P贸ki Kuro patrzy艂, Santo u艣miecha艂 si臋 i si艂膮 woli powstrzymywa艂 艂zy cisn膮ce si臋 do oczu, jednak kiedy tylko zamkn膮艂 za sob膮 drzwi pokoju szpitalnego w kt贸rym le偶a艂 jego przyjaciel, przesta艂 si臋 powstrzymywa膰. Nie mia艂 na to si艂y ani ch臋ci. Chcia艂 偶eby ca艂y 偶al i rozczarowanie usz艂y z niego. Opar艂 si臋 o 艣cian臋 i zamkn膮wszy oczy zacz膮艂 艂ka膰 bezg艂o艣nie.
- Wszystko w porz膮dku? – us艂ysza艂 nagle tu偶 obok siebie. – potrzebujesz pomocy?
Drgn膮艂 przestraszony i otworzy艂 oczy. 艁zy przes艂ania艂y mu widok, wi臋c je star艂 r臋kawem. Przed nim sta艂a drobna blond dziewczyna i patrzy艂a na niego z wyra藕n膮 trosk膮 w oczach.
- W porz膮dku – burkn膮艂 nie chc膮c by kto艣 obcy w艣cibia艂 nos w jego sprawy. Nie czekaj膮c na reakcj臋 dziewczyny odszed艂, po drodze wycieraj膮c twarz. Wr贸ci艂 do swojego pokoju. Na szcz臋艣cie jego Tarczy nie by艂o. Rzuci艂 si臋 na 艂贸偶ko i pozwoli艂 艂zom p艂yn膮膰 bez skr臋powania. Nawet nie zauwa偶y艂, kiedy zm臋czony p艂aczem zasn膮艂.
Kiedy si臋 obudzi艂, w pokoju panowa艂 p贸艂mrok roz艣wietlany jedynie nocn膮 lampk膮 stoj膮c膮 przy 艂贸偶ku jego partnera. A wi臋c tamten ju偶 wr贸ci艂, pomy艣la艂, pewnie si臋 myje, skoro nie ma go na 艂贸偶ku.
Jakby na potwierdzenie jego my艣li, drzwi od 艂azienki otworzy艂y si臋 i wyszed艂 z niej Horge w r臋czniku owini臋tym wok贸艂 bioder. Zupe艂nie nie zwracaj膮c uwagi na Santo podszed艂 do 艂贸偶ka i 艣ci膮gn膮wszy r臋cznik rzuci艂 go na krzes艂o.
- Co si臋 tak gapisz? – warkn膮艂 w stron臋 wyra藕nie oniemia艂ego Santo. – Nie widzia艂e艣 go艂ego faceta?
Santo ju偶 chcia艂 si臋 t艂umaczy膰, lecz wyra藕na kpina w g艂osie Miecza sprawi艂a, ze tylko sapn膮艂 gniewnie i warkn膮艂:
- Nie tw贸j zasrany interes.
Horge nie zareagowa艂. Wszed艂 pod ko艂dr臋 i zgasi艂 lampk臋. Santo od razu zapali艂 swoj膮. Got贸w by艂 nawet zbluzga膰 tamtego, je艣li tylko wspomni co艣 o gaszeniu 艣wiat艂a, ale Horge zupe艂nie go ignorowa艂 le偶膮c plecami do niego. Santo sapn膮艂, nie wiadomo czy bardziej zawiedziony czy zirytowany arogancj膮 tamtego. Zajrza艂 do planu, kt贸ry dosta艂 w czasie Ceremoni. Zaj臋cia zaczynaj膮 si臋 o 贸smej, czyli zd膮偶y si臋 wyspa膰. Wyci膮gn膮艂 z szafy torb臋 na ksi膮偶ki. W艂o偶y艂 do niej wszystkie przybory, kt贸re by膰 mo偶e przydadz膮 mu si臋 na zaj臋cia. Troch臋 zmartwi艂 si臋, 偶e nie ma podr臋cznik贸w. Przez to ca艂e zamieszanie, najpierw na ceremonii, a potem z Kuro, zapomnia艂 zapyta膰 gdzie je mo偶e zdoby膰. Mia艂 cich膮 nadziej臋, ze na pierwszych zaj臋ciach nie b臋dzie mia艂 z tego powodu problem贸w. Nie chcia艂 by wszyscy my艣leli, 偶e nie zale偶y mu na nauce.
