Rozdział 5 - „A idź sobie i nie wracaj!”
***
Kolejne leniwe dni mijały chłopakom na całkowitym ignorowaniu tego drugiego. Alain bardzo mało czasu spędzał w pokoju, włócząc się po okolicy sam lub z psem, o którego Fabrice przestał być zazdrosny. Nelly natomiast stała się powierniczką Lavella, kiedy zwierzał jej się ze wszystkich uczuć. Natomiast Fabrice powoli, ale bardzo powoli przyzwyczajał się do obecności gościa. Nadal jednak, co jakiś czas, być może dla zachowania pozorów, pokazywał, że nie jest zadowolony z tego dzielenia się pokojem. Nie rozmawiali ze sobą od czasu sytuacji w parku. Tylko czasami, gdy ten drugi nie patrzył lub spał, obserwowali kolegę i łapali się na tym, że w innym życiu i innym czasie mogliby się sobie podobać, gdyby nie te nieodpowiadające im charaktery i oczywiście gdyby obaj byli gejami. Wciąż o sobie nie wiedzieli w przeciwieństwie do pani Sabrine, która zachowała dla siebie własne spostrzeżenia z pewnego poranka, kiedy to Alain zbyt długo zatrzymał wzrok na nagim torsie Fabiego, a jego policzki okrasił piękny rumieniec.
Tego dnia wczesnym popołudniem w kuchni omijali się szerokim łukiem. Obaj mieli zły humor. Za trochę jechali odwieźć Amelie na ten przeklęty obóz. Mieli jechać rano, ale dziewczyna przypomniała sobie, że nie ma sportowego stroju i wyjazd przełożyli na popołudnie. Ona z koleżanką, która się z nimi zabierała, czego Fabrice dowiedział się wczoraj, poszły na zakupy do nowo otwartej galerii czynnej dwadzieścia cztery godziny na dobę, również we wszystkie święta. I jeszcze z tych zakupów nie wróciły.
Była niedziela, więc państwo Chartier byli w domu, ale żadne nie chciało jechać taki kawał drogi, uważając, że Fabrice jako dobry kierowca sam sobie poradzi. Alain będzie mu wskazywał drogę z mapy na wypadek, gdyby się zgubili. O to Fabrice się nie martwił. Jechali autostradą, a ta była doskonale oznaczona.
Alainowi nie podobało się to. Kiedy Amelie mu powiedziała o wyjeździe, od razu odmówił. Miał spędzić czas z jej bratem i to sam na sam? O czym ma z nim rozmawiać? Nigdy. Tylko, że to nigdy przemieniło się w słówko "tak", kiedy smutne oczka nastolatki złamały jego silną wolę. Jakoś wytrzyma drogę powrotną.
- Och, dzieci, dzieci. Atmosferę między wami można kroić nożem - westchnęła Sabrine. Robiła im kanapki na drogę. - Ja nie potrafiłabym nie rozmawiać z kimś. Alain, zapakuj jeszcze jabłka. Dziewczyny je lubią. Fabrice, podaj papierową torbę Alainowi – patrzyła, jak syn oderwał się od czajnika z gorącą wodą i sięgnął do górnej szafki z miną udającą obojętność. Wiedziała, że ma ochotę się odszczekać. Położył torbę na blacie szafki tuż obok Alaina, nawet na niego nie zerkając i wrócił do robienia sobie kawy. Kobieta pokiwała z dezaprobatą głową i położyła plasterek pomidora na środku trójkątnej kromki chleba. - Nie wiem, jak przetrwacie razem te kilka godzin i się nie zabijecie, ale życzę powodzenia w jechaniu w takiej ciszy.
- To on może nie jechać - warknął Fabrice. Głupia jazda wypadła tak późno i ominie go kolejna impreza. Do tego był wściekły i to bardzo. A wszystko przez te głupie myśli i nawiedzające go sny.
- Pojadę – rzucił Alain. Nie da mu tej satysfakcji.
I znów nastała pomiędzy nimi cisza.
- Masz wszystko? - zapytał ojciec swoją dorastającą już córeczkę w drodze do samochodu.
- Tak, tatusiu, wszystko. Możemy jechać. Wstąpimy jeszcze po Eve i w drogę – zapięła na lewej ręce zegarek.
- Kanapki włożyłam do podręcznej lodówki. Wodę też macie...
- Mamo, to tylko dwie, trzy godziny jazdy.
- Fabi, w jedną stronę. Pamiętaj o tym.
- Po drodze są bary i można coś zjeść. A wrócimy pewnie, jak już będzie ciemno - Fabrice wsiadł do auta.
- To pa - nastolatka uściskała rodziców. Widząc, że Alain chce usiąść z tyłu, podeszła do niego. - Ty siadasz z przodu. Z tyłu ja pogawędzę sobie z Eve.
Alain westchnął i poszedł na przód auta. Kiedy do niego wsiadł, od razu odwrócił wzrok na boczną szybę. Wciąż bolały go tamte słowa. Fabrice nawet go nie przeprosił. A ostatnio stał się jeszcze bardziej lodowaty. Czuł od niego, jak bardzo go odpycha.
Drugi chłopak zerknął na tego obok, ale tylko na małą chwilkę. Prychnął, widząc po raz kolejny, jak Alain udaje, że go nie ma. Włożył kluczyki do stacyjki.
- Siostra, wsiadasz czy nie? - wychylił się przez okno.
