Bonne wszedł do sypialni Krystiana, trzaskając drzwiami. Chłopak uniósł się na poduszkach i rozleniwione „No co tak długo?” zamarło mu na ustach. Jego kochanek bez słowa położył mu tacę na kolanach i obszedł łóżko z drugiej strony, kładąc się w nim.
- Co się tam stało? – Zapytał pilot, obejmując Norwega za szyję i jednocześnie starając się nie zrzucić śniadania.
- To co zwykle. Twoja siostra jest irytująco poprawna, a Sasza nie ukrywa swojej niechęci do mnie. Znowu się pokłóciliśmy.
- O co? – Krystian przysunął się trochę bliżej. Mężczyzna zamyślił się i nagle otworzył usta.
- Wiesz, że nie pamiętam? Sam widzisz! – Krzyknął podenerwowany – Kłócimy się o wszystko.
- Mm... Przepraszam, że cię do tego namówiłem – Krystian pocałował go lekko – Popsułem ci urlop.
- Nie. Jestem z tobą i wbrew pozorom jest całkiem miło. Staram się być ponad ich dwójkę.
- Porozmawiam z nimi – Chłopak w końcu zabrał się za kanapki, które przygotowała jego siostra.
- Nie, nie musisz. Dzisiaj będziemy sobie schodzić z drogi, bo jadę z Tomasem po ryby i drzewko, więc trochę nas nie będzie.
- Ej, a ja co będę robić przez ten cały czas? – Zapytał z wyrzutem Krystian, z kromką chleba w połowie drogi do ust.
Pół kilograma mąki
Dwadzieścia pięć deko miodu
Dwadzieścia pięć deko cukru
Pięć deko masła
2 łyżeczki sody oczyszczonej
2 jajka
1 łyżka przyprawy do piernika
Sasza przeczytał składniki pierniczków, które były wypisane na kartce. Siedział na krześle przy stole w kuchni i patrzył na uwijającego się Krystiana. Około południa Olga pojechała do miasta po ostatnie zakupy, a Pola dekorowała dom lampkami. Mężczyzna już wczoraj w nocy zamyślił się nad tą sytuacją. Pierwszy raz od lat ma prawdziwą Wigilię. Zwykle Andrzej z żoną jechali na jakieś ciepłe wyspy, Natalia bojkotowała wszelkie święta, bo zmuszał ją do tego pracoholizm, Tomas szedł na jakiś bankiet i tym sposobem jemu samemu wszystko mu się jakoś rozmyło. Zapomniał już jak to wygląda, kiedy trzeba kupować prezenty, sprzątać, dekorować. I nagle, siedząc w tej ciepłej kuchni, zrozumiał, jak bardzo mu tego brakowało. Chociaż wydawało mu się, że tego nie potrzebuje, to jednak się mylił. Tęsknił za rozgardiaszem, który robiło tyle ludzi mieszkających w jednym domu, nawet za tą lekko nerwową atmosferą, która towarzyszyła tylko tym dniom. Raz jeszcze spojrzał na Krystiana, który w tej chwili szukał mąki w jedne z szafek i postanowił podziękować za to wszystko Poli, która jak elf Świętego Mikołaja, przywróciła mu ducha Bożego Narodzenia. Wyszedł na dwór i prawie wpadł na drabinę, na której balansowała mocująca się ze splątanymi lampkami dziewczyna.
- Pomogę ci – Zaoferował po raz kolejny.
- Dzięki, poradzę sobie – Warknęła zła na ten cholerny kabel. Szarpała, szarpała, aż nagle zachwiała się i nie zdążyła złapać równowagi. Aleks zareagował, wyciągając w odruchowo ręce. Wszystko stało się tak nagle, że Pola nawet nie zdążyła się wystraszyć. Dopiero kiedy mężczyzna postawił ją na ziemi, nogi się pod nią ugięły.