Kiedy ju偶 przygotowa艂 wszystko na nast臋pny dzie艅, 艂膮cznie ze 艣wie偶ymi ubraniami, poszed艂 do 艂azienki. W powietrzu wci膮偶 unosi艂a si臋 wilgo膰 i zapach, szamponu pomieszanego z wod膮 po goleniu. Santo ze zdziwieniem stwierdzi艂, ze ten zapach jest nawet przyjemny. Chocia偶 nie cierpia艂 swojego partnera ju偶 od pierwszego spojrzenia, to jednak musia艂 przyzna膰, 偶e ma dobry gust, je艣li chodzi o zapachy. Nie 艣piesz膮c si臋 umy艂 si臋, zmywaj膮c z siebie ca艂y brud dnia i negatywne uczucia, kt贸re zd膮偶y艂y si臋 w nim nagromadzi膰. Kiedy w ko艅cu wr贸ci艂 do pokoju, przebrany w pi偶am臋, czu艂 si臋 wypocz臋ty. Nastawi艂 zegarek na sz贸st膮 i poszed艂 spa膰.
Niestety okaza艂o si臋, 偶e sen nie chce przyj艣膰. Po godzinie przewracania si臋 z boku na bok sapn膮艂 zirytowany i zapali艂 lampk臋. Si臋gn膮艂 po jedn膮 z niewielu ksi膮偶ek, kt贸re ze sob膮 przywi贸z艂. Dwie godziny p贸藕niej poczu艂 si臋 senny. Spa艂 do momentu, gdy zadzwoni艂 budzik.
Na wp贸艂 艣pi膮cy wy艂膮czy艂 brz臋cz膮cego intruza. Przez chwil臋 jeszcze pole偶a艂, zbieraj膮c si臋 do wstania, w ko艅cu podni贸s艂 si臋 z trudem. Zauwa偶y艂, 偶e 艂贸偶ko Horge jest ju偶 po艣cielone, a jego nie ma w pokoju. Dla pewno艣ci zastuka艂 do 艂azienki. Odpowiedzia艂a mu cisza. Dla pewno艣ci jeszcze przy艂o偶y艂 ucho do drzwi od ubikacji, ale nic nie us艂ysza艂, a to oznacza艂o, 偶e jest sam w pokoju. Odetchn膮艂 z ulg膮. Nie mia艂 ochoty psu膰 sobie ca艂ego dnia przez przepychank臋 albo k艂贸tni臋 z tym gburem.
Szybko odprawi艂 poranny rytua艂 mycia i poszed艂 na 艣niadanie. Odczeka艂 swoje w kolejce, kt贸ra mimo tak wczesnej pory by艂a ju偶 do艣膰 d艂uga i usiad艂 przy pierwszym wolnym stole jaki wypatrzy艂. W pewnym momencie us艂ysza艂 jak kto艣 go wo艂a. Podni贸s艂 g艂ow臋 i zobaczy艂 Kuro rado艣nie wymachuj膮cego r臋k膮 i szczerz膮cego si臋. Obok niego sta艂a Zurna. Jej widok przypomnia艂 Santo wszystkie wczorajsze uczucia. Przygryz艂 warg臋 ze zdenerwowania. Dlaczego ona musi wsz臋dzie za nim 艂azi膰? Nie chc膮c 偶eby przyjaciel odczyta艂 jego niech臋膰 do dziewczyny, u艣miechn膮艂 si臋 i weso艂o odmacha艂 r臋k膮.
- Mo偶emy si臋 do ciebie przysi膮艣膰? – zapyta艂 Kuro, kiedy podeszli bli偶ej.
