- Krystian, kochanie, proszę cię, jedź ze mną – Bonne cały czas trzymał chłopaka w ramionach – Mam wykłady w Kopenhadze, jedź tam ze mną – Pilot wpatrywał się w niego i nie wiedział co powiedzieć. Zupełnie zaskoczył go ten wybuch Bonne.
- Nie wiem. To za szybko. Za kilka dni mamy rajd, a potem za tydzień, są święta...
- Jedź ze mną w święta gdzieś! Wszędzie! Zgodzę się na cokolwiek.
- Nie pojadę z tobą nigdzie. Jadę do Polski. Ale... – Zamyślił się na chwilę – Jedź ze mną na święta do domu – Odgarnął mu włosy z rozognionej twarzy.
- ...Mogę?
- A czemu nie? Mama zaprosiła Tomasa, ja mogę zabrać ciebie – Uśmiechnął się do niego i pocałował – A potem... Jak wrócimy... Zastanowimy się... Wiesz...
- Mhm... Rozumiem.
Aleks tamtego wieczoru już nie pojechał do Krystiana. Tamtego wieczoru jeszcze długo leżał na sofie, przytulony do łkającego ukradkiem chłopca. Zasnęli zmęczeni, spleceni w ciasnym uścisku. Kiedy Sasza obudził się następnego dni, Lars przy nim nie było. W pierwszej chwili nie wiedział czemu zasnął na kanapie, ale po chwili wszystko sobie przypomniał. To, w gruncie rzeczy, mało dramatyczne rozstanie. Powoli zebrał się i poszedł do kuchni. W czasie kiedy Sasza powoli orientował się, że z kamienicy znikło wszystko co mogłoby świadczyć o tym, że bywał tam drugi mężczyzna. Krystian rozmawiał z lekarzem, który przyniósł mu wyniki .
- Czy mógłby nas pan zostawić? – Mężczyzna zwrócił się do Bonne, który siedział w fotelu.
- Nie, niech on zostanie! – Chłopak usiadł gwałtownie i chwycił partnera za rękę.
- Oczywiście... Więc panie Krystianie – Lekarz przysunął sobie krzesło i przysiadł na nim. W wyciągniętej dłoni trzymał kartkę. Chłopak sięgnął po nią i szybko przeleciał wzrokiem. Bonne przechylił się w jego stronę.
- Nic nie rozumiem – Mężczyzna wpatrywał się w ciągi cyferek i jakieś medyczne skróty.
- Nic mi nie jest... – Wyszeptał Krystian.
- Znaczy, że...
- Nie mam raka?
- Dokładnie tak panie Szejna – Lekarz uśmiechnął się, zabierając im kartkę z wynikami – Może się pan nie bać.
- W takim razie co mi jest?
- Stres. Nic więcej. Musi się pan przestać denerwować i zdrowo odżywiać. No i pławić w szczęściu i sukcesie, co chyba nie będzie takie trudne, prawda? – Mrugnął do Bonne, zanim wstał i wyszedł.
Pola 15:23:17
Kiedy przyjeżdżacie?
Ja 15:23:49
Jak Bóg da, to 20
Pola 15:24:05
Pytałeś Tomasa?
Ja 15:24:37
No.
Ja 15:24:42
Powiedziałem, że go dopadniecie, jeśli nie przyjedzie
Pola 15:25:02
Dobrze mu powiedziałeś braciszku ^^
Pola 15:25:56
Ej, a Sasza?
Ja 15:26:14
Ej co? Oo
Pola 15:27:22
Co Sasza robi w święta?
Ja 15:27:49
Yyy....
Pola 15:28:16
Głupku, to Twój ukochany!
Ja 15:30:42
Twoja prostota jest czasem osłabiająca.
Ja 15:31:01
Nie mam pojęcia co robi Sasza,
Ja 15:31:15
bo nie rozmawiamy o świętach.
Ja 15:31:20
Jak chcesz to sama się go spytaj
Pola 15:31:57
Dawaj numer ośle
Pola biegała po domu rozentuzjazmowana. Samolot Krystiana lądował już za dwie godziny. Za dwie godziny zaczną się Święta! W domu będzie mnóstwo ludzi! Och, jak ona to uwielbiała! Odkąd umarł ojciec nie urządzali większych imprez i ta Wigilia miała być pierwszą. Z Norwegii przyjeżdżał Krystian z ... ugh... Nim, Tomas i Sasza! Ile ona się namęczyła, żeby go przekonać! Ten facet naprawdę był wyzwaniem, nawet jak dla niej. Ale zgodził się i to było najważniejsze.