- To może ja ci jednak pomogę, co? – Nie czekając na odpowiedź, wziął z jej drżących rąk światełka i wspiął się na szczyt drabiny. Szybko uwijał się z tym zadaniem, co jakiś czas zerkając na dziewczynę i uśmiechając się. Po kilku minutach praca była gotowa – Może być?
- Super, teraz musimy tylko opleść drzewka, znaczy, jeśli nadal chcesz mi pomagać. W końcu w środku jest Krystian – Rzuciła z cwanym uśmiechem. Aleksander spojrzał tylko na nią i bez słowa podniósł z ziemi kolejne lampki i przeszedł w kierunku tuj. Zdążyli już opleść jedno drzewko, kiedy Sasza w końcu zdecydował się zdradzić cel swojej „wizyty”.
- Wiesz co... Chciałem ci podziękować
- Mi? Za co?
- Za to, że mnie namówiłaś na przyjazd tutaj. Ja dawno nie miałem takich Świąt.
- Cieszę się, że się cieszysz – Pola wyszczerzyła się promiennie, przytulając do Saszy – Ale kurcze – Zaczęła, z lekkim wahaniem w głosie.
- Co?
- Wiesz co byłoby najlepszym podziękowaniem?
- Nie – Aleks robił już trzecią rundę wkoło drzewka i zaczynało mu się kręcić w głowie.
- Gdybyś powiedział Krystianowi to, co mi wczoraj – Mężczyzna zatrzymał się, vis a vis Poli. Właściwie, to mógł się po niej tego spodziewać.
- Gdybym nie wiedziała czy on też to czuje, odradzałabym ci, ale, Sasza, on cię kocha! Zrozum to w końcu!
- Tylko to nie jest takie proste – Aleksander wrócił do oplatania tuj.
- Kochasz go? – Spytała rzeczowo Pola.
- Już to wczoraj ustaliliśmy, nie?
- Odpowiedz mi - kochasz go?
- Tak
- Chcesz z nim być?
- T...tak.
- Wierzysz mi, że on cię kocha? – Sasza wiedział do czego ona zmierza i, chciał tego czy nie, miała rację.
- Wierzę.
- Więc ja nie rozumiem na co ty czekasz. Obaj mnie denerwujecie, jesteście tacy durni i dziecinni – Mimo woli mężczyzna uśmiechnął się słysząc tę tyradę.
- Ale to nie może być tak nagle... – Próbował znaleźć dla siebie jakieś inne wyjście, albo usprawiedliwienie.
- Nagle? Od miesięcy się tak obwąchujecie, ale ok, jeśli to dla Ciebie nagle, to tak musi być. Inaczej w życiu się do tego nie zbierzesz. Jeśli będziesz to odkładał, to Krystian może stwierdzić, że nie chce czekać i...
- Wiem – Sasza skończył ozdabianie wszystkich drzewek na froncie domu. Stali teraz we dwójkę, zmarznięci, przejęci i zamyśleni – Muszę to skończyć – Powiedział w końcu, wchodząc po schodkach werandy. Zatrzymał się przed drzwiami i obrócił w stronę Poli – Idę powiedzieć mu prawdę.
- Mój chłopak! – Krzyknęła dziewczyna, entuzjastycznie wyrzucając ręce w powietrze – Tylko nie uprawiajcie seksu w kuchni. Ja tam jadam.
Mężczyzna, który postanowił zignorować ostatnią uwagę, nieśmiało wszedł do środka. Najwolniej jak umiał ściągnął kurtkę i buty. Stanął na progu kuchni, w której rządził jego chłopiec. Krystian zauważył go i uśmiechnął się, pokazując zęby aż do ósemek. Na blacie wszystko było już przygotowane do robienia pierniczków, a na gazówce stał rondelek z czymś co świetnie pachniało.
- Chodź zobacz jakie mamy boskie kolory polewy – Chłopak zamachał reklamówką z torebkami pomad, lukrów i tym podobnych chemiczno-spożywczych cudów. Sasza chociaż strasznie spięty, był rozbawiony jego autentycznym szczęściem – I przywiozłem z Oslo fajne posypki! – Na dowód czego, Krystian wysypał jedną paczuszkę maleńkich cukiereczków na talerz.