- Oczywi艣cie. Ju偶 ci臋 wypu艣cili ze szpitala?
- M贸wi艂em, ze to niewielkie skaleczenia, chocia偶 uparli si臋, ze mam tydzie艅 siedzie膰 a偶 nie wydobrzej臋 ca艂kowicie. Zaraz wracamy – powiedzia艂 i obydwoje udali si臋 po jedzenie. Wr贸cili, kiedy Santo ju偶 sko艅czy艂 swoje.
- Skoro ka偶膮 ci odpoczywa膰, to czemu wsta艂e艣 tak wcze艣nie?
Kuro roze艣mia艂 si臋.
- Wiesz, kwestia przyzwyczajenia. Na misji musia艂em stawa膰 jeszcze wcze艣niej, by dopa艣膰 robaki jak wy艂azi艂y ze swoich nor. Glizdowce lubi膮 pokazywa膰 si臋 o 艣wicie.
No tak, intendent co艣 wspomina艂, 偶e Kuro gdzie艣 tam walczy艂 z glizdowcami.
- A ty? – zainteresowa艂 si臋 Kuro. – czemu wsta艂e艣 tak wcze艣nie? Z tego, co pami臋tam, zawsze lubi艂e艣 sobie pospa膰.
- To prawda, ale wola艂bym si臋 nie sp贸藕ni膰 pierwszego dnia zaj臋膰. Poza tym, jeszcze nei znam dobrze ca艂ego terenu. Wiesz, wczoraj jako艣 nie by艂o okazji by si臋 dok艂adnie rozejrze膰. Wi臋c wybacz, ale b臋d臋 ju偶 lecia艂.
- Oczywi艣cie. – Kuro u艣miechn膮艂 si臋, a Santo od tego u艣miechu a偶 zrobi艂o si臋 niedobrze. Z b贸lu. – Jak b臋dziesz mia艂 chwil臋 wolnego, wpadnij do mnie.
- Na pewno.
Po偶egna艂 si臋 i poszed艂 na zaj臋cia. Zanim dotar艂 na miejsce pr贸bowa艂 przypomina膰 sobie, r贸偶ne, ma艂o znacz膮ce incydenty z w艂asnego 偶ycia, a zw艂aszcza szko艂y, aby tylko nie my艣le膰 o Kuro. Jako艣 mu si臋 uda艂o, wi臋c kiedy w ko艅cu dotar艂 na miejsce, by艂 w miar臋 spokojny i skupiony na tym co go czeka艂o. Troch臋 si臋 rozczarowa艂, gdy zobaczy艂 sal臋 lekcyjn膮; zwyczajne 艂awki i tablica jak w normalnej szkole, a przecie偶 mieli uczy膰 si臋 zakl臋膰. Wszystkie 艂awki by艂y pozajmowane, w niekt贸rych siedzia艂y dwie osoby, w niekt贸rych tylko jedna. Uczniowie kr臋cili si臋 po pomieszczeniu, rozmawiaj膮c i poznaj膮c si臋. Par臋 os贸b nawet u艣cisn臋艂o r臋k臋 Santo, ale ten by艂 jakby nieobecny duchem, przez ca艂y czas rozgl膮da艂 si臋, gdzie by tu by艂o najwygodniej usi膮艣膰. W ko艅cu wybra艂 miejsce obok jakiej艣 drobnej, czarnow艂osej dziewczyny w zbyt du偶ych okularach.
- Cze艣膰, to miejsce jest wolne?
- T… tak – wyb膮ka艂a dziewczyna ledwo s艂yszalnie, uciekaj膮c wzrokiem gdzie艣 w bok.
Usiad艂.
- Jestem Santo, a ty? – wyci膮gn膮艂 r臋k臋 na powitanie.