- Przestań tak latać! – Mama skończyła układać sztućce na dużym, jadalnianym stole. Znowu mogli korzystać z jadalni! Kiedy były tylko we dwie, jadły w kuchni i to najczęściej z prosto z patelni, bo nikomu nie chciało się szykować stołu.
- Nie! Cieszę się, to sobie latam! – Na dowód czego zeskoczyła z czterech stopni schodów, rozkładając szeroko ramiona i lądując z gracją na posadzce w kuchni.
- Jak sobie zęby powybijasz, to sama je sobie wstawisz – Pokręciła głową z dezaprobatą i wróciła do przygotowań.
- Kiedy po nich pojedziemy?
- Za godzinę wyjeżdżam z domu.
- Jak to „wyjeżdżam”? A ja?! – Dziewczyna jednym susem znalazła się na stoliku, na którym usiadła po turecku. Jej mama przestała już na takie rzeczy zwracać uwagę, zawsze modliła się tylko, żeby mebel wytrzymał kolejny skok.
- Przecież nie zmieścimy się do samochodu wszyscy. Nie chciałaś żebym kupowała vana, to teraz mamy takie auto, że tyle osób nie wejdzie.
- No jak to! – Pola była bardzo oburzona. Naprawdę...bardzo – Przecież ten facet może wziąć Krystiana na kolana i się zmieścimy!
- „Ten facet” ma imię i ty je doskonale znasz.
- No to cooo. Nie lubię go.
- Ale twój brat tak! Masz być miła dla Bonne – Mama położyła nacisk na imię Norwega.
- „Masz być miła dla Bonne” – Przedrzeźniła ją Pola, robiąc przy tym miny – A Krystian wcale go nie lubi, więc ja też nie muszę. I Sasza też go nie lubi – Dodała z satysfakcją
- Wszyscy jesteście po jednych pieniądzach – Kobieta położyła ostatnią serwetkę przy talerzach i wyszła. Pola jeszcze chwilę siedziała na stoliku, lekko nim bujając. Swoje króciutkie włosy postawiła na jeża i teraz bawiła się nimi, ciągnąc je ku górze.
- No bo naprawdę go nie lubi... – Powiedziała w końcu, zeskakując na ziemię i już mniej radośnie idąc w stronę półmiska z ciastem.
Kiedy mama wychodziła po nich, musiała przejść jeszcze jedną wojnę z córką. Pola była zdeterminowana, żeby pojechać razem z nią i była gotowa zamknąć się w bagażniku. Dopiero poważne „ostatnie ostrzeżenie” podziałało. Teraz siedziała na schodach domu w domowych kapciach z psią głową i kurtce, zarzuconej na ramiona. Za każdym razem, kiedy słyszała chrzęst opon na żwirku ulicy, podrywała się z nadzieją, że to już. Jednak za każdym razem to nie było „już”. Zdążyła zerknąć na komórkę miliony razy, a łydek właściwie nie czuła. Na dworze było –7 stopni i rozjeżdżony od rana śnieg. W końcu, kiedy przestała skupiać się na każdym stuknięciu, a na wydmuchiwaniu coraz większej chmury podczas oddychania, pod bramę podjechał samochód. Zerwała się na nogi, potykając o własne, gigantyczne kapcie i gubiąc kurtkę, dopadła do brata, który ledwo zdążył otworzyć furtkę. Na chwilę pozbawiła go tchu, po tym jak rzuciła się na niego i uściskiem odcięła dopływ tlenu do mózgu. Dopiero pojawienie się tuż za nim Tomasa, uwolniło go od tego morderczego przywitania. Mężczyznę potraktowała już trochę łagodniej, wieszając się na nim tylko na moment
- Ubieraj się dziewczyno! – Potarł jej ramiona, które pokryły się gęsią skórką. Krystian rzucił w nią kurtką, którą znalazł na ścieżce.
- Przecież jest ciepło – Mrugnął do niej Sasza, który szedł trzeci, niosąc już swoją torbę. Pola również jemu zapewniła niedźwiedzi uścisk, a nawet i całusa.
- Dzięki, że przyjechałeś – Wyszeptała mu do ucha
- Nie wystawiłbym cię na pastwę trzech zakochanych w Bonne osób – Potargał jej włosy i wszedł do domu. Przy furtce stał już tylko kochanek jej brata i mama. Norweg jedyne na co mógł od niej liczyć, to zdawkowy uśmiech i przypadkowe nadepnięcie psim kapciem, przy przechodzeniu przez próg.
