Jedna łza 13
Dodane przez Aquarius dnia Sierpnia 09 2014 13:12:18


Rozdział 13 - „On się tylko tobą bawi”

Kolejne dni upływały przy upalnej pogodzie, a letnie burze zawitały kilka razy. W czasie nocnych wyładowań Alain nie nadążał z myśleniem o tym, jak bardzo się boi. Czas zajmował mu Fabrice coraz bardziej wpatrzony w swego chłopaka. Byli już razem dwa tygodnie, podczas których Fabi wyciągnął Alaina na kilka imprez, ale nie robił tego siłą. Chłopak sam chciał mu towarzyszyć. Przynajmniej na początku. Co najważniejsze, żaden z nich nie udawał, że nie są razem. Nie wszyscy patrzyli na nich przychylnie, ale wielu osobom nie przeszkadzała ich orientacja. Najbardziej cierpiały dziewczyny, które zawiodły się na Fabricu i straciły wszelką nadzieję na romans z nim. Ingrid szczególnie to przeżywała i lodowatym wzrokiem patrzyła na nich. Fabrice był szczęśliwy, gdyż w końcu pozbył się tego rzepa. Teraz siedział na jednej z kanap w salonie u Pascala, który wysępił u rodziców za te ich wszystkie kłamstwa wolną chatę na cały weekend. Oparty o niego Alain popijał małymi łyczkami piwo z butelki, śledząc imprezowiczów.
- Wyglądasz na znudzonego – powiedział Fabi głośno do jego ucha, gdyż dudniąca w głośnikach muzyka była zbyt głośna na normalną rozmowę.
- Nie, dobrze jest. Jestem z tobą – zerknął na niego, ale zaraz uciekł wzrokiem. Chodził z nim wszędzie, żeby Fabrice nie znalazł sobie powodu do rzucenia go. Chciał się postarać być dla niego interesujący. Zresztą, spędzali też i spokojne wieczory w domu lub na tamtym wzgórzu, oglądając zachody słońca. Nie narzekał, bo było mu dobrze.
Wszystko się jakoś układało w jego życiu. Cedric często się z nim spotykał. Potrafili godzinami rozmawiać. Fabrice podchodził do jego przyjaciela z rezerwą. Tak, jakby był zazdrosny. Pomimo wiedzy, że Ced jest heteroseksualny. Dobrze dogadywał się też z przyjaciółmi Fabiego od czasu pijackiego spotkania w domu. Całą noc przesiedzieli razem po tym, jak przenieśli się do pokoju Chartiera. Cała trójka okazała się być po ich stronie. Natomiast Alain musiał przyznać sam przed sobą, że w ich towarzystwie czuje się w pełni rozluźniony, wiedząc, że polubili go takiego, jakim jest. Charlotte nie raz skakała z pazurami do Fabiego, mówiąc, że ma u boku skarb i ma się nim zajmować, jak należy. Pochlebiało mu to, ponieważ tak okazywała swoją troskę o bliskie osoby. Gdyby był innej orientacji, to chciałby spotkać właśnie taką dziewczynę.
Dostał też wiadomość z uczelni. List przeleżał u jego sąsiadki, kiedy ta, odbierając pocztę, przypadkiem opuściła go i wylądował sobie za szafką w przedpokoju. Został przyjęty. I z ulgą przyjął tą wiadomość. Rozmawiał też z Fabim o studiach i okazało się, że będą się uczyć na tej samej uczelni. Alain tak wiele chciał zrobić i dużo nauczyć się, ale wiedział, że wydział weterynarii nie jest dla niego, mimo miłości do zwierząt. Nie dałby rady patrzeć na ich cierpienie. Dlatego po ciężkiej walce z samym sobą zapragnął w przyszłości pracować w laboratorium, badać różne próbki, rozpoznawać choroby, wykluczać je. W ten sposób pomagać innym. A może i Fabiemu, który marzył, aby założyć w przyszłości własną klinikę weterynaryjną. Obok mógłby stworzyć laboratorium. Mógłby mu pomagać, a także i zwierzętom. Przecież to na ich losie najbardziej im obu zależało. To były dalekosiężne plany, mógł wybiegać naprzód, a potem boleśnie upaść. Doskonale to rozumiał, ale nic nie mógł na to poradzić. Zakochał się. Chciał być z Fabim. Dawniej sądził, że nie można pokochać kogoś tak od razu, a jeszcze dziwniejsze było dla niego snucie planów na przyszłość. Teraz to on tak robi. Nie jest pewny tego związku, a wymyśla niestworzone rzeczy.
