Następnego dnia Aleksander obudził się pierwszy. Przeciągnął się i rozejrzał dookoła łóżka. Wszędzie walały się ich rzeczy, puste opakowania prezerwatyw, na panelach leżała otwarta buteleczka oliwki, która zdążyła się wylać. Mężczyzna zrezygnowany z powrotem opadł na poduszki. Obok niego było coś zdecydowanie ładniejszego niż ten krajobraz po bitwie. Lars spał jak niemowlę. Na poduszce lśniły jego rozrzucone włosy, usta miał lekko otwarte, rozciągnięte w błogim półuśmiechu, tak jakby śniło mu się coś miłego. Sasza nie chciał go budzić, ale nie mógł się powstrzymać przed dotknięciem go. Przesunął się, żeby ich twarze były na równej wysokości i wsunął dłoń pod kołdrę. Spokojnymi ruchami przesuwał ręką po jego brzuchu. Cały czas obserwował reakcje malujące się na buzi chłopaka. Z rozbawieniem zauważył, że najpierw jego uśmiech się poszerzył, a zaraz potem zniknął, a na czole pojawił się mars.
- Mmm... zostaw – Blondyn podciągnął nogi, zwijając się w kłębek.
- Nie mogę się powstrzymać – Sasza wyszeptał, hamując śmiech
- W nocy też nie mogłeś, to teraz daj się wyspać.
- Hej, co to za niesubordynacja w zespole – Mężczyzna lekko uszczypnął kochanka w udo.
- Powinno ci starczyć na tydzień. Zrobiłeś mi z tyłka jesień średniowiecza – Lars poniekąd uległ Saszy, bo przesunął się w jego stronę i przytulił do ciepłego ciała i zanim Aleks zdążył się zorientować, ponownie zasnął, wczepiony w niego jak mała małpka. Tym razem naprawdę nie miał serca go ruszać, więc postanowił poleżeć z nim, aż sam zmieni pozycję. Na jego twarz znowu wrócił ten delikatny uśmiech. A może to nie było związane ze snami? Może on po prostu był bezpieczny? Czuł się bezpieczny i dlatego spokojnie spał. Sasza odruchowo zaczął głaskać jego włosy, przepuszczając jasne pasma między palcami.
- Wiesz o ile łatwiej by mi było, gdybym umiał cię kochać – Powiedział szeptem do Larsa, który przecież i tak nie mógł go usłyszeć.
Krystian ubrany w sam tylko fartuszek kuchenny, tanecznym krokiem wszedł do sypialni, niosąc w rękach tacę. Uśmiechnął się zalotnie do leżącego w łóżku kochanka i podszedł do niego. Odstawił śniadanie na stolik, a sam z gracją opadł na Bonne. Patrząc mu głęboko w oczy, pocałował na dzień dobry
- Powinienem ci załatwić strój francuskiej pokojówki – Wymruczał między pocałunkami mężczyzna, głaszcząc chłopaka po odsłoniętym pośladku.
- Zboczeniec.
- Ja? To ty paradujesz przede mną w tym... stroju!
Krystian wymamrotał coś, co brzmiało jak: „Czepiasz się” i nachylił się do tacy. Po chwili zastanowienia sięgnął po miseczkę z konfiturą. Bonne, który czuł, co się święci, roześmiał się, odchylając głowę na poduszce. Chłopak jakby tylko na to czekał. Błyskawicznie wyłowił z dżemu wiśnie i ułożył trzy owoce w tym fajnym dołku, pod jabłkiem Adama. Bonne poczuł jak przez jego ciało przechodzi dreszcz, ale nie był pewien czy to sprawka zimnych wiśni, czy ciepłego oddechu, który omiótł je, na sekundę przed tym jak Krystian zjadł z niego konfiturę.
- Za dużo filmów kochanie – Bonne zabrał mu z ręki miseczkę i odstawił ją w bezpieczne miejsce, po czym obrócił ich tak, że teraz on leżał na Krystianie.
- No i popsułeś zabawę – Chłopak udał naburmuszenie, zakładając ręce na pierś i robiąc smutną minę.