- No już, już - usiadła za Alainem. - Co się pieklisz?
- Już późno. Wracanie nocą mi się nie uśmiecha.
- Przecież nikt nie każe wam wracać w nocy. Możecie wynająć pokój w motelu - sięgnęła do swego plecaka po wodę.
- Jak teraz już zaczniesz pić, to będziemy się musieli zatrzymywać co chwilę.
- Nie moja wina, że muszę często latać do kibelka i pić mi się chce.
Chłopak westchnął i zapalił silnik. Czekała ich długa, nudna droga. Jutro będzie leniuchował. Cały dzień.
- Nie zapomnij podjechać po Evę – przypomniała. Gdy odjeżdżali, pomachała jeszcze rodzicom.
Półtorej godziny później dziewczyny plotkowały o swoich sprawach i o tym, co będą robiły na obozie. Natomiast chłopcy milczeli, jak zaklęci. W tle spiker w radio zapowiadał pogodę, a po niej puścili dalszy ciąg listy przebojów. Krajobrazy na autostradzie nie były ciekawe, gdyż w wielu miejscach cała była po obstawiana ekranami dźwiękoszczelnymi, do tego nieprzeźroczystymi lub wokół były tylko bezkresne pola. A na horyzoncie zachodziło słońce. Alain żałował, że nie wziął sobie czegoś do czytania. Mógłby pogrążyć się w lekturze i droga szybciej by minęła.
Fabrice zmienił bieg na wyższy, przez co kolejny już raz trącił kolano sąsiada. Nie jego wina, że samochód nie był duży i pasażer siedział blisko. Zerknął na niego. Alain miał na sobie krótkie, beżowe, lniane spodnie i białą koszulkę bez nadruku, ale na tyle wąską, że ładnie opinała jego tors. Starał się jakoś odsunąć nogę, ale nie bardzo miał możliwość, żeby to zrobić, przez co kolejny raz jego kolano zostało naruszone.
Krępował się coraz bardziej. I denerwował. Czy ten chłopak nie umie prowadzić bez dotykania go? I w dodatku smyra go po nagiej skórze. I znów to samo.
- Czy ty nie umiesz inaczej zmieniać biegów? - w końcu na niego popatrzył.
- O co ci chodzi?
- Wciąż mnie dotykasz. Zaraz kolano pomylisz z dźwignią.
- Nie moja wina. Odsuń nogę – przewrócił oczami Fabrice.
- Ciekawe, gdzie?
- A co ci to przeszkadza? - zirytował się Fabrice. I tym razem z premedytacją zrobił to ponownie.
- To po prostu... Ech, nieważne – zamilkł, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Widzisz, nie masz solidnego argumentu, więc nie narzekaj.
- O, chłopaki, rozmawiacie ze sobą - odezwała się Amelie. – Fabi, zatrzymaj się na jakiejś stacji.
- Znów? To autostrada, nie ma tu ciągłych postoi, jak na krajówce. A poza tym za trochę dojedziemy na miejsce.
- No, ale ja nie wytrzymam. Jak coś będzie, to się zatrzymaj. Proszę - złożyła usta w dzióbek.
- Nie trzeba było tyle pić - w dali ujrzał znak informujący, że za kilka kilometrów jest duży postój. - Chyba masz szczęście - w sumie on też skorzysta.
Po dojechaniu na miejsce i załatwieniu potrzeb cała czwórka wsiadła z powrotem do auta. Fabrice włożył kluczyk do stacyjki i zapalił silnik. W chwili, kiedy miał ruszyć, obejrzał się za siebie i zamiast na dźwigni biegów położył rękę centralnie na kolanie Alaina. Wyczuwając to, spojrzał na chłopaka. Ten był wyraźnie spięty, także na niego patrzył i, co najdziwniejsze, był lekko zarumieniony.
- Dziwne. Rumienisz się? Dlaczego? - pomyślał Chartier.
- Zabierz rękę - poprosił Alain. Czuł się jakoś tak oszołomiony tym dotykiem. Nikt go tam nie dotykał poza Cedriciem, który go czasem poklepał, ale on jest jak brat, a Fabrice przeciwnie.
- Dlaczego się rumienisz? - Fabi usłyszał, że dziewczyny za nimi przestały rozmawiać, najprawdopodobniej wsłuchując się w tą małą wymianę zdań.
- Gorąco mi. Możesz już jechać? - dlaczego on tej ręki nie weźmie. Po co to robi? Chce go upokorzyć? Ale jak? Przecież nie wie, że.... A jak wie? Jakimś cudem poznał jego tajemnicę? Może słyszał, jak rozmawia z matką? Nie, ponieważ, kiedy kobieta pytała, czy poznał jakiegoś chłopaka, był sam w pokoju i nic na ten temat nie mówił. I Fabrice nie wie, jak na niego działa takiego coś niby zwyczajnego. Od paru dni, nocami patrząc, jak Fabrice śpi, myślał, jakby to było czuć jego dotyk na sobie. Jego ręce przesuwające się po skórze. Wtedy przez całe ciało przechodziły takie przyjemne ciarki. Chciał odsunąć kolano, ale uścisk tylko się wzmocnił. - Jak chcesz się ze mnie naśmiewać, to rób to później, nie przy świadkach - odwrócił twarz do szyby i oparł o nią czoło, przygaszony.
