Execution of your mind
Dodane przez Aquarius dnia Grudnia 20 2014 00:33:25


W jasnobłękitnych oczach, zazwyczaj całkowicie lodowicie chłodnych, błysnął szczery i niczym nieskrępowany... zachwyt. Kazeshini był zachwycony i cholernie z siebie dumny. Z siebie i swojego dzieła, które mógł podziwiać. Rzadko kiedy odczuwał potrzebę estetyki, ale teraz patrzył i czuł niemalże, że oto jest niezwykle blisko prawdziwego sacrum. Oblizał wargi, mrużąc oczy, już nie mogąc się doczekać, a jednocześnie samemu odwlekając tą słodką chwilę, gdy będzie mógł to sacrum sprowadzić do profanum. Jeszcze chwilę, jeszcze nacieszy oczy tą formą, połączeniem barw, może tylko dotknie z pewną dozą nieśmiałości, której nikt by się nie spodziewał po psychopatyczno-sadystycznym informatorze, którym był.
Piękne.
Piękna była czerwona, miękka, bawełniana lina, która tworzyła misterny wzór, zaczynający się już przy suficie. Lina przechodziła przez specjalnie zamontowane na tę okazję haki, drgała lekko, jak pajęcza sieć, w którą właśnie dała się schwytać nieostrożna ofiara, bezbronnie czekająca na pająka, który miał ją pożreć. Kazeshini zachichotał pod nosem na to skojarzenie, było bardziej niż właściwe. Wsród symetrycznych więzów i supłów szarpała się jego ofiara – ukochana ostatnimi czasy – Takeshi Yoshinori.
Jedynymi elementami psującymi całość, poza tym idealnej, estetyki były małe, białe krążki przyklejone do ud i podbrzusza, a od których szły cienkie kabelki połączone ze stojącą nieopodal niewinnie wyglądającą skrzyneczką.
Lina podtrzymywała go w bardzo niewygodnej pozycji, pochylonego nieco do przodu, z ramionami wykręconymi na plecy i skrępowanymi, z jedną nogą podwiniętą, zmuszając go do stania na palcach drugiej. A musiał stać, bo to było jedyne wytchnienie od liny wbijającej się boleśnie w skórę, podduszającej i drażniącej krocze. I musiał stać nieruchomo zawieszony w subtelnej torturze, z której mógł go uwolnić jedynie Kazeshini, a ten nie miał na to najmniejszej ochoty. Na sam ten widok, na samą świadomość tego, na razie, delikatnego bólu i dyskomfortu, jakiego Takeshi doznawał, czuł ciarki podniecenia.
W końcu nie mógł się powstrzymać. Wyciągnął dłoń i dotknął napiętego pośladka, zachwycony kontrastem pomiędzy bladą skórą Takeshiego, własną ciemnooliwkową i czerwienią liny. Z ust skrępowanego wydobył się stłumiony jęk.
- Ciężko mi się z tobą nie zgodzisz, księciuniu – wymruczał niskim głosem.
Takeshi nie mógł go ani usłyszeć, ani zobaczyć, ani tym bardziej koherentnie mu odpowiedzieć. Słuchawki z trzepiącą mózg muzyką, którą tak uwielbiał, idealnie dopasowana przepaska na oczach, po części zakryta przez czerwono-żółtą grzywkę i knebel w ustach skutecznie mu to uniemożliwiały. Uwielbiał doprowadzać swojego księciunia do takiego właśnie stanu, gdy pozbawiony wszelkiej kontroli, musiał, chcąc, nie chcąc, zaufać Kazeshiniemu. Urocze i cholernie podniecające.
Uśmiechnął się i gołą dłonią uderzył odsłonięty pośladek, wydobywając z zakneblowanych ust kolejny pomruk – nieco niezadowolony. Pogładził zaczerwienione miejsce czułym gestem, by zaraz prześledzić palcami linę, która wchodziła pomiędzy pośladki, odsunąć ją odrobinę i popieścić zaciskające raz za razem wejście. Oblizał wargi lubieżnie, gdy Takeshi już sam poruszył biodrami, szukając konkretniejszych doznań zniecierpliwiony i nie mniej podniecony torturą od swojego oprawcy.