- Alain, zamyśliłeś się.
- Słucham? A tak. Pytałeś o coś?
- Czy przynieść ci jeszcze piwa? – oczy Fabiego błyszczały w sztucznym świetle niesamowitymi iskierkami.
- Nie, to mi wystarczy.
- To ja zaraz wracam. Pilnujcie go – zwrócił się do Lotty i Pascala. Olivier gdzieś przepadł.
- Ma się rozumieć – Pascal miał ochotę wstać i zasalutować, ale się powstrzymał. - Twoi żołnierze zawsze w gotowości.
- Nie pij więcej – Charlotte dała mu kuksańca w bok.
- Nikt mnie nie musi pilnować. Idę do toalety – zaśmiał się Alain i złapał Fabiego za szczękę. Pocałował szybko i zdecydowanie, na końcu liżąc jego dolną wargę.
Dziewczyna zagwizdała i zaklaskała.
- Juhuuuu. Widać, kto rządzi w tym związku.
Fabrice tylko zerknął na nią i zignorował dziewczynę, pod nosem uśmiechając się do siebie i nie wierząc, jak dużo ciepła wyciągnął z niego Alain. Zmienił go i to nagle w tą jedną noc w lesie. No, może nie zmienił, po prostu obudził pokłady uczuć.

Alain skorzystał z toalety i mył właśnie ręce, kiedy obok niego oparł się o ścianę znany mu z widzenia chłopak. Ten, z którym tak... czule? Nie, to złe słowo. Tak blisko rozmawiał Fabi na urodzinach Oliviera. Dziś widział go parę razy przyglądającego im się.
- On się tylko tobą bawi – zagadnął Xavier.
- Proszę? O czym ty mówisz?
- O Fabim. Taki chłopak, jak on potrzebuje kogoś bardziej w jego stylu.
- Tak? A jaki jest niby ten styl? - założył ręce na piersi.
- Wiesz, siedzenie na kanapie cały wieczór, podczas gdy chłopak potrzebuje więcej wrażeń, raczej nie jest do niego podobne.
- Sądzisz, że TY dałbyś mu więcej „wrażeń”? - zaczął się denerwować. Czego ten głupek się go czepił?
- Oczywiście. Ty jesteś tylko zabawką. Pobawi się, poudaje i porzuci. Zajmie się kimś innym.
- Fabi nie jest taki. Jest stały w uczuciach.
- Wydaje ci się, że pokocha kogoś takiego, jak ty – Xavier zmierzył go od stóp do głowy. - Nie powiem, bo niezłe z ciebie ciasteczko, ale nie mam zamiaru nudzić się w łóżku.
- Zapewniam, że Fabi się nie nudzi. A ty nie wszczepiasz do mego umysłu wątpliwości. Zainteresowałeś się nim dopiero, jak z kimś jest. Lubisz rozwalać cudze związki? Zakazany owoc smakuje lepiej? To nie licz na ten z białymi włosami, bo jest mój i go kocham – warknął Alain.
Xavier miał coś powiedzieć, ale spojrzał na stojącą za Alainem osobę, warknął i wyszedł. Lavelle obejrzał się za siebie. Olivier zadowolony z tego, co słyszał, miał ochotę go uściskać. Xavier od pewnego czasu zaczął go denerwować. Facet coraz bardziej się panoszył i zaczepiał tylko zajętych mężczyzn.
- Olivier – zakłopotany odgarnął z czoła włosy.
- Różnych rzeczy można się dowiedzieć, siedząc na kibelku – podszedł do umywalki i zaczął myć ręce. - Fajnie, że Pascal ma takie dwie kabiny w łazience, jak w klubach. Można podsłuchać, co nieco. Tego, że ktoś kogoś kocha również.