Fabrice zmarszczył brwi i zabrał rękę. Nie myślał o naśmiewaniu się. Chciał tylko wiedzieć, dlaczego pojawiły się te fajne rumieńce. Obejrzał się na dziewczyny.
- Zamknijcie usta, bo wam ślinka cieknie - po chwili ruszył w dalszą i jeszcze bardziej cichszą i nudną drogę. Jedyne, co się zmieniło, to co rusz zerkał na Alaina. Chłopak nie zmieniał pozycji. Był jakiś taki nieobecny. Wyglądał, jakby chciał uciec z tego auta. Poczuł, jak coś go kłuje w sercu. Dlaczego? Przecież go nie lubi i co go obchodzi smutek Lavella? Odrzucając tą myśl, całkowicie skupił się na drodze, nieświadom myśli Alaina typu: „Dowie się i będzie po mnie. Będę miał przechlapane”.
Obóz, a raczej małe miasteczko, przypominające trochę te studenckie, mieścił się tuż za miastem. Małe domki pięcio lub czteroosobowe, duży główny budynek z biurami, kuchnią i stołówką, w innym mniejszym znajdowały się prysznice i toalety, tworzyły coś w rodzaju dużego kwadratu, a pośrodku był plac pokryty trawnikiem i poustawianymi w rzędzie ławkami. Dzieciaki w różnym wieku kręciły się wokół tego. Jedni mieli zadowolone miny, a inne wręcz przeciwnie, odstraszały nimi rówieśników.
Alain, idąc za grupką, z którą tu przyjechał, omijając wzrokiem Fabricia, z pewnością miałby minę tych ostatnich. Najstarsi nie mieli więcej niż siedemnaście lat. Tyle, co on rok temu. W lipcu jeszcze się kwalifikował na tamten obóz. Chociaż tego, co tu było, w przeciwieństwie, gdzie był on, obozem trudno było nazwać. To było faktycznie małe miasteczko wyrosłe na łonie innego większego.
- Amelie, a co wy tu konkretnie robicie? - zapytał Fabrice, idąc z rękoma w kieszeniach.
- No jak to co? Jeżdżę tu od dwóch lat, a ty nie wiesz? - aż przystanęła z wrażenia. - Wszystko dlatego, że się mną nie interesujesz. Co z ciebie za brat? Głównie uczymy się tu języków, jeździmy konno i tak dalej. O, wychowawca idzie – jej buzia się rozpromieniła.
Wychowawcą okazał się mężczyzna po trzydziestce. Długie, czarne włosy związał nad karkiem, na owalnej twarzy miał dwudniowy zarost, który sięgał szyi i eksponował dość wyraźnie zarysowaną szczękę. Wąskie, ale czerwone usta zwróciły szczególną uwagę Fabiego, a piwne oczy trochę przypominały te, jakie miał Alain. Mężczyzna ubrany na czarno i z takimi samymi glanami na nogach zatrzymał się przed nimi.
- Amelie i Eva, cieszę się, że dotarłyście. Wasze miejsca są już gotowe.
- Fajnie. A to jest mój brat i jego kolega.
- Fabrice - chłopak podał dłoń wychowawcy.
- Arthur - odwzajemnił uścisk. - Zaraz będzie kolacja. Może zostaniecie?
Fabrice miał wielką ochotę tu zostać i sobie na niego popatrzeć, ale i tak pewnie facet był hetero, więc nie będzie sobie robił nadziei.
- Niedługo się ściemni, a ja nie mam ochoty wracać po nocy, także się pożegnam. Mam nadzieję, że moja siostra będzie zachowywała się dobrze.
- Na pewno. Zawsze jest w porządku. To pożegnajcie się, a ja wracam do obowiązków. Dziewczyny, zgłoście się do pani dyrektor.
- Dobrze, proszę pana - powiedziała Eva. - Gdybym była starsza...
- Coś ty. Podobno ma narzeczoną.
- Ami, właśnie zrujnowałaś moje marzenia – jęknęła Eve.
- To trzymajcie się - Amelie ucałowała brata w policzek, a Alaina uścisnęła. Zabrała swój bagaż i obie nastolatki poszły w stronę głównego budynku.
Alain wsadził ręce w kieszenie i, nic nie mówiąc, zawrócił do samochodu. Przez chwilę korciło go, aby usiąść z tyłu, ale ostatecznie zajął swoje stare miejsce. Znów czekała ich droga, w czasie której nie zamienią ze sobą słowa, ale wysłuchają w radiu kilkudziesięciu piosenek, konkursów radiowych i koncertu życzeń.
Ledwie, co wyjechali na autostradę, w radiu podali wiadomość, że zdarzył się wypadek w miejscu, do którego zmierzali i przez kilka godzin trasa będzie nieprzejezdna.
- Kurwa - Fabrice uderzył dłonią w kierownicę. W takim wypadku muszą poszukać zjazdu i pojechać boczną drogą. Nie będzie stał w korku do rana. - Zamiast tak siedzieć i udawać, że mnie nie ma, weź mapę i poszukaj najbliższego zjazdu. Wiesz, gdzie jesteś, czy mam ci to wyjaśnić? - warknął.
- A gdzie jest mapa?
- A gdzie ma być? W schowku! - musi sobie w końcu kupić GPS.
- To nie moje auto, bym wiedział, gdzie co jest - otworzył pokrywę schowka i wyjął to, po co sięgał. - I wiem, gdzie jesteśmy. Nie jestem głupi - pod koniec podniósł głos. Odnalazł obecne położenie i najbliższy zjazd do jakiejś miejscowości. - Za jakiś kilometr będziesz mógł zjechać do Peryeo.