- Myślałem, że miałeś dosyć zabawy w nocy – Bonne zsunął się z niego, siadając na brzegu łóżka.
- Co ty taki cyniczny od rana jesteś? – Krystian uniósł się, podpierając ramionami i przyglądał się kochankowi.
- Wcale nie. Tylko...
- Myślałem, że sobie wyjaśniliśmy wczoraj? – Krystian przesunął się, tak, że klęczał za plecami mężczyzny, delikatnie masując i obcałowując jego kark.
- Muszę iść na uczelnię – Blondyn poderwał się i zaczął ubierać – Później porozmawiamy – Chłopak patrzył na niego zaskoczony. Nie wiedział, o co mu chodzi. Ok., wczoraj może trochę przesadzili z Saszą, ale myślał, że przecież już to omówili...
- Nie zjadłeś śniadania – Wskazał niemrawo na pełną tacę.
- Zjem coś w pracy – Rzucił Bonne, wchodząc do łazienki.
- To może chociaż...
- Nie, dzięki – Mężczyzna nawet nie dał mu dokończyć, krótko ucinając.
Chłopak zsunął się z łóżka. Kątem oka zobaczył w lustrze siebie w tym kretyńskim fartuszku. Ściągnął go gwałtownie i cisnął na podłogę. Chwilę patrzył na zmięty materiał, po czym podniósł go, złożył i położył na krześle. To, że był zły, nie usprawiedliwiało robienia bałaganu. Szybko wciągnął na siebie dres i bluzę z kapturem. Ignorując fakt, że usłyszał jak w łazience coś spada na podłogę, poszedł do gabinetu i włączył laptopa. Kiedy system się ładował, z półki z płytami wyjął jedną i wrzucił do odtwarzacza. Po chwili pokój zalała głośna fala muzyki. Szybko skoczył do kuchni przynosząc sobie kawę i popielniczkę. Papierosy wyciągnął z kieszeni i położył je na biurku. Kładąc nogi na blat, wziął laptopa na kolana. Musiał porozmawiać z kimś normalnym, bo inaczej zwariuje. Po chwili włączyło się skype. Dostępny był tylko Karol. Krystian przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ikinę swojej siostry, zaklinając ją, żeby się pojawiła. Niestety nic się nie stało. Krystian spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. No tak, Pola zapewne spała w najlepsze. Karol... właściwie... przecież nie musieli rozmawiać o wszystkim. Po prostu pogadają o studiach, pracy... w końcu Karol też był jego przyjacielem. Nie, nie umie z nim już luźno rozmawiać. Szybko odszukał swój telefon i spróbował połączyć się z Polą. Po siedmiu sygnałach dziewczyna w końcu odebrała.
- Nienawidzę cię – Wymamrotała zaspana.
- Ja ciebie też.
- Która jest godzina?
- Dziesiąta. ...Za kwadrans – Po słowach Krystiana, po drugiej stronie nastała cisza.
- Chcesz mi powiedzieć, że obudziłeś mnie przed dziesiątą w sobotę, tak?
- Tak jakby...
- Jeśli nie powiesz mi zaraz, że urwało ci nogę, twoje mieszkanie się spaliło, Oslo opanowała epidemia eboli to odkładam słuchawkę – Kiedy Pola skończyła swoją tyradę, Krystian oczywiście milczał. Poniekąd zastanawiał się czy przypalenie tostów można podciągnąć pod ten pożar, a grypę Tomasa i Andrzeja za epidemię... ale to i tak nie o to mu chodziło – Więc? Po co dzwonisz? – Dziewczyna zdawała się być już trochę bardziej rozbudzona. Usłyszał jak otwiera okno i zaciąga się papierosem.
- Jak będziemy tyle palić, to umrzemy.
- To twoja wina. Gdybyś mnie nie obudził to bym nie zapaliła. Powiesz mi w końcu, o co chodzi? – Krystian już miał odpowiedzieć, kiedy w drzwiach do gabinetu stanął Bonne. Chłopak zmierzył go wzrokiem. Blondyn podszedł do wieży i ściszył muzykę. Dziwił się, że Krystianowi taki łomot nie przeszkadza w rozmowie, bo jemu przeszkadzał nawet myśleć.