- - Mila – odpar艂a dziewczyna jednak r臋ki nie przyj臋艂a. Zapad艂a kr臋pujaca cisza. Zanim Santo wymy艣li艂 co by tu jeszcze powiedzie膰, do Sali wszed艂 nauczyciel. Zacz臋艂o si臋 po艣pieszne szuranie krzes艂ami i zajmowanie miejsc.
- Witam wszystkich – odezwa艂 si臋 nauczyciel. – Jestem Legur Jendis i b臋d臋 waszym opiekunem przez caly okres nauki, no chyba, 偶e uda wam si臋 zdoby膰 osobistego opiekuna. Tak, ch艂opcze? – zapyta艂, widz膮c jak jeden z uczni贸w podnosi r臋k臋.
- Prosz臋 pana, kto to jest osobisty opiekun?
- O tym powiem p贸藕niej. Proponuj臋 偶eby艣cie najpierw wys艂uchali, co mam do powiedzenia, a dopiero na koniec zadawali pytania. Dobrze? – Milcz膮ce potakni臋cia dwudziestu g艂贸w obojga p艂ci. – Jak ju偶 m贸wi艂em, b臋d臋 waszym opiekunem. Na pocz膮tek poznacie podstawy teoretyczne. Dlatego w艂a艣nie zebrali艣cie si臋 w zwyk艂ej Sali. Jak ju偶 stwierdz臋, 偶e wystarczaj膮co opanowali艣cie teori臋, przejdziemy do jej praktycznego zastosowania. Wtedy zmienimy sal臋 na lepiej przystosowan膮 do rzucania zakl臋膰. Potem zaczniecie treningi z waszymi mieczami. Chyba nie musz臋 przypomina膰, 偶e tutaj nie ma miejsca dla obibok贸w i leser贸w, kt贸rzy my艣l膮, ze jako艣 uda im si臋 prze艣lizgn膮膰 przez szko艂臋 jak najmniejszym wysi艂kiem. Co jaki艣 czas b臋d膮 przeprowadzane testy, kt贸re okre艣l膮 wasz poziom umiej臋tno艣ci. Na ich podstawie b臋d膮 planowane wasze zaj臋cia w kolejnych latach. Od momentu, gdy b臋dziecie 膰wiczy膰 te偶 praktycznie, mog膮 was obserwowa膰 nasi do艣wiadczeni i zaprawieni w wielu walkach Tarcze. Je艣li uznaj膮, 偶e macie wystarczaj膮ce umiej臋tno艣ci, b臋d膮 chcieli was wzi膮膰 pod swoj膮 opiek臋. To w艂a艣nie osobisty opiekun. Taki opiekun zwykle bierze pod opiek臋 tylko jedn膮 osob臋, co mo偶e by膰 dla was o tyle dobre, 偶e dzi臋ki temu mo偶e po艣wi臋ci膰 wam wi臋cej uwagi, w przeciwie艅stwie do 膰wicze艅, kt贸re b臋dziecie odbywa膰 pod moim okiem, kt贸re musz臋 dzieli膰 r贸wno mi臋dzy was wszystkich. Ponadto, je艣li opiekun uzna, ze jeste艣cie tego warci, mo偶e was nauczy膰 swoich specjalnych technik, podzieli膰 si臋 z wami swoim do艣wiadczeniem. Nie musze chyba m贸wi膰, 偶e to jest bardzo cenna korzy艣膰. Dlatego te偶 w waszym w艂asnym interesie b臋dzie 偶eby艣cie uczyli si臋 jak najlepiej. To wszystko, co mia艂em do powiedzenia, macie jakie艣 pytania?
Paru uczni贸w podnios艂o r臋ce. Santo na razie si臋 nie wychyla艂, pilnie s艂uchaj膮c odpowiedzi nauczyciela. Okaza艂o si臋, 偶e dowiedzia艂 si臋 prawie wszystkiego, co chcia艂, z wyj膮tkiem jednego. Kiedy zrozumia艂, ze nikt o to nie zapyta, podni贸s艂 r臋k臋 i cierpliwie czeka艂, a偶 nauczyciel go zauwa偶y艂.