- Co to za debilna nazwa?
- Chyba jakaś wieś. Tylko ta droga zaprowadzi nas do krajówki, ale to będzie spory objazd.
- Wolę to niż pieprzony korek.
Po kilometrze skręcał z autostrady w boczną, miejscową drogę. Zjazd był w samą porę, ponieważ za parę kilometrów czekał go horror. Zawsze uważał, że korki to zło wcielone. W samochodzie znów nastała cisza, której ciężkości nawet grające radio nie potrafiło rozbić. Od czasu do czasu udawało się to Alainowi, który mówił drugiemu chłopakowi, gdzie którą drogą ma jechać. Szczególnie wtedy, kiedy minęli wioskę i wjechali do lasu. Dzięki temu Alain trochę się rozluźnił i nawet nie zauważał tych trąceń o kolano, tak jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
- Zawiła ta droga. Tyle zakrętów, że nie można jechać szybciej - powiedział Fabrice. - Dobrze, że tutaj nawet po zachodzie słońca w tej części kraju jest dość widno. I gdyby nie ten las, byłoby fajniej.
Po kilku kilometrach dojechał do rozwidlenia dróg. Zatrzymał się.
- To teraz mów, gdzie mamy jechać.
Alain zajrzał do mapy, najchętniej to by sobie poświecił, ale jeszcze by zdenerwował drugiego chłopaka.
- Eeee... Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? Pokaż mi to - wyrwał mu mapę z ręki. - Kurwa. Tata znów pił przy niej kawę - wyrzucił mapę za siebie.
- Z tego, co się orientuję, to powinniśmy jechać w lewo.
- Zamknij się. Muszę pomyśleć – Fabrice nie lubił takich sytuacji.
- Chcę tylko powiedzieć, że mam dobrą orientację w terenie.
- Gówno mnie to obchodzi. Moje auto, ja prowadzę, ja decyduję.
- W porządku, nie odzywam się – Alain założył ręce na piersi.
- Pewnie, bo tylko to umiesz robić - skręcił w prawo.
- O co ci chodzi? - sięgnął po swoją butelkę wody.
- O to, że mam dość tej głupiej jazdy! - złościł się Fabrice. - Twojego nudnego towarzystwa i jeszcze twoich mądrości, które... Kurwa - po raz pierwszy tak przeklinał. - Droga się skończyła - nagle auto zarzęziło i silnik zgasł. Ujechało jeszcze kawałek, trafiając wprost na leśną ścieżkę i stanęło. - No co jest? Co się znów stało? - próbował zapalić silnik. – Maleńki, odpal. Nie rób mi tego. Pierdolona podróż. Najpierw tamto, a teraz znów kłopot z autem. No, dawaj.
Alain patrzył na bezskuteczną próbę zapalenia silnika, jego wzrok zatrzymał się na jednym z liczników. Wskazówka od paliwa pokazywała, że bak jest pusty.
- Benzyna się skończyła.
- Co ty nie powiesz, jakiś ty mądry, chłopaczku. Nie mogła się skończyć, bo auto zatankowałem - nie wziął pod uwagę, że paliwo obliczył na jazdę autostradą, gdzie go mniej zużywa i droga jest krótsza.
- Nie jestem chłopaczkiem! - Alain wysiadł z auta i trzasnął drzwiami. Miał go dość. Nie pozwoli sobie na takie traktowanie. Chartier wywoływał w nim mieszane uczucia, od smutku po wściekłość.
- Nie jesteś chłopaczkiem? - wysiadł za nim. Jak ten chłopak go irytował. - Dorosły też nie jesteś, mimo swego wieku! Wiesz, czemu? Bo jesteś głupim dzieciakiem! Tak bardzo mnie denerwujesz! - a po tych snach jeszcze bardziej go wnerwia.
- I nie wiem, dlaczego! Bo co, mieszkam w twoim pokoju? Nawet tam nie przesiaduję! Masz go dla siebie! - rozłożył ręce na boki.
- Denerwujesz, bo jesteś taki... taki ciapowaty. O.
- Co ty o mnie wiesz?! - znów to samo, ten znajomy ból. - Umiesz tylko ranić. Jak wszyscy. Nie starasz się mnie poznać, tylko... - powiedział cicho, potrząsając głową. Popatrzył na niego, a w przeraźliwie smutnych oczach miał łzy. Jedna, samotna spłynęła po policzku, ale szybko ją starł, zanim dosięgła jego szyi lub upadła na trawę.
Na ten widok Fabrice ponownie poczuł to samo kłucie w sercu. Ta łza... Czemu ona, ten widok tak nim poruszył? Miał ochotę go przytulić. Zawsze się roztapiał, kiedy ktoś płakał. Ale w zamian tego, jego niewyparzone usta powiedziały:
- Wiem o tobie to, że jesteś cholernie nudny!
Alain odwrócił się i pociągnął nosem. Pójdzie gdzieś i w spokoju sobie popłacze. Nie pozwoli, by chłopak wyśmiewał się z niego, że ryczy, jak baba.
- A idź sobie i nie wracaj!