- Wychodzę – Nachylił się nad chłopakiem i pocałował go w policzek.
- Poczekaj moment – Krystian powiedział do słuchawki i odwrócił się w stronę Bonne. – Przyjdziesz jeszcze dzisiaj? – Złapał go za rękę, uśmiechając się do niego.
- Nie wiem.
- Chciałem zrobić kolację.
- Chyba nie będę mógł.
- Ale...
- Krystian, powiedziałem, że nie wiem! Zadzwonię po południu. Cześć – Chłopak po kilku sekundach usłyszał trzaśnięcie drzwiami.
- Słyszałaś? – Zapytał w końcu siostrę.
- Mniej więcej. Dlatego dzwonisz? Bo on jest niemiły?
- Wcale nie jest niemiły – Oburzył się Krystian – Jest kochany.
- No nie – Usłyszał przeciągły jęk siostry
- Co?
- Słuchaj, mniej więcej raz w tygodniu rozmawiamy o tym, że Bonne jest świetny i go uwielbiasz ale jest wam coraz trudniej. Nie wiem, co mam ci więcej powiedzieć.
- No, bo... – Krystian z jednej strony musiał przyznać siostrze rację, ale przecież wcale nie narzekał tak często!
- Co „no, bo”? Oboje dobrze wiemy, że zainteresowałeś się nim, bo Sasza sobie kogoś znalazł.
- Wcale nie... – Zaprzeczył niemrawo chłopak.
- Nie? To czemu z nim nie zerwiesz i nie poszukasz sobie kogoś innego?
- To nie takie proste...
- To bardzo proste! Rozstajesz się z nim w zgodzie i szukasz miłości swojego życia. Chyba, że nie zależy ci na szukaniu, bo już znalazłeś.
- Pola, ja wcale nie kocham Saszy.
- Nie, wcale – Powiedziała z ironią – Tkwisz przy Bonne, bo nie chcesz być sam. A nie szukasz nikogo innego, bo kochasz Aleksandra i wiesz, że obojętnie, z kim byś był, to będzie tak samo!
- Spadaj.
Wściekły odłożył słuchawkę. Nienawidził, kiedy Pola miała rację. Dobrze kochał go! I co z tego. On jest z Larsem i nic nie zapowiadało rychłej zmiany. Och, chyba musiał zrobić coś, żeby pozbyć się tego cholernego napięcia. Wyciągnął z szuflady iPoda, na nogi założył adidasy i poszedł pobiegać. Miał nadzieję, że mróz i zmęczenie spowodują, że przestanie się głupio zastanawiać. Sasza jest z Larsem. On jest z Bonne. Musi zrobić wszystko, żeby było im jak najlepiej. W drodze powrotnej skoczy do sklepu i zrobi zakupy na kolację.
Kiedy wrócił do domu był zmęczony jak rzadko, ale już o wiele spokojniejszy. Bieganie naprawdę go relaksowało. Po szybkim prysznicu od razu zabrał się za gotowanie. Ponieważ Bonne był wegetarianinem „polska kuchnia” odpadała. W czasie, kiedy ślęczał nad książką kucharską z bezmięsnymi przepisami, którą kupił sobie, kiedy zaczął spotykać się z blondynem, zadzwonił telefon.
- Cześć – Usłyszał spokojny głos Bonne.
- Hej, właśnie o tobie myślałem – Krystian spojrzał na zdjęcie bakłażanów po prowansalsku – O której przyjdziesz?
- Nie przyjdę.
- Aha...
- Nie złość się, powiedziałem ci przecież, że zobaczę czy będę mógł.
- Przecież nic nie powiedziałem – Ze złością zamknął książkę i popchnął ją tak, że przeleciała przez cały kuchenny blat i zatrzymała się dopiero na brzegu – Zadzwonisz jutro?
- Tak. Muszę kończyć.
- Pa.
- ...Kocham cię – Zabrzmiało po drugiej stronie, a Krystian stężał. Nie... tym razem nie mógł już skłamać.