- Ee... Nie mów nic Fabiemu. On nie wie o tym.
- To dlaczego mu nie powiesz? - wyrwał z pojemnika papierowy ręcznik.
- Powiem, jak przyjdzie odpowiednia pora.
- To zamykam buzię na kłódkę – wykonał określony gest ręką przy ustach. - I nie przejmuj się tym, co powiedział ten drań. Fabi nigdy nikogo nie traktował, jak zabawki. On zawsze czekał na tą jedną osobę.
- Wiem.

Po krótkiej rozmowie wrócili do stolika. A stęskniony Fabrice przywitał swego chłopaka gorącym pocałunkiem. Alain pragnął już wrócić do domu, lecz nie chciał psuć zabawy Fabiemu. Po spotkaniu w toalecie nie chciał też widzieć Xaviera. Chłopak go zdenerwował, ale sam siebie zadziwił, przybierając taką postawę. Chyba był jednym z tych facetów, co to bronią tego, co jest ich. A Fabi był jego. I tylko jego. W tamtej chwili zdobył pewność. Położył głowę na jego ramieniu i przymknął powieki. Dyskretnie wciągnął zapach swego chłopaka. Fabrice zawsze ładnie pachniał. Nie słuchał, o czym mówili, wolał zatonąć w marzeniach. Jakże szybko te marzenia przeszły w sny, gdy odpłynął. Nie przeszkadzała mu głośna muzyka, wycie ludzi, którzy próbowali śpiewać, ani ich gadanina. Wystarczyła tylko obecność Fabrica, żeby go uśpić.

Zbudziło go szarpanie i jakiś głos wołający jego imię. Tylko po co? Przecież tak fajnie mu się śpi.
- Alain – zaśmiał się Fabrice. - Wracamy do domu. Lotta nas podrzuci.
- Mmmm, jeszcze chwilę.
Fabi nie mógł powiedzieć o nim nic innego, jak tylko „słodki”.
- Nie, wstawaj teraz – chłopak spał z głową na jego kolanach. - Impreza się kończy. Spadamy. Jest trzecia w nocy.
- Co?! - natychmiast się podniósł. - Rano muszę wcześnie wstać. Umówiłem się z Cedrikiem o ósmej – przetarł dłonią oczy.
- Ósmej? Przecież to noc – jęknął Chartier.
- Dla ciebie. Nie dla mnie – podniósł się i rozejrzał. Byli w budynku sami. Poza ich małą grupką. - To wracamy czy gadamy?
- O, Alain, podobasz mi się taki – wtrąciła Charlotte, która im się przysłuchiwała.
- Ja się sobie chyba też taki podobam.
- A mnie się podobasz taki zaspany – Fabi pocałował go w policzek i objął. - To teraz do domciu i spać.
- A Pascal gdzie jest? - zapytał Alain, ruszając pierwszy.
- Niedługo po tym, jak zasnąłeś, on zamknął się w swoim pokoju, a nam zostawił dom. Rano idzie do pracy – poinformował Olivier.
- Aha.

W domu zmęczeni porozbierali się z ubrań i położyli spać. Każdy do swego łóżka, żeby tylko nic ich nie kusiło. Bo ostatnio, gdy byli blisko siebie i zostawali sami, nie potrafili odczepić od siebie rąk. Wciąż się dotykali, całowali, co zazwyczaj kończyło się przynajmniej robótką ręczną lub ustną. Dziś dumni z siebie zasnęli, ledwie ich głowy dotknęły poduszek.

***

- Wiedziałem, wiedziałem – Alain po szybkim prysznicu próbował się ubierać, a Fabi leżał w łóżku i obserwował komiczne sytuacje, jakie z tego wychodziły. Przy próbie Alaina, która polegała na włożeniu dwóch nóg w jedną nogawkę, śmiał się na głos. To zaś przywołało do niego Nelly. Suczka z ciekawością patrzyła, to na jednego i na drugiego, zastanawiając się, w co oni się bawią. Zwłaszcza jej nowy pan.
- Tylko godzina spóźnienia.
- Byłoby więcej, gdyby Cedric nie zadzwonił. Cholera, gdzie mój portfel?