- Lubię te groszki – Aleks pokazał palcem jedne z kolorowych drobinek, ciągle myśląc jak ma mu to powiedzieć, jak zacząć, jak...
- Ja lubię je wszystkie! – Krystian, który chwilę wcześniej oblizał palce, zanurzył je w posypce a potem ją zjadł, z dziecięcym uśmiechem.
- To niesamowite...
- Co?
- To jak cieszą cię te drobiazgi. Posypka, świąteczna obroża Monte i Carlo, świąteczna piosenka w radiu... To takie...
- Infantylne? – Krystian, który zwykle podejrzewał przyjaciela o ironię i cynizm i tym razem tak ocenił jego zamiary.
- Nie. Raczej niespotykane – Obszedł blat z drugiej strony, stojąc teraz naprzeciwko chłopaka. Wsadził opuszek w cukierki i nasypał sobie kilka do ust, ciągle patrząc Krystianowi w oczy. Właściwie już wiedział. Musi to zrobić tak po prostu. Bez ceregieli i przymierzania się. Musi go po prostu - Między innymi za to cię kocham – Pocałować.
Krystianowi zatrzymał się świat. Z rąk wypadła mu torebka z polewami, o których jeszcze chwilę temu mówił, cukier, który w rondelku zdawał się już trochę przypalać, w ogóle nie robił na nim wrażenia, żałosne piszczenie Monte zza kuchennych drzwi nie istniało. Nagle, zupełnie niespodziewanie, na trzeźwo.... Och... Natarczywe usta Saszy przywarły do jego, a ręce przytrzymały w pasie. W pierwszym odruchu miał ochotę odskoczyć, ale potem poczuł jego smak, ten, który znał z Jyvaskyla, ale jednak tak zupełnie inny. Nieokraszony goryczą, smutkiem i złością, był taki niesamowity i tak bardzo zapierał dech w piersiach. Poczuł, jak mężczyzna rozluźnia chwyt i przesuwa jedną rękę w kierunku jego szyi, wplata dłoń w ciemne włosy i odchyla jego głowę do tyłu. Oderwali od siebie usta, uspakajając oddechy.
- Powinienem za to przeprosić? – Spytał Sasza, opierając czołem o jego czoło. Przez chwilę w kuchni panowała cisza. Krystian nie odpowiadał, przez co mężczyźnie niemal serce wyskoczyło. Co jeśli Pola się myliła? Co jeśli chłopak go odepchnie? Teraz – po tym wszystkim, na co się zebrał.
- Aleksander...Ja... Przecież wiesz, że jestem z Bonne... – Krystian ze smutkiem w głosie oparł się o blat.
- Wiem, tylko, że ja nie mogłem dłużej czekać.
- Sasza – Chłopak wyciągnął do niego rękę, chwycił ją, ale nie przyciągnął mężczyzny do siebie – Dlaczego teraz? Dlaczego w chwili, kiedy coś się ruszyło, kiedy ja zacząłem się godzić z myślą, że nigdy z tobą nie będę?
- Właśnie dlatego. A tak, przynajmniej wiem, co myślisz. Warto było spróbować – Puścił dłoń Krystiana i powoli zaczął wycofywać się z kuchni.
- Stój! – Usłyszał zdecydowany głos za plecami – Przecież...Proszę cię, zaczekaj.
- Nie ma, na co czekać Krystian. Posłuchaj, Pola miała rację, takie rzeczy trzeba załatwiać jednym cięciem. Wóz, albo przewóz.
- Lepiej ty mnie posłuchaj – czy ja powiedziałem ci, że cię nie chcę? Jestem z Bonne, ale obaj wiemy, że... – Zawahał się na moment. Jeśli to powie, to będzie po wszystkim – Kocham ciebie. Jednak jeśli ty... Potraktujesz mnie jak Larsa, to nie, nie chcę – Po tych słowach nogi się pod nim ugięły i usiadł na podłodze, pod szafkami – To się dzieje za szybko. Ja...
