Karol wyszczerzył się wyraźnie zadowolony.
- Aleś ty wystrzelił – stwierdził z podziwem Bolek.
- No jakoś tak mi sypnęło w wakacje przed studiami. Ty za to nic się nie zmieniłeś, dalej chudy.
- Jakoś tak wyszło – roześmiał się Bolek.
- To wy się znacie? – wybąkała zdziwiona Janowska.
- Jak byśmy mieli się nie znać? – roześmiał się Karol. – Całą podstawówkę razem przelataliśmy. Wołali na nas „Bolek i Lolek.”
- Czemu? - zainteresował się Marcin.
- A może byśmy tak przeszli do salonu? – zaproponowała Janowska. – I złożyli życzenia solenizantowi?
- Racja, chodźmy – odparł Bolek.
Usiedli w salonie. Bolek przyniósł kupiony na ta okazję tort i zapalił symboliczną świeczkę. Kiedy już po odprawieniu odpowiedniego urodzinowego rytuału jedli tort, Janowska wyciągnęła z przyniesionej ze sobą reklamówki prezent.
- Miałam nadzieję, że jak ci kupię dziewczynkę to będziesz o nią bardziej dbał – mruknęła kiedy już Marcin uporał się z ozdobnym papierem i jego oczom ukazał się pluszowy miś w różowej sukience. – Niestety Bolek powiedział, że tamten misiek się znalazł, ale nie miałam czasu kupić ci nic nowego.
- Gryzia! – wykrzyknął uszczęśliwiony Marcin, zupełnie nie słuchając wywodów swojej agentki.
- Że co? – zdziwiła się kobieta.
- Gryzia – powtórzył Marcin. – To do Gryzeldy. Kleofas się ucieszy! Będzie miał dziewczynę i nie będzie już taki samotny jak ja będę pracował. – Po czym wstał i razem z misiem pobiegł do sypialni.
Karol zdziwiony popatrzył na Bolka i, tak żeby Janowska nie widziała, wykonał ręką gest oznaczający wariata. Bolek zmarszczył się nieznacznie i pokiwał przecząco głową. Tymczasem Marcin wrócił.
- Kleofas się ucieszył – powiedział. – Kazał podziękować. Teraz sobie siedzą na łóżku i się poznają bliżej.
- Znaczy prezent ci się podoba? – upewniła się Janowska.
- No pewnie – Marcin wyszczerzył się. – Dzięki.
Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. Przyszła kolej na prezent Bolka.
- Co to jest? – zainteresował się Marcin obracając w rękach niewielką ramkę z szybką w środku i przesypującym się przy każdym ruchu kolorowym piaskiem.
- To taki widoczek. Jak widzisz ramka kręci się na tych nóżkach i przy okazji przesypuje się piasek tworząc różne wzorki. Jak ci się jakiś znudzi to przekręcasz ramkę, piasek się przesypie i masz nowy.
- Ale fajne – ucieszył się i zaczął kręcić ramką to w jedną to w drugą stronę. Nagle bez słowa wstał i poszedł do sypialni. Gdy wrócił, miał puste ręce. – Kleofasowi i Gryzi.też się podoba.
- To dobrze – Bolek uśmiechnął się.
- Czemu właściwie na ciebie mówią Lolek? – zainteresował się Marcin.
Karol roześmiał się rozbawiony.
- Ja i Bolek zawsze byliśmy nierozłączni. Mieszkaliśmy w tej samej dziurze i wszystko robiliśmy praktycznie razem. Bolek był wysoki i chudy, a ja mały i grubiutki. On miał wiecznie jakieś pomysły, a ja mu przytakiwałem. Któregoś razu jakiś dzieciak się zdenerwował, a ze akurat wtedy leciała w telewizji ta kreskówka, to stwierdził, ze jesteśmy jak te głupki Bolek i Lolek. No i jakoś to zostało. Próbowaliśmy im to wybić z głów tłukąc wszystkich, ale nic to nie pomagało. W końcu zrezygnowaliśmy i sami nawet tak na siebie mówiliśmy. Do momentu aż poszliśmy do ogólniaka, wtedy nasze drogi jakoś się rozeszły. Mnie starzy wysłali do prywatnego liceum, a co z Bolkiem się działo, to nie wiem.
- Poszedłem do ogólniaka z internatem – mruknął Bolek.
- Zabawne – stwierdziła Janowska.
- Ano – dodał Marcin.
Chwilę jeszcze Bolek z Lolkiem powspominali dawne czasy, a potem przeszli na neutralne tematy. Siedzieli jedząc ciasto i popijając różne napoje, zarówno ciepłe, jak i zimne aż do obiadu. Po obiedzie jeszcze chwilę posiedzieli, pół godzinki dla słoninki, jak to zażartował Lolek i goście poszli.
