamo? Spiłeś mnie, żeby mnie przelecieć, bo wiedziałeś, że na trzeźwo nie masz szans!
Adam nie wytrzymał dłużej i w dwóch krokach znalazł się przy kierowcy. Bez chwili zastanowienia wymierzył mu policzek. Nie zbyt mocny, ale wystarczający, żeby Sasza się zamknął.
- Rób co chcesz. Chciałem ci pomóc, ale pod tym względem jesteś taki sam jak kiedyś. Nie życzę sobie ciebie w moim domu. Zabierz swoje rzeczy i wyjdź.
Aleksander bez słowa więcej, zabrał swój plecak, komórkę oraz buty i trzaskając drzwiami, opuścił mieszkanie. Nie docierało do niego to co tak naprawdę powiedział Adam tylko to, co sam chciał usłyszeć. Według niego Adam się wtrącał, wymądrzał i był hipokrytą. Wściekły szedł w stronę samochodu, ale wtedy przypomniało mu się, że jest zepsuty. Ze złością kopnął leżący przy krawężniku kamień, który szybko poleciał w prawo, ale nieszczęśliwie odbił się od stojącego tam śmietnika i rykoszetem uderzył w tylnie drzwi jego auta, zarysowując je i uruchamiając przeraźliwie jazgotliwy alarm. Mężczyzna myślał, że eksploduje, wszystko się pieprzyło. Szukając po kieszeniach kluczyków, zdążył podejść do mrugającego i wyjącego samochodu. Zanim wyłączył alarm, wyładował się, kopiąc z całej siły w dwudziesto dwu calowe opony. Chwilę później znowu było cicho. Wrzucając rzeczy na tylnie siedzenie, drugą ręką wybrał numer pomocy drogowej, który znalazł na naklejce, przyklejonej na jednym z sąsiednich wozów. Kiedy otrzymał informację, że laweta zaraz powinna do niego dotrzeć, nieznacznie się uspokoił. Usiadł na skórzanym fotelu, zapalając kolejnego już papierosa. Musiał porozmawiać z kimś kto go wysłucha. Nie zdążył wybrać żadnej pozycji, kiedy telefon zawibrował w jego dłoni i zobaczył, że dzwoni do niego Pola. Zacisnął oczy, krzywiąc się. Nie wiedział czy chce z nią rozmawiać. Pewnie Krystian już jej powiedział wszystko i teraz młoda mu wygarnie. Z drugiej strony, ona ma informacje o jego chłopcu, a chociaż nie chciał tego do siebie dopuszczać, tęsknił za nim. Odebrał.
- Aleks? – Usłyszał zaniepokojony głos dziewczyny.
- A kogo się spodziewałaś?
- Boże, już się bałam, że coś się stało... – Pola zupełnie nie zwróciła uwagi na jego ironiczną wypowiedź.
- Ale co się miało stać? – Sasza zdziwił się trochę. Myślał, że dziewczyna wszystko wie, a...
- No bo ciołki, nie ma z wami kontaktu odkąd wyjechaliście! Czemu nie zadzwoniliście? – Jej głos wracał do normy, ten niepokój i troska znowu zamieniały się w pokrzykujący i mędrkujący ton.
- K..Krystian nie dzwonił? – Za to Saszy, w głowie wybuchł natłok złych myśli.
- No przecież mówię! Próbuję się do niego dodzwonić, ale ma wyłączony telefon, a z twoim też się nie wiedzieć czemu nie mogłam połączyć.
- Nie wiem, miałem włączony.
- Ja też nie wiem. Operator mówił coś po norwesku. Daj mi tego osła – ...Poprosiła
- Nie ma go – Próbował wybrnąć Aleks, tuszując drżenie głosu i napięcie, które rosło w nim z każdą chwilą
- A gdzie jest?
- Nie wiem... My... – To była jedyna szansa, żeby jej powiedzieć – Pokłóciliśmy się... Ja utknąłem w Polsce, a on... Poleciał samolotem... – Po drugiej stronie zrobiło się nagle przeraźliwie cicho, a po chwili usłyszał głos Poli, takim, jakim go nigdy nie słyszał.
- Jeśli coś mu się stało, to pamiętaj, że cię znienawidzę.
Zaraz potem w słuchawce słychać było tylko równomierne pikanie. Nie odrywając wzroku od małego ekraniku, wybrał numer Tomasa. Przyjaciel odebrał po kilku sygnałach
- Tomas, gdzie jest Krystian? – Zaczął, bez słowa powitania.
- Miałem dzwonić, żeby zapytać o to samo. A właściwie gdzie obaj jesteście.
- Długa historia... Proszę cię, zadzwoń na lotnisko i dowiedz się, czy na pokładzie któregoś samolotu z Warszawy, był Krystian.
- Czemu leciał samolotem, bez ciebie?
- Wyjaśnię ci to później, teraz muszę kończyć – Widział nadjeżdżającą lawetę – Proszę cię, sprawdź te loty Tomas.
- Oczywiście, zadzwonię – Pewność w głosie przyjaciela, zawsze dodawała mu otuchy. Tomas był w takich akcjach niezawodny i niezastąpiony.
- Dziękuję – Odetchnął niemal z ulgą.
Auto pomocy, zatrzymało się obok niego i chwilę później, Land Rover był już załadowany na lawetę. Teraz pozostało tylko, odwieźć go do salonu. Jako, że w czasie tych sześciu lat Szczecin zmienił się trochę, Sasza, chociaż udawał, że tego nie robi, przyglądał się ulicom. To było dziwne. Myślał, że jeśli wróci do tego miasta, to natychmiast zwariuje, albo zamieni się w jakiś słup soli, jak żona Lota. A tu nic... Właściwie, oprócz tego nieszczęsnego seksu, nie zdarzyło się nic takiego. Oczywiście jeśli nie liczyć makabrycznej kłótni z Krystianem. Tylko, że teraz, to wydawało mu się przesadził, za mocno zareagował, że przecież chłopak nie chciał... Przed oczami zobaczył jego przerażoną twarz, kiedy na niego wrzeszczał... A teraz nie wie gdzie jest... Laweta zatrzymała się na skrzyżowaniu, i Sasza zobaczył przed sobą swoje osiedle. W pierwszym odruchu chciał odwrócić głowę, ale wytrzymał ten widok. Po kilku minutach samochód ruszył i bloki zostawili za plecami. Zatopiony w myślach, niemal nie zauważył, że już podjechali pod salon. Kiedy tylko się zatrzymali, ze środka wybiegł mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze i zaczął potrząsać ręką Aleksa
- Witam, bardzo mi miło. To ogromny zaszczyt – Nie przestając potrząsać, zaczął paplać – Bardzo się cieszę, że zdecydował się pan skorzystać z mojego mechanika. Sam mam Land Rovera – Rzucił okiem na samochód który już stał na podjeździe – Oczywiście nie tak wspaniały jak pana, ale wszystko pozostaje w rodzinie, prawda – Roześmiał się nerwowo, ale szybko zamilkł, kiedy zobaczył, że kierowca się nie śmieje. Odkaszlnął i puścił jego rękę – Więc... Tak... Proszę, zapraszam do środka, moja sekretarka robi świetną kawę.