- Kocham cię – Sasza przyklęknął przy chłopcu – Bardzo cię kocham i chyba jeszcze bardziej się tego boje. To nie będzie proste, ale przez te trzy miesiące tak bardzo nienawidziłem siebie, za to, że nie jestem z tobą... Nie mogę sobie na to pozwolić. Mówisz, że to za szybko, ale ja jestem rajdowcem, jaki mam być? – Próbował się śmiać, ale wychodziło mu jakieś żałosne skomlenie – Mi też nie jest łatwo. Wszystko ci wyjaśnię, wszystko dla ciebie zrobię, ale proszę cię... – Pochylił się w stronę pilota i musnął jego czoło – Nie zostawiaj mnie teraz – Krystian siedział ze zwieszonymi rękami, starając się nie spoglądać na twarz Aleksa. Wiedział, że gdyby to zrobił, nie mógłby mu odmówić. Niczego by mu nie odmówił, ale to naprawdę było za dużo jak na jego nerwy. Kiedy o tym marzył, było w porządku, ale kiedy Sasza naprawdę go chce, to... – Krystian... – Aleksander splótł palce ich dłoni – Odpowiesz mi?
- Krystian! – Usłyszeli głośne wołanie Tomasa i Bonne, dobiegające z korytarza. Chłopak zabrał rękę i wstał z ziemi.
- Już idę – Stanął przy drzwiach, zawahał się chwilę, zastanawiając czy powinien się obrócić. Wyszedł cicho do przedpokoju, właściwie wpadając na wielką choinkę – Wow, Bonne! Gdzie ją znaleźliście? – Drzewko miało ze trzy metry wysokości i pewnie dwa średnicy.
- Dobrze, że mamy wielki salon – Pola weszła do domu, niosąc za sobą siatki z nowymi ozdobami. Spojrzała na brata, ale kiedy ten szybko odwrócił od niej wzrok, przeniosła go na Saszę – Jak tam...Pierniczki?
- Przepraszam, muszę na chwilę – Kierowca machnął ręką w bliżej niezidentyfikowanym kierunku i nie czekając na reakcję, wszedł po schodach na piętro.
- Pomóż wnieść ją do salonu! – Bonne nie zwracając uwagi na rywala, chwycił drzewko w obie ręce i cmoknął kochanka w policzek.
Na dworze robiło się już ciemno, a oni wszyscy nadal siedzieli w dużym pokoju, zajmując się dekorowaniem. Pierniki, które musiała dokończyć Pola, leżały na tacy na stole, regularnie podjadane.
- Ej, a mama jeszcze nie wróciła? – spojrzała na zegarek
- Dzwoniła kwadrans temu, że zaraz będzie – Na dworze usłyszeli szczekanie psów – O, już jest – Krystian podniósł się i zostawiając za sobą wlokącą się lametę, poszedł do garażu – Cześć mamo.
- Cześć słońce. Co w domu? – Olga otworzyła bagażnik, wyciągając z niego siatki. Chłopak przejmował od niej zakupy i wnosił je do spiżarni.
- Dobrze. Pierniki gotowe, choinka ubrana, ryb nie przywieźli, bo słusznie stwierdzili, że i tak nikt nie miałby serca ich zabić.
- Super – Kobieta chwyciła się pod boki, łapiąc oddech - Ależ kolejki wszędzie. Zgrzałam się w tym płaszczu.
- A czego się spodziewałaś dwa dni przed Świętami? Każdy normalny człowiek siedzi w domu i cieszy się atmosferą.
- Niby czym? – Na dole dołączyła do nich Pola – Chyba nie u nas.
- Co znowu zrobili? – Olga upychała owoce do załadowanej lodówki.
- Z Saszą się pokłócił – Wzruszyła ramionami, wyżerając winogrona z jednej z reklamówek i kopiąc brata psim kapciem.
- Nie kop mnie! – Uderzył ją w ramię – I wcale się nie pokłóciliśmy – Wymamrotał, wspinając się po schodach prowadzących na piętro.