- Poczekaj, podwiozę cię do centrum – Fabi podniósł się z łóżka i przeciągnął.
- Naprawdę? Dziękuję – rzucił mu się na szyję.
- Ty się tak nie rzucaj, bo jeszcze cię popchnę na to łóżko i przygwożdżę całym ciałem, a potem rozbiorę i wedrę w ciebie... Co tak patrzysz?
- Obiecanki cacanki – puścił mu oczko, co zamurowało na chwilę Fabiego. Czyżby? Nie nalegał na zmianę ról. Wolał poczekać, aż Alain dojrzeje do tego.
- Sugerujesz mi coś?
- Może. Na razie bierz kluczyki... Nie, najpierw się umyj, zwłaszcza zęby, i ubierz. Zadzwonię do Cedrica, żeby poczekał dłużej – wyszedł z pokoju cały czerwony na policzkach. Właśnie zaproponował mu seks w innej konfiguracji? Może najwyższy czas na to. Ile ma kazać Fabiemu czekać? Najwyższa pora dorosnąć. Zszedł na dół, śmiejąc się do siebie i wybierając numer Cedrica.

***

Przyjaciela zobaczył przy fontannie. Tej samej, pod którą lata temu robili sobie zdjęcia. Pomachał do niego. Obok szedł Fabrice. Chłopak odprowadzał swego partnera na spotkanie z Cedriciem, zanim pojedzie na uczelnię. Beztrosko można żyć do pewnego momentu, a rok akademicki zacznie się za kilka tygodni, więc musi się wziąć za siebie.
- Cześć. Przepraszam, zaspałem – Alain zaczął tłumaczyć się Cedricowi.
- Czekam i czekam – udał oburzonego. - W sumie mogłem spotkać się z tobą około południa, ale mówiłeś, że wcześniej wstajesz. Cześć, Fabrice.
- Hej. Już znikam. Mam dziś umówione spotkanie z moim profesorem. Jakbyś czegoś potrzebował, to dzwoń – zwrócił się do swego chłopaka. Miał go ochotę pocałować, ale wolał nie robić tego w miejscu publicznym i kusić losu. Nigdy nie wiadomo, czy jacyś dresiarze się gdzieś nie kręcą.
- Ok. Do zobaczenia w domu – patrzył, jak Fabrice odchodzi w stronę, gdzie zostawili auto, po czym skierował wzrok na Cedrica.
- On naprawdę cię lubi – stwierdził przyjaciel.
- Chyba tak.
- Chyba? Gdzie ty masz oczy i rozum? Ja bym nie poprosił dziewczyny o chodzenie, gdyby mi na niej nie zależało.
- Wiem, że mnie lubi, ale nie jestem pewien, jak bardzo. Czy to coś więcej – przeszedł do cienia i usiadł na wolnej parkowej ławce.
- I pewnie on też nie wie, co ty czujesz – Cedric usiadł obok niego.
- Nie wie. Ale, ale, nie mieliśmy gadać o mnie. Chciałeś mi coś powiedzieć – usiadł bokiem, prawą nogę zginając w kolanie i wsuwając jej łydkę pod udo lewej.
- Postanowiłem wyjechać wcześniej.
- Wcześniej to znaczy, kiedy?
- Z początkiem września. Miejsce w akademiku czeka. Można tam od przyszłego tygodnia się wprowadzać. A ja przed nauką chcę poznać miasto i towarzystwo – gestykulował Ced.
- Nie tłumacz się. Przecież i tak byś wyjechał. Żal mi to przyznać, ale nie jesteśmy już dziećmi. Nie będziemy tylko siedzieć przy sobie. Prędzej czy później nasze światy się rozejdą. Szkoda tracić dobrego kumpla, właściwie przyjaciela. Będziemy się pewnie widywać w wolne dni. Sam zacznę naukę, to nie będę miał wiele czasu.
- Jakoś znajdziemy sposób na spotykanie się. Przecież jesteśmy kumplami na wieki. Pamiętasz przysięgę? - jego oczy błądziły po twarzy Alaina.
- Czekaj, jak to szło? Ja, tu każdy z nas mówił swoje imię, przysięgam...