- Mhm - Odłożył słuchawkę. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. To był właśnie minus Oslo. Poznań był taki znajomy. Nawet, jeśli nie było z nim znajomych, przyjaciół, to wszystko, co go otaczało było jego. Ostatnio stwierdził, że tutaj brakuje mu nawet uczenia się. Między innymi z tego powodu zapisał się na kursy przygotowawcze do studiów. Poza tym miał już powoli dosyć mówienia po angielsku. Wpadł w taki ciąg, że czasem nawet do Saszy nie mówił po polsku. Miał dosyć tego, że nie rozumie norweskiego i że wszędzie jest obcy. Kiedy łzy zaczęły napływać mu do oczu, usłyszał dzwonek do drzwi. Nie miał zamiaru otwierać, bo nikogo się nie spodziewał, ale intruz był wyjątkowo uparty. Krystian spojrzał w lustro i szybko się ogarnął. Otworzył drzwi z zamiarem szybkiego spławienia nieproszonego gościa. – Sasza? – Za progiem stał Aleks, trzymając w rękach dwa sześciopaki piwa.
- Zostałem słomianym wdowcem na dzisiaj, a Polska gra z Czechami mecz. Mogę się wprosić? – Zapytał z rozbrajającym uśmiechem, właściwie już stojąc w środku.
- Wiesz, mam nienajlepszy nastrój.
- Widzę – Potargał mu włosy – To zrobimy tak, ja skoczę jeszcze do sklepu po coś do przegryzienia i po pizze, a ty sobie w tym czasie odkurzysz, co?
- Bardzo śmieszne – Krystian, chociaż naprawdę nie miał humoru, wpuścił przyjaciela w głąb mieszkania.
- No co, zły pomysł? Przecież sprzątanie cię relaksuje.
- Nie chodziło mi o to... – Spojrzał na niego zdziwiony – Nie pozwolę ci na zjedzenie jakiejś wstrętnej pizzy w moim domu. Ja zrobię ci listę, co masz kupić, żebym mógł ugotować coś na mecz, a ja poodkurzam.
Kilkanaście minut później Sasza wrócił do mieszkania z siatką zakupów, a Krystian właśnie wyłączał odkurzacz. Wszedł do kuchni i spojrzał na to, co przyniósł mężczyzna.
- Pierwszy raz kupiłeś wszystko, o co cię poprosiłem – Zauważył z podziwem
- Starałem się. Słuchaj, za 30 minut zaczyna się mecz. Jak ci pomogę to może uwiniemy się szybciej z tym gotowaniem, co?
- Nie musisz, poradzę sobie – Krystian doceniał chęci, ale nie chciał wykorzystywać Saszy.
- No co ty, zwalam ci się na głowę, zmuszam do gotowania i mam w niczym nie pomóc? Jestem pasożyt, ale bez przesady – Uśmiechnął się, podwijając rękawy koszuli – To, od czego mam zacząć?
- Pokrój te cebulki, a ja wyjmę krewetki z lodówki.
- Czy ty masz w domu wszystko?
- Nie. Cebuli nie miałem. – Mrugnął do niego, rzucając w niego warzywem.
- Zaczyna się! – Krzyknął Sasza, wpadając do kuchni ślizgiem.
- Idę – Krystian kończył mieszanie sosu do ryżu i oblizywał palce. Aleks zatrzymał się przy blacie, wpatrując się w niego – Coś nie tak? – Uśmiechnął się tak rozkosznie, że kierowcy zmiękły kolana.
- Nie. Pomogę ci zanieść – Wziął ze sobą talerze z pałeczkami i wrócił do pokoju. Chwilę potem obok niego usiadł nastolatek.
- Kogo wystawił?
Pierwsza połowa minęła przyjaciołom w miarę spokojnie. Oprócz jednego piwa, które wystrzeliło po otwarciu i kilku sytuacji podbramkowych, nie zanotowano żadnych strat. Kiedy tylko kamery przeniosły się do studia, Sasza zerwał się z kanapy i z okrzykiem „Siku!” pobiegł do łazienki. Krystian hamując śmiech, wpakował sobie do ust kolejną porcję ryżu. Nagle w jego kieszeni zawibrował telefon.