Dałby mu je, gdyby w tym momencie nie zadzwonił jego telefon. Mógłby go olać ciepłym moczem, ale rozpoznał dzwonek. Należał do osoby, od której nie mógłby nie odebrać. Warknął pod nosem i z wielkim żalem zostawił swoją ofiarę. Jeszcze na odchodne musnął ściśnięte klamerkami, zaczerwienione sutki. Dźwięk jaki otrzymał w nogrodę jakoś osłodził czekającą go rozmowę.
- Księżniczko najsłodsza, przyjaciółko ukochana - odebrał, gdy już namierzył telefon pod stertą papierów przygniecionych młotkiem.
- Ja ci dam księżniczkę i przyjaciółkę ty chuju niedorobiony – odezwała się kobieta po drugiej stronie lekko zirytowanym tonem.
Kazeshini niezbyt się przejął, przy tej kobiecie trzeba było zacząć uważać, gdy robiła się spokojna i miła. Oparł się biodrami o biurko i podziwiał widok przed sobą. Wciąż więcej uwagi poświęcał widokowi przed sobą niż rozmowie, przytakiwał tylko w odpowiednich momentach - czasami profesjonalizm miał naprawdę słabsze argumenty. W międzyczasie wyciagnął z kieszeni pilocik.
- Więc masz to zrobić natychmiast – mówiła dalej księżniczka. - Jak tego nie zrobisz, to wezmę i przybiję ci jaja do zlewu!
Na chwilę przykuła jego uwagę.
- Do zlewu? - zapytał bardziej zainteresowany doborem narzędzia tortur niż samą groźbą.
- Tak, do zlewu – powiedziała poważnie. - Żebyś mógł codziennie rano zęby szczotkować, byś nie szczęznął na szkorbut, zanim bym sama cię nie załatwiła.
Zaśmiał się. Cóż, był powód, dla którego w sumie lubił tą kobietę.
- Rozumiem, rozumiem – powiedział. - Wszystko załatwię.
Nacisnął kilka guzików na pilocie, a Takeshi jak za dotknięciem magicznej różdzki zadrżał i stracił oparcie – palce mimowolnie się podkuliły - uwiesił się na linach i wydobył z siebie cudny, przeciągły, głośny, nawet pomimo knebla jęk. Muzyka dla uszu Kazeshiniego, od której krew popłyneła szybciej, gorętsza.
- Co to był za dźwięk? - zapytała księżniczka.
- Koza – odpowiedział gładko, zbyt zachwycony przedstawieniem przed oczami, żeby silić się na jakiekolwiek wiarygodne kłamstwo.
- Kazeshini wiem, jaki dźwięk robi koza i to nie był ten – powiedziała spokojnie. Chyba nie była zachwycona ewentualnością, że Kazeshini mógł z nią rozmawiać przy osobach trzecich. - Poza tym, po co byłaby ci koza potrzebna?
- To była zakneblowana koza, za bardzo hałasowała – łgał dalej z szerokim uśmiechem. Podszedł do Takeshiego, chwycił go za podbródek i podniósł mu głowę. Z kącika ust chłopaka leciała strużka śliny, wytarł ją kciukiem. - A taka koza lepsza niż niszczarka do papieru, mówię ci.
Kolejne nacisnięcie guziczka. Teraz, z bliska mógł podziwiać, jak Takeshi zaciska zęby na gumowej kulce w ustach. Prawie udało mu się powstrzymać kolejny jęk. Prawie. Delikatne, odpowiednio ustawione impulsy elektryczne potrafiły działać prawdziwe cuda.
- Dobra... - odezwała sie księżniczka, chyba rozpoznając dokładnie dźwięk. - Miłej zabawy... kozojebco – rzuciła na odchodne i się rozłączyła.
