Pod moim i twoim niebem 9
Dodane przez Aquarius dnia Lipca 19 2014 11:39:04


- Wszyscy przeciwnicy zostali wyeliminowani – poifnormował uprzejmy głos programu. - Rana odniesiona w lewy bok potrzebowałaby natychmiastowego opatrzenia. Zalecany jest odpoczynek i uzupełnienie płynów.
- Tak, tak – mruknął Grimmjow pod nosem, na chwilę tylko zdejmując okulary i wycierając spocone czoło. - Włącz: sekwencja losowa – polecił, stając w pozycji obronnej, chociaż w tym stanie, to nawet podniesienie ramion do gardy stawało się męczące. Jutro pewnie za to gorzko zapłaci, ale będzie siedział o odpalał kolejne sekwencje dopóki nie padnie na pysk.
Pojawili się przeciwnicy i dali mu nawet chwili na zorientowanie się w ich liczbie, czy potencjalnym uzbrojeniu. Ledwo udało mu się wybronić przed pierwszymi ciosami i tylko dzięki dzikiemu instynktowi zrobił unik przed ciosem z tyłu i to na tego z tyłu rzucił się najpierw. Wbijając ciosy na chama, bez żadnej finezji, byleby kogoś sprać, byleby nie myśleć o tym, o czym rozmawali przy śniadaniu.

- Swoją drogą – odezwał się Starrk, przeżuwając leniwie kawałek chleba. - Tak jakoś nie mogłem się ostatnio doliczyć. Ile my właściwie już znamy naszego doktorka? - zapytał niby obojętnym tonem, ale uważnie spojrzenie zdradzało ciekawość.
Na sekundę wszyscy oprócz Ulquiorry zamarli. Ciężko było stwierdzić, czy dlatego że się zastanawiają nad odpowiedzą, czy dlatego że przypomnieli sobie moment, kiedy poznali doktora Aizena.
- Dziewięć – odpowiedział spokojnie Ulquiorra, podnosząc kubek z jakąś bezsmakową odżywką. Mały palec, który sobie wybił kilka dni temu, usztywniony i obandażowany odstawal zabawnie.
- Nie ma szans – odezwał się Nnoitra, siorbiąc mleko z płatków - Jedenaścia, jak chuj!
- To przykro nam, że masz takiego małego – rzucił Grimmjow z wrednym uśmiechem, nie podnoszącwzroku znad swojej miski z płatkami. - I że z matemtyką u was tak kiepsko. To trzynaście lat temu było, przecież mieliśmy po dziesięć lat.
- No chyba ty!
- Zgadzam się z Grimmjowem – wtrąciła się Tia. - To było trzynaście lat temu.
- A ja mógłbym przysiąc, tak jak Ulquiorra, że to było dziewięć – powiedział Starrk, wpatrując się w przestrzeń zamyślony. - Ale jednocześnie mógłbym przysiąc, że byliśmy młodsi niż te czternaście lat, gdy nas zabrał, dlatego mi się nie zgadzało.
- Zapytaj w takim razie doktorka, też mi problem – rzucił Grimmjow ze wzruszeniem ramion.
- Będę musiał.
Później jedli już w jakimś ciężkim milczeniu.
- Gówno prawda – odezwał się w końcu Nnoitra. - To było jedenaście lat temu i mieliśmy po dwanaście lat, bo jak miałem dziesięć to zdechł ten skurwysyn, co lał mi matkę i nazywał się ojcem.
- Ale Nnoi, ty przecież... - zaczęła Tia i zaraz przerwała. Spojrzała na Ulquiorrę, który wstał nagle i bez słowa wyszedł.
- A czy to takie ważne, dajcie se spokój – rzucił Grimmjow i również wyszedł.