- Prosz臋 pana, gdzie mog臋 dosta膰 ksi膮偶ki, kt贸rych spis dosta艂em podczas Ceremoni Po艂膮czenia?
- Je艣li zale偶y ci na nowych podr臋cznikach, mo偶esz i艣膰 do miasta i kupi膰 je w ka偶dej z czterech ksi臋garni. Je艣li jest ci oboj臋tne w jakim s膮 stanie, mo偶esz i艣膰 do naszej biblioteki i wypo偶yczy膰 je. Mamy wystarczaj膮co du偶o podr臋cznik贸w, wi臋c na pewno ich nie zabraknie, nawet je艣li wszyscy z was zechc膮 je wypo偶yczy膰. Jeszcze jakie艣 pytania? – Powi贸d艂 wzrokiem po sali, a nie widz膮c 偶adnej z r膮k w g贸rze doda艂: - W takim razie zacznijmy pierwsz膮 lekcj臋.
- Hej – szepn膮 Santo do s膮siadki, gdy zasz艂a konieczno艣膰 zajrzenia do podr臋cznik贸w – mog臋 dzisiaj korzysta膰 z twojej ksi膮偶ki?
Mila bez s艂owa przesun臋艂a ksi膮偶k臋 tak, 偶e oboje mogli z niej korzysta膰.
- Dzi臋ki. – Santo u艣miechn膮艂 si臋 偶yczliwie, na co Mila tylko co艣 b膮kn臋艂a i spu艣ci艂a jeszcze bardziej g艂ow臋 skupiaj膮c si臋 na w艂asnych notatkach.
Zaj臋cia, z niewielkimi przerwami na z艂apanie oddechu i rozprostowanie ko艣ci, trwa艂y do osiemnastej. Snato jeszcze raz podzi臋kowa艂 za u偶yczenie podr臋cznika, pozbiera艂 swoje rzeczy i pobieg艂 do biblioteki. Wprawdzie nauczyciel m贸wi艂, ze ksi膮偶ek starczy dla wszystkich, ale on wola艂 wzi膮膰 je mo偶liwie jak najszybciej, wtedy b臋dzie spokojny.
Kiedy dotar艂 na miejsce, okaza艂o si臋, 偶e nie tylko on tak pomy艣la艂. W bibliotece kr臋ci艂o si臋 wyj膮tkowo sporo uczni贸w i to akurat w miejscu, gdzie wydawali podr臋czniki dla pierwszak贸w. Nie maj膮c innego wyj艣cia stan膮艂 w kolejce. Co chwila wychyla艂 si臋 i z niepokojem patrzy艂 na uwijaj膮cych si臋 bibliotekarzy i uczni贸w co chwila odchodz膮cych ze stosem ksi膮偶ek. W ko艅cu przysz艂a jego kolej. Przez kr贸tk膮 chwil臋 ogarn臋艂o go przera偶enie, 偶e nagle oka偶e si臋, 偶e dla niego ju偶 zabrak艂o ksi膮偶ek i b臋dzie zmuszony i艣膰 do miasta i wyda膰 te niewielkie oszcz臋dno艣ci, kt贸re ze sob膮 przywi贸z艂.
- Chcia艂em… - zacz膮艂 niepewnie wyci膮gaj膮c z kieszeni spis podr臋cznik贸w, lecz bibliotekarz w og贸le go nie s艂ucha艂, tylko odwr贸ci艂 si臋, przyci膮gn膮艂 stoj膮cy w pewnym oddaleniu metalowy w贸zek z kilkunastoma jednakowymi s艂upkami ksi膮偶ek, wzi膮艂 jeden z nich i z g艂uchym stukiem postawi艂 przed Santo.
- Pokwituj odbi贸r – mrukn膮艂 podsuwaj膮c ch艂opakowi pod nas jak膮艣 kartk臋.
- Ale ja nie wiem czy to jest to, czego potrzebuj臋 – zaprotestowa艂. – Musz臋 sprawdzi膰.