- Musze jeszcze trochę popisać – stwierdził Marcin ziewając potężnie.
- To idź, idź – odparł Bolek zabierając się za sprzątanie.
Kiedy wszystkie naczynia już były umyte, Bolek zajrzał do Marcina. Tak jak się spodziewał, blondyn spał w ubraniu przytulając do piersi oba miśki. Uśmiechnął się rozbawiony. Przykrył śpiącego kocem. Kiedy to robił, jego wzrok padł na szafkę nocną. Stał tam jego prezent z dziwacznie przesypanym piaskiem. Uśmiechnął się zadowolony. Więc prezent naprawdę się podobał. Pogłaskał delikatnie Marcina po głowie i wyszedł. Chwilę jeszcze posiedział czytając książkę, aż w końcu sen upomniał się o swoje.
Kolejnych kilka dni minęło im nudno i spokojnie. Marcin pisał kolejną książkę, a Bolek zabijał czas oglądając telewizję, czytając książki i zajmując się pracami domowymi, których nie było specjalnie dużo.
Jakiś tydzień po urodzinach zadzwonił telefon Bolka. Wyświetlił mu się nieznany numer.
- Słucham.
- Cześć Bolek, co byś powiedział na mały wypad na borowca?
- A kto mówi?
- Nie poznajesz? Lolek.
- A, wybacz, nie poznałem cię. Skąd masz mój numer?
- Od Marty. To jak? Masz ochotę?
- Czemu nie. Tylko kiedy?
- Co powiesz na dzisiaj?
- Może być. Gdzie i o której?
- Zaraz. Właśnie stoję pod twoim blokiem.
- Co? – Bolek poderwał się z kanapy. – Zdurniałeś? A jak bym się nie zgodził? Tylko byś zmarnował czas i benzynę.
- No co ty. Jechałem na pewniaka. Wiedziałem, że mi nie odmówisz – chełpił się Lolek. – Zbyt dużo do obgadania mamy.
- Tu się zgodzę. Poczekaj chwilę zaraz będę.
Rozłączył się. Szybko przebrał się w jakieś bardziej wyjściowe ciuchy niż spodnie dresowe i powyciągany podkoszulek. Potem zajrzał do Marcina. Pisarz siedział przed laptopem, jednak nic nie pisał, tylko gapił się bezmyślnie w sufit.
- Wszystko w porządku, Marcin? – zapytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Podszedł wiec i dotknął ramienia blondyna. Tamten spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Pytam czy wszystko w porządku – powtórzył Bolek. – Nic nie piszesz.
- W porządku. Po prostu się zastanawiam nad fabułą. Mam wrażenie, że powinienem coś zmienić, ale nie jestem pewien co.
- W takim razie nie przeszkadzam, myśl dalej.
- A coś potrzebujesz? – zainteresował się Marcin, na chwilę odrywając od książkowych dylematów. – Czyżby już obiad był?
- Jeszcze nie, a co, już jesteś głodny? Mogę ci coś zrobić tak na szybko.
- Nie, nie, nie trzeba.
- W sumie to chciałem zapytać czy ci czegoś nie kupić. Idę na spotkanie z kumplem i w drodze powrotnej mogę ci coś kupić.
- Wiesz, jakoś tak naszła mnie ochota na lody. Kupiłbyś?
- Świetny pomysł – Bolek uśmiechnął się. – Będą na deser. Nic więcej nie chcesz? – Uszczęśliwiony pisarz pokręcił przecząco głową. – W takim razie wracaj do pisania.
Bolek wyszedł, zostawiając Marcina z jego pisarskimi dylematami. Szybko zbiegł po schodach, zastanawiając się skąd będzie wiedział, który z samochodów należy do Lolka. Na niewielkim parkingu stało zawsze kilka aut, ale nie zwracał na nie kompletnie uwagi, wiec nie wiedział nawet czy któreś z nich należy do lokatorów czy może do jakiegoś gościa. Wyszedł z klatki i rozejrzał się, ale nigdzie nie zauważył kumpla. Przyszło mu do głowy, że przecież strażnik by najpierw zadzwonił czy może go wpuścić, a jeśli nikt nie dzwonił, znaczyło, ze Lolek czekał przed bramą.
Wyszedł terenu strzeżonego, po drodze ozdrawiając skinieniem głowy strażnika i natychmiast w jego oczy rzuciło się wściekle czerwone auto obok którego stał jego kumpel. Aż gwizdnął z wrażenia podchodząc bliżej.
- Stary, musi ci się nieźle powodzić, skoro stać cię na taką brykę – stwierdził z podziwem obchodząc samochód dookoła.
- Najnowszy model, dostałem od starych na urodziny. Osiąga setkę w niecałe…
- Oszczędź mi szczegółów technicznych i tak nic z tego nie zrozumiem.