- Nie? To czemu Sasza siedzi na górze chyba od trzech godzin? – Krystian przystanął na moment, opierając się o szarą ścianę. Jego siostra naprawdę czasem go denerwowała.
- Czy chociaż raz mogłabyś trzymać nos z dala od moich spraw?
- Ha! – Pola aż podskoczyła z zadowolenia. Wprawdzie potknęła się o gigantyczny kapeć, ale nie umniejszyło to jej euforii – Czyli przyznajesz, że to „twoja sprawa”.
- Apolonia! – Krystian był już wściekły. Warknął na dziewczynę zza zaciśniętych zębów.
- Daj mu spokój – Na schody weszła Olga, która nawet na dole słyszała całą kłótnię rodzeństwa. Wyprzedziła dzieci i pierwsza weszła do przedpokoju. W drzwiach niemal wpadła na Bonne. Krystian w pierwszej chwili wystraszył się, że i mężczyzna słyszał, o czym rozmawiali, ale kilka sekund później mózg przypomniał mu, że przecież Norweg nie zna polskiego.
- Masz szczęście, że on tego nie zrozumiał – Pogroził nastolatce, odpychając ją od wyjścia. Dziewczyna spokojnie przepuściła brata, po czym poczekała, aż odejdzie na bezpieczną odległość.
- Ten ćwok by nie zrozumiał nawet jakby zobaczył jak Sasza cię... – Skrzywiła się do własnych myśli. Bądź, co bądź Krystian to jej brat. Myślenie o nim w „tych” kategoriach nawet dla niej było przegięciem. Zła, pokazała język w stronę gdzie zniknęła i cofnęła się na dół – Przez was muszę sobie zjeść czekoladę.
W domu praca wrzała do późnego wieczoru. Wszyscy zaczęli zbierać się do spania dopiero koło północy. Aleks natomiast pojawił się na dole tylko raz, żeby zapytać, czy na pewno nie potrzebują jego pomocy. Olga, która swoją matczyną intuicją natychmiast wyczuła, że córka miała rację i że coś nie gra, upewniwszy się, że chłopiec, jak nazywała go w myślach, nie ma gorączki, odesłała go na górę z puszką pierników. Krystian, który wymigał się od prac kuchennych w ciągu dnia, teraz poprawiał swój wizerunek, robiąc dla całej gromady jajecznicę. Dopiero, kiedy znikła cała, zorientował się, że jego przyjaciel nie jadł kolacji.
- Czy Sasza nie będzie głodny? – Zapytał, zabierając się za zmywanie
- Jak by był, to by zszedł – Podsumował sucho Bonne, w głębi ducha ciesząc się, że mieli go dzisiaj z głowy. Nie interesowało go za bardzo, co spowodowało zły humor kierowcy, ale był temu czemuś wdzięczny.
- Głupek – odruchowo rzuciła Pola, na szczęście po polsku. W jednej sekundzie zgromiły ją nie trzy, jak sądziła, ale dwa spojrzenia. Popatrzyła na swojego brata, który wyglądał jakby miał ochotę walnąć kochanka żeliwną patelnią babci po głowie.
- Zrobię mu kanapki...Pola, zaniesiesz mu? – Zapytał, zerkając na siostrę z nadzieją. Dziewczyna tylko przytaknęła, nie mówiąc już nic więcej. Wstała od stołu, zbierając talerze i podeszła do Krystiana. Ściszyła głos na tyle, żeby nikt ich nie usłyszał i nachyliła się bratu do ucha.
- Nie wierzę, że to mówię, ale przepraszam – Chłopak zmierzył ją niby zaskoczonym spojrzeniem i uśmiechnął się.
- OK. Właściwie to miałaś rację. Nie pokłóciliśmy się, ale nie jest też do końca dobrze.
- A czy Sasza coś ci powiedział? – Pola ściszyła głos jeszcze bardziej.
- Miałaś się nie wtrącać – Krystian zgromił ją spojrzeniem i wrócił do zmywania. Tego wieczoru więcej nie poruszali tego tematu.