- ...być twoim przyjacielem na dobre i na złe. W czasie pogody i…
- ...burz. Pokoju i wojny. Na zawsze.
- Na zawsze – dokończył Cedric wraz z nim.
Zahaczyli o siebie małe palce prawych dłoni. Zaczęli się śmiać.
W życiu Alaina zaszła ogromna zmiana. Układało się ono tak, jak zawsze chciał. I w tym momencie dawał sobie mentalnego kopniaka za zwątpienie w przyjaźń Cedrica kilka tygodni temu, przed wyjazdem rodziców. Nawet chłopak przeprosił go, że zapomniał o jego urodzinach.
- Wiesz co, Alain?
- Co?
- Dobrze znów widzieć ciebie w wersji sprzed liceum. Częściej się śmiejesz i masz taki fajny błysk w oku.
- Doszedłem do wniosku, i to chyba dzięki Fabiemu, że nie warto się przejmować ludźmi, którzy mają cię gdzieś. Jak im się coś nie podoba, to ich sprawa. Warto mieć jednego dobrego przyjaciela niż wielu fałszywych przyjaciół. Tak to szło?
- Mniej więcej. Fajnie, że wróciłeś – przybili sobie piątkę. - Kiedy wraca twoja mama?
- Dzwoniła i mówiła, że za tydzień. I wracam do domu. Co mnie jednak nie cieszy. Przyzwyczaiłem się, że mam obok Fabiego – miał gdzieś, że gada o takich rzeczach z Cedriciem. To był jego przyjaciel, a potrzebował z kimś innym porozmawiać niż tylko z Fabim.
- I tak będziecie się często widywać.
- Ta. Na przykład na uczelni. Co prawda inne wydziały mamy, ale to samo miasteczko studenckie.
- Wybrałeś już kierunek?
- Oczywiście. Z planem na przyszłość. Ale nic ci nie zdradzę. Nie chcę zapeszyć – dodał szybko, wiedząc, że La Brun zaraz zapyta, co to za plany.
- Ok. A ja będę w niebie. Uniwerek, na który idę ma w swoich sidłach masę dziewczyn. Ale będzie jazda.
- To już nie jesteś z tą... jak jej tam...
- Nie. Nie będę się wiązał, kiedy w morzu tyle rybek. Lubię laseczki. Nie mów, że ty nie oglądasz się za facetami.
- Oglądam, ale nigdy jakoś nie robiłem tego tak, jak ty za dziewczynami. Zawsze chciałem mieć tego jedynego.
- Romantyczna dusza z ciebie. To idziemy na lody?
- Wiesz, dzięki za propozycję, ale mam już chłopaka – powiedział Alain. Cedric chwilę na niego patrzył, zanim dotarło do niego, co ma na myśli Lavelle i zaczął się śmiać. Szturchnął go w ramię.
- Zbiłeś mnie z tropu na moment. Chodź, Fabrice nie musi o tym wiedzieć – mrugnął do niego.
- Nie musi – roześmiał się. Wstali i poszli do budki z najlepszymi lodami w mieście.

***

Takiego gościa się nie spodziewał. Zastanawiał się, skąd kuzyn wiedział, gdzie on tymczasowo mieszka.
- Marcel? Co ty tu robisz? - właśnie wrócił ze spotkania z Cedriciem. Fabiego jeszcze nie było, sądząc po tym, że jego auto nie koczowało na podwórzu.
- Przyszedłem do ciebie – chłopak wstał ze schodka.
- Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś? – nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte. Wyjął z kieszeni klucze i zaprosił kuzyna do środka. Zaraz przywitała ich suczka, najpierw szczekając, a po chwili skacząc po Marcelu.
- Nie. Tym bardziej babcia – pogłaskał psa po łbie. - Chciałem się dowiedzieć, o co chodzi. Nie tylko ja, ale moje rodzeństwo również.
- A ty jesteś kimś w rodzaju ambasadora czy kimś takim? - zdjął buty i poszedł do łazienki umyć ręce.
- Można tak powiedzieć – Marcel dyskretnie rozglądał się po przedpokoju. - Słyszeliśmy, jak babcia mówiła, że nie chce cię więcej widzieć.