- Cześć, to ja
- Cześć
- Chciałem przeprosić, że na ciebie fukałem cały dzień.
- Przeżyję.
- ...Co robisz?
- Oglądam mecz.
- Mecz?
- Tak. Polska – Czechy.
- Sam? Przecież ty nie przepadasz za piłką nożną.
- Nie sam. Przyszedł Sasza.
- No tak. Zapomniałem o nim.
- Znowu zaczynasz?
- Nie. Miłej zabawy.
Bonne rozłączył się, nie dając Krystianowi możliwości wytłumaczenia się. Chłopak wściekły upchnął telefon pod poduszki i wrócił do jedzenia. W pewnej chwili poczuł jak robi mu się niedobrze. Szybko ruszył w stronę łazienki i chociaż wiedział, że nadal jest tam Aleks, otworzył drzwi. Mężczyzna stał przy umywalce i mył ręce. Już miał krzyknąć, oburzony wtargnięciem, kiedy zobaczył, że chłopak pada na kolana i wymiotuje. Po chwili było już po wszystkim. Krystian siedział na podłodze, na piętach, oddychając ciężko. Sasza kucnął obok niego, wycierając mu twarz mokrym ręcznikiem.
- Już dobrze?
- Mhm – Chłopak podniósł się i spojrzał w lustro. Był blady jak ściana, a usta drżały mu jak w malarii.
- Co to było? – Sasza posadził go na brzegu wanny i dotknął czoła.
- Nic. Źle się poczułem – Uśmiechnął się słabo do przyjaciela
- Jesteś w ciąży? – Aleks spróbował rozładować atmosferę. Krystian roześmiał się cicho.
- Tak. Ale nie wiem kto jest ojcem.
- No to mamy problem - Usłyszeli jak z salonu dobiega ryk kibiców z telewizora i wrócili na kanapę. Przez kilkanaście minut wszystko było w porządku, ale to zmieniło się po bramce Polaków. Sasza zerwał się krzycząc radośnie i klaszcząc w ręce. Obrócił się w stronę chłopaka i zdębiał. Siedział na kanapie, z nisko opuszczoną głową – Krystian, co ci jest? Źle się czujesz? – Usiadł obok niego, próbując zmusić do spojrzenia sobie w oczy. Kiedy pilot podniósł głowę, Sasza zobaczył, że z nosa leci mu krew. Natychmiast pobiegł do kuchni po papierowy ręcznik, przytknął go chłopakowi do twarzy i kazał trzymać ją uniesioną. – Jedziemy do lekarza – Zawyrokował.
- Nie! Nie chcę!
- Co to znaczy, że nie chcesz? – Sasza zatrzymał się w przedpokoju, gdzie już ubierał buty.
- Nie pojadę do szpitala – Krystian z powrotem usiadł na kanapie.
- Krystian – Zaczął Aleksander podchodząc do chłopaka. Siadł na ławie vis a vis niego – Posłuchaj mnie. W ciągu pół godziny wymiotujesz, robi ci się słabo i leci ci krew z nosa. Musi zobaczyć cię lekarz.
- Nie pojadę do szpitala! Z resztą już przestało! – Odsunął ręcznik od twarzy, gdzie faktycznie krwawienie ustało. Sasza popatrzył na niego i nagle zrozumiał.
- Nie musisz się bać. Na pewno nic takiego ci nie jest – Uspakajająco pogłaskał go po głowie.
- Mój ojciec też tak mówił! „Na pewno nic mi nie jest”! A dwa miesiące potem umarł!
- Kochanie, nie umrzesz... – Aleksander przesunął się bliżej i trochę na siłę przytulił pilota.
- Skąd wiesz... U mojego ojca zaczęło się tak samo. Też wymiotował kilka dni z rzędu, a jak poszedł w końcu do lekarza to...
- To trwa kilka dni? – Kierowca złapał go za słówko. Krystian na początku trochę się speszył, ale potem przytaknął – Nie ma o czym mówić. Ubieraj się.
- Al..