Od tamtej pory siedział w symulatorze i nawalał jedną walkę za drugą.
- Walka przerwana, przekroczono limit bólu – poinformował program, gdy Grimmjow leżał już na ziemi, po tym jak kolejna zgraja przeciwników zwyczajnie go skopała i nogi w końcu odmówiły mu posłuszeństwa.
- Zakończ. Wyloguj – polecił po dłuższej chwili, by w końcu podnieść się tylko po to, by klapnąć z powrotem na ziemię pod ścianą.
Chyba przysnął na chwilę.
- Takie to słodkie, takie niewinne – powiedział czyjś rozbawiony głos tuż przy nim.
Otworzył oczy, podrywając się od razu na nogi, w jednej chwili zapominając o zmęczeniu. Zmarszczył brwi, widząc w sumie dobrze znaną, z widzenia, kobietę. Tylko tym razem w większym stopniu ukompletowania odzieży
- Spokojnie, Jaegerjaquez – powiedziała Yoruichi z uśmiechem. Z ramionami splecionymi pod biustem patrzyła na niego niezwkle ubawiona. - Nie potrafiłabym ci krzywdy zrobić, jak tak słodko spałeś.
Tylko prychnął, czym rozbawił kobietę jeszcze bardziej.
- Nie miałabym również serca cię budzić, ale muszę się dostać do bebechów – powiedziała, wskazując trzymanymi kluczami na ścianę za Grimmjowem. - Wyłącz zasilanie w sektorze D-34 – rzuciła w przestrzeń, siadając na podłodze pod ścianą i wyciągając klapę ze ściany. - Swoją drogą nieźle się zmachałeś. Korzystasz z okazji, że masz wolne? - zapytała już z głową wśród podzespołów.
- Coś w tym stylu – mruknął, jakoś nie mając ochoty na rozmowę, chociaż z drugiej strony... Przyjrzał się kobiecie uważnie. - Pani kapitan, ma pani może tutaj w bazie jakąś rodzinę, siostrę może?
Nie miał okazji porozmawiać z nią zaraz po przedwczorajszej odprawie, bo zniknęła zaraz z pułkownikiem Hirako, a od niego samego jeszcze Aizen czegoś chciał.
- Owszem – odpowiedziała, podpinając własny tablet do bebechów symulatora. - Senna ma na imię, pracuje w dziale administracyjnym. A co, chcesz prosić o jej rękę? - zapytała z uśmieszkiem, zerkając na chłopaka.
Grimmjow aż się wzdrygnął i odsunął.
- Że co? Po kiego pustego mi jej ręka? - spojrzał na kobietę zmieszany.
Wybuchła śmiechem i poklepała się po udach, widząc jego minę.
- Wybacz, zapomniałam się – wyjaśniła, machając dłonią, gdy spojrzał na nią spode łba. - Ale minę masz bezbłędną. Podobne jesteśmy, co nie?
Wciąż nie do końca rozumiał, o co chodziło z tą ręką, ale wolał się nie dopytywać. Może to jakieś zwyczaje z bazy Dangai.
- Ta, bardzo podobne – zgodził się, pochylając się nad nią, jakby zaglądał jej przez ramię, co robi.
Wciągnął głęboko powietrze. Pachniała. Dziwnie, bo trochę zwierzęco, ziemiście... nie potrafił nazwać tego zapachu, ale kojarzyło mu się z czymś ciemnym, albo z niskimi dźwiękami w muzyce, trochę nienaturalnie, ale mimo wszystko pachniała. Wydawało się również, że nie ma zamiaru rzucać jakiś dziwnych aluzji do jego przeszłości.
- Jaegerjaquez... - szepnęła kuszącym tonem, i spojrzała na niego spod wpół przymkniętych powiek.
- Tak, pani kapitan? - zapytał, odzwajemniając dwuznaczny uśmiech.
- Śmierdzisz potem – powiedziała już normalnym tonem.
Uśmiechnął się szerzej, ale wyprostował i odsunął.
- Nie chcę nic mówić, ale zazwyczaj to pani kapitan nie przeszkadzało.
- Nie chcę nic mówić, ale zazwyczaj miałam niewiele do powiedzenia w tej sprawie. Jak również – kolejne spojrzenie ponad ramieniem z rozbawionym uśmieszkiem - w sprawie tego, że używasz tej nakładki...
Zrobił niewinną minę i rozłożył ramiona, nie próbując się nawet tłumaczyć. Zaśmiała się tylko pod nosem.
- Ale naprawdę, idź się wykąpać – poleciła już z poważniejszą miną.
- Tak jest.
Zabrał jeszcze swoją bluzę od munduru i ruszył do wyjścia.