- A co dokładnie wiesz? - po wytarciu rąk przeszedł do kuchni. - Napijesz się czegoś?
- Może jakiegoś soku.
- To siadaj. Jabłkowy może być? Jest z dodatkiem mięty. Pani Sabrine wczoraj zrobiła.
- Tak, może być – piętnastolatek usiadł przy stole.
- Więc, co wiesz? - sięgnął do lodówki po szklany dzbanek.
- Niewiele. Gdy pytałem, to babcia zaraz nabierała wody w usta, a mama powtarzała, że nie musimy wiedzieć. Ale usłyszałem, jak tacie wymsknęło się słowo „pedał”. Podejrzewamy z dziewczynami, że nie miał na myśli pedałów od twojego roweru – przed nim pojawiła się pełna szklanka soku, była wysoka z rysunkiem cytryny.
Alain usiadł naprzeciw kuzyna. Sytuacja nie była ciekawa. Bolało go, jak został potraktowany. Nie chciał, żeby kuzyni zachowali się tak, jak starsze pokolenie rodziny. I ukrywanie się nie wychodzi na dobre. Lepiej, żeby znali o nim prawdę.
- Mieli na myśli to, że jestem gejem, a chłopak, z którym wtedy przyjechałem, jest moim partnerem – nie patrzył na niego. Nie chciał widzieć obrzydzenia na twarzy kuzyna.
- Aha. Fajnie.
Alain popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Fajnie?
- Myślałem, że to coś gorszego. Mam piętnaście lat, ale nie znaczy, że nie wiem, co to homoseksualizm. Pamiętaj, że mieszkałem z dziadkiem. Po cichu uczył nas tolerancji. Swoją drogą sądziłem, że jego pokolenie zawsze było przeciw inności – wypił duszkiem połowę soku.
- Nie masz nic przeciw?
- Nie i moje rodzeństwo też nie będzie miało, jak im powiem. Jakbyś się chciał z nami widzieć, to dzwoń i spotkamy się u ciebie w domu lub na mieście. Babcią i moimi rodzicami się nie przejmuj. Są zacofani. Będą kiedyś żałować, że wygonili cię z domu.
Trzasnęły drzwi na zewnątrz i zaraz ukazała się w kuchni Amelie.
- Już jestem, widzę, że ty też... o, i nie sam. Cześć.
- Cześć – odpowiedział Marcel, przyglądając się dziewczynie.
- Ami, to mój kuzyn, Marcel. Marcel, to Amelie.
- Kuzyn? Fajnie poznać kuzyna mojego ulubieńca – zaczęła paplać. - Mam nadzieję, że jesteś tak samo fajny, jak Alain. Tylko on już jest taki stary – na te słowa Alain się oburzył. - Mój brat też. Fajnie widzieć w tym domu kogoś w moim wieku – wzięła nóż i zaczęła obierać jabłka, oczywiście wcześniej umyła ręce. Wieczne przypominania rodziców odniosły skutek. – Wiesz, koleżanek mam sporo, ale to dziewczyny. Ja czasami lubię spędzać czas z chłopakami. I nie jestem chłopczycą. Po prostu poza dobrą przyjaciółką, Evą. Z chłopakami lepiej się dogaduję, co do muzyki. Słucham wszystkiego, ale szczególnie rocka. A z rocka to, co tylko się da. Stare, nowe piosenki. Spokojne też lubię, ale trzeba mieć odpowiedni nastrój do tego. Chcesz, to pokażę ci moje mp3. Mam ich na kompie tysiące. Tylko nie mów nikomu, skąd je mam.
Alain zaczął się śmiać.
- Co rechoczesz? - zapytał Marcel.
- Ktoś cię przegadał. I, Ami, nie wiedziałem, że potrafisz tyle mówić i to z prędkością maszyny do pisania.
- Ale śmieszne. To co, Marcel, idziesz na górę?
- Chętnie. Ten tu niech dalej się nabija.
Jeszcze długo Alain siedział w kuchni i podśmiewał się z całej sytuacji. Jego kuzyn wpadł w oko Amelie. Ale czy oni nie byli za młodzi na romanse? Tak, tylko jego umysł mógł zobaczyć w tym coś więcej niż szanse na dobre koleżeństwo. Lecz się, Alain, lecz.