Słysząc to Alain zaczął biec przed siebie, smagany cienkimi gałązkami krzewów. Tak bardzo chciał być inny. Pragnął stać się tacy, jak oni. W obecnym świecie nie ma miejsca dla kogoś jego typu. Tacy ludzie, jak on, są spychani poza margines. Teraz liczą się inne wartości. A on? On pragnął tak niewiele. Niczego nie żądał. Chciał być tylko lubiany za to, jaki jest i kim jest, a nie za to, że zaliczy sto imprez w ciągu miesiąca czy nie przesiedzi w domu całego dnia nad książką. Co miał poradzić na to, że taki jest i do tego pragnie romantycznej, pełnej czułości miłości? Tak bardzo zależało mu na dobrych kontaktach z Fabim. Niestety, było to trudne, a teraz mógł już o tym przestać marzyć. Nie było warto. Chłopak nigdy go nie polubi. Złość za tamte słowa w parku w czasie podróży mu minęła. Przecież mogli jakoś się dogadać. Niestety, nie było na to żadnych szans. Rozpłakał się na dobre, nie patrząc już, gdzie biegnie. Zza kurtyny łez nie widział drogi.
***
Niech idzie i nie wraca. Niech znika z jego życia i pieprzonych snów, które nigdy się nie spełnią. Zły kopnął w swój samochód i zaczął skakać na jednej nodze, czując ból w palcu, który na szczęście szybko przeszedł. Nie chciał sobie nic złamać. Ubrał bluzę, bo zrobiło się chłodno. Usiadł na tylnym siedzeniu, nogi zostawiając na trawie i zajrzał do małej lodówki. Dziewczyny wyżarły większość kanapek, pozostawiając jedną. Nie był głodny, ale napił się wody. Siedział tak dobre pół godziny, patrząc, jak robi się całkiem ciemno. Przed oczami ujrzał tamtą łzę moczącą policzek chłopaka i te piękne, załzawione oczy, które mogły go pochłonąć w swoje głębiny. Poczuł wyrzuty sumienia za swoje słowa, ale był tak zły, że musi siedzieć na tym odludziu i musiał na kimś się wyładować. Do tego musiał wyładować swoją wielodniową frustrację. I zrobił źle. Teraz, z każda upływającą sekundą, był tego pewny. Cały czas robił źle. Ten chłopak był taki, że dało się mu zaufać, a on nie lubił ufać ludziom, zawodzili, do tego był śliczny. Charlotte miała rację. To był jego typ. Typ pod względem urody, nie osobowości, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Właściwie to sam nie wiedział, jakiego chciałby mieć chłopaka na dłużej. Czy rozrywkowy typ nadaje się do dłuższego związku? Chyba nie zawsze. I o czym on myśli? Zna go tydzień, cały czas psioczył na niego, a tu Alain miałby być z nim? Śmieszne. Nawet nie wie, czy jest gejem, ale tak się zarumienił, kiedy położył mu dłoń na kolanie. Jak to sprawdzić? Nie zapyta go wprost, bo jeszcze sam się zdradzi lub ośmieszy, gdyby chłopak był heteroseksualistą. I ma dziewczynę? A może... Kim był ten blondyn, o którym mówiła siostra? Z kim Alain wtedy wyszedł? I dlaczego ten chłopak od tamtej pory się nie pojawił? Odłożył wodę na siedzenie, cały czas trzymał ją w ręku i już nie pił. Gdzieś w oddali słyszał krzyk jakiegoś nocnego ptaka. Nie znał się na tym. Spojrzał na księżyc. Pełnia musiała dziś być, gdyż był okrągły niczym bułeczka. Wyjął telefon i zobaczył, że jego bateria się wyładowuje. O dziwo zasięg na tym odludziu był dobry. Nic dziwnego, gdy jechali, widział nadajnik na jakiejś górze. Napisał smsa do mamy, że zatrzymali się w drodze, bo skończyło im się paliwo i mogą wrócić jutro. Po wysłaniu wiadomości po raz pierwszy od dłuższego czasu zobaczył, która jest godzina. Dochodziła dwudziesta trzecia. Poczuł niepokój. Od jak dawna Alaina nie ma? Godzinę? A może więcej. Ile czasu upłynęło od jego odejścia? W gardle pojawiła się jakaś gula i nie potrafił jej przełknąć. Spojrzał w miejsce, gdzie widział go ostatni raz. Gdzie on poszedł? A jak coś mu się stało? Nie, na pewno nic mu nie jest. Powiedział mu, żeby nie wracał i to pewnie dlatego nadal go tu nie ma. A jak zabłądził? W jego sercu pierwszy raz w życiu pojawił się niepokój.
Wstał. Musi go poszukać.
- Latarka. Gdzie jest ta cholerna latarka? Bagażnik. Jest w bagażniku - podszedł na przód auta, żeby otworzyć bagażnik od środka, gdyż zamek już dawno się zepsuł, żeby to zrobić kluczykami. Nacisnął dźwignię i coś go tknęło z ciekawości, przekręcił kluczyk w stacyjce. Faktycznie paliwo się skończyło. Miał ochotę kopnąć sam siebie. Alain miał rację. Mógł się go słuchać. Czemu nie spojrzał na liczniki? Nawet powinien jechać w tą pieprzoną drogę po lewej! Zamknął auto, wziął latarkę i po zatrzaśnięciu bagażnika poszedł szukać chłopaka.