Kazeshini tylko zachichotał i rzucił telefon gdzieś przez ramię, przy tym stanie entropii, jaki panował w jego pokoju wątpliwe, żeby mu się cokolwiek stało, a nawet jeżeli, w tym momencie nie mógłby dbać o to mniej. Jego uwaga była w całości skupiona na cudnie męczonym stworzeniu przed sobą.
Widział jak szarpie się w uwięzi, drży od głębokiej pieszczoty impulsów elektrycznych. Słyszał te jęki, które nabrały odrobinę płaczliwego wydźwięku. Jezeli Takeshi uronił jakieś łzy, to wciąż było ich za mało, by wypłynęły spod opadki, wsiąkły w czarny materiał. Jednak musiałyby to być łzy czystej rozkoszy, sądząc po jego twardym, wilgotnym, drgającym raz za razem członku. Był już boleśnie czerwony od wstrzymywanego przez metalową obręcz orgazmu. Piękne.
Błękitne oczy jakby ściemnały od czającej się za nimi dzikiej rządzy. Usta w drapieżnym uśmiechu, rozchyliły się lekko, gdy dotknął swojego krocza, przesunął palcami po ukrytej pod spodniami erekcji.
Mógłby tak stać i podziwiać... A chuja tam, nie mógłby.
Chwycił brutalnie brodę Takeshiego, podniósł i polizał czubkiem języka napięte wokół knebla wargi. Pociągnął za łańcuszek łączący klamerki, szarpiąc sutki. Jęk, w którym pobrzmiewało słodkie cierpienie, sprawił, że zadrżał, a jego członek sam stał się boleśnie twardy. Nie miał już cierpliwości, by się dalej bawić. Chciał pożreć swoją ofiarę.
Ściągnął koszulkę, rzucił gdzieś przez ramię. Ten sam los spotkał spodnie i bokserski. Sięgnął pod leżące na półce prezerwatywy, specjalnie tam odłożone, by nie tracić czasu na szukanie. Jeszcze spokojnie, jeszcze powoli nasuwał zieloną gumkę o smaku awokado. Jakaś część jego umysłu zaczęła się zastanawiać, jak właściwie smakuje awokado, na szczęście została szybko zagłuszona szarpnięciem jego ofiary w uwięzi, gdy nastawiony wcześniej program, posłał nową falę impulsów. Czekała go wspanialsza uczta.
Sięgnął po odłożony wcześniej pilot, wyłączył elektrostymulator. Chłopak od razu jakby zwiotczał wśród lin. Oddychał ciężko, powietrze z sykiem przedostawało się przez knebel i cieknącą z kącika ust ślinę. Kazeshini pozwolił na tę chwilę wytchnienia, nawet ściągnął mu słuchawki – muzyka łupała jednostajnym rytmem – rzucił na bok, odpiął knebel, go też walnął gdzieś na podłogę. Widać było, jak Takeshi rozluźnia się odrobinę, pewnie wydawało mu się, że na tym skończyły się jego tortury. Pewnie był zbyt zmęczony, żeby logicznie myśleć. Biedne stworzenie.
Kazeshini szarpnął liną idącą pomiędzy pośladkami chłopaka, zabierając mu resztkę swobody, zmuszając go do wyprostowania i odchylenia głowy, by mógł oddychać.
- Kurwa – wyrwało się spomiędzy zaciśniętych zębów w formie wściekłego warkotu.
W tym momencie Kazeshini zaczął powoli w niego wchodzić, przebijając się przez nieprzygotowane do tego ciasne przejście. Czuł jak od czystej rozkoszy tej brutalnej penetracji oczy wywracają mu się w tył głowy. Syk bólu i może odrobinę ulgi od strony Takeshiego tylko pogłębiał jego przyjemność. Wszedł do połowy, znowu chwycił łańcuszek od klamerek, szarpnął naprawdę mocno, otrzymując w zamian stłumiony w ostatniej chwili krzyk bólu, w tym samym momencie pchnął mocno biodrami, wchodząc głęboko w gorące, drgające spazmatycznie wnętrze.