- No tak – Lolek zaśmiał się – zapomniałem, że ty od samochodów wolałeś książki. Widzę, że w tej kwestii nic ci się nie zmieniło.
- Raczej nie – mruknął Bolek wsiadając.
- A w innych?
- Znaczy? – popatrzył uważnie na kumpla, który w tym momencie przekręcał kluczyk w stacyjce.
- No, pytam ogólnie, co się u ciebie zmieniło. Dawno się nie widzieliśmy, pewnie sporo się zmieniło.
- Sporo. Tak w skrócie, to dostałem się na studia które chciałem, starzy się do mnie nie odzywają, bo im wprost powiedziałem, że nie mam ochoty do końca życia babrać się w gnoju, dorabiam sobie pracą u Marcina. Ale to chwilowe, dopóki nie skończę studiów.
- A właśnie, ten Marcin… - zaczął Lolek, ale nie skończył, bo nagle otworzył okno i wrzasnął do przejeżdżającego obok samochodu:
- Jak jeździsz debilu?! Chcesz mi wóz porysować?! Co za skurwysyn – powiedział wzburzony. – Widziałeś? Drogę mi zajechał i jeszcze palca pokazał.
Bolek nic nie mówił, bo nie specjalnie znał się na przepisach ruchu drogowego, ale jego zdaniem, to była ewidentnie wina kumpla, który zmieniał pasy raz za razem.
W końcu dojechali na miejsce. Bolek nie znał tej części Warszawy, więc też nazwa klubu nic mu nie powiedziała. Weszli do środka. Lokal był dość duży, podzielony na dwie części. W pierwszej znajdował się bar i stoliki, a w drugiej parkiet i kilka stolików. Usiedli w pierwszej części. Każdy ze stolików zamiast krzeseł miał wygodne skórzane kanapy. Usiedli. Kiedy czekali na kelnera, Bolek rozglądał się w koło. Dość szybko zorientował się co to za miejsce.
- Bar dla gejów? – skierował pytający wzrok na Lolka.
- Co, zszokowany? Nie bój się, nic ci nie zrobią, a jakby co, obronię cię – stwierdził uspokajająco Lolek, rozsiadając się wygodnie.
- Sam potrafię się obronić – burknął Bolek. – Po prostu mnie zdziwiło, że lubisz te klimaty.
- A ty co, nie lubisz? – zdziwił się. – Wydawało mi się, że jesteś jednym z nich.
- Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
- A nie? – Lolek popatrzył zdziwiony. – Ile razy gadaliśmy o dziewczynach, ty albo nie słuchałeś, albo zmieniałeś temat.
- Człowieku, mieliśmy wtedy po kilka lat! Bez przesady. W tym wieku nie myśli się jeszcze o dziewczynach. Najwyżej tylko po to żeby pociągnąć za włosy.
- Ja już wtedy myślałem, którą z nich zaciągnąć za stodołę na macanki – pochwalił się Lolek przy okazji rozglądając się w koło, jakby kogoś szukał. Dzięki temu nie widział niezadowolonego spojrzenia, które rzucił mu Bolek.
- A ty od kiedy grasz w tej lidze? – zainteresował się Bolek.
- Co? – Widać było, że przyjaciel nie słucha go zbyt uważnie, jakby właśnie wypatrzył kogoś godnego zainteresowania.
- Pytam od kiedy jesteś gejem – powtórzył głośniej Bolek, aż siedzący w pobliżu klienci popatrzyli w jego stronę.
- Ci, nie wrzeszcz tak – dopiero w tym momencie Lolek skoncentrował całą swoją uwagę na przyjacielu. – Nie jestem gejem.
- To co tutaj robimy?
W tym momencie kelner przyniósł zamówione przez nich drinki, jednocześnie uśmiechając się do Bolka.
- Wpadłeś mu w oko – stwierdził z podziwem Lolek.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – powiedział Bolek, zupełnie ignorując uwagę.
- Jak mówi powiedzenie, żeby życie miał smaczek, raz dziewczyna, raz chłopaczek. Poza tym faceci są mniej wymagający niż baby. Prześpisz się z taką parę razy i już myśli żeby cię usidlić. A facet potrzebuje wolności, rozumiesz?
- Więc kim dla ciebie jest Marta?
- Marta? Jest niezła w te klocki.
- Tylko tyle?
- A co byś jeszcze chciał? – zdziwił się.
- A pomyślałeś o jej uczuciach?
- A ty co, Bolek – Lolek spojrzał krytycznie na kompana – stałeś się nagle obrońcą bab? Jak jakaś pieprzona feministka? Weź wyluzuj, złap sobie jakąś dupę i ją przeleć. Pewnie dawno nie ruchałeś i zaczyna ci w dekiel walić. O, właśnie wypatrzyłem całkiem niezłą dupę – stwierdził z zadowoleniem. – I zanim Bolek zdążył zareagować wstał od stolika.