Po ponownych, gorących powitaniach, kiedy Pola dała się w końcu odciągnąć od zmęczonych gości i rozmieszczeniu ich w pokojach („Mamo! Nie chcę, żeby Krystian spał za moją ścianą z TYM FACETEM”), usiedli do obiadu. Ostatnie przedwigilijne obżarstwo ciągnęło się chyba całe popołudnie, kiedy w końcu napchany do granic możliwości Krystian spasował i odsunął się od stołu.
- Więcej w siebie nie wcisnę. Dzięki mamo.
- Ja też już dziękuje – Bonne odłożył sztućce. Pilot uśmiechnął się do niego i wziął za rękę.
- Może pójdziemy na spacer z psami? Chyba, że jesteś zmęczony.
- Nie, chętnie – Norweg ubrał się w oka mgnieniu i dosłownie minutę później już ich nie było.
- No to zostaliśmy sami – Tomas nieszczególnie błyskotliwie podsumował sytuację – Olga – Zwrócił się do gospodyni – Może my się też przejdziemy? Tak dawno nie rozmawialiśmy – Mężczyzna wstał i wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- A wiesz, że może nawet... – Podniosła się, odkładając serwetkę na stół – Kochanie, pozmywasz? – Zapytała córkę, która wyglądała jakby coś uderzyło ją w głowę.
- To wszystko?! – Zamaszystym ruchem rąk ogarnęła ilość naczyń.
- Część idzie do zmywarki...
- Pomogę ci – W rozmowę wtrącił się Sasza – Musze się jakoś odwdzięczyć za zaproszenie – Skinął głową w stronę kobiety, która tylko się roześmiała.
- Dobrze, to róbcie jak chcecie – Olga z Tomasem również znikli za drzwiami. Kiedy Aleks i Pola usłyszeli trzaśnięcie spojrzeli na siebie zmęczonym spojrzeniem
- Nie cierpię dupka. Nie znoszę palanta – Powiedzieli jednocześnie. Niewzruszeni dalej wpatrywali się w siebie.
- Mój brat się w tobie kocha – Wypaliła Pola
- Już to ostatnio słyszałem– Odparował Sasza, wyciągając papierosy z kieszeni bluzy – Zapalisz?
- Chętnie.
Ranek dwudziestego drugiego grudnia w domu Piskorskich nie wyróżniał się niczym specjalnym. Oczywiście nie licząc schodzących się po kolei na śniadanie kolejnych gości. Przy stole w jadalni siedziała zaspana Pola i Sasza, powoli jedzący płatki z mlekiem, kiedy na schodach pojawił się Bonne. Zatrzymał się na dole i widać było, że nie jest zadowolony, kiedy zobaczył, że na razie będzie musiał siedzieć tylko z nimi.
- Cześć – Wymamrotał łamanym polskim, podchodząc do stołu.
- Cześć – Sasza odpowiedział mu niemrawo. Pola zgromiła go wzrokiem, a potem szybko skinęła głową na Norwega. Niestety matka nie wybaczyłaby jej, gdyby w ogóle nie zajęła się chłopakiem brata.
- Zjesz coś?
- Nie, ale Krystian prosił, żebym mu coś przyniósł.
- Niech zejdzie na dół jeśli chce jeść – Dziewczyna wzruszyła ramionami, patrząc w swoje rozmoknięte cheeriosy.
- Mm...Ale... – Zagubiony Bonne przeczesał dłonią włosy i uciekł wzrokiem – My jeszcze nie chcemy wychodzić z łóżka.
- Nie musiałem tego wiedzieć – Sasza powiedział po polsku, zdecydowanie zdegustowanym tonem. Pola powstrzymała się od komentarza. Szybko skończyła swoją porcję i poszła przygotować coś dla gołąbeczków. W kuchni zastała już mamę, która krzątała się koło psich misek. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na córkę i wiedziała, że coś nie gra.
- Co się stało?
- Nic – Pola, w której ciągle narastało zirytowanie, prawie stłukła talerz wrzucając go na tacę.
- Skoro chcesz zdekompletować nam zastawę, to chciałabym wiedzieć czemu – Podeszła do dziewczyny i żartobliwie szturchnęła ją w bok – Córuś powiedz mamuni kto cię zdenerwował. Znajdę i nakopię mu do tyłka – Dziewczyna mimo woli roześmiała się.
- Ten f... – Zawahała się pod spojrzeniem matki – Bonne – Poprawiła się z niesmakiem – Ciągle mnie wkurza. Teraz przyszedł na dół po śniadanie dla siebie i tego głąba.