Nastolatek leżał w swoim łóżku, słysząc obok równomierny oddech Bonne. Cały dom spał już od dobrych dwóch godzin. Cały, oprócz Krystiana, którzy najpierw przewracał się z boku na bok, a potem udawał, że zasnął, żeby nie wzbudzać zainteresowania kochanka. Około trzeciej cicho podniósł kołdrę i wyszedł z łóżka. Tak, żeby nikogo nie obudzić zszedł na dół, na ogród. Stał na zimnych kafelkach na boso, ubrany tylko w dres. Było mu przeraźliwie zimno, ale wiedział, że tutaj może się spokojnie skupić. Tutaj zawsze siadywali z ojcem i rozmawiali, często i do rana. Teraz musiał mu wystarczyć sam ogród. Cofnął się jeszcze do domu i lepiej ubrał. Wciągnął adidasy na nogi i zarzucił na siebie jakąś kurtkę. Po drodze zgarnął jeszcze papierosy. Nagle usłyszał jak na górze otwierają się jakieś drzwi.
- Kto tam? – Usłyszał nerwowy szept matki.
- To ja, Krystian – Odszepnął
- Czemu się tłuczesz po nocy?
- Muszę pomyśleć.
- Aleś sobie wybrał porę – Marudziła kobieta – Tylko się ubierz – Dodała surowym tonem, na sekundę przed zamknięciem się w sypialni na nowo.
Chłopak wrócił na dwór. Usiadł na drewnianym fotelu i zapalił jedną świeczkę, która w teorii latem miała odstraszać komary. Krystian patrzył w płomień, międląc w palcach odpalonego już papierosa. Do czego to dochodziło, siedział na ogrodzie, zimą, w środku nocy, przez jakiegoś faceta. Szybko upomniał się w myślach, Sasza nie jest jakiśtam. I to jest chyba w nim najgorsze. On jest zupełnie nieokreślony. Człowiekowi zdaje się, że go zna, a tu bum! Grom z jasnego nieba. Krystianowi było trudno dokonać takiej zmiany tak nagle. Przyjechał tu z Bonne, po to, żeby coś naprawić. Jakiś czas temu zrozumiał, że Sasza nigdy nie będzie jego. Nawet pogodził się z tym, że to nie jest im pisane. Bonne naprawdę nie zasługiwał na coś takiego. Nawet, jeśli był zastępstwem, nigdy nie powinien tego odczuć, a rachunek sumienia w tym obszarze nie jawił się dobrze. Norweg ciągle mógł czuć się odrzucany i niechciany. Nie chciał mu tego robić w Święta. Krystian zwinął dłoń w pięść i walnął się nią w czoło. Był naprawdę durny. Dzisiaj, mężczyzna, którego kocha, romantycznie wyznał mu miłość, a on siedzi i myśli, czy chce z nim być. Nie, raczej czy może z nim być. Zdrowy rozsądek musiał brać udział w takich decyzjach. W końcu razem pracowali, co by było gdyby się rozstali? Walnął się drugi raz.
- Nawet z nim nie jesteś, a myślisz, co będzie jak on cię zostawi – Powiedział do siebie na głos – Tato, co ty byś mi powiedział? – Zapytał, chowając twarz w dłoniach – Czemu nie może być jak wtedy? Czemu nie mogę mieszkać tutaj, studiować prawa i spotykać się z normalnymi chłopakami? Czemu wszystko musiało się tak popieprzyć? – Spojrzał w niebo, na którym wciąż błyskały gwiazdy- Ostatni raz rozmawialiśmy o rajdach i powiedziałeś mi, że jeśli tego nie lubię, to nie muszę jeździć. Nie muszę tego robić tylko żeby kogoś zadowolić. Obiecałem ci, że nigdy nie będę się do niczego zmuszał... Pamiętasz? – Zamilkł. Jeszcze chwilę mocno zaciskał i otwierał powieki, starając się uporządkować myśli.