- S艂uchaj dzieciaku – zacz艂膮 bibliotekarz zm臋czonym g艂osem – nie jeste艣 pierwszym nowicjuszem, kt贸ry bierze te ksi膮偶ki, wi臋c je艣li ja m贸wi臋, 偶e jest tu wszystko czego potrzebujesz, to tak jest, wi臋c bierz i zje偶d偶aj. Inni czekaj膮.
Santo bez s艂owa podpisa艂 pokwitowanie, wzi膮艂 ksi膮偶ki i odszed艂 w t膮 cz臋艣膰 biblioteki, gdzie by艂o o wiele spokojniej. Usiad艂 przy stoliku i zacz膮艂 sprawdza膰 otrzymane ksi膮偶ki ze spisem. Odetchn膮艂 z ulg膮 gdy okaza艂o si臋, 偶e faktycznie s膮 wszystkie. Ile tylko m贸g艂 wsadzi艂 do torby, reszt臋 wzi膮l na r臋ce i wr贸ci艂 do pokoju. Horge nie by艂o, ale nie specjalnie to obesz艂o Santo. Wola艂 mie膰 z nim jak najmniej do czynienia. Pouk艂ada艂 ksi膮偶ki na p贸艂ce. Najch臋tniej by teraz wzi膮艂 si臋 za nauk臋, ale organizm domaga艂 si臋 jedzenia. Poszed艂 na sto艂贸wk臋. Kiedy ju偶 z tac膮 w r臋ku rozgl膮da艂 si臋 po pomieszczeniu, gdzie by tu usi膮艣膰, zobaczy艂 swoj膮 now膮 znajom膮, Mil臋, pochylaj膮c膮 si臋 nad talerzem. U艣miechn膮艂 si臋 rozbawiony. Siedzia艂a tak samo skulona jak na zaj臋ciach. Wygl膮da艂a tak nieszcz臋艣liwie i bezradnie, 偶e postanowi艂 doda膰 jej otuchy, chocia偶 sam jeszcze nie wiedzia艂 jak.
- Hej! – odezw膮艂 si臋 gdy ju偶 podszed艂 do stolika.
Dziewczyna drgn臋艂a przestraszona, 偶e a偶 wywr贸ci艂a kubek z napojem. Santo postawi艂 swoj膮 tac臋 na stole i zanurkowa艂 pod st贸艂, by pom贸c dziewczynie wytrze膰 chusteczkami higienicznymi powsta艂膮 plam臋.
- Dzi… dzi臋kuj臋 – wyduka艂a dziewczyna, kiedy ju偶 sko艅czyli.
- Nie ma za co – odpar艂. – To moja wina. Przepraszam, nie chcia艂em ci臋 przestraszy膰. Chcia艂em zje艣膰 z tob膮 obiad, je艣li nie masz nic przeciwko. W sumie jeste艣 jedyna osob膮, kt贸r膮 pozna艂em bli偶ej, a wiesz, jako艣 tak milej si臋 je z kim艣 znajomym.
- To… To mi艂e z twojej strony – wyb膮ka艂a nie patrz膮c mu w oczy.
- Jak ci si臋 podoba w szkole? – zapyta艂 偶eby jako艣 zacz膮膰 rozmow臋.
- Mo偶e by膰, ale jeszcze nie obejrza艂am wszystkiego.
- To tak jak ja – roze艣mia艂 si臋 Santo. – Co ty na to 偶eby艣my razem to zrobili? Znaczy, nie m贸wi臋, ze ju偶 teraz – doda艂 szybko widz膮c jak Mila wyra藕nie si臋 wystraszy艂a. – Kiedy艣 tam, przy okazji.
- Oczywi艣cie. – W ko艅cu po raz pierwszy dziewczyna podnios艂a wzrok i u艣miechn臋艂a si臋. Santo odruchowo odwzajemni艂 u艣miech.