- Jaegerjaquez – zatrzymała go, gdy był już przy drzwiach. Spojrzał na nią przez ramię. - To było osiem lat. - Uśmiechnęła się, widząc jego minę, która wyrażała niepewność i niedowierzenie. - Znacie się z Aizenem od ośmiu lat.
- Skąd... - zaczął, ale w tym momencie, do symulatora drugim wejściem wszedł mężczyzna niosąc jakąś skrzynkę z narzędziami i od razu podchodząc do kobiety.
- Możesz odejść, miłej kąpieli – rzuciła jeszcze Yoruichi i straciła nim zainteresowanie, wracając do pracy.
Jeszcze przez chwilę patrzył na nią, mrużąc gniewnie oczy. Warknął coś pod nosem i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zmęczenie, które jeszcze przed chwilą czuł w mięśniach, teraz zupełnie zapomniane. Przeczesał tylko palcami sklejone od potu włosy i zaraz chwycił je w garść, na maksa wkurwiony. Szedł przez korytarz z dłońmi zaciśniętymi w pięści, z oczami niebezpiecznie zmrużonymi. Wszyscy ustępowali mu z drogi.
W jaką gierkę, do cholery, sobie te kobiety pogrywają? Kim są? Skąd to wszystko wiedzą? Czy dzisiejsze pytanie Starrka ma z tym coś wspólnego? On coś im powiedział? Zdradziłby ich? Nie, w to akurat nie był w stanie uwierzyć, więc co się tutaj działo.
Cóż, od Yoruichi ciężko będzie otrzymać jakiekolwiek informacje - nie dość, że była wyższym stopniem oficerem, to w końcu statystyki jej avatara były bazowane na oryginale. Za to jej siostrzyczka nie powinna sprawiać takich problemów. Uśmiechnął się szeroko, jak zadowolony zwierz. Teraz ludzie nie dość, że ustępowali mu z drogi, to jeszcze patrzyli za nim lekko zaniepokojeni.
Ale najpierw zimny prysznic. Klejąca się do pleców koszulka zaczęła się robić za bardzo irytującą. Poza tym faktycznie śmierdział.
Prysznic pozwolił mu się trochę uspokoić, zebrać myśli. Siedział na łóżku w samych spodniach od munduru, mokre włosy zaczesał do tyłu, pozwalał skapywać chłodnej wodzie na plecy i ramiona. Właśnie wpisywał na tablecie hasło, by mieć dostęp do danych o pracownikach bazy. Wszedł w bazy danych działu administracji. Wpisał "Senna Shihoin" i zaraz zmarszczył brwi. "Nie znaleziono wyszukiwanego hasła". Może źle wpisał jej imię. "Shihoin". "Nie znaleziono". Nie no nazwisko Yoruichi pamiętał dobrze, chyba ze go okłamała, że tamta jest jej siostrą. "Senna". Nie. "Sena". Nie. "Zena"?. Nie. "Sen". W pizdu wyników, ale żaden nie pasował.
- Co do kurw... - mruknął.
Rozszerzył zakres wyszukiwania. Wśród techników znalazła sie jakaś Senna, ale to nie była ta. Znalazł się jeszcze ktoś o nazwisku Shihoin, ale to facet był. Albo Yoruichi go okłamała, albo po prostu myśleli o dwóch różnych osobach, bo niemożliwe, żeby taka osoba nie istniała. Nie żeby miał zamiar tak łatwo się poddawać. Odrzucił tablet na stolik, chwycił czystą koszulkę, którą zakładał już idąc korytarzem w stronę hangaru.
Shawlong wyszedł mu na spotkanie przed boksem, gdzie stała Pantera, teraz sukcesywnie pokrywany panelami, które teoretycznie miały chronić elektronikę przed EMP, ale w praktyce bardziej będę przeszkadzały niż pomagały. Grimmjow tylko sie skrzywił, widząc swoją ukochaną smukłą maszynę zmieniajacą się w puszkę.
- Myślę, że za trzy dni skończymy – odezwał się Shawlong, stając obok pilota. - Najgorzej będzie zabezpieczyć szybę tak, żeby zostawić ci jakąś widoczność.
- Nieważne – mruknął, albo raczej krzyknął obojętnym tonem i machnął dłonią. Jak ci technicy byli w stanie wytrzymywać w tym hałasie cały dzień było dla niego istną tajemnicą. - Potrzebuję pogadać z jednym z tych nowych, z tym z pomarańczowymi włosami. Zawołasz go?