***

Fabrice, zadowolony ze spotkania, wszedł do domu. Ale to nie wizyta z profesorem go tak radośnie nastroiła. Z piętra płynęła muzyka i, jak się nie mylił, to był Aerosmith. Dziwne, jego siostra zazwyczaj zakładała słuchawki i męczyła swoje uszy w taki sposób. Wszedł do kuchni. Musiał się czegoś napić. Stanął w drzwiach i zastał miły dla oka widok. Jego chłopak stał do niego tyłem i coś robił na blacie. A obok niego siedziała Nelly i wgapiała się w niego z zainteresowaniem. Podszedł po cichu i objął Alaina od tyłu.
- To ja. Co robisz?
Alain pociągnął nosem.
- Sałatkę.
- Ej, ty płaczesz? - odwrócił go przodem do siebie.
- Kroiłem cebulę i tak jakoś...
Fabrice zerknął na blat. Leżały na nim pomidory, ogórki, ale nigdzie nie było wspomnianej cebuli.
- Nie wierzę ci. O co chodzi?
- Marcel, mój kuzyn, jest na górze z Amelie. Przyszedł wypytać mnie o to, co się wydarzyło.
- I zwyzywał cię? - objął go w pasie i uważnie obserwował mimikę twarzy swego partnera.
- Nie, przeciwnie. Potem przyszła Amelie. Marcel chyba jej się spodobał, bo paplała bez przerwy. Pośmiałem się, że przebiła w gadaniu Marcela. Potem oni poszli słuchać muzyki, a ja tak zacząłem rozmyślać o wszystkim, co było i jest – odsunął się od niego i zaczął krążyć po pomieszczeniu. - O tym, co nas tak naprawdę łączy. Czy jestem kimś więcej dla ciebie niż kochankiem i osobą towarzyszącą na imprezy? Nie gniewaj się na to, ja tylko chwilkami mam wątpliwości. Myślałem też o tym, co będzie na studiach. Jak ludzie będą na nas patrzeć. Nie myślę zachowywać się tak otwarcie, jak w domu, ale też nie będę ukrywał, że jesteśmy razem – spojrzał na niego. - Nie wiem, co ty na to. Z jednej strony nie chcę stać się obiektem kpin, a z drugiej chcę pokazać innym, że ty i ja jesteśmy parą.
- Że jestem twój?
- Tak – odpowiedział bez namysłu.
- Widziałem się dziś z Xavierem na uczelni. Powiedział mi o incydencie w łazience.
- Pow... Co ci powiedział? - wystraszył się. Chyba nie to, o czym teraz myśli. To sam mu chce powiedzieć. Oczywiście, jak przyjdzie pora.
- Coś bardzo ciekawego – zaczął iść w jego stronę.
- To znaczy? - cofał się.
- Powiedziałeś mu, że jestem twój i on ma się do mnie nie zbliżać. Jesteś zazdrosny. To mi pochlebia.
- Tylko tyle ci powiedział?
- A było coś jeszcze?
- Nie, nic. Tylko to, że chciał mi cię zabrać. Jesteś mój? - Alain zatrzymał się, gdy plecami uderzył o ścianę.
- A ty? - Fabi odpowiedział pytaniem na pytanie. Wiedział, że Alain ukrywał coś więcej. Xavier wszystko powiedział, ale woli poczekać, aż Lavelle sam mu powie te słowa. Już raz się wygadał. Oparł ręce po obu stronach głowy Alaina. - Jesteś mój – zgiął łokcie i mógł zbliżyć swe usta do jego.
- Jestem – niech on się odsunie, bo zaraz się na niego rzuci, a nie byli w domu sami. Chemia między nimi była niesamowita. - A ty? Czy jak przyciąganie pomiędzy nami się wyczerpie, nadal...
- Nadal. Alain, nie rzucam słów na wiatr. Jak z kimś jestem, to na dobre i złe. A z tobą chcę być. I bardzo bym chciał teraz... – przesunął rękę wzdłuż jego boku w stronę biodra i zatrzymał dłoń na jego pośladku. Trącił nosem o nos chłopaka zaczepnie.