- No prosz臋, kogo ja widz臋 – us艂ysza艂 nagle tu偶 za plecami. Pozna艂 ten g艂os nawet nie odwracaj膮c g艂owy. Zardis Hurak.
Jakby na potwierdzenie jego podejrze艅, blondyn usiad艂 na jednym z wolnych krzese艂.
- Uda艂o ci si臋 uciec podczas Ceremonii – wysycza艂 Zardis – ale nie my艣l, ze da艂em sobie z tob膮 spok贸j. Jeszcze b臋dziesz m贸j, a wtedy tak ci臋 zer偶n臋, 偶e b臋dziesz b艂aga艂 o lito艣膰.
- Zostaw go w spokoju! – wykrzykn臋艂a Mila.
Zardis popatrzy艂 na ni膮 takim wzrokiem, 偶e a偶 skuli艂a si臋.
- Nie powiniene艣 tak m贸wi膰 do niego – wyb膮ka艂a coraz cichszym g艂osem, przez ca艂y czas si臋 kul膮c.
- Nie odzywaj si臋 do mnie, ty… - warkn膮艂 do niej blondyn. – Chyba, 偶e chcesz tego po偶a艂owa膰.
- Zostaw j膮 w spokoju! – wykrzykn膮艂 Santo wstaj膮c gwa艂townie, 偶e a偶 krzes艂o upad艂o na pod艂og臋.
- O, znalaz艂 si臋 rycerz – stwierdzi艂 Zardis kpi膮co. – My艣lisz, ze jeste艣 w stanie ja obroni膰? – Z艂apa艂 Santo za r臋k臋, wykr臋ci艂 j膮 i zanim ch艂opak si臋 zorientowa艂, ju偶 le偶a艂 na pod艂odze, przygnieciony siedz膮cym na nim blondynem, a wok贸艂 nich zbiera艂 si臋 t艂umek ciekawskich. – I co teraz powiesz, m膮dralo? Jak obronisz swoj膮 dziewczyn臋, h臋?
- Ona nie jest moj膮 dziewczyn膮 – wysycza艂 Santo pr贸buj膮c si臋 uwolni膰.
- Och, jaka strata – zakpi艂 Zardis. – M贸wi艂em, ze b臋dziesz m贸j. Chcia艂em si臋 jeszcze z tob膮 pobawi膰, ale my艣l臋, 偶e dzisiaj wezm臋 pierwsz膮 cz臋艣膰 tego, co moje. – przesun膮艂 unieruchomione r臋ce Santo nad jego g艂ow臋 i z艂apa艂 je obie jedn膮 r臋k膮, drug膮 z艂apa艂 go za brod臋, unieruchamiaj膮c twarz. Pochyli艂 si臋, by go poca艂owa膰. Santo przera偶ony zamkn膮艂 oczy, czekaj膮c na to, co by艂o nieuniknione.
Jednak poca艂unek nigdy nie nast膮pi艂, za to nagle u艣cisk zel偶a艂, a przyciskaj膮cy go do ziemi ci臋偶ar znikn膮艂. Ostro偶nie otworzy艂 oczy i zobaczy艂 w wianuszku otaczaj膮cych ich gapi贸w wyrw臋. Oczy wszystkich by艂y teraz zwr贸cone w stron臋 tej wyrwy. Podni贸s艂 si臋 do pozycji siedz膮cej i tak偶e spojrza艂 w tamtym kierunku. Zdumiony zobaczy艂 Zardisa le偶膮cego na ziemi i pochylaj膮cego si臋 nad nim… Nie, w to nie m贸g艂 uwierzy膰, s膮dzi艂, ze to omam. Przetar艂 nawet oczy, jednak widok si臋 nie zmieni艂: nad blondynem pochyla艂 si臋 i zaciska艂 r臋ce na jego szyi Horge. Nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Dlaczego ten wstr臋ty dupek, kt贸ry przez przypadek zosta艂 jego partnerem, a kt贸ry go nie cierpia艂, teraz mu pomaga艂? Nie m贸g艂 tego zrozumie膰. Wpatrywa艂 si臋 w niego jak skamienia艂y.