Wszędzie było ciemno. Nie tak bardzo, jak byłoby bez pełni, a nieznane ścieżki pod stopami robiły się bardzo niebezpieczne. Wyczuwał na nich kamienie, patyki i trawę. Szedł powoli, a światło latarki kierował na okolicę. Chłopak nie mógł zboczyć z drogi. Wszędzie poprzerastane gałęzie były tak ze sobą szczepione, że nie dało się wejść głębiej w las. Widać było, że nikt tędy dawno nie chodził.
- Alain! - wołał. I był zły. Na niego za to, że sobie poszedł, nie znając okolicy, na siebie i swoje pochrzanione, dziecinne zachowanie oraz na to, że w ogóle się tu znalazł.
***
Zgubił się, jak głupi szczeniak. Wszystko wokół wyglądało tak samo. Na nic zdała się ta jego "orientacja w terenie". Nie wiedział nawet, skąd przyszedł. Telefon mu się wyładował. Do tego przewrócił się i obdarł sobie łokieć i kolano. Na szczęście krew już skrzepła i nie lała się. Ranki oczyścił wodą, którą miał ze sobą. Ukucnął pod jakimś drzewem na polance i nie ruszał się stamtąd. Jakoś do rana wytrzyma. Objął się ramionami, bo było mu bardzo zimno. I te odgłosy zwierząt działały na jego wyobraźnię upiornie. Za dużo naoglądał się horrorów. Tak, bał się i jedyne, czego chciał, to to, żeby go ktoś odnalazł i przytulił. Byleby tylko nie był to Fabrice. Znów by na niego krzyczał. Wtedy usłyszał ten głos. Wołał go. Radość wlała się do jego skołatanego serca.
- Hej! - odkrzyknął, ale bardzo słabo. Trzask łamanej gałęzi i snop światła mignął obok niego, aby zaraz powrócić do jego stóp i przesunąć się po skulonej sylwetce. Został zatrzymany na jego twarzy. Przymrużył powieki, ponieważ światło sprawiło ból jego oczom przyzwyczajonym do ciemności. Podniósł się.
- Jesteś - Fabrice odczuł ulgę. – Dlaczego, kurwa, nie wróciłeś do auta?! - skierował światło obok i podszedł do niego.
- Czemu znów krzyczysz? Przecież nie chciałeś, żebym wracał. I ja na to nie miałem ochoty. Po co? Ciągle tylko mnie ranisz. Nie znasz mnie, a osądzasz. Nawet nie próbujesz poznać. Jesteś, jak inni. Co ja wam wszystkim zrobiłem? Nie pasuję do ogółu? Wiem, że byłbym bardziej lubiany, gdybym był śmielszy, rozrywkowy... Czasami chciałbym być kimś innym. Są chwile, w których bardzo siebie nienawidzę. Ale są i takie, że jestem zadowolony z siebie i mam wszystko gdzieś. Tylko od kiedy jestem w twoim domu, tak bardzo mnie wszystko boli. Wiesz, świadomość, że jest się gdzieś niechcianym i niepotrzebnym jest naprawdę straszna – wypluwał słowa ze swych ust, patrząc przed siebie, ale nie na Fabricia, który stał nieruchomo i go słuchał. - Ostatni tydzień... Kiedy powiedziałeś, że jestem ofermą życiową, to tak okrutnie zabolało - pociągnął nosem, ale nie płakał. - Nie raz w szkole to słyszałem. Tyle razy miałem nadzieję... Nieważne. Po co to ja ci wszystko mówię? I tak mnie wyśmiejesz. Nie musiałeś mnie szukać - odepchnął się od drzewa i chciał odejść, ale Fabrice widząc, co się dzieje, złapał go za rękę.
- Gdzie znów chcesz iść?
- Puść, proszę.
- Nie puszczę! Naszukałem się ciebie i nie pozwolę teraz ci ponownie uciec - przyciągnął go do siebie i mocno objął, kryjąc nos w jego szyi. Nie mógł z tym walczyć. Oszukiwać siebie. Chłopak mu się bardzo podobał. - Nigdzie nie pójdziesz. Chyba, że ze mną - owiał gorącym oddechem jego kark. Alain wyraźnie zadrżał. Zrobił to ponownie. Ale teraz towarzyszyło temu westchnienie. W takich chwilach nigdy się nie mylił. - Alain - szepnął.
To było niewyobrażalne, niesamowite, ekscytujące. Ten chłopak go przytulił, a on go nie odepchnął. Nawet sam go objął, zaciskając ręce na jego plecach i kładąc głowę na ramieniu. Poczuł, jak w jego szyję uderza ciepło oddechu, a potem drugi raz i to imię wypowiedziane w jakiś taki inny sposób. W sposób, jaki nie zawierał w sobie ironii, złości, a raczej masę... czułości? Ciepła? Podniósł głowę, przypadkiem pocierając nosem o jego policzek i chciał się cofnąć speszony, ale te ręce, z których jedna owijała się wokół pasa, a druga spoczęła tuż poniżej łopatek, zatrzymały go tak, że stykali się klatkami piersiowymi.
Czuł przez ubranie, że serce Alaina przyspieszyło do zawrotnego tempa. Byli tak blisko siebie. Czy mógł pozwolić sobie na ten ruch? Spełnić swój sen? On, Fabrice, był niepewny? Najwyżej go odepchnie, znienawidzi jeszcze bardziej.
- Alain.
Tak dobrze mu było w tych ramionach. I znów jego imię wypowiedziane w ten sposób.