Shawlong, nawet jeżeli zdziwił się prośbą swojego przełożonego, to nie dał tego po sobie poznać. Skinął tylko lekko głową i wrócił do boksu. W tym czasie Grimmjow rozglądał się po hangarze. W boksach obok widział Murcielago, który też był w trakcie podobnej co Pantera metamorfozy. W stanie praktycznie całkowitego rozkopania znajdował się również Lobos, po tamtym ataku większość elektroniki nadawała się jedynie do wymiany. W drugiej części znajdowały się stanowiska Zanpakutou Gotei. Zazwyczaj przestrzeń oddzielająca Espadę od reszty wydawała mu się właściwa, w końcu byli najlepsi, należało im się wyjątkowe traktowanie. Teraz jakoś... Warknął zaraz na siebie w myślach. Szlag by to, musiał sie wziąć w garść. Kilka bezsesnownych słów od jednej kobiety, a on juz zaczyna świrować. Powinien olać to ciepłym moczem, a nie...
- W czymś mogę pomóc, poruczniku?
Odwrócił się w stronę tego obojętnego głosu i od razu chciał przejść do rzeczy, ale zawahał się. Miał przed sobą Kurosakiego, który właśnie wycierał dłonie w niezbyt czystą już szmatkę, z brudnym, roztartym śladem na policzku. Chłopak patrzyl na niego zmęczonym wzrokiem z sinymi worami pod oczami, ewidentnie nie miał za sobą słodko przespanej nocy. Ciekawe co robił? Był w "Jaskini"?
- Ta – powiedział, jakiś taki zirytowany, robiąc krok w stronę Ichigo. Chłopak nie drgnął nawet, po prostu spojrzał mu w oczy ewidentnie znudzony takimi zagrywkami. - Ta twoja cizia, z którą chciałeś się przeruchać...
- Czego od niej chcesz? - zapytał, zaciskając pięści i w jednej chwili się rozbudzając. Teraz patrzył na pilota z wyzwaniem.
Grimmjow uśmiechnął się lekko. O, taki Kurosaki bardziej mu się podobał, bo przez chwilę wyglądał, jakby wszystko było mu obojętne.
- Masz do niej jakiś kontakt?
- A po co ci? - odpowiedział pytaniem, patrząc podejrzliwie.
- A jakbym powiedział, że jednak wolę ją od ciebie, to co byś zrobił? - Uśmiechnął się. - Poza tym, jak wtedy zemdlałeś, to stwierdziła, że z chęcią by się ze mna przespała, ale wiesz trochę głupio, a ja jeszcze musiałeś się zwijać na odprawę i wyleciało mi z głowy, żeby zapytać o jakiś kontakt. Dlatego pytam ciebie, w końcu jesteście ze sobą tak blisko.
Widział, jak jego słowa chyba wstrząsnęły chłopakiem. Zawahał się na sekunde, ale zaraz gniewny mars był z powrotem.
- Uważaj, bo ci uwierzę w taką bajeczkę, Jaegerjaquez – warknął. - Senna nigdy by czegoś takiego nie powiedziała.
Więc jednak imię miał dobre.
- Jesteś tego powien? - grał dalej, doskonale się bawiąc, gdy widział reakcje Ichigo. Na chwilę zapomniał, po co właściwie tutaj przyszedł.
- To skoro wolisz ją, to po co była ta cała zabawa z umową?
- O czyżbyś był zawiedziony?
Ichigo prychnął zirytowany.
- Uważaj, bo... Ale skoro wolisz ją, to idź jej szukać sam, a mi daj spokój, mam robotę do zrobienia – rzucił i się po prostu odwrócił.
Grimmjow wystrzelił i złapał go za ramię, odwracając w swoja stronę.
- Jeszcze z tobą...
Reszta jego słów utonęła w wyciu alarmu. W pierwszej chwili chciał ruszyć do Pantery, nawet zrobił krok do przodu, ale wtedy przypomniał sobie, że przecież jest zwolniony ze służby. Dziwne uczucie.
- Witamy w świecie niewali, bohaterze – krzyknął Ichigo do jego ucha, by przedrzeć się przez hałas.
Wyrwał się w uścisku Grimmjowa, spojrzał jeszcze na niego i coś w tym spojrzeniu, a może w tym, którym chłopak obdarzył zapełniający się hangar, sprawiło, że Grimmjowa zamurowało. Była w nim ta nutka przegranej, którą wyczuł w jego zapachu wtedy w "Jaskini" i głód. Nienasycony głód, niezwykle podobny do tego, który widać w spojrzeniu Pustych. Nie zatrzymywał już chłopaka, patrzył jeszcze jak odchodzi do boksu z Panterą, po drodze wyciagając tablet. Zrobił krok do tyłu i drugi i dopiero wtedy się odwrócił, schował ręce w kieszeni i skierował się do wyjścia z hangaru. W tej chwili był tutaj niepotrzebny. Naprawdę beznadziejne uczucie.