Tymczasem Horge, zupe艂nie nie zwracaj膮c uwagi na otaczaj膮cych ich uczni贸w, powoli zaciska艂 r臋ce na szyi blondyna, kt贸ry bezskutecznie pr贸bowa艂 si臋 uwolni膰 drapi膮c go po r臋kach i wierzgaj膮c nogami. Horge ignorowa艂 powstaj膮ce co raz rany od tego drapania. Zimnym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w spanikowane oczy ofiary i sycza艂, tak, 偶e tylko Zardis go s艂ysza艂;
- Podnios艂e艣 r臋k臋 na moja Tarcz臋, a to oznacza, 偶e podnios艂e艣 r臋k臋 na mnie. Nie m贸wili ci, ze 偶e mn膮 lepiej nie zadziera膰? A mo偶e m贸wili, ale ty jeste艣 tak g艂upi, 偶e wierzysz, 偶e strasz膮c mnie swoim bogatym ojczulkiem, co艣 uzyskasz? Zapami臋taj sobie, nie boj臋 si臋 twojego ojca, kt贸ry mo偶e mi conajwy偶ej buty wyczy艣ci膰, ani ciebie. Jeste艣 zwyk艂ym 艣mieciem, kt贸rego mog臋 zgnie艣膰 nawet jedn膮 r臋k膮 i to bez pomocy Tarczy. Lepiej wi臋c uwa偶aj z kim zadzierasz. A jak jeszcze raz tkniesz, chod藕my palcem moj膮 tarcz臋, to tak ci臋 za艂atwi臋, 偶e ju偶 do ko艅ca 偶ycia b臋dziesz si臋 ze strachem ogl膮da艂 za siebie. Zozumia艂e艣?
Zardis, nie mog膮 wydusi膰 s艂owa, tylko skin膮艂 twierdz膮co g艂ow膮. Horge u艣miechn膮艂 si臋 drwi膮co i zszed艂 z blondyna. Podszed艂 do Santo i z艂apawszy go za r臋k臋, podni贸s艂 jednym szarpni臋ciem.
- Dzi臋ki – wyst臋ka艂 Santo, kiedy w ko艅cu si臋 odblokowa艂. Horge tylko prychn膮艂 drwi膮co i ruszy艂 do wyj艣cia.
- Jeszcze tego po偶a艂ujesz – wychrypia艂 Zardis do plec贸w Horge, lecz ten ani si臋 nie odwr贸ci艂, ani nawet nie zwolni艂 kroku. – Zabij臋 ci臋.
Poniewa偶 nic ciekawego ju偶 si臋 nei dzia艂o, gapie rozeszli si臋 do swoich spraw. Snato podni贸s艂 swoje krzes艂o i postawi艂 przy stole.
- Wszystko w porz膮dku? – zapyta艂 trwo偶liwie Mila dotykaj膮c jego ramienia.
- Chyba tak – odpar艂 niepewnie. Nie wiedzia艂 jakim cudem jego Miecz si臋 tak nagle pojawi艂 na sto艂贸wce i jakie to zaj艣cie b臋dzie mia艂o konsekwencje.
- Kto to by艂? – zainteresowa艂a si臋 dziewczyna.
- Horge Janis, m贸j Miecz.
- Tw贸j Miecz? – zdumia艂a si臋. – Niez艂y by艂. Zazdroszcz臋 ci, te偶 bym takiego chcia艂a.
Szybko by艣 zmieni艂a zdanie jak by艣 go bli偶ej pozna艂a – pomy艣la艂 Santo. Jednak nic nie powiedzia艂, widz膮c b艂yszcz膮ce z podniecenia oczy dziewczyny. Jako艣 nie mia艂 serce odbiera膰 jej tej odrobiny przyjemno艣ci. No a poza tym, po raz pierwszy wzbudzi艂 podziw w jakiej艣 dziewczynie. A to by艂o cholernie mi艂e.