- Słucham? - nie poznał swego głosu, był taki zachrypnięty, inny. I wtedy to się stało. Ledwie muśnięcie, małe spotkanie ust, a wywołało w nim burzę emocji. - Co robisz? - jedyną odpowiedzią był kolejny krótki, ulotny pocałunek.
Zrobił to. Czy jest gotów na więcej? Przymknął na chwilę oczy.
- Fabrice, dlaczego? Czy ty... Czemu chcesz mnie upokorzyć? Co o mnie wiesz? - znów ten sam strach.
- Nie chcę cię upokorzyć - pocałunek w policzek, w skroń. - Do tej chwili nie wiedziałem o tobie nic. A ja od jakiegoś czasu...
- Jesteś gejem? - Alain zapytał wprost.
- Pokażę ci, kim jestem - szepnął.
Tym razem to nie było muśnięcie. Teraz to było co innego. Fabrice dotknął swoimi wargami jego i nie odsunął się. Ich usta przesunęły się po sobie, a po chwili Fabi naparł bardziej i go pocałował. Tak naprawdę, prawdziwie. I miał takie słodkie oraz gorące usta. Fabrice całował go i obejmował. Zasysał na jego rozchylonych wargach, podgryzał. Nieudolnie Alain oddał pocałunek i znalazł się w niebie. Czasami wyobrażał sobie swój pierwszy pocałunek, ale nigdy to nie było coś takiego, genialnego, a mogło być jeszcze lepiej.
- Otwórz usta - powiedział Fabrice, nie odrywając się do jego warg. Zamruczał aprobująco, kiedy chłopak spełnił jego polecenie. Wsunął mu język do ust i zbadał ich wnętrze. Wiedział, że umiał całować. Bardziej pogłębił pocałunek, czując, jak chłopak mięknie w jego ramionach, ulegając mu. Mógłby teraz zrobić z nim wszystko. I ta myśl go podniecała. Stopował się jednak, domyślając tego, że Alain jest niedoświadczony. Wyczuwał to po tym, jak się całowali. Ale on go nauczy tego i innych rzeczy, o ile chłopak mu pozwoli.
Świat mu wirował i robiło mu się gorąco od tego, czego zaznawał. Starał się dorównać chłopakowi i powtarzać jego ruchy, przez co ich języki zaczęły oplatać się wokół siebie, podrażniając kubki smakowe i zmysły. Chciał, aby to się nie skończyło. Brakowało mu powietrza, nogi miał, jak z galarety, twarz paliła od rumieńców, co na szczęście w ciemności widoczne nie było, a te silne ręce tak mocno go trzymały, że wyobraźnia zaczęła galopować od pocałunku do czegoś innego. Czegoś bardziej ekscytującego. Ale kiedy Fabrice powiódł swoją rękę pod jego koszulkę, dotykając nagiej skóry, zatrzymał jego dłoń i przerwał pocałunek, łapiąc łapczywie oddechy.
- Nie - przestraszył się, że chłopak zechce czegoś więcej, a on się tego bał. Nie wiedział, co robić, co się będzie działo.
- Spokojnie, nic więcej nie zrobię. Tylko chcę dotknąć twojej skóry - trącił nosem o jego nos. Odetchnął, kiedy Alain puścił jego rękę i mógł palcami zbadać to kuszące ciało. Kiedy go obserwował w domu, ciekaw był, jaką skórę ma chłopak. - Jest delikatna, męska, a zarazem aksamitna - przejechał paznokciami wzdłuż kręgosłupa od góry na dół i z powrotem. Alain wygiął się przy tym.
- Przestań - powiedział, chociaż jego ciało zaczęło krzyczeć coś przeciwnego.
- Jesteś wrażliwy - uśmiechnął się i, aby go nie męczyć, to nie była pora i czas na więcej, wysunął rękę i położył tam, gdzie była wcześniej, czyli pod łopatkami. Do tego domyślał się, że chłopak musiał się podniecić, ponieważ starał się odsuwać od niego biodra. Ta myśl nasunęła mu głupie rzeczy do głowy. Mógłby go za nie przyciągnąć i spalić chłopaka ze wstydu, kiedy i jego by wyczuł, ale na to miał czas. Wziął głęboki oddech, uspokajając się. - Wracamy do samochodu. Przeczekamy tam do rana.
- Ale... - usiłował dojść do siebie.
- Nie ma "ale". Utknęliśmy w tej leśnej głuszy. Rano poszukamy wyjścia z sytuacji - pocałował go szybko i mocno.
- A znasz drogę? - z trudem się uspokoił. Pierwszy dotyk, a on już tak szalał. I nie wierzył, że ten chłopak jest gejem. To szczyt jego marzeń.
- Zapamiętałem - dopiero wtedy, kiedy podniecenie zaczęło opadać, poczuł, jak zimny jest Alain. Zdjął bluzę z siebie i zarzucił na jego ramiona, okrywając go. - Będzie ci cieplej.
Alain wzruszył się tą niespodziewaną troską. Fabi zaskoczył go swoim zachowaniem o sto osiemdziesiąt stopni. Ubrał bluzę, która była nagrzana ciałem Fabiego i z trudem powstrzymał westchnięcie. Nie bardzo rozumiał, co się wokół niego dzieje. Ten las był zaczarowany, jak w bajkach? Zmieniał ludzi?
Fabrice wziął go za rękę jakiś taki szczęśliwy i razem poszli w stronę, gdzie powinien być samochód.
- A gdzie będziemy spać? - zapytał Alain, kiedy byli na miejscu.