* * *

Na balkonie ponad hangarem stał doktor Aizen. Oparty o barierkę patrzył z góry na rojących się w dole ludzi. Lubił to miejsce. Czuł się jak dobry władca, roztaczający swoje opiekuńcze skrzydła nad swoim królestwem. Odrobinę megalomańskie? Miał ku temu uzasadnione powody.
Obserwował spotkanie pomiędzy swoim podopiecznym, a Ichigo Kurosakim. Było to warte zanotowania i do wykorzystania w przyszłości.
- Zatem Starrk się czegoś domyśla - powiedział tym odrobinę znudzonym, uprzejmym tonem. - A Nnoitra pamięta swojego ojca, chociaż żadnego nie miał, o czym pozostali doskonale wiedzą. - Uśmiechnął się do siebie, jakby wszystko szło zgodnie z planem.
Stojący obok Ulquiorra w żaden sposób nie zareagował. Obojętnym wzrokiem wpatrywał się gdzieś w przestrzeń.
- A jak tam palec? - zapytał doktor, wyciągając dłoń do chłopaka.
Ten znowu bez słowa, zaczął rozwiązywać opatrunki. Położył dłoń na dłoni doktora.
- Ładnie – skomentował Aizen, przyglądając się szczególnie miejscu, gdzie mały palec łączył się z resztą dłoni, a gdzie była widoczna niewielka blizna. - Przy twoim odcieniu skóry praktycznie nie widać różnicy. Porusz. - Uśmiechnął się, po tym jak Ulquiorra posłusznie zgiął i wyprostował palec bez żadnych problemów. - Zazwyczaj w takich sytuacjach mówi się, jak nowy, ale w tym przypadku to trochę nie na miejscu. W końcu jest nowy – spojrzał w oczy chłopaka wyraźnie zadowolony. Puścił jego dłoń i odwrócił się z powrotem w stronę sali. - Zastanawiam się, czy poradziłbyś sobie z czymś bardziej skomplikowanym, na przykład okiem. Jednak akurat jego brak na czas regeneracji ciężko by było ukryć. Poza tym nie śmiałbym cię prosić, żebyś pozwolił je sobie wydłubać. - Zerknął przez ramię na podopiecznego, który tylko wzruszył ramionami z obojętnym wyrazem twarzy.
- To tylko oko – powiedział bez przejęcia.
Aizen uśmiechnął się po raz kolejny.
- Doprawdy niesamowite – powiedział do siebie niezwykle zadowolony.

* * *

Urahara siedział przy niskim stoliczku i częstował się właśnie herbatą z małej czarki, jej aromat unosił się w powietrzu i mieszał razem z aromatem wiśniowego tytoniu, unoszącego się z fajki, siedzącego po drugiej stronie pułkownika Gotei Hirako. Pośrodku na stole leżał czarny kot, końcówka jego ogona poruszał się leniwym ruchem.
- Senna dostała wiadomość od Ichigo – odezwał sie zwierzak, nie podnosząc łba. - Grimmjow o nią wypytywał.
- Ha, nie traci chłopak czasu, co – odezwał się Hirako, wypuszczając kolejny kłąb dymu.
- Nie jestem pewien, czy to wszystko nie dzieje się za szybko – powiedział Urahara i zaraz zerknął na leżący obok tablet, na którym właśnie pojawiła się krótka wiadomość.

"Zgadzam się. Co mam robić?"

To powinno cieszyć, w końcu Ichigo jeszcze wczoraj wieczorem nie był taki skory by mu uwierzyć, czy w jakikolwiek sposób współpracować. Jednak wciąż daleko było od sytuacji, w której Urahara czułby się pewnie i bezpiecznie.
- Kto ma dzisiaj wartę? - zapytał.
- Lisa i Kensei – odpowiedział Shinji. - Ale jak chcesz mogę do nich dołączyć.
- Jeżeli to nie byłby wielki problem...
Shinji tylko kiwnął głową, zgasił fajkę, a zaraz potem rzygnął na stół białą mazią – kot prychnął i zeskoczył, Urahara nawet nie zareagował. Maź spłynęła ze stolika i zaczęła sie wypiętrzać i wybrzuszać, by w końcu przybrać kształt człowieka i rysy pułkownika Hirako. Tylko skóra pozostała biała, włosy i zęby czarne, a język niebieski. Biała kopia, chwyciła pod pachy oryginalne ciałe, które właśnie się zachwiało bezwładnie. Odłożyła je spokojnie na ziemię.
- Zajmij się mną – powiedziała i następnej chwili zniknęła.
Kot wrócił na stół, Urahara napił się herbaty. Pomimo ciszy jaka zapanowała nie potrafił odnaleźć spokoju.