- Nie ma „ale”! Ubieraj się, jedziemy do szpitala – Powiedział stanowczo – I nie bój się, bo będę z tobą – Spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się.
Godzinę później Krystian leżał w szpitalnym łóżku, podłączony do kroplówki. Od momentu, w którym Sasza zrobił lekarzom awanturę, przeplatając norweski ze swojskimi „kurwami”, wszyscy obchodzili się z nimi jak z jajkami. Lekarz wysłuchawszy opisu objawów stwierdził, że to pewnie stres, ale kiedy dowiedział się o obawach chłopaka, natychmiast postanowił go przetrzymać. Podczas kiedy pielęgniarka wzięła Krystiana na badania, Aleksander zadzwonił do Bonne
- Bonne?
- Tak, kto mówi?
- Aleksander
- Sasza? Stało się coś?
- I tak i nie. Krystian jest w szpitalu
- Co!? W którym? Co mu jest?
- Spokojnie, nic poważnego. Jesteśmy w Ullevål.
- Już jadę.
Aleks przechadzał się po sterylnym, cichym korytarzu. Całą drogę tutaj musiał pocieszać, uspakajać i namawiać swojego przyjaciela. Domyślał się jak cholernie było mu trudno i jak bardzo musiał się bać, kiedy te objawy tak bardzo zaczęły przypominać objawy jego ojca. Przez moment nawet sam się zawahał. Przechodząc któryś raz wzdłuż holu, zauważył, że drzwi do jednej sali są otwarte. Przy oknie stał chłopak. Chociaż było ciemno, to po sylwetce można było stwierdzić, że jest dość młody. W pewnej chwili obrócił się i światło z latarni oświetliło jego twarz. Saszę uderzyło jak bardzo jest smutny. Zanim chłopak zorientował się, że jest obserwowany, mężczyzna odszedł. Usiadł na najbliższym krześle, chowając głowę między ramionami. Nienawidził szpitali. Tak bardzo były związane z tamtym wydarzeniem... A to tak bardzo bolało... Nadal. Zamknął oczy i jak żywo zobaczył wszystko co się wtedy zdarzyło. Słyszał w głowie ten krzyk, czuł zapach tamtego szpitala... Nikomu nie życzyłby takiego koszmaru. Kiedy uniósł głowę, zobaczył jak pielęgniarka pcha wózek z jego Krystianem.
- Już po wszystkim? – Zapytał, przywołując na twarz uśmiech.
- Nie było tak strasznie, prawda? – Młoda kobieta poklepała pilota po ramieniu – Teraz musi się tylko położyć spać i pozwolić lekarzom działać – Weszli do jego pokoju. Sasza chciał mu pomóc w ułożeniu się na łóżku, ale Krystian na to nie pozwolił.
- Zadzwoniłem do Bonne – Aleksander usiadł na krześle obok i trochę bezwiednie głaskał go po ręce.
- Co?
- Pomyślałem, że sam chciałbym wiedzieć, jeśli Lars trafiłby do szpitala.
- I co on na to?
- Zaraz tu będzie.
Niestety „zaraz” przeciągnęło się do następnych czterdziestu minut, w czasie których Krystian zdążył zasnąć. Sasza wciąż siedział na krześle, wpatrując się w śpiącego chłopca. W ciągu kilku minut wróciły wspomnienia z tamtej koszmarnej nocy, kiedy pojechał po niego do Johana. Chyba właśnie wtedy zrozumiał, że go kocha. Tej nocy musiał sobie przypominać, że to niemożliwe. Że kiedy przyjdzie do domu, będzie na niego czekał Lars, który zrobiłby dla niego wszystko. Z Larsem było łatwiej, bo był tylko jego kochankiem. Rozstanie z nim zabolałoby troszeczkę, a nie złamałoby serca. Niczyja opinia nie jest w stanie go skrzywdzić. Przesiadł się bliżej Krystiana, na jego łóżko, zaczął przeczesywać jego ciemne włosy. Przez te kilka miesięcy zdążył się przyzwyczaić do tego, że muszą mu starczyć te krótkie chwile przypadkowych czułości, albo zabawa, jak w klubie.