Nie czekając aż Takeshi się do niego przyzwyczai, słysząc jedynie wydobywający się z porzuconych nieopodal słuchawek tłukący bas, zaczął go rżnąć. Pod wpływem świadomości bólu jakie sprawiał Takeshiemu, ale też świadomości, że ten czerpie z tego bólu przyjemność, zaczynał czuć się jak dzikie zwierzę. Zapomniał się w szaleńczym doznaniu ocierających się i uderzających o siebie ciał, dzwięków, jęków, warknięć i sapnięć, które obydwaj z siebie wydobywali, gdy raz za razem jego biodra o pośladki chłopaka, raz na razem wypełniając jego wnętrze, mocno i głęboko. Jego dłoń wbijała się w skórę na biodrze Takeshiego. Drugą chwycił w garść czarne włosy, szarpnął nimi w bok, by widzieć twarz chłopaka, jego rozchylone usta, w których kącikach wciąż były widoczne odciski po kneblu, i zasłonięte przepaską oczy.
- Do ku... nędzy – wydyszał Takeshi. - Da... - Jęknął przeciągle przy kolejnym pchnięciu. - ...aj mi wreszcie skończyć – warknął przez zaciśnięte zęby.
- Błagaj – wyszeptał, albo raczej wysapał mu do ucha.
- Chuj ci w oko, Kaze... - Stracił oddech, gdy Kazeshini przesunął palcami po jego nabrzmiałym członku.
Kazeshini tylko się uśmiechnął, dobrze wiedział, że cokolwiek by nie robił, nigdy nie zmusiłby Takeshiego do błagania – ach ta duma chichuachy.
Dłoń z włosów przesunął na ścisnięty klamerką sutek, łańcuszek zwisał, bo od drugiego klamerka odczepiła się przy ostatnim szarpnięciu. Muskał z niebywała wręcz delikatnością czerwony sutek, za każdym razem otrzymując w zamian drżenie całego ciała i zaciśnięcie się miękkiego wnętrza na własnym członku.
- Zabiję cie ty... - zaczał Takeshi, ale już nie dokończył, przekleństwo, które pewnie szykował uwięzło mu w gardle.
Kazeshini odpiął metalowy pierścień ściskający jego przyrodzenie i w jednej chwili wstrzymywany od dawna orgazm w końcu nadszedł. Wstrząsnął ciałem w spazmach ekstazy, wyszarpnął z gardła westchnięcie czystej ulgi i rozkoszy. Zacisnął konwulsyjnie mięśnie, by zaraz je roluźnić.
To wystarczyło samemu Kazeshiniemu. Ściskającego go niemalże boleśnie wnętrze wyrwało z niego spełnienie razem z dzikim, zwierzęcym warkotem spomiędzy zaciśniętych zębów.
Obydwaj zostali zostawieni bez sił.

Później, gdy już leżeli na łożku – naprędce sprzątniętym – Kazeshini zapalił opium. Rzadko kiedy pozwalał sobie na tego typu używki, ale dzisiaj był w zbyt dobrym humorze, żeby sobie odmawiać. Takeshi leżał obok na brzuchu. Na jego jasnej skórze wciąż wyraźne były czerwone odciski od lin, w niektórych miejscach widoczne były otarcia. Same liny zwisały z haków w nieładzie. Kazeshiniemu nie chciało się bawić w rozwiązywanie więzów, więc je po prostu przeciął. Pewnie już tak zostaną do usranej śmierci, bo nie będzie chciało mu się ich uprzątnąć.
- Wiesz, co powinien sobie kupić? - zapytał, wydmuchując leniwie dym.
- Odkurzacz? - zaproponował Takeshi, podnosząc z ziemi knebel, cały pokryty jakimiś paprochami. Zerknął na mężczyznę.
Kazeshini uśmiechnął się szeroko, zaciągnął się triumfalnie, jakby właśnie zdobył wrzechświat.
- Powinieniem kupić sobie... kozę.
Takeshi nawet nie skomentował, po prostu schował twarz w poduszkę, zastanawiając się, dlaczego w ogóle się z tym facetem zadawał.