Chwilę potem Bolek widział, jak przyjaciel podszedł do jakiegoś drobnego chłopaczka o brązowych krótko przyciętych włosach. Chwilę coś mu szeptał do ucha, a na koniec objął w pasie i ruszył stronę toalet. Bolek skrzywił się z niesmakiem. Szybko dopił swoje piwo i już miał wstać, gdy nagle tuż obok usłyszał głos:
- Widzę, że twój chłopak zrobił cię w balona. Nieładnie z jego strony.
Spojrzał w stronę z której ten głos dochodził i zobaczył blondyna o krótkich włosach, mięśniach podkreślanych przez obcisłą koszulkę i dość sporym wybrzuszeniem w kroku.
- Fakt, dupek z niego – mruknął zerkając w stronę toalet, jakby miał nadzieję, ze Lolek jednak zrezygnuje z pomysłu i zaraz wróci do stolika.
- Co ty na to żebym dotrzymał ci towarzystwa w jego zastępstwie?
- Nie, dzięki – odparł i zupełnie ignorując blondyna wstał od stolika.
Podszedł do baru.
- Mam prośbę – powiedział do barmana, który akurat wycierał świeżo umyte szklanki.
- Słucham? – Mężczyzna nie przerwał pracy, ale popatrzył uważnie na Bolka.
- Zauważył pan może jak mój przyjaciel poszedł do kibla z jakimś wypłoszem?
- To Wojtek, całkiem sympatyczny chłopak. Przychodzi tu dość regularnie. Nie jestem pewien czy czasem nie po to by znaleźć sobie kogoś na dłużej.
- Czy mógłby pan, jak już wyjdą, postawić dzieciakowi najdroższego drinka jakiego macie i dopisać to do rachunku mojego kumpla?
- Chce się pan na nim zemścić, że puścił pana w trąbę? – kelner uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Tak, chcę, ale nie mnie, tylko pewną bardzo miłą osobę, którą znam. A on jest dupek. I wie pan, co? Niech jednak będą dwa drinki, przydadzą się dzieciakowi jak do niego dotrze, że ten dupek go tylko wykorzystał jako darmową dupę.
- Nie ma sprawy – Kelner wyszczerzył się w zadowoleniu, jakby to on zaplanował tą zemstę.
Bolek jeszcze tylko zapytał jak dotrzeć stąd do domu, albo do jakiegokolwiek znanego mu miejsca i wyszedł z baru. Spojrzał jeszcze raz na szyld, by zapamiętać nazwę i wzdychając ciężko ruszył w stronę autobusu.
Przez całą drogę do domu męczyło go, jak ma powiedzieć o tym Marcie by jej nie zranić. I czy w ogóle powinien mówić?
Kiedy w końcu dojechał na miejsce, przypomniał sobie, że musi jeszcze kupić lody dla Marcina. Wszedł więc do supermarketu. Przez chwilę błądził między półkami rozważając wszystkie „za” i „przeciw” powiedzeniu Marcie prawdy o Lolku, przy okazji błądząc nieprzytomnym wzrokiem po półkach z towarami. W końcu doszedł do wniosku, że chwilowo nic nie wymyśli, że musi to rozważyć na spokojnie. Wziął wiec lody, jakieś dodatki do nich i kilka innych produktów, które akurat się kończyły i ruszył do kasy.
Kiedy wrócił do domu, Marcin wciąż siedział przy komputerze, jednak tym razem pracowicie stukał w klawisze. Szybko zrobił deser i zawołał pisarza do salonu. O dziwo, nie musiał długo czekać, jak tamten pojawił się w drzwiach sypialni.
Na widok dużych pucharków z bogatą zawartością Marcinowi aż zaświeciły się oczy, a uśmiech szczęścia wypełzł na jego twarz. Ten widok wyraźnie poprawił humor Bolka. Pomyślał, że to dobrze, z enie wszyscy faceci są takimi dupkami jak Lolek i dobrze, że jest ktoś tak mało skomplikowany jak Marcin.
Siedzieli w milczeniu delektując się lodami, gdy nagle Marcin odezwał się.
- Bolek, możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
- Jakie?
- Znaczy jak nie będziesz chciał, to nie musisz, ale byłbym wdzięczny jak byś się zgodził, bo to dla mnie dość ważne – zaczął się tłumaczyć dziwnie zmieszany.
- Nie owijaj w bawełnę, tylko gadaj prosto z mostu. Tak będzie szybciej – stwierdził Bolek.
- Byłeś kiedyś zakochany? Ale tak naprawdę?