- Dla kogo? – Zdziwiła się Olga
- Boże, dla Krystiana. Co on sobie w ogóle myśli – Narzekając, zabrała się za uzupełnianie zawartości tacy.
- A co ma myśleć? Jego chłopak zaprosił go na Święta do domu. Jak ma się zachowywać? Według mnie jest bardzo miły.
- Miły – Skrzywiła się dziewczyna – Mówisz o tej sztucznej cukierkowatości czy o tych teatralnych wyrazach uczuć w kierunku Krystiana?
- Ale ty go nie lubisz...
- No nie lubię! Muszę?
- Nie, ale twojemu bratu na pewno byłoby lżej, gdybyś nie patrzyła na Bonne tak jak patrzysz. Nie wiem nawet czemu jesteś taka uprzedzona.
- Bo... – Pola zacisnęła usta w wąską linię. Nie wiedziała, czy może wygadać mamie coś takiego. A z resztą, pal licho. Skoro obaj są takimi niedorajdami, to im więcej ludzi wie, tym większa szansa na to, że w końcu coś się stanie – Bo Sasza kocha Krystiana i wiem, że ten ćwok też go kocha!
- Przecież jest z Bonne! – Olga podniosła ton głosu.
- Nie drzyj się! – Pola popukała się w czoło – Wiem, że jest z Bonne i właśnie dlatego go nie lubię! Stoi im na drodze do wiecznej szczęśliwości! – Wzięła gotową tacę w ręce i biodrem pchnęła drzwi do jadalni – Potem pogadamy – Rzuciła jeszcze, obracając się w stronę mamy.
Gdy weszła do jadalni, przy stole siedzieli już trzej mężczyźni. Pola spojrzała na Tomasa, który sprawiał wrażenie sędziego na bokserskim ringu. Dziewczyna domyśliła się, że Bonne i Sasza już zdążyli się o coś pożreć. Z resztą nie dziwiła się im, mieli pełne prawo, żeby skakać sobie do oczu.
- Przygotowałam śniadanie – Postawiła posiłek przed Norwegiem, nawet na niego nie spoglądając. Bonne wziął od niej tacę i bez słowa podziękowania poszedł na górę. Zarówno Aleks i Pola zdawali sobie sprawę, że zaraz dostaną wykład od Tomasa, który chyba miał dosyć tej sytuacji. Nie mylili się, kilka chwil później usłyszeli jak słowa mężczyzny przecinają ciszę.
- Możecie mi powiedzieć o co wam, do cholery, chodzi? – Oboje wzruszyli ramionami, czując się jak na dywaniku u dyrektora podstawówki – Sasza, najpierw czepiasz się Krystiana i nie można z wami wytrzymać, a teraz Bonne! Czy ty nie możesz nie mieć żadnej ofiary?
- To co innego – Wymamrotał Aleksander.
- Zdecydowanie, Krystianowi chociaż czasem okazywałeś przejawy sympatii, a jego najchętniej byś zapakował w paczkę i wysłał do Timbuktu! – Pola słysząc to, parsknęła śmiechem, czego zaraz pożałowała - Śmieszy cię to, młoda damo? – Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Nigdy nikt nie powiedział do niej „młoda damo” i nie zwiastowało to nic dobrego.
- Szczerze mówiąc to tak. Ja wysłałabym go jeszcze dalej, żeby szanse jego powrotu zmalały do zera.
- Twojemu bratu zależało na tym, żeby te Święta były takie jak kiedyś – Tembr głosu Tomasa nagle zmienił się o 180 stopni – Myślisz, że sprawia mu przyjemność, kiedy patrzy jak pogardliwie traktujecie Bonne?
- Ale przecież on... – Pola miała podobny dylemat co przed chwilą w kuchni, na szczęście Tomas ją uprzedził.
- Go nie kocha? Wiem. Co nie znaczy, że chce, żebyście robili sobie z niego pośmiewisko. Rozumiesz? – Dziewczynie zrobiło się głupio. Nieśmiało pokiwała głową, zerkając na Saszę, który zaciskał pod stołem pięści, ale się nie odzywał.
- Żeby was dzisiaj nie drażnić, jadę z nim po choinkę i karpie. Wczoraj wieczorem zadeklarował swoją pomoc. Najwyraźniej też nie chce włazić wam w drogę.
- A Krystian? – Zapytał w końcu Aleks.
- Zostaje. Musi pomóc w kuchni.