- Siedzenia się rozkładają. Jakoś prześpimy noc. Całe szczęście, że to lato - otworzył drzwi i zabrał się za siedzenia. - Głodny jesteś?
- Trochę - po chwili przed nim pojawiła się kanapka. - Co to?
- Dziewczyny wszystkiego nie zjadły. Jest twoja.
- A ty nie będziesz jadł?
- Nie jestem głodny - ale burczenie w jego brzuchu powiedziało coś innego.
Alain zaśmiał się i po raz kolejny Fabrice mógł usłyszeć ten dźwięczny śmiech. Przełamał kanapkę na pół.
- Trzymaj. Niewiele, ale zawsze coś.
- Ok, ale najpierw chodź do samochodu - wszedł pierwszy i przesunął się, robiąc miejsce chłopakowi. Wziął kawałek chleba z pomidorem i szynką.
Alain zamknął drzwi i wcisnął kołeczek. Wolał nie zasypiać z otwartymi zamkami. Obaj w ciszy oświetlani światłem latarki zjedli swoje porcje. Lavelle wychylił się i ściągnął z wieszaczka swoją bluzę, którą podał chłopakowi. Tej jego nie zamierzał mu oddawać, pachniała nim. Zresztą, mieli ten sam rozmiar, więc rzeczy drugiego doskonale pasowały na pierwszego chłopaka. Fabrice bez słowa założył ją i położył się. Przyciągnął go do siebie.
- Co robisz? - zapytał panicznie Alain.
- Nic. Nie zachowuj się, jak cnotka. Razem będzie nam cieplej - objął go tak, że młodszy chłopak mógł wtulić twarz w jego szyję. Wyłączył latarkę.
- Boję się - po kilku minutach spokojnego leżenia odezwał się Alain.
- Czego?
- Teraz te chwile, ta noc... Odnoszę wrażenie, jakbym żył życiem kogoś innego – usta same zaczęły mówić, jakby kierowane inną wolą. - Parę godzin temu czułem się taki... taki... nijaki. Nawet nikt nigdy mnie nie pocałował, a teraz leżę tu przy tobie i boję się, że to się skończy - robił się jakiś taki wylewny. Po co mu to wszystko mówił? Przecież nie byli razem.
- Nie rozumiem. Dlaczego miałoby się kończyć? - nie chciał tego. W jednej chwili wszystko się zmieniło. To był dla niego szok. Ale kiedy zobaczył go pod tym drzewem i usłyszał to wszystko, nagle jakaś bariera w nim runęła, zapoczątkowana pierwszą łzą.
- No bo jak wrócimy, znów będzie tak, jak było. Będziesz sobą. A ja będę mógł tylko wspominać te chwile - na koniec głos mu się załamał.
- Nie będzie tak samo. Dopiero teraz jestem sobą. Prawdziwym Fabrice. Z pewnych względów musiałem go ukryć głęboko w sobie. I nie może być tak, jak było wcześniej. Nie może - szept niósł się w ciemnościach, tak jakby mówił na głos. - Ja nie pocałowałem cię ze względu na tę chwilę. Od pewnego czasu miałem sny. Sny, w których byłeś blisko mnie. Całowałem cię do utraty tchu. W nich urzeczywistniały się moje pragnienia.
- To dlaczego tak mnie traktowałeś? - jego głos był wilgotny.
- Denerwowało mnie to. Nie chciałem tego, bo skąd miałem wiedzieć, że mam szansę to spełnić? Wolałem się do ciebie nie zbliżać. Wiesz, ja też boję się cierpienia. I byłem zły, że zająłeś mój pokój. Nie ukrywam, że siedzi we mnie egoista i wszystko chciałbym mieć tylko dla siebie. I odkryjesz to, jaki jestem. To przeważało. Pierwsze, że przywiążę się do ciebie, a drugie, ty dowiesz się o mojej seksualności. Przebywając razem, ciężko to ukryć.
- Nawet nie wiesz, jak ja się tego bałem. Cały czas musiałem uważać na swoje gesty, żeby się na ciebie nie gapić.
- Podobam ci się - Fabrice uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo. Nie możesz się nie podobać.
- Ty mnie też. Ej, Alain, ty płaczesz?
- To tylko... Nie wiedziałem, że mogę się komuś podobać - chociaż i tak podejrzewał, że Fabriceowi chodzi o wygląd. O zabawienie się. - I to chyba kumulacja tego, co się dziś działo oraz ulga... - więcej nie był w stanie powiedzieć.
- Szzz. Nie musisz nic mówić - ucałował go w głowę. Kiedy czuł, jak chłopakiem targa spazm płaczu, w jego sercu rozpętała się burza uczuć tak wielka, że od tej pory chciał chronić tego chłopaka. Tuląc go, pozwolił mu się wypłakać i powoli zasnąć. Długo po tym sam jeszcze nie spał, głaszcząc go po plecach i rozmyślał nad tym, co się wydarzyło. Tych kilka chwil zmieniło w jego życiu wszystko. Chłopak był strasznie słodki i niewinny. Taki w sam raz na stworzenie czegoś głębszego między nimi. Czy był na to gotów? Czy Alain się zgodzi być z nim? Nie zapyta go o to jeszcze. Czas, teraz liczył się czas, dzięki niemu jeszcze przemyśli sobie wiele rzeczy. Zanim zasnął, jeszcze raz ucałował słodkie usta Alaina i zamknął powieki.