- Ale mówimy o uczuciach, nie seksie – odciągnął jego dłoń.
- A czy jest jakaś różnica? - od razu zrozumiał, że powiedział coś źle. Złość w oczach Alaina i nutka bólu jasno mu to wytłumaczyły. Chłopak odepchnął go.
- Nie widzisz różnicy?! Wiedziałem. Chcesz być ze mną tylko dla seksu!
- Nie zachowuj się, jak baba w ciąży. Zmieniasz ostatnio nastroje z chwili na chwilę! Jestem z tobą i chcę być. Gdyby mi na tobie nie zależało, i nie mam tu na myśli seksu, to bym z tobą nie był.
- Nie jestem babą! I co mam poradzić na to, że niby jestem pewny ciebie, ale chwilami powiesz coś takiego, że ciarki mnie przechodzą. Gorzej, jak trafisz w chwilę zwątpienia. To, co jest między nami, jest kruche lub słabe, jak bańka mydlana. Boję się, że w każdej chwili może to pęknąć.
- Aż tak we mnie nie wierzysz, kochanie? - przycisnął go mocno do swego ciała. - Nadal ci trudno zaufać. Zależy mi na tobie. Co mam zrobić, żebyś był mnie pewny?
- Może właśnie to. Po prostu mnie przytulić bez podtekstów.
- Alain, przecież to ostatnio ciągle ty dobierasz się do mnie.
- Nieprawda – poczerwieniał.
- Prawda. I mi to bardzo odpowiada. Jesteśmy młodzi i pragniemy siebie nawzajem. I zależy mi...
- Zaraz sobie rzygnę, widząc i słysząc ten lejący się lukier – Amelie zawsze mówiła wszystko wprost. - Wprowadźcie trochę angstu.
Chłopcy odsunęli się od siebie. Obok dziewczyny stał Marcel z oczami, jak pięć złotych. Alain odchrząknął zakłopotany.
- Nie będziemy się kłócić, bo ty nie chcesz mieć próchnicy. Jak się nie podoba, to wara od nas – powiedział niby groźnie Fabrice, ale w oczach miał iskierki rozbawienia.
- Bla, bla, bla. Jesteśmy głodni. A potem Marcel i ja idziemy do kina. Przyłączy się do nas również Eva.
- Marcel, tylko masz pilnować moją młodszą siostrzyczkę – Fabi poczochrał jej włosy.
- Sama się przypilnuję. Trzynaście lat to dużo. I zostaw moją czuprynę.
- O tak, jesteś już dorosła.
- Pasuje wam sałatka? - wtrącił Alain zły na siebie, że tak nagle wypalił z tymi swoimi wątpliwościami. Były w nim, ale przecież był pewny tego związku. Z dnia na dzień zbliżali się z Fabim do siebie. A dziś zdobył jeszcze jedną pewność, lecz pokaże ją Fabiemu w nocy.
- Może być – Marcel wreszcie wyszedł z szoku na widok wtulonych w siebie chłopaków. Nie przeszkadzało mu to. Po prostu pierwszy raz widział coś takiego. Do tego Amelie nakładła mu na górze, jak bardzo z początku Fabi nie lubił jego kuzyna, a potem nagle ona wraca z obozu i widzi zmianę w ich relacjach. Pozytywną zmianę. Polubił młodą. Tak nazywał ją w myślach. - Tylko nie wkładaj do niej cebuli.
- Nie ma w niej cebuli – wsypał wszystkie warzywa do salaterki i wymieszał. Na upały było dobre i lekkie jedzenie. Cholera, był facetem, a ostatnio zaczął robić się kurą domową. Brakowało jeszcze, by prał... A nie, to też robił, ale na szczęście tylko ze swoimi ubraniami, więc tak źle nie było. Niosąc do stołu misę, napotkał wzrok Fabiego.
- Co?
- Przyznałeś, że nie kroiłeś cebuli – wyszczerzył się chłopak. - Wiedziałem.
- Oj tam, czepiasz się słówek. Jedzcie, żarłoki i nie sądźcie, że stanę się kurą domową. To pierwszy i ostatni raz.